- promocja
- W empik go
Better. Przekleństwo - ebook
Better. Przekleństwo - ebook
Nie istnieje światło bez cienia.
Nie istnieje miłość bez bólu.
Miłość Thomasa i Vanessy nigdy nie była łatwa. Ich historia to wieczne poszukiwanie równowagi między ekstazą a rozpaczą. Ich uczucie karmi się namiętnymi nocami i gwałtowną zazdrością, iskierkami romantyzmu i nieporozumieniami. Jednak po tym, jak omal się nie stracili, sprawy zdają się wreszcie podążać we właściwym kierunku. Thomas zgadza się otworzyć przed Vanessą i opowiada jej o nękających go demonach. Jego przeszłość kryje bowiem tragedię, która zmieniła go w kłębek rozpaczy i gniewu, zranioną duszę, która nie potrafi nawiązać relacji. Niestety nawet ta nowo odnaleziona bliskość zdaje się nie wystarczyć, by ukoić jego cierpienie. Podczas gdy Thomas jest więźniem destrukcyjnej spirali, Vanessa i Logan znów zaczynają się spotykać. Chłopak nigdy nie pogodził się z końcem ich związku i jest gotowy by znów stanąć obok Vanessy i ją wspierać. Czy to w jego uprzejmości i trosce kryje się odpowiedź na wszystkie jej pytania? Czy zderzenie dwóch serc może mieć szczęśliwe zakończenie?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68226-32-4 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dobrze pamiętam dzień moich siódmych urodzin. Zorganizowaliśmy w domu przyjęcie dla moich kolegów z klasy. Kiedy inne dzieci bawiły się w ogrodzie, ja stałam z boku. Alex próbował mnie rozśmieszyć, rozsmarowując mi ziemię na nosie, ale mu się nie udało. Słońce zachodziło, a mama zaprosiła nas do środka, gdzie czekał tort ze świeczkami. Zaczęłam protestować. Goście chcieli go zjeść, cały salon był przygotowany na kluczowy moment imprezy.
Ale ja chciałam do taty.
Nie obchodziła mnie mama ani dziadkowie. Ani moi koledzy z klasy i znajomi z okolicy.
Ja chciałam tatę.
Obiecał, że przyjdzie.
A on zawsze dotrzymywał obietnic.
Pamiętam, że zapytałam mamę, gdzie się podział.
Odpowiedziała, że zatrzymał go w pracy jakiś pilny problem, ale niedługo przyjedzie.
I, jak za sprawą czarów, właśnie w tym momencie usłyszałam, jak przekręca się zamek w drzwiach, i w progu stanął mój ojciec.
Z oczami rozświetlonymi radością i szerokim uśmiechem na ustach pobiegłam do niego i skoczyłam mu w ramiona. Długie jasne włosy, które spadały mi na plecy, zafalowały, a idealnie przycięta broda mojego ojca łaskotała mnie w policzek, kiedy on obsypywał mnie pocałunkami.
Byłam szczęśliwa.
Tata powiesił kurtkę przy wejściu. Przywitał się z mamą całusem w policzek, a z resztą gości szerokim uśmiechem. Ja bawiłam się ciemnymi kosmykami jego włosów. Bardzo je lubiłam. Potem postawił mnie na podłodze obok stołu. Dopiero wtedy pozwoliłam, by mama podała tort – oczywiście pistacjowy – żebym mogła zdmuchnąć świeczki.
Nadęłam policzki i mocno dmuchnęłam. Z zamkniętymi oczami wypowiedziałam życzenie: żeby wszystko pozostało tak, jak jest teraz.
Następnego dnia mama przez cały dzień trzymała mnie z dala od domu: zajmowała mi czas na placu zabaw, kupowała cukierki, spacerowała ze mną pośród przyrody. Był to ciepły kwietniowy dzień, na niebieskim niebie ani jednej chmury.
Kiedy wróciłyśmy do domu, tata już na nas czekał. Wziął mnie na ręce i powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Krzyknęłam z radości i zaczęłam zarzucać go pytaniami. On się śmiał, bardzo dużo się śmiał. Bawiło go, że nie potrafię powstrzymać ciekawości. Mama jak zawsze patrzyła na nas nieco zirytowana całym tym hałasem. Tata ruszył po schodach na górę, niespodzianka czekała w moim pokoju. Zatrzymał się przed drzwiami i postawił mnie na podłodze. Drżał, a jego oczy zdawały się wilgotne.
Jeden...
Dwa...
Trzy...
Otworzył drzwi. Zaparło mi dech w piersi.
To było jak sen.
Weszłam do środka i obróciłam się wokół własnej osi, przekonana, że to nie może być mój pokój.
To pomieszczenie zawsze było puste, bez zasłon, z jednym tylko łóżkiem z kutego żelaza i szafką z trzeciej ręki. Tynk odpadał z powodu przecieków; zabawki chowałam w koszach na pranie. Pokój, który miałam teraz przed oczami, wyglądał natomiast jak na zdjęciu w czasopiśmie: ściany barwy wrzosu, białe panele, ogromna biała szafa i łóżko z baldachimem, a na nim mnóstwo pluszaków. Na ścianie zaś naprzeciwko drzwi wielki regał z książkami.
Czułam się jak księżniczka w zamku. Byłam tak szczęśliwa, że wybuchłam płaczem.
Dzięki niedawnemu awansowi tata zdołał przeprowadzić remont w moim pokoju i uczynił go prawdziwym arcydziełem.
Ukląkł, żeby znaleźć się na tym samym poziomie co ja, i zapytał, czy podoba mi się niespodzianka. Kiwnęłam głową i mocno go przytuliłam. Tego wieczora, po kolacji i zabawie otrzymanymi poprzedniego dnia prezentami, pobiegłam do okna – to było moje ulubione miejsce – i odsłoniłam nową zasłonę, żeby popatrzeć na rozgwieżdżone niebo.
Uwielbiałam wyglądać przez okno. Robiłam to co wieczór, kiedy tata wracał z pracy, i rano, gdy do niej wychodził. Patrzyłam na jego zaparkowany na podjeździe samochód. A on wiedział, że będę na niego tam czekać. Za każdym razem unosił głowę i uśmiechał się do mnie.
To był nasz rytuał. Tylko nasz.
Rytuał, który miał trwać wiecznie.
Tymczasem osiem lat później patrzyłam, jak odjeżdża po raz ostatni z dwiema ciężkimi walizami. Uniósł na mnie wzrok, ale już się nie uśmiechał.
To wtedy postanowił nas zostawić.
Zostawić mamę.
Zostawić dom.
I zostawić mnie.
Odszedł.
Na zawsze.Rozdział 1
Wciąż stoję tu ze łzami w oczach i suchymi liśćmi przyklejonymi do podeszew butów. Wpatruję się w puste miejsce, w którym jeszcze moment temu był Thomas.
Odszedł.
Niezdolna, by pojąć, co się przed chwilą wydarzyło, wlokę się na werandę, zrzucam torbę z ramienia i siadam na schodku. Zamykam na sekundę oczy, ale nawet wtedy widzę tylko jego. Jego spojrzenie pełne rozczarowania, żalu i poczucia winy. Mojego poczucia winy. Za to, że go nie posłuchałam. Że nie uwierzyłam jego słowom. Że byłam tak naiwna i, jak zawsze, za dobra.
Wilgotny wiatr rozwiewa czarne, zbuntowane kosmyki, które spadają mi na twarz. Chcę je związać w kucyk, ale zauważam, że nie mam już gumki na nadgarstku. Świetnie, musiałam ją gdzieś zostawić.
Rany, jaka ja jestem głupia.
Jak to się stało, że znalazłam się w takiej sytuacji? Jak mogłam na to pozwolić?
Masuję sobie skronie, czując nadchodzącą migrenę, a jednocześnie próbuję odtworzyć to, co wydarzyło się w ostatnich godzinach. Wszystko zdaje mi się mętne i pozbawione sensu. Pamiętam chwilę, w której wyznałam Loganowi, że kocham Thomasa, pamiętam, że chciałam wyjść, urażona jego nikczemnymi słowami na jego temat, ale też, że namówił mnie, żebym została. Powiedział, że nie chce być sam. A ja dałam się przekonać jego błaganiom. I tak usiedliśmy na kanapie, oglądaliśmy telewizję, a potem... potem pustka...
Błyskawica rozświetla mrok nieba, rozdzierając je na pół. Grzmot, który następuje po niej, wstrząsa drewnianą balustradą. Unoszę głowę, by spojrzeć na rzęsisty deszcz.
Dokąd on pojechał?
Przeraża mnie możliwa odpowiedź na to pytanie. Jakiś cichy głosik podpowiada mi, że już ją znam.
Kolejny potężniejszy grzmot sprawia, że aż podskakuję, jakby nawet niebo zgadzało się z moim bolesnym podejrzeniem. Mój umysł wypełniają odrażające obrazy, a duszą wstrząsa niepokój. Biorę telefon i dzwonię do Thomasa, ale po ledwie dwóch sygnałach włącza się sekretarka.
Z niedowierzaniem wpatruję się w ekran.
Odrzucił połączenie?
Próbuję jeszcze raz, ale mechaniczny głos znów przypomina mi, jak bardzo nienawidzę telefonów. Wzdycham i zamykam oczy, sfrustrowana, po czym zaczynam obgryzać paznokcie. Uspokój się, Vanesso. Uspokój się. To nie Travis. Nie pójdzie do łóżka z inną, kiedy ty wypłakujesz gorzkie łzy.
Nie zrobi tego.
...prawda?
Znów chwytam za komórkę, ale tym razem postanawiam skontaktować się z jedyną osobą, która może mi udzielić upragnionych odpowiedzi. A przynajmniej taką mam nadzieję.
– Nessy?
Tiffany odpowiada po kilku dzwonkach. Ton jej głosu jest przestraszony. Nic w tym dziwnego, sama bym się zaniepokoiła, gdyby ona zadzwoniła do mnie w środku nocy. W tle słyszę jednak czyjeś głosy i dźwięki muzyki. Tak jak myślałam: jest na imprezie.
– Cześć, Tiff, masz chwilę?
– Jasne, wszystko w porządku? Co się dzieje?
Przez moment mam ochotę o wszystkim jej opowiedzieć, ale zaraz zmieniam zdanie i pytam ją tylko o to, co konieczne. Jeszcze będę miała czas jej resztę wytłumaczyć.
– Jest w porządku, nie martw się, chciałam tylko zapytać... – Pociągam nosem i próbuję się uspokoić. – Jesteś na imprezie, prawda?
– Tak. Carol zorganizowała wieczorek filmowy. To miało być spokojne spotkanie, ale szybko zrobiła się dżungla – narzeka, oddalając się od harmidru. – Ale czemu o to pytasz?
– Ja... chciałam się dowiedzieć, czy przypadkiem nie ma tam gdzieś Thomasa.
– Gdzieś tutaj? – odpowiada zaskoczona. – Czemu miałby tu przychodzić, nie mówiąc ci o tym? – Zastanawia się chwilę w milczeniu. – Zaraz, zaraz, tylko mi nie mów, że znowu zachował się jak idiota? – prycha. – Znowu narobił głupot? Rany boskie, zabiję go, jak go zobaczę. Chwycę go za te kudły pseudo-Travolty i pożałuje, że...
– To ja – przerywam jej z wahaniem. – Tym razem to ja narobiłam głupot.
– Słucham?
– Zrobiłam coś głupiego, naprawdę głupiego – wyznaję. – On się obraził i zawiózł mnie do domu bez słowa. Od tamtej pory nie mogę się z nim skontaktować. – Zakrywam oczy dłonią i pochylam głowę, zrozpaczona. – Kiedy odjechał, był na mnie wściekły. Nie odbiera telefonów, a sama wiesz, jaki on jest... Wiesz, co się dzieje, kiedy się wścieka. Przestaje myśleć racjonalnie i robi jakieś głupoty. Boję się, że on... – Słowa zamierają mi na ustach na samą myśl o tym, że Thomas mógłby iść do łóżka z inną. Biorę głęboki oddech, zmuszając się, by oddalić od siebie ten straszny scenariusz.
– Dobrze, dobrze, rozumiem – odpowiada Tiffany, domyślając się, czego się boję. – Słuchaj, nie było tu Thomasa, kiedy przyszłam. Przyjechał przed jedenastą i spędził tutaj ze dwie godziny. Faktycznie sprawiał wrażenie zdenerwowanego, ale od tamtej pory już go nie widziałam.
Być może powinnam poczuć ulgę, że nie ma go na imprezie Carol, ale jestem jeszcze bardziej niespokojna. Skoro nie ma go tam, to gdzie jest? Wykluczam możliwość, by wrócił do domu: był zbyt wkurzony, żeby zamknąć się w czterech ścianach swojego pokoju.
– Wiesz, dokąd jeszcze mógłby pójść? Jest poniedziałek, pewnie nie ma wielu więcej imprez w okolicy?
– Może wpadł do Finna? Miał coś zorganizować z okazji swoich urodzin.
Z deszczu pod rynnę. Jeśli Finn urządził imprezę, Thomas z pewnością tam poszedł. I nie on jeden. W mojej głowie pojawia się straszna myśl.
– Tiff, a wiesz może... gdzie jest Shana? – pytam, sama sobą zażenowana. Zagryzam wnętrze policzka.
– Shana? Nie, nie widziałam jej tutaj, wiesz, że obracamy się w różnych kręgach.
I oto serce przestaje mi bić. Jej tam nie ma. Jego też nie. Boże, proszę, niech to będzie tylko fatalny zbieg okoliczności.
– Jesteś tam? – pyta po dłuższej chwili ciszy.
– Tak – odpowiadam. Biorę głęboki oddech.
– Spokojnie, zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. – Próbuje mnie pocieszyć, ale to na nic i sama dobrze o tym wie. Żegnam się z nią i kończę połączenie. Mam w głowie tyle kłębiących się myśli, że czuję, jakbym miała oszaleć.
Czyżby pojechał do niej?
Czy są teraz razem?
Jeśli tak, nie powinnam się dziwić. Shana kilka godzin temu wyraziła się jasno: on zawsze do niej wraca. A najgorsze jest to, że tym razem sama go do niej wysłałam.
Zagryzając zębami wargę, z drżącymi dłońmi i oczami mokrymi od łez, znów do niego dzwonię. Nie chcę uwierzyć w swoje podejrzenia, ale on nadal nie odbiera.
Niewiele później na werandzie zapala się światło, drzwi się otwierają, a za moimi plecami pojawia się mama.
– Vanesso, co ty tu robisz w środku nocy? Jest wpół do trzeciej. Jesteś cała mokra, właź do domu. – Jej głos jest senny.
– Nie. Tutaj mi dobrze – odpowiadam chłodno, nie odwracając się nawet. Nie mam najmniejszego zamiaru udawać, że między nami wszystko w porządku. Wciąż jestem wściekła po naszej ostatniej kłótni i absurdalnych groźbach, którymi próbowała mnie nakłonić, bym pozbyła się Thomasa ze swojego życia. Jestem pewna, że skakałaby z radości, gdyby wiedziała, w jakiej sytuacji się teraz znalazłam.
– Rozchorujesz się od tego zimna – nalega, siadając obok mnie, i mocniej obwiązuje się szlafrokiem z polaru.
Ignoruję ją i po raz kolejny dzwonię do Thomasa. Następuje nieskończona seria sygnałów, po czym włącza się sekretarka, a mnie zalewa kolejna fala przygnębienia.
– Posłuchaj, Vanesso – zaczyna matka. – Wiem, że ostatnio sytuacja między nami jest bardzo napięta. Dzisiaj rano nie dałaś mi szansy, bym mogła opowiedzieć ci, jak się sprawy mają między mną a Victorem, ale naprawdę bardzo mi przykro, że dowiedziałaś się o jego przeprowadzce od niego, a nie ode mnie. Chciałabym tylko, żebyś zrozumiała, że...
Wyrywa mi się ponure parsknięcie. Odwracam się do niej i przerywam jej.
– Sytuacja jest napięta? Nie, no co ty, po prostu zaprosiłaś do nas na stałe jakiegoś faceta, w ogóle nie biorąc mojego zdania pod uwagę. Faceta, którego znasz od kiedy? Od paru miesięcy? Przy okazji postawiłaś mnie w sytuacji bez wyjścia i zagroziłaś, że odbierzesz mi wszystko, bo chłopak, z którym się spotykam, tobie się nie podoba. – A może: „chłopak, z którym się spotykałam”, dodaję w myślach.
– Czy musimy do tego wracać? – odpowiada, a rysy jej twarzy tężeją.
– Masz rację, to na nic. W końcu zdecydowałaś już, że Thomas się dla mnie nie nadaje, i nikt cię nie przekona, że jest inaczej, prawda?
– Domyślam się, że szczególnie się nie pomyliłam, skoro widzę, że moja córka siedzi w środku nocy na ganku, cała we łzach – zauważa z pogardą w głosie. Mówi do mnie tak, jakbym wciąż była dzieckiem.
Prycham głośno.
– Wydaje ci się, że wiesz wszystko, co? – pytam, mocno zaciskając powieki. – To nie tak. Nic nie wiesz o mnie i nic nie wiesz o nim.
– Nie wiem nic o tobie? Nie rozśmieszaj mnie. Jesteś moją córką, nikt nie zna cię lepiej niż ja. Myślisz, że Victor nie poinformował mnie o wczorajszej wizycie? – wybucha, rzucając mi karcące spojrzenie. Potem zamyka oczy, chwyta się palcami u podstawy nosa, bierze głęboki, uspokajający oddech i mówi dalej. – Odbyła się ona mimo moich ostrzeżeń i zaleceń. Staram się okazać ci wyrozumiałość, ale tak być nie może. Nie możesz robić wszystkiego, co ci się podoba. To jest mój dom i masz się stosować do moich zasad, bo w przeciwnym razie...
– W przeciwnym razie co się stanie? – naciskam na nią. Mam dość tej niesprawiedliwości. – Zabronisz mi używać telefonu? Oglądać telewizji? Jestem dorosła i życzyłabym sobie, żebyś zaczęła mnie tak traktować!
– Dorosła? – kpi. – Uwierz mi, że twoje zachowanie całkowicie temu przeczy!
– Tylko dlatego, że nie naginam się do twoich oczekiwań?
– Nie, dlatego że nadal nie widzisz różnicy między dobrem a złem!
– A ty widzisz? Postanowiłaś zaprosić do naszego domu faceta, którego widziałam raz w życiu i z którym teraz zmuszona jestem dzielić moją przestrzeń. Podjęłaś ważną życiową decyzję dla mężczyzny, o którym wiesz naprawdę mało. I niby ty miałabyś być ode mnie doroślejsza i mądrzejsza?
– Gdybym nie ufała Victorowi w stu procentach, nigdy nie wpuściłabym go do naszego domu. To dobry człowiek.
– A zatem ty możesz to powiedzieć o nim, ale mnie nie wolno tego samego powiedzieć o Thomasie? Moja opinia jest zupełnie bez znaczenia?
– Nie jest bez znaczenia, ale to ja jestem rodzicem, dlatego zrobisz to, co mówię. – Unosi brodę z miną osoby wszystkowiedzącej i niezachwianej w swoich przekonaniach.
Kręcę głową, czując, jak gniew rozpala mi policzki.
– Jak zwykle to ja muszę zrezygnować z tego, czego chcę, żeby spełnić twoje zachcianki, prawda?
Jej milczenie znaczy więcej niż jakakolwiek odpowiedź.
– Gdyby ci na mnie choć trochę zależało, nigdy nie postawiłabyś mnie w takiej sytuacji... Boże – wzdycham ciężko. – Jestem twoją córką, powinnaś mnie wspierać, być moją opoką, cieszyć się moim szczęściem i chcieć dla mnie jak najlepiej. Czemu to dla ciebie takie trudne?
Matka przyciąga dłonie do piersi ze zbolałym wyrazem twarzy.
– Chcę dla ciebie jak najlepiej, ale ty jesteś zbyt zaślepiona, by zauważyć, że on nie jest dla ciebie dobry. Przykro mi, ale nie zmienię zdania na temat tego chłopaka ani na temat tego, czego od ciebie oczekuję! – Jej autorytatywny ton to kropla, która przepełnia czarę.
Biorę głęboki wdech nosem i warczę:
– Jeśli twoim zamiarem jest wzbudzenie we mnie nienawiści, wiedz, że idzie ci to świetnie. Ale to nic nowego: to generalnie wychodzi ci najlepiej. Dość spojrzeć na tatę, miał tak dosyć ciebie, twojej ciągłej kontroli, twojej niepowstrzymanej potrzeby, by urządzać innym życie, że zabrał się stąd przy pierwszej nadarzającej się okazji! Zadbał o lepszą przyszłość. Taką, w której ciebie nie ma. I co? Jest szczęśliwy! Każdy byłby szczęśliwszy z dala od ciebie! To powinno wystarczyć, byś zrozumiała wreszcie, że niszczysz wszystko, czego się dotkniesz!
Nietypowe dla mnie okrucieństwo sączy się z moich słów, nim zdążę je powstrzymać. I równie niespodziewanie moja matka wymierza mi policzek tak silny, że czuję, jak skóra zaczyna mi płonąć. Zaskoczona, rozchylam usta. Matka robi to samo, najwyraźniej zszokowana własnym gestem.
– Skąd w tobie to całe zło? – pyta drżącym głosem. – Nie sądziłam, że to możliwe, ale im jesteś starsza, tym bardziej go przypominasz... – Przygląda mi się z pogardą przez chwilę, która zdaje mi się wiecznością. Potem odrywa ode mnie wzrok, poprawia sobie szlafrok na piersi, grzbietem dłoni wyciera łzę i mówi: – Chcesz być dorosła? Proszę bardzo. Zobaczymy, jak długo wytrzymasz. Skoro dzięki temu będziesz szczęśliwsza, do jutra masz się wynieść z tego domu. Pracujesz, zarabiasz, poradzisz sobie sama.
Wciąż głaszcząc dłonią bolący policzek, patrzę, jak wstaje i odchodzi. Słyszę trzaskające drzwi za moimi plecami.
Nie powiedziała tego poważnie...
Wiem, że przesadziłam. Wiem, że gadałam bez zastanowienia. Wiem, że moja matka koniec małżeństwa uważa za swoją wielką porażkę. Widziałam, że zamknęła się w domu, bo czuła się upokorzona tym, że została zdradzona, a tymczasem mój ojciec zajmował się swoją nową rodziną, poświęcał jej uwagę, której pozbawił nas. Dobrze wiem, że to on jest winny. I że prawdopodobnie to także jego wina, że ona jest tak cyniczna, a ja tak niepewna siebie. Wiem, bo cierpiałam równie mocno jak ona, i cierpię nadal. Jednak jej nieustanna chęć kontrolowania mojego życia sprawiła, że straciłam nad sobą panowanie. To niesprawiedliwe, że stawia mnie pod ścianą. Byłam tak wściekła, że jakaś część mnie chciała ją zranić. Po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że być może ja i Thomas wcale tak bardzo się nie różnimy.
Kiedy światło na werandzie gaśnie, oczy znów napełniają mi się łzami, moja dolna warga drży, a żołądek się ściska.
Zamykam oczy, myśląc o tym, że w ciągu godziny dałam się zostawić Thomasowi i wyrzucić z domu matce. Kiedy zdaję sobie sprawę, jak wiele straciłam w jeden wieczór... czuję, że świat mi się wali.
Wyczerpana, niezdolna, by zrobić cokolwiek innego, podchodzę do małej kanapy przy drzwiach i kulę się na niej w pozycji embrionu. Z policzkiem na poduszce próbuję powstrzymać łkanie, które wstrząsa moim ciałem, ale na nic się to zdaje.
To wszystko moja wina.
To zawsze moja wina...
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------