- W empik go
Baśń o Jasiu i Francesce - ebook
Baśń o Jasiu i Francesce - ebook
Jaś, nieświadomy, że przeszłość ciągnie się za nim długim ogonem, wyrusza do zaczarowanego lasu, by uwolnić z opresji księżniczkę Francescę.
Baśń o Jasiu i Francesce to godna kontynuacja jednej z baśni braci Grimm.
„Już nie był on dzieckiem, lecz przystojnym młodzieńcem, silnym i odważnym, ze szlachetnym sercem...”
Baśń o Jasiu i Francesce jest spełnioną obietnicą, jaką autor złożył swojej wówczas sześcioletniej córce, a obiecał napisać dla niej bajkę. W zamyśle miała być króciutką bajeczką, która narodziła się w notatkach telefonu, w drodze do pracy i z powrotem. Tak też powstała większość Baśni o Jasiu i Francesce, w komunikacji miejskiej, w czasie podróży metrem, autobusami i tramwajami. Początkowo miała być bajeczką dla córki, a stała się baśnią dla wszystkich obecnych i kolejnych pokoleń.
Drogie dzieci, rodzice i dziadkowie, zapraszam Was serdecznie do świata, który stworzyłem w zakamarkach mojej wyobraźni, na niezapomnianą przygodę, w którą zabierze Was Baśń o Jasiu i Francesce.
Z pozdrowieniami, Łukasz Zygmunt Knyziak.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-955166-1-0 |
Rozmiar pliku: | 20 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
synu, córko, wnuku, wnuczko,
to dla ciebie pragnę przysiąc,
napisałem baśń tę krótką.
Prekursorem jej Alicja,
chciała bajkę, miała rację...
Wtedy jeszcze nikt nie wiedział,
że odkryła w ojcu pasję.
Pisząc chciałem pozostawić
coś po sobie, ojcu, dziadku...
Usiądź, połóż się wygodnie
i posłuchaj baśń co w spadku...
przekazuję dla was dzieci.
– Gdzie historię tę poznałem?
Otóż całą tak jak leci
na własne oczy widziałem...
Więc zapraszam was serdecznie
do pełnego magii, baśni...
świata, który sam stworzyłem
w zakamarkach wyobraźni.
15.06.2019 r. Syreni GródProlog
Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami...
Był las ciemny za dnia, zamieszkany stworami,
które były zwykłymi
zwierzątkami leśnymi.
Dźwięki jak szelest, w nim cienie, strach i trwogę budziły.
Reszta to wyobraźnia...
sprawiała, że ludzka szalała w lesie tym jaźnia.
Krążyły legendy w pobliskim królestwie,
że las ów zaczarowany jest przez złą i okrutną wiedźmę,
która porwała córkę królewską,
piękną zielonooką zwaną Francescą.
O miejscu, w którym więziono Francescę
mówiono wiele i dużo więcej jeszcze.
Jedni mawiali, że zamknięto ją w wieży,
inni zaś, że trzymana jest w klatce...
karmiona, tuczona, by zostać zjedzona.
Jeszcze inni, że w wielkiej dziupli w starym drzewie,
lecz jaka jest prawda w istocie nikt nie wie.
Przy wejściu do lasu, wiedźma przybiła do drzewa, deseczkę z napisem:
„Uważaj na siebie!
Jak wejdziesz, nie wyjdziesz stąd cały „bądź pewien.”
Mimo, iż król miał wielką władzę i wojska zaprawione w bojach liczne,
nikt nie miał w sobie tyle odwagi, by zwrócić wolność jego córce ślicznej.
Każdy, kto tylko przekroczył próg lasu,
odczuwał panikę i trząsł się ze strachu.
To właśnie było działanie zaklęcia,
które na to miejsce rzuciła zła wiedźma.
Bezradny król i zrozpaczony,
obiecał wybawcy oddać za żonę,
piękną Francescę i pół królestwa.
Gotów byłby oddać całe z miłości do dziecka.
Wszak miłość do córki od świata jest większa.
Wielu już śmiałków szczęścia próbowało,
by uwolnić królewnę, objąć się chwałą,
lecz na nic odwaga ich i zbroje ze stali.
Wszyscy gdzie pieprz rośnie z lasu uciekali...
I. Za głosem serca
Nieopodal lasu, co złą sławą owiany,
mieszkał Jaś ten, co z bajki o Małgosi Wam znany.
Już nie był on dzieckiem,
lecz przystojnym młodzieńcem,
silnym i odważnym ze szlachetnym sercem.
Pewnego wiosennego poranka, gdy leżał na łące,
rozmyślał patrząc na chmury po niebie płynące.
Jedna z nich postać czarownicy przypomniała,
tej co w chatce z piernika w klatce więziła
i Jasia wraz siostrą tłuściutkich zjeść chciała.
Jej okropny śmiech złowieszczy, krogulczy nos miała...
Małgosia wtedy tak bardzo się bała.
Zbyt wielka pewność siebie u wiedźmy sprawiła,
że łatwo dzieciakom przechytrzyć się dała.
Jaś z uśmiechem na twarzy wspominał tę chwilę,
nabrał wtedy odwagi i poznał jej siłę.
– Nagle, myśli jego przerwało coś.
Z gąszczu lasu wydobył się anielski głos.
Dziewczęcy, jakże dźwięczny śpiew.
Umilkły ptaki wraz z szumem drzew.
,, ...Tęsknota mi doskwiera jak natarczywy wróg.
Uwolnij mnie tak szybko, jak tylko będziesz mógł.”
– To głos Franceski. Każdy to wie.
Jaś w niej od dawna miłował się.
Zerwał się z trawy na równe nogi,
że ją uwolnić chce, tak postanowił.
II. Nazbyt Śmiały
W tym samym momencie od Jasia kilometr niecały
wjeżdżał do lasu w lśniącej zbroi na pięknym koniu białym...
Dzielny Śmiałek,
który sam przed sobą udawał troszeczkę,
że nie zrobiło na nim wrażenia
ostrzeżenie na przybitej do drzewa deseczce.
Koń stanął dęba.
Dzielny Śmiałek szarpał za lejce i krzyczał wściekle:
– No ruszaj wreszcie!
Koń spojrzał na niego surowym wzrokiem.
– Nie waż się krzyknąć na mnie raz jeszcze!
– Jak to?
Mówisz ludzkim głosem?
– To jest niemożliwe!
Koń z uśmiechem na pysku zarzucił na bok grzywę.
– Sam bardzo się dziwię, być może to miejsce
sprawia, że rozumiesz wszystko, co powiedzieć ci zechcę.
Nie próbuj mnie zmuszać.
Dalej nie pojadę.
Czuję, że coś złego tutaj piszczy w trawie.
Przeraża mnie ten przedziwny mrok, jaki w tym miejscu panuje.
– Mnie też on przeraża,
lecz z tobą lub bez ciebie szansy nie zmarnuję.
By zdobyć królestwa część, życie swe zaryzykuję.
Od czego mam zbroję i tak ostre miecze.
Kto wejdzie mi w drogę, mocno go skaleczę!
– Koń parsknął, słysząc jego słowa, śmiechem.
– Uważaj obyś zamiast ze szczęściem, nie minął się z pechem!
Kto nie czystą intencją się w życiu kieruje...
Ten pozna smak atrakcji, jakie zło oferuje!
– Lecz Dzielny Śmiałek już tego nie słyszał,
jakoby te słowa były dlań nieważne.
Przekroczył próg lasu czarnego jak nocą,
a koń został na polance i zajadał trawkę...
– Ciemno tu troszeczkę.
– Dzielny Śmiałek rzekł niepewnym głosem,
a po jego plecach przefrunęły zimne dreszcze.
W pośpiechu próbował zapalić pochodnie,
lecz żadna z iskierek podpalić jej nie chce.
W oddali błyszczały dwa małe światełka.
Powolutku zaczął w ich kierunku kroczyć.
Im bardziej się zbliżał, tym mocniej się lękał.
– Może to kot wielki, co chce mnie zaskoczyć.
Wyskoczy na mnie z krzaków by pożreć w całości...
Wszak koty doskonale widzą świat w ciemności.
Nie miałbym z nim żadnych szans, a on dla mnie litości.
Lepiej zboczę z tej drogi by ocalić kości.
– Nagle... świecące oczy, szybko blisko podleciały.
I choć było bardzo ciemno, Dzielny Śmiałek pobladł cały.
Tak bardzo, że wyglądał na rycerza ducha.
Na szczęście nie był to drapieżny kocur, tylko Stary Mądry Puchacz.
– Czego tutaj szukasz?
– Zapytał rycerza.
Dzielny Śmiałek odpowiedział, chociaż nie dowierzał.
– Ludzie powiadają, że gdzieś w tym lesie ukryta jest wieża.
To w jej poszukiwaniu ten ciemny i jakże straszny las przemierzam.
– Jeśli masz czystą duszę i zamiary zdrowe,
los sam cię pokieruje, a serce wskaże drogę!
– Ha!!!
Przecież mam czystą duszę...
I zdrowe zamiary.
– Stary Mądry Puchacz zniknął, a Dzielny Śmiałek został pozornie sam
w ciemnym lesie starym.
– Nagle...!
Po gałązce w jego stronę świecący punkcik się zakradał,
a po chwili tych punkcików była już cała gromada.
Tak duża, że od światełek z tych oczu małych
był na jasnoczerwono oświetlony pobliski teren cały.
Teraz już sylwetki ich wyraźnie się zarysowały.
– To pająki!
– Duże, małe.
Bacznie mu się przyglądały.
Znieruchomiał Dzielny Śmiałek, strachem sparaliżowany.
Te oblazły go całego, mocno siecią obwiązały.
Zawiesiły go na linie
i ukryły w pajęczynie.
Szamotał się do czasu, aż utracił siły.
Nic już nie był w stanie zrobić.
„Gdybym mógł choć miecza dobyć,
umiałbym się wyswobodzić.
Najgorsze, że ten pająk wielki jak pies bacznie mnie strzeże,
a nad głową wciąż latają dwa wampirze nietoperze.”
– Ratunku!
Pomocy!!!
– Krzyczał tak, by go usłyszał każdy.
Nawet hen daleko.
Lecz nie było odpowiedzi, nie wracało nawet echo...III. Za pan brat!
Na przyleśnej polanie mniej więcej w podobnym czasie,
Jaś ujrzał konia, który się pasie.
Wyraźnie był zadowolony.
– Piękny rumaku, bądź pozdrowiony!
– Dziękuję, wzajemnie drogi kolego!
– Jak to, ty mówisz?
– A cóż w tym dziwnego.
Dobrze rozumiem pańskie zdziwienie,
gdyż sam doświadczyłem tego samego.
Już przekonałem się, że w tym lesie,
każdy może zrozumieć każdego.
– Cudownie!
Zawsze o tym marzyłem,
by móc rozmawiać ze zwierzętami,
gadami, ptakami oraz ssakami.
– Jak widać nawet tak dziwne marzenia mogą się spełniać, dowody już mamy.
Cóż sprowadza, że tak się wyrażę, wrażliwego człowieka
do miejsca, z którego każdy w popłochu ucieka?
– Szukam w tym lesie Księżniczki Franceski.
Pragnę ją uwolnić i zdobyć jej względy.
Gdy tylko usłyszałem jej piękny głos z oddali,
serce zaczęło jak młotem mi walić.
Widziałem ją kiedyś, jest naprawdę piękna.
Wiem dobrze jednak, że nie dla syna drwala jest ta panienka.
Lecz przeznaczona, co najmniej dla księcia.
– A co z wiedźmą?
Powiedz, czy jej się nie lękasz?
– W tak trudnych chwilach lękam się zawsze,
gdyż przeciwników nie lekceważę.
Raz już w swoim życiu wiedźmę pokonałem
wraz z siostrą Małgosią.
Wtedy byłem mały...
– A więc to ty jesteś tym Jasiem!
Do prawdy to niebywałe!
Wiele o Jasiu z Małgosią żem słyszał.
Nie jeden wielki poeta o was bajkę napisał.
– Byłbym zaszczycony drogi przyjacielu,
gdybyśmy mówili sobie po imieniu.
– Proszę pozwolić, że się przedstawię.
Mnie drogi panie zwą Biały Daniel.
Jeśli masz ochotę...
Chętnie ci pomogę.
Wskakuj, więc w siodło!
– Jaś wskoczył natychmiast.
– Ruszajmy w drogę!
IV. Głowa nie od parady!
W jednej z komnat wieży,
gdzie na półeczkach leży
setka fiolek i słoików
i przeróżnych specyfików,
oraz wielkich ksiąg z czarami
i różnymi zaklęciami.
Siedząc przy okrągłym stole,
wiedźma bardzo czule
głaszcze swoją kulę.
Rozmawia z nią jak z przyjaciółką, w głąb niej się wpatruje.
– Zobaczmy jak się miewa Dzielny Śmiałek.
Czy zdoła się wyswobodzić, czy zostanie pajęczym obiadem?
Niech mocniejsze będą sieci!
Czary Mary!
– Ludmiło! Spójrz, kto wjeżdża do lasu!
Nasz przyjaciel stary.
– Wiele lat czekałam właśnie na tę chwilę.
– Zatem przywitajmy Jasia należycie mile!
– Zafunduje z przyjemnością,
czar zbłądzenia naszym gościom,
żeby w kółko się kręcili
i do celu nie dobili.
Abra dabra i kadabra!
Niech się skręci i zapętli w owym lesie ścieżka każda!