- W empik go
Beloved. The Belonging Duet. Tom 1 - ebook
Beloved. The Belonging Duet. Tom 1 - ebook
Bestsellerowa autorka Corinne Michaels powraca z nową powieścią z jej bestsellerowej serii „Salvation”.
Pokochaliście Consolation i Conviction? Beloved należy do tej samej serii i ponownie połamie wasze serca na miliony kawałków. Ale czy sklei je na nowo?
Niezapomniana historia dla tych czytelniczek, które cenią sobie książki wyjątkowo przesiąknięte emocjami, z czego słynie Corinne Michaels.
Mężczyźni są do bani.
Łamią ci serce. Odchodzą. Biorą ile chcą, aż w końcu nic nie zostaje. Szczerze mówiąc, nie mam zamiaru dłużej im na to pozwalać. A zatem najwyższa pora dać sobie z nimi spokój. Rzucę się w wir pracy, bo to jedyna rzecz, która jeszcze nigdy nie sprawiła mi zawodu.
Jackson ma inne plany. Nie zamierzam dać się oczarować jego idealnym ciałem, uroczym dołkiem w policzku, ani seksownym zarostem na twarzy. Jacksonowi Cole zdecydowanie można się oprzeć.
Kogo ja próbuję oszukać?
W końcu uda mu się mnie złamać. Czuję to. Udowodni po raz kolejny, że nikomu na mnie nie zależy.
„Michaels wznosi czytelnika na szczyty emocji, sprawiając, że tej książki nie zapomnisz” – Laurelin Paige, autorka bestsellerów „New York Times” i „USA Today”.
„Powiem szczerze, że ta książka rozwaliła mnie na kawałki. Muszę was ostrzec, że w ciągu sekund zostaniecie przez nią pochłonięci i tak zaangażujecie się w ten romans, że będziecie omdlewać, płakać i drżeć z emocji, przewracając kartki” – Whitney G., autorka bestsellerów „New York Times” i „USA Today”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66737-61-7 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Należeć do kogoś._
Jedyne czego w życiu chcę, to być kochaną. Pragnę tego bardziej niż jedzenia i wody. Tęsknię za dozgonną miłością i czułością. Miłością, która na zawsze łączy dwie dusze. Uczuciem tak głębokim, że dwoje ludzi staje się jednością.
_Zostać czyjąś ukochaną._
Jako dziecko miałam ojca, który mnie ubóstwiał – byłam jego idealną córeczką. Tulił mnie w ramionach, gdy stawałam się smutna, całował w kolano, gdy upadłam i się zraniłam. Czytał mi bajki na dobranoc. Córeczka tatusia – jego cały świat.
Co się dzieje z dziewczynką, gdy to wszystko się kończy? Gdy nie jest już aniołkiem swojego taty, tylko bolesnym przypomnieniem jego przeszłości? Co się dzieje, kiedy odpycha ją od siebie i pokazuje, że już jej nie kocha?
– _Nie mogę zostać, Catherine. To zbyt bolesne._ _– Jego oczy wypełniają się cierpieniem i_ _żalem._
_– Tatusiu, ale ja cię kocham! Proszę, nie odchodź. Nie będę już więcej płakać. Będę grzeczna_ _– wołam błagalnym tonem, patrząc w_ _ciemnobrązowe oczy tak podobne do moich. Serce mi pęka. Błagam o_ _cień zrozumienia w_ _całym tym zamieszaniu. Są moje dziewiąte urodziny, zdążyliśmy zjeść tort i_ _rozpakować prezenty, a_ _on odchodzi. Gdybym tylko mogła cofnąć się w_ _czasie i_ _zmienić życzenie. Nie zawracałabym sobie głowy głupim rowerem, tylko poprosiła o_ _to, by został._
_– To nie twoja wina, skarbie. Musisz zrozumieć, że to dla mnie zbyt wiele. Twoja mama i_ _ja już się nie kochamy._ _– Patrzy mi w_ _oczy, niewzruszony, choć nie przestaję prosić._
_– Nie kochasz mnie już, tatusiu?_ _– pytam człowieka, który miał mnie kochać już zawsze i_ _nigdy mnie nie opuścić._
_– Kocham, ale muszę już iść. Bądź grzeczna. Żegnaj, Catherine._
_Całuje mnie w_ _czubek głowy, a_ _ja czepiam się jego nogi ze wszystkich sił. Nawet w_ _tym wieku mam świadomość, że to ostatni raz, kiedy widzę ojca._
_Odrywa moje palce od swej nogi i_ _odwraca się bez słowa. Patrzę, jak człowiek, który obiecał, że zawsze będzie przy mnie, odchodzi, nie oglądając się za siebie._
Złamał mnie.
Zrujnował.
I nie był ostatnim mężczyzną, któremu się to udało.ROZDZIAŁ 1
– Ashton, jadę właśnie do domu Neila. Niedługo się odezwę!
Przyszły nasze zaproszenia na ślub. Są piękne, dokładnie takie jak sobie wymarzyłam. Nie mogę się doczekać, aż mu je pokażę. Nie, żeby zaprzątał sobie głowę takimi szczegółami, ale poświęciliśmy mnóstwo czasu na wybranie odpowiedniego wzoru. To będzie wielka ulga, gdy wreszcie zamieszkamy razem i skończy się to kursowanie tam i z powrotem. Ashton i ja podpisałyśmy umowę najmu na miesiąc przed oświadczynami Neila, więc nie mogłam po prostu odejść i wymigać się od płacenia połowy czynszu. I choć uwielbiam swoją najlepszą przyjaciółkę, z przyjemnością zamieszkałabym już z narzeczonym pod jednym dachem, żeby móc wspólnie planować wesele. Na szczęście, do naszego wielkiego dnia zostały tylko cztery miesiące. W końcu będziemy mogli zamieszkać razem. Zalegalizowanie związku napawa mnie jednocześnie ekscytacją i niepokojem.
– W porządku. Będę u siebie – mówi, podchodząc do mnie.
– Tylko nie wpakuj się w żadne kłopoty podczas mojej nieobecności. – Puszczam jej oko, biorę torebkę i w pośpiechu wychodzę na zewnątrz. Siedząc w samochodzie, wysyłam Neilowi krótką wiadomość.
Ja: Jestem już w drodze. Mam niespodziankę!
Dziesięć minut później zatrzymuję się na miejscu parkingowym pod jego przytulnym domem z dwoma sypialniami w modnej części Hoboken. Tutejsza okolica składa się wyłącznie ze starych mieszkań i brukowanych ulic. To miejsce, w którym chcę budować naszą rodzinę. Biorę torebkę oraz zaproszenia i wyskakuję z auta, ciesząc się na myśl podzielenia się z nim tą cząstką naszej wspólnej przyszłości. Samochód Neila stoi na podjeździe, ale drzwi są zamknięte. Gdy szperam w torbie w poszukiwaniu kluczy, ta przechyla się, a cała jej zawartość wysypuje się na schody. Po zebraniu rzeczy wkładam klucz do zamka, żeby wejść do środka.
Gdy otwieram drzwi, do moich uszu dociera niski jęk. Powoli unoszę wzrok. Nic nie mogło mnie przygotować na rozpościerający się przed oczami widok. Zastygam w bezruchu, patrząc, jak spełnia się mój najgorszy koszmar.
Obezwładnia mnie szok, uderzając na zmianę falami przerażenia i bólu.
Bez względu na to, jak bardzo chcę odwrócić spojrzenie… nie mogę tego zrobić.
Mężczyzna, którego kocham i za którego miałam wyjść za mąż, uprawia seks z jedną z moich przyjaciółek.
Neil trzyma Piper pochyloną na oparciu kanapy, którą sama wybierałam, i bierze od tyłu. Głowę ma zwróconą w stronę drzwi, oczy zamknięte, a na jego twarzy maluje się wyraz czystej rozkoszy, gdy wbija się w nią, delektując się każdą sekundą. Mój świat wali się w gruzy. Wraz z każdym pchnięciem czuję, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Słyszę ich, widzę, czuję unoszący się w powietrzu zapach seksu. Każde uderzenie skóry o skórę, każdy jęk i gardłowe chrząknięcie, ranią mnie do żywego niczym nóż przecinający żyły. Wykrwawiam się i nie ma sposobu, aby to zatrzymać.
Zamykam oczy, błagając w myślach, aby to nie była prawda. Mam nadzieję, że to chory żart albo zły sen. Mam nadzieję, że kiedy znowu otworzę oczy, okrutna wizja zniknie. Gdy zbieram resztki sił, aby na nich spojrzeć, dociera do mnie, że to nie nocna mara – to rzeczywistość.
Piper odrzuca głowę w tył, pojękując.
– Mocniej. Mocniej!
Neil ściska ją za biodra, wycofując się i wbijając w nią z całej siły.
– Tak! – rozlega się jej wysoki, piskliwy krzyk. – Och! Dochodzę! O. Mój. Boże. Neil! Kurwa mać!
Nie panując nad drżeniem własnych rąk, upuszczam zaproszenia. Mój szloch wdziera się w odgłosy ich wzajemnej rozkoszy, ostrzegając o nieproszonej obecności. Powietrze ucieka mi z płuc, gdy oboje podrywają głowy, a narzeczony przeszywa mnie spojrzeniem.
– Catherine. – Przestaje się poruszać, gapiąc się na mnie szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. – Mogę to wyjaśnić.
Ściąga koc z oparcia kanapy i zakrywa się, w pośpiechu rzucając drugi w stronę dziewczyny.
– Wyjaśnić? A co tu jest, kurwa, do wyjaśniania?! – mówię zdławionym głosem. Łzy rozmazują mi wszystko przed oczami. – Mój Boże! Ty… ty…
Przechodzą mnie ciarki, a mój oddech jest płytki i urywany, gdy próbuję utrzymać się na nogach. Wszystko wokół mnie blednie, ale obraz dwójki ludzi wciąż jest bezlitośnie wyraźny. Zamykam oczy w poszukiwaniu odrobiny otuchy.
– Daj mi chwilę, zaraz porozmawiamy – mówi Neil, gdy łapię się futryny dla podtrzymania równowagi.
Nie chcę rozmawiać. Mam ochotę chlusnąć sobie wybielaczem w oczy i wyrwać serce z piersi, żeby przestało tak cholernie boleć. Nic co teraz powie, nie wymaże tego, co się stało. Nigdy. Moje serce już nigdy nie będzie takie samo. Zdrada sama w sobie jest wystarczająco okropna, ale przyłapanie kogoś na gorącym uczynku – i to z jedną z moich koleżanek – jest istną torturą.
Uważałam Piper za przyjaciółkę, a przynajmniej tak mi się wydawało. Owszem, nigdy nie należała do wewnętrznego kręgu znajomych, a po college’u nasze drogi się rozeszły. Nawet za milion lat jednak bym się tego nie spodziewała. Nie miałam pojęcia, że jest zdolna do tak obrzydliwej zdrady. To ona przedstawiła mnie Neilowi. Umawiała się z jednym z jego kolegów z bractwa. Spędzaliśmy we czwórkę mnóstwo czasu. Wiedziałam, że zerwali kilka miesięcy temu, ale nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że może uganiać się za zajętym chłopakiem.
Gdy unoszę wzrok, arogancki uśmieszek na twarzy Piper mówi mi wszystko. Chciała, żeby do tego doszło. Rozkoszuje się moim poniżeniem. I gdy tak stoję, przerażona i wstrząśnięta, patrząc na nią i swojego narzeczonego, a ona szczerzy się, przekonana, że wygrała jakąś chorą grę, coś we mnie pęka.
Odwracam się, trzaskam drzwiami i uciekam stamtąd najszybciej, jak się da. Roztrzęsiona, uruchamiam samochód i błyskawicznie odjeżdżam spod domu. Zdrada Neila zbrukała wszystkie dobre chwile i piękne wspomnienia, które razem przeżyliśmy. Gdy siedzę za kierownicą, wspomnienia dopadają mnie jedno po drugim – dobre i złe, pełnie miłości i nienawiści, szczęśliwe i smutne.
Nasza pierwsza randka na łyżwach w Rockefeller Center, gdzie chłopak jechał tyłem i trzymał mnie za ręce, żebym nie upadła. Dwa miesiące później pojechaliśmy do pensjonatu na wybrzeżu Jersey, gdzie po raz pierwszy się kochaliśmy. Był czuły i delikatny. Ta miłość i uwielbienie w jego oczach, gdy patrzyliśmy na siebie w trakcie pieszczot… Wycieram płynące po twarzy łzy. To wszystko kłamstwo. Nie można kogoś szanować, a potem odwrócić się od niego plecami i oszukać.
Wspomnienia stale napływają mi do głowy.
Przejażdżka do centrum, granie w głupie gry wyścigowe i zrywanie boków ze śmiechu, gdy Neil próbował przekonać mnie, że to Jetsi wygrają Super Bowl. Gdy w lipcu zabrał mnie do Little Italy, uklęknął na jedno kolano i oświadczył się na środku ulicy. Łzy przesłaniają mi widok. Nie widzę drogi, więc zjeżdżam na pobocze. Dopiero w zaciszu auta rozpadam się na kawałki. Wstrząsa mną szloch z powodu wszystkiego, co widziałam i czego już nigdy nie zapomnę. Dzwonię do Ashton z nadzieją, że uda jej się mnie uspokoić.
– Hej, psiapsiółko – odzywa się i czuję ulgę.
Na dźwięk jej głosu uwalniają się we mnie wszystkie wstrzymywane emocje. Z mojej piersi wyrywa się zdławiony skrzek, a łzy płyną coraz szybciej.
– Catherine? Co się stało? – Ton zmienia się z beztroskiego w zaniepokojony.
– Neil… zdradził mnie! Widziałam na własne oczy! Ja… ja…
– Jak to?
– P-pojechałam do niego, a on p-pieprzył ją na k-kanapie. N-nie mogę o-oddychać. – Udaje mi się wyjąkać do trzęsącego się w dłoni telefonu, który przyciskam do mokrego policzka.
– No dobrze, postaraj się trochę uspokoić. Gdzie jesteś?
– N-nie wiem! Nie m-mogłam na to p-patrzeć! – krzyczę, płacząc na poboczu jakiejś nieznanej drogi.
Ashton bierze głęboki wdech.
– Jadę po ciebie. Gdzie jesteś?
– Dlaczego? – pytam, pozwalając, aby ból mnie obezwładnił.
– Catherine – mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Posłuchaj mnie przez chwilę. Jesteś w stanie prowadzić?
– M-muszę kończyć – rzucam i rozłączam się, ciskając komórką o deskę rozdzielczą.
Nie mogę dłużej rozmawiać. Nie jestem w stanie nawet myśleć. W głowie mam totalny chaos. Chcę zapomnieć o scenie, która rozgrywa się w moich myślach w nieskończoność.
Łapię się za włosy, wrzeszcząc z frustracji, i próbując sklecić jakieś sensowne myśli pomimo bólu.
Dlaczego? Dlaczego po tak długim czasie? Dlaczego?
Tracę poczucie czasu. Gdy łzy obsychają, mimo iż ból wcale nie znika, biorę się w garść na tyle, by móc bezpiecznie prowadzić.
Jadę godzinami bez celu. Na ekranie telefonu widnieje ponad trzydzieści nieodebranych połączeń i wiadomości głosowych. Nie mam pojęcia, kto je przysłał. Średnio mnie to obchodzi. Nie istnieją żadne słowa otuchy, którymi ktokolwiek mógłby mnie teraz pocieszyć. Moje życie, przyszłość, wszystko rozpadło się na kawałki.
Jakimś cudem udaje mi się dotrzeć do mieszkania, gdzie w korytarzu przed wejściem czeka na mnie Neil. Na jego widok staję jak wryta. Wracają minione godziny, uderzając we mnie z siłą równą tonie cegieł. Gromadzą się wokół i grożą zawaleniem.
Neil stoi w miejscu, wpatrując się we mnie.
– Hej.
– Jak długo tu jesteś? – pytam cichym głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewa obrzydzenie.
– Jakiś czas. Ashton nie chciała wpuścić mnie do środka.
Zamykam oczy, próbując odnaleźć w sobie resztki sił, które mi zostały, by jakoś przez to przejść. Dopadają mnie mdłości. Zginam się w pół, czując w ustach gorzki posmak żółci. Samo patrzenie na niego i przebywanie w jego obecności sprawia, że robi mi się niedobrze. Zniszczył każde dobre wspomnienie, które stworzyliśmy. Pięć lat miłości poszło na marne. Mam ochotę wpełznąć do jakiejś nory i nigdy z niej nie wychodzić. Ból kilku ostatnich godzin sprawił, że czuję w środku kompletną pustkę.
– Catherine, proszę cię. – Podchodzi i kładzie dłoń na moich plecach.
Podrywam się do góry, strząsając z siebie jego rękę.
– Nie dotykaj mnie!
– Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób – wzdycha, przeczesując dłonią włosy w odcieniu piaskowego blondu.
– Serio? A jakbyś wolał? Po weselu? A może na Boże Narodzenie? – Piorunuję go wzrokiem, czując napływające do oczu łzy.
Napięcie malujące się na jego twarzy gwałtownie się zmienia, gdy nagle traci nad sobą panowanie.
– Chciałem z tobą porozmawiać już dawno temu, ale nie potrafiłem się do tego zmusić. Nie chciałem, żeby tak to się skończyło.
Wskazuje ręką na nas. Najwyraźniej mówiąc „to”, ma na myśli wspólne lata. Po skruszonym mężczyźnie sprzed zaledwie kilku chwil nie ma już śladu. Oczy Neila są zimne i wyzute z miłości, która płonęła w nich jeszcze nie tak dawno.
– Myślisz, że ja chciałam? – krzyczę mu prosto w twarz. – Nie zasługuję na to!
– Potrzebuję czegoś więcej – cedzi przez zęby, całkowicie obojętny na to, że kolejny raz wyrywa mi serce z piersi.
– Więcej? Czego jeszcze chcesz? Nie wierzę własnym uszom. Zdradziłeś mnie!
Cofa się o krok, kierując stalowy wzrok na windę.
– To trwało już od jakiegoś czasu. Chyba oboje wiedzieliśmy, że do tego dojdzie.
Moje oczy rozszerzają się pod wpływem szoku i niedowierzania.
– Żartujesz sobie, tak? Ja niczego nie wiedziałam. Mieliśmy się pobrać, Neil. Jak to się ma do świadomości, że między nami koniec? Ile miesięcy planowania i budowania wspólnego życia zmarnowałam, bo ty już wiedziałeś, że nic z tego nie będzie?
– Od dawna byłem nieszczęśliwy. – Wzdycha, przeczesując dłonią włosy. – Nie wiedziałem co robić.
– Dam ci wskazówkę. Mogłeś mi powiedzieć, a nie sypiać z moją przyjaciółką! – krzyczę, ale żadne słowa do niego nie docierają. Neil stoi w miejscu, znudzony i apatyczny. – I co, to już koniec? Zostawisz mnie po tych pięciu wspólnych latach?
– Po co walczyć o coś, co z góry jest skazane na porażkę?
Cofam, wstrząśnięta tym stwierdzeniem. Wtedy to do mnie dociera – nie przyszedł tutaj, żeby wszystko naprawić, tylko po to, aby zakończyć nasz związek. By dobić moje zmaltretowane serce, które zranił swoją niewiernością.
– Po to tu przyszedłeś? Żeby mi to powiedzieć? Teraz? – pytam, czując, jak dławi mnie strach.
– Po prostu za mało nas łączy, Catherine – mówi głosem wypranym z emocji. – Tak będzie lepiej.
Odwraca się bez słowa i odchodzi, kończąc pięć lat tego, co wydawało mi się początkiem wspólnej drogi. Drzwi windy zamykają się, a serce rozpada się na milion kawałków. To nie dzieje się naprawdę. Przecież mieliśmy się pobrać. Chcieliśmy mieć dzieci, życie, przyszłość! Nie!
Z trudem łapię oddech, próbując wypełnić powietrzem płuca. Ashton otwiera drzwi i wciąga mnie do środka, a ja tracę wszystko, co kiedykolwiek uważałam za cenne.
– Ciii, już dobrze. – Przytula mnie do swojej piersi. – Wszystko się ułoży – szepcze mi do ucha.
Nic nie może mnie ocalić i kompletnie zdruzgotana osuwam się na ziemię.
_Za mało._
Znowu to samo.ROZDZIAŁ 2
_Trzy miesiące później_
– Zastanawiałaś się kiedyś, co sprawia, że ludziom wydaje się, że znajdą prawdziwą miłość w tych idiotycznych programach reality show? – pyta Ashton, siadając obok mnie na kanapie.
Oglądamy kolejny odcinek programu, w którym przypadkowe kobiety próbują znaleźć miłość swojego życia za pomocą serii randek z wieloma mężczyznami.
– Nie, ale chyba powinnyśmy się zgłosić, skoro tradycyjna metoda się nie sprawdza – mówię ze śmiechem, wpychając do ust następną łyżkę lodów.
Jest długi weekend. Leniuchujemy, popijamy wino i oglądamy kiepskie programy oraz filmy. Pierwszy miesiąc po rozstaniu spędziłam na rozpaczaniu, ale Ashton postawiła na swoim i zmusiła mnie do funkcjonowania poza pracą. Wierzyłam, że moje życie dopiero się zaczyna. Czeka na mnie przysłowiowe „długo i szczęśliwie”, ale powinnam się domyślić, że to bzdury. Tak wygląda rzeczywistość – nie ma księcia na białym koniu, a ja na pewno nie jestem księżniczką. Koniec ze złudzeniami i bajkowym happy endem. Neil odszedł, a ja jestem sama.
– Wyobrażasz to sobie? Te wszystkie laski też są gorące. Głupie, ale przynajmniej ładne. Twoja firma powinna je reprezentować.
– Ash, ja nie reprezentuję celebrytek. Przecież wiesz. Lubię być specjalistką od reklamy w świecie biznesu. Jest zdecydowanie mniej problemów w użeraniu się z firmami niż z ludźmi. – Próbuje wyszarpnąć mi lody z ręki, ale odsuwam je z dala od jej zasięgu. – Możemy zmienić kanał? Pooglądajmy coś o wysadzaniu ludzi w powietrze albo o strzelaniu do nich! Nie mam ochoty oglądać par, które się kochają. Wolałabym, żeby wszyscy udawali, że są równie nieszczęśliwi co ja – mówię, biorąc pilota. Mój telefon wibruje. Ktoś przysłał mi wiadomość.
Ashton daje mi klapsa w rękę.
– Nie zmieniaj kanału. Chcę popatrzeć, jak zalewa się łzami i użala nad sobą po tym, jak wybierze kolejnego idiotę.
– Nie chcesz widzieć, jak ta druga dziewczyna jest szczęśliwa?
– Oszalałaś? To o niebo lepsze, niż oglądanie jak kogoś wysadzają w powietrze! – Ashton siada prosto, wyraźnie ożywiona i podekscytowana. – Będzie mówiła: „Myślałam, że łączy nas coś prawdziwego”. Zmienimy kanał po tym, jak ktoś rzuci pierwszą laskę. – Zerka w dół na komórkę i szczęka jej opada. – Neil nadal do ciebie pisze?
– Gdyby tak wielu ludzi nie używało mojego numeru w celach biznesowych, już dawno bym go zmieniła – psioczę, biorąc go ręki telefon.
Przez dwa tygodnie po tym, jak wybrał inną kobietę, nie miałam od niego żadnych wieści. Potem zaczęłam dostawać okazjonalne wiadomości. Z początku sądziłam, że się martwi, biorąc pod uwagę to, że złamał mi serce i przejechał po nim kilka razy walcem. Szybko doszłam jednak do wniosku, że czegoś chciał. Jego esemesy zwykle dotyczyły problemów z rezygnacją z różnych ślubnych usługodawców. Ostatnio jednak wiadomości zaczęły napływać coraz częściej, skupiając się na wymianie należących do nas drobiazgów.
Neil: Znalazłem kilka twoich rzeczy. Chyba zostawiłem też u ciebie część swoich.
Pewnie, że zostawił, ale spaliłam je po kilku tygodniach od nakrycia go razem z Piper. Wyszperałam wszystkie graty i puściłam je z dymem.
Z początku chciałam zatrzymać każdy należący do niego przedmiot. Kochałam go, pomimo koszmarnego sposobu, w jaki się rozstaliśmy. Jakaś część mnie łudziła się, że do siebie wrócimy, uda nam się zapomnieć i żyć dalej. On nigdy nie zadzwonił. Trzymałam się kurczowo fałszywego wyobrażenia tego, jak wyglądało nasze życie – jak bardzo się kochaliśmy i jak cudownie się razem czuliśmy. Trzymałam się tych wspomnień z nadzieją, że jeśli będę to robić wystarczająco mocno, wystarczą, by zaleczyć ranę. Nie wystarczyły.
– Wiesz, że to nie twoja wina, tylko jego, prawda? – pyta Ashton, wyrywając mi lody z rąk.
– Tak. Chciałabym już przestać o nim myśleć i zapomnieć, ale przez pięć lat był częścią mojego życia. Nienawidzę go z całych sił, ale jakaś mikroskopijna część nie chcę odpuścić.
Najgorzej było wtedy, gdy pogrążyłam się w depresji. Prawie nie jadłam, wiecznie o czymś zapominałam, a łzy lały się niemal bez przerwy. Minęło wiele dni. Praca stała się jedyną dziedziną życia, w której mogłam funkcjonować, jedynym miejscem nieskażonym wspomnieniami o Neilu i Piper. Tylko tam mogłam być sobą, a przynajmniej na wpół normalną wersją siebie.
Teraz jestem w fazie gniewu, co bardzo mi odpowiada. Za każdym razem, kiedy musiałam tłumaczyć, dlaczego odwołałam wesele, na nowo przeżywałam to, co mi zrobił. Takie upokorzenie. Wolałabym już zmierzyć się z setką rozszalałych reporterów, niż zadzwonić do kogoś z rodziny i tłumaczyć się, że narzeczony mnie zdradził, a potem ze mną zerwał, bo „potrzebował czegoś więcej”. Pamiętam, jaki był bezduszny i obojętny. Na samym końcu w niczym nie przypominał mężczyzny, w którym się zakochałam.
Wspomnienia wracają, przenikając przez mur wściekłości, który szybko zmienia się w smutek. Łzy napływają mi do oczu, ale wycieram je, zanim zdążą spaść. Płacz jest dla słabeuszy, a ja nie pozwolę, żeby Neil znowu mnie złamał.
Ashton uśmiecha się i nakrywa dłonią moją rękę.
– Jestem pewna, że jakaś część ciebie zawsze będzie go kochać. Pomogę ci pielęgnować w sobie nienawiść, bo to jedyna emocja, której ta łajza jest warta. – Jej niebieskie oczy płoną.
– Wiem, Ash. Ja tylko… – Szukam właściwych słów. W gruncie rzeczy już sama nie wiem, kim naprawdę jestem. Z początku ostro pracowałam, żeby wszystko ukryć, spychając uczucia na bok, by móc normalnie funkcjonować. Nie chcąc, żeby ktokolwiek zobaczył, jak bardzo cierpię. Zapewne nikt nie chciałby znaleźć się na miejscu dziewczyny, którą facet wystawił przed ołtarzem. Choć tak naprawdę nigdy nie udało nam się przy nim znaleźć, to kontekst pozostaje ten sam.
Ashton zaciska szczękę i mruży oczy, chcąc mieć pewność, że jej słucham.
– Moim zdaniem ten dupek wyświadczył ci przysługę. Faceci tacy jak on są wiecznie niezadowoleni z tego, co mają. Wywinąłby ten numer prędzej czy później.
– Jestem zmęczona. Chcę jedynie nacieszyć się wspólnym weekendem i przestać o nim myśleć. – Wzdycham, kładąc jej głowę na kolanach. – Z czasem będzie łatwiej, prawda? – pytam z cieniem nadziei w głosie.
Patrzy na mnie i kręci głową.
– Już jest łatwiej. Któregoś dnia przestaniesz się smucić lub wściekać i jedynym co do niego poczujesz, będzie litość i współczucie.
– Chciałabym, żeby ten dzień już nadszedł. I żeby przestał do mnie pisać – dodaję z półuśmiechem.
Ashton szczerzy się delikatnie i odgarnia mi włosy z twarzy.
– Pamiętasz, jak w liceum przysięgałam, że wyjdę za Stephena? Wydawał mi się wtedy idealny. W końcu był kapitanem drużyny futbolowej, błyskał inteligencją, umiał opowiadać dowcipy i pieprzył się jak zwierzę. – Z rozbawieniem unosi brwi.
Parskam śmiechem.
– Tak, pamiętam Ogiera Stephana.
Zrywałam boki ze śmiechu, gdy przypominając sobie tę ksywkę. Myślała, że wyjdzie za niego, opierając się wyłącznie na jego zdolnościach do robienia z nią rzeczy, o których nie sądziła, że są w ogóle możliwe. Kochał ją do szaleństwa, ale po jakimś czasie odkryłyśmy, że spotykał się z innymi dziewczynami, które również rozpieszczał swymi licznymi talentami.
– Co ja bym dała za możliwość kolejnej przejażdżki na tym kucyku – mówi z zadumą w głosie i wybucha śmiechem, ponownie skupiając na mnie swoją uwagę. – Zbaczam z tematu. Rzecz w tym, że to on na tym stracił. Nie płakałam. Walnęłam go w twarz, odeszłam i znalazłam sobie lepszego konia do pojeżdżenia.
– Ja nie chciałam innego, Ash. Myślałam, że w końcu znalazłam rycerza na białym rumaku – mówię, a poczucie samotności przeszywa mi serce.
Ashton nie jest typem płaczki. Ona zrywa, zapomina i znajduje kogoś lepszego. Widziałam, jak przechodzi przez kilka rozstań, ale za każdym razem szybko brała się w garść. Sęk w tym, że nie ma pojęcia, jak to jest być zaręczonym, planować wesele i myśleć, że spędzi się życie u boku ukochanej osoby. A potem w jednej chwili zostać tego pozbawionym.
– No cóż, twój rycerz okazał się osłem. Czas odstawić go tam, gdzie jego miejsce. W zapomnienie.
Ashton jest szalona, ale za to ją uwielbiam. Uśmiecham się, kręcąc głową z powodu jej kolejnej dziwacznej riposty.
– Ty i twoje metafory.
– Dobra, dość tego. Dziś są urodziny Gretchen. Musimy się przygotować – mówi, klepiąc mnie po tyłku. – Mamy zaplanowaną kolację na mieście.
– Cholera!
Szybko podrywam się z kanapy. Nie widziałam Gretchen od czasów swojego przyjęcia zaręczynowego. Dorastałyśmy razem – ona, Ashton i ja. Byłyśmy przyjaciółkami, odkąd skończyłyśmy osiem lat. Dziewczyna teraz mieszka na Manhattanie i chociaż razem z Ash pracujemy w centrum, mieszkamy w New Jersey, więc prawie się nie widujemy.
– Nawet nie próbuj się z tego wykręcić – fuka z oburzeniem.
Unoszę ręce w geście udawanej kapitulacji.
– Wcale nie próbuję. Po prostu zapomniałam. Pójdę się ogarnąć.
– Zuch psiapsiółka! – Zeskakuje z kanapy z błyskiem w niebieskich oczach.
– Nie nazywaj mnie tak przy Gretchen. Wiesz, jak się z tym czuje, skoro też jest „naszą najlepszą przyjaciółką na całe życie” – upominam ją, naśladując słodki głos Gretchen. Robi się nieco drażliwa, gdy ma poczucie, że ją pomijamy.
Szczerzy się w uśmiechu.
– Nic jej nie będzie. Zadzwonię do niej i dam znać, że przyjedziemy pociągiem. A teraz ruchy, siostro! – Łapie mnie za rękę, podrywa z kanapy i popycha w stronę mojego pokoju. – Nie mamy czasu na twoje wygłupy. Wskakuj pod prysznic, bo cuchniesz!
– Ty wredna suko, nienawidzę cię – rzucam żartobliwym tonem.
– A ja kocham twój śmierdzący tyłek. – Chichocze i biegnie do siebie.
– Wcale nie śmierdzę! – wołam za nią, po czym idę do pokoju i zaczynam się przygotowywać.
Godzinę później Ashton wpada do środka, zapierając dech w piersiach swoim wyglądem. Jej długie, proste, ognistorude włosy podkreśla szmaragdowy top, który na sobie ma. Czarna kreska na powiekach sprawia, że niebieskie oczy są bardziej wyraziste, wydobywając kobaltową głębię jej tęczówek.
Mam na sobie ciemnoniebieską sukienkę, do której dobrałam dziesięciocentymetrowe, srebrne szpilki. Dzięki temu zyskam kilka dodatkowych centymetrów do swojego mizernego metra sześćdziesiąt dwa. Ashton i Gretchen mogą pochwalić się wysokim wzrostem i smukłymi sylwetkami, więc zawsze czułam się przy nich strasznie drobna. Nałożyłam minimalny makijaż, ale poświęciłam nieco więcej czasu na zakręcenie długich, brązowych włosów, które opadają mi na plecy kaskadą miękkich loków.
– Witaj, piękna! Gdzieś ty się podziewała? Nie wyglądasz, jakbyś za miesiąc miała skończyć trzydziestkę. – Trąca mnie łokciem, chwaląc strój.
Może faktycznie się ukrywałam, udając, że wszystko jest w porządku i próbując odnaleźć się w nowej, samotnej rzeczywistości. Dziś będzie inaczej.
– Wielkie dzięki. Już na zawsze pozostanę dwudziestodziewięcioletnią siksą.
– Jasne. A ja ciągle jestem dziewicą – śmieje się Ashton i wyjmuje z mojej torebki cień do powiek.
Znowu odzywa się komórka.
Neil: Będę jutro w pobliżu, jeśli chcesz się spotkać.
Tym razem postanawiam odpisać, bo najwyraźniej nie łapał aluzji, bez względu na to, jak bardzo się staram.
Ja: Nie. Jestem zajęta.
– Muszę zmienić ten cholerny numer.
Przyjaciółka odbiera mi telefon i wyłącza go.
– Żadnych telefonów. Koniec z Neilem. Kochana, wyglądasz pięknie i właśnie na tym się dzisiaj skupimy! – Całuje mnie w policzek i wychodzi, żeby się umalować.
Wystrojona jak z żurnala i podekscytowana wieczornym wyjściem – czego nigdy nie przyznam przed Ashton – skupiam się na ostatnich poprawkach i dodatkach. Przetrząsam piękną, mahoniową szkatułkę na biżuterię, którą ojciec podarował mi na dziewiąte urodziny. Wyjmuję diamentowe kolczyki i już chcę zamknąć wieczko, gdy mój wzrok przykuwa światło odbijające się w pierścionku zaręczynowym spoczywającym w przegródce. Wyciągam go i oglądam, wspominając przyrzeczenie, którego stał się symbolem, po czym odkładam z powrotem na miejsce.
Po zerwaniu zaczęłam nosić biżuterię z szafirami. Gdy zdjęłam piękny pierścionek zaręczynowy z diamentem, miałam wrażenie, że mój palec jest nagi i czegoś mu brakuje. Ashton przekonała mnie, że zasługuję na prezent w ramach przeprosin, a ponieważ Neil i ja nadal mieliśmy wspólne konto, wybrałyśmy się do jubilera i wydałyśmy trochę jego pieniędzy. To 1-karatowy szafir otoczony diamentami w platynowej oprawie przykuł moją uwagę. Jest piękny i nieco staroświecki. Ochrzciłyśmy go nazwą „Pieprz się, Neil”.
– Catherine, idziemy! Kolacja jest za godzinę, a musimy jeszcze dojechać na Manhattan – woła Ashton z korytarza.
Biorę kopertówkę i w pośpiechu wychodzę z pokoju, gotowa zostawić przeszłość tam, gdzie jej miejsce.
Za mną.
***
– Cat? – Gretchen podrywa się z krzesła na nasz widok.
– Hej, Gretch! – Podbiegam do niej i ściskam mocno.
Strasznie stęskniłam się za spędzaniem czasu z przyjaciółkami. Bez względu na to, jak wiele lat lub kilometrów nas dzieliło, zawsze byłyśmy dla siebie oparciem. Nawet kiedy posypał się mój związek, stanęły za mną murem i zajęły się odwoływaniem wszystkiego. Z kolei ja zachowuję się jak okropna przyjaciółka. Kiedy nie jestem w pracy, siedzę w domu, więc bez przerwy widuję się tylko z Ashton. Zawsze jednak udaje mi się znaleźć wymówkę, dzięki której mogę wykręcić się od pójścia na imprezę, czy czegokolwiek co wymaga wyjścia z domowych pieleszy.
– Też się cieszę, że cię widzę! – mówi Ashton z udawanym oburzeniem.
– Prawdziwa z ciebie królowa dramatu – chichocze Gretchen, zamykając ją w mocarnym uścisku. – Są ze mną moje dwie najlepsze przyjaciółki! Już lepiej być nie może!
Łatwo ją uszczęśliwić. Gretchen jest prawnikiem w jednej z najbardziej wpływowych kancelarii w Nowym Jorku i w ciągu najbliższych dwóch miesięcy planuje zostać wspólnikiem spółki. Był taki okres w jej życiu, kiedy widywałyśmy się tylko kilka razy do roku, ponieważ wciąż pracowała. Zawsze to rozumiałam. Praca to coś, czym nasza trójka żyła, odkąd pamiętam. Jestem specjalistką od reklamy w jednej z topowych agencji na Manhattanie, a Ashton pracuje jako embriolog. Kto by pomyślał, że cała nasza trójka znajdzie robotę, którą kocha i w której się wyróżnia?
Rozglądam się po restauracji, chłonąc wzrokiem wyjątkowy wystrój. Natychmiast zakochuję się w staroświeckim uroku i toskańskim kolorycie. Patrząc na dekoracje, człowiek nigdy by się nie domyślił, że lokal mieści się w centrum West Village.
– Masz jakichś nowych klientów, Cat? – pyta Gretchen, sącząc piwo.
– We wtorek wybieram się na spotkanie. Rywalizujemy o to zlecenie z Boyce PR. To firma kosmetyczna, która chce poszerzyć zakres swojego działania. Jestem naprawdę podekscytowana. Jeśli uda mi się je zdobyć, prawdopodobnie czeka mnie awans.
– To świetnie! Jestem pewna, że wypadniesz świetnie – mówi Ashton, uśmiechając się.
Śmiejemy się, nadrabiając zaległości z pracy i plotkując o znajomych.
Koleżanki trajkoczą o jakimś filmie, który koniecznie muszą obejrzeć, więc korzystam z okazji i rozglądam się po sali, przypatrując tłumowi. Gdy słyszę gromki śmiech, odwracam się, szukając źródła dźwięku. Gdy je dostrzegam, zapiera mi dech w piersiach. Nieznajomy siedzi z kolegami przy stoliku po lewej stronie sali. Ma w sobie coś hipnotyzującego, co sprawia, że nie mogę oderwać od niego oczu. Z jego ciała bije energia, która przyciąga uwagę, a mężczyzna nie musi wypowiadać ani jednego słowa. Ma ciemne włosy układające się w seksowny nieład. Mocno zarysowaną szczękę pokrywa cień zarostu, co tylko dodaje mu atrakcyjności. I choć nie widzę stąd wyraźnie oczu, wyobrażam sobie jego męskie spojrzenie. Nie chodzi jednak wyłącznie o wygląd, który jest tak niesamowity, że żaden facet nie powinien być aż tak piękny. Chodzi o coś więcej…
Nawet zrelaksowany sprawia wrażenie władczego. Jego pewność siebie niemal graniczy z arogancją. Jest zniewalający w każdym calu.
– Ziemia do Catherine! – Ashton wymachuje mi dłonią przed nosem, skutecznie odrywając mnie od myślenia o seksownym nieznajomym po przeciwnej stronie sali.
– Wybacz… za dużo wina. – Parskam śmiechem i biorę do ręki kieliszek, próbując wyrzucić z myśli obraz nieznajomego.
Kończymy kolację i opróżniamy następną butelkę. To był wspaniały wieczór pełen radości i mnóstwa wspomnień z szalonego okresu dzieciństwa. Cieszę się, że mogłyśmy we trójkę spędzić ten czas.
Gretchen chrząka dyskretnie.
– No więc tak… Niedawno dzwoniła do mnie Piper. Pytała w biurze, czy możemy pogadać. Powiedziała, że potrzebuje porady prawnej.
Właśnie miałam wziąć kolejny łyk wina, ale zastygam w połowie ruchu. Serce przyśpiesza mi na dźwięk jej imienia. Zaprzyjaźniłyśmy się z w czasach college’u. Chodziła ze mną na zajęcia z marketingu i uczęszczała na jedne ćwiczenia razem z Ashton. Nasze drogi rozeszły się w miarę upływu lat, ale aż do incydentu sprzed trzech miesięcy, wszystkie uważałyśmy ją za przyjaciółkę. Po tym, co się stało, żadna z nas nie zamieniła z nią ani słowa. Jeśli uczucie, które żywię wobec Neila, można nazwać nienawiścią, to w stosunku do Piper pałam żądzą mordu. To, co mi zrobiła, jest karygodne. Żadna kobieta nie powinna odbijać czyjegoś mężczyzny. To wszystko sprowadza się do pytania, które nie daje mi spokoju – dlaczego po trzech miesiącach uznała, że potrzebuje od Gretchen porady prawnej?
– Mam nadzieję, że kazałaś jej spadać na drzewo i powiedziałaś, że jedyną rzeczą, którą będziesz reprezentować, jej proces przeciwko Cat – wtrąca szybko Ashton.
– Skarbie, powiedziałam jej to i dużo więcej. Nadal nie mogę uwierzyć, że tak przebiegle się zachowała. Zawsze wiedziałam, że była zazdrosna o ciebie i Neila, ale nigdy nie sądziłam, że dopuści się czegoś tak ohydnego.
Powietrza… Muszę się przewietrzyć.
– Idę do łazienki. Zaraz wracam.
– Cat – woła za mną Ashton, patrząc ze współczuciem.
– Wszystko w porządku. Nic mi nie jest.
Uśmiecham się i klepię ją po ramieniu, po czym ruszam w stronę toalety.
Gdy ślizgam się na obcasach, idąc wąskim przejściem, ktoś popycha gwałtownie krzesło, które trafia we mnie i sprawia, że zataczam się do tyłu. Wyciągam ręce przed siebie, chcąc zniwelować nieuchronny upadek, ale czyjeś dłonie obejmują mnie w pasie, ratując przed uderzeniem w podłogę. Zamiast tego, ląduję na czyichś kolanach.
– Nic ci nie jest? – odzywa się za moimi plecami głęboki, gardłowy głos.
Ten ochrypły dźwięk sprawia, że zastygam w bezruchu. Rozbudza moje zmysły, wibrując w całym ciele.
– Nie, dzięki – mówię, próbując uspokoić walące serce.
– Dobrze, że cię złapałem. – Zanim zdążę wykonać jakikolwiek ruch, kładzie mi na biodrach swoje duże dłonie i podnosi do góry. Mam wrażenie, jakby obejmujące mnie w talii palce pstryknęły we mnie jakiś włącznik. Serce łomocze mi jak oszalałe z powodu dotyku ciepłych rąk na moim ciele.
Odwracam się, napotykając spojrzenie najbardziej hipnotyzujących, niebiesko-zielonych oczu, jakie kiedykolwiek widziałam. Jeśli siedząc po przeciwnej stronie sali, wydawało mi się, że jest przystojny, to z bliska na nowo zdefiniowałam znaczenie tego słowa. Jestem oniemiała z zachwytu. Pożeram go wzrokiem, zapamiętując każdy szczegół. Dołeczek w lewym policzku, kwadratowa szczęka i lekko krzywy nos sprawiają, że jego twarz emanuje surowym pięknem. Jest uosobieniem męskości.
Zaczynam się chwiać na obcasach, a on wstaje i kładzie mi dłonie na ramionach, pomagając utrzymać równowagę. Biorę głęboki wdech, zaciągając się zapachem mydła i wody kolońskiej. Prawie mnie obezwładnia mnie.
– Najmocniej przepraszam – mamroczę, ledwie będąc w stanie sklecić jedno zdanie.
– Nie ma za co. Tamten dupek powinien bardziej uważać. Nie, żeby mi to przeszkadzało. – Wokół jego oczu pojawiają się zmarszczki rozbawienia.
Czy on ze mną flirtuje? Jaka szkoda, że nie mam co do tego żadnej pewności.
– No cóż… – uśmiecham się nieśmiało. – Jeszcze raz dziękuję za to, że mnie złapałeś.
Taksuje mnie wzrokiem od stóp do głów. Coś w jego spojrzeniu sprawia, że czuję się naga. Stoję przed nim całkowicie ubrana, ale mam wrażenie, że jestem odsłonięta.
– Skoro uratowałem cię przed niezręcznym upadkiem, to może powiesz mi, jak masz na imię? – pyta mnie zabójczo przystojny nieznajomy seksownie zachrypniętym głosem.
I choć czuję niewytłumaczalny pociąg do tego mężczyzny, w głębi duszy jakaś cząstka mnie, która wie, jak bardzo wytrącił mnie z równowagi, podpowiada mi, żebym tego nie robiła. Nie istnieje żaden powód, dla którego miałabym pragnąć tego faceta, ale tego chcę i nie umiem tego wytłumaczyć, co oznacza, że najwyższa pora stąd uciekać.
Próbując znaleźć wymówkę, zerkam w stronę Gretchen i Ashton.
– Wybacz, przyjaciółki na mnie czekają. – Wzruszam ramionami.
– W takim razie powiedz im, żeby do nas dołączyły.
Uśmiecham się, patrząc na dwóch jego znajomych, którzy spoglądają raz na mnie, raz na niego.
– Lepiej wracajcie do kolacji.
Zaczynam odchodzić, ale łapie mnie za rękę. Jego dotknięcie jest jak porażenie prądem, które momentalnie mnie ogłusza.
– Zaczekaj. Usiądź z nami. Napijmy się. To jest Nathan, to Garrett. Mam na imię Jackson.
Nawet seksowne się nazywa. Wpadłam po uszy. Muszę jak najszybciej od niego uciec, zanim powiem albo zrobię coś głupiego. Chwileczkę. Już to zrobiłam. I choć z przyjemnością bym z nimi posiedziała, nie jestem gotowa. Dobrze wiem, jak to się skończy – moim złamanym sercem i jego odejściem.
– Miło było cię poznać, Jackson, ale muszę wracać do stolika. – Patrzę w dół, zauważając pierścionek na palcu. Zapewnia mi idealną wymówkę i zakończenia tego przedziwnego spotkania. – Niedługo wychodzę za mąż, ale jeszcze raz wielkie dzięki za ratunek. – Wyciągam w kierunku Jacksona rękę i wzruszam ramionami. – Wybacz, ale muszę już iść – mówię i odwracam się, aby odejść. Kto by pomyślał, że Neil na cokolwiek się przyda?
– Szczęściarz z niego – słyszę, jak mówi za moimi plecami.
Wracam do stolika, całkiem zapominając o łazience. Nie ma mowy, żebym ponownie koło niego przeszła. Na całe szczęście, Ashton i Gretchen są nieświadome tego, co zaszło, bo w przeciwnym razie od razu zaczęłyby mnie maglować. Serce mi wali, a we wszystkich miejscach, których dotknął, ciało przechodzą rozkoszne dreszcze. Siadam zgarbiona na swoim miejscu. Mam wrażenie, jakbym właśnie przebiegła maraton. Żadnemu mężczyźnie od dawna nie udało się wzbudzić we mnie takich emocji i podniecenia. Czuję, że żyję, co napędza mi cholernego stracha.
– Wszystko w porządku? – pyta Ashton.
– Tak. Może mogłybyśmy już iść? Nie czuję się zbyt dobrze.
Chcę się wydostać z tego miejsca i odzyskać panowanie nad sobą. Targa mną niepokój. W przypływie lekkomyślności oglądam się przez ramię i widzę, że nieznajomy uśmiecha się do mnie.
Nie czekając na koleżanki, biorę torebkę i wychodzę, chcąc znaleźć się jak najdalej od mężczyzny, przypominającego mi jak łatwo byłoby znowu się zakochać. Tyle że tym razem nie sądzę, abym to przeżyła.