- W empik go
Be mine - ebook
Be mine - ebook
Isabelle Rose Blake nie wyróżniała się z tłumu nastolatek. Z trudem przychodziło jej wstawanie z łóżka na poranne zajęcia, a gdyby tylko mogła, całymi dniami oglądałaby seriale. Jednak beztroskie życie dziewczyny szybko się zmieniło i przestała być taka jak inni.
Okazało się, że jej ukochany ojciec zdradził jej mamę. W dodatku Isabelle zaczął prześladować były chłopak. Problemy się piętrzyły i gdyby tego było mało, był jeszcze on –Christopher Collins.
Jego zimne, zielone oczy prześladowały ją w snach. To, że się nienawidzili, było wielkim niedopowiedzeniem. W szkole każdy znał Christophera, a jego imię budziło respekt. Jedno jego słowo mogło zadecydować o czyjejś pozycji w szkolnych szeregach i sprawić, że życie tej osoby zamieni się w koszmar lub wręcz przeciwnie – w istną sielankę.
Zadzieranie z kimś takim jak on było wielkim ryzykiem, ale Isabelle najwyraźniej lubiła igrać z ogniem. Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-338-6 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Isabelle
– Lily, proszę cię, daj mi to wyjaśnić! – Donośny głos mojego ojca odbijał się od ścian rodzinnego domu.
Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz. Byłam niemal pewna, że w końcu fundamenty legną w gruzach od nieustających oskarżeń i wrzasków. Ja ledwo byłam w stanie to wszystko udźwignąć, a podobno organizm człowieka w dużej mierze regenerował się sam. W takim razie mój chyba nieco szwankuje.
– Nie ma czego wyjaśniać! Nawet nie próbuj mnie przekonywać, Alex! – Już wyobrażałam sobie, jak moja rodzicielka trzyma wysoko uniesiony palec wskazujący, celując nim w mojego ojca.
Zawsze tak robiła, jakby w ten sposób wytykała mu wszystkie jego błędy. A jej zdaniem było ich całkiem sporo.
– Jesteśmy rodziną, zrozum, że…
– Nie jesteśmy rodziną! Już nie – przerwała mu stanowczo, podnosząc głos jeszcze bardziej.
Następne, co usłyszałam, to trzask frontowych drzwi i ciężki oddech mojego ojca. Zaraz po mamie on także wyszedł z domu, powtarzając jej gest. Biedne drzwi.
Przetarłam twarz dłońmi i z frustracją wypuściłam powietrze z płuc. Ich kłótnie ostatnio miały miejsce coraz częściej i w dużej mierze niezdrowo się na mnie odbijały. Mama niedawno oznajmiła mi, że tata miał zeszłego lata romans ze swoją asystentką. Miałam nadzieję, że tylko żartowała, ale kiedy chwilę później zalała się łzami i zamknęła w pokoju, wiedziałam, że było to w stu procentach prawdziwe. Odkąd tylko się dowiedziała, ojciec starał się ją jakoś udobruchać i przeprosić, ale Lillian Blake była stanowczą kobietą, odporną na wymuszone gesty, a już zwłaszcza nietolerującą kłamstw. Miń się z prawdą raz, a stracisz jej zaufanie bez możliwości odpokutowania.
Mój dom aktualnie był jedną wielką rozsypką, dlatego starałam się spędzać w nim jak najmniej czasu. Nawet nie zauważali, kiedy wychodziłam, i nie zastanawiali się, czy w ogóle wracałam. Byli zbyt pochłonięci własnymi sprawami, żeby chociaż trochę zainteresować się swoją jedyną córką. Cóż za przykładne rodzicielstwo. Powinni napisać swój własny poradnik w tej dziedzinie.
Włożyłam na siebie zwykłą czarną bluzkę z długimi rękawami i nieco szersze jeansy. Był wrzesień, ale mimo wszystko pogoda bywała w tym czasie nieprzewidywalna, więc – znając życie – popołudniu będzie wyjątkowo ciepło, a ja pożałuję tego wyboru, bo nigdy nie potrafiłam ubrać się adekwatnie do pogody. Na twarz nałożyłam lekki makijaż, a moje z natury falowane włosy zostawiłam rozpuszczone, jedynie je przeczesując. Nie miałam wysokich ambicji, jeśli chodziło o ubiór czy wygląd. Modliłam się tylko, aby przeżyć kolejny dzień w liceum i kompletnie się nie załamać.
Moim zdaniem jednym z uroków miasteczka Burlington, w którym mieszkałam, było chociażby to, że do samego centrum miałam bardzo blisko, a droga do szkoły zajmowała mi jakieś piętnaście minut. Jednak mimo wszystko nigdy nie pojawiałam się na czas, choć często było to poza moją kontrolą, gdyż mój mózg nie odbierał bodźców, kiedy dzwonił budzik. Podświadomie ignorowałam denerwujące dźwięki, jakie wydobywały się z mojego telefonu przed siódmą rano, słusznie zresztą. Kto normalny chciałby wstawać o takiej porze?
Wzięłam swoją torbę z łóżka, po czym jeszcze raz upewniłam się, że spakowałam wszystko na dziś, zarzuciłam na plecy kurtkę i wyszłam z domu. Pół godziny później biegłam korytarzem w kierunku sali, gdzie odbywała się już lekcja historii. Byłam spóźniona dziesięć minut, ale, hej, w ostatniej chwili zdałam sobie sprawę, że mój organizm potrzebował kofeiny. Nie mogłam tak po prostu zignorować błagań własnego ciała, więc moim obowiązkiem było wstąpienie do okolicznej kawiarni po napój bogów. Być może byłam lekko uzależniona od kawy, ale lepsze to niż narkotyki, czyż nie?
Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi do pomieszczenia, w którym miałam zajęcia, a następnie przekroczyłam próg z przyspieszonym oddechem. Może jednak zrobiłam to zbyt gwałtownie, ponieważ oczy wszystkich w sekundzie spoczęły na mnie.
– Przepraszam za spóźnienie – oznajmiłam ciężko, tym samym przerywając nauczycielowi jego wypowiedź.
Zrezygnowany wzrok pana Burrowsa po kilku sekundach wylądował na mojej twarzy, później spojrzał na widniejący na jego nadgarstku zegarek, a potem znów na mnie. Był kompletnie niewzruszony, a ja pomyślałam, iż musiał już dawno przyzwyczaić się do takich sytuacji i nie stanowiło to dla niego żadnej różnicy.
– Jesteś dzisiaj dość wcześnie – skomentował, a ja podziękowałam w głowie za cholernego farta, że akurat on mnie lubił. Jak na nauczyciela historii był całkiem w porządku, a to rzadkie zjawisko.
Zmieniłabym zdanie jedynie, gdyby stanął przede mną Alaric Saltzman z Pamiętników wampirów.
W każdym razie, większość nauczycieli za mną nie przepadało, ponieważ nie bałam się im odpyskować, kiedy wiedziałam, iż miałam rację. Lubiłam dopiąć swego, nie zaprzeczam. Jedynym nauczycielem, który jeszcze nie wlepił mi kary, był właśnie pan Burrows. Chociaż niekoniecznie przepadałam za przedmiotem, który wykładał, to nie miałam nic przeciwko, aby uczestniczyć w tych zajęciach. Nie dłużyły mi się tak jak matematyka lub geografia.
– Wie pan, historia to mój ulubiony przedmiot, więc się starałam. – Uśmiechnęłam się do nauczyciela, po czym ruszyłam do ławki znajdującej się tuż za moją przyjaciółką, Sarą.
Pan Burrows postanowił nie skomentować moich słów, bo sam dobrze wiedział, że moje oceny z tego przedmiotu do najwybitniejszych nie należały. Zdjęłam z ramion kurtkę i odwróciłam się, aby powiesić ją na oparciu krzesła, kiedy nagle usłyszałam jeden z najbardziej wnerwiających głosów na tej planecie.
– A ja myślałem, że już nie możesz wejść głębiej do jego tyłka. – Chłopak o włosach w odcieniu ciemnego blondu posłał mi zniesmaczone spojrzenie, gdy tylko nasze oczy się spotkały.
– Nie bądź zazdrosny, Collins. – Wydęłam do niego wargi, okazując mu współczucie, ale to raczej z powodu jego głupoty.
– O co? O twoje oceny z historii? Raczej wątpię. – Uśmiechnął się szeroko, a ja miałam ochotę strzelić go w ten pusty łeb.
Przewróciłam na niego oczami, po czym odwróciłam się w stronę tablicy. Nikt nie potrafił wyprowadzić mnie z równowagi bardziej niż Christopher Collins. Kiedyś nasza znajomość była całkowicie inna, ale pewnego dnia coś nas poróżniło, dynamika naszej relacji się zmieniła i od tamtego momentu bez przerwy się kłóciliśmy. Nie mieliśmy nawet ku temu powodów i sama nie potrafiłam wytłumaczyć, dlaczego tak się działo, ani w którym momencie to stało się częścią naszej codziennej rutyny. Czasami zastanawiało mnie, dlaczego żadne z nas nie potrafiło odpuścić, ale jeszcze nie znalazłam na to odpowiedzi. Ten chory spór, czy cokolwiek to było, został zapoczątkowany przez mojego byłego chłopaka. Collins go nienawidził, a ja nie słuchałam Christophera i robiłam dokładnie to, co chciałam, a czym on gardził. Przez to blondyn zmienił do mnie swoje nastawienie i wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Najgorsze było w tym wszystkim to, że miał całkowitą rację co do tego chłopaka, ale nie byłam w stanie mu tego przyznać.
Nie miałam ochoty notować dat, których i tak nie zapamiętam, więc ukryłam telefon w zeszycie, przeglądając na nim social media. Ostatni tydzień był do dupy, a ja potrzebowałam wreszcie odetchnąć. I jak na złość na ekranie mojego telefonu pojawiła się nowa wiadomość, sprawiając, iż każda komórka mojego ciała zapłonęła żywym ogniem.
Od: Jay
Możemy pogadać?
Natychmiast odwróciłam głowę w stronę mojego byłego chłopaka. Siedział w trzeciej ławce pod oknem i patrzył na mnie z uśmieszkiem, który kiedyś mi się podobał, ale teraz całkowicie się nim brzydziłam. Przy pierwszej lepszej okazji postanowił mnie zdradzić i to właściwie nie raz, a ja oczywiście dowiedziałam się o tym ostatnia i to od osób trzecich. Zaśmiałam się kpiąco do telefonu, gardząc tym człowiekiem, po czym wystukałam odpowiedź na klawiaturze.
Do: Jay
Nie.
Nie dam już więcej sobą pomiatać. Wystarczyło, że w domu brałam udział w wojnie, w której każda ze stron próbowała mnie przekabacić na swoją. Poza tym związek z Jayem Stratfordem wcale nie był niczym przyjemnym. Często się kłóciliśmy, a jego problemy z agresją także odgrywały w tym wszystkim znaczącą rolę, do czego nie lubiłam wracać nawet myślami.
Po zakończeniu lekcji udałam się do szatni, ponieważ przede mną były dwie godziny zajęć wychowania fizycznego, co podwójnie zabijało mój już i tak prawie nieistniejący entuzjazm. Sara wzięła mnie pod rękę i ruszyłyśmy do prawego skrzydła budynku, tuż za rówieśnikami. Moja przyjaciółka miała długie, brązowe włosy i błękitne oczy, które osłaniał wachlarz gęstych rzęs. Parker to dziewczyna jedyna w swoim rodzaju, a jej cechą charakterystyczną było to, iż kochała stare zespoły i kiedy wpadała w trans podczas słuchania muzyki z lat siedemdziesiątych, nie było opcji, aby ją z niego wybudzić.
– Jak z rodzicami? – Jej głos był tak delikatny, jakby bała się, że użycie mocniejszego tonu sprawi, iż rozsypię się w drobny mak.
– Bez zmian – odparłam krótko, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. – Widziałaś dziś Austina?
Nie miałam zamiaru użalać się nad sobą i sytuacją z rodzicami. Każdy z nas miał swoje problemy, co nie było jednoznaczne z potrzebą spowiadania się z nich. Poza tym nie uważałam tego za warte wzmianki i nie chciałam zawracać komuś głowy na tematy, które w żaden sposób na nich nie wpłyną. Wiedziałam jednak, że jedyną osobą, która mogła poprawić mi humor, był nie kto inny jak Austin Jones, którego absolutnie uwielbiałam. Właśnie dlatego potrzebowałam teraz jego towarzystwa, a przy okazji mogłam użyć go jako zmiany tematu.
– Nie, ale ma przyjść teraz na lekcje. Na pewno będą trenować, żeby być w formie przed meczem. – Sara wzruszyła ramionami, posyłając mi szybkie spojrzenie.
– Okej – odparłam, cicho wzdychając.
Austin należał do mojego bardzo niewielkiego grona przyjaciół, które składało się z zaledwie trzech osób. Był przy mnie w lepszych i gorszych chwilach, a kiedyś nawet zgodził się oglądać ze mną Plotkarę, żeby tylko poprawić mi humor. Traktowałam go jak członka rodziny, zresztą tak samo jak Sarę.
Po wejściu do szatni od razu zaczęłam się przebierać, chociaż nie miałam na to siły. Założyłam czarne sportowe spodenki i szarą bluzę Nike, bo wiedziałam, że na sto procent wyjdziemy na boisko szkolne. Długie, brązowe włosy związałam w wysoki kucyk i mocniej zacisnęłam sznurówki swoich czarnych adidasów. Tak jak się spodziewałam, pan Klein już czekał na nas na zewnątrz, bo przecież musiał zawsze być wcześniej niż trzeba. Wszyscy ustawiliśmy się na zbiórce, czekając na jego instrukcje.
– Dobra, słuchajcie! Dzisiaj zagramy w piłkę nożną, macie piętnaście minut na porządną rozgrzewkę, a potem wybieramy składy. Ruszać się!
Mimo że wydawał się ostrym nauczycielem, tak naprawdę można się było z nim dogadać. Pan Klein wrócił do budynku, a wszyscy zaczęli robić indywidualne ćwiczenia. Razem z Sarą postanowiłyśmy się trochę rozciągnąć, ponieważ była to jedyna rzecz, która nie wymagała od nas specjalnie dużo wysiłku. Zaczęłam od skłonów, a potem starałam się dotknąć czołem kolana. W końcu kiedyś chodziłam na zajęcia z gimnastyki, więc nie miałam problemu, aby to zrobić. Gdy byłam w trakcie wykonywania tego ćwiczenia, poczułam na swoich biodrach dwie duże dłonie, co sprawiło, że momentalnie się wyprostowałam. W ekspresowym tempie odwróciłam się w stronę stojącego za mną chłopaka, którym okazał się być mój przygłupi były. Samozadowolenie emanowało od niego co najmniej na kilometr. To już druga osoba dzisiaj, której miałam ochotę zrobić wielką krzywdę.
– Odpieprz się, Jay – wysyczałam przez zęby, ledwo się kontrolując.
Byłam już zmęczona i zirytowana jego ciągłymi zaczepkami, a ponieważ ten człowiek nie wiedział, co oznaczało słowo „nie”, moja cierpliwość zmniejszała się z każdym jego słowem.
– Bella, nie bądź taka. – Wydął wargi, patrząc na mnie maślanymi oczami.
No idiota.
– Zamknij się wreszcie i odejdź. – Przewróciłam oczami, starając się go ignorować.
– Nie zamierzam. – Przybliżył się do mnie o krok, a mi zrobiło się niedobrze.
– Okej, w takim razie to ja sobie pójdę. – Wzruszyłam ramionami, a później zwyczajnie go wyminęłam i mimowolnie ruszyłam w stronę osoby, do której raczej z własnej woli bym nie podeszła.
Jednak w tej sytuacji wydawało się to dla mnie najbardziej korzystne, ponieważ Jay i Collins nie pałali do siebie sympatią. Do tego Christopher był najlepszym kumplem Austina, co było ironiczne, ale jakoś z tym żyłam. Patrzyłam na jego ciemne blond włosy, kiedy stał tyłem do mnie z rękami na biodrach i rozmawiał z Cole’em, który także chodził z nami do klasy. Stanęłam za plecami chłopaka, głośno wzdychając, przez co chciałam automatycznie przygotować swój organizm i psychikę na kolejne fale zdenerwowania, które zapewne wkrótce nastąpią.
– Collins. – Wbiłam lekko palec w jego ramię.
Obrócił się w moją stronę, a ja, stojąc tak blisko niego, poczułam się jak dziecko, bo górował nade mną jakieś dwadzieścia centymetrów. Skrzyżował ręce na piersi, posyłając mi swoje słynne spojrzenie typowego skurwiela, którym zresztą był. Chociaż nie do końca za nim przepadałam, to jednak musiałam przyznać, iż był przystojny. Szkoda tylko, że swoje walory wykorzystywał w niewłaściwy sposób.
– Czego chcesz, Blake? – Zmierzył mnie zblazowanym wzrokiem od góry do dołu, na co przewróciłam oczami.
– Wiesz gdzie jest Austin? – zapytałam, rzeczywiście chcąc wiedzieć, gdzie ten chłopak się podziewał.
– Wiem. – I po wypowiedzeniu tego jakże męczącego słowa, znów obrócił się do mnie plecami, całkowicie mnie zlewając.
Oddychaj, Bella. Oddychaj.
Pacnęłam go lekko w ramię, na co oczywiście nie zareagował, więc musiałam go okrążyć, wciskając się w przestrzeń pomiędzy nim a drugim chłopakiem, z którym rozmawiał.
– Gdzie on jest? – spytałam stanowczo, zadzierając głowę do góry.
– Kurwa, zaraz tutaj będzie. – Tym razem to on przewrócił oczami. – Nie umiesz sama poradzić sobie ze swoim byłym czy co? – Prychnął. – Nic dziwnego, że cię zdradził, i to niejednokrotnie. – Zamrugał niewinnie, a w jego oczach kryła się satysfakcja z wypowiedzianych słów.
– Pieprz się. – Pchnęłam go raczej mocno, przez co cofnął się o kilka kroków. – Przynajmniej nie jestem starter packiem chorób wenerycznych jak ty. – Na moje słowa Cole z tyłu się zaśmiał, a ja odwdzięczyłam się mu uśmiechem.
– Po pierwsze, czy ty mnie, kurwa, właśnie popchnęłaś? – Collins zmrużył oczy, a później złapał mnie mocniej za przedramię i przyciągnął do siebie.
– Nie. Grawitacja cię dopadła – wymruczałam sarkastycznie pod nosem.
– To było pytanie retoryczne, idiotko. – Przewrócił oczami. – A po drugie, przeproś mnie za to, co powiedziałaś.
No nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem.
– Jasne, a ty mi daj sto dolców. – Uniosłam brew, patrząc na niego, jakby był kosmitą, mówiącym do mnie w języku, którego nie potrafiłam rozszyfrować.
Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka sekund, dopóki z tego dziwnego amoku nie wyrwał nas gwizdek trenera. Chris puścił moje ramię, szepcząc mi do ucha na odchodne, że to nie koniec, co zwyczajnie zignorowałam, bo zawsze tak mówił. Kiedy zaczynaliśmy wybierać składy, na boisko wbiegł zdyszany Austin. Zdziwiło mnie jednak to, że nie miał na sobie stroju do ćwiczeń, a jego obecność na treningu była raczej ważna dla drużyny. Poza tym przez jego nieobecność wpadłam na głupi pomysł i podeszłam do Christophera, co jak zwykle skończyło się średnio przyjemnie. Austin stał chwilę z trenerem, energicznie mu coś tłumaczył i wymachiwał rękami, aż w końcu pan Klein spojrzał na mnie i skinął głową.
– Bella, jesteś zwolniona. Ty i Austin możecie iść – oznajmił jak gdyby nigdy nic, na co zmarszczyłam brwi.
– Okej? – odpowiedziałam spokojnie, chociaż byłam zbita z tropu.
Ruszyłam za Austinem, który zatrzymał się dopiero, gdy weszliśmy do budynku szkoły.
– Co ty wymyśliłeś? Co to ma być? – zapytałam, unosząc przy tym brew.
– Idziemy na lody, ja stawiam! – Uśmiech rozciągnął się na jego twarzy.
– Dlaczego? – Zmrużyłam oczy.
– A co, nie mogę zabrać przyjaciółki na lody? – Ułożył dłoń na piersi, udając oburzonego.
– Nie dość, że wyciągasz mnie z lekcji, to jeszcze proponujesz, że zapłacisz za deser. Za bardzo chcesz mnie udobruchać. Czego chcesz? – Skrzyżowałam ręce na piersiach, wzrokiem skanując twarz ciemnowłosego.
Wyczuwałam intrygę, a mój szósty zmysł zawsze działał.
– Jak ty to robisz? – zapytał, kompletnie się poddając. – Potrzebuję przysługi.
– Ha, wiedziałam – powiedziałam dumnie. – Co jest?
– Idź się przebrać. Najpierw muszę sprawić, że cukier namiesza ci w głowie i zgodzisz się na wszystko pod wpływem euforii. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja pokręciłam z rozbawieniem głową.
– Co w ogóle powiedziałeś Kleinowi? – Moja ciekawość wzrosła, kiedy obserwowałam jego reakcję.
– Że zapomniałaś wziąć leków i pilnie muszę zabrać cię do pielęgniarki. – Wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.
– Świetnie, teraz pomyśli, że jestem niezrównoważona psychicznie – burknęłam pod nosem.
– Myślę, że już to wie.
Pacnęłam go w ramię, a on udawał, że sprawiło mu to nieziemski ból i niemal położył się na podłodze. Przewróciłam oczami na jego zachowanie, następnie poszłam się przebrać. Nie musiałam ćwiczyć ani oglądać Jaya, a do tego dostanę lody za darmo. Ten dzień oficjalnie stał się jednym z lepszych w moim całym pieprzonym życiu.ROZDZIAŁ 2
Isabelle
Jestem w połowie jedzenia wielkiego pucharu lodów owocowych, który prawdopodobnie zaraz podsunę Austinowi, bo nie ma szans, żebym temu podołała. Poza tym to, o co poprosił mnie mój przyjaciel, teraz miesza mi w głowie i staram się jakoś logicznie ująć to w całość.
– Jeśli dobrze rozumiem, chcesz, żebym zorganizowała imprezę i zaprosiła Cheryl tylko po to, żeby wzięła ze sobą Elizabeth, ponieważ założyłeś się z Collinsem, że się z nią umówisz w jeden wieczór? – Zmęczyłam się już samym mówieniem o tym, a co dopiero realizacją tego nad wyraz dojrzałego pomysłu.
Cheryl to dziewczyna, której szczerze nienawidziłam, ale wolałam trzymać niektóre rzeczy dla siebie, żeby nie wszczynać zbędnych kłótni. Kiedyś byłyśmy koleżankami, ale jej zachowanie było ponadprzeciętnie toksyczne, więc dla własnego dobra wolałam się odciąć. Co do jej przyjaciółki, Elizabeth, nie do końca miałam wyrobioną opinię na jej temat, ponieważ nie rozmawiałam z nią zbyt dużo, ale mimo wszystko wydawała się sympatyczna. Cóż myślałam też, że Jay był w porządku facetem i spójrzmy, dokąd mnie to zaprowadziło.
– No tak. – Austin przygryzł wargę, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
Przetarłam twarz dłońmi, głośno wzdychając. Naprawdę nie wiedziałam, czy coś było nie tak z naszą szkołą, czy to faceci w nastoletnim wieku mieli po prostu taki dziwaczny czas w życiu, w którym robili tak durne rzeczy, jak zakłady o dziewczyny. Gdyby było odwrotnie, to nie byłoby im już tak do śmiechu i, znając życie, robiliby z siebie ofiary. Niestety w taki sposób działało to chore społeczeństwo.
– Będę tego cholernie żałować – wymamrotałam bardziej do siebie, ale Austin i tak mnie usłyszał.
Już od początku wiedziałam, że się zgodzę. Życie było pełne niespodzianek i głupich decyzji, a jeśli jedną z nich miała być pomoc w wygraniu zakładu mojemu najlepszemu przyjacielowi, to niech tak będzie. Żywiłam jednak nadzieję, że cokolwiek dostanie od tego kretyna Collinsa w ramach wygranej, zostanie podzielone na pół, a ja sama otrzymam honorarium za starania. Poza tym musiał się z tą całą Elizabeth tylko umówić, a nie zrobić Bóg wie co. Austin mimo swoich przejawów głupoty miał coś w główce, więc nie musiałam martwić się, iż kogoś w jakikolwiek sposób skrzywdzi.
– Dziękuję! Jesteś najlepszą suką na świecie. – Cmoknął do mnie w powietrzu, na co się roześmiałam, bo wcale to do niego nie pasowało. – Zorganizuję jedzenie, alkohol i ludzi, ale Cheryl…
– Tak, wiem – westchnęłam, tym samym mu przerywając.
Cheryl była typem dziewczyny, który uważał się za nieosiągalny dla zwykłych prymitywów. Jeśli mój przyjaciel podjąłby próbę zaproszenia jej, to prawdopodobnie by się nie zgodziła i jeszcze go wyśmiała. Ona trzymała się tylko z osobami, które mogły zaoferować jej więcej. Sytuacja między nami bywała momentami sztuczna i niezręczna, bo teoretycznie nie przestałyśmy przyjaźnić się we wrogich stosunkach, ale obie miałyśmy o sobie różne zdania. Czasami zdarzało nam się zamienić kilka słów, lecz to było wszystko. Jednak jeśli chodziło o imprezy czy inne wydarzenia związane z naszym liceum, to nie miałyśmy trudności w komunikowaniu się. Właśnie dlatego Jones zwrócił się do mnie.
– Kiedy twoi rodzice mają ten wyjazd służbowy? – Austin sam przysunął sobie moją niedojedzoną porcję lodów i oblizał usta, a ja jedynie posłałam mu szczery uśmiech.
Momentami widziałam w nim jeszcze małego chłopca, co doskonale do niego pasowało, i uważałam to za spory atut.
– Wyjeżdżają jakoś chyba w czwartek? Tak, wydaje mi się, że to miał być czwartek. Ale nie chcę organizować imprezy w domu. Bardziej myślałam o tym, żeby zrobić ją w domku nad jeziorem mojej babci. Tylko uważaj, kogo zapraszasz, i nie może być więcej niż trzydzieści osób. – Pogroziłam mu palcem, od razu zaznaczając warunki, ponieważ wiedziałam, że ten chłopak w kwestii imprez nie posiadał czegoś takiego jak umiar.
– Jasna sprawa. – Zasalutował i zabrał się za pochłanianie jeszcze do niedawna mojego deseru.
***
Wzięłam telefon do ręki, aby sprawdzić godzinę. Była pieprzona trzecia nad ranem, a ja nadal nie spałam, ponieważ moi rodzice stwierdzili, iż ta pora jest idealna do przedyskutowania paru spraw. A mówiąc „przedyskutowania”, miałam na myśli bardzo głośną kłótnię. Przycisnęłam poduszkę do twarzy, ale to wcale nie pomogło mi zagłuszyć ich głupiego gadania. Gdyby nie fakt, że kilka dni temu zgubiłam słuchawki, już dawno spałabym jak dziecko. Bolała mnie od tego wszystkiego głowa, a kiedy jestem niewyspana, to wyglądam jak zombie i nawet tak się zachowuję, czego zdecydowanie wolałabym uniknąć. Wydałam z siebie jęk niezadowolenia i resztkami sił podniosłam się z łóżka. Wyciągnęłam z szafy czarną bluzę na zamek i zarzuciłam ją na koszulkę Austina, w której lubiłam spać i którą kiedyś mu ukradłam, ale o tym nie musiał wiedzieć. Wzięłam swoją torebkę i spakowałam do niej bordowy top na ramiączkach oraz jeansy, abym miała co na siebie włożyć jutro. Cóż, właściwie to dzisiaj.
Zabrałam z szafki klucze od domu nad jeziorem, telefon oraz papierosy i po cichu wyszłam na balkon. Wiele razy wymykałam się z domu razem z Meredith, za którą swoją drogą bardzo tęskniłam. Moja przyjaciółka była aktualnie na wymianie w Europie, a ja nie mogłam się doczekać jej powrotu. Znałyśmy się od dziecka i była dla mnie najważniejszą osobą na świecie.
Przełożyłam jedną nogę przez barierkę, a potem drugą. Następnie złapałam się grubej gałęzi, aby się na nią wdrapać, a później zejść na kolejną. Mimo że byłam bardzo zmęczona, szło mi dosyć dobrze i już po chwili szczęśliwie wylądowałam na trawniku, wystawiając na pożegnanie środkowy palec w stronę mojego domu. Poprawiłam torbę na ramieniu i żwawo wyszłam na chodnik, ruszając w stronę domków nad pobliskim jeziorem. Za jakieś pół godziny powinnam być na miejscu. Miejmy nadzieję, że nikt nagle nie wyskoczy z krzaków, chociaż właściwie to mieszkałam w Burlington – najspokojniejszym mieście w całym stanie Vermont.
Szłam przed siebie, a z każdym kolejnym krokiem powieki coraz bardziej mi ciążyły. Miałam ochotę po prostu pozwolić im opaść, ale nie mogłam tego zrobić. Przetarłam twarz dłońmi, łudząc się, że jakoś mnie to rozbudzi, a potem skrzyżowałam ręce na brzuchu i z wielką awersją szłam dalej. Jakiś czas później dwa wielkie reflektory samochodowe błysnęły mi prosto w oczy. Pojazd zatrzymał się obok jednego z domów na osiedlu, a kiedy idąc dalej, zdałam sobie sprawę, czyj był ten dom, miałam ochotę rzucić się z mostu. Zdecydowanie ostatnie, na co miałam ochotę, to wysłuchiwać durnych odzywek Collinsa, w czym zresztą był ekspertem. Chciałam tylko odpocząć. Czy to tak wiele?
Dzięki światłu, jakie padało z latarni, byłam w stanie dostrzec te jego roztrzepane blond włosy, już kiedy wysiadał z samochodu, który odjechał zaraz po jego wyjściu. Łatwo było wywnioskować, iż zapewne wracał z imprezy. Nic nowego. Przyspieszyłam i zeszłam bardziej na krawędź chodnika, aby mnie nie zauważył, ale na moje nieszczęście zatrzymał się w pół kroku i zaczął mi się przyglądać, a już po chwili na jego twarzy pojawił się ten głupkowaty uśmieszek.
– Blake? – Ruszył w moją stronę, na co przeklęłam pod nosem.
– Collins – wymamrotałam cicho i oschle, a chłopak zablokował mi drogę.
– Co ty tutaj robisz w środku nocy? – Zmrużył oczy, przyglądając mi się uważnie, jakby rzeczywiście był ciekawy, skąd się tu wzięłam o tej porze.
Nie skomentowałam tego, a jedynie próbowałam go wyminąć, co oczywiście okazało się niemożliwe, gdyż musiał mnie denerwować i każdą moją próbę odejścia niweczył, zachodząc mi drogę. I to byłoby na tyle z kurtuazji.
– Przesuń się – warknęłam. – Nie mam czasu na głupie rozmowy.
– Rodzice wykopali cię z domu? – prychnął, ciągnąc lekko za uchwyt mojej torebki którą miałam na ramieniu. – Coś długo im to zajęło. Ja na ich miejscu zrobiłbym to już dawno – westchnął ze zmęczeniem.
Przewróciłam oczami na jego głupią uwagę, chociaż – zważając na sytuację w domu – te słowa odrobinę mnie dotknęły. Wolałabym, żeby mnie wykopali, niż żebym sama chciała uciekać. To zabawne, że Chris zawsze wiedział, do czego się przyczepić, aby w danym momencie skutecznie mnie rozdrażnić.
– Coś jeszcze? – zapytałam ze zblazowanym wyrazem twarzy, na co odsunął się o krok.
– Ktoś tu chyba jest nie w humorze. Twój chłopak cię zdradził czy coś? A nie, czekaj. To już było. Trzy razy. – Uśmiechnął się do mnie bezczelnie, a ja zacisnęłam mocniej zęby, ledwo się kontrolując.
Jego oczy były lekko przekrwione, a on sam momentami się chwiał, co świadczyło o tym, iż był pod wpływem alkoholu. Ledwie znosiłam trzeźwego Collinsa. Nie chciałam bardziej się denerwować, przez kłótnię z jego pijaną wersją, i właśnie dlatego najmądrzejszym rozwiązaniem było po prostu odejść.
– Wiesz, twoje próby skutecznego dogryzienia mi zrobiły się nudne. Lepiej wróć do domu i wymyśl coś lepszego. – Trąciłam go ramieniem, a później ruszyłam w dalszą drogę.
Nic już nie odpowiedział, a mi znacznie przez to ulżyło. Z każdym kolejnym krokiem wydawało mi się, że przede mną jest coraz większa odległość do pokonania, chociaż było odwrotnie. Mój telefon wskazywał teraz prawie czwartą nad ranem. Droga niemiłosiernie mi się ciągnęła, a moje tempo było zabójczo szybkie. Oczywiście kiedy dotarłam na miejsce, nie odczuwałam już tego cholernego zmęczenia. Wypiłam prawie całą butelkę wody, a później zdjęłam kurtkę i położyłam się na kanapie, okrywając swoje ciało ciepłym kocem. I wtedy faktycznie zaczęłam zastanawiać się nad słowami Collinsa. Może to ze mną było coś nie tak i każdy marzył o tym, aby się mnie pozbyć. Nie rozumiałam, co robiłam źle, że Jay postanowił się mną pobawić i zdradzić, a moi rodzice w ogóle zapomnieli o moim istnieniu. To wszystko było całkowicie popieprzone. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby chociaż raz coś w życiu mi się udało. Egzystowanie przychodziło mi w ostatnim czasie z cholernym trudem.
Wydawało mi się, że zamknęłam powieki tylko na moment, a już zostałam zmuszona, aby je otworzyć. Dźwięk mojego budzika rozległ się po pomieszczeniu, a ja dosłownie myślałam, że umrę. Dwie godziny snu zdecydowanie nie były dla mnie wystarczające. Ledwo zebrałam się z kanapy, żeby wyłączyć ten irytujący dźwięk, który ranił moje uszy. Podeszłam do torebki i wyjęłam z niej spakowane wcześniej ubrania, a potem poszłam do łazienki, żeby się odświeżyć i przebrać. Nie pomyślałam, żeby zabrać jakiekolwiek kosmetyki do twarzy, ale trudno. Dzisiaj będę musiała postawić na swoje naturalne oblicze, ale w tym stanie i tak było mi wszystko jedno.
Kiedy byłam już gotowa, postanowiłam zadzwonić do Sary, żeby po mnie przyjechała. Droga znad jeziora do szkoły była trzy razy dłuższa niż z mojego domu, a nie uśmiechała mi się kolejna wędrówka. Dwadzieścia minut później auto mojej przyjaciółki zaparkowało na podjeździe. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, zamknęłam domek, a później ruszyłam do samochodu dziewczyny i sprawnie zajęłam miejsce pasażera. Czułam na sobie jej przeszywające spojrzenie, kiedy zapinałam pasy, co nie wróżyło niczego dobrego.
– Masz, pomyślałam, że będziesz tego potrzebować. – Po chwili przed moim nosem pojawił się kubek kawy z mojej ulubionej kawiarni, a jej zapach był pierwszą dobrą rzeczą, jaka spotkała mnie w przeciągu ostatnich kilkunastu godzin.
– Jesteś najlepsza. – Zabrałam od dziewczyny papierowy kubek i od razu upiłam kilka łyków, które dały mi namiastkę szczęścia. – Hej, masz może przy sobie tusz do rzęs? – zapytałam, nie chcąc jednak kompletnie nastraszyć swoim wyglądem całej szkoły.
– Tak, w schowku – powiedziała, skupiając się jednocześnie na drodze.
Odłożyłam na chwilę kubek, aby pomalować rzęsy. Moje oczy wyglądały strasznie po nieprzespanej nocy, dlatego wolałabym trochę poprawić swój wizerunek, chociaż nie byłam pewna, czy aktualnie było to w ogóle możliwe.
– Jakim cudem znalazłaś się nad jeziorem? – zapytała nagle Sara, a ja wiedziałam, że prędzej czy później by to zrobiła.
– Nie mogłam spać. – Wzruszyłam ramionami. – Nie chciało mi się słuchać kolejnej dyskusji w domu. – Pociągnęłam któryś z kolei łyk kawy, zdając sobie sprawę, że już prawie wjeżdżałyśmy na szkolny parking.
Byłam tak martwa przez to cholerne niewyspanie, że niemal nic do siebie nie przyswajałam i nie miałam pojęcia, kiedy minęło tyle czasu, że już znalazłyśmy się pod budynkiem.
– Mogłaś przecież przyjść do mnie, masz o wiele bliżej – stwierdziła z lekkim zdenerwowaniem.
– Wiem, ale nie chciałam cię budzić. – Ponownie wzruszyłam ramionami. – Poza tym spacer dobrze mi zrobił.
– Przestań. Po prostu przez chwilę bądź samolubna, nic ci się nie stanie – westchnęła, ale kiedy dostrzegła moją reakcję, w końcu mi odpuściła. – Okej, chodźmy.
Wysiadłyśmy z samochodu, a w naszą stronę szedł już Austin ze swoimi kolegami. Na moje nieszczęście wśród nich był także Collins, który uważnie mi się przyglądał, podczas gdy ja wcale nie miałam ochoty na niego patrzeć i nawet tego nie robiłam.
– A tobie co się stało? – Mój przyjaciel zmrużył oczy, a następnie przyciągnął mnie do swojej piersi. Przymknęłam oczy, wdychając jego znajome perfumy. Owinęłam ramiona wokół jego pasa i nagle poczułam się o wiele bardziej bezpieczna.
– Mało spałam w nocy – odpowiedziałam, kiedy już się odsunęłam. Nawiązałam krótki kontakt wzrokowy z Chrisem, ale szybko powróciłam spojrzeniem do mojego przyjaciela.
Austin starał się wyczytać z mojej twarzy co się stało, ale widząc, że bez przerwy się uśmiechałam, zrezygnował. Byłam pewna, że po lekcjach na sto procent przeprowadzi ze mną wywiad środowiskowy, ale przynajmniej na chwilę obecną miałam spokój. Weszliśmy razem do sali i każdy zajął swoje miejsce. Ja usiadłam razem z Sarą w ostatniej ławce pod oknem, a Collins i Jones przed nami. Po chwili w klasie pojawił się nauczyciel i rozpoczął lekcję. Dzisiaj był dosyć ciepły dzień, a do tego leniwy, dlatego pan Grayson kazał nam robić notatki i poinformował, że zaraz wróci, bo dyrektor go wzywa. Raczej nikt w to nie uwierzył, ponieważ od dawna używał tej wymówki, ale nikomu nie przeszkadzało więcej luzu.
Pisałam kolejne zdanie w zeszycie, kiedy nagle poczułam, jak przeszedł mnie dziwny i nieprzyjemny dreszcz, który co jakiś czas się powtarzał. W końcu zrobiło mi się również gorąco, więc zdjęłam bluzę z nadzieją, że to pomoże. Jednak spokój nie był mi dany, ponieważ moje tętno nagle przyspieszyło, przez co wzrósł także mój niepokój. Obraz stawał się coraz mniej wyraźny, nie wspominając już o tym, że coraz ciężej łapałam oddech. Wypuściłam długopis z ręki i powoli podniosłam się z krzesła, podpierając się o stolik.
– Bella? Wszystko w porządku? Wyglądasz trochę blado – powiedziała Sara, czym zwróciła uwagę siedzących przed nami chłopaków.
– To nic, muszę tylko wyjść. – Chciałam jak najszybciej udać się na korytarz, ale było to sporym wyzwaniem, ponieważ podłoga wirowała.
Głosy moich przyjaciół coraz bardziej się zlewały, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Gdy tylko przekroczyłam próg sali, poczułam, jak moja głowa robi się coraz cięższa, a moje ciało staje się dziwnie drętwe. Próbowałam oddychać głębiej, ale nie mogłam. Nie potrafiłam. Patrzyłam w dół na podłogę, gdzie zaraz zobaczyłam trochę więcej par butów niż moje własne. A później zaczęłam osuwać się po zimnej ścianie w dół, aż w końcu moje powieki opadły.ROZDZIAŁ 3
Isabelle
Do moich uszu dotarł śpiew ptaków, jak prawie każdego poranka. Nie chciałam jeszcze otwierać oczu, bo było mi cholernie wygodnie. Wtuliłam bardziej głowę w poduszkę, która wydawała się twardsza niż zazwyczaj. Przerzuciłam nogę przez kołdrę, dając sobie jeszcze chwilę na relaks, zanim będę musiała wstać i stawić czoła rzeczywistości. Bóg jeden wie, że o wiele bardziej odpowiadało mi jej ignorowanie.
– Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, Blake. – Poczułam ciepły oddech na swoim czole, co sprawiło, że momentalnie zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czy wciąż byłam we śnie, czy słyszałam ten głos już na jawie.
Uchyliłam powoli powieki, a moim oczom ukazała się twarz patrzącego na mnie z góry Collinsa, na którego torsie leżała moja głowa. Rozejrzałam się po pokoju, który, jak się okazało, nie należał do mnie. Momentalnie zerwałam się z miejsca, starając się zejść z łóżka, ale moja noga zaplątała się w kołdrę, więc zakończyło się to moim pozbawionym gracji upadkiem na podłogę. Wydałam z siebie krótki pisk, któremu towarzyszył śmiech Christophera. Opadłam bezsilnie plecami na panele, wzdychając ze zmęczeniem i oburzeniem, podczas gdy blondwłosy chłopak nie był w stanie opanować spazmów śmiechu.
– Zamknij się – warknęłam, nie spoglądając nawet w jego stronę.
Nie mogłam uwierzyć w to, że właśnie przytulałam się do tej pozbawionej mózgu istoty. Byłam pewna, że ściskany przeze mnie obiekt to moja ukochana kołdra, ale nie. Boże, zabij mnie. Co ja ci takiego zrobiłam?
Resztkami sił zebrałam się z podłogi i usiadłam na skraju łóżka, spoglądając na zadowolonego blondyna. Co prawda już się nie śmiał, ale na jego twarzy jak zwykle prezentował się kpiący uśmieszek.
– Czemu jestem w twoim pokoju? Czym mnie nafaszerowałeś, psychopato? – Przetarłam zmęczoną twarz dłońmi, wrogo mrużąc na niego oczy.
Ostatnie, czego się spodziewałam i potrzebowałam, to obudzenie się w domu chłopaka, który dosłownie mną gardził, a i ja sama nie pałałam do niego sympatią.
– Może zamiast mnie oskarżać, po prostu mi podziękujesz? – Brew Collinsa lekko się uniosła, kiedy splótł dłonie za głową.
Chyba się przesłyszałam. Ja miałam mu za coś dziękować? Chyba prędzej piekło zamarznie. Christopher zdecydowanie nie był materiałem na bohatera, a w moim scenariuszu zdecydowanie odgrywał rolę czarnego charakteru. Szczególnie wtedy, gdy starał się zrobić ze mnie idiotkę na oczach całego liceum, a takich sytuacji było dosyć sporo.
– Za co niby? – Przyglądałam się jego twarzy, której wyraz nagle powrócił do swojej codziennej obojętności.
– Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz? – zapytał, krzyżując nogi w kostkach.
– Ja… – Zaczęłam mrużyć oczy, jednocześnie mobilizując swój mózg do pracy zaraz po przebudzeniu.
Już byłam gotowa wymyślić jakąś pełną epitetów wiązankę, aby zapoznać go z faktem, iż jest nieznośny, a ja niczego mu nie zawdzięczam. Jednak w tej samej chwili odpaliłam swoje szare komórki i wróciłam wspomnieniami do ostatniej rzeczy, jaką pamiętałam. Nie znosiłam mdleć. Czułam się wtedy tak bezsilnie, a fakt utraty kontroli nad własnym ciałem oraz umysłem także nie pomagał. Kiedy dodam do tego jeszcze upadek na oczach licealistów, to brzmi jak całkowita porażka. Chociaż, o ile dobrze pamiętam, zdążyłam wyjść na korytarz, co i tak mnie nie pocieszało, gdyż te ciekawskie harpie z pewnością opuściły klasę, aby obejrzeć przedstawienie.
– Ugh – jęknęłam niezadowolona, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. – Jak to się stało?
Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy, które swoją intensywnością starały się przekroczyć niewidzialne bariery, jakie uparcie stawiałam. Rzadko kiedy tak wnikliwie mi się przyglądał, a gdy już to robił, czułam się raczej średnio komfortowo.
– Może ty odpowiedz na to pytanie. Czemu zemdlałaś? – Chris przekręcił lekko głowę w bok, jakbym jakimś cudem miała znać odpowiedź.
– Skąd mam to wiedzieć, geniuszu? Lepiej powiedz mi, co robię w twoim domu i dlaczego leżałam z tobą w łóżku, co? – Skrzyżowałam ręce na piersiach i uniosłam brew, na co Collins przewrócił oczami.
– Austin poprosił mnie, a właściwie to zmusił, żebym wziął cię do siebie, podczas gdy on kupi coś do jedzenia. Uwierz mi, nie mam za bardzo ochoty być teraz twoją niańką. Gdyby nie cholerna poprawka z matmy, którą Sara musiała napisać, nie musiałbym się z tobą użerać. – Podniósł się z łóżka i podszedł do mnie z irytacją wymalowaną na twarzy. – A co do drugiej części twojej wypowiedzi, chciałem zauważyć, iż to moje łóżko i mam prawo na nim leżeć. To, że się mnie uczepiłaś we śnie, nie jest moją winą.
Również wstałam z miękkiego materaca i stanęłam z tym idiotą twarzą w twarz. On był po prostu cholernym arogantem, któremu wydawało się, że może robić wszystko, czego tylko zapragnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale niemal każde słowo, które opuszczało jego usta, sprawiało, iż krwawiły mi uszy, a moje ciało wręcz wrzało ze zdenerwowania. To, jak ten chłopak potrafił wyprowadzić mnie z równowagi, było momentami wręcz absurdalne. Czasami nawet zastanawiałam się, czy nie jest to aby jego życiowy cel, ponieważ to, jak bezbłędnie i skutecznie to robił, musiało mieć za sobą pewną strategię.
– Jesteś pieprzonym idiotą, Collins. – Zrobiłam krok, przez co znalazłam się jeszcze bliżej niego i zadarłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. – Myślisz, że teraz będę się przed tobą płaszczyć, bo łaskawie mi pomogłeś? Taką pomoc możesz sobie wsadzić w dupę. Równie dobrze mogłeś po prostu odmówić, zamiast zgrywać teraz męczennika. Do tego zachowujesz się jak światowej klasy palant. Gdyby role się odwróciły, to ja nie traktowałabym cię w taki sposób.
Jego zielone tęczówki intensywnie skanowały moje, podczas mojego monologu i gdy postawiłam po nim kropkę. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę, aż w końcu Chris przygryzł na moment wargę, jakby zaraz miał powiedzieć coś ważnego. Ale nawet nie oczekiwałam, że cokolwiek z siebie wydusi, bo taki już był. Przewróciłam oczami, odsuwając się od niego, aby jak najszybciej zwiększyć między nami odległość. Nie miałam ochoty dłużej go oglądać. Wiedziałam, iż nie doczekam się chociażby namiastki przeprosin z jego strony, nie wspominając już o wyrozumiałości.
– Gdzie moja torba? Powinnam już iść. – Ton mojego głosu był tak chłodny jak cała Syberia.
– Nigdzie nie idziesz. – Chris parsknął, stanowczo patrząc na mnie z góry. – Dopóki Jones nie wróci, jesteś skazana na mnie.
Po prostu lepiej być nie mogło. Mimo iż byłam tak zła, że mogłabym dosłownie stąd wyparować, to niestety wiedziałam, że pozostawałam na przegranej pozycji. Miałam pewność, że Austin się martwił i nie chciałam dokładać mu do tego kolejnych powodów.
– Świetnie – wymamrotałam pod nosem i usiadłam na jego łóżku niczym naburmuszone dziecko.
Aż dziwne, że materac był miękki. Do tej pory myślałam, że chłopak spał na grochu i dlatego zawsze był taki zrzędliwy i nieprzyjemny.
– Nie narzekaj, mogłaś trafić na kogoś gorszego. – Collins ciężko westchnął, krzyżując ręce na brzuchu.
– Tak? A niby na kogo, Hitlera? – rzuciłam od czapy, nie wiedząc, dlaczego akurat ta postać historyczna przyszła mi na myśl.
Jednak mimo wszystko na jego głupkowatej twarzy pojawił się uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale był zaraźliwy do tego stopnia, że i ja sama się uśmiechnęłam, za co potem przeklinałam się w myślach. Kilka sekund później usłyszałam, jak drzwi frontowe się otworzyły, a osoba, która przez nie weszła, niemal zaatakowała schody, szeleszcząc przy tym siatkami. Nie minęło wiele czasu, a Austin pojawił się w progu sypialni. Patrzył uważnie to na mnie, to na Collinsa, aż w końcu odetchnął z ulgą.
– Zero obrażeń na ciele, okej, jest stabilnie. – Odłożył zakupy na biurko, po czym do mnie podszedł. – Kupiłem ci zapasy cukru na trzy lata. Jak się czujesz?
Moje zimne serce właśnie odrobinę się roztopiło.
– Lepiej, dziękuję. – Pogłaskałam go po głowie, na co się uśmiechnął.
Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego przyjaciela. Nie lubiłam, kiedy się martwił, ale gdy już to robił, wkładał w to taką determinację, że kłótnie wygrałby z samym Bogiem. Swoją gadaniną potrafił przekonać każdego i jestem pewna, że gdyby tylko zechciał zanegowałby każdą do tej pory istniejącą teorię.
– A teraz masz mi odpowiedzieć na kilka pytań. – Austin znacznie spoważniał, przez co mój do tej pory uśmiechnięty wyraz twarzy całkowicie się zmienił.
Cóż. Cholera. Wywiad czas start.
– Zrobiło się groźnie – odezwał się Collins, poruszając brwiami, co sprawiło, iż oboje w momencie na niego spojrzeliśmy.
– Zamknij się. – Mój głos oraz ten Austina zmieszały się ze sobą w symfonii, na co Christopher posłał nam zblazowane spojrzenie.
– Jasne, w końcu wcale nie jestem u siebie. – Przewrócił oczami, a potem podszedł do stojącej niedaleko komody i oparł się o nią biodrem.
Machnął jedynie ręką na znak, iż możemy kontynuować, a on już nie będzie się wtrącał.
– Kiedy ostatnio coś jadłaś? – Ciemnowłosy skupił na mnie spojrzenie, uważnie analizując przy tym moją twarz.
Na początku nie byłam pewna, skąd to głupie pytanie, ale później zdałam sobie sprawę, do czego dążył.
– Jadłam z tobą lody – odpowiedziałam, czując się nieco skrępowana pod jego bacznym wzrokiem.
– To było wczoraj w południe. Później nic nie jadłaś? – Skrzywił się, a ja wzruszyłam ramionami.
– Nie byłam głodna. – Przygryzłam delikatnie wnętrze policzka.
– Okej. W takim razie co jadłaś przez ostatni tydzień? – Kto by pomyślał, że jedno pytanie może tak wiele uświadomić.
Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, jak mało posiłków spożywałam przez ostatnie kilka dni. Właściwie to każdego dnia miałam czas jedynie na śniadanie. Dom był wtedy pusty, więc mogłam bez problemów i krzyków coś zjeść. Czas mijał mi dość szybko, a ja skupiałam się na zbyt wielu rzeczach, przez co nawet nie miałam czasu zastanowić się nad tym, czy jadłam lub czy w ogóle odczuwałam taką potrzebę. Nawet nie byłam do końca świadoma, że aż tak się zaniedbywałam.
– Dużo rzeczy. – Odchrząknęłam, unikając jego spojrzenia.
Wiedziałam, że sama w tym wszystkim zawiniłam, ale nie chciałam jeszcze bardziej go martwić. Austin bardzo cenił sobie relacje z ludźmi. Nie lubił, kiedy ktoś go okłamywał, a gdy jeden z jego przyjaciół miał problemy, to jednocześnie stawały się one częścią życia ciemnowłosego.
– Na przykład? – drążył, a ja czułam się niekomfortowo, nie wspominając o obecności Collinsa, która ani trochę nie pomagała w tej sytuacji.
– Cóż – odchrząkuję – na przykład… to znaczy, zależy od dnia, no bo…
– Isabelle Rose Blake, kiedyś zakopię cię żywcem. – Austin przerwał moją chaotyczną, nie wiadomo do czego dążącą wypowiedź.
– Wiesz, że jesteś bardzo uroczy? – Ścisnęłam jego policzki, chcąc tym samym jakoś odciągnąć go od zbędnego tematu.
– Przestań zachowywać się jak moja babcia, bo ja zacznę zachowywać się jak twoja. Uwierz mi, zrobię to. Nie mam zamiaru patrzeć, jak mdlejesz, bo nic nie jesz. – Zmrużył oczy, groźnie na mnie patrząc.
– Austin, ja… – Westchnęłam głośno, trochę wahając się, czy powinnam dokończyć myśl, ale mimo wszystko to zrobiłam. – Wiesz, jaka jest sytuacja. Poza tym źle sypiam, to pewnie przez to. Będę bardziej uważać, obiecuję.
Kątem oka, którego z punktu optycznego nie mamy, zauważyłam, jak Collins zmarszczył brwi, a jego wzrok stał się bardziej odległy. Wyglądał, jakby jego mózg pracował na najwyższych obrotach, co było dziwne, bo nie sądziłam, że naprawdę go posiadał.
– Obiecujesz? – Austin wystawił w moim kierunku pięść, a po chwili jego mały palec wystrzelił w górę, wywołując tym samym uśmiech na mojej twarzy.
Od lat przypieczętowywaliśmy tak wszystkie najważniejsze obietnice.
– Obiecuję – odpowiedziałam szczerze, splatając swój mały palec z jego.
***
Nie widziałam swoich rodziców w jednym pomieszczeniu od ostatnich dwóch dni. Chyba postanowili od siebie odpocząć, żeby jakoś tolerować się na wyjeździe służbowym, na który oczywiście byli zmuszeni jechać razem. W międzyczasie zaprosiłam Cheryl na jutrzejszą imprezę i posprzątałam cały domek, w czym pomogła mi Sara. Dzięki Bogu odwołali nam dwie ostatnie lekcje z powodu konferencji w szkole. Żegnaj głupia fizyko i geografio. Przede mną był jeszcze tylko angielski.
Większość zajęć spędziłam na rysowaniu kwiatków i wzorów w zeszycie. Może dlatego, że byłam urodzonym beztalenciem, a więc kwiatki i bezsensowne bazgroły były jedynym, co potrafiłam namalować. W pewnym momencie zostałam trącona łokciem przez siedzącą obok mnie Sarę.
– Co? – zapytałam cicho, kiedy wyrwała mnie z chwilowego zamyślenia.
– Przydziela pary do projektów – oznajmiła, na co westchnęłam i oparłam łokcie o stolik, skupiając swoją uwagę na nauczycielce.
– Sara Parker i Christopher Collins – powiedziała pani Planck, a mi ulżyło, że nie muszę z nim współpracować.
– Sierra Moore i Cassandra Hall, David Michaels i Davina Mayflower – kontynuowała, a ja tylko czekałam na swoją kolej, bo nie chciało mi się już jej słuchać.
Szybciej, kobieto.
– Isabelle Blake i Jay Stratford – oznajmiła, a moje ciało stężało, podczas gdy oczy omal nie wyszły mi z orbit.
Sara spojrzała na mnie w panice, a aktualnego poziomu mojej złości i oburzenia nie był w stanie przebić nikt i nic. Spojrzałam na tego kretyna, który wlepiał już swój wzrok prosto we mnie, a do tego przygryzał wargę. Odwróciłam się z niesmakiem i potarłam skronie opuszkami palców, zastanawiając się, dlaczego życie ostatnio przysparzało mi takich atrakcji. Czy ja wyglądam jak pieprzony park rozrywki?
Kilkanaście sekund później mój telefon zawibrował, informując tym samym o nowej wiadomości, a ja byłam w stu procentach pewna, od kogo ona była. Całe życie tylko wysyłał do mnie te idiotyczne, żałosne teksty. Twarzą w twarz to już nie tak łatwo, co?
Od: Jay
Już nie mogę się doczekać, skarbie.
Gdy tylko przeczytałam to zdanie, od razu zablokowałam urządzenie i schowałam je do kieszeni jeansów w akompaniamencie dzwonka, który informował o zakończeniu zajęć. Spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z sali w towarzystwie Parker.
– Co teraz zrobisz? – zapytała niepewnie, przyglądając mi się.
– Ugh. Chyba powieszę się na lampkach choinkowych, puszczając w tle What Makes You Beautiful – westchnęłam.
Sara wybuchła śmiechem, ale widząc mój poważny wyraz twarzy, szybko zamilkła.
– Coś wymyślimy, Bella, nie martw się. – Poklepała delikatnie moje ramię, aby w ten sposób jakoś dodać mi otuchy.
– Wiem o tym – poprawiłam torbę na ramieniu – ale to nie zmienia faktu, że będę musiała z nim rozmawiać, a nienawidzę tego robić.
To nie tak, że bałam się konfrontacji ze Stratfordem. Po prostu jego bezustanne próby flirtu oraz przekonania mnie, że się zmienił i powinnam do niego wrócić, cholernie mnie denerwowały. Zachowywał się, jakbym miała amnezję i kompletnie zapomniała, jak mnie traktował i co mi zrobił. Byłam niemal pewna, że ten człowiek miał poważne problemy z psychiką.
– Pomyśl o nowym odcinku Pretty Little Liars, który zaraz obejrzymy, i zjemy wszystko, co kupił ci Austin. – Słowa Sary zdecydowanie poprawiły mi humor, chociaż po głowie kołatał mi się każdy problem, który mi doskwierał.
Ale właśnie tego potrzebowałam. Usiąść z moją przyjaciółką przy dobrym serialu i zapomnieć na moment o otaczającym mnie świecie. Boże, jak ja tego potrzebowałam.