- W empik go
Bestia - ebook
Bestia - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 157 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zauważywszy, iż utkwiłem pytający wzrok w przepierzeniu ze szkła i lakierowanego drzewa, panna Blank raczyła odezwać się zachęcająco:
– Tylko pan Jermyn i pan Stonor są w bawialni, a z nimi jakiś dżentelmen, którego dotychczas nigdy nie widziałam.
Skierowałem się ku drzwiom bawialni. Głos rozprawiający po przeciwnej stronie (deski przepierzenia cienkie były jak z pudełka od zapałek) brzmiał tak donośnie, iż ostatnie jego słowa zadźwięczały wyraźnie w całym swym okrucieństwie:
– Ten hultaj Wilmot po prostu roztrzaskał jej łeb – toż to była uciecha!
Ale widocznie nie było w nich nic bezbożnego ani niewłaściwego, skoro nieludzkie te słowa nie zdołały nawet przeszkodzić pannie Blank w lekkim ziewnięciu, co usiłowała przysłonić dłonią; nie przestała też patrzeć uparcie w szyby, ociekające deszczem.
Gdy otwierałem drzwi, ten sam głos ciągnął z tym samym okrucieństwem:
– Ucieszyłem się, gdy usłyszałem, iż wreszcie ktoś się z nią rozprawił. Żal mi tylko tego biednego Wilmota. Swego czasu kolegowaliśmy z sobą. Oczywiście już po nim. Sprawa jest jasna, jeżeli w ogóle są jasne sprawy. Sytuacja bez wyjścia. Bez wyjścia.
Głos ten należał do jegomościa, którego panna Blank nigdy dotychczas nie widziała. Oparł on długie nogi o dywanik leżący przed kominkiem. Jermyn, pochylony ku przodowi, trzymał chustkę do nosa przed kratą kominka. Spojrzał posępnie przez ramię, ja zaś przemykając się poza jednym z drewnianych stolików skinąłem mu głową. Po drugiej stronie paleniska imponujący spokojem i wielkością, siedział pan Stonor, wtłoczony w obszerny fotel a la Windsor. Z wyjątkiem krótkich, siwych bokobrodów nie było w nim nic małego. Wiele, wiele jardów pierwszorzędnej niebieskiej materii (przerobionej na płaszcz) spoczywało na sąsiednim krześle. Musiał właśnie przyprowadzić jakiś statek z morza, gdyż drugie krzesło dusiło się pod ciężarem czarnego, nieprzemakalnego płaszcza, wielkiego jak prześcieradło, a zrobionego z potrójnego nasyconego olejem i zeszytego dwukrotnie jedwabiu. Podręczny pakunek zwykłych rozmiarów, stojący u jego nóg na podłodze, wydawał się dziecinną zabawką.
Nie ukłoniłem mu się. Był bowiem za wielki, by mu się kłaniać w takiej bawialni. Był starszym pilotem, pilotem Św. Trójcy i raczył prowadzić okręty wojenne jedynie w ciągu letnich miesięcy. Wielokrotnie powierzano mu jachty królewskie w obrębie portu Wiktoria i poza nim. A zresztą, po cóż kłaniać się posągom. A on był jak posąg. Nie mówił, nie ruszał się. Siedział, podniósłszy swoją wspaniałą, sędziwą głowę, nieporuszoną i niemali nadnaturalnej wielkości. Była to głowa niezwykle piękna. Obecność Stonora sprowadzała postać biednego starego Jermyna niemal do cienia istoty ludzkiej, a wielomówny nieznajomy w letniej narzutce wyglądał dziwnie chłopięco. Jegomość ten musiał mieć ponad trzydziestkę i na pewno nie należał do rzędu tych, których onieśmiela dźwięk ich własnego głosu, albowiem gdy wchodziłem, przywitał mię przyjaznym spojrzeniem i ciągnął dalej, niewzruszony moją obecnością.
– Byłem z tego niezmiernie rad! – powtórzył dobitnie. – Może to panów dziwi, ale w takim razie nikt z was nie doświadczył od niej tego, co ja! Powiadam wam, jest co pamiętać! Oczywiście, udało mi się wyjść obronną ręką, jak widzicie. Zrobiła wszystko, by i mnie wypatroszyć.A omal że nie doprowadziła do domu wariatów jednego z najdzielniejszych chłopców, jacy kiedykolwiek żyli. Cóż wy na to, hę?
Stonor nie poruszył nawet powieką; olbrzymia jego twarz była nieruchoma. Istny posąg! Mówca spojrzał mu prosto w oczy:
– Choroba mnie brała na myśl, że ona chodzi sobie spokojnie po świecie i morduje ludzi!
Jermyn przysunął chustkę do kraty i westchnął. Miał po prostu takie przyzwyczajenie.