Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bercia i Orson - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bercia i Orson - ebook

Zachowaj spokój i pokochaj niedźwiedzie!

Bercia i Orson to małe niedźwiadki. Uwielbiają brykać, poznawać świat i wtulać się w futro mamy. Niedźwiedzica Turi wędruje z nimi po lesie, próbując znaleźć swoim maluchom bezpieczne miejsce do życia. A nie jest to łatwe zadanie, kiedy wszędzie czuć zapach człowieka. Jak on pachnie? Tego niedźwiadki jeszcze nie wiedzą. Już wkrótce czeka je wielka przygoda i spotkanie z owianym złą sławą człowiekiem. Nawet niejednym! Poznają też innych barwnych mieszkańców lasu, a przy okazji pomogą rozwiązać iście kryminalną zagadkę.

„Bercia i Orson” to mądra i ciepła opowieść o dzikich zwierzętach i ich niełatwym sąsiedztwie z ludźmi. To też pełna zwrotów akcji historia detektywistyczna, która wciągnie wszystkie dzieci uwielbiające zagadki. A między jej wierszami Tomasz Samojlik, spec od puszczy, przemyca sporo wiedzy przyrodniczej.

Zjawiskowe ilustracje do „Berci i Orsona” stworzyła Elżbieta Wasiuczyńska, którą wszyscy doskonale znają z licznych publikacji dla dzieci, choćby z „Ambarasa” Tomasza Samojlika, czy „ZOO” Jarosława Mikołajewskiego.


Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-3855-2
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Niedźwiedzica Turi niespokojnie kręciła się na dnie głębokiej jamy. W małym otworze nad jej głową widać było gałęzie drzew i jasne niebo. I co jakiś czas kruka. Kruk krążył nad jamą i nucił coś sobie, stukając dziobem do taktu. Najwyraźniej miał doskonały humor, Turi nie za bardzo. Właściwie jej humor można było określić mianem grobowego. Gdzieś tam, w lesie, były jej dzieci, narażone na niebezpieczeństwa, przed którymi nie była w stanie ich obronić. Ona sama znajdowała się w pułapce. Wydrapała głębokie bruzdy w ścianach jamy, gorączkowo próbując się wydostać. Bez skutku. Tu, na dnie jamy, nie pozostawało jej nic innego, jak tylko czekać na najgorsze.

– Oto historii kres! – zakrakał kruk. O dziwo, brzmiał, jakby się cieszył. – Kres i krach!

– Jaki krach? – warknęła niedźwiedzica.

– Twój krach! – odpowiedział kruk, tym razem już wyraźnie wesoło. – Tu się smutno kończy twoja opowieść!

Nie! – pomyślała Turi. To się nie może tak skończyć! Wydostanę się stąd i ocalę moje maleństwa! – postanowiła twardo.

Pozostało jej tylko wymyślić jak.

Niecały dzień wcześniej przez skąpaną w świetle księżyca łąkę przemykały trzy niedźwiedzie. Właściwie trudno mówić o przemykaniu, bo polegało to na tym, że dorosła niedźwiedzica Turi pośpieszała dwa malutkie niedźwiadki, Bercię i Orsona. Co chwila oglądała się na nie i czasem delikatnie pomagała łapą.

– Mamo, daleko jeszcze? – zapytał Orson.

– Przecież mówiła przed chwilą, że daleko – odpowiedziała za mamę Bercia i pokręciła głową. Miało to oznaczać „jaki ty jesteś marudny”, a może nawet „zobacz, jaka ja jestem dzielna, wcale nie marudzę”. Orson zignorował siostrę i znów zapytał:

– Mamo! Daleko jeszcze?

Turi się zatrzymała. Niedźwiadki były ciągle jeszcze malutkie i szybko się męczyły, o czym oczywiście starała się pamiętać, ale ze zdenerwowania co rusz zapominała. Dwie puchate kulki wpatrywały się w nią błyszczącymi oczyma. Jej dzieci były identyczne, jeśli nie liczyć białych plam: u Orsona na karku, a u Berci na piersi.

Turi podniosła głowę i przez chwilę łowiła zapachy. Pokręciła głową, zaniepokojona.

– Tu się nie możemy zatrzymać – powiedziała. – Wytrzymajcie jeszcze trochę, wkrótce znajdziemy bezpieczne miejsce. Mam nadzieję – dodała ciszej, bardziej do siebie niż do dzieci.

Ruszyła dalej, a Orson westchnął przeciągle. Wydawało mu się, że uciekali już nie wiadomo jak długo, a Turi nie pasowało żadne z miejsc po drodze. Nie chciała się zatrzymać nad rzeką ani u podnóża pagórka, ani na polu pełnym kwitnących na żółto roślin. Wszędzie węszyła, niespokojna, kręciła głową, po czym goniła niedźwiadki dalej i dalej.

W końcu już nie tylko Orson, ale i Bercia była tak zmęczona, że każda kępa trawy wydawała się najwygodniejszym posłaniem, a każdy mijany kamień kusił, by sobie obok niego przysiąść i odpocząć.

– Maamooo, daleko jeszcze? – tym razem jęknęła Bercia i dramatycznie padła na ziemię, a Orson spojrzał na nią zdziwiony.

Turi była tak przejęta, że przeszła jeszcze kilka kroków, zanim zauważyła, że dzieci się zatrzymały. Byli w lesie, a pierwsze promienie wschodzącego słońca odsłaniały soczystą zieleń porastającego pnie mchu, igieł i młodych liści na drzewach. Niedźwiedzica potrząsnęła głową.

– O rety, chyba zapomniałam o postoju! Przepraszam, dzieciaki – powiedziała łagodnie i wzięła głęboki wdech. W powietrzu unosiło się sporo nieznanych jej zapachów, ale żaden nie przypominał tego, przed czym uciekała. – Dobra, zatrzymamy się tutaj.

– Piknik! – ucieszył się Orson.

– Nie piknik, tylko pora na karmienie – wyjaśniła mu przemądrzałym tonem Bercia i przewróciła oczami. Bardzo się wczuwała w rolę starszej siostry. Usłyszawszy to, Turi kolejny raz pożałowała, że zdradziła dzieciom, które z nich pierwsze przyszło na świat. Mogła powiedzieć, że urodzili się równocześnie, albo skłamać, że nie widziała, które pojawiło się najpierw.

W ogóle Turi dużo się przejmowała. Orson i Bercia byli jej pierwszymi dziećmi i bardzo chciała, by wyrośli na zdrowe i szczęśliwe niedźwiedzie. Postanowiła, że będzie najlepszą mamą, jak się da. Od swojej mamy dostała tylko jedną radę, która w jej sytuacji kompletnie nie miała sensu. Za to inne stare niedźwiedzice, nazywane przez Turi ciociami, dały jej mnóstwo wskazówek odnośnie tego, jak wychowywać młode. Nazwały to, nie wiedzieć czemu, kodeksem misiowej mamy. Według niego miała zapewnić niedźwiadkom bezpieczeństwo, dużo je karmić, pozwolić na rozwijające wyobraźnię i wspomagające kreatywność zabawy, pokazać jadalne rośliny, objaśnić sposoby znakowania drzew... Ale przede wszystkim kodeks misiowej mamy nakazywał trzymać młode z dala od człowieka.

Westchnęła ciężko. Jak miała być dobrą mamą, kiedy wszystko sprzysięgło się przeciwko niej!? Ledwie niedźwiadki przyszły na świat, wokół gawry zaczęli się kręcić ludzie. Musiała uciekać z maluchami w poszukiwaniu nowego schronienia. To nie były warunki, w których mogła realizować rady ciotek.

To, co mogła zrobić, to dobrze nakarmić niedźwiadki. Ułożyła się pod gęstym krzakiem i zastukała zębami na znak, że pora na wczesne śniadanie. Bercia i Orson bez zbędnych dyskusji zabrali się do ssania mleka, najpierw łapczywie i energicznie, a potem coraz wolniej i słabiej. W końcu maluchy usnęły, wtulone w siebie i futro mamy.

Turi też była bardzo zmęczona. Jeszcze raz upewniła się, czy w powietrzu nie unoszą się podejrzane zapachy. Wsłuchała się w oddechy niedźwiadków, oczy zaczęły jej się zamykać i była już na najlepszej drodze do drzemki, kiedy spostrzegła gości. Jeleń i dzik, a właściwie locha, przyglądali się jej, dyskretnie schowani za krzaczkiem.

– No i kogo tu nam przywiało? – szepnął jeleń, dość głośno, by Turi mogła go usłyszeć.

– Niedźwiedź, jak moje racice kocham, niedźwiedź – odchrząknęła w odpowiedzi locha. – A nawet niedźwiedzica. Widzę tam jakieś młode.

– Nie lubię niedźwiedzi – burknął jeleń i miał ochotę dodać coś jeszcze w tym samym tonie, ale locha mu przerwała.

– Tu nie chodzi o to, kogo pan lubi, tylko o przydatność niedźwiedzia dla naszej sprawy!

– Chyba pani nie myśli, żeby znów próbować wykorzystać niedźwiedzia? – zdziwił się jeleń. – Poprzednio zaliczyliśmy klasyczną porażkę...

– Cicho! Chyba nas widzi! – locha spostrzegła, że Turi zezuje w ich stronę i strzyże uszami. – Chodu!

– Poczekajcie! – niedźwiedzica podniosła się na nogi. – Mam parę pytań! Czy tu jest...

Ale jeleń i locha byli już daleko, więc Turi dokończyła pytanie dużo ciszej, do siebie:

– ...bezpiecznie?

– Kto to był, mamo? – zapytał Orson, którego obudził głos mamy. Nie czekając na odpowiedź, niedźwiadek zrobił fikołka do przodu.

– I czego chciał? – dodała Bercia, która poszła w ślady brata i zrobiła pięknego fikołka do tyłu.

Wyglądało na to, że śniadanie i krótka drzemka przywróciły siły niedźwiadkom, które radośnie dokazywały w plamach wschodzącego słońca. Turi nie mogła tego samego powiedzieć o sobie. Była wciąż wyczerpana, spięta i mocno wystraszona.

– Dzik. I jeleń – wyjaśniła maluchom. – Ale nimi nie musicie sobie zawracać głowy. Czas ruszać.

– Cooo? Nieee! – jęknął Orson.

– A nie moglibyśmy tu zostać? – zapytała Bercia. – Przynajmniej na trochę...

– Nnno, nie wiem – zawahała się Turi. – Nie wiem, czy tu będziemy bezpieczni. Wydaje mi się, że jeszcze nie odeszliśmy wystarczająco daleko od człowieka.

Zaczęła węszyć, a niedźwiadki usiadły obok niej w trawie i naśladowały jej zachowanie.

– Jak pachnie człowiek? – zapytała Bercia.

– Jak twoja pupa! – zawołał Orson przy jej uchu, więc musiała go pacnąć.

Zaczęli się siłować i tarzać po trawie. Bercia przewróciła Orsona na grzbiet i przytrzymała jego łapy.

– Raczej jak twoja! – powiedziała mu prosto w nos.

– Nieprawda – Turi zdjęła Bercię z brata i połaskotała oba niedźwiadki w brzuchy swoimi pazurami. – Człowiek pachnie jak coś, czego tutaj na szczęście nie czuć prawie wcale.

– Czyli jednak nie twoja pupa – szepnął Orson do Berci. – Bo ją czuję!

Niedźwiadki znów zaczęły się siłować. Turi uśmiechnęła się na ten widok. Wiedziała, że maluchom brakuje zabawy. Ciągle uciekali, przez co nie miały zbyt wielu szans na naukę i poznawanie świata.

Rozejrzała się. Leśna polana wyglądała spokojnie i kojąco. Promienie słońca przebijały się przez gałęzie i pojedynczymi snopami padały na mech, kwitnące zioła i pnie drzew. W miejscu takim jak to można było nawet zapomnieć o nocnych wędrówkach, strachu i zagrożeniu. Może faktycznie moglibyśmy się tu zatrzymać, pomyślała Turi. Jeśli tylko znajdę tu jakąś bezpieczną kryjówkę – postanowiła.

Orson tymczasem wdrapał się na złamaną przez wiatr lipę. Oparty na gałęziach pień nie leżał na ziemi, tylko wisiał ponad nią na sporej wysokości.

– Patrz, co potrafię! – krzyknął do siostry i pokazał jej, jak utrzymuje równowagę, chodząc w tę i z powrotem po pniu. – Superzabawa!

– Nie zabawa, tylko nauka użytecznych umiejętności, które mogą się przydać dorosłemu niedźwiedziowi – poprawiła go Bercia. – Słyszałam, jak mama mówiła.

– To dorosłe niedźwiedzie chodzą po takich drzewach? – zdziwił się Orson.

– Co za pytanie? – prychnęła Bercia. – Całymi dniami chodzą.

– A to też nauka?– zapytał Orson. Zlazł już z pnia, schwycił łapami kamień i turlał go po trawie.

– No jasne – odpowiedziała Bercia już mniej pewnie, bo raczej nie widziała, by ich mama turlała kamienie, a innych niedźwiedzi jeszcze nigdy w życiu nie spotkała. Orson zresztą też nie.

– Ciekawe, czy i ta umiejętność mi się przyda – zastanowił się Orson, podrzucając patyk, który gdzieś w międzyczasie znalazł. Po chwili zresztą i tak go zgubił.

– Nie wiem! – Bercia była coraz mniej pewna, że każda zabawa niedźwiedzi jest nauką pożytecznych rzeczy.

– To może przestań się przejmować tą całą nauką i po prostu się ze mną pobaw, co? – poprosił Orson.

– No dobra... – z udawanym ociąganiem zgodziła się Bercia. I już chwilę później razem z bratem chodziła po pniu lipy, turlała kamienie i podrzucała patyki.

Turi tymczasem zrobiła obchód polany i znalazła coś, co ją bardzo ucieszyło. Stary wywrócony świerk dzięki swoim rozległym korzeniom, teraz sterczącym pionowo do góry, tworzył świetną kryjówkę. Idealną dla niej i dzieci. Wystarczyło wymościć miejsce pod pniem świeżą trawą i można tu było odpoczywać do woli.

– Możemy tu zostać – oznajmiła dzieciom. – Na jeden dzień.

– Hura! – ucieszył się Orson i z radości wspiął się na grzbiet Berci, która oczywiście się wywróciła. Oba niedźwiadki przekoziołkowały obok łap Turi, chichocząc i parskając z uciechy.

Niedźwiedzica poczuła wielką ulgę, jakby ktoś zdjął z jej grzbietu niewidzialny ciężar. Może wszystko się ułoży? Może wreszcie wszystko będzie dobrze? Poczuła głód. A las dookoła niej oferował wiele sposobów na jego zaspokojenie. Zaczęła węszyć wśród traw, wybierając te najbardziej soczyste do zjedzenia. Pazurami wykopała kilka bulw i korzonków i ze smakiem je zjadła, a na koniec zagryzła kilkoma kwitnącymi ziołami, które były szczególnie słodkie.

– Co robisz, mamo? – zapytała Bercia, stając za nią.

Turi się obejrzała. Z jej pyska zwisał kwiatek, dyndając pociesznie.

– Ja też tak chcę! – wykrzyknął Orson i zaczął buszować w trawie.

Bercia spojrzała niepewnie na kwitnące zioła.

– Śmiało, to też jest nauka – zachęciła ją mama. – Nie będę mogła ciągle karmić was mlekiem. Musicie poznawać nowe rzeczy. Także te do jedzenia.

Bercia zerknęła na Orsona. Właśnie wyrywał żółty kwiatek, więc ona też wzięła taki do pyska. Jaki był jej zawód, kiedy zamiast spodziewanej błogości poczuła nieprzyjemny, piekący smak. Skrzywiła się okropnie, a obok Orson zrobił dokładnie taką samą minę.

– Tfu! – Bercia wypluła żółte płatki i zaczęła wycierać język o trawę.

– Gorzkie! – jęknął Orson i zaczął wycierać język o futro Berci, za co siostra palnęła go łapą w ucho.

Oba niedźwiadki spojrzały z wyrzutem na mamę.

– Wzięliście nie ten, co trzeba! – roześmiała się Turi. – Spróbujcie tego niebieskiego!

Bercia nieufnie spróbowała wskazanego kwiatka i szybko się rozchmurzyła. Był słodki!

– Posmakujmy jeszcze czegoś! – wykrzyknęła ucieszona.

A więc brali do pyska różne trawy i zioła, smakowali, a jeśli im nie odpowiadało, wypluwali, parskając dookoła śliną. Na szczęście częściej trafiali na znośne albo po prostu smaczne rośliny. Turi powiedziała im jeszcze, że mogą ogryzać korę z młodych drzew, ale zamiast tego zaczęli się na nie wspinać. Berci wychodziło to bardzo sprawnie, ale Orson nie był w stanie zbyt długo utrzymać się na pniu i raz po raz się zsuwał, lądując na zadku. Siostra śmiała się z niego, siedząc na pniu nad jego głową, dopóki Orson nie schwycił jej łapami i nie ściągnął na trawę. Oba niedźwiadki potoczyły się po trawie, w której spokojnie pasła się Turi, wykopując korzonki i zjadając kwiatki. Słońce tymczasem zdążyło zawędrować prosto nad ich głowy.

– Czas na odpoczynek – zarządziła Turi. – Ledwie stoję na nogach ze zmęczenia.

Podeszła do wywróconego świerka i pokazała dzieciom ich nowe legowisko. Na leżącym pniu wydrapała przy tym pazurami głębokie ślady.

– To nasz niedźwiedzi znak – wyjaśniła. – Oznacza „tu jest nasza sypialnia”.

– A jaki znak zostawiamy, jeśli chcemy powiedzieć „kocham mamę”? – zapytała Bercia, wchodząc pod pień.

– A jaki znak zostawiamy, żeby powiedzieć „Bercia zjada robaki”? – przedrzeźnił ją Orson, również wchodząc w cień.

Niedźwiadki znowu zaczęły się przepychać i szamotać, więc Turi uciszyła je stukaniem zębami. Ułożyła się na posłaniu ze świeżej trawy, a maluchy zwinęły się w kulki tuż obok niej. Turi była tak zmęczona, że natychmiast usnęła. Bercia też tak chciała, ale Orson miał zupełnie inne plany.

– Czujesz ten zapach? – zapytał siostrę szeptem. – Co to może być?

Nie czekając na jej odpowiedź, wyszedł spod świerka i stanął na tylnych łapach, dokładnie tak, jak to wcześniej robiła ich mama. Zaczął węszyć, poruszając małym czarnym nosem.

– Jaki zapach? – zapytała sennie Bercia.

– Taki... inny – wyjaśnił Orson. – Wcześniej go nie było.

– Może to zapach człowieka? – zaniepokoiła się jego siostra.

– No coś ty! – fuknął Orson. – Mama mówiła, że człowiek pachnie jak coś, czego tu zupełnie nie czuć.

– Niby racja, ale... – szepnęła Bercia.

– Żadne ale, idę to sprawdzić – przerwał jej Orson.

– Ale nie powinniśmy się oddalać! – wystraszyła się Bercia. – Mama mówiła...

– Mówiła, że mamy poznawać nowe rzeczy – odparł z przebiegłą miną.

– Niby tak, ale... – zaczęła.

– Wrócimy, zanim się obudzi – Orson już zbierał się do odejścia.

– Nie, Orson! – szepnęła przerażona.

– Idę, Bercia. Pa, pa! – pomachał jej łapą.

– Orson! – rozzłościła się Bercia.

– Już cię nie słyszę, jestem za daleko! – odpowiedział, choć nadal był całkiem blisko.

Bercia spojrzała na śpiącą mamę i na stawiającego małe kroczki brata. I podjęła decyzję. Wysunęła się ostrożnie z legowiska i ruszyła za Orsonem. Przeszli przez rozświetloną polanę i weszli w cień, między drzewa.

Siedzący wysoko w górze kruk rzucił okiem na niedźwiadki, pokręcił głową i zanurzył się w rozmyślaniach.

Orson węszył i prowadził.

– Czuję to coraz mocniej. To naprawdę pachnie świetnie! – szturchnął ją zachęcająco bokiem.

– Mnie tam się nie podoba – odparła przekornie Bercia, choć w myślach przyznała Orsonowi rację. Zapach był kuszący.

Niedźwiadki szły dłuższą chwilę. Minęły pień złamanego drzewa obrośnięty z jednej strony jasnobrązowymi hubami, przeszły pod skrzyżowanymi konarami, z których zwieszały się brody porostów, i przejrzały się w płytkiej kałuży. Las zrobił się rzadszy, znów wpadało do niego więcej światła. W końcu wyszły na szeroką ścieżkę przecinającą las. Tuż przy niej, na trawie, leżała sterta bardzo dziwnych rzeczy, w dziwnych kształtach i dziwnych kolorach. Niedźwiadki nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziały. I nie wąchały – to z tej kupki dobiegał intrygujący zapach.

– Muszę spróbować, jak to smakuje! – oznajmił Orson i ruszył w kierunku stosu.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: