Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Better. Przekleństwo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Better. Przekleństwo - ebook

Nie istnieje światło bez cienia.

Nie istnieje miłość bez bólu.

Miłość Thomasa i Vanessy nigdy nie była łatwa. Ich historia to wieczne poszukiwanie równowagi między ekstazą a rozpaczą. Ich uczucie karmi się namiętnymi nocami i gwałtowną zazdrością, iskierkami romantyzmu i nieporozumieniami. Jednak po tym, jak omal się nie stracili, sprawy zdają się wreszcie podążać we właściwym kierunku. Thomas zgadza się otworzyć przed Vanessą i opowiada jej o nękających go demonach. Jego przeszłość kryje bowiem tragedię, która zmieniła go w kłębek rozpaczy i gniewu, zranioną duszę, która nie potrafi nawiązać relacji. Niestety nawet ta nowo odnaleziona bliskość zdaje się nie wystarczyć, by ukoić jego cierpienie. Podczas gdy Thomas jest więźniem destrukcyjnej spirali, Vanessa i Logan znów zaczynają się spotykać. Chłopak nigdy nie pogodził się z końcem ich związku i jest gotowy by znów stanąć obok Vanessy i ją wspierać. Czy to w jego uprzejmości i trosce kryje się odpowiedź na wszystkie jej pytania? Czy zderzenie dwóch serc może mieć szczęśliwe zakończenie?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68226-32-4
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Do­brze pa­mię­tam dzień mo­ich siód­mych uro­dzin. Zor­ga­ni­zo­wa­li­śmy w domu przy­ję­cie dla mo­ich ko­le­gów z klasy. Kiedy inne dzieci ba­wiły się w ogro­dzie, ja sta­łam z boku. Alex pró­bo­wał mnie roz­śmie­szyć, roz­sma­ro­wu­jąc mi zie­mię na no­sie, ale mu się nie udało. Słońce za­cho­dziło, a mama za­pro­siła nas do środka, gdzie cze­kał tort ze świecz­kami. Za­czę­łam pro­te­sto­wać. Go­ście chcieli go zjeść, cały sa­lon był przy­go­to­wany na klu­czowy mo­ment im­prezy.

Ale ja chcia­łam do taty.

Nie ob­cho­dziła mnie mama ani dziad­ko­wie. Ani moi ko­le­dzy z klasy i zna­jomi z oko­licy.

Ja chcia­łam tatę.

Obie­cał, że przyj­dzie.

A on za­wsze do­trzy­my­wał obiet­nic.

Pa­mię­tam, że za­py­ta­łam mamę, gdzie się po­dział.

Od­po­wie­działa, że za­trzy­mał go w pracy ja­kiś pilny pro­blem, ale nie­długo przy­je­dzie.

I, jak za sprawą cza­rów, wła­śnie w tym mo­men­cie usły­sza­łam, jak prze­kręca się za­mek w drzwiach, i w progu sta­nął mój oj­ciec.

Z oczami roz­świe­tlo­nymi ra­do­ścią i sze­ro­kim uśmie­chem na ustach po­bie­głam do niego i sko­czy­łam mu w ra­miona. Dłu­gie ja­sne włosy, które spa­dały mi na plecy, za­fa­lo­wały, a ide­al­nie przy­cięta broda mo­jego ojca ła­sko­tała mnie w po­li­czek, kiedy on ob­sy­py­wał mnie po­ca­łun­kami.

By­łam szczę­śliwa.

Tata po­wie­sił kurtkę przy wej­ściu. Przy­wi­tał się z mamą ca­łu­sem w po­li­czek, a z resztą go­ści sze­ro­kim uśmie­chem. Ja ba­wi­łam się ciem­nymi ko­smy­kami jego wło­sów. Bar­dzo je lu­bi­łam. Po­tem po­sta­wił mnie na pod­ło­dze obok stołu. Do­piero wtedy po­zwo­li­łam, by mama po­dała tort – oczy­wi­ście pi­sta­cjowy – że­bym mo­gła zdmuch­nąć świeczki.

Na­dę­łam po­liczki i mocno dmuch­nę­łam. Z za­mknię­tymi oczami wy­po­wie­dzia­łam ży­cze­nie: żeby wszystko po­zo­stało tak, jak jest te­raz.

Na­stęp­nego dnia mama przez cały dzień trzy­mała mnie z dala od domu: zaj­mo­wała mi czas na placu za­baw, ku­po­wała cu­kierki, spa­ce­ro­wała ze mną po­śród przy­rody. Był to cie­pły kwiet­niowy dzień, na nie­bie­skim nie­bie ani jed­nej chmury.

Kiedy wró­ci­ły­śmy do domu, tata już na nas cze­kał. Wziął mnie na ręce i po­wie­dział, że ma dla mnie nie­spo­dziankę. Krzyk­nę­łam z ra­do­ści i za­czę­łam za­rzu­cać go py­ta­niami. On się śmiał, bar­dzo dużo się śmiał. Ba­wiło go, że nie po­tra­fię po­wstrzy­mać cie­ka­wo­ści. Mama jak za­wsze pa­trzyła na nas nieco zi­ry­to­wana ca­łym tym ha­ła­sem. Tata ru­szył po scho­dach na górę, nie­spo­dzianka cze­kała w moim po­koju. Za­trzy­mał się przed drzwiami i po­sta­wił mnie na pod­ło­dze. Drżał, a jego oczy zda­wały się wil­gotne.

Je­den...

Dwa...

Trzy...

Otwo­rzył drzwi. Za­parło mi dech w piersi.

To było jak sen.

We­szłam do środka i ob­ró­ci­łam się wo­kół wła­snej osi, prze­ko­nana, że to nie może być mój po­kój.

To po­miesz­cze­nie za­wsze było pu­ste, bez za­słon, z jed­nym tylko łóż­kiem z ku­tego że­laza i szafką z trze­ciej ręki. Tynk od­pa­dał z po­wodu prze­cie­ków; za­bawki cho­wa­łam w ko­szach na pra­nie. Po­kój, który mia­łam te­raz przed oczami, wy­glą­dał na­to­miast jak na zdję­ciu w cza­so­pi­śmie: ściany barwy wrzosu, białe pa­nele, ogromna biała szafa i łóżko z bal­da­chi­mem, a na nim mnó­stwo plu­sza­ków. Na ścia­nie zaś na­prze­ciwko drzwi wielki re­gał z książ­kami.

Czu­łam się jak księż­niczka w zamku. By­łam tak szczę­śliwa, że wy­bu­chłam pła­czem.

Dzięki nie­daw­nemu awan­sowi tata zdo­łał prze­pro­wa­dzić re­mont w moim po­koju i uczy­nił go praw­dzi­wym ar­cy­dzie­łem.

Ukląkł, żeby zna­leźć się na tym sa­mym po­zio­mie co ja, i za­py­tał, czy po­doba mi się nie­spo­dzianka. Kiw­nę­łam głową i mocno go przy­tu­li­łam. Tego wie­czora, po ko­la­cji i za­ba­wie otrzy­ma­nymi po­przed­niego dnia pre­zen­tami, po­bie­głam do okna – to było moje ulu­bione miej­sce – i od­sło­ni­łam nową za­słonę, żeby po­pa­trzeć na roz­gwież­dżone niebo.

Uwiel­bia­łam wy­glą­dać przez okno. Ro­bi­łam to co wie­czór, kiedy tata wra­cał z pracy, i rano, gdy do niej wy­cho­dził. Pa­trzy­łam na jego za­par­ko­wany na pod­jeź­dzie sa­mo­chód. A on wie­dział, że będę na niego tam cze­kać. Za każ­dym ra­zem uno­sił głowę i uśmie­chał się do mnie.

To był nasz ry­tuał. Tylko nasz.

Ry­tuał, który miał trwać wiecz­nie.

Tym­cza­sem osiem lat póź­niej pa­trzy­łam, jak od­jeż­dża po raz ostatni z dwiema cięż­kimi wa­li­zami. Uniósł na mnie wzrok, ale już się nie uśmie­chał.

To wtedy po­sta­no­wił nas zo­sta­wić.

Zo­sta­wić mamę.

Zo­sta­wić dom.

I zo­sta­wić mnie.

Od­szedł.

Na za­wsze.Roz­dział 1

Wciąż stoję tu ze łzami w oczach i su­chymi li­śćmi przy­kle­jo­nymi do po­de­szew bu­tów. Wpa­truję się w pu­ste miej­sce, w któ­rym jesz­cze mo­ment temu był Tho­mas.

Od­szedł.

Nie­zdolna, by po­jąć, co się przed chwilą wy­da­rzyło, wlokę się na we­randę, zrzu­cam torbę z ra­mie­nia i sia­dam na schodku. Za­my­kam na se­kundę oczy, ale na­wet wtedy wi­dzę tylko jego. Jego spoj­rze­nie pełne roz­cza­ro­wa­nia, żalu i po­czu­cia winy. Mo­jego po­czu­cia winy. Za to, że go nie po­słu­cha­łam. Że nie uwie­rzy­łam jego sło­wom. Że by­łam tak na­iwna i, jak za­wsze, za do­bra.

Wil­gotny wiatr roz­wiewa czarne, zbun­to­wane ko­smyki, które spa­dają mi na twarz. Chcę je zwią­zać w ku­cyk, ale za­uwa­żam, że nie mam już gumki na nad­garstku. Świet­nie, mu­sia­łam ją gdzieś zo­sta­wić.

Rany, jaka ja je­stem głu­pia.

Jak to się stało, że zna­la­złam się w ta­kiej sy­tu­acji? Jak mo­głam na to po­zwo­lić?

Ma­suję so­bie skro­nie, czu­jąc nad­cho­dzącą mi­grenę, a jed­no­cze­śnie pró­buję od­two­rzyć to, co wy­da­rzyło się w ostat­nich go­dzi­nach. Wszystko zdaje mi się mętne i po­zba­wione sensu. Pa­mię­tam chwilę, w któ­rej wy­zna­łam Lo­ga­nowi, że ko­cham Tho­masa, pa­mię­tam, że chcia­łam wyjść, ura­żona jego nik­czem­nymi sło­wami na jego te­mat, ale też, że na­mó­wił mnie, że­bym zo­stała. Po­wie­dział, że nie chce być sam. A ja da­łam się prze­ko­nać jego bła­ga­niom. I tak usie­dli­śmy na ka­na­pie, oglą­da­li­śmy te­le­wi­zję, a po­tem... po­tem pustka...

Bły­ska­wica roz­świe­tla mrok nieba, roz­dzie­ra­jąc je na pół. Grzmot, który na­stę­puje po niej, wstrząsa drew­nianą ba­lu­stradą. Uno­szę głowę, by spoj­rzeć na rzę­si­sty deszcz.

Do­kąd on po­je­chał?

Prze­raża mnie moż­liwa od­po­wiedź na to py­ta­nie. Ja­kiś ci­chy gło­sik pod­po­wiada mi, że już ją znam.

Ko­lejny po­tęż­niej­szy grzmot spra­wia, że aż pod­ska­kuję, jakby na­wet niebo zga­dzało się z moim bo­le­snym po­dej­rze­niem. Mój umysł wy­peł­niają od­ra­ża­jące ob­razy, a du­szą wstrząsa nie­po­kój. Biorę te­le­fon i dzwo­nię do Tho­masa, ale po le­d­wie dwóch sy­gna­łach włą­cza się se­kre­tarka.

Z nie­do­wie­rza­niem wpa­truję się w ekran.

Od­rzu­cił po­łą­cze­nie?

Pró­buję jesz­cze raz, ale me­cha­niczny głos znów przy­po­mina mi, jak bar­dzo nie­na­wi­dzę te­le­fo­nów. Wzdy­cham i za­my­kam oczy, sfru­stro­wana, po czym za­czy­nam ob­gry­zać pa­znok­cie. Uspo­kój się, Va­nesso. Uspo­kój się. To nie Tra­vis. Nie pój­dzie do łóżka z inną, kiedy ty wy­pła­ku­jesz gorz­kie łzy.

Nie zrobi tego.

...prawda?

Znów chwy­tam za ko­mórkę, ale tym ra­zem po­sta­na­wiam skon­tak­to­wać się z je­dyną osobą, która może mi udzie­lić upra­gnio­nych od­po­wie­dzi. A przy­naj­mniej taką mam na­dzieję.

– Nessy?

Tif­fany od­po­wiada po kilku dzwon­kach. Ton jej głosu jest prze­stra­szony. Nic w tym dziw­nego, sama bym się za­nie­po­ko­iła, gdyby ona za­dzwo­niła do mnie w środku nocy. W tle sły­szę jed­nak czy­jeś głosy i dźwięki mu­zyki. Tak jak my­śla­łam: jest na im­pre­zie.

– Cześć, Tiff, masz chwilę?

– Ja­sne, wszystko w po­rządku? Co się dzieje?

Przez mo­ment mam ochotę o wszyst­kim jej opo­wie­dzieć, ale za­raz zmie­niam zda­nie i py­tam ją tylko o to, co ko­nieczne. Jesz­cze będę miała czas jej resztę wy­tłu­ma­czyć.

– Jest w po­rządku, nie martw się, chcia­łam tylko za­py­tać... – Po­cią­gam no­sem i pró­buję się uspo­koić. – Je­steś na im­pre­zie, prawda?

– Tak. Ca­rol zor­ga­ni­zo­wała wie­czo­rek fil­mowy. To miało być spo­kojne spo­tka­nie, ale szybko zro­biła się dżun­gla – na­rzeka, od­da­la­jąc się od har­mi­dru. – Ale czemu o to py­tasz?

– Ja... chcia­łam się do­wie­dzieć, czy przy­pad­kiem nie ma tam gdzieś Tho­masa.

– Gdzieś tu­taj? – od­po­wiada za­sko­czona. – Czemu miałby tu przy­cho­dzić, nie mó­wiąc ci o tym? – Za­sta­na­wia się chwilę w mil­cze­niu. – Za­raz, za­raz, tylko mi nie mów, że znowu za­cho­wał się jak idiota? – pry­cha. – Znowu na­ro­bił głu­pot? Rany bo­skie, za­biję go, jak go zo­ba­czę. Chwycę go za te ku­dły pseudo-Tra­volty i po­ża­łuje, że...

– To ja – prze­ry­wam jej z wa­ha­niem. – Tym ra­zem to ja na­ro­bi­łam głu­pot.

– Słu­cham?

– Zro­bi­łam coś głu­piego, na­prawdę głu­piego – wy­znaję. – On się ob­ra­ził i za­wiózł mnie do domu bez słowa. Od tam­tej pory nie mogę się z nim skon­tak­to­wać. – Za­kry­wam oczy dło­nią i po­chy­lam głowę, zroz­pa­czona. – Kiedy od­je­chał, był na mnie wście­kły. Nie od­biera te­le­fo­nów, a sama wiesz, jaki on jest... Wiesz, co się dzieje, kiedy się wścieka. Prze­staje my­śleć ra­cjo­nal­nie i robi ja­kieś głu­poty. Boję się, że on... – Słowa za­mie­rają mi na ustach na samą myśl o tym, że Tho­mas mógłby iść do łóżka z inną. Biorę głę­boki od­dech, zmu­sza­jąc się, by od­da­lić od sie­bie ten straszny sce­na­riusz.

– Do­brze, do­brze, ro­zu­miem – od­po­wiada Tif­fany, do­my­śla­jąc się, czego się boję. – Słu­chaj, nie było tu Tho­masa, kiedy przy­szłam. Przy­je­chał przed je­de­na­stą i spę­dził tu­taj ze dwie go­dziny. Fak­tycz­nie spra­wiał wra­że­nie zde­ner­wo­wa­nego, ale od tam­tej pory już go nie wi­dzia­łam.

Być może po­win­nam po­czuć ulgę, że nie ma go na im­pre­zie Ca­rol, ale je­stem jesz­cze bar­dziej nie­spo­kojna. Skoro nie ma go tam, to gdzie jest? Wy­klu­czam moż­li­wość, by wró­cił do domu: był zbyt wku­rzony, żeby za­mknąć się w czte­rech ścia­nach swo­jego po­koju.

– Wiesz, do­kąd jesz­cze mógłby pójść? Jest po­nie­dzia­łek, pew­nie nie ma wielu wię­cej im­prez w oko­licy?

– Może wpadł do Finna? Miał coś zor­ga­ni­zo­wać z oka­zji swo­ich uro­dzin.

Z desz­czu pod rynnę. Je­śli Finn urzą­dził im­prezę, Tho­mas z pew­no­ścią tam po­szedł. I nie on je­den. W mo­jej gło­wie po­ja­wia się straszna myśl.

– Tiff, a wiesz może... gdzie jest Shana? – py­tam, sama sobą za­że­no­wana. Za­gry­zam wnę­trze po­liczka.

– Shana? Nie, nie wi­dzia­łam jej tu­taj, wiesz, że ob­ra­camy się w róż­nych krę­gach.

I oto serce prze­staje mi bić. Jej tam nie ma. Jego też nie. Boże, pro­szę, niech to bę­dzie tylko fa­talny zbieg oko­licz­no­ści.

– Je­steś tam? – pyta po dłuż­szej chwili ci­szy.

– Tak – od­po­wia­dam. Biorę głę­boki od­dech.

– Spo­koj­nie, zo­ba­czysz, że wszystko bę­dzie do­brze. – Pró­buje mnie po­cie­szyć, ale to na nic i sama do­brze o tym wie. Że­gnam się z nią i koń­czę po­łą­cze­nie. Mam w gło­wie tyle kłę­bią­cych się my­śli, że czuję, jak­bym miała osza­leć.

Czyżby po­je­chał do niej?

Czy są te­raz ra­zem?

Je­śli tak, nie po­win­nam się dzi­wić. Shana kilka go­dzin temu wy­ra­ziła się ja­sno: on za­wsze do niej wraca. A naj­gor­sze jest to, że tym ra­zem sama go do niej wy­sła­łam.

Za­gry­za­jąc zę­bami wargę, z drżą­cymi dłońmi i oczami mo­krymi od łez, znów do niego dzwo­nię. Nie chcę uwie­rzyć w swoje po­dej­rze­nia, ale on na­dal nie od­biera.

Nie­wiele póź­niej na we­ran­dzie za­pala się świa­tło, drzwi się otwie­rają, a za mo­imi ple­cami po­ja­wia się mama.

– Va­nesso, co ty tu ro­bisz w środku nocy? Jest wpół do trze­ciej. Je­steś cała mo­kra, właź do domu. – Jej głos jest senny.

– Nie. Tu­taj mi do­brze – od­po­wia­dam chłodno, nie od­wra­ca­jąc się na­wet. Nie mam naj­mniej­szego za­miaru uda­wać, że mię­dzy nami wszystko w po­rządku. Wciąż je­stem wście­kła po na­szej ostat­niej kłótni i ab­sur­dal­nych groź­bach, któ­rymi pró­bo­wała mnie na­kło­nić, bym po­zbyła się Tho­masa ze swo­jego ży­cia. Je­stem pewna, że ska­ka­łaby z ra­do­ści, gdyby wie­działa, w ja­kiej sy­tu­acji się te­raz zna­la­złam.

– Roz­cho­ru­jesz się od tego zimna – na­lega, sia­da­jąc obok mnie, i moc­niej ob­wią­zuje się szla­fro­kiem z po­laru.

Igno­ruję ją i po raz ko­lejny dzwo­nię do Tho­masa. Na­stę­puje nie­skoń­czona se­ria sy­gna­łów, po czym włą­cza się se­kre­tarka, a mnie za­lewa ko­lejna fala przy­gnę­bie­nia.

– Po­słu­chaj, Va­nesso – za­czyna matka. – Wiem, że ostat­nio sy­tu­acja mię­dzy nami jest bar­dzo na­pięta. Dzi­siaj rano nie da­łaś mi szansy, bym mo­gła opo­wie­dzieć ci, jak się sprawy mają mię­dzy mną a Vic­to­rem, ale na­prawdę bar­dzo mi przy­kro, że do­wie­dzia­łaś się o jego prze­pro­wadzce od niego, a nie ode mnie. Chcia­ła­bym tylko, że­byś zro­zu­miała, że...

Wy­rywa mi się po­nure par­sk­nię­cie. Od­wra­cam się do niej i prze­ry­wam jej.

– Sy­tu­acja jest na­pięta? Nie, no co ty, po pro­stu za­pro­si­łaś do nas na stałe ja­kie­goś fa­ceta, w ogóle nie bio­rąc mo­jego zda­nia pod uwagę. Fa­ceta, któ­rego znasz od kiedy? Od paru mie­sięcy? Przy oka­zji po­sta­wi­łaś mnie w sy­tu­acji bez wyj­ścia i za­gro­zi­łaś, że od­bie­rzesz mi wszystko, bo chło­pak, z któ­rym się spo­ty­kam, to­bie się nie po­doba. – A może: „chło­pak, z któ­rym się spo­ty­ka­łam”, do­daję w my­ślach.

– Czy mu­simy do tego wra­cać? – od­po­wiada, a rysy jej twa­rzy tę­żeją.

– Masz ra­cję, to na nic. W końcu zde­cy­do­wa­łaś już, że Tho­mas się dla mnie nie na­daje, i nikt cię nie prze­kona, że jest ina­czej, prawda?

– Do­my­ślam się, że szcze­gól­nie się nie po­my­li­łam, skoro wi­dzę, że moja córka sie­dzi w środku nocy na ganku, cała we łzach – za­uważa z po­gardą w gło­sie. Mówi do mnie tak, jak­bym wciąż była dziec­kiem.

Pry­cham gło­śno.

– Wy­daje ci się, że wiesz wszystko, co? – py­tam, mocno za­ci­ska­jąc po­wieki. – To nie tak. Nic nie wiesz o mnie i nic nie wiesz o nim.

– Nie wiem nic o to­bie? Nie roz­śmie­szaj mnie. Je­steś moją córką, nikt nie zna cię le­piej niż ja. My­ślisz, że Vic­tor nie po­in­for­mo­wał mnie o wczo­raj­szej wi­zy­cie? – wy­bu­cha, rzu­ca­jąc mi kar­cące spoj­rze­nie. Po­tem za­myka oczy, chwyta się pal­cami u pod­stawy nosa, bie­rze głę­boki, uspo­ka­ja­jący od­dech i mówi da­lej. – Od­była się ona mimo mo­ich ostrze­żeń i za­le­ceń. Sta­ram się oka­zać ci wy­ro­zu­mia­łość, ale tak być nie może. Nie mo­żesz ro­bić wszyst­kiego, co ci się po­doba. To jest mój dom i masz się sto­so­wać do mo­ich za­sad, bo w prze­ciw­nym ra­zie...

– W prze­ciw­nym ra­zie co się sta­nie? – na­ci­skam na nią. Mam dość tej nie­spra­wie­dli­wo­ści. – Za­bro­nisz mi uży­wać te­le­fonu? Oglą­dać te­le­wi­zji? Je­stem do­ro­sła i ży­czy­ła­bym so­bie, że­byś za­częła mnie tak trak­to­wać!

– Do­ro­sła? – kpi. – Uwierz mi, że twoje za­cho­wa­nie cał­ko­wi­cie temu prze­czy!

– Tylko dla­tego, że nie na­gi­nam się do two­ich ocze­ki­wań?

– Nie, dla­tego że na­dal nie wi­dzisz róż­nicy mię­dzy do­brem a złem!

– A ty wi­dzisz? Po­sta­no­wi­łaś za­pro­sić do na­szego domu fa­ceta, któ­rego wi­dzia­łam raz w ży­ciu i z któ­rym te­raz zmu­szona je­stem dzie­lić moją prze­strzeń. Pod­ję­łaś ważną ży­ciową de­cy­zję dla męż­czy­zny, o któ­rym wiesz na­prawdę mało. I niby ty mia­ła­byś być ode mnie do­ro­ślej­sza i mą­drzej­sza?

– Gdy­bym nie ufała Vic­to­rowi w stu pro­cen­tach, ni­gdy nie wpu­ści­ła­bym go do na­szego domu. To do­bry czło­wiek.

– A za­tem ty mo­żesz to po­wie­dzieć o nim, ale mnie nie wolno tego sa­mego po­wie­dzieć o Tho­ma­sie? Moja opi­nia jest zu­peł­nie bez zna­cze­nia?

– Nie jest bez zna­cze­nia, ale to ja je­stem ro­dzi­cem, dla­tego zro­bisz to, co mó­wię. – Unosi brodę z miną osoby wszyst­ko­wie­dzą­cej i nie­za­chwia­nej w swo­ich prze­ko­na­niach.

Kręcę głową, czu­jąc, jak gniew roz­pala mi po­liczki.

– Jak zwy­kle to ja mu­szę zre­zy­gno­wać z tego, czego chcę, żeby speł­nić twoje za­chcianki, prawda?

Jej mil­cze­nie zna­czy wię­cej niż ja­ka­kol­wiek od­po­wiedź.

– Gdyby ci na mnie choć tro­chę za­le­żało, ni­gdy nie po­sta­wi­ła­byś mnie w ta­kiej sy­tu­acji... Boże – wzdy­cham ciężko. – Je­stem twoją córką, po­win­naś mnie wspie­rać, być moją opoką, cie­szyć się moim szczę­ściem i chcieć dla mnie jak naj­le­piej. Czemu to dla cie­bie ta­kie trudne?

Matka przy­ciąga dło­nie do piersi ze zbo­la­łym wy­ra­zem twa­rzy.

– Chcę dla cie­bie jak naj­le­piej, ale ty je­steś zbyt za­śle­piona, by za­uwa­żyć, że on nie jest dla cie­bie do­bry. Przy­kro mi, ale nie zmie­nię zda­nia na te­mat tego chło­paka ani na te­mat tego, czego od cie­bie ocze­kuję! – Jej au­to­ry­ta­tywny ton to kro­pla, która prze­peł­nia czarę.

Biorę głę­boki wdech no­sem i war­czę:

– Je­śli twoim za­mia­rem jest wzbu­dze­nie we mnie nie­na­wi­ści, wiedz, że idzie ci to świet­nie. Ale to nic no­wego: to ge­ne­ral­nie wy­cho­dzi ci naj­le­piej. Dość spoj­rzeć na tatę, miał tak do­syć cie­bie, two­jej cią­głej kon­troli, two­jej nie­po­wstrzy­ma­nej po­trzeby, by urzą­dzać in­nym ży­cie, że za­brał się stąd przy pierw­szej nada­rza­ją­cej się oka­zji! Za­dbał o lep­szą przy­szłość. Taką, w któ­rej cie­bie nie ma. I co? Jest szczę­śliwy! Każdy byłby szczę­śliw­szy z dala od cie­bie! To po­winno wy­star­czyć, byś zro­zu­miała wresz­cie, że nisz­czysz wszystko, czego się do­tkniesz!

Nie­ty­powe dla mnie okru­cień­stwo są­czy się z mo­ich słów, nim zdążę je po­wstrzy­mać. I rów­nie nie­spo­dzie­wa­nie moja matka wy­mie­rza mi po­li­czek tak silny, że czuję, jak skóra za­czyna mi pło­nąć. Za­sko­czona, roz­chy­lam usta. Matka robi to samo, naj­wy­raź­niej zszo­ko­wana wła­snym ge­stem.

– Skąd w to­bie to całe zło? – pyta drżą­cym gło­sem. – Nie są­dzi­łam, że to moż­liwe, ale im je­steś star­sza, tym bar­dziej go przy­po­mi­nasz... – Przy­gląda mi się z po­gardą przez chwilę, która zdaje mi się wiecz­no­ścią. Po­tem od­rywa ode mnie wzrok, po­pra­wia so­bie szla­frok na piersi, grzbie­tem dłoni wy­ciera łzę i mówi: – Chcesz być do­ro­sła? Pro­szę bar­dzo. Zo­ba­czymy, jak długo wy­trzy­masz. Skoro dzięki temu bę­dziesz szczę­śliw­sza, do ju­tra masz się wy­nieść z tego domu. Pra­cu­jesz, za­ra­biasz, po­ra­dzisz so­bie sama.

Wciąż głasz­cząc dło­nią bo­lący po­li­czek, pa­trzę, jak wstaje i od­cho­dzi. Sły­szę trza­ska­jące drzwi za mo­imi ple­cami.

Nie po­wie­działa tego po­waż­nie...

Wiem, że prze­sa­dzi­łam. Wiem, że ga­da­łam bez za­sta­no­wie­nia. Wiem, że moja matka ko­niec mał­żeń­stwa uważa za swoją wielką po­rażkę. Wi­dzia­łam, że za­mknęła się w domu, bo czuła się upo­ko­rzona tym, że zo­stała zdra­dzona, a tym­cza­sem mój oj­ciec zaj­mo­wał się swoją nową ro­dziną, po­świę­cał jej uwagę, któ­rej po­zba­wił nas. Do­brze wiem, że to on jest winny. I że praw­do­po­dob­nie to także jego wina, że ona jest tak cy­niczna, a ja tak nie­pewna sie­bie. Wiem, bo cier­pia­łam rów­nie mocno jak ona, i cier­pię na­dal. Jed­nak jej nie­ustanna chęć kon­tro­lo­wa­nia mo­jego ży­cia spra­wiła, że stra­ci­łam nad sobą pa­no­wa­nie. To nie­spra­wie­dliwe, że sta­wia mnie pod ścianą. By­łam tak wście­kła, że ja­kaś część mnie chciała ją zra­nić. Po raz pierw­szy przy­szło mi do głowy, że być może ja i Tho­mas wcale tak bar­dzo się nie róż­nimy.

Kiedy świa­tło na we­ran­dzie ga­śnie, oczy znów na­peł­niają mi się łzami, moja dolna warga drży, a żo­łą­dek się ści­ska.

Za­my­kam oczy, my­śląc o tym, że w ciągu go­dziny da­łam się zo­sta­wić Tho­ma­sowi i wy­rzu­cić z domu matce. Kiedy zdaję so­bie sprawę, jak wiele stra­ci­łam w je­den wie­czór... czuję, że świat mi się wali.

Wy­czer­pana, nie­zdolna, by zro­bić co­kol­wiek in­nego, pod­cho­dzę do ma­łej ka­napy przy drzwiach i kulę się na niej w po­zy­cji em­brionu. Z po­licz­kiem na po­duszce pró­buję po­wstrzy­mać łka­nie, które wstrząsa moim cia­łem, ale na nic się to zdaje.

To wszystko moja wina.

To za­wsze moja wina...

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: