Basia i przyjaciele. Marcel - ebook
Basia i przyjaciele. Marcel - ebook
Marcel kocha zwierzęta i troszczy się o nie. Jego dom jest azylem dla wielu zwierzaków. Mieszkają tu już papug Eugeniusz, dwa koty – Guzik i Arwena – oraz nie całkiem rasowy jamnik Szczotek. Czy w tej rozbrykanej menażerii znajdzie się jeszcze miejsce dla bezdomnej, zabiedzonej psicy? Przecież nie można powiedzieć „nie”, kiedy słabsi potrzebują naszej pomocy i troski!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7113-4 |
Rozmiar pliku: | 5,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Obac tato – powiedział. – Ptasek. Mój.
Zabrali papuga do weterynarza, a potem do domu.
– Ojej, jaki ładny... – rozczuliła się mama. I nazwała papuga Eugeniusz, po dziadku.
– Ptasek mój – oświadczył Marcel.
– Dlaczego twój? – zdenerwowała się Kaja, jego starsza siostra. – Ja też chcę mieć papuga!
Julek, najstarszy ze wszystkich, też chciał. Tyle tylko że Eugeniusz wolał być mamy. Krzyczał radośnie na jej widok i pryskał pokarmem, kiedy wychodziła z pokoju. Marcel go rozumiał. Też najbardziej chciał być mamy.
Tydzień później Marcel przyniósł do domu rudego kotka.
– Skąd go masz? – zdziwiła się Kaja.
– Pani Klysia dała – powiedział Marcel, bardzo z siebie zadowolony. Pani Krysia, sąsiadka z parteru, była znana z ratowania bezdomnych kotów. Tata trochę się krzywił, że nie można dziecku wciskać zwierząt, ale kotek był taki słodziutki, że został z nimi i nie był czyjś, tylko swój własny. No, może troszkę też Marcela. Kajka nazwała go Guzik, bo kot miał nos jak różowy guziczek.
Mijał czas. Mama urodziła nowego synka i nazwała go Mikołaj. Eugeniusz nauczył się mówić „kupa” i powtarzał to przy każdej okazji. Marcel poszedł do przedszkola, gdzie poznał Basię, która tak jak on kochała zwierzęta. A Guzik urósł i spał u niego na poduszce albo na klawiaturze komputera. Lubił zrzucać pranie z suszarki i wchodzić pod nogi w najmniej oczekiwanych momentach. Wszyscy bardzo go kochali, a on odwdzięczał się kocimi prezentami. Łapał na balkonie chrabąszcze i wsuwał je mamie do kapci, albo muchy, które wypluwał do zupy, gdy wciąż jeszcze się ruszały.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_