Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Bestia z Nivary - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
26 marca 2025
2249 pkt
punktów Virtualo

Bestia z Nivary - ebook

Na gruzach dawnego imperium Larny magia jest równie potężna, co niebezpieczna – a Isandra da Silva musi się nauczyć balansować na granicy starego i nowego świata.

Jako dziedziczka Arachnis Isandra nie zamierza być marionetką wykorzystywaną w politycznych rozgrywkach. Gdy negocjacje z potężnym princepsem Ventaris stają w martwym punkcie, postanawia działać odważniej. Bal maskowy podczas Zimowego Przesilenia miał dać jej na to szansę – tylko że zamiast dyplomatycznego triumfu przyniósł zdradę. Oskarżona o spisek i zmuszona do ucieczki trafia w ręce tajemniczego lorda obrońcy granic.

Nikander wydaje się zimny, nieprzenikniony i śmiertelnie niebezpieczny – a jednak to właśnie on oferuje dziewczynie pomoc. Ale czy jest wybawcą, czy łotrem stawiającym na własne, mroczne cele? I jak długo zamierza udawać jej narzeczonego?

W świecie, gdzie magia bywa zarówno darem, jak i przekleństwem, a potwory mogą się kryć pod ludzkimi maskami, Isandra będzie musiała zdecydować, komu zaufać… i czy to, co rodzi się między nią a Nikanderem, to tylko prawdziwe uczucie – czy coś, co może ich oboje zniszczyć.

Mroczna i pełna intryg opowieść romantasy, którą przeczytasz jednym tchem!

Nowelka z Kolekcji romantasy Inanny

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7995-839-9
Rozmiar pliku: 967 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

– Najdrożsi przyjaciele. Szlachetni lordowie i lordessy Najjaśniejszego Pryncypatu Ventaris i szacowni goście przybyli z dawnych imperialnych prowincji…

Isandra wydała z siebie zniecierpliwione mruknięcie, tylko dzięki żelaznej sile woli powstrzymała się od głośnego skomentowania kontrowersyjnego doboru słów princepsa. Jej moc się poruszyła, leniwie jak kot przebudzony pod wpływem rozedrganych emocji, ale Isa stłumiła ją w sobie gwałtownie. Imperium Larneńskie upadło już ponad ćwierć wieku temu, a „dawne imperialne prowincje” stały się niezależnymi państwami, o czym uzurpujący sobie polityczną zwierzchność princeps zdawał się niezwykle często i z całą pewnością celowo zapominać. Podobnie jak o ciągnącej się przez prawie dekadę krwawej bratobójczej wojnie o schedę po zrujnowanym imperium. Wojnie, w której zginął jej ojciec.

– U progu najważniejszej w całym roku Nocy Przesilenia witam was tu, w Cortessie, starożytnej stolicy Wielkiej Larny z otwartym sercem i wypełnioną szczęściem duszą!

Tłum odświętnie ubranych gości zawtórował gospodarzowi chórem radosnych okrzyków i kaskadą braw. Isa uniosła tylko wyżej brwi na tak entuzjastyczne wspomnienie Wielkiej Larny, zupełnie jakby długie wieki imperialnego ucisku były czymś godnym podziwu i naśladowania. Zdobiona skomplikowanymi ornamentami maska szczęśliwie ukryła potępiające spojrzenie, które rzuciła w kierunku promiennie uśmiechającego się princepsa. Jego protekcjonalny ton zawsze przyprawiał ją o mdłości, ale teraz, po miesiącach oczekiwania na audiencję, z ogromną chęcią rozpętałaby wokół istne piekło, byle zetrzeć ten uśmieszek wyższości z jego twarzy. Gdyby tylko jej magia choć trochę się do tego nadawała… i gdyby nie wiążące ją sztywne zasady protokołu dyplomatycznego. Westchnęła, sfrustrowana własną bezsilnością, ale zaraz potem wyprostowała się dumnie, jak przystało na ambasadorkę jednej z „dawnych imperialnych prowincji”.

– Oto przed nami czas najdłuższej ciemności, czas odnowy i przemiany, czas odbudowy i nowego życia! – Princeps w teatralnym geście szeroko rozpostarł ramiona, jakby zamierzał osobiście uściskać każdego z przybyłych na uroczystość gości. – Tej nocy, pomiędzy jednym a kolejnym rokiem, pomiędzy zmierzchem a brzaskiem, pomiędzy życiem a śmiercią, pomiędzy rozpaczą a euforią, zgodnie z tysiącletnią tradycją naszych przodków przywdziewamy maski i oddajemy się radosnemu świętowaniu, ofiarując bogom nasze cierpienie, nasze szczęście i naszą ekstazę. – Wyciągnął dłoń i spośród wianuszka otaczających go Konsekrowanych wystąpiła młoda, jasnowłosa kobieta z iskrzącą się od złota i diamentów maską w dłoniach. Princeps skinął do niej nieznacznie i pochylając głowę, łaskawie pozwolił, by mu ją nałożyła.

Isa musiała przyznać, że doskonale odgrywał swoją rolę. Mimo dojrzałego wieku nadal był niezwykle przystojnym mężczyzną o bystrym spojrzeniu zdradzającym wysoką inteligencję i regularnych rysach twarzy wyrzeźbionej na podobieństwo starożytnych larneńskich posągów. Donośny głos o przyjemnie męskiej barwie i intencjonalność, z jaką wymawiał każde, starannie dobrane słowo bez trudu i bez konieczności używania magii, skupiały na nim niepodzielną uwagę zgromadzonego tłumu możnych. W olśniewających splendorem misternych haftów i klejnotów złotych szatach, w lśniącej koronie z czarnego srebra na głowie i z aurą niepodważalnej pewności siebie ten człowiek był uosobieniem ambicji i potęgi, które w innych okolicznościach Isa zapewne potrafiłaby podziwiać, gdyby nie fakt, że tak uparcie lekceważył jej obecność na dworze.

– Przysięgam na Tkaczkę, jeśli nie zapanujesz zaraz nad swoimi rozbujałymi emocjami, to odeślę cię do twojej komnaty, jeszcze zanim na dobre rozpocznie się bal, archessa – wysyczał w jej kierunku master Argo. Znał ją aż nazbyt dobrze.

Isandra wykrzywiła lekko usta na jego groźny ton, ale uparcie nie odrywała wzroku od ceremonialnego podwyższenia, z którego przemawiał princeps, otoczony swoim dworem, najbliższymi strażnikami i wianuszkiem Konsekrowanych.

– Nie mam już pięciu lat, żebyś groził mi aresztem domowym – odparła półgłosem, niewiele sobie robiła z jego reprymendy. – I zapewniam, że w pełni panuję nad swoimi emocjami. Po prostu drażni mnie ta maska.

– Drażni? – Master Argo prychnął z dezaprobatą, choć Isa miała wrażenie, że jej odpowiedź go rozbawiła.

– Nie po to spędziłam tyle lat na przygotowaniach do tej misji, żeby teraz ukrywać swoją twarz – stwierdziła stanowczo i bezwiednie rozprostowała fałdy sukni uszytej według tradycyjnego arachijskiego wzoru. Włożyła ją tego wieczoru rozmyślnie, dodatkowo na głęboko wyciętym dekolcie wyeksponowała archaiczny jak na tutejsze standardy klejnot, który dostała niegdyś od ojca. Celowo podkreśliła też złotym makijażem jasnozielony odcień oczu i równie celowo zrezygnowała z peleryny, nie wstydząc się oliwkowego koloru własnej skóry. – I tak wszyscy tutaj dokładnie wiedzą, kim jestem. Ta maskarada to idiotyzm.

– Ta maskarada to ważne święto i prastara tradycja Pryncypatu Ventaris – sprostował Argo tym swoim denerwującym tonem kogoś, kto uważa się za mądrzejszego od reszty świata. – Pierwszą zaś zasadą i warunkiem skutecznej dyplomacji jest…

– …zrozumienie i szacunek dla kultury obcego państwa – dokończyła za niego, cytując jego własne słowa, i uśmiechnęła się triumfalnie. Tyle razy słyszała już ten wykład, że mogłaby z powodzeniem zastępować Arga podczas niektórych jego lekcji w Akademii Arachnis.

– Lordzie Valmoras, princesso. – Przechodząca obok para przywitała się oszczędnym ukłonem, co powstrzymało Arga przed złajaniem przemądrzałej uczennicy.

– Hrabio, hrabino, jestem zaszczycony – odparł i nie dał po sobie poznać ani odrobiny zmieszania, chociaż jego arachijski akcent wydawał się wyraźniejszy, jak zwykle gdy master był zdenerwowany. – Pomyślnego Przesilenia!

– Pomyślnego Przesilenia! – dodała Isandra, a zanim skłoniła głowę, dostrzegła rodowy herb rodu Ilvaris wyhaftowany srebrną nicią na mankietach atłasowej sukni. Podobne ozdoby eksponowała zdecydowana większość zebranych na balu gości, dzięki czemu subtelnie informowała pozostałych o swojej godności.

– Zrozumienie i szacunek dla kultury obcego państwa przyszłyby mi o wiele łatwiej, gdyby Najjaśniejszy znalazł czas na udzielenie mi audiencji podczas sześciu miesięcy mojej obecności na jego dworze. Jak mam z nim skutecznie negocjować, skoro tak ostentacyjnie mnie ignoruje?

– Ależ… nie ignoruje. – Argo obruszył się lekko i poprawił wiązanie jedwabnej maski obszytej czarnymi muszlami. – Raczej… uważnie ci się przygląda i zapewne poddaje ocenie. Dyplomacja wymaga…

– Dyplomacja wymaga cierpliwości, przebiegłości i pokory – przerwała mu ponownie. – Wiem. Doskonale pamiętam wszystkie twoje lekcje, Argo. Obawiam się tylko, że jeszcze trochę pokory, a już nigdy nie wstaniemy z kolan. Zauważyłeś, że podczas przywitania princeps nawet słowem nie odniósł się do larneńskiej tradycji magicznej? Żadnego wspomnienia o Tkaczach czy Liminarzach, których przecież wokół nie brakuje. Zupełnie jakby nas tu nie było. Zupełnie jakbyśmy stali się niewidzialni.

– Lord protektor Valmoras, pomyślnego Przesilenia! – Starszy mężczyzna w porcelanowej masce z herbem wyobrażającym dwa krwawe sztylety poufale klepnął Arga w przedramię i w geście toastu wzniósł kielich. Źrenice miał rozszerzone, a jego poprzecinaną siecią zmarszczek twarz rozjaśniał rumieniec podekscytowania. Na rozciągniętych w uśmiechu cienkich wargach błyszczały srebrzyste drobiny.

„Księżycowe wino” – odgadła natychmiast Isandra. Ten szczególny rodzaj napitku podawano właśnie w okresie Przesilenia i następującego po nim karnawału. Mówiło się o nim, że w równych częściach pobudzał zarówno umysł, jak i ciało.

– Lordzie, princesso, życzę wam doskonałej zabawy! – Jego wyraźnie młodsza towarzyszka dygnęła i zatrzepotała zalotnie rzęsami, tajemniczo uśmiechając się spod swojej koronkowej maski. Zamglone spojrzenie kobiety sugerowało, że również raczyła się już tym upojnym trunkiem.

Gdy po wymianie uprzejmości zniknęli wchłonięci przez coraz głośniejszy tłum, Isandra przewróciła oczami.

– Nie jestem żadną princessą – zastrzegła.

– Dla nich jesteś, archessa. – Argo uśmiechnął się pokrzepiająco, ale jego oczy wypełniała ponura zaduma. – Nasze tytuły szlacheckie są tutaj niejasne.

– Wydaje mi się, że dyplomatyczny szacunek dla obcej kultury powinien obowiązywać obydwie strony. Tymczasem Ventaryjczycy nie podejmują najmniejszego wysiłku, żeby nas zrozumieć.

Argo westchnął ciężko i bez słowa pociągnął dziewczynę za ramię w kierunku stolików z kieliszkami księżycowego wina. Konsekrowani rozpoczęli wyśpiewywanie podzielonej na głosy litanii do miłosiernego Słońca, co oznaczało, że oficjalny spektakl poprzedzający bal zmierzał ku końcowi. Coraz więcej gości dryfowało grupkami do miejsca bankietu, a wzniosłe pieśni płynące od strony tronu mieszały się z narastającym radosnym gwarem przyjęcia.

– Jak sama zauważyłaś, nie masz już pięciu lat, więc jesteś na tyle duża, żeby nie wierzyć w podobne mrzonki – kontynuował Argo, podając Isandrze srebrzący się księżycowym pyłem kielich. – To Ventaris trzyma w ręku wszystkie karty, my staramy się wygrać choćby jedną partię.

– To trwa już zbyt długo – zaoponowała.

– Moja droga, podziwiam cię za charyzmę i odwagę. Niestety twoją największą wadą zawsze zdawała się nadmierna zapalczywość. – Argo wzniósł swój kielich i ze smutnym uśmiechem upił potężny łyk.

Isa zmarszczyła brwi i obserwowała srebrne drobinki poruszające się po tafli jej napitku. Nie była w nastroju do świętowania.

– Zapalczywość? Sześć miesięcy cierpliwie znosiłam królewskie milczenie. Jak sądzisz, ile rodzin Arachnis musiało w tym czasie głodować przez blokadę naszych portów? Gdyby żył mój ojciec…

– Szlachetna Rada przysłała cię tu właśnie dlatego, że już go z nami nie ma – przerwał jej Argo tonem znacznie ostrzejszym nawet niż wtedy, kiedy ją łajał. Odstawił wino na jeden z podłużnych stołów tak gwałtownie, że drobiny opalizującego płynu spłynęły na nieskazitelnie biały marmur. – Jesteś tu też po to, żeby naprawić jego błędy – oznajmił z naciskiem. Gdy chwycił ją niespodziewanie za ramię, Isa poczuła, że jego dłoń nerwowo drży. – Caius był wspaniałym, odważnym i honorowym człowiekiem, ale porywczość, którą po nim odziedziczyłaś, na nic się teraz nie zda. – Puścił jej rękę, westchnął, potrząsnął głową, jakby sam siebie przed czymś powstrzymywał, i po chwili podjął już znacznie łagodniej: – Największą twoją zaletą jest z kolei wrodzony urok, który odziedziczyłaś po swojej nieodżałowanej matce. Wykorzystaj go zatem. Przestań narzekać, popraw suknię i uważniej rozejrzyj się wokół. Wszyscy tu zgromadzeni reprezentują albo siłę, albo bogactwo, albo rodzinne koneksje, które powinnaś traktować niczym cenne zasoby do zdobycia. Nikt z tu obecnych nie jest jednak gotowy, aby rozmawiać o wojnie. Nie na balu Przesilenia, podczas którego całe Ventaris świętuje radość życia, miłość i spełnienie. Tu królują beztroska i rozwiązłość. Wdziękiem osiągniesz dziś więcej niż tą waleczną miną. Lśnij więc, archessa. Lśnij jak iglice Szmaragdowego Pałacu w Nerimar i przynieś nam wszystkim dumę.

„Dumę…” – Isandra prychnęła w duchu na to słowo. Jej ojciec nie byłby wcale z niej dumny. Archi Caius da Silva nie paradował w nieskromnie wydekoltowanych sukniach, żeby zdobyć sobie sojuszników, i nie brylował na balach, zajęty snuciem sieci intryg i politycznych zależności. Jej ojciec mówił zawsze dokładnie to, co myślał, i zginął z mieczem w dłoni, broniąc niezależności ukochanej ojczyzny.

Zamrugała kilkakrotnie, walcząc z nieoczekiwaną falą smutku przywołaną wspomnieniem ojca, a kiedy skupiła ponownie spojrzenie na Argu, dostrzegła, że wpatrywał się w nią z wyraźnym wyczekiwaniem. Magia mruknęła niechętnie z głębokich zakamarków jej duszy, gdzie trzymała ją zamkniętą w szczelnej klatce rozsądku.

Argo był zdenerwowany. Wiedziała to na pewno. Wysłuchała uważnie jego słów, ale jeszcze uważniej obserwowała subtelne znaki, jakie mogła odczytać z ciała mężczyzny. Napięcie wokół oczu, drżenie dłoni, sztywność ruchów i ten niespodziewanie ostry ton, rozmiękczony potem sztuczną łagodnością. Wszystkie te ledwie dostrzegalne detale składały się na obraz znacznie odbiegający od Arga, którego znała. Nawet bez pomocy magii szybko zrozumiała, że jej nauczyciel kłamie.

Jeżeli z nią grał, to nie zamierzała dać mu się zaskoczyć. Jeżeli coś ukrywał, musiała być dwa kroki przed nim. W końcu sam ją tego nauczył.

Powiodła spojrzeniem po coraz bardziej rozluźnionych możnych gościach, po ich zdobnych maskach, ostentacyjnie bogatych strojach, wreszcie po śnieżnobiałych ścianach pałacu i jego szklanym sklepieniu, aż dotarła wzrokiem do princepsa, uśmiechającego się z łagodną pobłażliwością ze swojego wspaniałego tronu.

– Dziś w nocy wszystko się zmieni – oznajmiła z niewzruszoną pewnością siebie, nie odrywając oczu od Najjaśniejszego. – Dziś w nocy z nim porozmawiam.

Argo sarknął, a narastające napięcie na jego twarzy zastąpił pełen politowania uśmiech, jakby znowu miała dwanaście lat i po śmierci ojca obiecywała mu z pełnym przekonaniem, że osobiście przywróci niepodległość Arachnis.

– Och, nie wątpię, że twoja determinacja zawsze w końcu doprowadzi cię do celu, moja mała archesso. – Musnął jej ramię posrebrzonymi od księżycowego wina palcami. W tym dotyku było coś odpychającego, więc Isa wzdrygnęła się mimowolnie i odsunęła lekko, a głos mastera opadł do poufałego szeptu: – Zanim jednak to się stanie, przyjmij radę nie od starego nauczyciela, lecz od lojalnego przyjaciela twojego ojca: pozwól sobie czasem na odrobinę przyjemności, Isa. Nigdy nie wiadomo, jak skończy się dzień.Rozdział 2

Isandra nabrała powietrza, ale zamiast którejś z pół tuzina kąśliwych bądź zabawnych odpowiedzi, które cisnęły jej się na usta, ostatecznie wybrała milczenie. Argo miał rację w jednym. Matka również ją czegoś nauczyła. Tam, gdzie ojciec szedł przed siebie, nieposkromiony, nieugięty i niepowstrzymany niczym zimowy sztorm, matka meandrowała ze sprytem górskiego potoku, który cudem przeciskał się przez największe przeszkody, bo korzystał z najmniej oczekiwanych ścieżek.

Argo najpierw zmrużył oczy, z niedowierzaniem przyjmując jej brak komentarza, ale jego rozedrgany wzrok szybko ześlizgnął się z twarzy dziewczyny i powędrował ku radosnym biesiadnikom, z coraz większą ochotą raczącym się księżycowym winem. Kiedy kolejny ventaryjski lord wciągnął go do poufałej rozmowy, Isa postanowiła wykorzystać okazję i ruszyła pospiesznie przed siebie, by skutecznie skryć się przed nauczycielem w tłumie możnych gości.

Sala balowa pulsowała rytmiczną muzyką, kaskadami radośnie rozbrzmiewającego śmiechu, kakofonią coraz głośniejszych rozmów. Nieskazitelna biel ventaryjskich marmurów mieniła się odblaskami wielobarwnych lampionów, a przez kryształowe sklepienie sączył się łagodny blask odległych gwiazd. Właśnie tej nocy świeciły najjaśniej, właśnie tego dnia wisiały najniżej. Czas Przesilenia przybliżał żywych do świata umarłych.

Isa wzięła głęboki oddech, jak zawsze gdy skupiona wyłącznie na celu do wykonania zaczynała się czuć niepewnie.

„Muszę z nim porozmawiać” – powtórzyła w duchu z całą stanowczością, do jakiej potrafiła się zmusić. „Muszę go przekonać” – kontynuowała swoją mantrę.

– Muszę zwrócić na siebie jego uwagę – wymamrotała już półgłosem i zamarła pod wpływem nagłego zderzenia z czymś twardym.

Chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, że wpadła na znacząco wyższego od siebie mężczyznę o włosach czarnych jak krucze skrzydła, którego absurdalnie rozbudowane muskularne ciało zupełnie niespodziewanie zatarasowało jej drogę. Podniosła na niego spojrzenie zmrużonych ze złości oczu, a potem uniosła je wyżej… i jeszcze wyżej.

– Lordzie… – zawiesiła lekko poirytowany głos w oczekiwaniu, że nieznajomy nie zapomni o dworskich manierach i sam się przedstawi.

Jego całkowicie czarna maska była nietypowo dla tutejszej mody pozbawiona ostentacyjnych rodowych emblematów, z wyjątkiem szarżującego niedźwiedzia na tle ośnieżonego szczytu, wyszytego srebrną nicią. Isa nie miała pojęcia, z jakim nazwiskiem się łączył.

– Archesso – przywitał ją z leniwym skinieniem głowy, a kącik ust uniósł drwiąco.

Isandra westchnęła, celowo robiła ze swojego zniecierpliwienia mały pokaz.

– Wygląda na to, że nawet w masce nie mogę ukryć tego, kim jestem. – Dygnęła przed nim z emfazą.

– Maski podczas Balu Przesilenia nie mają na celu kamuflowania niczyjej tożsamości – odparł i zacisnął usta, chyba usilnie starał się powstrzymać od bardziej bezpośredniej odpowiedzi. Dopiero po chwili drgnął, jakby przypomniał sobie o zasadach. Wyprostował się i pochylając nieznacznie ku niej głowę, zapraszającym gestem dłoni wskazał bankietowy stolik.

Isa rzuciła przez ramię jeszcze jedno nienawistne spojrzenie w kierunku princepsa, po czym z wymuszonym uśmiechem ruszyła u boku nieznajomego do ukrytego w zacisznym wykuszu stołu. Pomyślała, że mogłaby znaleźć sposobność do rozmowy z Najjaśniejszym podczas tańca, ale do tego potrzebowała partnera, który poprowadzi ją najpierw na parkiet. Zamaskowany lord doskonale nadawał się do tej roli. Wystarczyło tylko odrobinę go zachęcić.

– Jaka jest zatem ich funkcja? – podjęła rozmowę, zmieniając ton tak, aby pasował do niezobowiązującego flirtu.

– Och… całkiem trywialna. – Nieznajomy wydął usta i podał jej ostatni kielich księżycowego wina, jaki pozostał na stole. – Mają ułatwić nam grę pozorów.

Isandra przyjęła od niego kryształową czarę i z grzeczności upiła niewielki łyk. Przyjemnie elektryzująca fala rozlała się po jej ciele.

„Ostrożnie!” – nakazał natychmiast niezłomny wewnętrzny głos rozsądku. Zbyt wiele zależało od tej nocy, musiała zachować trzeźwy umysł.

– Proszę o wybaczenie, mój ventari nie jest najlepszy. – Przywołała na usta jeden ze swych wyćwiczonych łagodnych uśmiechów naiwnej młodej kobiety, który ułatwiał jej życie na dworze. – Grę pozorów – powtarzała mozolnie, celowo kalecząc obydwa obce słowa ciężkim arachijskim akcentem. – Cóż to takiego? – Przechyliła zalotnie głowę.

W odpowiedzi mężczyzna także przekrzywił posturę, jakby stał się jej cieniem po drugiej stronie lustra. Z wysokości jego absurdalnego wzrostu przyglądał się dziewczynie roziskrzonymi rozbawieniem ciemnymi oczami. Drwił z niej? Isa zazwyczaj świetnie odczytywała cudze emocje, teraz nie była już niczego pewna. Przeklęte maski. Wzięła jeszcze jeden łyk wina i poczuła, jak księżycowy płyn zaczyna wibrować w żyłach.

– Dzięki niej ja mogę udawać, że nie wiem, kim jesteś – wyjaśnił poufale ściszonym tonem, nachylając się jednocześnie tak, że poczuła tchnienie jego oddechu. Stał zbyt blisko, powinna się odsunąć, ale coś w tej bliskości elektryzowało ją równie mocno jak magia świątecznego napitku. – A ty – podjął po chwili i powolnym, rozmyślnym ruchem oparł ramię o framugę wykusza tuż przy jej twarzy – ty możesz sprawić, że uwierzę, że mnie pragniesz. – Nieoczekiwanie odebrał dziewczynie kielich i zaczerpnął z niego solidny łyk.

Isa nie umiała oderwać oczu od jego poruszającej się szyi, a potem od srebrzystych drobinek, które zalśniły na wargach mężczyzny, a jej przeklęta wyobraźnia zaczęła snuć projekcje, jaka twarz kryje się pod tą czarną maską. Magia dziewczyny zadrżała, być może w odpowiedzi na moc Przesilenia ukrytą w napoju, a może wyczuła jej własne narastające napięcie.

– Potem znaleźlibyśmy jakiś zaciszny zakamarek, nową butelkę tego wyśmienitego książęcego wina i aż do rana okłamywalibyśmy się na wszystkie możliwe sposoby, do utraty tchu, aż sami stracilibyśmy pewność, co tak naprawdę nas łączy. – Dopiero kiedy skończył i uśmiechnął się zupełnie niepasującym do tutejszego pompatycznego dworu bezczelnym, łajdackim wręcz uśmiechem, Isandra zdała sobie sprawę, że przez całą przemowę mężczyzny mimowolnie wstrzymywała nerwowy oddech.

– Gra pozorów – podsumowała, udając znudzenie, a potem z gracją szybko się schyliła i wydostała spod jego ramienia. – Ładne. – Rzuciła mu cierpki uśmiech, poprawiła suknię i zaplecione w misterny warkocz włosy, powoli odzyskiwała rezon. – Muszę koniecznie zapamiętać to określenie.

Nieznajomy roześmiał się głośno, nie przestawał przy tym kręcić głową. Wyglądał, jakby doskonale się bawił.

– Nie musisz przede mną udawać – zapewnił ją, niezbyt skutecznie tłumiąc wesołość.

– Udawać czego? – obruszyła się.

– Twój ventari jest doskonały – zauważył z pełnym przekonaniem. – A ten niezgrabny akcent był wymuszony.

– Może to moja własna gra pozorów? – Uniosła brwi tak, jakby rzucała mu wyzwanie.

Mężczyzna pozwolił sobie na szeroki uśmiech, który sprawił, że na jego opalonym policzku pojawił się niewielki dołeczek.

– Nie potrzebujesz się wcielać w kogoś, kim nie jesteś – wyszeptał poufale i ponownie zbliżył się do niej znacznie bardziej, niż można było uznać za przyzwoite. – Nie tej pięknej nocy.

Tym razem Isandra przed nim nie uciekła, czym zaskoczyła samą siebie.

– Przeciwnie – odparła, podejmując grę, i zbliżyła odważnie twarz do jego twarzy. – Może pragnę choć tej nocy zapomnieć, skąd pochodzę?

– Ach… – prychnął z cichym zadowoleniem i uniósł dłoń do jej policzka. Jego palce zawisły niezdecydowanie przy skroni dziewczyny, potem prawie, prawie jej dotykając, obrysowały linię szczęki, aż do szyi. – W tym jestem ci w stanie pomóc… – wymruczał ciszej i niżej niż dotychczas. – Zastanawia mnie tylko, dlaczego właściwie miałabyś to robić.

– Co takiego? – Isa ściągnęła pytająco brwi. Jej głos zabrzmiał dziwnie drżąco.

– Dlaczego chciałabyś zapomnieć, skąd pochodzisz? – doprecyzował. Ciemne oczy pod jego maską iskrzyły się autentycznym zaciekawieniem. – Sądziłem, że mieszkańcy Arachnis przychodzą na świat dumni ze swojego dziedzictwa i odchodzą, śpiewając hymny pochwalne o swojej starożytnej ojczyźnie.

Isa zacisnęła zęby na tę jawną impertynencję. Cały urok tej intymnej chwili prysł.

– A ja sądziłam, że lordowie Ventaris, spadkobiercy tradycji Wielkiej Larny, mają we krwi wrodzoną nienawiść do Tkaczy – odrzekła jadowicie.

Nieznajomy posłał jej triumfalny uśmiech.

– Niciarze – uściślił i przyglądał się z wyraźną satysfakcją, jak Isa zamiera w reakcji na to określenie. – Tak się was tu nazywa. W końcu snujecie te swoje magiczne nici zupełnie tak, jakbyście chcieli uszyć cały świat na nowo. Podczas gdy Tkacze używają krosien, wy bezlitośnie kłujecie naszą rzeczywistość ostrą jak igła magią.

– Niciarze – powtórzyła beznamiętnym tonem. – Mam się czuć obrażona?

– Nie zamierzałem cię obrazić – wyjaśnił mężczyzna, ale drwiący półuśmiech zadawał kłam jego słowom. – Wydawało mi się po prostu, że w przeciwieństwie do większości zgromadzonych tu arystokratów cenisz szczerość wyżej od gry pozorów. Chyba że… – zawiesił głos, a jego wzrok sugestywnie opadł na jej usta – ostateczne zmieniłaś w tej kwestii zdanie i wolisz oddać się słodkim kłamstwom. W takim razie obiecuję, że zapomnę, kim naprawdę jesteś. Przynajmniej do rana.

– To… doprawdy kusząca propozycja, lordzie… – teraz to ona zawiesiła głos i zmrużyła powieki w ponownym oczekiwaniu, że mężczyzna sam się przedstawi.

Jego oczy rozbłysły rozbawieniem, a potem ukłonił się przed nią przesadnie niskim dworskim ukłonem i położył przy tym dłoń na sercu. Zanim cokolwiek odpowiedział, tłum wokół zafalował niczym łan zboża poruszony tchnieniem burzowego wiatru, a szum poddenerwowanych rozmów przerwał władczy głos princepsa, który przemówił ze swego tronu.

– Najdrożsi… – Na twarzy Najjaśniejszego malowała się pełna przejęcia troska, ale Isa intuicyjnie wyczuwała w tej pozie fałsz. – Z najgłębszym żalem zmuszony jestem przerwać ten uświęcony, radosny czas. Moje serce zasmucają wieści zza naszych południowych granic. Moi najwierniejsi ludzie przed chwilą donieśli mi o niepokojących wydarzeniach, których konsekwencje sięgają bram naszej starożytnej stolicy.

Isandra poczuła, że brakuje jej tchu. Całą uwagę skupiła na słowach princepsa, ale ten nagle zamilkł, złapał się za serce i opadł teatralnie na tron, jakby to, co zamierzał powiedzieć, było zbyt potworne, aby mogło przejść mu przez gardło.

– Arcyksięstwo Arachnis podniosło bunt przeciwko władzy Lucana Castavary, Najjaśniejszego Princepsa Ventaris – podjął w jego imieniu wielki marszałek Verrastro, najwyższy zwierzchnik ventaryjskich wojsk. Rzeczowy ton mężczyzny przypominał w istocie wojenny meldunek i wypełnił usta Isandry gorzkim niczym popiół smakiem nadchodzącej wojny. – Sekta śmiertelnie niebezpiecznych, władających zakazaną magią wynaturzonych Tkaczy zagroziła uświęconemu porządkowi naszych rządów i podważyła pokój, w jakim trwamy od dwudziestu lat.

– Wynaturzeni! Wynaturzeni! – zaczął powtarzać z narastającą trwogą tłum przed momentem jeszcze rozluźnionych gości.

Isandra odruchowo zacisnęła dłoń na wisiorku, który dostała od ojca po odejściu matki.

„Wynaturzeni” – to słowo budziło u niej jednocześnie nienawiść i potworny, nieutulony żal.

– Wynaturzeni! – skandował jak zaklęcie wzburzony tłum, a magia zawrzała wściekłością w żyłach Isandry.

– Wobec nadciągającego zagrożenia jesteśmy zmuszeni w imię pokoju i harmonii podjąć zdecydowane kroki zaradcze. – Twarz marszałka, kompletnie wyprana z emocji, teraz zamarła niczym kamienna maska. Mężczyzna się wyprostował, wziął głęboki oddech i jeszcze zanim padły kolejne słowa, Isandra już wiedziała, że nadchodzi coś strasznego. – W odpowiedzi na haniebny zamachu stanu Arachnis wszyscy przebywający na dworze Tkacze będą natychmiast odizolowani. Mamy powody, aby podejrzewać, że w porozumieniu z wynaturzeńcami pod przewodnictwem Bestii z Nivary Tkacze z Arachnis planowali dokonać dziś zamachu na życie princepsa i sterroryzować pałac. Z tego względu nasze uroczystości muszą zostać przerwane aż do czasu, gdy zidentyfikujemy i usuniemy zdrajców, a nam zapewnimy tak potrzebne w tym świętym dniu bezpieczeństwo.

Gdy kończył przemowę, spomiędzy otaczających tron Konsekrowanych do przodu wysunął się Egzekutor Ventaris, wielki, ponury człowiek o twarzy skrytej pod obszernym kapturem. U jego boku pojawiała się eteryczna blond piękność o smutnych bladych oczach, robiących dość upiorne wrażenie w oprawie szkarłatnej maski. Obecność tej dwójki nie zapowiadała niczego dobrego. Tłum ogarnęła panika. Część gości zaczęła w pośpiechu opuszczać salę, część przekrzykiwać się w donosach na zidentyfikowanych podczas balu Tkaczy. Niebieskie płaszcze pałacowej straży rozproszyły się wśród zgromadzonych. Isa stanęła na palcach i próbowała w tym zamieszaniu dojrzeć mastera.

– Nie lękajcie się! – prosił łamiącym się z emocji tonem princeps.

– Najjaśniejszy… – Isa natychmiast rozpoznała głos Arga i zamarła. Tłum zebrany wokół tronu się rozstąpił, by przepuścić mężczyznę do przodu. – Nie ma powodu do tak drastycznych działań – oznajmił i złożył przed władcą głęboki pokłon. – Wszyscy obecni tu przedstawiciele Arachnis przybyli na twój dwór kierowani wyłącznie głębokim pragnieniem pokoju.

Princeps wstał i podszedł do skraju podium.

– Kim jesteś, Tkaczu?

– Posłem Arachnis oraz lordem protektorem princessy Isandry – przedstawił się nie bez dumy Argo.

– No proszę… – Princeps uniósł sceptycznie brew. – Lord protektor następczyni tronu Tkaczy. A gdzie twoja podopieczna?

Wśród gości rozniósł się szmer niespokojnych szeptów. Isa zrobiła odruchowo krok do tyłu, by skryć się w cieniu wykusza. Dopiero teraz przypomniała sobie o swoim towarzyszu, ten jednak zdążył już się ulotnić.

– Jesteśmy na Balu Przesilenia, najjaśniejszy. – Argo nie okazywał żadnego zdenerwowania. – Zapewne korzysta z przywilejów młodości. I jeśli mogę sprostować… – uśmiechnął się w sposób, który bardziej przypominał grymas – Arachnis ma uświęcony zwyczaj wybierania swoich monarchów. Princessa Isandra nie posiada gwarancji objęcia naszej korony. Po śmierci jej ojca władzę przejęła Szlachetna Rada, wyznaczając mnie na opiekuna Isandry do momentu formalnego przejęcia przez nią władzy. Nie uznaliśmy jej jeszcze za gotową do dostąpienia tego zaszczytu.

Isa zacisnęła gniewnie usta. Argo oczywiście nie kłamał. Rada nadal poddawała ją różnego rodzaju próbom. Wynegocjowanie zakończenia blokady morskiej arachijskich portów miało być ostatnią z nich. Jednak sposób, w jaki jej nauczyciel się o niej wypowiadał, musiał stanowić przykład doskonałego aktorstwa albo dowód na kruchość jego lojalności.

– Jej ojciec trzymał waszą Radę w garści i sprawował swoje rządy żelazną ręką – zauważył princeps.

– Przez co doprowadził do niepotrzebnej wojny – stwierdził Argo z wyrzutem. – Zapewniam cię, Najjaśniejszy, że moim największym pragnieniem jest jej uniknąć.

– A co jest pragnieniem twojej małej princessy?

Isandra wstrzymała oddech. Od tej odpowiedzi zależało wszystko.

Argo się wyprostował, jakby również rozumiał wagę swoich słów.

– Jestem lordem protektorem, nie lordem niewolnikiem – oznajmił z niewzruszoną pewnością siebie. – Jestem wierny wyłącznie Arachnis, nie rodzinie da Silva. W obliczu napaści wynaturzeńców i spisków na życie princepsa ślubuję lojalność koronie Wielkiej Larny i jej dziedzicowi. Zrobię wszystko, co konieczne, żeby zachować pokój.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij