Bestie, które żyły przed nami - ebook
Bestie, które żyły przed nami - ebook
Zwykło się uważać, że historia ewolucji ssaków rozpoczęła się dopiero po katastrofie, w której wyginęły dinozaury. Tymczasem naukowcy odkrywają wciąż nowe skamieniałości i badając je z wykorzystaniem nowych metod, obalają ten mit. W książce "Bestie, które żyły przed nami" paleontolog Elsa Panciroli wyjaśnia, że drogi gadów i ssaków rozeszły się ponad 300 milionów lat temu, zatem przodkowie dzisiejszych ssaków istnieli na długo przed tym, zanim dinozaury zaczęły stąpać po Ziemi. Zwierzęta te powstały w permie, a potem rozwijały się w triasie. Początkowo były duże i włochate, z czasem jednak ich metabolizm przyspieszał, a ewolucja zaczęła eksperymentować z miniaturyzacją. Ta książka to zupełnie nowa opowieść o przodkach dzisiejszych ssaków. Obala mit o potężnych dinozaurach, które zdominowały malutkie ssaki. Przekonuje, że pierwsze ssaki nie tylko dały początek czemuś nowemu, ale przede wszystkim same były czymś nowym.
Elsa Panciroli jest szkockim paleontologiem. W swoich badaniach skupia się na anatomii i ewolucji wymarłych zwierząt, w szczególności ssaków. Obecnie pracuje w Muzeum Historii Naturalnej Uniwersytetu Oksfordzkiego i w Narodowym Muzeum Szkocji. Pisze teksty popularnonaukowe dla "The Guardian". Można ją także znaleźć na Instagramie (@elsa_panciroli).
Kategoria: | Biologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-888-1 |
Rozmiar pliku: | 8,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czytelnika tej książki nie trzeba zapewne przekonywać, że skamieniałości są interesujące. Czy jednak są również przydatne? Czy paleontologia to nauka o dinozaurach? Czy stare kości mogą nam dostarczać informacji użytecznych we współczesnym świecie?
Moje studia magisterskie w dziedzinie paleontologii rozpoczynały się od wykładu profesora – autora wielu książek – który powitał nas w audytorium słowami przypisywanymi nobliście Ernestowi Rutherfordowi. Miał on powiedzieć: „Działalność naukowa dzieli się na fizykę i zbieranie znaczków”. Nikt chyba nie ma najmniejszych wątpliwości, którą dziedziną zajmował się autor tych słów. Mój profesor poświęcił tymczasem cały wykład na referowanie argumentów decydujących o tym, że paleontologia jednak jest czymś więcej niż tylko hobby. Pamiętam, jak bardzo mnie to zaskoczyło. Wcześniej nawet nie przyszło mi do głowy, że ktokolwiek mógłby tak o niej pomyśleć. Czyż wszystkie dziedziny naukowe nie są jednakowo ważne i szlachetne?
Niektórym ludziom się wydaje, że badania paleontologiczne dotyczą tego, co już nie żyje. Dzieci niesamowicie się tym fascynują, ale poza tym – na pierwszy rzut oka – nic w tym szczególnie istotnego. Ot, opisuje się zakurzone kości wygrzebane gdzieś nie wiadomo gdzie przez ludzi w kapeluszach o szerokich rondach. Wielu może sądzić, że paleontologia to nauka o dinozaurach. „Znam jednego takiego pięciolatka, który bardzo by się ucieszył, gdyby miał okazję panią poznać”, zdarza mi się usłyszeć. Odpowiadam wówczas, że bardzo miło mi to słyszeć, ale zaraz w następnym zdaniu pytam mojego rozmówcę, czy aby nie zna jakiegoś czterdziestopięciolatka, który by mnie chętnie wysłuchał.
Skamieniałości to wyjątkowe źródło wiedzy na temat pochodzenia życia na Ziemi. Możemy dzięki nim dowiedzieć się wielu rzeczy, których nigdy nie wyczytamy z cząsteczek. Przede wszystkim kości czy zęby to dowód niegdysiejszej obecności pewnych organizmów, których dziś już nie ma. To również źródło informacji o tym, kiedy się te organizmy pojawiły i kiedy zniknęły (a przynajmniej w którym momencie na pewno już występowały i kiedy na pewno ich nie było). Możemy też ustalić, które tereny te istoty zamieszkiwały. Głębsza analiza dostarcza informacji na temat taksonomii, czyli wzajemnych zależności różnych grup zwierząt. Skamieniałości pozwalają nam docenić pradawną różnorodność świata roślin i zwierząt oraz prześledzić zmiany zachodzące w ich środowisku. Na tej podstawie możemy kreślić niesamowitą historię ich ewolucji – malutkie kroczki i okazjonalne przeskoki w procesie doboru naturalnego. Analiza znalezisk zapewnia nam również dane na temat zmian klimatu i składu atmosfery, a także zakwaszenia i temperatury oceanów. Zyskujemy dzięki niej lepszą wiedzę na temat funkcjonowania i bujności ekosystemów. W ujęciu zbiorczym z informacji tych wyłania się ogólny obraz prawidłowości ewolucyjnych, które zarysowywały się w skali całego globu w różnych epokach czasu geologicznego. Stoimy dziś w obliczu szóstego wielkiego wymierania gatunków – tym razem spowodowanego aktywnością człowieka – szczególnie więc jako naukowcy powinniśmy się interesować tym, jak życie radziło sobie z wydarzeniami tego typu w przeszłości i jak wychodziło z takiego kryzysu.
Na tym jednak nie koniec. Stare kości mogą nam opowiedzieć także o tym, jak owe wymarłe zwierzęta się poruszały. Czy biegały, czy raczej skakały, a może pełzały po powierzchni Ziemi? Jaką rolę odgrywały w swoim środowisku, w swoim ekosystemie? Hipotezy dotyczące tego typu kwestii formułowano przez lata w drodze dedukcji, na podstawie obserwacji szkieletów. Dziś dysponujemy zaś ogromnymi bazami danych na temat kształtów kości i możemy za pomocą modeli matematycznych weryfikować różne przypuszczenia co do kształtów i funkcji poszczególnych elementów szkieletu. Korzystamy również ze zdobyczy różnych dziedzin inżynierii, na przykład posiłkując się metodami wykorzystywanymi do badania wytrzymałości materiałów budowlanych, staramy się oceniać możliwości skamieniałych kości. Dzięki postępowi w innych dziedzinach udało nam się sformułować wnioski, z których korzystają obecnie medycyna ludzka i weterynaryjna, a także ekologia i nauka o ochronie środowiska. My jako specjaliści od wymarłego życia też wiemy o wiele więcej.
Myli się ten, komu paleontologia nadal kojarzy się z Indianą Jonesem1 czy choćby z Rossem z serialu Przyjaciele. Współczesny paleontolog nosi pod pachą nie bicz, lecz laptop. Kapelusz, owszem, czasem się przydaje, gdy się jedzie w teren, najważniejszy element paleontologicznego wyposażenia stanowi wszakże wygodne krzesło biurowe, ponieważ większość czasu spędza się przed komputerem. Paleontolog powinien znać się trochę na programowaniu, żeby sprawnie porządkować ogromne zbiory danych i prowadzić analizy statystyczne. Dla specjalisty od skamieniałości kodowanie to rzecz tak samo oczywista jak pisanie wiadomości tekstowych dla przeciętnego człowieka. A w drodze do pracy zamiast kawy paleontolog odbiera z okienka zdjęcia z tomografu komputerowego.
W badaniach nad wymarłym życiem dokonuje się obecnie przełom. I to między innymi dlatego postanowiłam napisać tę książkę. Wykorzystanie metod statystycznych do analizy big data w połączeniu z szeroką dostępnością tomografii komputerowej stworzyło zupełnie nowe możliwości, jeśli chodzi o badanie skamieniałości. Nasza wiedza wykracza dziś daleko poza granice, które jeszcze do niedawna wytyczały kartka, ołówek i bystre oko. Wreszcie też docenia się kobiety, które odgrywały i odgrywają istotną rolę w tej dziedzinie, choć paleontologia nadal ma jeszcze spore problemy z różnorodnością. Podobnie jak w wielu innych dziedzinach nauki, ciągle jeszcze trochę za dużo jest pośród nas białych przedstawicieli świata Zachodu. Coraz więcej przełomowych odkryć dokonuje się wszakże nie w Europie czy Ameryce, lecz w Chinach, na Madagaskarze, w Republice Południowej Afryki, Argentynie czy Brazylii. Badacze z tych krajów pochylają się nad własnym paleontologicznym dziedzictwem bez obaw, że zostanie ono wywiezione do zagranicznych muzeów (jak to bywało dawniej).
Przede wszystkim jednak piszę tę książkę po to, aby wyjaśnić pewne kwestie dotyczące ssaków i ich historii. Wielu czytelników zapewne się zdziwi, gdy się dowie, skąd się tak naprawdę wzięły ssaki. Jeśli się komuś wydaje, że pojawiły się po wymarciu dinozaurów pod żadnym względem niepodobnych do ptaków, to będzie musiał zweryfikować swoją wiedzę. Zupełnie zaś myli się ten, komu się wydaje, że przerażone ssaki – obrośnięte futrem stworzenia karmiące swoje młode mlekiem – przemykały się dinozaurom pod nogami, licząc na to, że nie zostaną pożarte na przystawkę. Śpiewkę będą musieli zmienić wszyscy ci, którzy dotąd powtarzali z upodobaniem, że ssaki wywodzą się od gadów. Ssaki mają bowiem zupełnie własne dziedzictwo. Pod względem anatomicznym i fizjologicznym pozostajemy związani z pierwszymi lądowymi kręgowcami, a nasza gałąź drzewa stopniowo oddalała się od wszystkich pozostałych. Dawno, dawno temu rozpoczęliśmy własną przygodę w bezkwietnym Edenie i od tamtej pory jakoś sobie radzimy.
Chciałabym więc zaprezentować historię ssaków w zupełnie nowej odsłonie. Nie jestem oczywiście w stanie omówić każdego zwierzęcia, grupy, miejsca czy badacza, które odgrywają w tej opowieści ważną rolę – nikogo by to zresztą nie ucieszyło. Wybrałam zatem kilka szczególnie interesujących przykładów. Zaprezentuję tu najbardziej zdumiewające odkrycia z dziedziny badań nad skamieniałościami. Skieruję wzrok tam, gdzie dokonały się istotne zwroty w ewolucji ssaków. Przedstawię kilku szczególnie utalentowanych badaczy, którzy walnie przyczynili się do rozwoju naszej dziedziny. Kilka osób odgrywa w tej opowieści szczególną rolę, o kilku miejscach nie można nie wspomnieć. W szczególności chciałabym zaprosić moich czytelników do Szkocji, aby im pokazać, jak szczątki znalezione pośród wodorostów Hebrydów Zewnętrznych wpisują się w ogólnoświatowy obraz historii ssaków i jak wiele je łączy z niesamowitymi odkryciami z Chin czy Republiki Południowej Afryki.
Będzie to zupełnie nowa opowieść o ewolucji ssaków.
To wstęp do wszystkiego, co już wiemy. To nieznana dotąd historia.
------------------------------------------------------------------------
1 Który przecież w ogóle nie był paleontologiem, tylko archeologiem – w kapeluszu i z biczem – i to na dodatek kiepskim.ROZDZIAŁ 1
Wyspa Mgieł i Laguny
Cha b’ ann gus a-rithist a thuig mi na trì mionaidean sin a bhi nan triall-farraige, bho sheann chreagan Eòrpach gu fìor chreagan àrsaidh Aimeireaga. An dà thìr mhòr air am brùthadh ri guailibh a-chèile, gus gleann a dhèanamh de chuan. Air a bhith air taobh thall a’ chaolais, taobh na Morbhairne, taobh Àird nam Murchan. Bha mi, a-nis, air an tìr eile.
Dopiero później dotarło do mnie, że ta trzyminutowa podróż to była w istocie morska pielgrzymka ze starych skał Europy na pradawne skały Ameryki. Dwa kontynenty stojące ramię w ramię nad oceanicznym wąwozem. Gdy stanęłam na drugim brzegu przesmyku, w Morvern, brzeg Ardnamurchan wydał mi się zupełnie innym światem.
Màiri Anna NicUalraig (Mary Ann Kennedy),
Caolas (Szczeliny)
Wepchnęłam torbę tak głęboko pod kamień, jak tylko się dało. Na trawę, której udało się tam schronić przed ulewą. Sama nie miałam szans zmieścić się do tego suchego raju, przylgnęłam więc do skały od zawietrznej. Naciągnęłam na głowę oba kaptury – ten od kurtki przeciwdeszczowej i ten od nieprzemakalnej peleryny – aby ochronić przed dalszym przemoczeniem i tak już nawilgłą czapkę. Zdjęłam rękawiczki i wyżęłam je nad wapiennym chodnikiem. Przez chwilę obserwowałam, jak woda znika w szczelinach między kamieniami i spływa do morza.
To był ostatni dzień prac terenowych na wyspie Skye, największej w obrębie Hebrydów Wewnętrznych, szmaragdowych wysepek zdobiących zachodnie wybrzeże Szkocji. Po gaelicku ta wyspa nazywa się Eilean a’ Cheò, Wyspa Mgieł2. Tamtego dnia chmury wisiały tak nisko, że pasmo gór Cuillin całkowicie się w nich ukryło. Widać było tylko ich kamienne stopy, grzęznące ciężko w smaganych wiatrem wodach Loch Scavaig.
Spoglądałam w dół na dwóch mężczyzn, którzy stali na przybrzeżu i kuli skałę wielkimi młotami. Odłamki odpryskiwały we wszystkich kierunkach jak przypadkowe pociski. To dlatego postanowiłam tam nie schodzić, żeby żaden mnie przypadkiem nie trafił. Jeden z mężczyzn stał wyprostowany w wodoodpornej odzieży pośród unoszących się fal, drugi zginał się wpół, a gdy uderzał w skałę, jego goretexowe ubranie połyskiwało wilgocią.
Byli to moi współpracownicy, Roger Benson i Stig Walsh. Benson to wysoki mężczyzna o urodzie stracha na wróble (którą dobrze znam z lustra). Jego włosy wiecznie tęsknią za grzebieniem, za to umysł wiecznie szuka nowej rozrywki, Roger gotów jest więc w każdej chwili włączyć się do dyskusji naukowej i okrasić ją swoim nadzwyczajnym poczuciem humoru. Studiował fizykę, ale potem zajął się paleontologią i na początku swojej drogi pracował przy Megalosaurusie, pierwszym dinozaurze, który otrzymał nazwę. Niezmiennie interesują go jednak ogólne kwestie związane z ewolucją zwierząt, ma zatem bogatą wiedzę na temat wszystkich kręgowców, od ryb począwszy, przez ptaki aż po ssaki. Walsh to też wyjątkowy człowiek, specjalista w dziedzinie ewolucji mózgu i zmysłów, a także miłośnik biegania po wzgórzach – najlepiej boso (choć gdy w przerwie na lunch wyrusza z krokomierzem na przechadzkę wokół Arthur’s Seat, zawsze ma na sobie buty). O jego różnych dziwnych życiowych przeprawach, doświadczeniach zawodowych i osobliwych upodobaniach mogłabym opowiadać bez końca. Przez moment przeszło mi nawet przez myśl, by porzucić pracę nad tą książką na rzecz jego biografii. Walsh sypie jak z rękawa anegdotkami, które rozpoczynają się na przykład od stwierdzenia: „Zdziwiłabyś, gdybyś zobaczyła reaktor jądrowy od środka”. Nie znam nikogo innego, kogo by we śnie podgryzały ślimaki.
To był ostatni dzień naszych corocznych wykopalisk na południu wyspy Skye. Przez większość czasu dopisywało nam szczęście i do wynajętej chatki wracaliśmy wieczorami nie tylko z nowymi skamieniałościami do zbadania, lecz także z całkiem przyzwoitą opalenizną. Ostatniego dnia nastąpiło jednak załamanie pogody. Wróciliśmy na wybrzeże, by trochę „posprzątać” po naszych wykopaliskach. Obłupujemy krawędzie skał, ciętych wcześniej piłą, żeby – pod wpływem lekko kwaśnej wody deszczowej i żywiołowej aktywności kolonizacyjnej skorupiaków i glonów – ślady po naszej działalności mogły jak najszybciej ulec zatarciu. Staramy się ograniczać oddziaływanie na ten obszar i tym samym wypełnić zobowiązanie wynikające z pozwolenia na prace wykopaliskowe, którego nam udzieliła Scottish Natural Heritage (obecnie NatureScot). To wybrzeże to obszar o szczególnym znaczeniu naukowym. Dbamy o to, aby zabierać stąd tylko to, co rzeczywiście może być istotne dla naszych badań. Wykopaliska odbywają się poza okresem lęgowym większości dzikich ptaków zamieszkujących tę okolicę, w tym wspaniałych orłów przednich. O żywe stworzenia musimy dbać bardziej niż o te już nieżywe.
Pamiętam pierwszy sezon wykopaliskowy, gdy poznałam całą moją ekipę. W przytulnej chatce powitali mnie członkowie zespołu siedzący wokół kominka, w którym strzelał żywy ogień. W powietrzu dym mieszał się z wilgocią z suszących się ubrań. Czekała na mnie kolacja, którą zjadłam z miseczki, siedząc w pamiętającym lepsze czasy skórzanym fotelu.
Wieczór spędziliśmy co prawda przy kiepskiej whisky i tanim winie, ale pochłonięci przede wszystkim poszukiwaniem najlepszej metody szacowania różnorodności czworonogów w czasie. Paleontolodzy jednak nie potrafią się bawić jak normalni ludzie… W skład naszej grupy wchodzą przedstawiciele różnych dziedzin. Walsh jest starszym kuratorem oddziału paleobiologicznego Narodowego Muzeum Szkocji i badaczem na Uniwersytecie Edynburskim. To pod jego kierunkiem pisałam doktorat. Benson co roku przyjeżdża na północ ze swojego laboratorium na wydziale nauk o Ziemi Uniwersytetu Oksfordzkiego. Ważną rolę w naszej ekipie odgrywa również Richard Butler z Uniwersytetu w Birmingham, rudy wielkolud wiecznie przyssany do lornetki służącej do wypatrywania ptaków. Gdy do nich dołączyłam, Benson i Walsh byli na Skye już po raz szósty. Po latach pracy w terenie przyjeżdżali tu za każdym razem z przekonaniem, że nic więcej nie znajdą – im jednak lepiej poznawaliśmy te skały, tym chętniej one zdradzały nam swoje sekrety.
Benson, Butler i ja mamy wszyscy ponad metr osiemdziesiąt, jeśli więc chodzi o medianę wzrostu, wyprzedzamy zapewne wszystkie inne brytyjskie ekipy paleontologiczne. Oto my, wielkoludy, wyruszamy na poszukiwania skrzatów – najmniejszych skamieniałości kręgowców utrwalonych w szarych wapieniach wyspy Skye. Wydobywamy ssaki, salamandry, jaszczurki, żółwie i pterozaury. Czasem jakiegoś dinozaura. To takie właśnie stworzenia zamieszkały tutejszy słodkowodny ekosystem 166 milionów lat temu, gdy Skye stanowiła element sieci ciepłych lagun.
Dopiliśmy, co mieliśmy do dopicia, planując przy tym poranną wyprawę na skaliste wybrzeże.
***
Z pierwszej wyprawy na Skye zapamiętałam niebo niemal stale zaciągnięte deszczowymi chmurami. Miałam wtedy dwanaście lat. Całą rodziną wsiedliśmy do samochodu i wyruszyliśmy na wybrzeże. Mieszkaliśmy wtedy nad Loch Ness, a droga na Skye prowadziła przez niesamowite szkockie góry. Ich szczyty tonęły oczywiście w chmurach i z dna wyrytej przez lądolód doliny nie dało się ich podziwiać.
Rodzice bardzo się ekscytowali wizją przejazdu po nowo wybudowanym moście łączącym Kyle of Lochalsh z Kyleakin, czyli stały ląd z wyspą. Wspominali stary prom samochodowy, który teraz funkcjonował już głównie z myślą o turystach i staroświeckich mieszkańcach okolicy. Rozwodzili się nad tym, jak bardzo most odmienił życie wyspy. Mówili o tym z zachwytem, ale jednocześnie nie bez żalu, jak to zwykle w przypadku nowych połączeń transportowych w Szkocji.
Wjechaliśmy na Skye i nagle jakbyśmy znaleźli się pod falą. Deszcz nie tyle padał, ile po prostu wypełniał całą przestrzeń wokół nas. Z tej jednodniowej wycieczki nie pamiętam właściwie nic oprócz burości za oknem i uporczywego skrzypienia wiecznie pracujących wycieraczek. Mój ojciec, wielki miłośnik gór, opowiadał o niesamowitych szczytach pasma Cuillin, które – jak zapewniał – były o, tam!, tuż nad chmurami. Pamiętam, jak niewidzącym wzrokiem wpatrywałam się w tę nieprzeniknioną wilgoć.
I wtedy coś przykuło moją uwagę. Coś na płocie przy drodze. Jakiś kształt o zakrzywionym dziobie. Pogromca królików. Wielkie skrzydła złożone jak drzwi do stajni spoczywały na szarobrązowym grzbiecie. „Widziałam orła przedniego!”, wykrzyknęłam do rodziców, przyciskając nos do szyby. Samochód przemknął jednak obok słupa z taką prędkością, że nikt więcej nie zdołał go zobaczyć.
Mama zapytała, czy to na pewno nie był myszołów, ale ja nie miałam żadnych wątpliwości. To był orzeł. Pierwszy, jakiegokolwiek widziałam. O wiele okazalszy niż zwykłe myszołowy. Gigant drapieżnictwa. Król ptasiego świata.
Mój pierwszy dinozaur na Skye.
Dwadzieścia lat później stałam na wybrzeżu półwyspu Trotternish na północy wyspy i wpatrywałam się w mój wielki zielony but trekkingowy wstawiony w odcisk dinozaura z epoki jurajskiej. Było to w Rubha nam Brathairean, w pobliżu Staffin. Oglądałam ślad dinozaura odnaleziony w najdalszym zakątku Wielkiej Brytanii3. Wędrowaliśmy wzdłuż wybrzeża wraz z zespołem z uniwersytetu w Edynburgu w poszukiwaniu skamieniałości, a trasę wyznaczał nam miejscowy ekspert w tej dziedzinie, Dugald Ross. Ross, wiejski gospodarz i budowniczy, dorastał na Trotternish. Na śliskiej błotnistej ścieżce byliśmy wszyscy sobie równi. Powitałam go po gaelicku, czyli w jego rdzennym języku, który jak na osobę z Highlands znam niestety za słabo. Śpiewnym i zaciągającym językiem typowym dla mieszkańców wysp Ross zaczął opowiadać barwną historię swojego życia.
Jako nastolatek dokonał wielu odkryć archeologicznych pośród zapomnianych osad na swojej wyspie. Groty strzał, wedle lokalnych wierzeń wykonane przez wróżki, w istocie stanowiły dzieło pradawnych mieszkańców Hebrydów Wewnętrznych. Zafascynowany tymi znaleziskami i bogactwem lokalnego dziedzictwa Ross objął opieką walące się ściany opuszczonej jednoizbowej szkoły, która znajdowała się w pobliżu jego rodzinnego domu. Ojcu, który był murarzem, Dugald oznajmił, że zamierza przywrócić budynkowi dawną świetność i zorganizować w nim pierwsze na wyspie muzeum. Ojciec podrapał się wówczas po brodzie i pokręcił głową, ale nie przeszkadzał synowi w realizacji młodzieńczych marzeń.
Od tamtej pory minęło już wiele lat, ale muzeum Dugalda Rossa nadal działa. Mieści się w jednokondygnacyjnym kamiennym budynku stojącym tuż przy drodze. Łupkowy dach osłania przed deszczem bielone ściany, pośród których w powietrzu czuć jakby rdzę. W takich warunkach podziwiać można starannie zachowane pozostałości tutejszej historii: sprzęt rolniczy wyratowany z przydrożnych rowów albo wyciągnięty z torfowiska, szklane butelki, zdobione kwiatami naczynia stołowe i miarki kuchenne, zardzewiałe pułapki na krety. A oprócz tego skamieniałości duże i małe.
Oprócz swoich archeologicznych skarbów Ross odkrył na wyspie Skye również wiele śladów świadczących o obecności gadów jurajskich – między innymi kości dinozaurów oraz spokrewnionych z nimi gadów morskich. Opublikował na ten temat kilka prac wspólnie ze swoim przyjacielem i kolegą po fachu Neilem Clarkiem, kuratorem Muzeum Huntera w Glasgow. Przez ostatnich dwadzieścia lat Ross i Clark opisywali kości i odciski odsłonięte przez morze na niesamowitym północnym wybrzeżu wyspy Skye. Ostatnio Ross nawiązał współpracę również z badaczami z Uniwersytetu Edynburskiego – i to właśnie za ich pośrednictwem poznaliśmy się tamtego słonecznego wiosennego dnia.
W drodze do Rubha nam Brathairean Ross powiedział, że ta nazwa oznacza „Cypel Braci”, a wiążą się z nią aż dwie legendy. Jedna z nich głosi, że określenie nawiązuje do mieszkającego tam mnicha, druga zaś opowiada o tragicznej śmierci brata jednego z miejscowych rybaków. „A jaka jest prawda?”, zapytałam. Podobnie jak w przypadku wielu innych takich nazw, nie sposób oddzielić już dziś dosłownej prawdy od tej poetyckiej. Z szelmowskim uśmiechem na twarzy Ross poradził mi więc, żebym sobie wybrała tę wersję, która mi się bardziej podoba 4.
Brytyjczycy amatorsko zajmujący się poszukiwaniem skamieniałości doskonale wiedzą, gdzie ich na angielskim wybrzeżu szukać. Modę na to zajęcie wykreowali przyrodnicy epoki wiktoriańskiej, którzy przemierzali przesycone solą wybrzeża w poszukiwaniu amonitów5, belemnitów i – znacznie już rzadszych – szczątków dinozaurów czy morskich gadów. Można by przypuszczać, że w Szkocji aż tak wielu miłośników jury nie będzie. Tu się nie spaceruje tak przyjemnie, plaże nie sprzyjają poszukiwaczom. Północne wybrzeże Skye urywa się nad słonymi wodami cieśniny Minch – chłodnego przesmyku dzielącego Hebrydy od głównej wyspy – jakby się tu kończyła Ziemia. U podnóża klifów morze bezwzględnie smaga wapienie. Z wściekłością godną zimowej zamieci porywa fragmenty skał, które rozrzuca potem na brzegu jak pniaki.
W blasku słońca i przy spokojnym morzu wędrowaliśmy wzdłuż brzegu w poszukiwaniu geologicznych rozbitków. To była zupełnie inna praca niż ta, którą na co dzień wykonywałam wraz z moim zespołem na południu Skye. Tutaj, na Trotternish, wspinaliśmy się po gigantycznych wapiennych skałach, na których wyglądaliśmy zapewne jak mrówki na kostce cukru. Skamieniałości kręgowców spotyka się na północy wyspy bardzo rzadko, na ogół więc pod koniec dnia mogliśmy się pochwalić tylko nowymi zadrapaniami na kolanach i mocniej ogorzałymi policzkami. Nawet amonitów nie znajduje się tu tyle, żeby nagrodzić wysiłek pasjonata nawykłego do urodzaju wybrzeży angielskich.
Ross rozpoznaje ten teren od wielu lat. Znalazł tu naprawdę wiele jak na Szkocję – i całkiem zasłużenie został za to uhonorowany nagrodą imienia Mary Anning przyznawaną przez Towarzystwo Paleontologiczne – ale w ujęciu bezwzględnym są to okolice naprawdę ubogie w porównaniu ze znanymi stanowiskami angielskimi. Tak samo jednak jak rolnicy przez wieki ciężko pracowali na tym nieprzyjaznym wybrzeżu, aby sobie zapewnić byt, poszukiwacz skamieniałości musi się natrudzić, żeby znaleźć coś wyjątkowego. Jest jednak u siebie, każde odkrycie więc uznaje za wielki skarb.
***
Skye to miejsce wyjątkowe pod względem geologicznym. Większość powierzchni wyspy pokrywają skały pochodzenia wulkanicznego, co zazwyczaj martwi paleontologów, ponieważ w osadach tego rodzaju właściwie nie znajduje się skamieniałości. Nas interesują warstwy znajdujące się pod spodem, wystające jakby z boku w miejscach styczności z morzem. Paleontolodzy szukają swoich skarbów w skałach osadowych, czyli piasku, żwirze i glinie naniesionych przez wodę spływającą z wyższych partii terenu. Większość tych warstw pochodzi ze środkowej jury, z tak zwanego piętra batońskiego, czyli sprzed około 166 milionów lat. Niekiedy, niczym zagubione monety, odnajduje się tu i ówdzie zbiorowiska skał nieco starszych lub nieco młodszych. Warstwy osadowe przykryte wulkaniczną kołdrą tworzą razem obraz zachwycający oko, a jednocześnie opowiadają zapierającą dech w piersiach historię o milionach lat kształtowania się, niszczenia i rozwoju krajobrazu.
Gdyby spojrzeć na mapę naszej planety z okresu środkowej jury, w zarysie kontynentów moglibyśmy już rozpoznać dzisiejszy świat. Wyspy Brytyjskie stanowiły fragment łańcucha wysp znajdujących się na tej samej szerokości, na której dziś umiejscawiamy Morze Śródziemne, w sąsiedztwie tętniącego życiem kanału. Był to przesmyk wodny łączący ciepły, tropikalny Ocean Tetydy z zimnym Morzem Borealnym znajdującym się na północy. Jak i dziś na styku wód ciepłych i zimnych, również i tam głębia obfitowała w składniki odżywcze i rozkwitało w niej życie. Ślady bogactw tych morskich ekosystemów odnajdujemy w skamieniałościach na terenie wówczas znajdującej się pod wodą Europy.
Na jurajskich wyspach bujnie rosły paprocie, sagowce i grube skrzypy. Klimat był cieplejszy niż dziś, wilgotny, półtropikalny. W wyżej położonych partiach terenu wzgórza porastały rośliny iglaste. Traw ani kwiatów nie było, ponieważ jeszcze w ogóle nie istniały, za to sagowce i wizualnie do nich podobne wymarłe benetyty wytwarzały coś na kształt owoców, którymi kusiły rzesze skorpionów, much i złotookowatych – stanowiących pożywienie dla małych kręgowców przypominających ssaki i jaszczurki.
Podobnie jak dziś, również wtedy wyspa Skye tkwiła wciśnięta między wysokie wzgórza lądowej części Szkocji na wschodzie i szkielet Hebrydów Zewnętrznych na zachodzie. W środkowej jurze Skye wznosiła się i opadała, ponieważ znajdujące się pod powierzchnią oceanów płyty tektoniczne cały czas się przesuwały. Momentami teren znajdował się nad wodą i wówczas pośród lagun kwitło życie lądowe. Okresowo jednak pochłaniało go morze. To na skutek tych zmian kolejne warstwy skalne tak bardzo się od siebie różnią pod względem specyfiki i zawartości. Na odsłoniętych płaskich fragmentach wybrzeża znajdujemy odciski, a także kości dinozaurów, pterozaurów i mniejszych gadów (krokodyli i żółwi) oraz ssaków wielkości myszy czy salamander. W innych warstwach roi się od spiralnych amonitów, przypominających pociski belemnitów oraz szczątków ryb i gadów morskich, w tym plezjozaurów i ichtiozaurów – swego czasu zamieszkujących tłumnie płytkie morze.
Przez cały mezozoik – czyli 150 milionów lat, na które składają się trias, jura i kreda – kolejne warstwy skał tworzyły się i niszczały za sprawą normalnych procesów geologicznych. Pod koniec kredy, czyli 66 milionów lat temu, na skutek uderzenia asteroidy doszło do masowego wymarcia wielu niesamowitych gadów, w tym dinozaurów określanych jako nieptasie, ale także amonitów i wielu innych gatunków podstawowych dla ówczesnych ekosystemów. Proces ten nie oszczędził Szkocji. Gatunki, które to przetrwały, w tym ssaki i ptaki, zaludniły świat na nowo, zapoczątkowując w ten sposób nową jednostkę czasu geologicznego, znaną jako paleogen.
Ekosystemy Hebrydów wkrótce potem czekała kolejna klęska podobnych rozmiarów. Mniej więcej 55 milionów lat temu odbył się burzliwy tektoniczny rozwód Europy z Ameryką Północną. Lądy przez pół miliarda lat istniejące obok siebie6 teraz zaczęły się oddalać. Na obrzeżach przesuwających się płyt zapłakały wulkany. Pozostałości tej aktywności podziwiać można na zachodnim wybrzeżu Szkocji w miejscach takich jak półwysep Ardnamurchan. To w istocie wystające z morza wnętrzności wielkich wulkanów. Tym samym wydarzeniom zawdzięczamy powstanie gór Cuillin. Wulkany wypluły podziemną treść na Hebrydy Wewnętrzne, pokrywając osady mezozoiczne i ukryte w nich skamieniałości ciemną warstwą twardego bazaltu.
***
Dotarliśmy na wybrzeże Trotternish i rozpoczęliśmy poszukiwania. Z zeszłego roku wiedzieliśmy, że czekają tu na nas – i na dogłębną analizę – odciski kończyn. Nigdy wcześniej nie widziałam śladów dinozaurów „w terenie”. Zastanawiałam się, czy będę wiedziała, czego szukać. Z początku niczym się dla mnie nie różniły od zwykłych kałuż, szybko jednak nauczyłam się rozpoznawać prawidłowości. Lewa noga, prawa noga, rytmiczny układ śladów na skale. Serce zabiło mi mocnej. Czułam się trochę jak wtedy, gdy na grząskiej leśnej ścieżce odkrywałam świeże tropy. Ogarniała mnie świadomość, że coś tędy przede mną szło. W tym przypadku tym czymś był dinozaur, który przemierzał Szkocję ponad 166 milionów lat temu. Podążałam za tymi śladami, wstawiając stopy do kolejnych odcisków. Były to okrągłe otwory rozmiarami przypominające piłkę futbolową, tyle że z mniejszymi, trójkątnymi wgnieceniami. Tu zwierzę szło szybciej, tu się zatrzymywało i przysiadało na tylnych nogach. Jakbym śledziła ducha.
Wzdychałam nad tym z zachwytem, wpatrując się w północ. Podziwiałam wodospad, który po skale znanej jako Kilt spływa z płaskiego pola na górze niemal pionowo w dół. To jeden z najbardziej znanych obiektów przyrodniczych Wielkiej Brytanii. The Old Man of Storr, pionowy bazaltowy palec wznoszący się ku niebu ze zbocza przy drodze, stanowi niejako wizualny symbol magicznego śladu, który Szkocja pozostawia w sercach tak wielu odwiedzających ją gości (występuje również w wielu filmach i programach telewizyjnych, w tym w wielkim filmowym hicie Ridleya Scotta Prometeusz). W tamtym momencie przebywałam w dwóch Szkocjach jednocześnie: w nieprzyjaznym klimacie holoceńskiej wyspy Skye, w którym wraz z kolegami chowamy głowy w kapturach na widok pierwszej z wielu deszczowych chmur, oraz na wyspie Skye z czasów ciepłego batonu, kiedy to roślinożerne zauropody przemierzały w jurajskim słońcu półsłone wody laguny, aby dotrzeć na bujnie porośniętą wysepkę po drugiej stronie.
Na szczęście NatureScot dostrzega geologiczną wyjątkowość wyspy i objęła wyspę Skye ścisłą ochroną, jednocześnie pozostawiając możliwość prowadzenia badań naukowych zespołom takim jak mój. W 2019 roku szkocki rząd przyjął Natural Conservation Order for Skye, akt, na mocy którego rozszerzony został zakaz nieoficjalnego zbierania skamieniałości na terenie wyspy. Pozwala to ukrócić grabież naszego narodowego dziedzictwa, prowadzoną dla zysku i ze szkodą dla krajobrazu.
Badania nad schematami ewolucyjnymi w okresie mezozoiku sugerują, że wiele głównych grup zwierząt zamieszkujących dziś naszą planetę ma swoich bezpośrednich przodków wśród przedstawicieli populacji jury środkowej. Wiele wskazuje na to, że był to okres wyjątkowego wzrostu różnorodności organizmów zwierzęcych. Dotyczy to również dinozaurów, ponieważ to właśnie wtedy wyodrębniły się gałęzie, z których później powstały słynne długoszyje zauropody czy dwunożne teropody, jak również przodkowie dzisiejszych ptaków. To samo dotyczy ssaków oraz latających i morskich gadów. Gdy się patrzy na wykresy ukazujące rodowód zwierząt, można odnieść wrażenie, że w okresie jury wybuchła jakaś bomba, która wzbiła w powietrze różnicujący pył – i że ten pył osiadał potem powoli aż do końca mezozoiku.
Na Trotternish skamieniałości spotyka się dość rzadko i zwykle nie robią one wielkiego wrażenia. Są jednak ważne ze względu na okres, z którego pochodzą. Pamiętają one bowiem kluczowy moment w historii ewolucji i jako takie stanowią rzadkość w skali świata. Oznacza to, że choć znaleziska ze Skye na pozór robią wrażenie mało atrakcyjnych7, to stanowią one dla badaczy ważne źródło informacji naukowych. Dzięki technologii i doświadczeniu można wydobyć z nich bardzo cenną wiedzę.
Po całym dniu poszukiwań ekipa z wyspy Skye wróciła z kilkoma interesującymi znaleziskami. Udało jej się dopisać do listy również nowy ciąg odciśniętych tropów. Na podstawie wszystkich zgromadzonych fragmentów zaczynamy powoli kreślić obraz prehistorycznej Szkocji. Każdy z nas dokłada swoją cegiełkę do tego, aby środkowa jura odkryła przed światem swoje tajemnice – i abyśmy mogli zrozumieć, jak to się stało, że doszło do takiej eksplozji różnorodności życia na Ziemi.
***
Choć dinozaury budzą z pewnością największe zainteresowanie opinii publicznej, to stanowiły one tylko jeden z podzbiorów składających się na ówczesny ekosystem. Myśleć o tamtym świecie wyłącznie przez pryzmat dinozaurów to tak, jakby wyobrażać sobie Serengeti wyłącznie na podstawie obserwacji lwów i gnu. Albo jakby pisać o rafie wyłącznie z perspektywy rekinów. Te znane zwierzęta są oczywiście niesamowite, ale aby w pełni zrozumieć ekosystem i jego funkcjonowanie, trzeba bacznie przyjrzeć się najmniejszym jego przedstawicielom – ponieważ często to właśnie oni odgrywają w danym środowisku główną rolę.
Podobnie jak wielu paleontologów, u progu mojej kariery zawodowej zakładałam niejako domyślnie, że najciekawsze spośród wymarłych zwierząt były gigantyczne istoty z epoki lodowcowej i wielkie gady z okresu kredy. Szybko jednak do mnie dotarło, że prawdziwie istotną treść historii tamtego czasu stanowi opowieść o najmniejszych formach ówczesnego życia.
Do tych zasadniczo istotnych grup zaliczają się mezozoiczne ssaki. Choć w epoce dinozaurów osiągały one bardzo skromne rozmiary, to podążały prawdziwe innowacyjną ścieżką ewolucji – i bynajmniej nie zmierzały ku zagładzie. Wykorzystały sprzyjający wiatr z energią godną wielkiego podziwu. Co więcej, na początku mojej naukowej drogi odkryłam też, że te ich niewielkie rozmiary w tamtym okresie prehistorii rozpatrywać należy w szerszym kontekście znacznie dłuższej i znacznie bardziej złożonej opowieści. Te stworzenia odegrały niewątpliwie kluczową rolę na etapie narodzin współczesnych ekosystemów, ale już znacznie wcześniej pierwsze wypracowały nowe formuły przetrwania, takie jak choćby wyspecjalizowana roślinożerność czy hipermięsożerność. Dziś mogą się pochwalić naprawdę rozbudowanym albumem rodzinnym, w którym znajdzie się miejsce na zaskakujących kuzynów z dawno już nieistniejącego świata.
To na tej gałęzi drzewa życia dokonały się przemiany, które zaliczyć należy do najbardziej radykalnych. To opowieść, w której ewolucja nie raz wykrzykuje „Eureka!” – i która ostatecznie prowadzi do powstania gatunku ludzkiego ze wszystkimi jego nadzwyczajnymi zdolnościami i wyjątkowymi przywarami.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
Wprowadzenie
ROZDZIAŁ 1. Wyspa Mgieł i Laguny
ROZDZIAŁ 2. Całkowicie współczesny dziobak
ROZDZIAŁ 3. Jak dziura w głowie
ROZDZIAŁ 4. Pierwsza era ssaków
ROZDZIAŁ 5. Gorącokrwiści łowcy
ROZDZIAŁ 6. Jaka piękna katastrofa
ROZDZIAŁ 7. Ząb mleczny
ROZDZIAŁ 8. Cyfrowe kości
ROZDZIAŁ 9. Chińskie rewelacje
ROZDZIAŁ 10. Czas rewolty
ROZDZIAŁ 11. W drodze do domu
Epilog. Triumf malucha
Podziękowania
Bibliografia
Ilustracje
------------------------------------------------------------------------
2 A.R. Forbes, Place Names of Skye and Adjacent Islands: With Lore: Mythical, Traditional, and Historical, Alexander Gardner Ltd, Paisley 1923, s. 333.
3 Choć to oczywiście pojęcie względne. Dla mieszkańców szkockich Highlands odciski na wyspie Skye znajdują się bliżej niż te z południowego wybrzeża Anglii.
4 Wykazując się iście detektywistycznym zacięciem, Ross ustalił potem, że nazwa Rubha nam Brathairean wywodzi się prawdopodobnie od Rubha na bràthan, co oznaczałoby „Cypel Żaren”. Żarna to duże okrągłe kamienie, których kiedyś powszechnie używano do mielenia ziarna. Duże otwory w skale, będące z pewnością dziełem człowieka, mogą sugerować, że to właśnie stąd pozyskiwano na skalę przemysłową kamienie młyńskie.
5 Amonity to skamieniałości stanowiące pozostałość po morskich bezkręgowcach o spiralnym kształcie. W ich wnętrzach mieszkały kiedyś zwierzęta o miękkich ciała, podobne do łodzika. Wyglądały zapewne jak ośmiornice w skorupie ślimaka. Belemnity to natomiast zwierzęta podobne do kałamarnicy, po których zwykle pozostaje w skale ślad w postaci twardego szkieletu wewnętrznego w kształcie pocisku z pistoletu.
6 Wielu małżonków zapewne też ma wrażenie, że ich związek trwa już tak długo…
7 Choć można wskazać niesamowite wyjątki – w szczególności pozostałości po życiu ssaków, pterozaurów i jaszczurek (stosowne opracowania mają się ukazać wkrótce).