Baśnie norweskie opowiedział Dariusz Muszer. Tom 2 - ebook
Baśnie norweskie opowiedział Dariusz Muszer. Tom 2 - ebook
Baśnie przekazywane są ustnie z pokolenia na pokolenie i spotyka się je we wszystkich kręgach kulturowych. Stanowią jeden z elementów niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Kiedy powstały, tego nikt nie wie. Domniemywa się, że towarzyszą człowiekowi od bardzo, bardzo dawna, od zamierzchłych czasów.
W Norwegii baśnie – bajki magiczne, zwierzęce i komiczne, a także klechdy – żyją do dziś i zajmują ważne miejsce w tamtejszej kulturze. Są to swobodne, pełne fantazji, ale jednocześnie mocno osadzone w skandynawskich realiach i trudnej codzienności opowieści, w których pojawiają się nadprzyrodzone elementy: trolle, huldry (nimfy), nissy (skrzaty), tussy (podziemni), dvergi (karły), Stary Erik (diabeł), Zły czy potrafiące mówić i dobrze radzić bohaterom zwierzęta. Charakterystyczną cechą tych baśni jest to, że otwierają oczy, lecz nie pouczają. Jak każda twórczość ludowa, są pełne uproszczeń i schematów, a krąg występujących w nich postaci jest ograniczony. Jednym z najważniejszych bohaterów pozostaje Askeladden, nazywany niekiedy Espen Askeladden lub Tyrihans, którego porównać można do naszego Głupiego Jasia. On to, zazwyczaj trzeci, ostatni syn w rodzinie, odtrącony przez braci, niekiedy przez ojca i matkę, przeżywa mnóstwo przygód, by na koniec cieszyć się ze zdobycia księżniczki, uznania w społeczności i bogactwa.
Dariusz Muszer
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66759-77-0 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Było kiedyś dwóch mężczyzn, tak dobrych przyjaciół, że przysięgli sobie nawzajem, że nigdy się nie rozłączą, ani za życia, ani nawet po śmierci. Jeden z nich nie zdążył się zestarzeć, umarł za młodu, a drugi po jakimś czasie ubiegał się o rękę pewnej dziewczyny ze wsi, zaręczył się z nią i chciał wziąć ślub. Kiedy już pozapraszano gości na wesele, pan młody udał się sam na cmentarz, gdzie spoczywał jego przyjaciel, zapukał do grobu i zawołał zmarłego. Lecz ten nie przyszedł. Zapukał i zawołał ponownie, ale nikt się nie pojawił. Za trzecim razem zapukał jeszcze mocniej i krzyknął głośniej, żeby przyjaciel przyszedł, bo chce z nim porozmawiać. W końcu usłyszał, jak coś zagrzechotało, i zmarły wyszedł z grobu.
– Dobrze, żeś się w końcu zjawił – powiedział pan młody. – Długo już stoję tu, pukam i wołam ciebie.
– Byłem daleko – odparł zmarły. – Dlatego usłyszałem ciebie dopiero wtedy, gdy wołałeś ostatni raz.
– Tak, tak, dzisiaj mam się żenić – powiedział oblubieniec. – Pewnie pamiętasz, że wcześniej umówiliśmy się, że wyprawimy wspólnie wesele.
– Pamiętam – rzekł zmarły. – Musisz się jednak uzbroić w cierpliwość, żebym się mógł odpowiednio przygotować. Nie jestem wyszykowany na wesele.
Pan młody miał mało czasu, musiał wrócić do domu weselnego i zaraz iść do kościoła, ale trzeba było z tym trochę poczekać. Zmarły poprosił o pokój dla siebie, żeby się należycie wyrychtować i przebrać w odświętne ubranie, ponieważ zamierzał również udać się do kościoła.
I tak to zmarły poszedł wraz z innymi gośćmi do przybytku Pana, a następnie wrócił, a gdy wesele trwało już tak długo, że pannie młodej zdjęto wreszcie koronę, postanowił się oddalić. Ze względu na starą znajomość i przyjaźń pan młody podjął decyzję, żeby odprowadzić go do grobu. Gdy tak szli przez cmentarz, pan młody zapytał zmarłego, czy po drugiej stronie widział wiele dziwnych rzeczy lub takich, które byłyby warte poznania.
– A pewnie – odrzekł zmarły. – Widziałem wiele, bardzo wiele dziwnych rzeczy.
– Chętnie sam bym to wszystko zobaczył – powiedział pan młody. – Czy mógłbym pójść z tobą?
– Czemu nie – stwierdził zmarły. – Ale to może trochę potrwać, zanim wrócisz tutaj.
Pan młody pomyślał, że nic mu to nie szkodzi, i podążył za przyjacielem do grobu. Zanim jednak spuścili się w dół, zmarły wziął kawałek darni z cmentarza i położył go na głowie pana młodego. Następnie poniosło ich daleko w głąb, przez niemą ciemność, bagna i gąszcze, aż dotarli do ogromnej czarnej bramy. Gdy zmarły jej dotknął, rozwarła się na oścież i wydawało się, że w środku coś się przejaśnia, jakby padała tam poświata księżyca, a im dalej podążali, tym coraz większa jasność otaczała ich zewsząd. W końcu dotarli do miejsca, gdzie rozciągały się zielone wzgórza z błyszczącą, tłustą trawą, i pasło się tam wielkie stado. Ale nieważne, ile by krowy zjadły, wszystkie wyglądały chudo, kościsto i nędznie.
– Co to ma znaczyć? – zapytał pan młody. – Że są takie chude i tak źle wyglądają, pomimo że jedzą, jakby im za to płacono?
– To jest przypowieść o tych, którzy nigdy nie mają dość, choć ciągle wszystko zbierają i gromadzą – odparł zmarły.
Potem podróżowali coraz dalej i dalej niż daleko, aż dotarli na górskie pastwisko, gdzie znajdowały się kamienie i nagie skały, a pomiędzy nimi tylko miejscami prześwitywały niewielkie kępy trawy. Pasło się tam również wielkie stado zwierząt, tak jednak pięknych, dorodnych i błyszczących, że nieomal można się było w nich przeglądać jak w lustrze.
– Co to jest? – zdziwił się pan młody. – Dlaczego te krowy, które mają pastwisko niewiele większe od pudełka, wyglądają tak dobrze?
– To przypowieść o tych, którzy są zadowoleni z tego, co mają – powiedział zmarły.
Następnie wędrowali daleko i jeszcze dalej niż daleko, aż dotarli do wielkiego jeziora, które błyszczało tak jasno, że pan młody musiał odwracać wzrok.
– Teraz posiedzisz tutaj, dopóki nie wrócę – powiedział zmarły. – A to może trochę potrwać.
I poszedł sobie, a oblubieniec usiadł i gdy tak siedział, poczuł się mocno zmęczony i wszystko zniknęło mu sprzed oczu, i zapadł w spokojny, twardy sen.
Po pewnym czasie zmarły wrócił.
– Dobrze, żeś się stąd nie ruszał – powiedział. – Dzięki temu mogłem cię odnaleźć.
Kiedy pan młody chciał się podnieść, spostrzegł, że cały jest porośnięty mchem i krzakami, a on siedzi w samym środku niczym w dziurze po sęku. Gdy w końcu uwolnił się od wszystkiego, wrócił razem ze zmarłym tą samą drogą do grobu. Tam się pożegnali i rozstali, a pan młody wdrapał się na górę i ruszył prosto do domu weselnego. Kiedy jednak dotarł na miejsce, gdzie według niego powinien stać dom, nie potrafił niczego rozpoznać. Rozglądał się na wszystkie strony i pytał każdego, kogo spotkał, lecz nikt nie potrafił mu nic powiedzieć ani o jego oblubienicy, ani o krewnych czy rodzicach, ani też o nikim, kogo wcześniej znał. Wszyscy spozierali na niego ze zdumieniem, bo też wyglądał niczym strach na wróble. Jako że nie udało mu się spotkać nikogo znajomego, udał się do księdza i opowiedział mu o swojej rodzinie, o tym, co się wydarzyło wtedy, gdy był panem młodym, i że odszedł podczas swojego wesela. Pastor nic o tym wszystkim nie wiedział, ale kiedy przejrzał stare księgi parafialne, stwierdził, że ślub odbył się dawno, dawno temu, a ludzie, o których mówił przybysz, żyli czterysta lat temu.
Od tamtego czasu na plebanii zdążył wyrosnąć wielki, olbrzymi dąb. Kiedy pan młody go zobaczył, wdrapał się na górę, żeby rozejrzeć się po okolicy. Lecz starzec, który siedział w niebie i spał tam przez czterysta lat, zanim powrócił do domu, nie potrafił już zejść z dębu o własnych siłach. Jak można się domyślać, był cały zdrętwiały i sztywny, więc kiedy schodził, spadł i skręcił sobie kark, i tak umarł.CHŁOPAK, KTÓRY SŁUŻYŁ PRZEZ TRZY LATA ZA DARMO
Był kiedyś biedny chłop, który miał jedynego syna. Leniwy był i gnuśny ten syn, nie chciało mu się ani nic robić, ani też zajmować się sprawami tego świata. Ojciec pomyślał, że jeśli nie zamierza przez całe życie karmić dryblasa, musi go wyprawić daleko, gdzie nikt go nie zna. Jeżeli stamtąd ucieknie, nie będzie mu łatwo wrócić do domu. Dlatego też zabrał ze sobą syna i podróżował z nim po całym kraju, żeby go oddać gdzieś na służbę. Ale nikt go nie chciał.
W końcu dotarli do pewnego bogatego gospodarza, o którym mówiono, że obraca szylinga siedem razy, zanim go wypuści z ręki. I tenże bogacz zgodził się zatrudnić chłopaka jako młodszego parobka. Miał on służyć w gospodarstwie przez trzy lata bez wynagrodzenia, a kiedy miną te trzy lata, bogacz zamierzał w dwa kolejne poranki pójść do miasta i kupić pierwszą rzecz, jaką ujrzy i jaka będzie na sprzedaż. Trzeciego zaś ranka chłopak miał sam pójść do miasta i kupić pierwszą rzecz, jaka będzie do nabycia. Taka miała być jego zapłata.
I tak chłopak odsłużył swoje trzy lata, a poradził sobie przy tym lepiej, niż można się było tego spodziewać. Nie był wprawdzie najlepszym parobkiem w gospodarstwie, to na pewno, ale jego pan również nie należał do szczególnie dobrych, bo pozwolił, by chłopak przez cały ten czas chodził w tym samym ubraniu, jakie miał na sobie w dniu przybycia, więc na koniec wisiały na nim brudne łachmany z łatą na łacie.
Następnego dnia po zakończeniu służby przez chłopaka gospodarz wyprawił się na zakupy. Wyszedł wcześnie, na długo przed świtem. Powiedział sobie, że drogie towary należy oglądać w świetle dnia, na pewno więc nikt nie będzie ich tak wcześnie wiózł do miasta. Trzeba tylko odważyć się i mieć nadzieję, że coś tam odpowiedniego znajdzie, a to i tak może być wystarczająco drogie.
Pierwszą spotkaną na ulicy w mieście osobą była babinka, która niosła kosz z pokrywką.
– Witam, babciu – rzekł mężczyzna.
– Również witam, kumie – odparła staruszka.
– Co tam masz w koszyku? – zapytał.
– Naprawdę chcesz to wiedzieć? – zdziwiła się staruszka.
– Naprawdę – odparł mężczyzna. – Mam kupić pierwszą rzecz, jaka mi się trafi.
– Skoro chcesz wiedzieć, więc kup – powiedziała staruszka.
– A ile to kosztuje? – zapytał.
Staruszka stwierdziła, że za swój towar musi otrzymać cztery szylingi. Mężczyzna pomyślał, że nie jest to wcale taka nierozsądna cena, przystał więc na handel i podniósł pokrywkę, a w koszu leżał szczeniak.
Kiedy mężczyzna wrócił z wyprawy do miasta, chłopiec stał na schodach i zastanawiał się, jaką to dostanie zapłatę za pierwszy rok służby.
– Jesteś z powrotem w domu, co? – zapytał.
– Jak widać – odparł gospodarz.
– I co tam kupiłeś? – zapytał chłopak.
– Trochę mi wyciekło z tego, co kupiłem – odparł mężczyzna. – Nawet nie wiem, czy ci pokazywać, ale pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem i mogłem nabyć, był ten oto szczeniak.
– Dziękuję bardzo – powiedział chłopiec. – Zawsze bardzo lubiłem psy.
Drugiego ranka wszystko poszło równie gładko. Mężczyzna znowu wyszedł wczesnym rankiem do miasta i na ulicy spotkał babinkę z koszykiem.
– Witam, babciu! – zawołał.
– Witam ponownie, kumie – odparła staruszka.
– Co tam masz dzisiaj w koszyku? – zapytał.
– Kup, to się przekonasz – rzekła stara kobieta.
– A ile chcesz za to? – zapytał mężczyzna.
Cena była taka sama jak wczoraj: cztery szylingi. Mężczyzna powiedział, że kupić musi, ma tylko nadzieję, że dostanie coś lepszego niż poprzednio. Podniósł wieko i tym razem był to kotek.
Kiedy mężczyzna dotarł do gospodarstwa, chłopiec znów stał na schodach, gdzie czekał i zastanawiał się, jaką zapłatę dostanie za drugi rok służby.
– Wróciłeś już, nie? – rzekł.
– Jak widać – odparł gospodarz.
– Co więc dzisiaj kupiłeś?
– Och, pogorszyło się, a nie polepszyło! – odparł mężczyzna. – Ale zrobiłem wszystko tak, jak się umówiliśmy. Kupiłem pierwszą napotkaną rzecz, a to był tylko ten kociak.
– Lepiej nie mogłeś trafić! – ucieszył się chłopak. – Bo koty lubię tak samo jak psy.
Mężczyzna pomyślał, że jak dotąd udało mu się jakoś wyjść na czysto, ale pewnie jutro będzie całkiem inna śpiewka, gdy chłopak sam pójdzie do miasta.
Trzeciego ranka chłopak ruszył w drogę, a gdy znalazł się w mieście, pierwszą osobą, jaką spotkał na ulicy, była staruszka z koszykiem na ramieniu.
– Dzień dobry, babciu – powiedział.
– Tobie również dzień dobry, mój chłopcze – powiedziała staruszka.
– Co tam masz w koszyku? – zapytał chłopak.
– Kup, a się dowiesz – odparła staruszka.
– Czy w takim razie chcesz to sprzedać?
Pewnie, że chciała, a kosztować to miało cztery szylingi. Dobry handel, uznał chłopiec, a ponieważ i tak musiał u pierwszego kupca, jakiego spotka, nabyć pierwszą rzecz, która była na sprzedaż, wziął to.
– Dzisiaj możesz wziąć cały zestaw – rzekła staruszka. – Zarówno kosz, jak i to, co w nim jest. Tylko nie patrz do środka, dopóki nie wrócisz do domu, słyszysz?
Chłopak przyrzekł jej, że oczywiście nie będzie zaglądał do kosza, tego może być pewna.
Jednak w drodze do domu zastanawiał się i zastanawiał, co też może być w koszu, i czy tego chciał, czy nie, nie mógł się powstrzymać przed podniesieniem pokrywki i zajrzeniem do środka. A wtedy mała jaszczurka w jednej chwili wyślizgnęła się przez szczelinę i pobiegła tak szybko przed siebie, że ledwo ją było widać, a w koszu nie było już nic więcej.
– O nie! O nie! – zawołał chłopak. – Poczekaj no tylko, nie pędź tak, przecież cię kupiłem!
– Dźgnij mnie w ogon, dźgnij mnie w ogon! – zawołała jaszczurka.
Chłopak zerwał się i pobiegł za nią, a kiedy już miała wcisnąć się w dziurę w murze, podniósł swój nóż i sieknął ostrzem w ogon. W tym samym momencie jaszczurka przemieniła się w najpiękniejszego mężczyznę, jakiego jesteś sobie w stanie wyobrazić. A był to prawdziwy książę.
– No to mnie uratowałeś – rzekł. – Bo ta stara kobieta, z którą ty i twój pan handlowaliście, jest trollką i wiedźmą. To ona zrobiła ze mnie jaszczurkę, a moje rodzeństwo zamieniła w psa i kota.
Chłopak uznał, że to zabawne.
– Być może – rzekł książę. – Za każdym razem właśnie szła, żeby nas wrzucić do fiordu i utopić. Ale jeśli ktoś by się zjawił i zdecydował się na zakup, musiała nas sprzedać po cztery szylingi za sztukę. Tak było ustalone, a mój ojciec ma jeszcze tyle władzy, żeby to na niej wymóc. Ty jednak powinieneś udać się teraz ze mną do niego, żeby otrzymać nagrodę za to, co zrobiłeś.
– Pewnie to bardzo daleko – powiedział chłopiec.
– Och, wcale nie! – odparł książę. – To tam – dodał, wskazując na wysoką górę na płaskowyżu.
Ruszyli w drogę i szli tak szybko, ile sił w nogach. Ale trwało to jednak dłużej, niż im się początkowo wydawało, bo dotarli na miejsce dopiero późno w nocy.
Książę zapukał.
– Kto puka do mych drzwi i rujnuje mój nocny odpoczynek? – odezwał się głos z wnętrza góry, a był tak mocny, że aż ziemia zadrżała.
– Och, otwórz ojcze, twój syn wraca do domu! – zawołał książę.
Brama została otwarta szybko i na oścież.
– Myślałem, że leżysz gdzieś na dnie morza – rzekł starzec. – Ale widzę, że nie jesteś sam – dodał.
– To właśnie ten człowiek mnie uratował – powiedział książę. – Poprosiłem, żeby tu przyszedł ze mną, i powiedziałem, że go wynagrodzisz.
Starzec stwierdził, że chętnie to zrobi, i zaprosił ich do środka, by usiedli i sobie odpoczęli.
Tak też zrobili, a ojciec dorzucił do ognia garść drewnianych szczap i kilka większych kłód, tak że nawet w najdalszym zakątku wielkiej sali zrobiło się całkiem jasno, jak w biały dzień. Chłopak nigdy wcześniej nie oglądał czegoś podobnego, nie kosztował również takiego jedzenia i picia, które podał im starzec. Talerze i kubki, misy i sztućce – wszystko było z czystego srebra i lśniącego złota. Obaj przybysze nie dali się dłużej prosić: jedli i pili ile dusza zapragnie, a następnego dnia spali do późnej godziny. Chłopak nie zdążył się jeszcze nawet całkiem przebudzić, gdy starzec przyniósł mu rano klina w złotym kielichu. Następnie wdział swoje łachmany, zjadł śniadanie i starzec zabrał go ze sobą, żeby wybrał sobie coś w zamian za to, że uratował jego synowi życie. Możesz się domyślać, że było tam wiele do zobaczenia, i jeszcze więcej do wybrania!
– Co zatem chciałbyś otrzymać? – zapytał król. – Możesz dostać wszystko, co zechcesz, wystarczy tylko wybrać.
Chłopak stwierdził, że musi trochę się zastanowić, i że najpierw chciałby porozmawiać z księciem. Król przystał na to.
– Tak więc zobaczyłeś już mnóstwo skarbów – powiedział książę.
– Nie inaczej – odparł chłopiec. – Powiedz mi jednak, co mam wybrać z tych wszystkich wspaniałości? Twój ojciec mówi, że mogę dostać, co tylko zechcę.
– Nie wybieraj niczego z tego, co już widziałeś – powiedział książę. – Mój ojciec nosi na palcu mały pierścień, poproś, żeby ci go dał.
I tak właśnie chłopak zrobił: poprosił o pierścionek z królewskiej ręki.
– To najdroższa rzecz, jaką posiadam – stwierdził król. – Ale mój syn jest mi równie drogi, dlatego też dostaniesz ten pierścień. Czy wiesz, do czego on służy?
Nie, tego chłopiec nie wiedział.
– Kiedy masz go na palcu, możesz dostać wszystko, czego tylko zapragniesz – rzekł król.
Chłopiec podziękował i pożegnał się, a król i książę życzyli mu powodzenia w podróży i poprosili, aby dobrze opiekował się pierścieniem.
Nie zaszedł jeszcze zbyt daleko, gdy pomyślał, że kusi go, by wypróbować, do czego nadaje się pierścionek, i zażyczył sobie nowego ubrania. I w jednej chwili miał je na sobie: porządne, eleganckie i lśniące niczym świeżo wybita dwuszylingówka. Potem pomyślał, że byłoby zabawne zrobić ojcu psikusa. Bo kiedy jeszcze mieszkał w domu, rodzic nie był dla niego szczególnie miły. Dlatego też chłopak zażyczył sobie, żeby stanąć przed jego drzwiami w tych samych obdartych łachmanach na grzbiecie, co je miał przedtem, i natychmiast tam się znalazł.
– Witaj, ojcze, i dziękuję za ostatni – powiedział chłopak.
Ale kiedy ojciec zobaczył, że syn wraca jeszcze bardziej szpetny i obdarty niż kiedy wyruszał, zaczął biadolić i zachowywać się niegrzecznie:
– Nie ma na ciebie sposobu, wciąż taka sama bieda z tobą! Przez ten cały czas, jak cię tu nie było, nawet na porządne ubranie żeś nie zarobił!
– Och, nie bądź taki zły, ojcze! – rzekł chłopiec. – Nie daj się zwieść tym szmatom. Zostaniesz moim rzecznikiem, udasz się na dwór króla i poprosisz w moim imieniu o rękę jego córki.
– Och, och, och, to jakaś kpina! – zawołał ojciec.
Ale chłopak myślał całkiem serio. Chwycił brzozowe polano i pogonił ojca aż do samych drzwi królewskiego dworu, i wepchnął go do izby króla.
– No, no, co się tam z tobą dzieje, mój dobry człowieku? – zapytał król. – Jeśli doznałeś niesprawiedliwości, dopilnuję, aby twoja krzywda została naprawiona.
– Nie, nie, wszystko w porządku – odparł mężczyzna. – Ale mam syna, który sprawia mi wiele kłopotów. Nie udało mi się wykierować go na ludzi, a teraz, nie mogę w to uwierzyć, ale stało się tak, że stracił tę odrobinę rozumu, jaką jeszcze posiadał. Właśnie pogonił mnie brzozowym bierwionem na królewski dwór, prosto pod te drzwi, i zmusił, abym w jego imieniu domagał się ręki królewskiej córki.
– Uspokój się, mój dobry człowieku! – rzekł król. – Idź do niego i poproś, aby sam przyszedł do mnie, wtedy zobaczymy, może uda nam się jakoś dogadać.
Chłopak przybiegł w te pędy do króla, a łachmany tylko na nim trzepotały.
– Dostanę twoją córkę? – zapytał.
– Właśnie o tym mieliśmy porozmawiać – odparł król. – Może ona wcale ci się nie spodoba, a może też ty nie spodobasz się jej.
– Całkiem możliwe – uznał chłopak.
Niedawno przypłynął z zagranicy wielki statek, można go było dostrzec z okien dworu królewskiego.
– Pożyjemy, zobaczymy – orzekł król. – Jeśli w godzinę lub dwie potrafisz zbudować statek podobny do tego, co stoi na kotwicy tam w oddali, na fiordzie, to może będzie twoja.
– Tylko tyle? – zdziwił się chłopak.
Zszedł na brzeg i przycupnął na kopcu piasku, a kiedy posiedział tam wystarczająco długo, zażyczył sobie, aby na fiordzie pojawił się statek, taki sam jak ten inny, w pełni wykończony, z masztami i żaglami, i całym niezbędnym wyposażeniem. I tak też zaraz się stało, a kiedy król zobaczył dwa statki zamiast jednego, udał się nad fiord, żeby z bliska się przekonać. Zobaczył chłopca stojącego z miotłą w łodzi, jakby właśnie sprzątał. Na widok króla chłopak odrzucił miotłę i zakrzyknął:
– Statek gotowy! Dostanę teraz twoją córkę?
– Całkiem nieźle! – zawołał król. – Musisz jednak jeszcze trochę się postarać. Jeśli za godzinę lub dwie zdołasz zbudować zamek podobny do mojego, wtedy zobaczymy.
– Tylko tyle?! – krzyknął chłopiec i odszedł.
Kiedy powałęsał się wystarczająco długo, tak że minęły prawie dwie godziny, zażyczył sobie, by obok stanął drugi zamek, taki sam duży i wspaniały, jak ten królewski. Długo nie trwało, a zamek się pojawił. Wkrótce też król przybył z królową i księżniczką, żeby rozejrzeć się po nowym zamku. Chłopak stał tam ponownie z miotłą i akurat sprzątał.
– Oto zamek, gotowy pod klucz! – zawołał. – Dostanę teraz księżniczkę?
– No tak, no tak, całkiem nieźle! – stwierdził król. – Chodźmy do środka, żebyśmy mogli o tym porozmawiać.
Zdał sobie bowiem sprawę z tego, że chłopak wcale nie wypadł sroce spod ogona, i zaczął się zastanawiać, jak by tu się go pozbyć. I tak, władca szedł przodem, królowa i księżniczka podążały za nim, a chłopak na końcu, krok za księżniczką. I wtedy zażyczył sobie, żeby stać się najpiękniejszym mężczyzną na całym świecie, i od razu taki też się stał. Królewska córka ujrzała, jaki jest urodziwy, i trąciła królową w ramię, a ta trąciła króla. Gdy wszyscy troje już się nasycili widokiem chłopaka, pojęli w pełni, że był on kimś więcej, niż tylko nędzarzem w szmatach na grzbiecie. Kazano zatem córce, żeby zachowywała się mile w stosunku do chłopaka i wzięła go na spytki.
Tak więc księżniczka stała się odtąd ponętna i słodka jak malina, i wdzięczyła się do chłopaka, i mówiła, że nie może bez niego wytrzymać, ani w dzień, ani po zmierzchu. Kiedy w pierwszą noc zrobiło się późno, powiedziała:
– Ponieważ ty i ja mamy się ku sobie, i jesteśmy parą, nie powinniśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic. Na pewno zatem nie masz zamiaru ukrywać przede mną, jak to wszystko zrobiłeś.
– Oczywiście – odparł chłopak. – Z czasem wszystkiego się dowiesz. Najpierw jednak zostańmy mężem i żoną, wcześniej nic z tego.
Drugiej nocy córka króla nie brzmiała już tak dobrze. Powiedziała, że zauważyła, iż nie dba zbytnio o nią, o swoją ukochaną, gdyż nie chce jej powiedzieć tego, o co go prosiła. Skoro nie zamierza ani trochę wyjść jej naprzeciw, to ona nie wyobraża sobie, żeby mogła być z nim. W tym momencie chłopak się przestraszył i żeby znów było między nimi dobrze, opowiedział jej wszystko.
Księżniczka nie zwlekała, pobiegła do króla i królowej, by naradzić się z nimi, jak odebrać pierścień chłopakowi, bo wtedy przyjdzie łatwo się go pozbyć.
Wieczorem przyszła do niego z napojem nasennym i powiedziała, że chce podać swojemu umiłowanemu miłosny eliksir, bo uważa, że nie wystarczająco ją kocha. Chłopak nie pomyślał sobie nic złego i wypił, a wtedy natychmiast zasnął tak mocno, że gdyby nawet zamek zwalił się na jego głowę, on niczego by nie zauważył. Księżniczka zdjęła chłopakowi pierścionek z palca, włożyła go na swój palec i zażyczyła sobie, żeby chłopak leżał na kupie gnoju, tak samo obdarty i szkaradny, jak wtedy, gdy się u nich zjawił, a na jego miejsce chciała najpiękniejszego księcia na świecie. Jej życzenie spełniło się natychmiast.
O świcie chłopak obudził się na kupie gnoju. Początkowo myślał, że to tylko sen, ale kiedy wymacał, że pierścień zniknął z palca, zrozumiał, co się wydarzyło. Wpadł w taką rozpacz, że wyruszył, aby wskoczyć do morza i się utopić.
Ale po drodze spotkał kota, którego kupił mu jego pan.
– Dokąd idziesz? – zapytał kot.
– Utopić się w morzu – odparł chłopak.
– Daj spokój – powiedział kot. – Może jeszcze uda ci się odzyskać pierścionek.
– Skoro tak się sprawy mają... – rzekł chłopak.
Kot pobiegł dalej. Tak się złożyło, że spotkał szczura.
– Mam cię teraz! – stwierdził kot.
– Och, nie bądź taki – prosił szczur. – A wtedy może odzyskasz pierścień!
– Skoro tak się sprawy mają... – rzekł kot.
Kiedy wszyscy na dworze królewskim udali się na spoczynek, szczur biegał dookoła, tropił, węszył i zastanawiał się, gdzie też mogą spać księżniczka i książę. W końcu znalazł mały otwór, przez który prześlizgnął się do alkowy, a tam usłyszał, jak rozmawiają ze sobą, i dowiedział się, że to książę ma pierścień na palcu, ponieważ księżniczka powiedziała:
– Mam nadzieję, że uważasz na pierścień, skarbie?!
– Ej tam, przecież nikt tu nie wejdzie przez te mury i ściany, żeby go ukraść – odparł książę. – Ale jeśli uważasz, że nie jest bezpieczny na mym palcu, mogę go wziąć do ust.
Po chwili przewrócił się na plecy i zasnął, a wtedy pierścień wpadł mu do gardła i książę zakaszlał, tak że pierścień wyskoczył i potoczył się po podłodze. Cap! – szczur złapał go i czmychnął do kota, który czaił się po drugiej stronie szczurzej dziury.
Tymczasem król aresztował chłopaka i osadził go w wysokiej wieży. Za to, że naśmiewał się i szydził z króla i jego córki, chłopak został skazany na śmierć i do dnia wykonania wyroku miał przebywać w zamknięciu.
Kot zakradł się pod wieżę i próbował jakoś dostać się do środka. Nadleciał jednak orzeł, chwycił go w swoje szpony i ruszył z nim przez morze. Wtedy pojawił się sokół i rzucił się na orła. Orzeł wypuścić kota i ten spadł. Lecz kiedy poczuł, że ma mokro pod łapami, tak mocno się przestraszył, że uronił pierścień i sam dopłynął do brzegu. Nawet nie zdążył otrząsnąć się porządnie z wody i wylizać futra, gdy spotkał psa, którego pan kupił chłopcu.
– Nie, o nie! – biadolił kot i lał krokodyle łzy. – Co to teraz będzie? Pierścień zniknął, a chłopaka chcą zabić.
– Nie mam pojęcia – rzekł pies. – Wiem tylko, że tak mnie coś trze w jelitach, że o mało nie obrócą się na drugą stronę.
– Pewnie się przejadłeś – orzekł kot.
– Nigdy nie jadam więcej, niż mogę zjeść – powiedział pies. – A dzisiaj nie zjadłem nic poza jedną martwą rybą, którą fale wyrzuciły na brzeg.
– Zapewne ta ryba połknęła pierścień i umarła – rozważał kot. – A teraz ciebie też to czeka, bo nie trawisz złota.
– Może masz rację – przyznał pies. – Jeśli tak jest, to chyba powinienem szybko odebrać sobie życie, bo to mogłoby uratować chłopaka.
– Och, daj spokój! – powiedział szczur, gdyż on również tam był. – Długo to nie potrwa, a zaraz będę, gdzie trzeba. A jeśli pierścionek naprawdę tam jest, już ja go wyniucham.
Tak, szczur wślizgnął się w psa i nie minęło dużo czasu, a wyszedł na powrót z pierścieniem. Następnie kot pobiegł z nim do wieży i wdrapał się tak wysoko, aż znalazł dziurę, przez którą mógł wsadzić łapę i dostarczyć chłopakowi pierścień.
Ledwo chłopak wcisnął go na palec, zażyczył sobie, żeby wieża się otworzyła, i po chwili stał przed wyważonymi drzwiami, a potem zbeształ króla, królową i księżniczkę, i nazwał ich wstrętną bandą.
Król zdążył jednak zwołać swoje wojsko i rozkazał otoczyć wieżę, a także pojmać chłopaka, wszystko jedno czy żywego, czy martwego. Ale ten wyraził życzenie, by cała armia przeniosła się do wnętrza góry, gdzie żołnierze mieli siedzieć po pachy w wielkim grzęzawisku, i żeby wychodzenie stamtąd zajęło im bardzo dużo czasu, jeśli nie chcieli zostać tam na zawsze. Kiedy już rozprawił się z armią, ponownie wziął się za króla i królową oraz za księżniczkę. Zażyczył sobie, żeby do końca życia siedzieli w wieży, w której go wcześniej zamknęli.
A potem przejął ziemię i całe królestwo po królu. Pies stał się na powrót księciem, a kot księżniczką i chłopak pojął ją za żonę, a potem wyprawili wesele i żyli długo i dobrze.NOTA BIOGRAFICZNA AUTORA
DARIUSZ MUSZER (ur. w 1959 r.) – poeta, prozaik i tłumacz. Mieszka w Hanowerze. Laureat Nagrody Związku Niemieckich Pisarzy „Das neue Buch in Niedersachsen und Bremen” za powieść _DIE FREIHEIT RIECHT NACH VANILLE_ (1999). Opublikował m.in. tomy wierszy: _ZATRZYMANE WERSY_ (1987), _PESTKI I OGRYZKI_ (1989), _DIE GELIEBTEN AUS R. UND ANDERE GEDICHTE_ (1990), _PANNA FRANCISZKA, POMYLONY AKORDEON I INNE WIERSZE_ (1995), _KSIĘGA ZIELONEJ KAMIZELKI_ (1996), _JESTEM CHŁOP_ (2004), _WSZYSCY MOI NIEZNAJOMI_ (2004), _ZAPOMNIANY STRAJK_ (2012) _WIERSZE PONIEMIECKIE_ (FORMA 2019), _DZIECI KRÓTSZEJ NOGI SYZYFA_ (FORMA/FLiHB 2021); haiku _KSIĘGA RAMION DESZCZU_ (FORMA 2020); powieści: _DIE FREIHEIT RIECHT NACH VANILLE_ (1999, wydanie polskie: _WOLNOŚĆ PACHNIE WANILIĄ_ – FORMA 2008), _DER ECHSENMANN_ (2001), _NIEBIESKI_ (FORMA 2006), _GOTTES HOMEPAGE_ (2007, wydanie polskie: _HOMEPAGE BOGA_ – FORMA 2013), _LUMMICK_ (2009), _SCHÄDELFELD_ (2015, wydanie polskie: _POLE CZASZEK_ – FORMA 2017); zbiory opowiadań: _CZŁOWIEK Z KOWADŁEM_ (FORMA 2019) zbiór baśni: _BAŚNIE NORWESKIE_ (FORMA/FLiHB 2018), _BAŚNIE NORWESKIE. TOM 2_ (FORMA/FLiHB 2022) i bajkę _CÓRKA MĘŻA I CÓRKA ŻONY_ (FORMA 2020). Jego opowiadania znalazły się w antologiach FORMY: _2008_ __ (FORMA 2008), _CITY 1_ __ (FORMA 2009), _2011_ (FORMA 2011), _2014_ (FORMA 2014), _CITY 3_ __ (FORMA 2016), _2017_ (FORMA 2017), _CITY 4_ __ (FORMA 2018), _2020_ (FORMA 2020) i _CITY 5_ (FORMA 2022). Na www FORMY prowadzi blog „123. HANNOVER Dariusza Muszera” – http://www.wforma.eu/123-hannover-dariusza-muszera.html.