Barwy miłości - ebook
Barwy miłości - ebook
Jolana i Nick wpadli na siebie na ruchliwej nowojorskiej ulicy. Może powinni rzucić kilka słów przeprosin i dalej ruszyć w swoją drogę, ale wdali się w gwałtowną sprzeczkę. Tak zaczęła się znajomość zdolnej malarki i współwłaściciela galerii, których wkrótce połączyły wspólne zainteresowania, interesy, a także gorące uczucie. A potem wystarczyło jedno nieporozumienie, by Jolana bez pożegnania uciekła do Paryża. Chce jak najszybciej zapomnieć o Nicku, dlatego spogląda przychylnym okiem na czarującego francuskiego arystokratę i po krótkiej znajomości przyjmuje jego oświadczyny. Ślub jako lekarstwo na załamane serce? Bardzo ryzykowna i nie zawsze skuteczna terapia…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5522-6 |
Rozmiar pliku: | 729 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nowy Jork, 1984 r.
Wiało coraz mocniej, ale kapryśna pogoda nie robiła wrażenia na Jolanie. Lubiła, gdy jej długie jasne włosy powiewały swobodnie na wietrze. Była wysoka, na szczęście nie miała z tego powodu kompleksów. Przeciwnie, ceniła sobie swój ponadprzeciętny wzrost. Długie smukłe nogi pozwalały jej się szybko przemieszczać. Pokonywała dzięki nim spore odległości, jak teraz, kiedy w tłumie nowojorczyków maszerowała sprężystym krokiem Piątą Aleją. Choć urodziła się na wsi, bez trudu przywykła do zawrotnego tempa życia w mieście. Jak zwykle w porze lunchu ulice Nowego Jorku wypełniły się po brzegi sznurami żółtych taksówek.
Wystawiła twarz ku słońcu i uśmiechnęła się do własnych myśli. Życie było cudowne. Miała zaledwie dwadzieścia siedem lat i stała u progu obiecującej kariery. Jedna z elitarnych galerii zaproponowała jej wystawę na wyłączność. Czekała właśnie na oficjalne otwarcie ekspozycji, a jej prace doskonale się sprzedawały. Zarabiała na nich znacznie więcej, niż kiedykolwiek mogła przypuszczać. Czego chcieć więcej? Na myśl o znajomych z Georgii w jej czarnych oczach pojawił się błysk satysfakcji. Jeszcze do niedawna naśmiewali się z jej wielkich planów. Nie wierzyli, że odniesie sukces i zostanie cenioną malarką. Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby zobaczyli ją, jak paraduje po mieście w sukience od Anne Kleine, modnych skórzanych kozakach i eleganckim zamszowym płaszczu? Natychmiast zmieniliby śpiewkę, a w skrytości ducha zgrzytaliby zębami i zielenieli z zazdrości.
Zadowolona z siebie przestała patrzeć pod nogi i natychmiast na kogoś wpadała. Odbiła się jak piłka od szerokiego torsu i poleciała gwałtownie w tył. W tej samej sekundzie ktoś chwycił ją mocno za ramiona i utrzymał w pionie.
Otworzyła usta, żeby przeprosić za roztargnienie, ale podniosła wzrok i zaniemówiła z wrażenia. Niesamowite… Zderzyła się z facetem, który był wprost stworzony do tego, żeby go malować. Z taką twarzą mógłby pozować zawodowo. Każdy szanujący się portrecista zatrudniłby go jako modela. Z ciemnymi kręconymi włosami, wysokimi kośćmi policzkowymi, prostym nosem i wyraźnie zarysowaną, kwadratową szczęką wyglądał jak typowy Włoch. Ale najbardziej rzucały się w oczy jego usta, które przyciągały wzrok idealnie symetrycznym kształtem. Był znacznie wyższy od niej, choć nie potrzebował przewagi wzrostu, żeby roztaczać aurę pewności siebie, która graniczyła z arogancją. W drogim granatowym garniturze i skórzanym płaszczu sprawiał wrażenie kogoś, komu nigdy niczego się nie odmawia.
– Może pani przestać mi się tak przyglądać? – odezwał się mało przyjaźnie. Jego głos, choć zdecydowanie nieuprzejmy, był przyjemnie niski i zaskakująco miły dla ucha. – Wygląda pani, jakby próbowała policzyć mi zmarszczki.
– Przepraszam – odparła jak wyrwana z transu. – Nie miałam zamiaru się gapić, ale pańska twarz…
– Coś z nią nie tak? – przerwał jej bezceremonialnie. – Jak dotąd nikt nie zgłaszał zastrzeżeń. Zawsze chodzi pani z głową w chmurach, czy tylko dziś zrobiła pani wyjątek?
– Napawałam się właśnie mściwym poczuciem satysfakcji – odpaliła z uśmiechem. – Woda sodowa uderzyła mi do głowy i przez chwilę nie patrzyłam pod nogi. Jeszcze raz przepraszam. Nie chciałam pana poturbować. Ani tym bardziej wprawić w zakłopotanie.
– Bez obaw. Ta sztuka nie udała się nikomu od bardzo dawna. Prawdopodobnie odkąd skończyłem sześć lat.
Nie odwzajemnił jej uśmiechu, a ona uznała, że pewnie nigdy się nie uśmiecha. Odchrząknęła niepewna, jak się zachować, i sama poczuła się zakłopotana. Onieśmielały ją jego szorstki ton i niecierpliwe zerkanie na zegarek.
– Spieszy mi się – oznajmił po chwili niezręcznego milczenia. – Na wsi może pani sobie bujać w obłokach i chodzić jak popadnie. Nowy Jork to jednak nie wieś, więc radziłbym bardziej uważać, bo następnym razem wyląduje pani pod kołami taksówki.
Zmroziła go wzrokiem.
– Może i pochodzę ze wsi, ale na pewno nie jestem prostaczką, jak niektórzy miastowi. W moich stronach zwraca się uwagę na maniery. Panu, jak widzę, to pojęcie jest zupełnie obce.
Nie dała mu szansy na odpowiedź. Nim zdążył zareagować, ominęła go i popędziła przed siebie.
Nadęty palant, pomyślała ze złością, popychając obrotowe drzwi. Za kogo on się uważa? Może i wygląda jak rzymski gladiator albo siejący postrach centurion, ale czy to znaczy, że wszystko mu wolno? Na przykład obrażać przypadkowo napotkanych ludzi? Jakie to szczęście, że większość nowojorczyków jest miła. Jako przyjezdna miała z początku pewne uprzedzenia. Sądziła, że miejscowi są oziębli i niesympatyczni, ale szybko odkryła, że się myli.
Portier jak zwykle powitał ją szerokim uśmiechem.
– Dzień dobry, pani Shannon. Piękny dzień, prawda?
– Bardzo. A mówili, że będzie śnieg. I jak tu wierzyć prognozom pogody?
Pomachawszy młodemu recepcjoniście, wsiadła do pustej windy, wcisnęła trójkę i odetchnęła z ulgą, gdy zamknęły się za nią drzwi.
Jej mieszkanie było duże i wygodne, czyli takie, o jakim zawsze marzyła. Miało przestronny salon z obniżoną podłogą i wystrój utrzymany w kilku odcieniach żółci, złota i bieli. Uwielbiała słoneczne kolory i przytulną atmosferę, którą udało jej się stworzyć w nowym miejscu. Biały dywan nie był może najlepszym pomysłem, ale nie potrafiła mu się oprzeć. Zresztą zawsze zdejmowała buty w przedpokoju od razu po wejściu. I o to samo prosiła gości. Kiedy zanurzała stopy w miękką puszystą tkaninę, od razu czuła, że jest u siebie i może się zrelaksować. Dom, w którym dorastała w Georgii, wyglądał całkiem inaczej…
Omiotła wzrokiem luksusowe wnętrze i uśmiechnęła się do samej siebie. Przyjemnie było mieć pieniądze. Dzięki nim życie stawało się znacznie przyjemniejsze.
– Jezu, pieniądze! – uprzytomniła sobie raptem i rozejrzała się spanikowana. – Gdzie moja torebka? – Sprawdziła obszerne kieszenie płaszcza. Mała kopertówka zmieściłaby się w nich bez problemu. Pamiętała, że zabrała ją ze sobą z galerii. – Matko kochana, gdzie ja ją podziałam? Przecież jeszcze kilka minut temu miałam ją w ręku!
Przeszukawszy w popłochu salon i przedpokój, wypadła na korytarz tak jak stała, w samych rajstopach. Nie znalazła zguby ani w windzie, ani na recepcji, więc wybiegła na zewnątrz. Może upuściła ją, wchodząc do budynku? Niestety, nic z tego.
Nagle przypomniał jej się gbur, na którego wpadła po drodze. Torebka musiała wypaść jej z ręki, gdy zderzyli się ze sobą. Dopiero kiedy poczuła dojmujący chłód, uzmysłowiła sobie, że stoi na ulicy bez butów. Wzdrygnęła się i weszła z powrotem do środka.
Portier zasłaniał usta, usiłując się nie roześmiać.
– Uwielbiam chodzić boso – poinformowała z szerokim uśmiechem. – To podobno bardzo zdrowe. Dobrze robi na krążenie. – Westchnęła ciężko i przejechała palcami po czole. – Zgubiłam torebkę… I co ja teraz zrobię? Jestem prawie pewna, że wypadła mi gdzieś na chodnik. A miałam w niej wszystkie karty kredytowe… I prawo jazdy…
– Niech się pani nie martwi. Może ktoś ją zwróci.
Jasne, pomyślała smętnie. A jutro dla odmiany natknę się na Supermena, który zaprosi mnie randkę. Pożegnała się z odźwiernym i pomaszerowała do windy.
Wysiadała z niej matrona w szykownej szarej garsonce i popatrzyła na nią jak na wariatkę. Naturalnie, jakżeby inaczej.
– Ostatni krzyk mody – oznajmiła beztrosko Jolana. – Wczesny prymityw. Prosto z Paryża – dodała, naciskając przycisk trzeciego piętra. Mina sąsiadki była bezcenna.
Na górze spojrzała z żalem na zrujnowane rajstopy po czym wyrzuciła je do kosza na śmieci. Sporo ją kosztowały, ale cóż, mówi się trudno. Następnym razem stuknie się w czoło, nim wpadnie na pomysł, żeby paradować na bosaka po betonie.
Usiadła na kanapie i zaczęła się zastanawiać, co zrobić w sprawie torebki. Z braku lepszych pomysłów, zadzwoniła na policję. Oficer dyżurny poradził jej, żeby nie robiła sobie zbyt wielkich nadziei i jak najszybciej zastrzegła karty kredytowe, a także złożyła wniosek o wydanie nowego prawa jazdy. Szanse na to, że ktoś odniesie torebkę, były znikome.
Rozłączyła się i wypuściła głośno powietrze. Sama jestem sobie winna, stwierdziła w duchu, lecz niewiele to pomogło.
– Wszystko przez tego cholernego Włocha – wymamrotała pod nosem i od razu poczuła się lepiej. – To pewnie jakiś mafioso. Kto wie, może nawet cyngiel? – Nie zdziwiłaby się, gdyby był płatnym mordercą. Prawdziwi biznesmeni nie obnoszą się tak ostentacyjnie ze swoją arogancją.
Zadzwoniła do banku, potem weszła do pracowni. Na prośbę właściciela galerii, z którą podpisała kontrakt, malowała typowy grecki pejzaż: ruiny starożytnych kolumnad na tle Olimpu. Oklepany banał, ale Tony nie chciał słyszeć o zmianie motywu. Zamierzał podarować komuś obraz w prezencie i upierał się, że wie, czego chce. Poprosił ją o osobistą przysługę, więc nie mogła odmówić. Uznała, że zamiast siedzieć i płakać nad rozlanym mlekiem, może zająć się czymś produktywnym i skończyć malowanie.
Włożyła luźne znoszone dżinsy i obszerną czerwoną koszulę. Była cała umazana farbą, ale kto by się tym przejmował? W końcu mieszkała sama, więc nikt jej nie będzie oglądał. Wyznawała zasadę, że we własnym domu człowiek ma prawo czuć się swobodnie i chodzić w tym, w czym chce.
Jakiś czas później rozległ się dzwonek interkomu. Pochłonięta pracą, podskoczyła na stołku i westchnęła zniecierpliwiona. Oby to nie był mój namolny wielbiciel, pomyślała, zmierzając do przedpokoju. Od jakiegoś czasu naprzykrzał jej się pewien kolekcjoner, który kupił od niej kilka prac. Casanova od siedmiu boleści… Miał wyjątkowo rozdęte ego i uważał się za wielkiego playboya. Mimo że konsekwentnie odmawiała, zapraszał ją do siebie już trzy razy. Żeby pokazać jej swoje zbiory, rzecz jasna. Z jakiegoś powodu wielu mężczyzn sądziło, że skoro jest artystką, to można ją traktować jak stereotypową przedstawicielkę bohemy. Innymi słowy, wydawało im się, że wskakuje do łóżka z kim popadnie. Nie mieli pojęcia, że dorastała w rodzinie, w której hołdowano purytańskim tradycjom, dlatego seks znaczył dla niej znacznie więcej niż sport czy rozrywka. Prawdę mówiąc, spała w życiu z tylko jednym mężczyzną, który zresztą bardzo szybko się ulotnił. Prawdopodobnie uznał, że będzie oczekiwała prawdziwego zaangażowania. I miał rację. Ciężko przeżyła zerwanie, z czasem doszła jednak do wniosku, że dobrze się stało. Nie nadawała się do przelotnych związków. Może była naiwna, ale pragnęła zaznać prawdziwej miłości.
– Słucham? – odezwała się nieufnie, nacisnąwszy przycisk interkomu.
– Pani Shannon – odparł uprzejmie portier. – Znalazła się pani torebka. Ktoś właśnie ją przyniósł.
– Naprawdę?! Chwała Bogu!
– Pozwoliłem sobie wpuścić go na górę.
– Świetnie, dziękuję.
Kiedy po kliku minutach otworzyła drzwi, stał w nich nie kto inny, tylko Włoch, na którego natknęła się na ulicy.
– Pani Shannon, jak rozumiem? – Spojrzał na nią z góry i wręczył jej skórzaną kopertówkę. – Niezły numer z tą torebką, ale ze mną nie przejdzie. Nie znoszę, gdy ktoś próbuje mną manipulować. – Był wyraźnie wkurzony, tak naprawdę wyglądał groźnie.
Zamrugała nerwowo, odbierając od niego zgubę. Odetchnęłaby z ulgą, gdyby nagle nie poczuła się tak nieswojo.
– Bardzo panu dziękuję, bałam się, że…
– Mówiłem już, co o tym sądzę – uciął bez ceregieli. – Może pani sobie darować. Nie interesują mnie dziewczyny na telefon. Swoją drogą – dodał złośliwie – nie mam pojęcia, jak się pani udało wkręcić w ten biznes. – Obrzucił ją taksującym wzrokiem od stóp do głów. – Nie ma na czym oka zawiesić. Z takim ciałem raczej nie wzbudza pani w nikim wielkiego żaru. – Skrzywił się zdegustowany. – Chociaż mówię teraz wyłącznie za siebie.
Jo była bliska eksplozji. Cisnęła torebkę na kanapę i posłała mu spojrzenie pełne jadu.
– Gdyby nie miał pan nade mną przewagi gabarytów, panie Sympatyczny, już dawno spuściłabym pana ze schodów. Wynocha z mojego domu!
– Osiągnęłaby pani znacznie lepszy efekt, gdybym najpierw wszedł do środka. Ale proszę na to nie liczyć. Nie jest pani w moim typie. Kiedy następnym razem będzie pani potrzebowała bogatego sponsora, radzę dać ogłoszenie w jakimś znanym czasopiśmie. Byle tylko nie w moim. Nie mam zwyczaju reklamować tego typu usług. – Odwrócił się na pięcie i ruszył niespiesznie do windy.
– Proszę pana! – zawołała za nim słodziutkim tonem.
– Tak? – Zerknął na nią przez ramię.
Uśmiechając się szeroko, pokazała mu środkowy palec, po czym weszła do mieszkania i zatrzasnęła z hukiem drzwi.
– Na pewno nie z tobą, laluniu! – usłyszała z korytarza. – Nie ruszają mnie twoje wdzięki!
Zgrzytnęła zębami i cisnęła wazonem w ścianę. Szkoda, że to nie jego pusty łeb!
Później, kiedy nieco ochłonęła, zrobiło jej się wstyd. Nie mogła uwierzyć w jego paskudne i kompletnie bezpodstawne oskarżenia, a także w to, jak gwałtownie na nie zareagowała. Nigdy dotąd nie używała obraźliwych gestów. I prawie w ogóle nie przeklinała. Nie wiedzieć czemu przy nim wyjątkowo łatwo puszczały jej nerwy. I hamulce. Ma na mnie zdecydowanie zły wpływ, stwierdziła w duchu, siadając z powrotem przed sztalugą. Na szczęście nie będzie musiała nigdy więcej go oglądać. Najważniejsze, że odzyskała torebkę. Szkoda tylko, że zdążyła już zastrzec karty kredytowe. Teraz będzie musiała wszystko odkręcić.
Następnego dnia wybrała się na miasto. Potrzebowała kreacji na wieczorne przyjęcie, które organizował właściciel galerii. Postanowiła wstąpić do niego w drodze na zakupy i oddać mu gotowy obraz.
– Skończyłam – oznajmiła z satysfakcją, kładąc przed nim swoje najnowsze dzieło.
– Jesteś nieoceniona – odparł z szerokim uśmiechem Tony Henning.
Przemknęło jej przez myśl, że on też wygląda, jakby miał włoskie korzenie. To pewnie zasługa czarnych włosów i ciemnych oczu.
– Nick będzie zachwycony – stwierdził z ironią i roześmiał się w głos. – Zwłaszcza kiedy zobaczy Olimp. Dobrze się składa, bo mam ochotę mu dopiec.
– Można komuś dopiec obrazem?
– Można. Gdybyś go znała, wiedziałabyś, o czym mówię. Ludzie porównują go czasem do greckiego boga. Przeważnie kiedy chcą go wkurzyć. – Odchrząknął nerwowo. – Właśnie się poprztykaliśmy… o twoją wystawę.
– O moją wystawę? Nie rozumiem. Co on ma z nią wspólnego?
– Jest właścicielem połowy udziałów galerii.
– Jak to?! Nie mówiłeś, że masz wspólnika.
– To świeża sprawa. Podpisaliśmy umowę kilka tygodni temu. Jak wiesz, w świecie sztuki nie jest lekko. Powiedzmy, że podjąłem kilka chybionych decyzji. Zainwestowałem w nieodpowiednie pokazy i w nieodpowiednich ludzi. Sporo mnie to kosztowało. Poza tym straciłem trochę pieniędzy na giełdzie. Prawdę mówiąc, byłem w potężnym finansowym dołku i wyciągnął mnie z niego właśnie Nick. Kiepsko by się to dla mnie skończyło, gdyby nie on. Jesteśmy kuzynami, więc…
– Rozumiem, ale chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Skoro się sprzeciwia…
– Nie martw się, wystawa odbędzie się zgodnie z planem. Powiedziałem mu, że zawarliśmy umowę. I prawie nie skłamałem. Jeśli to zaraz podpiszesz, papiery będą w porządku. – Podsunął jej wydrukowany kontrakt z datą sprzed dwóch tygodni.
– Czy to aby na pewno legalne? – spytała podejrzliwie.
– Jasne, że legalne – zapewnił z miną winowajcy, wciskając jej do ręki długopis. – Wystarczy, że się podpiszesz, a umowa będzie ważna.
Zawahała się, ale złożyła podpis.
– Znakomicie. – Zabrał pospiesznie dokument i schował go do szuflady biurka. – Teraz możemy odetchnąć z ulgą. Nie ma się czym przejmować.
– Dlaczego twój kuzyn nie chce wystawiać moich prac? Przecież nawet mnie nie zna.
Zmieszał się i odwrócił wzrok.
– Uważa, że ze sobą sypiamy i tylko dlatego zgodziłem się na wystawę. Nie wie, jaka jesteś dobra, bo nie widział twoich obrazów. Nie miałem żadnego pod ręką, żeby mu pokazać. Sprzedają się jak świeże bułeczki. Niektórzy dosłownie się o nie biją.
– Powiedziałeś mu, że jesteśmy kochankami?!
– Nie, no skąd! Ale pomarzyć zawsze mogę… – Westchnął teatralnie, po czym posłał jej kosmaty uśmiech. – Mam na zapleczu kanapę. I całkiem nieźle wyglądam nago. To znaczy, jak na faceta w moim wieku. Reflektujesz?
Roześmiała się ubawiona.
– Jak na faceta w twoim wieku? Mówisz, jakbyś dobijał setki i stał jedną nogą w grobie.
– Obchodzę urodziny niemal razem z Nickiem, a jemu właśnie stuknęła czterdziestka. Ostatnio zresztą wygląda na swoje lata. Nie ma biedak szczęścia w miłości.
– Czy to znaczy, że jest mało atrakcyjny?
– Nie, wręcz przeciwnie. Wydaje ceniony miesięcznik finansowy, a kobiety padają mu do stóp jak muchy. Tyle że on zupełnie nie zwraca na nie uwagi.
– Mizogin?
– Nie, nie chodzi o to, że nie lubi kobiet. Po prostu nawet jeśli się z kimś spotyka, nigdy nie angażuje się emocjonalnie.
– Nie mogę się doczekać, żeby go poznać – oznajmiła cierpko. – Powiedz, że dostąpię tego zaszczytu już dziś wieczorem.
– Prawdopodobnie. – Tony westchnął. – I pewnie z miejsca się zadurzysz, jak wszystkie inne. Chciałbym się mylić, ale tak to się zwykle kończy. Pozwól, że to ja mu cię przedstawię. Kiedy zobaczy ten obraz, na pewno się zirytuje i zrobi się niemiły. Zajmę go czymś, a ty sama osądzisz, czy może lepiej od razu się ewakuować. Mój kuzyn ma niestety alergię na artystów. Jego zdaniem wszyscy jesteście bandą puszczalskich pasożytów.
– W takim razie włożę coś wyzywającego. – Uśmiechnęła się szeroko. – A może przyjdę, jak mnie Pan Bóg stworzył?
– Dla mnie bomba – podchwycił ochoczo. – Pod warunkiem, że pozwolisz mi odwołać innych gości i zrobimy sobie imprezę tylko we dwoje.
– Ty i te twoje szalone pomysły – zachichotała beztrosko. – Dziękuję, że się za mną ująłeś, Tony – dodała poważniejszym tonem. – Zadałeś sobie dla mnie wiele trudu. To moja pierwsza duża wystawa. Wiele od niej zależy.
– Wiem. Dlatego walczyłem o nią z Nickiem. Widzimy się o siódmej.
– Jasne, będę na pewno.
Kilka godzin później weszła do eleganckiego salonu w mieszkaniu Henninga. Miała na sobie skąpą sukienkę ze złotego brokatu z wyciętymi plecami i ryzykownie głębokim dekoltem, który nie zakrywał praktycznie niczego. Zapłaciła za nią pod wpływem impulsu, a teraz żałowała nieprzemyślanego zakupu. Kreacja wydawała jej się szykowna i niebanalna, a lśniąca tkanina doskonale podkreślała kolor oczu i włosów, ale wybrała ją głównie dlatego, że była zła na Nicka. Nie mogła przeboleć, że próbował storpedować jej wystawę. Nawet jej nie znał, a już wrzucił ją do jednego worka z innymi. Uznała, że nie może go rozczarować.
– O wilku mowa – powiedział z szerokim uśmiechem Tony, uścisnąwszy jej ręce na powitanie. – Właśnie o tobie rozmawialiśmy. Wyobraź sobie, że Nickowi spodobał się twój obraz. Chce cię poznać.
Odetchnęła z ulgą i zaczęła przeciskać się za nim przez tłum gości. Kiedy się zatrzymali, najpierw rzuciły jej się w oczy czarny smoking i śnieżnobiała koszula. Potem podniosła wzrok i zatrzymała go na niesamowicie przystojnej twarzy – twarzy, którą już widziała…
– Domenico Scarpelli – odezwał się niczego nieświadomy Henning. – A to Jolana Shannon, moje najnowsze odkrycie – dodał z dumą.
Jo popatrzyła na poznanego już przez nią znajomego Włocha i skrzywiła się z niesmakiem.
– Pozwoli pan, że nie podam ręki – powiedziała zjadliwie.
Obejrzał ją od stóp do głów jakby miał w oczach rentgen. Otwarcie i bez żenady.
– Bez obaw, jakoś to przeżyję. A więc pani jest tą malarką, z którą chce pracować Tony… Wielka szkoda, że wcześniej nie zdradził mi pani nazwiska.
Jolana oddała Henningowi kieliszek, który wręczył jej po drodze.
– Udane przyjęcie. – Uśmiechnęła się z przymusem. – Żałuję, ale muszę już iść. Czuję nadciągający ból głowy.
– Droga wolna – wtrącił lodowato Domenico. – Ale jeśli pani wyjdzie, może się pani pożegnać z wystawą.
Zatrzymała się w pół kroku, pokazując mu plecy.
– Sądziłam, że już się z nią pożegnałam. I tak mnie pan skreśli, więc nie mam nic do stracenia. Na szczęście są w tym mieście inne galerie, panie Scarpelli. Jakoś sobie bez pana poradzę. Jeśli nie będę miała z czego żyć, zawsze mogę zostać kelnerką. Żegnam pana.
Scarpelli chwycił ją mocno za ramię i ku osłupieniu Tony’ego, pociągnął w stronę sypialni. Gdy weszli do środka, natychmiast zamknął drzwi.
Wystraszona wyszarpnęła mu się pospiesznie i stanęła przy oknie.
– Nie pochlebiaj sobie, złotko – rzucił kąśliwie. – Nie jestem aż tak zdesperowany.
Zmroziła go morderczym spojrzeniem.
– Nie? – zapytała z wyszukaną uprzejmością. – W takim razie w jakim celu mnie pan tu zaciągnął?
– Żeby porozmawiać. W tym tłumie raczej nie ma do tego warunków. – Opadł z wdziękiem na krzesło i zapalił papierosa. – Niechże pani wreszcie usiądzie. Nie pogryzę pani, zapewniam.
Zawahała się, po czym przycupnęła na krześle po drugiej stronie wielkiego łóżka.
– Miałem rację, nie zrobiłaby pani wielkiej kariery jako call girl. I po co ta wyzywająca kiecka, skoro boi się pani wejść z facetem do sypialni?
– Specjalnie dla pana. Tony powiedział, że chce pan uziemić moją wystawę. I że nie przepada pan za kobietami…
– Nie lubię tyko dziwek – poprawił gładko. – A to różnica. Teraz sobie przypominam, że wczoraj nie miała pani na sobie niczego prowokacyjnego, za to była pani cała poplamiona farbą. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że może pani malować. W Nowym Jorku jest mnóstwo artystów z przypadku.
– Ja z pewnością do takich nie należę – oznajmiła z godnością.
– Fakt, nie należy pani. Ma pani ogromny talent. Zauważyłem to od razu, mimo że jak dotąd widziałem tylko to ohydztwo, które kazał pani namalować mój dowcipny kuzyn.
– Wiedział, że się panu nie spodoba.
– Tony i jego poczucie humoru. Zresztą pomylił się. Sam obraz mi się podoba, nie podoba mi się tyko to, co na nim jest. Mocno trąci kiczem. Od dawna pani maluje?
– Odkąd byłam na tyle duża, żeby utrzymać w palcach kredkę. Ale chyba nie przyszliśmy tu rozprawiać o moim życiorysie, prawda?
– Racja. – Przyjrzał jej się dokładnie. – W piątek idę na rodzinne przyjęcie. Z powodów, o których wolałbym w tej chwili nie mówić, potrzebuję na tę okazję damskiego towarzystwa. Jeśli zgodzi się pani ze mną pójść, nie będę próbował unieważnić kontraktu, który podpisała pani z Tonym. Ostrzegam, że jego wiarygodność jest co najmniej wątpliwa, więc da się go łatwo obalić.
Poczuła, że się rumieni.
– Nie jestem dziewczyną do wynajęcia! Zdawało mi się, że już to sobie wyjaśniliśmy.
– Owszem, wyjaśniliśmy, i tym bardziej nie rozumiem, w czym problem. Nie powiedziałem, że potrzebuję dziewczyny do łóżka. Chcę tylko, żeby spędziła pani kilka godzin ze mną i z moją rodziną. Przy kolacji. Zgadza się pani czy nie?
Rozważyła w milczeniu, czy ma jakieś inne opcje. Niestety trzymał ją w garści i oboje o tym wiedzieli.
– Dobrze, niech panu będzie – przystała niechętnie.
– Będzie pani musiała trochę poudawać – dorzucił od niechcenia.
– Poudawać? Co mianowicie?
Zapatrzył się w rozżarzony koniec papierosa.
– Że jest pani we mnie zakochana.
Poderwała się gwałtownie i podeszła do drzwi.
– Żartuje pan?! To już wolę do końca życia sprzedawać na rogu ulicy karykatury!
– Słusznie. – On także podniósł się z krzesła. – Na durnych obrazkach zarobi pani znacznie więcej niż gdyby wystawała pani na rogu, próbując sprzedać siebie. Zamknij się na chwilę, kobieto i posłuchaj, co do ciebie mówię!
– Słucham – odparła oburzona. – Już od kilku minut, bo nie mam innego wyjścia!
– Na tym przyjęciu będzie pewna osoba… Wydaje jej się, że się w niej kocham, a ja chcę ją wyprowadzić z błędu. Rozumie pani?
– Rozumiem, ale NIE rozumiem, co JA mam z tym wspólnego. Niech pan zabierze jedną ze swoich dziewczyn. Ponoć ma ich pan na pęczki.
– Tak się składa, że chwilowo nie mam żadnej – westchnął sfrustrowany. – A przecież nie przyprowadzę matce do domu dziwki! To chyba zrozumiałe?
– Coś podobnego, to pan ma matkę? – zadrwiła bezlitośnie.
Spojrzał na nią z rozdrażnieniem.
– Wyjątkowo działa mi pani na nerwy, pani Shannon.
– Z wzajemnością, panie Scarpelli.
– Przyjadę po panią o piątej. I proszę nie mówić o tym Tony’emu.
– Jak pan rozkaże, jaśnie panie. – Uśmiechnęła się słodziutko i dygnęła. – Skończyliśmy? Chętnie poszłabym do domu.
– Ja też. – Przytrzymał jej drzwi. – Pani przodem.
Zadarła dumnie podbródek i wymaszerowała do salonu.
– A tak na marginesie – mruknął jej wprost do ucha – zaskoczyła mnie pani wczoraj. Nie sądziłem, że dobrze wychowane panienki z Południa używają tak obraźliwych gestów.
Zaczerwieniła się po czubek nosa i odeszła. Nie była w stanie na niego spojrzeć. Na wszelki wypadek zamierzała jak najszybciej ulotnić się z imprezy, ale oszczędził jej zachodu i wyszedł pierwszy. Gdy zniknął, u jej boku natychmiast pojawił się Henning.
– O co mu chodziło? – zapytał, gdy odciągnął ją na bok. – Znacie się?
– Tak jakby… – mruknęła pod nosem. – Zgubiłam wczoraj torebkę. A on ją znalazł.
– No i?
Wzruszyła ramionami.
– No i myślał, że jestem dziwką.
Roześmiał się, jakby usłyszał przedni dowcip.
– Ty? Dziwką? Też wymyślił.
– Nie martw się, szybko wyprowadziłam go z błędu. Wyjątkowo odrażający typ. Zawsze taki był, czy to efekt jakichś przykrych doświadczeń?
– Hm… – Zamyślił się na moment. – Powiedzmy, że Nick jest facetem po przejściach. Nie miał łatwego życia, ale zwykle nie zachowuje się jak ostatni palant. – Przyjrzał jej się z namysłem. – Musiałaś zrobić na nim spore wrażenie.
– Oczywiście… – Prychnęła z powątpiewaniem. – Zaprosił mnie na randkę. W pewnym sensie.
– Serio?! No proszę… A wydawało mi się, że nie wyleczył się jeszcze z… Zresztą nieważne. To nie moja sprawa. W każdym razie bądź ostrożna i nie angażuj się za mocno. Lubię cię. Nie chciałbym, żeby cię zranił.
– Nie byłby pierwszy i zapewne nie ostatni – odparła beztrosko. – Ja też miałam ciężkie życie, więc nie martw się, nie pozwolę mu się do siebie zbliżyć. Nie na tyle, żeby mógł mnie skrzywdzić.
Zmarszczył brwi.
– Mam rozumieć, że zgodziłaś się z nim wyjść z własnej woli?
Jasne, pomyślała kwaśno. A piaski Sahary pokrył lodowiec.
– Pewnie, czemu nie… Pójdę już. Miałam bardzo długi i ciężki dzień.
– Długi i ciężki dzień? Przecież nic dziś nie robiłaś. Poza tym, że przyszłaś tutaj.
– No właśnie.
Roześmiał się, prowadząc ją do drzwi.
– Aż tak zalazł ci za skórę? Cóż, bywa czasem subtelny jak walec. Kiedy doniesiesz mi resztę płócien na wystawę?
– Do końca przyszłego tygodnia? – zaproponowała ostrożnie. Wiedziała, że czeka ją co najmniej kilka zarwanych nocy.
– Zgoda.
– Uprzedzam, że mogę się trochę spóźnić. Ale nie więcej niż jakieś dziesięć, piętnaście lat.
– Bardzo śmieszne. – Przewrócił oczami. – Leć do domu i porządnie się wyśpij.
– Co tylko pan każe, szefie.
– Jasne… Dobranoc, Jo.
– Dobranoc, Tony. – Pomachała mu na pożegnanie i wyszła.
Do końca wieczora jej myśli całkowicie zaprzątał Nick. Żaden inny mężczyzna nie wzbudzał w niej tak mieszanych uczuć jak on. I ta jego dziwaczna prośba… Do czego mu potrzebna dziewczyna, która będzie udawać, że się w nim durzy? Mężczyźnie z takim wyglądem i z taką charyzmą? To się nie trzymało kupy. Cóż, niełatwo będzie rozgryźć pana Scarpellego i jego motywy.