Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Berlin 1945 - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
16 lipca 2012
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Berlin 1945 - ebook

Przez pół wieku radzieckie archiwa skrywały prawdę o wydarzeniach ostatnich miesięcy istnienia III Rzeszy. Do faktów, o których świadkowie woleli zapomnieć, dociera Antony Beevor i na ich podstawie dokonuje pasjonującej retrospekcji ostatecznego starcia dwóch totalitaryzmów.

"Berlin 1945. Upadek" opowiada o fanatyzmie i odwadze, poświęceniu i żądzy zemsty. Przywołuje dni bezpardonowej walki, kiedy droga marszu zwycięskiej Armii Czerwonej spłynęła krwią ludności cywilnej, a szalone rozkazy zamkniętego w bunkrze Hitlera skazywały nawet czternastoletnich chłopców na pewną śmierć pod gąsienicami radzieckich czołgów. Beevor wyjaśnia motywy Stalina gotowego poświęcić każdą liczbę żołnierzy, by zdobyć Berlin przed zachodnimi aliantami. Historia upadku miasta, której czytelnik staje się świadkiem, pokazuje, jak bardzo życie milionów ludzi zależało od decyzji polityki i dowódców.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-1476-7
Rozmiar pliku: 8,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„Historia zawsze najbardziej uwydatnia wydarzenia dni ostatnich” – gorzko stwierdził Albert Speer, gdy Amerykanie przesłuchiwali go tuż po zakończeniu wojny. Nie mógł pogodzić się z myślą, że wcześniejsze osiągnięcia reżimu hitlerowskiego przysłoniła teraz jego całkowita klęska. Przy tym Speer, podobnie jak inni prominenci III Rzeszy, nie był w stanie albo po prostu nie chciał potwierdzić starej prawdy, że nic nie ukazuje lepiej przywódców i systemów politycznych niż sposób ich upadku. To właśnie z tego powodu klęska III Rzeszy jest tak fascynująca i ważna, zwłaszcza teraz gdy wielu nastolatków, szczególnie w Niemczech, próbuje odwoływać się do jej tradycji i historii.

Wrogowie nazistów wyobrażali sobie moment zemsty już ponad dwa lata wcześniej. 1 lutego 1943 roku jeden z radzieckich pułkowników zwrócił się do kolumny wyniszczonych jeńców niemieckich w ruinach Stalingradu: „Tak właśnie będzie wyglądał Berlin!”. Gdy po raz pierwszy przeczytałem te słowa, wiedziałem już, o czym będzie moja następna książka. Wśród graffiti zachowanych na ścianach Reichstagu w Berlinie wciąż można zobaczyć nazwy tych dwóch miast wypisywane na murach przez Rosjan w chwili ich największego zwycięstwa, po wyparciu wroga z własnego kraju i dojściu do serca Rzeszy.

Również Hitler miał obsesję na tym punkcie. W listopadzie 1944 roku, gdy Armia Czerwona koncentrowała już swoje siły za wschodnimi granicami III Rzeszy, wskazywał na przykład Stalingradu. Losy wojny dla Niemiec zmieniły się, jak stwierdził w jednym ze swoich przemówień, „po przełamaniu przez armie radzieckie frontu rumuńskiego nad Donem w 1942 roku”. Winił za klęskę swoich niefortunnych sojuszników, źle uzbrojonych, pozostawionych samym sobie i wystawionych na silne uderzenia przeciwnika na skrzydłach frontu pod Stalingradem. Nie wspominał o swoim ignorowaniu ostrzeżeń przekazywanych przez Sztab Generalny i armię. Hitler nie nauczył się niczego i niczego nie zapominał.

W tym samym przemówieniu kolejny raz zademonstrował swoją pokrętną logikę, na którą naród niemiecki dał się wiele razy nabrać, na własne zresztą życzenie. Gdy zostało ono opublikowane w środkach masowego przekazu, nosiło tytuł _Kapitulacja oznacza unicestwienie_. Hitler ostrzegał, że jeżeli w tej wojnie zwyciężą bolszewicy, naród niemiecki czekają zniszczenia, gwałty i niewolnictwo, „nieprzebrane kolumny ludzi zmierzać będą w kierunku syberyjskiej tundry”.

Hitler zawsze gwałtownie zaprzeczał konsekwencjom swoich własnych działań i Niemcy zbyt późno zdali sobie sprawę, że wpadli w pułapkę przerażającego chaosu wywołanego przepaścią między dążeniami a skutkami. Zamiast eliminacji bolszewizmu nazizm doprowadził do tego, że Armia Czerwona znalazła się w samym środku Europy. Zaplanowana przez Hitlera inwazja niemiecka na Rosję została dokonana przez pokolenie wychowane w demonicznej indoktrynacji. Goebbelsowska propaganda nie tylko zdehumanizowała Żydów, komisarzy i narody słowiańskie, ale także spowodowała, że Niemcy bali się ich i jednocześnie nienawidzili. Hitler, poprzez ogromne zbrodnie, przykuł niewidzialnymi kajdanami do siebie większość narodu i przemoc niesiona przez Armię Czerwoną była jak gdyby spełniającą się jego przepowiednią.

Stalin chętnie wykorzystywał różnego rodzaju symbole, gdy tylko odpowiadało to jego celom. Zdobycie stolicy Rzeszy było „najważniejszą ze wszystkich operacji wojskowych Armii Czerwonej w tej wojnie”, ale radziecki dyktator miał w związku z Berlinem również i inne plany.

Jednym z nich był plan przygotowany przez Ławrientija Berię, ludowego komisarza spraw wewnętrznych, który chciał zdobyć wyposażenie niemieckich laboratoriów nuklearnych i zapasy uranu, zanim przejmą je Amerykanie i Brytyjczycy. Kreml wiedział już doskonale o pracach podjętych przez Stany Zjednoczone w ramach projektu „Manhattan” w Los Alamos, dzięki działalności swojego szpiega doktora Klausa Fuchsa. Naukowcy radzieccy pozostawali jednak wciąż w tyle; Stalin oraz Beria byli przekonani, że gdy przechwycą niemieckie laboratoria i niemieckich naukowców, zanim dotrą do nich alianci, z pewnością uda im się wyprodukować broń atomową podobną do amerykańskiej.

Skala ludzkiej tragedii pod koniec wojny jest nie do wyobrażenia dla tego, kto nie przeszedł przez jej piekło i dorastał już w zdemilitaryzowanym społeczeństwie lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Los tych milionów ludzi może nas wiele nauczyć. Ważna lekcja polega na tym, że należy być zawsze wyjątkowo ostrożnym w ferowaniu osądów dotyczących postępowania jednostek. Ekstremalne cierpienie, poniżenie nawet, może odkryć nie tylko to, co w człowieku najlepsze, ale również i to, co najgorsze. Ludzkie zachowania zawsze odzwierciedlają zupełną nieprzewidywalność kolei życia i śmierci. Wielu radzieckich żołnierzy, szczególnie z jednostek frontowych, w odróżnieniu od oddziałów postępujących za nimi, zachowywało się zupełnie poprawnie w stosunku do ludności cywilnej na terenie Niemiec. W tym okrutnym i strasznym świecie, gdzie humanizm został niemal unicestwiony przez ideologię, kilka gestów często nieoczekiwanej dobroci i aktów poświęcenia stawało się płomykiem nadziei. Inaczej to wszystko byłoby nie do zniesienia.

Ta książka nie mogłaby powstać bez pomocy bardzo wielu ludzi. Przede wszystkim zobowiązany jestem podziękować dyrektorom i pracownikom wielu państwowych archiwów: pułkownikowi Szuwaszynowi i pracownikom Centralnego Archiwum Ministerstwa Obrony (CAMO) z Podolska, dr Natalii Wołkowej i jej podwładnym z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Literatury i Sztuki (RGALI), dr. Władimirowi Kuzelenkowowi i dr. Władimirowi Korotajewowi z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Wojskowego (RGWA), prof. Kiriłłowi Andersenowi i dr. Olegowi Naumowowi z Rosyjskiego Archiwum Państwowego Historii Społeczno-Politycznej (RGASPI), dr. Manfredowi Kehrigowi, dyrektorowi Bundesarchiv-Militärarchiv z Freiburga, i pani Webl, dr. Rolfowi-Dieterowi Müllerowi i kapitanowi Luckszatowi z biblioteki Militärgeschichtliches Forschungsamt z Poczdamu, prof. dr. Eckhartowi Henningowi z Archiv zur Geschichte der Max-Planck-Gessellschaft, dr. Wulfowi-Ekkehardowi Luckemu z Landesarchiv-Berlin, pani Irinie Renz z Bibliothek für Zeitgeschichte w Stuttgarcie, dr. Larsowi Ericsonowi i Perowi Clasonowi z Krigsarkivet w Sztokholmie, Johnowi E. Taylorowi, Wilbertowi Mahoneyowi i Robinowi Cooksonowi z National Archives II w College Park w stanie Maryland, dr. Jeffreyowi Clarke’owi z United States Army Center of Military History.

Szczególnie pomocny w procesie powstawania tej książki był Bengt von zu Mühlen, założyciel Chronos-Film, który zapewnił mi dostęp do materiałów archiwalnych i nagrań z relacjami świadków wydarzeń tamtych czasów. Jestem również wielce zobowiązany Geraldowi Rammowi i Dietmarowi Arnoldowi z Berliner Unterwelten za okazaną mi pomoc.

Chciałbym także bardzo podziękować tym wszystkim, którzy tak wiele mi pomogli w czasie moich podróży: w Rosji dr Gali i dr Lubie Winogradowej, prof. Anatolijowi Czernobajewowi oraz Simonowi Smithowi i Sian Stickingsowi; w Niemczech: Williamowi Durie, byłemu sekretarzowi stanu Karlowi Güntherowi, pani von Hase oraz Andrew i Sally Gimsonom; w Stanach Zjednoczonych: Susan Mary Alsop, pani Charles Vyvyan, Bruce’owi Lee, państwu von Luttichau i Martinowi Blumensonowi.

Było dla mnie ogromną przyjemnością, nie wspominając już o przydatności dla tej książki, współpracować z BBC Timewatch. Do tej współpracy namówił mnie Laurence Rees, któremu za to jestem bardzo wdzięczny. Chciałbym także podziękować dr. Tilmanowi Remme, w którego towarzystwie miałem okazję i zaszczyt pracować, oraz Detlefowi Siebertowi, który na początku pisania tej książki tak wiele mi pomógł swoją radą i kontaktami.

Pomogło mi przy pisaniu tej książki również wiele innych osób: Anne Applebaum, Christopher Arkell, Claudia Bismarck, hrabia Leopold von Bismarck, sir Rodric Braithwaite, profesor Christopher Dandeker, dr Engel z Archiv der Freien Universität, prof. John Erickson, Wolf Gebhardt, Jon Halliday, Nina Łobanow-Rostowska, dr Catherine Merridale, prof. Oleg Rżeszewski, prof. Mosze Schein z New York Methodist Hospital, Karl Schwarz, Simon Sebag-Montefiore, Gia Sulchaniszwili, dr Gala Winogradowa i Ian Weston-Smith.

Książka ta nie mogłaby powstać w przedstawionej formie bez ogromnej pomocy ze strony dr Luby Winogradowej z Rosji i Angeliki von Hase z Niemiec. To była naprawdę wielka przyjemność i zaszczyt pracować właśnie z nimi.

Jestem również ogromnie wdzięczny Sarah Jackson za przeszukiwanie zasobów zdjęć fotograficznych, Bettinie von Hase za pomoc w kwerendzie zbiorów archiwalnych w Niemczech i Dawidowi Listowi w Anglii.

Nie mogę nie wspomnieć o pomocy udzielonej mi przez Charlotte Salford, która tłumaczyła dla potrzeb tej książki dokumenty z Krigsarkivet ze Sztokholmu.

Jestem również ogromnie wdzięczny prof. Michaelowi Burleighowi, prof. Normanowi Daviesowi i dr Catherine Merridale za przeczytanie rękopisu oraz przekazanie wielu cennych i użytecznych uwag.

Swoimi szczegółowymi i bardzo cennymi uwagami do obecnego kształtu książki przyczynił się także Tony Le Tissier. Jeżeli pozostały jeszcze jakieś błędy w _Berlinie_, jest to tylko moja wyłączna wina i sam ponoszę za nie odpowiedzialność.

Nie mogę zapomnieć o Marku Le Fanu i Society of Authors za pracę przy stronach www.antonybeevor.com, www.antonybeevor.org i www.antonybeevor.net. Znalazły się tam materiały archiwalne i źródłowe oraz inne opracowania, które nie zostały umieszczone w tej książce.

Mam również ogromny dług wobec mojego agenta Andrew Nurnberga i Eleo Gordon z wydawnictwa Penguin, którzy swoimi sugestiami przyczynili się do powstania _Berlina_.

Na końcu muszę ogromnie mocno podziękować mojej żonie Artemis Cooper, najbliższej współpracowniczce i pierwszej redaktorce, która bardzo pomogła w powstaniu tej książki, mimo wielu innych obciążeń i terminów.

------------------------------------------------------------------------

Zeznania Speera, 22 maja, NA 740.0011 EW/5-145.

Zob. „Die Woche” z 8 lutego 2001.

9 listopada 1944, przedruk w: „Volkssturm”, BLHA Pr. Br. Rep. 61A/363.

RGALI 1403/1/84, s. 1.Berlińczycy, osłabieni coraz mniejszymi racjami żywnościowymi i nieustającym napięciem, bardzo skromnie obchodzili święta Bożego Narodzenia w 1944 roku. Większa część niemieckiej stolicy została wskutek alianckich bombardowań obrócona w gruzy. Czarny humor, z którego słynęli, zamienił się w wisielczy. Przebojem sezonu stało się powiedzenie: „Bądź praktyczny: podaruj trumnę”.

Nastroje w Niemczech zaczęły ulegać zmianie już dwa lata wcześniej. Przed świętami Bożego Narodzenia w 1942 roku pojawiły się pogłoski o okrążeniu przez Armię Czerwoną 6. Armii generała Paulusa nad Wołgą. Hitlerowski reżim nie chciał przyznać, że najsilniejsza armia Wehrmachtu została skazana na unicestwienie w ruinach Stalingradu i na nadwołżańskich stepach. Aby przygotować naród na złe wieści, Joseph Goebbels, minister Rzeszy do spraw propagandy, ogłosił nadejście „niemieckich świąt Bożego Narodzenia”, co w narodowosocjalistycznym języku znaczyło prostotę i surowość oraz ideologiczne zaangażowanie, a nie świece, sosnowe wieńce i _stille Nacht, heilige Nacht_. W 1944 roku tradycyjna pieczona gęś stała się już odległym wspomnieniem.

Na ulicach Berlina straszyły przechodniów fasady zniszczonych domów. Czasami na ścianach tego, co kiedyś stanowiło salon czy sypialnię, wisiały jeszcze ciągle obrazy. Aktorka Hildegarda Knef widziała pianino, które stało na pozostałościach piętra. Nikt nawet nie próbował go znieść. Zastanawiała się, ile czasu minie, zanim runie razem ze ścianami i stropem na stertę gruzów. Na ścianach zburzonych domów przyczepione były kartki z nabazgranymi informacjami, może dla syna, który miał wrócić z frontu, że wszyscy żyją i mieszkają gdzie indziej. Afisze partii nazistowskiej ostrzegały: „Szabrownicy będą karani śmiercią”.

Naloty na miasto stały się tak częste, Brytyjczyków w nocy, a Amerykanów w dzień, że mieszkańcy Berlina spędzali więcej czasu w schronach i piwnicach niż we własnych łóżkach. Ciągły brak snu przyczynił się do powstania dziwnej mieszaniny tłumionej histerii i fatalizmu. Jak wskazywała liczba krążących po mieście dowcipów, tylko niewielu ludzi wydawało się jeszcze martwić możliwością zadenuncjowania do Gestapo za sianie defetyzmu. Wszechobecne litery LSR, które oznaczały _Luftschutzraum_ („schron przeciwlotniczy”) tłumaczono jako _Lern schnell Russisch_ – „Uczcie się szybko rosyjskiego”. Większość Berlińczyków zarzuciła zwyczaj witania się nazistowskim _Heil Hitler!_ Gdy Lothar Loewe z Hitlerjugend, który przebywał pewien czas poza miastem, przywitał się tak w jednym ze sklepów, wszyscy odwrócili się i patrzyli na niego jak na kogoś z innej planety. Był to ostatni raz, kiedy ów młody człowiek wypowiedział te słowa poza służbą. Loewe szybko poznał nowe, już powszechne powitanie: _Bleib übrig!_ – „Przeżyj!”.

To specyficzne poczucie humoru pokazuje groteskowy, może nawet surrealistyczny, obraz czasu. Największym schronem przeciwlotniczym w Berlinie był schron w zoo, ogromna żelbetowa konstrukcja wieku totalitaryzmu, z bateriami artylerii przeciwlotniczej na dachu i ogromnymi pomieszczeniami wewnątrz, w których tłoczyły się setki berlińczyków, gdy tylko zawyły syreny. Kronikarka tamtych dni Ursula von Kardorff tak opisuje schron: „Ściany bunkra, z kamienia ciosanego, przypominają dekoracje do sceny więziennej w _Fideliu_”. W schronie na betonowych spiralnych schodach „chronią się zakochani – istna parodia zabawy kostiumowej”.

Ludzi przenikało wszechobecne już poczucie końca własnego życia i końca istnienia narodu. Bez opamiętania wydawali pieniądze, przyjmując za pewnik, że wkrótce i tak będą niewiele warte. Opowiadano, że dziewczęta i młode kobiety w pobliżu zoo i stacji Tiergarten oddawały się przygodnie spotkanym mężczyznom. To dążenie do utraty dziewczęcej niewinności stawało się jeszcze bardziej powszechne, gdy zbliżyła się do Berlina Armia Czerwona.

Same schrony przeciwlotnicze, oświetlone niebieskim światłem, dawały przedsmak klaustrofobicznego piekła. Ludzie tłoczyli się w nich w najcieplejszych ubraniach, z kartonowymi pojemnikami z kanapkami i termosem. W teorii wszystkie podstawowe potrzeby życiowe miały być zaspokajane w schronach. Miał tam nawet być Sanitätsraum, z dyżurującą cały czas pielęgniarką, gdzie kobiety mogły rodzić dzieci. A dzieci w tym czasie rodziły się zwykle przed terminem. Wydawało się, że do ich przedwczesnego przyjścia na świat przyczyniały się drgania i odgłosy eksplozji bomb, które dochodziły zewsząd, ze środka ziemi, ścian, od góry schronu. Sufity schronów pomalowano farbą luminescencyjną, co pozwalało przynajmniej widzieć cokolwiek, gdy brakowało światła, które zwykle najpierw zaczynało migotać, a potem gasło całkowicie. Po zniszczeniu dużej części sieci wodociągowej i kanalizacyjnej zaczynało brakować wody. _Aborte_, czyli umywalnie i toalety, szybko stawały się miejscami, gdzie trudno było normalnemu człowiekowi wytrzymać. Wywoływało to dodatkowy stres u ludzi przyzwyczajonych do dbania o higienę. Często umywalnie były zamykane przez władze, ponieważ zanotowano wiele przypadków, gdy pogrążeni w depresji ludzie zatrzaskiwali drzwi i popełniali tam samobójstwo.

Berlinowi, z jego trzymilionową ludnością, brakowało schronów, tak więc te, które istniały, były zwykle przepełnione ponad wszelką miarę. W głównych korytarzach, w poczekalniach i pomieszczeniach sypialnych ludzie tak się tłoczyli, że para się skraplała i woda kapała z sufitów. Kompleks schronów pod stacją kolejki podziemnej Gesundbrunnen, zaprojektowany dla 1500 osób, mieścił zazwyczaj trzy razy tyle. Aby mierzyć zużycie tlenu, wykorzystywano świece. Gdy gasła świeca na podłodze, dzieci podnoszono na rękach i trzymano na tej wysokości. Gdy gasły świece na poziomie około jednego metra, zarządzano ewakuację najniższych poziomów. Gdy trzecia świeca, umieszczona na wysokości około 150 centymetrów, zaczynała migotać, wszyscy musieli opuścić schron, niezależnie od tego, co działo się na zewnątrz.

Robotnicy przymusowi, których wtedy w Berlinie było 300 tysięcy, rozpoznawani po namalowanej na ich ubraniach literze wskazującej na kraj pochodzenia, mieli zakaz wchodzenia do schronów i piwnic. Była to kontynuacja polityki nazistowskiej, która nie przewidywała jakiejkolwiek możliwości mieszania się ludzi różnych ras. Ponadto chociaż w ten sposób władze chciały chronić ludność pochodzenia niemieckiego. Zresztą i tak robotników przymusowych, głównie z Ukrainy i Białorusi, nazywanych wtedy _Ostarbeiter_, traktowano jako „przedmiot” jednorazowego użytku. Wielu innych robotników, którzy sami zgłosili się do pracy w Rzeszy lub trafili do Niemiec po łapankach w ich rodzimych krajach, cieszyło się większym zakresem wolności osobistej niż nieszczęśnicy w specjalnie zorganizowanych obozach. Robotnicy pracujący na przykład w fabrykach zbrojeniowych wokół Berlina stworzyli nawet swoją własną kulturalną „wyspę” i subkulturę z gazetką oraz przedstawieniami na stacji Friedrichstrasse. Ich duch rósł, gdy zbliżała się Armia Czerwona. Większość Niemców patrzyła na robotników przymusowych z bojaźnią. Widziała w nich załogę konia trojańskiego, która czeka tylko na rozpoczęcie ataku i odwet, gdy sojusznicze armie dotrą do stolicy.

Berlińczycy odczuwali atawistyczny, kłębiący się gdzieś w trzewiach strach przed słowiańskim najeźdźcą ze Wschodu. Strach taki łatwo obrócić w nienawiść. Propaganda Goebbelsa wciąż wracała do okrucieństw popełnionych przez Rosjan poprzedniej jesieni w Nemmersdorf (obecnie Majakowskoje w okręgu kaliningradzkim) we wschodniej części Prus Wschodnich, gdzie żołnierze zgwałcili kobiety i wymordowali mieszkańców wioski.

Niektórzy mieli powody, aby jednak nie schodzić do schronu w czasie nalotów. Jeden z żonatych mężczyzn, który odwiedzał regularnie swoją kochankę w dzielnicy Prenzlauer Berg, nie mógł udać się do tamtejszego schronu, ponieważ wywołałoby to od razu podejrzenia. Pewnego wieczoru budynek, gdzie znajdowało się mieszkanie jego kochanki, został trafiony bombą i lekkomyślny cudzołożnik, który w momencie nalotu siedział właśnie na sofie, został zasypany przez gruz po szyję. Po nalocie chłopiec Erich Schmidtke oraz czeski robotnik, którego obecność w piwnicy tolerowano, usłyszeli krzyki i ruszyli w kierunku miejsca, skąd dochodziły wezwania o pomoc. Odkopano nieszczęśnika i zajęto się nim troskliwie, a czternastoletni Erich musiał powiedzieć o całej sprawie żonie rannego, także i o tym, że jej mąż został znaleziony w mieszkaniu innej kobiety. Reakcją żony był krzyk z bezsilnej wściekłości. Bardziej poruszył ją fakt zdrady męża niż jego los. Dzieci w tym czasie szybko bywały wprowadzane w realia świata dorosłych.

Generał Günther Blumentritt, podobnie jak wielu innych w kręgach władzy, był przekonany, że naloty aliantów doprowadzą do powstania czegoś w rodzaju _Volksgenossenschaft_, patriotycznego braterstwa czy pewnej wspólnoty. Być może tak mogłoby się stać jeszcze w 1942, może w 1943, ale pod koniec roku 1944 w niemieckim społeczeństwie nastąpiła wyraźna polaryzacja poglądów. Ostro było widać różnice między zwolennikami twardej linii a tymi, którzy wojną czuli się już bardzo zmęczeni. W Berlinie zawsze znajdowała się największa liczba oponentów reżimu hitlerowskiego, jak wskazywały wyniki głosowań przed 1933 rokiem. Z wyjątkiem jednak małej i odważnej grupy ludzi sprzeciw wobec polityki Hitlera ograniczał się do jej wyszydzania i narzekań. Większość społeczeństwa została rzeczywiście wystraszona próbą zamachu na Hitlera dokonanego 20 lipca 1944 roku. Nawet gdy wschodnie i zachodnie granice Rzeszy stawały się bezpośrednio zagrożone, wszyscy nadal wierzyli kłamstwom Goebbelsa, że Führer wykorzysta nową „cudowną broń” przeciwko wrogom Rzeszy, jak gdyby był on w stanie przyjąć rolę gniewnego Jowisza ślącego błyskawice jako znak swojej potęgi.

Jeden z listów wysłanych wówczas przez żonę do męża znajdującego się we francuskim obozie jenieckim ujawnia mentalność zwykłych Niemców. Wciąż widoczna była gotowość, by mimo wszystko dalej wierzyć państwowej propagandzie.

Wierzę głęboko w przeznaczenie naszego narodu. Wierzę, że nic i nikt nie zachwieje budowanych przez tysiąclecie pewności i zaufania, płynących z naszej długiej i chlubnej przeszłości, jak mówi dr Goebbels. Nie jest możliwe, aby rzeczy zmieniały się aż tak bardzo. Znaleźliśmy się w krytycznym punkcie, ale są u nas jeszcze ludzie zdolni do podjęcia odpowiednich decyzji. Cały kraj jest gotowy do walki. Mamy zresztą tajne bronie, które zostaną użyte we właściwym momencie. Przede wszystkim mamy naszego Führera, za którym możemy podążyć z zamkniętymi oczami. Nie dopuszczaj w żadnym wypadku do siebie myśli o klęsce. Nie wolno Ci za żadną cenę!

Ofensywa w Ardenach, rozpoczęta 16 grudnia 1944 roku, podniosła na duchu wciąż wiernych Hitlerowi i umocniła ich morale. Sytuacja wreszcie się zmieniła. Wiara w Führera i _Wunderwaffen_ – „cudowne bronie”, takie jak V-2, zaślepiła wielu całkowicie. Rozeszły się pogłoski, że amerykańska 1. Armia została okrążona i wzięta do niewoli dzięki zastosowaniu gazu bojowego. Pojawiło się przekonanie, że będzie można znowu dyktować światu swoje warunki i wziąć odwet za to, co Niemcy przecierpieli. Najbardziej o zmianie losów wojny przekonani byli weterani wielu kampanii tej wojny. Jeden drugiemu szeptał z radością o bliskim już zdobyciu Paryża. Wyrażali swój żal, że rok wcześniej oszczędzono stolicę Francji, podczas gdy teraz alianci bezlitośnie bombardowali Berlin. Cieszyli się na myśl, że ten błąd historii może zostać naprawiony.

Naczelne dowództwo niemieckich sił zbrojnych nie podzielało entuzjazmu dla ofensywy na zachodzie. Oficerowie Sztabu Generalnego obawiali się, że atak na Amerykanów w Ardenach może w decydującym momencie osłabić front wschodni. Plan był w każdym razie nazbyt ambitny. Na czele atakujących wojsk znajdowały się 6. Armia Pancerna SS pod dowództwem SS-Oberstgruppenführera Josefa Seppa Dietricha oraz 5. Armia Pancerna generała Hasso von Manteuffla. Braki paliwa stawiały jednak pod znakiem zapytania możliwość osiągnięcia wyznaczonego celu, Antwerpii, głównej bazy zaopatrzeniowej aliantów.

Hitler marzył o odwróceniu losów wojny oraz zmuszeniu Roosevelta i Churchilla do podjęcia rokowań. Zdecydowanie odrzucał jakiekolwiek sugestie podjęcia rozmów ze Związkiem Radzieckim. Stalin nigdy nie ukrywał swojego dążenia do całkowitego zniszczenia hitlerowskich Niemiec. Występowała też inna przeszkoda. Była nią ogromna pycha Hitlera. Nie mógł zwracać się o pokój, gdy Niemcy przegrywały wojnę. Zwycięstwo w Ardenach stało się więc dlatego tak ważne. Ale zaciekła obrona Amerykanów, zwłaszcza pod Bastogne, i przewaga sił alianckich w powietrzu, która uwidoczniła się, gdy tylko nastąpiła poprawa pogody, złamały impet ataku w ciągu tygodnia.

W Wigilię Bożego Narodzenia generał Heinz Guderian, szef sztabu OKH (Oberkommando des Heeres – Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych) jechał swoim ogromnym mercedesem do kwatery Führera na zachodzie Niemiec. Po opuszczeniu _Wolfsschanze_, „Wilczego Szańca”, w Prusach Wschodnich 20 listopada 1944 roku Hitler udał się do Berlina, gdzie czekała go niewielka operacja gardła. Wieczorem 10 grudnia opuścił osobistym pociągiem pancernym stolicę Rzeszy. Celem była jedna z tajnych i doskonale zamaskowanych kwater w lasach koło Ziegenberg, w odległości mniejszej niż 40 kilometrów od Frankfurtu nad Menem. Nosiła nazwę Adlerhorst („Orle gniazdo”) jak z chłopięcych powieści przygodowych, i stanowiła ostatnią kwaterę polową Führera.

Guderian, jeden z wielkich teoretyków działań wojsk pancernych, od samego początku zdawał sobie sprawę, że rozpoczęcie ofensywy w Ardenach może doprowadzić do klęski, ale go nie słuchano. Chociaż OKH odpowiadało za front wschodni, jako jego szef nigdy nie miał pełnej swobody działania. Za operacje na pozostałych teatrach wojennych odpowiedzialne było OKW (Oberkommando der Wehrmacht – Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych). Kwatery obydwu sztabów znajdowały się na południe od Berlina, w sąsiadujących z sobą podziemnych kompleksach w Zossen.

Mimo podobnego do Hitlera temperamentu i usposobienia Guderian różnił się od niego zewnętrznie. Nie poświęcał też nigdy zbyt wiele czasu na spekulacje dotyczące geopolityki i sytuacji międzynarodowej, zwłaszcza w chwili gdy kraj atakowany był z obu stron. Zwykle polegał na swoim żołnierskim instynkcie, gdy chodziło o ocenę głównych kierunków zagrożenia. W tym czasie nie miał najmniejszych wątpliwości, gdzie należy skupić główny wysiłek. W swojej teczce Guderian wiózł analizy wywiadowcze przygotowane przez generała Reinharda Gehlena, szefa FHO (Fremde Heere Ost – Wydział Obce Armie Wschód), odpowiedzialnego za wywiad wojskowy na froncie wschodnim. Według przewidywań Gehlena, Rosjanie mogli już 12 stycznia rozpocząć zmasowaną ofensywę z rubieży Wisły. Oceniał, że przewaga przeciwnika będzie wynosić jedenaście do jednego w piechocie, siedem do jednego w czołgach oraz dwadzieścia do jednego w artylerii i lotnictwie.

Guderian w pokoju konferencyjnym w Adlerhorst spotkał Hitlera i jego sztab oraz Reichsführera SS Heinricha Himmlera, który po zamachu lipcowym został również dowódcą Armii Rezerwowej. Każdy członek najbliższego otoczenia Hitlera musiał charakteryzować się niekwestionowaną lojalnością. Feldmarszałek Keitel, szef OKW, znany był ze swojej służalczości w stosunku do Hitlera. Rozdrażnieni taką postawą feldmarszałka oficerowie nazywali go nawet „dozorcą” albo „potakującym osłem”. Generał Jodl, który zawsze zachowywał zimną, nieprzeniknioną twarz i był o wiele bardziej kompetentny od Keitla, też niemal nigdy nie sprzeciwiał się zakusom Hitlera pragnącego dowodzić prawie każdym batalionem. Jesienią 1942 roku mało brakowało, by został zdymisjonowany za próbę przeciwstawienia się swojemu wodzowi. Z kolei generał Burgdorf, pierwszy adiutant wojskowy Hitlera i szef Oddziału Personalnego Wehrmachtu odpowiedzialny za nominacje, zastąpił u boku Hitlera generała Schmundta śmiertelnie rannego w zamachu Stauffenberga w _Wolfsschanze_. To właśnie Burgdorf dostarczył truciznę feldmarszałkowi Rommlowi wraz z ultimatum, które nie pozostawiało mu innego wyjścia jak samobójstwo.

Wykorzystując dane i informacje przekazane przez Gehlena, Guderian przedstawił przygotowania Armii Czerwonej do nowej ofensywy. Ostrzegał, że może się rozpocząć w ciągu najbliższych trzech tygodni, i zażądał przerzucenia na front wschodni jak największej liczby dywizji z zachodu, gdzie ofensywa w Ardenach utkwiła w martwym punkcie. Hitler przerwał Guderianowi. Uważał, że przedstawione oceny sił przeciwnika są co najmniej niedorzeczne. Według niego, radzieckie dywizje nie liczyły nigdy więcej niż 7000 żołnierzy, a rosyjskie korpusy pancerne miały zawsze niewiele czołgów. „Jest to – zawołał – największy bluff od czasów Dżyngis-chana. Któż to wygrzebał tę bzdurę?!”.

Guderian oparł się pokusie odpowiedzenia Hitlerowi, że teraz również niemieckie „armie” mają zaledwie siłę pojedynczego korpusu, a „dywizje piechoty” czasami nie więcej żołnierzy niż pełny batalion. Zamiast tego zaczął bronić danych przygotowanych przez Gehlena. Ku przerażeniu Guderiana, generał Jodl nalegał na kontynuowanie ofensywy na zachodzie. Ponieważ było to dokładnie to, czego pragnął Hitler, los propozycji Guderiana wydawał się przesądzony. Guderian musiał jeszcze wysłuchać podczas kolacji wywodów Himmlera, który próbował ukazać się w nowej dla niego roli dowódcy wojskowego. Ostatnio do swoich licznych funkcji, tytułów i zaszczytów dorzucił jeszcze stanowisko dowódcy Grupy Armii „Górny Ren”. „Wie pan, drogi generale – mówił do Guderiana – myślę, że Rosjanie wcale nie zaatakują. To wszystko to jakiś ogromny blef”.

Guderianowi nie pozostało nic innego, jak powrócić do kwatery OKH w Zossen. Tymczasem straty na zachodzie rosły. Ofensywa w Ardenach i pomocnicze uderzenia kosztowały już Niemcy 80 tysięcy żołnierzy. W dodatku zużyto dużą część malejących szybko zapasów paliwa. Hitler nie chciał w żadnym wypadku uznać walk w Ardenach za odpowiednik _Kaiserschlacht_ – „bitwy cesarskiej”, ostatniej wielkiej ofensywy niemieckiej w czasie I wojny światowej. Zawsze zresztą obsesyjnie odrzucał jakiekolwiek porównania z rokiem 1918. Dla niego był to czas, gdy Niemcom zadano „cios w plecy”, który doprowadził do upadku cesarza i poniżającej klęski. Bywały jednak chwile, gdy Hitler widział wszystko jaśniej. Pewnego wieczoru powiedział do swojego adiutanta lotniczego pułkownika Nicolausa von Belowa: „Ja wiem, że wojna jest przegrana. Ta przewaga jest za wielka”. Ale nie ustawał w próbach obwiniania innych za kolejne klęski. Byli dla niego „zdrajcami”, zwłaszcza oficerowie. Podejrzewał, że wielu z nich sympatyzowało z zamachowcami, ale kupował ich medalami i odznaczeniami. „Potem się opanował i powiedział: «My nie skapitulujemy, nigdy. Zginiemy. Ale zabierzemy ten świat ze sobą»”.

Przerażony rozwojem wydarzeń na linii Wisły Guderian wracał do Adlerhorst jeszcze dwukrotnie, w niewielkich odstępach czasu. Sprawy miały się bowiem coraz gorzej. Hitler bez informowania go nakazał przegrupowanie pancernych jednostek SS na Węgry. Przekonany, że tylko on jest zdolny do szerokiego, obejmującego wszystkie sprawy natury strategicznej, spojrzenia, nakazał rozpoczęcie kontrataku, który miał na celu odbicie pól naftowych. W rzeczywistości chciał przedrzeć się do Budapesztu, który od Wigilii Bożego Narodzenia był okrążony przez Armię Czerwoną.

Wizyta Guderiana w dzień Nowego Roku zbiegła się z coroczną procesją do kwatery Hitlera prominentnych postaci reżimu. Wszyscy oni „zebrali się w FHQ (...), aby życzyć Hitlerowi «sukcesów» w nowym roku. Były to życzenia, których chyba już nikt ze składających je nie brał poważnie”. Tego samego ranka rozpoczęła się w Alzacji operacja „Nordwind”, która stanowiła część planu ofensywy w Ardenach. Dzień ten okazał się dniem totalnej klęski dla Luftwaffe. Göring w przypływie tak charakterystycznej dla niego nieodpowiedzialności rozkazał, aby ponad 1000 samolotów zaatakowało cele na froncie zachodnim. Ta próba zaimponowania Hitlerowi doprowadziła do ostatecznego zniszczenia Luftwaffe na zachodzie, jako efektywnej siły zbrojnej, i pozwoliła aliantom na osiągnięcie absolutnej przewagi w powietrzu.

Rozgłośnia radiowa Grossdeutscher Rundfunk nadała tego dnia przemówienie noworoczne Hitlera. Nie znalazła się w nim żadna wzmianka o walkach na zachodzie, która sugerowałaby klęskę na tym froncie, i bardzo mało słów o _Wunderwaffen_. Wielu ludzi było wtedy przekonanych, że przemówienie zostało nagrane wcześniej lub że jest to zwyczajne oszustwo. Hitler nie pokazywał się bowiem publicznie już od bardzo dawna i po Berlinie krążyło mnóstwo różnych plotek. Niektórzy uważali, że wódz Rzeszy całkowicie oszalał i że Göring znajduje się w jakimś tajnym więzieniu, ponieważ próbował uciec do Szwecji.

Niektórzy berlińczycy, jakby obawiając się tego, co przyniesie im następny rok, nie stukali się nawet kieliszkami, gdy wznoszono toast Prosit _Neujahr!_ Rodzina Goebbelsa gościła w Nowy Rok pułkownika Hansa-Ulricha Rudela, asa z jednostki samolotów szturmowych, stukasów, jednego z najbardziej obsypanych odznaczeniami oficerów Luftwaffe. Okazując swoją obywatelską postawę, rodzina ministra Rzeszy przywitała gościa kartoflanką.

Świętowanie Nowego Roku zakończyło się rankiem 3 stycznia. I tym razem nic nie mogło powstrzymać obowiązkowych Niemców od służby i pracy, nawet tak trudne okoliczności. Wielu nie miało już wtedy nic do roboty w swoich biurach i fabrykach ze względu na brak materiałów i części zamiennych. Ale wyruszali do pracy jak w każdy roboczy dzień, pieszo przez gruzy lub środkami transportu publicznego. Zdarzały się w tym czasie różne cuda, jak funkcjonowanie kolejek U-Bahn i S-Bahn. Kolejki te wciąż jeździły, mimo że w wagonach brakowało prawie wszystkich szyb. Puste ramy okien straszyły również w fabrykach i biurach. Wiatr i mróz szalały bezkarnie po opustoszałych halach i pokojach. Nikt już ich nie ogrzewał, zresztą i tak nie było czym. Jeżeli ktoś się przeziębił, sam musiał się starać radzić sobie z chorobą. Prawie wszyscy niemieccy lekarze zostali wysłani na front. W szpitalach i przychodniach przyjmowali teraz prawie wyłącznie obcokrajowcy. Nawet w głównym berlińskim szpitalu klinicznym Charité pracowali lekarze z kilkunastu różnych krajów, w tym Holendrzy, Peruwiańczycy, Rumuni, Ukraińcy i Węgrzy.

Jedyną gałęzią przemysłu, która trwała, a nawet się rozwijała, był przemysł zbrojeniowy. Kierował nim pupil i osobisty architekt Hitlera, _Wunderkind_ – „cudowne dziecko” – Rzeszy, Albert Speer. 13 stycznia zorganizował on w koszarach w Krampnitz za Berlinem konferencję dowódców korpusów wojsk lądowych. Podkreślił na niej wagę kontaktów dowódców z przemysłem zbrojeniowym. Speer, w odróżnieniu od innych ministrów Rzeszy, nigdy nie obrażał inteligencji swoich słuchaczy. Nie zajmował się więc wcale sytuacją na froncie. Wspomniał tylko o „katastrofalnych stratach” poniesionych przez Wehrmacht w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy.

Speer twierdził, że alianckie bombardowania nie stanowią zbyt wielkiego problemu dla przemysłu zbrojeniowego Rzeszy, który w samym tylko grudniu wyprodukował 218 tysięcy karabinów. Było to prawie dwukrotnie więcej niż miesięczny poziom produkcji osiągnięty w 1941 roku, gdy Niemcy zaatakowały Związek Radziecki. Produkcja broni automatycznej wzrosła prawie czterokrotnie, produkcja czołgów pięciokrotnie. W grudniu 1944 roku wyprodukowano 1840 pojazdów opancerzonych, ponad połowę tego co w całym 1941 roku. Największy problem, jak podkreślał i ostrzegał Speer, stanowił niedobór paliwa. Co ciekawe, nie mówił o zapasach amunicji.

Speer przemawiał przez blisko czterdzieści minut, podając co chwila nowe statystyki i liczby. Nie dotykał jednak sprawy wielkich klęsk Niemiec na frontach wschodnim i zachodnim, które spowodowały ogromne niedobory we wszystkich rodzajach uzbrojenia i sprzęcie wojskowym. Przewidywał, że wiosną 1946 roku niemieckie fabryki będą już w stanie produkować 100 tysięcy pistoletów maszynowych miesięcznie. Nie wspominał przy tym, że produkcja przemysłu zbrojeniowego opierała się w głównej mierze na robotnikach przymusowych pracujących pod nadzorem SS. Pominął też kwestię kosztów takiego postępu – śmierć tysięcy robotników dziennie. Terytorium Niemiec kurczyło się coraz bardziej. W tym właśnie momencie w Polsce, na linii Wisły i na południe od granicy Prus Wschodnich, skoncentrowano ponad 4 miliony radzieckich żołnierzy. To oni mieli przeprowadzić wielką ofensywę, którą Hitler odrzucał jako niedorzeczny i niemożliwy do zrealizowania pomysł.

------------------------------------------------------------------------

Zob. Victor Klemperer, _Chcę dawać świadectwo aż do końca_. _Dzienniki 1933 –1945_, t. 3: _1943 –1945_, tłum. Anna Kluba, Antoni Kluba, Kraków 2000, s. 313.

Lothar Loewe, rozmowa, 9 października 2001.

Ursula von Kardorff, _Może to po raz ostatni. Zapiski intymne 1942 –1945_, tłum. Emilia Bielicka, Warszawa 1992, s. 79.

_Ibidem._

Erich Schmidtke, rozmowa, 15 lipca 2000.

NA RG 338 B-338.

SHAT 7P 128.

AWS, s. 86.

Heinz Guderian, _Wspomnienia żołnierza_, tłum. Jerzy Nowacki, Warszawa 1991, s. 300.

Nicolaus von Below, _Byłem adiutantem Hitlera 1937 –45_, tłum. Zofia Rybicka, Warszawa 1990, s. 382.

Zob. _ibidem._

_Ibidem._

_Ibidem_, s. 383.

SHAT 7P 128.

Wilfred von Oven, _Mit Goebbels bis zum Ende_, t. 2, Buenos Aires 1950, s. 198.

HUA-CD 2600 Charité Dir. 421-424/I Bd X, s. 125.

IfZ-MA 218, s. 3725 –3749.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij