- W empik go
Benedykt XVI. Wiara i proroctwo pierwszego Papieża emeryta w historii - ebook
Benedykt XVI. Wiara i proroctwo pierwszego Papieża emeryta w historii - ebook
Będziemy potrzebowali jeszcze trochę więcej czasu, aby lepiej zrozumieć w dłuższej perspektywie znaczenie życia i posługi Piotrowej Benedykta XVI, ale trzeba z całym szacunkiem i sympatią podejmować takie próby, starając się wskazać, niezależnie od konkretnych wydarzeń, które przez jakiś czas w bardziej spektakularny sposób zajmowały uwagę opinii publicznej w ostatnich latach, charakterystyczne rysy tych rządów i tego nauczania, które zostawiają Kościołowi głębszy, mocniejszy i trwalszy spadek, niż wielu się do tej pory wydaje.
O. Federico Lombardi SJ
Bóg potrafi zmienić świat przez ludzi, którzy zdają się na Niego z miłości, ponieważ są w Nim zakochani i oddają swoje zdolności do dyspozycji Bożej woli. Nadzwyczajne są w przypadku Ratzingera te zdolności intelektu, w przypadku papieża Franciszka nadzwyczajne są zdolności serca, zdolności kochania i pokazywania tego.
ks. kard. Julián Herranz
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8127-479-1 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
16 kwietnia 2020 roku Benedykt XVI skończył dziewięćdziesiąt trzy lata. Wprawdzie droga jego ziemskiego życia jeszcze nie dobiegła kresu, ale skończyła się już droga jego publicznej aktywności i posługi. Jest więc czymś właściwym objąć ją całościowym spojrzeniem, uświadamiając sobie zarówno jej bogactwo i różnorodność, jak również wewnętrzną spójność i konsekwencję. Pontyfikat jest niewątpliwie najbardziej znanym i najważniejszym jej etapem, ale czasowo obejmuje zaledwie jedną dziesiątą część tej drogi i może być lepiej zrozumiany i doceniony, jeśli zostanie odczytany na tle całościowego przebiegu długiego życia, bez reszty poświęconego dawaniu odpowiedzi na powołanie do służby Bogu i Jego Kościołowi, od dzieciństwa w katolickiej Bawarii, po duchowe wyciszenie w klasztorze Mater Ecclesiae w Watykanie.
Giovan Battista Brunori towarzyszy nam w tym szybkim i płynnym, a mimo to niepowierzchownym odczytaniu biografii Benedykta XVI, opierając odniesienia do wcześniejszych etapów życia Josepha Ratzingera na całkowicie wiarygodnych i obecnie już wręcz „kanonicznych” wspomnieniach samego papieża emeryta i jego brata Georga. W odniesieniu do najbardziej wymagającego i bliskiego nam okresu pontyfikatu Brunori korzysta nie tylko z publicznych dokumentów, ale także z różnych wywiadów przeprowadzonych przez siebie z ważnymi świadkami. Oczywiście czyni to tę książkę oryginalnym wkładem w interpretację niektórych wydarzeń związanych z pontyfikatem, a jednocześnie lekturą zawierającą pewne osobiste oceny, które nie mogą wykluczyć innych punktów widzenia.
Dynamizm pontyfikatu papieża Franciszka skupia na sobie, co zrozumiałe, większość uwagi, toteż nie jest łatwo nabrać tego koniecznego „dystansu”, by móc w sposób całkowicie spokojny i wyważony zastanowić się nad pontyfikatem jego poprzednika. Prawdopodobnie będziemy potrzebowali jeszcze trochę czasu, by lepiej zrozumieć, w dłuższej perspektywie, znaczenie życia i posługi Piotrowej Benedykta XVI, ale trzeba z całym szacunkiem i sympatią podejmować takie próby, starając się wskazać – niezależnie od konkretnych wydarzeń, które przez jakiś czas w bardziej spektakularny sposób zajmowały uwagę opinii publicznej w ostatnich latach – charakterystyczne rysy tych rządów i tego nauczania, które zostawiają Kościołowi głębszy, mocniejszy i trwalszy spadek, niż wielu się do tej pory wydaje.
Brunori podjął tę próbę i podarował nam pewną syntezę, którą czyta się łatwo i z pożytkiem. Nie jest to ostatnie słowo w tym temacie, ale dzisiaj nikt nie może rościć sobie prawa do wypowiedzenia go. Jesteśmy mu za nie wdzięczni, ponieważ pomaga nam przypomnieć sobie drogę długiego życia wiary, głębokiej myśli, chrześcijańskiego świadectwa, wiernej miłości do Kościoła i coraz szerszej posługi wiernym i ludzkości. Wreszcie pomaga nam zrozumieć ducha całkowitego oddania, z jakim Benedykt XVI podjął się trudnego zadania pasterza powszechnego i realizował je pomimo niemałych trudności, aż do kulminacyjnego aktu rezygnacji, odważnego świadectwa pokory i najwyższej odpowiedzialności przed Bogiem, Kościołem i światem.
O. Federico Lombardi SJ
Przewodniczący Watykańskiej Fundacji
im. Josepha Ratzingera Benedykta XVIWprowadzenie
Napisać książkę o Benedykcie XVI znaczy także odpowiedzieć na pytanie: Kim naprawdę jest Joseph Ratzinger? Kim jest ten człowiek, który zrzekł się papiestwa po tym, jak przez osiem lat przeprowadzał Kościół przez straszliwe kryzysy?
Obraz Josepha Ratzingera – Benedykta XVI, jaki każdy z nas sobie wcześniej wyrobił, roztrzaskał się w drobny mak 11 lutego 2013 roku. Rezygnacja z wykonywania posługi papieskiej, jeden z najbardziej wstrząsających gestów, jakie znamy w historii Kościoła, przenosi w nowoczesność tę – jak to ktoś nazwał – „ostatnią monarchię absolutną na naszej planecie”. Tego rewolucyjnego, reformatorskiego aktu dokonuje papież określany jako „herold tradycji” lub wręcz Panzerkardinal, wywołując zamęt zarówno wśród swych postępowych adwersarzy, jak i w gronie tak zwanych „ratzingerowców”.
Nie jest prostym zadaniem napisanie biografii wciąż żyjącego papieża i na dodatek – jak w tym konkretnym przypadku – pierwszego papieża emeryta w historii Kościoła, wciąż czynnego w swym odosobnieniu w byłym klasztorze Mater Ecclesiae w Watykanie. Nigdy nie było wcześniej papieża panującego i papieża emeryta, którzy ściskaliby się na oczach świata, którzy spotykaliby się na konsultacje, podobne do tych, gdy głowa rodziny radzi się mądrego „dziadka”, i którzy składaliby sobie nawzajem wyrazy szacunku i przywiązania. Wcale niełatwo jest odpowiednio
ogarnąć myśl wielkiego teologa, który napisał setki książek, ponad sześćset artykułów, i na którym niezliczeni i poważani autorzy łamali sobie pióra.
Zdecydowałem się przyjąć taką formułę, w której mógłby przemówić przede wszystkim on sam, główny bohater. Dlatego staram się wsłuchiwać w to, co ma nam do powiedzenia najpierw przez swoją autobiografię, następnie przez opowieść, jaką o Josephie i jego umiłowanej rodzinie snuje brat Georg w autobiograficznym wywiadzie rzece, ponadto przez najważniejsze przemówienia, encykliki, homilie, świadectwa tych, którzy znali go osobiście, wywiady, w których Ratzinger otwarcie mówi o sobie, a także przez te autentyczne perły, jakimi są jego kazania z Pentling, miasteczka w Bawarii, w którym kardynał wygłaszał homilie podczas letnich wakacji i gdzie planował dokończyć swych dni.
Starałem się zatem odczytać na nowo z uwagą jego życie i dzieła, rozmawiając także z osobami, które go bliżej znały i z nim współpracowały. Chciałem złożyć w jedną całość liczne elementy mozaiki, próbując nakreślić oblicze człowieka, którzy przez wiele dziesiątek lat wzbudzał i wciąż wzbudza ożywioną dyskusję, szczerze miłowanego i cenionego przez licznych wiernych, ale mającego także niemało wrogów, wybitnego intelektualisty europejskiego, który pobudzał przepływ idei i wskazywał drogę na przyszłość, czerpiąc ze źródeł, na jakich opiera się katolicka tożsamość – nade wszystko z Pisma Świętego, ale także z ojców Kościoła, w pierwszym rzędzie świętego Augustyna. Przez swoją niezwykle obszerną wiedzę biblijną i teologiczną, a także przez charakteryzującą go przysłowiową wręcz jasność myśli, był w pewnych sprawach „znakiem sprzeciwu”, odsłaniając „myśli serc wielu”, zmuszając wszystkich do opowiedzenia się po którejś stronie, do zakwestionowania własnych przekonań, do wyruszenia w drogę dla dobra Kościoła.
Szukał dialogu ze światem laickim, od którego domagał się, aby żył tak, „jakby Bóg istniał”. Przestrzegał przed „relatywizmem, czyli miotaniem się tu i ówdzie, podążając za każdym wichrem doktryny”, przed nową „religią nauki”, która każe człowiekowi obyć się bez Boga i która ponad miarę zwiększyła możliwości techniczne, ale zarazem osłabiła swoją siłę moralną. Nawoływał do „publicznej moralności”, podczas gdy dzisiejsze społeczeństwo wykazuje skłonność do zamykania religii „w prywatności”. Wskazywał na potrzebę ocalenia pewnych „nienegocjowalnych zasad”, bronił wolności myśli i autonomii Kościoła w świecie współczesnym. Wzywał do położenia kresu prześladowaniom chrześcijan. Toczył ostry bój ze „zbuntowanymi teologami” głoszącymi teologię wyzwolenia, bój ciężki, niejednoznaczny, skomplikowany – jak stwierdzi Andrea Riccardi na kartach tej książki – ale „który później umożliwił nową syntezę”, otwierając przestrzeń dla nowych postaci, takich jak Jorge Mario Bergoglio czy Óscar Rodríguez Maradiaga.
Odpowiadając coraz bardziej niepewnemu i przestraszonemu światu, przeżywającemu kryzys tożsamości w związku z migracjami, zdeprawowanemu i zmuszonemu bronić się przed zagrażającą mu nienawiścią ze strony terrorystów, którzy mylą „obowiązek zabijania” z „obowiązkiem wierzenia”, Ratzinger ukazuje „chrześcijańską odmienność” i stwierdza, że to miłość jest prawdziwym obliczem chrześcijaństwa, a w swojej pierwszej encyklice Deus caritas est przypomina, że Bóg jest miłością.
Szukał dialogu z innymi religiami, ale nie odstawiając na bok różnic, nie rezygnując z własnej tożsamości ani z „przekonania chrześcijan, że w Chrystusie otrzymali w darze od Boga ostateczne i całkowite objawienie tajemnicy zbawienia”1. Przede wszystkim jednak wskazywał na to, co ma wartość, co jest horyzontem i przyszłością Kościoła: quaerere Deum, to szukanie Boga, będące duszą mnichów benedyktyńskich, którzy w trudnych czasach średniowiecza przez modlitwę i pracę w polu oraz przez legendarne biblioteki klasztorne stali się świetlistymi punktami, ponieważ przekazywali zamiłowanie do kultury, studium świętych Pism i tekstów klasycznych, zamiłowanie do śpiewu i muzyki, uczyli ducha gościnności wobec przybyszów i współpracy ze wszystkimi, kładli fundamenty pod kulturę leżącą u korzeni Europy, dziś niestety coraz bardziej osłabioną.
Ten człowiek zmienił i odnowił Kościół przez nieustanne nawoływanie do powrotu do istoty wiary, aby usunąć popiół, jaki się z czasem osadził na chrześcijańskim doświadczeniu i je przyćmił, dusząc pierwotny ogień, który swego czasu czynił je niezachwianym.
Pod jego rządami Stolica Apostolska dawała całemu światu ogromną jasność i spójność w kwestiach doktryny, ale zarazem okazała się gigantem na glinianych nogach, kiedy po kolejnych kryzysach Kuria Rzymska dała się poznać jako słaba i niezdolna sprostać zadaniu wspierania papieża w zarządzaniu Kościołem.
Podjąłem zatem próbę wskazania i uwypuklenia jakby nici przewodniej łączącej liczne fakty i dokumenty tego papieża, który jest bardziej papieżem myśli niż gestu, bardziej „papieżem teologiem” i „papieżem profesorem” aniżeli „papieżem zarządcą”, postaci skomplikowanej, ale zarazem konsekwentnej i jasno ukierunkowanej, wyrażającej tę ewangeliczną prostotę, która jest przeciwieństwem powierzchowności i stanowi owoc autentycznej duchowości. Jest to zatem biografia człowieka, który wie, że nie jest papieżem „charyzmatycznym”, potrafiącym sprawnie poruszać się na scenie jak jego poprzednik, ale który jednocześnie wie, że może poruszyć myśli i serca rozmówców głębią swojej myśli, swoją krystalicznie czystą wiarą, wystąpieniami przepojonymi duchowością, prezentującymi idee i wartości, które zdobywają popularność siłą rozumowania, bez arogancji, ale i bez nieśmiałości.
Jest to więc biografia faktów, spotkań, które naznaczyły osobistą historię Josepha Ratzingera – Benedykta XVI, ale również opowieść o myśli tego człowieka, o jego refleksjach o dzisiejszym Kościele i świecie, o proroctwach dotyczących przyszłości, o jego studiach, w które rzucił się z entuzjazmem już jako chłopiec, a które próbowałem „dogonić” w ich szybkim i pasjonującym rozwoju w ciągu lat, od bawarskich początków przez błyskawiczną karierę akademicką, po zdobywane w zawrotnym tempie prestiżowe urzędy kościelne.
Miłowany przez niezliczonych wielbicieli, autor bestsellerów o wierze, które cieszyły się popularnością na całym świecie, promotor „innowacyjnej restauracji”, jak go trafnie zdefiniował historyk Roberto Regoli, i również z tego powodu budzący lęk, spotykający się z wrogością, oczerniany, przeinaczany, niezrozumiany, Ratzinger był „znakiem sprzeciwu”, który mimo ludzkich „sprzeczności” swego krótkiego i burzliwego pontyfikatu rzucił ziarno, które na pewno wzrośnie, jak to wyraźniej zobaczymy, kiedy czas rozwieje mgły polemik, jakie często zasnuwały jego posługę.
Według niektórych jest to papież godny stania się „doktorem Kościoła”, człowiek, który mocno trzymał ster Kościoła również na wzburzonych wodach jako biskup, jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, a potem jako papież, prowadząc łódź Kościoła na kursie transparencji, reformy banku IOR, walki z nadużyciami, wszczynając bolesny proces oczyszczenia Kościoła z tego „brudu”, który on sam jako pierwszy wskazał w transmitowanych na cały świat rozważaniach ostatniej Drogi Krzyżowej, w jakiej uczestniczył przed swoją śmiercią święty Jan Paweł II2.
Dziękuję za cenne rady bibliście, księdzu Giuseppe Soraniemu, profesorowi Pierluce Azzaro, księdzu Antonio Interguglielmiemu, profesorowi Gianluce Brunoriemu, profesor Franscesce Aloisi, Emanueli Gizzi i wielu innym przyjaciołom, którzy mi towarzyszyli w pracy, a których listę trudno byłoby stworzyć bez ryzyka, że się kogoś pominie.
Dziękuję w szczególny sposób samemu papieżowi emerytowi, którego myśl i idee w ogromnym stopniu mnie ubogaciły i pobudziły, stając się także okazją do owocnych dyskusji w rodzinie, z przyjaciółmi, kolegami. Dziękuję z serca mojej żonie Giovannie Micaglio Ben Amozegh za nieustanne, mądre i fachowe wsparcie, a także naszym dzieciom, Gabrielemu, Miriam, Sarze i Simonowi Davidowi, którym tę pracę dedykuję.
Rzym, 7 grudnia 2016
Giovan Battista Brunori
1 J. Ratzinger, Wypowiedź podczas konferencji prasowej w związku z prezentacją deklaracji Dominus Iesus (5 września 2000), https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/dominus_ratzinger.html.
2 25 marca 2005 r. Jan Paweł II z powodu choroby nie przewodniczył nabożeństwu drogi krzyżowej w Koloseum, co czynił przez wszystkie lata od początku swojego pontyfikatu. Uczestniczył w niej duchowo, w swojej kaplicy prywatnej za pośrednictwem telewizji. Nabożeństwu w Koloseum przewodniczył kard. Camillo Ruini – wikariusz generalny Rzymu, a rozważania przygotował kard. Joseph Ratzinger, wówczas dziekan Kolegium Kardynalskiego – przypis red. wyd. pol.Prolog
Rezygnacja
Kardynałowie siedzą jak skamieniali pod ścianami wielkiej i surowej sali Pałacu Apostolskiego, ich wzrok jest utkwiony w jedno miejsce. Wstrzymali oddech, w bezruchu słuchają papieża, który pośpiesznie odczytuje po łacinie niesłychaną wiadomość. Promienie słońca rozświetlają purpurę ich szat i długiego szeregu biretów, biel długich, sięgających do ziemi komż, ozdobionych koronkami i haftami, krzyże pektoralne zawieszone na złotych i czerwonych łańcuszkach, czarne buty. Światło wpada przez szerokie okna i odbija się na połyskujących wielobarwnych marmurach posadzki. Nad papieskim tronem góruje zdobiący ścianę herb Stolicy Apostolskiej: wielkie klucze i tiara. Z prawej strony papieża arcybiskup Georg Gänswein, osobisty sekretarz, nie jest zaskoczony, ale wyraźnie cierpi. Szklane oczy, blada twarz, głębokie i ciemne oczodoły świadczą, że stracił wiele godzin snu. Z lewej mistrz ceremonii papieskich, z pozoru niewzruszony. Nieco dalej, trzy stopnie poniżej tronu papieskiego, arcybiskup Guido Pozzo sprawia wrażenie, jakby błyskawica przeszyła jego spojrzenie. Wygląda na zaskoczonego, świetnie rozumie doskonały wywód łaciński papieża profesora i szuka potwierdzenia w oczach kardynałów. W wiekowej sali konsystorza, ubogaconej ciepłymi barwami drogocennych arrasów i wspaniałych fresków, twarze niektórych sędziwych książąt Kościoła coraz bardziej bledną.
Benedykt XVI w mucecie z karmazynowego aksamitu, laminowanym gronostajem, nie odrywa wzroku od kartki, czyta pospiesznie, jest przy tym pogodny i zdeterminowany. Jednak słuchający papieża nie mogą uwierzyć własnym uszom. Wśród najbliższych współpracowników Ojca Świętego wkrada się niepokój z powodu aktu burzącego na zawsze tradycję, która wydawała się niezniszczalna i miała trwać przez kolejne wieki.
Ciężkie słowa papieża, którego głos chwilami łamie się ze wzruszenia, rozchodzą się po auli i spadają niczym głazy, przerywając surrealną ciszę, w której kardynałowie zdają się chłonąć każde z nich.
Jest 11 lutego 2013 roku, krótko po godzinie 11. Trwa publiczny konsystorz zwyczajny, w związku z kanonizacją błogosławionych Antoniego Primaldo i towarzyszy, męczenników; Laury Montoya y Upegui, dziewicy, założycielki sióstr misjonarek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej i świętej Katarzyny Sieneńskiej; Marii Guadalupy García Zavala, współzałożycielki zgromadzenia służebnic świętej Małgorzaty Marii i ubogich. Papież ogłasza dekret, że ci błogosławieni zostają zapisani w poczet świętych. Według protokołu jest to „konsystorz zwyczajny”, ale bardzo szybko staje się jasne, że to konkretne zebranie purpuratów naprawdę niewiele ma w sobie „zwyczajnego”.
Po odmówieniu brewiarzowej modlitwy w ciągu dnia oraz zapowiedzi, że w niedzielę 12 maja 2013 roku odbędą się trzy kanonizacje, papież, zbliżający się już do osiemdziesiątych szóstych urodzin, do porządku dnia konsystorza dołącza słowa: „Fratres carissimi, non solum propter tres canonizationes ad hoc Consistorium vos convocavi, sed etiam ut vobis decisionem magni momenti pro Ecclesiae vita communicem” . „Conscientia mea iterum atque coram Deo explorata ad cognitionem certam perveni vires meas ingravescente aetate non iam aptas esse ad munus petrinum aeque administrandum” 1.
Wiadomość niczym trzask bata rozdziera ciszę spowijającą święte pałace. „Grom z jasnego nieba” – tak określi ją zaraz potem dziekan Świętego Kolegium, kardynał Angelo Sodano.
Arcybiskup Georg z całym szacunkiem próbował wcześniej skłonić go do odstąpienia od tej decyzji, ale jego wysiłki okazały się daremne. Niezmącony w swojej determinacji papież nie dał się odwieść od podjętego zamiaru. Benedykt jest przekonany, że chcąc kierować łodzią Piotra w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wstrząsanym problemami wielkiej wagi, „niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha”, siła, która – jak precyzuje – „w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi. Dlatego, w pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy Piotra, powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwietnia 2005 roku”2.
Papież przed zakończeniem swojej sensacyjnej zapowiedzi podaje dokładny plan ostatnich momentów, ostatnich tchnień swojego niespokojnego pontyfikatu, któremu sam zdecydował się położyć kres: „Od 28 lutego 2013 roku, od godziny 20.00, rzymska Stolica świętego Piotra będzie zwolniona (sede vacante) i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali konklawe dla wyboru nowego Papieża. (…) Proszę o wybaczenie wszelkich moich niedoskonałości. (…) Jeśli o mnie chodzi, również w przyszłości będę chciał służyć całym sercem, całym oddanym modlitwie życiem świętemu Kościołowi Bożemu”3.
Osiem lat wcześniej, po zakończeniu konklawe, właśnie kardynałowi dziekanowi Świętego Kolegium, Angelowi Sodano, przypadło w udziale zadanie pytania nowo wybranemu: „Czy przyjmujesz kanoniczny wybór na papieża?”, na które to pytanie otrzymał od teologa, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, odpowiedź: „Tak”. Teraz znów ten sam Sodano, jeden z nielicznych znających z wyprzedzeniem postanowienie papieża, ma za zadanie zabrać głos jako pierwszy po jego Declaratio i skierować do niego pozdrowienie w imieniu wszystkich: „Wasza Świątobliwości, umiłowany i czcigodny następco Piotra, jak grom z jasnego nieba wybrzmiało w tej auli twoje poruszające przesłanie. Wysłuchaliśmy go z poczuciem zagubienia, niemal do końca niedowierzając”.
Misja Benedykta XVI – stwierdza Sodano – będzie kontynuowana, choć w inny sposób: „Zawsze będzie z nami przez swoje świadectwo i modlitwę. Oczywiście, gwiazdy na niebie nadal będą zawsze jaśnieć, i tak samo zawsze będzie jaśnieć pośród nas gwiazda twojego pontyfikatu”.
Jednak zanim jeszcze wzruszony Sodano uściska się z papieżem Benedyktem, po drugiej stronie Murów Leoniańskich wybucha panika. W watykańskim Biurze Prasowym – niemal pustym, ponieważ całkowicie „banalny” konsystorz, odbywający się na dodatek po łacinie, zwykle nie wzbudza zbytniego zainteresowania mediów – watykanistka z agencji ANSA słucha słów Ratzingera na swoim stanowisku pracy. Giovanna Chirri jest kompetentną i skrupulatną dziennikarką, zawsze wesołą, serdeczną, nie ma tej pyszałkowatości właściwej wielu swoim kolegom, choć może się pochwalić większą niż inni zażyłością z watykańskimi pałacami. Po wysłuchaniu – i zrozumieniu dzięki zachowanej z liceum klasycznego znajomości łaciny – szokujących słów papieża o godzinie 11.46 dyktuje wiadomość agencyjną, która w kilka sekund okrąży świat. Drżą jej nogi, cała jest w panice. Opracowanie tego rodzaju informacji w pojedynkę to ogromna, dramatyczna odpowiedzialność. Watykanistka rozumie, że dzieje się coś niesłychanego, kiedy papież – po odczytaniu formuły informującej, że 12 maja ogłosi świętymi męczenników z Otranto – mówi dalej po łacinie i ogłasza „ważną dla życia Kościoła” decyzję. Konsystorz powinien się w tym momencie skończyć, a tymczasem niespodziewanie papież zaczyna czytać inną kartkę. Kiedy wypowiada sformułowanie ingravescente aetate – papież mówi, że się starzeje – Giovanna odnosi wrażenie, jakby jakaś ręka chwytała ją za gardło, a głowa zaczynała pękać. Ledwie łapie oddech, ciśnienie gwałtownie rośnie, drżą jej nogi, choć siedzi w fotelu, lewej nie potrafi uspokoić nawet przez przytrzymanie jej dłonią.
Słowa Ingravescentem aetatem stanowią tytuł dokumentu, którym Paweł VI odebrał kardynałom, którzy ukończyli osiemdziesiąty rok życia prawo wybierania papieży. Są też używane w przypadku przejścia na emeryturę. Kiedy więc dziennikarka słyszy papieża wypowiadającego słowo „konklawe”, gorączkowo szuka jakiegoś potwierdzenia, ale wydaje się niemożliwe znaleźć kogoś w Watykanie, kto w tym momencie przyznałby jej rację. Jednak udaje się jej skontaktować z ojcem Lombardim, dyrektorem Biura Prasowego:
– Ojcze Federico, czy ja dobrze zrozumiałam? Papież podał się do dymisji?
– Dobrze zrozumiałaś – odpowiada ojciec Lombardi bardzo pogodnym, zdecydowanym głosem. – Odchodzi 28 lutego.
W emocjach Giovanna odkłada słuchawkę, kończąc rozmowę bez słowa. „Szybko, wysyłamy” – woła do koleżanki i po kilku sekundach światowa sensacja jest już w sieci, bezprecedensowe wydarzenie w czasach nowożytnych. Po przedyktowaniu informacji i wysłaniu tweeta: „B16 podał się do dymisji. Opuszcza urząd papieski 28 lutego” wybucha płaczem4.
Informacja podana przez ANSA zostaje natychmiast pochwycona przez agencje międzynarodowe i za pośrednictwem sieci komunikacyjnej trafia do wszystkich zakątków świata. Przed doświadczonymi publicystami i teologami otwiera się pełen zasadzek i praktycznie niezbadany teren, istne pole minowe. Trudno bowiem interpretować tak wstrząsającą i nowatorską decyzję, wprawdzie zwyczajną dla nowoczesnego świata – dymisja z powodu starości – ale nieznaną w liczącej dwa tysiące lat historii Kościoła; decyzję na dodatek podjętą przez papieża uważanego za tradycjonalistę i to po okresie szczególnie obfitującym w skandale w Watykanie. Papieska rezygnacja jest niezwykła przede wszystkim dla włoskich dziennikarzy, żyjących w kraju, w którym dymisja osoby pełniącej jakiś urząd jest dość rzadkim zjawiskiem.
Najbardziej znana rezygnacja, jaka przychodzi na myśl – zrzeczenie się urzędu przez mnicha pustelnika Piotra z Morrone w 1294 roku – otrzymała od Dantego Alighieri piętno niesławy, a sam Celestyn V został przez niego umieszczony w piekle. Ten pobożny eremita, cichy, niezwykle skromny i żyjący w opinii świętości, ale naiwny i niedoświadczony w sprawach administracyjnych, został wezwany, aby kierować Kościołem tak bardzo podzielonym i związanym ze świecką władzą, że niezdolnym znaleźć większości, aby wybrać następcę Piotra. Kiedy Celestyn V zasiadł na Stolicy Piotrowej, po czterech miesiącach zrezygnował, nie będąc w stanie zaprowadzić porządku w kurii papieskiej ani położyć kresu intrygom. Błędne i niemożliwe jest zestawianie go z rezygnacją papieża Benedykta, który wprawdzie przyjął swoją nominację w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, ale przez kolejne osiem lat realizował swój pontyfikat, odważnie podejmując najbardziej bolesne sprawy, wprowadzając ważne reformy, nie cofając się wobec wewnętrznych i zewnętrznych ataków na Kościół.
W dziejach Kościoła nie brakuje innych przykładów papieży, którzy abdykowali, jak choćby Grzegorz XII w 1415 roku. Jednak w jeszcze wcześniejszych czasach Kościół w swojej niezwykle burzliwej historii widział praktycznie wszystko. Wystarczy wspomnieć Benedykta IX, który w XI wieku został wybrany papieżem po raz pierwszy, potem wskutek buntu ludu musiał uciekać z Rzymu, a jego miejsce zajął papież Sylwester III. Następnie objął swój urząd po raz drugi, po czym w zamian za pieniądze oddał papiestwo w ręce Grzegorza VI. Jakby mu było mało tego zamieszania, zdołał po raz trzeci wstąpić na stolicę Piotrową, aż w końcu definitywnie zrzekł się urzędu w 1048 roku.
Krótko mówiąc, był to inny świat, pod żadnym względem niedający się porównać z aktualnym kontekstem historycznym ani z poziomem duchowym i moralnym wybitnego europejskiego intelektualisty, światowej sławy teologa, teologicznej duszy pontyfikatu Jana Pawła II Wielkiego, w rekordowym tempie wybranego 265. następcą Piotra. A jednak „abdykacja”, jak się powszechnie nazywa – czy też „rezygnacja”, jak się mówi w Watykanie – rzeczywiście nastąpiła i wzbudza pytania w świecie, który w zdumieniu obserwuje kolejne wydarzenia wstrząsające małym państwem Watykan. Przywódcy państwowi i rządzący niezwłocznie przesyłają swoje wyrazy szacunku i przywiązania, a także wdzięczności za nadzwyczajną odwagę i poczucie odpowiedzialności, jakimi wykazał się niemiecki papież, doceniając mądrość jego nauczania, działanie na rzecz praw ludzkich i pokoju5.
Wśród komentatorów jedni podkreślają siłę i odwagę Ratzingera, inni słabowitość jego zdrowia, jeszcze inni jego niezwykłą pokorę oraz nowoczesność tej decyzji, która zmienia rozumienie postaci i roli papieża. Są i tacy, którzy widzą w tej abdykacji ucieczkę człowieka przytłoczonego intrygami pałacowymi, skandalami i walkami o władzę w kurii, nad którymi nie potrafił zapanować. Jeszcze inni wreszcie otwarcie krytykują Benedykta XVI za to, że poddał się w obliczu trudności, dając negatywny przykład i wprowadzając zamieszanie wśród wiernych i w całym świecie. Jednak toruje sobie drogę również opinia innych, którzy – jak Galli della Loggia – widzą w tym „krok o wielkim znaczeniu, niosący zarazem wielką naukę duchową”6.
Niewątpliwie decyzja Josepha Ratzingera wprowadza ferment w różnych stronnictwach, wywołując dezorientację zarówno wśród tych, którzy – w postępowym skrzydle Kościoła – nigdy nie przypuszczali, że ktoś taki jak on złamie „uświęconą” od wieków tradycję, jak i wśród konserwatystów, którzy widzieli w nim obrońcę restauracji, właściwego człowieka, by ponownie skierować Kościół na drogę jego chwalebnej przeszłości.
Wielu czuje się zmuszonych zrewidować własną ocenę tego wymykającego się wszelkim schematom człowieka, którego nie zrozumieli. Istnieje wiele błędnych interpretacji postaci Benedykta XVI – twierdzi historyk Andrea Riccardi. Przy jego wyborze istotną rolę odegrały dwa czynniki. Przede wszystkim był to „lęk z powodu odejścia wiecznego papieża Jana Pawła II”, ukierunkowujący na wybór kandydata z tego samego pokolenia, który „wprawdzie nie ma charyzmatu poprzednika, ale jest pewny”, być może „papieża przejściowego”. Drugim czynnikiem była potrzeba „zaprowadzenia porządku w Kościele, o którym mówiono, że właściwie nie jest rządzony w związku z istotnymi sprzecznościami, jakie wprowadził w nim Jan Paweł II”. W gruncie rzeczy niektórzy chcieli, aby Benedykt XVI zaprowadził na nowo porządek w Kościele i podjął pewne decyzje w kierunku tradycjonalistycznym. To jednak nie uwzględniało „dwóch przymiotów Benedykta XVI: po pierwsze jego serdecznej i uprzejmej ludzkiej dobroci, która nie usposabiała go do bycia papieżem autorytarnym; po drugie zaś tego, że był on człowiekiem wielkiej tradycji, a więc doskonale wiedział, iż tradycjonalizm jest pewnym wypaczeniem tradycji, i że nie można go sprowadzać do konserwatyzmu. Rok po wyborze ci, którzy go wybrali, poczuli się rozczarowani – rozczarowani papieżem, który nie był wystarczająco twardy”.
Papież Benedykt „uważał, że pewne rzeczy należy wyprostować, na przykład liturgię, ale jego zdaniem należało nie tyle podjąć autorytarne działania, ile zapoczątkować procesy”. Nagła abdykacja Ratzingera dezorientuje „właśnie tych, którzy go wybrali, aby doprowadził do końca dzieło noszące znamię bezpieczeństwa i restauracji”7.
Prawdę mówiąc, hipoteza abdykacji od jakiegoś czasu krążyła w „dobrze poinformowanych” kręgach. Rezygnacja jest przewidziana przez prawo kanoniczne, kanon 332, paragraf 2: „Gdyby się zdarzyło, że Biskup Rzymski zrzekłby się swego urzędu, to do ważności wymaga się, by zrzeczenie zostało dokonane w sposób wolny i było odpowiednio ujawnione; nie wymaga zaś niczyjego przyjęcia”.
Trzy lata przed Declaratio, w książce Seewalda, będącej zapisem jego rozmowy z Benedyktem, Ratzinger stwierdził to bardzo jasno: „Gdy papież wyraźnie widzi, że fizycznie, psychicznie i duchowo nie może już dłużej poradzić sobie ze swoim urzędem, wtedy ma on prawo, a w niektórych sytuacjach nawet obowiązek, zrezygnować”8.
Jednak dla większości ludzi coś takiego wydawało się niewyobrażalne, nikt naprawdę w głębi serca nie myślał, że będzie świadkiem tego rodzaju wydarzenia. Słowa wypowiedziane w przeddzień rezygnacji doskonale opisują stan ducha papieża. Podczas modlitwy „Anioł Pański”, komentując ewangeliczną opowieść o powołaniu pierwszych uczniów, stwierdza, że Bóg: „patrzy nie tyle na cechy wybranych, ile na ich wiarę. (…) Człowiek nie jest twórcą swojego powołania, ale daje odpowiedź na Bożą propozycję; ludzka zaś słabość nie powinna budzić obaw, jeśli Bóg wzywa. Trzeba ufać w Jego moc, która działa właśnie w naszym ubóstwie; należy ufać coraz bardziej w moc Jego miłosierdzia, która przemienia i odnawia”9.
Dzień rezygnacji papieża, 11 lutego 2013 roku, pozostanie związany z przywołaniem wiary przekraczającej granicę śmierci, wiary ośmiuset męczenników z Otranto, którzy zdecydowali się nie odstępować od własnej wiary chrześcijańskiej, i dlatego wszyscy bez wyjątku zostali ścięci po zakończeniu osmańskiego oblężenia i zdobyciu tego miasteczka na Półwyspie Salentyńskim w 1480 roku. Sułtan Mahomet II Zdobywca, który podporządkował sobie już Bizancjum, „drugi Rzym”, marzył o podboju także stolicy chrześcijańskiego świata, „pierwszego Rzymu”, ale musiał z tych planów zrezygnować10.
Papież Franciszek przejmie pałeczkę po Benedykcie i wskaże wiarę tych męczenników jako wzór, wynosząc ich na ołtarze 12 maja 2013 roku na placu św. Piotra. Przy tej okazji zachęci wiernych, aby zachowywali otrzymaną wiarę, „która jest naszym prawdziwym skarbem”. Powiedział wówczas: „Odmówili wyparcia się swojej wiary i umarli, wyznając zmartwychwstałego Chrystusa. Gdzie znaleźli siłę, by dochować wierności? Właśnie w wierze, która pozwala widzieć dalej, niż na to pozwalają ograniczenia naszego ludzkiego spojrzenia, dalej niż kres ziemskiego życia. (…) Oddając cześć męczennikom z Otranto, prosimy Boga, by wspierał licznych chrześcijan, którzy właśnie w obecnych czasach i w wielu częściach świata teraz jeszcze cierpią przemoc, i aby dał im odwagę wierności, by odpowiadali na zło dobrem”11.
Abdykacja papieża Benedykta jest szokiem dla wszystkich. Świat oniemiał. Najwidoczniej nie znał Josepha Ratzingera. Niebywale bystrego intelektualisty i błyskotliwego teologa, człowieka skromnego, o nieśmiałym charakterze, ale zdecydowanego w obronie swoich przekonań, niezależnego w ocenach, nieszablonowego, nigdy niedającego sobą manipulować, mocno przywiązanego do relacji rodzinnych, do ludowej religijności rodzimej Bawarii, przyjmującego pogodę ducha i prostotę jako swój styl życia. W młodości opatrzony przez kogoś etykietką „modernisty”, na soborze uznawany za progresistę, stał się dla innych Panzerkardinal, kiedy przyjął urząd prefekta dawnego Świętego Oficjum. A jednak zawsze pozostał sobą. „To inni się zmienili” – powie któregoś dnia.
Ale kim naprawdę jest Joseph Ratzinger? Skąd pochodzi?
1 Benedykt XVI, Declaratio o rezygnacji z posługi Biskupa Rzymu, następcy Świętego Piotra (11 lutego 2013), „L’Osservatore Romano” (wyd. pol.) 2013, nr 3–4 (351), s. 4.
2 Tamże.
3 Tamże.
4 ANSA, Il racconto di Giovanna Chirri delle dimissioni di Benedetto XVI (11 febbraio 2015); http://www.ansa.it/sito/notizie/politica/2015/02/11/due-anni-fa-la-rinuncia-di-ratzinger_fba3da4c-a759–4381–966e-1f75302a096e.html.
5 Zob. Antonio Spadaro, Da Benedetto a Francesco, Lindau, Torino 2013, s. 21–33.
6 Ernesto Galli della Loggia, „Il Corriere della Sera” (13 lutego 2013); zob. także A. Spadaro, Da Benedetto a Francesco, s. 25.
7 Andrea Riccardi, Rozmowa z autorem (dokument prywatny, 12 maja 2016).
8 Benedykt XVI, Światłość świata. W rozmowie z Peterem Seewaldem, tłum. P. Napiwodzki, SIW „Znak”, Kraków 2011, s. 42.
9 Benedykt XVI, Rozważanie przed modlitwą „Anioł Pański” (10 lutego 2013); „L’Osservatore Romano” (wyd. pol.) 2013, nr 3–4 (351), s. 50.
10 Latem 1480 roku osiemnaście tysięcy Osmanów, na pokładzie floty złożonej ze stu pięćdziesięciu okrętów, przybiło do brzegów wybrzeży salentyńskich. Aragoński garnizon, który miał bronić miasta, wycofał się przed turecką inwazją. Do obrony stanęło wówczas jedynie ośmiuset mieszkańców Otranto, którzy odważnie i resztkami sił stawiali opór, ale w końcu musieli się poddać. Turcy przełamali obronę, wdarli się do miasteczka, splądrowali je, dopuszczając się wszelkiego rodzaju okrucieństwa – w katedrze zmasakrowali ciało biskupa Stefana Pendinellego, ściętego uderzeniem bułata, kiedy wychodził do napastników z krzyżem w ręku i wzywał ich do nawrócenia – schwytali ponad ośmiuset ocalałych – mężczyzn powyżej piętnastego roku życia, rybaków, rzemieślników, rolników, pasterzy – i postawili ich przed wyborem: nawrócenie na islam albo śmierć. Schwytani podjęli decyzję, że nie odstąpią od wiary chrześcijańskiej. Zwracając się do towarzyszy, stary tkacz Antonio Primaldo, powiedział: „Do tej pory walczyliśmy za ojczyznę i o ocalenie naszych dóbr oraz życia. Teraz trzeba walczyć za Jezusa Chrystusa i o ocalenie naszych dusz”. Towarzysze potwierdzili jego wyznanie wiary. 14 sierpnia 1480 roku wyprowadzono ich na wzgórze Minerwy, każdy był przewiązany sznurem na szyi i miał ręce skrępowane powrozem. Po kolei zostali ścięci, poczynając od Antonia Primaldo, jedynego znanego z imienia i nazwiska członka grupy, który wzbudził największą wściekłość najeźdźców, bo publicznie odmówił nawrócenia i zachęcił towarzyszy, by tak samo uczynili. Trwający dwa tygodnie odważny opór mieszkańców Otranto pozwolił jednak królowi Neapolu przeorganizować swoje wojska i podjął zbrojną interwencję, uniemożliwiając Osmanom podbój reszty Apulii. Sam papież Sykstus IV na wieść o zajęciu miasta planował przeniesienie się do Awinionu, jednak ostatecznie z tego zrezygnował, kiedy rok później Otranto zostało odbite z rąk najeźdźców.
11 Papież Franciszek, Homilia podczas kanonizacji błogosławionych Antonia Primaldo i towarzyszy, męczenników z Otranto, Laury Montoya y Upegui i Marii Guadalupy Garcíi Zavala (12 maja 2013); „L’Osservatore Romano” (wyd. pol.) 2013, nr 7 (354), s. 11–12.