- W empik go
Bez Ciebie Córeczko - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Bez Ciebie Córeczko - ebook
„Bez Ciebie Córeczko” to opowieść o porwanej sześcioletniej dziewczynce. Książka ma też swój przekaz, który nawiązuje do coraz większego braku czasu dla naszych dzieci. Autorka próbuje uświadomić, jak ważną rolę w życiu najmłodszych odgrywają rodzice i ich zaangażowanie, a także jak ważny jest poświęcany im czas.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-649-8 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział I
— Tatusiu, pobaw się ze mną — rozległ się ciepły głos małej dziewczynki o imieniu Emma.
— Nie teraz — odpowiedział jej tata. Tata Artur, to wysoki, ciemnowłosy biznesmen, który bardzo dużo pracuje.
— Tatusiu, pobaw się ze mną — ponawia prośbę Emma, która jest już nieco zmęczona, ale wciąż pragnąca zabawy z tatą.
— Emma, nie widzisz, że jestem zajęty? — Artur odpowiada już nieco podniesionym głosem.
— Tatusiu, pobaw się ze mną… — nieśmiało cichutkim głosem Emma próbuje jeszcze raz.
— Emma!!! — tata już tym razem krzyknął.
— Dobranoc… — powiedziała i wyszła z ciemnego pokoju, rozświetlonego jedynie monitorem komputera.
Emma wtuliła się w poduszkę, przytuliła do swojego ulubionego misia — Psotka i zasnęła.
— Chyba nawet nie zauważyłeś, że powiedziała Ci „dobranoc”? — zapytała mama Emmy — Ania.
— Muszę skończyć ten projekt do jutra, a spójrz tylko ile jeszcze mi zostało? Ona wciąż chce zabawy, ciągle jej mało — odpowiedział Artur.
Ania, nie kontynuowała. Poszła do Emmy, by ją uściskać i dać buziaka na dobranoc. Po raz kolejny jednak czuła, że relacja ojciec — córka gdzieś się zatraca i trudno będzie to odbudować. Ona sama nie pracowała, była zależna finansowo od Artura. Była przekonana, że nie może więc nic mu kazać, nie może nalegać na zabawę z Emmą. Wiedziała, że jej mąż dużo pracuje, że zarabia pieniądze, że tak naprawdę nie brakuje im niczego, a jednak…
Do pełni szczęścia brakowało czułości, miłości, zrozumienia i bliskości. Artur oddalił się nieco od swojej rodziny, choć on sam nie widział problemu. Tego wieczoru dokończył projekt, czuł satysfakcje i wiedział, że prezes wielkiej firmy architektonicznej, pochwali go.
Rano wszyscy obudzili się w dobrych humorach, ale jak zwykle w pośpiechu. Artur zaspał nieco i musiał spieszyć się do pracy, a przy okazji zawieźć Emmę do przedszkola.
— Emma! Pospiesz się, ile jeszcze zamierzasz siedzieć nad tym śniadaniem?! — tata nerwowo pyta Emmę
— Artur! To tylko dziecko! — uspakaja go nieco Ania.
— Tatusiu czy dziś się ze mną pobawisz? — Emma zadała pytanie, które zdenerwowało Artura jeszcze bardziej.
— Emma, a ty znów swoje! Dziecko czy ty naprawdę nie masz co robić? Aż tak się nudzisz? — Artur rzucał retoryczne pytania w kierunku Emmy. Dziewczynka nie wiedziała co ma odpowiedzieć.
Ania, przytuliła córkę i obiecała, że jak tylko wróci z przedszkola razem zagrają w jakąś grę planszową a potem zjedzą obiad i pójdą na pyszne czekoladowe lody, które Emma tak uwielbiała.
Artur w pośpiechu zabrał plecak Emmy, swoją teczkę z projektem, dał szybkiego buziaka Ani i wyszedł z córką, po czym odjechali. Ania miała tego dnia jakieś dziwne obawy. Czuła się nieswojo. Nie wiedziała dlaczego, ale winę próbowała zrzucać na karb tego, że wczorajszy dzień zakończył się smutno dla Emmy. Bardzo chciała pokazać Arturowi swój nowy rysunek, czekała na niego cały dzień, będąc pewną, że kiedy wróci na pewno się z nią pobawi. Niestety stało się inaczej. Wszystko przez pośpiech, nowy projekt i chęć awansu. Zapomniał jakby o tym, że ma sześcioletnią córkę, która potrzebuje go.
Emma razem ze swoim tatą dotarli pod bramę przedszkola.
— Pójdziesz sama? — zapytał Artur.
— Dlaczego sama? A ty? — odpowiedziała, wierząc, że tata jednak nie zostawi jej samej.
— Emma, dziś mam ważny dzień w pracy, naprawdę się spieszę. Zobacz, masz dwa kroki do budynku przedszkola, jesteś już dużą dziewczynką. No już bierz plecak i zmykaj.
Emma wysiadła z samochodu, a tata ruszył czym prędzej do pracy. Starała się pomachać mu na pożegnanie, ale on już tego nie widział. Był zbyt pochłonięty i podekscytowany nowym projektem. Wiedział, że zrobił go dobrze, a za jego wspaniale wykonaną prace czeka go awans na wiceprezesa ENT Architekt.
Emma założyła plecak i odwróciła się w stronę budynku. Chciała już ruszyć w jego stronę, gdy naglę zobaczyła podbiegającą do niej kobietę. Miała rude, kręcone włosy, ciemne okulary i szpilki.
— Cześć — powiedziała do Emmy głosem tak miłym i czułym, jakim w zasadzie mówi do niej tylko mama.
— Nie znam Pani. Muszę już iść. Do widzenia. — Emma była nieco przestraszona, nigdy nie była w sytuacji, gdy obca kobieta zaczepia ją samą na ulicy.
W sumie nigdy nie była sama na ulicy. Zawsze, ale to zawsze była z mamą, tatą lub kimś z starszym z rodziny. Zawsze była odprowadzana do szatni, tata lub mama pomagali jej się przebrać. Ten jeden, jedyny raz było inaczej. Emma czuła się zaniepokojona i chciała jak najszybciej znaleźć się w budynku przedszkola.
— Nie bój się, jestem Lila. Jestem przyjaciółką Twojej mamy. Powiedziała, żebym dziś zabrała cie na lody i do kina, chcesz? — kobieta starała się być mocno przekonywująca.
Emma wiedziała co zawsze powtarzała jej mama. By nigdy nie rozmawiała z obcymi i nigdy, nigdzie z nimi nie szła.
— Nie. — odpowiedziała, nerwowo rozglądając się wokół i szukając kogoś, kto mógłby jej pomóc.
— Przecież nie zrobię ci krzywdy. Zobaczysz to będzie fajny dzień. — kobieta o rudych włosach wciąż próbowała namówić dziewczynkę, choć ta nie chciała dać się przekonać.
Emma rzuciła się więc do ucieczki, ale na nic zdały się jej szybkie i zwinne ruchy. Tuż przy chodniku stał czarny samochód z zaciemnionymi szybami, a ze środka wypadł muskularny, wysoki mężczyzna. Łysy i mający mnóstwo dziwnych tatuaży. Zatrzymał dziewczynkę, przyłożył dłoń do ust, tak by nie była w stanie wydobyć nawet pisknięcia. Razem z rudowłosą kobietą wciągnęli Emmę do samochodu i odjechali w pośpiechu. Nikt nie zauważył całej sytuacji. Budynek przedszkola znajdował się dużo dalej od ulicy a przed oknami znajdowało się mnóstwo przeróżnych iglaków, które zasłaniały okna. Emma przez chwilę rzucała się i krzyczała w samochodzie. Jednak otumaniona wstrzykniętą dziwną substancją — zasnęła.
Artur w tym czasie zaczął świętowanie swojego sukcesu. Został wiceprezesem ENT Architekt. Prezesowi bardzo spodobał się jego projekt i go zaakceptował.
Ania natomiast sprzątała cały dom, gotowała obiad i ani się obejrzała a była już dwunasta, czas w którym powinna odebrać Emmę z przedszkola. Dziewczynka niestety była już wtedy bardzo daleko od domu… Gdy tylko się wybudzała, rudowłosa kobieta wstrzykiwała kolejne dawki substancji oszołamiającej. Jedyne co Emma zapamiętała z całej podróży to jej głos, który w kółko powtarzał: „Będzie świetnym towarem, byle tylko była teraz cicho.”Rozdział II
Ania wbiegła na przedszkolny korytarz, nerwowo szukając, wśród tłumu rozkrzyczanych dzieci, swojej córki. Rozglądała się wokół, ale nigdzie jej nie widziała.
— Dzień dobry, przyszłam po Emmę, gdzie ona się chowa? — Ania wchodząc do klasy, pyta nieco rozbawionym głosem panią Zosię, wychowawcę dziewczynki.
— Po Emmę? — z niedowierzaniem odpowiada pani Zosia.
— No tak… po Emmę — Ania jest już nieco przestraszona.
— Emmy przecież nie było dziś na zajęciach. — Pani Zosia jest zmieszana.
— Słucham?! Jak to nie było?!
— Przykro mi, ale Emmy tutaj nie ma, zresztą w ogóle dziś jej nie było proszę pani. — odpowiada ze zdziwieniem pani Zosia.
— To niemożliwe! Jak to nie było?! To gdzie ona jest?! — Ania zaczyna być coraz bardziej zdenerwowana, a ręce zaczynają jej drżeć.
— Ale… Emma miała być dziś na zajęciach? Kto miał ją tutaj przywieźć? — spokojnie pyta pani Zosia.
— Yyyy… Eeee… Mąż! Muszę zadzwonić do męża! Przepraszam. — Ania nerwowo wybiega z budynku i czym prędzej wyciąga z torebki telefon, który upada jej na ziemię. Jest mocno zdenerwowana, nie rozumie całej sytuacji i ma nadzieję, że Artur będzie w stanie jej to wszystko wytłumaczyć. Podnosi telefon, wyszukuje numer i dzwoni. Niestety Artur nie odpowiada, jak zwykle zajęty jest swoimi sprawami. Nowo przyjęte stanowisko, już od pierwszego dnia pochłania go bez reszty. Ma wyciszony telefon i nie zauważa nawet, że Ania dzwoni już dziesiąty raz.
Nie próbując już dłużej dzwonić, mama Emmy wsiada w samochód i rusza czym prędzej do ENT Architekt, by zobaczyć się z Arturem. Przebiega przez pokój sekretarki i wpada wprost do biura prezesa. Jest tam także i Artur.
— Gdzie jest Emma?! — pyta nerwowo Ania.
— Dzień dobry Pani Aniu — wita ją z zaskoczeniem w głosie, prezes ENT Architekt.
— Jak to gdzie jest Emma? A gdzie ma być? W przedszkolu. — odpowiada szybko, uśmiechając się i obracając głowę w kierunku prezesa, Artur.
Prezes odwzajemnia jego uśmiech.
— Artur! Emmy nie było dziś w przedszkolu! Możesz mi to jakoś wytłumaczyć? Przecież to ty ją dziś odwoziłeś! — Ania mówi drżącym głosem niemalże krzycząc.
— Jak to nie było?! O czym ty mówisz? — z twarzy Artura zszedł uśmiech i dało się zauważyć zaniepokojenie.
— No nie było! Boże gdzie ona jest!!!!???? Gdzie jest nasze dziecko?! — Ania nie może uwierzyć w to co się dzieje.
— Anka, ona musi być w przedszkolu! Przecież ją tam zostawiłem! — Artur mówi podniesionym głosem potrząsając ramionami Ani.
— Gdzie ją zostawiłeś?! Bo na pewno nie w przedszkolu! — Krzyczy.
— Wysiadła koło bramy, musiała dotrzeć do przedszkola. A może wróciła do domu? — pyta, szukając możliwych miejsc w których mogła znajdować się Emma.
— Co zrobiłeś?! Wysadziłeś ją koło bramy?! Artur, do cholery! Nie poszedłeś z nią do przedszkola?! — Ania nie wierzy w to co mówi Artur.
— O jej, no spieszyło mi się, a od bramy do przedszkola jest kilka kroków, to duża dziewczynka! — tłumaczy się.
— Duża dziewczynka?! To sześcioletnie dziecko dla którego ty nigdy nie miałeś czasu! Nie miałeś go nawet dziś, by zaprowadzić ją do szatni i upewnić się, że jest bezpieczna! — Ania płacząc wyrzuca Arturowi jego nieodpowiedzialne zachowanie.
— Dobra, musimy zacząć jej szukać. — Artur czym prędzej zabiera marynarkę i teczkę i razem z Anią wybiegają z firmy.
Jadąc bardzo powoli samochodem, rozglądają się wokół, szukają w przeróżnych miejscach, parkach, placach zabaw. Ania w międzyczasie dzwoni do najbliższej rodziny, do przyjaciół, rodziców koleżanek dziewczynki. Nikt jednak Emmy tego dnia nie widział. Wszyscy jednak są przerażeni i włączają się w poszukiwania. Nieuchronnie zbliża się wieczór, jest już półmrok i poszukiwania Emmy bez pomocy policji wydają się być nie możliwe.
— Anka, to bez sensu… Jeździmy w kółko już piętnasty raz. — Artur mówi załamanym głosem uderzając pięścią w kierownicę.
— Boże, gdzie ona jest… — Ania zakrywa twarz dłońmi głośno płacząc.
Oboje ruszają samochodem prosto na najbliższy komisariat policji, by zgłosić zaginięcie ich córki.
Tymczasem porywacze docierają z Emmą na miejsce. Wynoszą ją z samochodu, ponieważ dziewczynka ledwo otwiera oczy, nie jest w stanie stanąć na nogach. Jedyne co dostrzega to bardzo dużo drzew, krzewów. Potem schodzi, trzymana za ręce przez rudowłosą kobietę, po schodach. Jest jej zimno, cała drży. Nie wie co się z nią dzieje, ale nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu, choć wewnątrz ma ochotę krzyczeć. Kobieta rzuca ją na bardzo głośno skrzypiące łóżko. Wewnątrz pomieszczenia panuje półmrok. Nagle drzwi do ciemnego i zimnego pomieszczenia otwierają się. Emma zaczyna coraz lepiej wiedzieć i dostrzega twarz. To mężczyzna. Ma długie włosy związane w kucyk, niebieską koszule i długie granatowe spodnie. Słyszy jak mówi do rudowłosej:
— Jest niezła, ale cena pozostaje bez zmian. — ma gruby, nieco zachrypnięty głos.
— Oj, Jack, popatrz na nią. Jest piękna. To blondyneczka, każdy będzie chciał ją mieć. — mówi kobieta, przesuwając palec po jego policzku.
— Lila — mówi łapiąc kobietę za pośladek — jeśli dostanę coś ekstra, dam więcej.
— Niech będzie — uśmiecha się po czym obje wychodzą.
Zza ściany Emma słyszy krzyki rudowłosej kobiety. Nie wie, co się dzieje, nie wie co robić, jak się zachować. Wstaje z łóżka i rozgląda się po pomieszczeniu, które wygląda bardziej jak dobrze urządzona piwnica. Nie ma w nim okien. Jest łóżko, mały stolik i jedno krzesło. Na betonowej podłodze leży czerwony gruby dywan, nieco zabrudzony. Chciała by zacząć krzyczeć, ale jest przerażona. Powoli zaczyna docierać do niej co takiego mogło się stać. I choć mama bardzo często powtarzała jej, że nie wolno rozmawiać z obcymi bo może wydarzyć się taka sytuacja, nie docierało nigdy do niej, że może spotkać to właśnie ją. Była bardzo mądrą jak na swój wiek, dziewczynką, ale była tylko dzieckiem, które nie wiele jeszcze rozumiało ze świata dorosłych. Bardzo się bała i łzy płynęły po jej rozpalonych policzkach. Otworzyła plecak i wyciągnęła z niego swojego misia Psotka. Przytuliła go mocno do twarzy, a miś po chwili zrobił się mokry od nadmiaru jej łez. Krzyki kobiety ucichły, a po chwili słychać było kroki zmierzające ku pomieszczeniu w którym znajdowała się Emma. Dziewczynce coraz mocniej biło serce z przerażenia, podbiegła do kąta i przytuliła Psotka tak mocno jak tylko się dało. Lila i Jack otworzyli drzwi i rozglądnęli się po pokoju, szukając Emmy.
— O, nasze słoneczko już wstało. — powiedziała Lila po czym podeszła do dziewczynki i pogłaskała ją po głowie. Dziewczynka drżała, a jej oddech był płytki i szybki.
— Nie bój się. Zaraz dostaniesz coś do jedzenia. — dodała, po czym wstała i podeszła do Jacka.
— Dziewczyna musi przestać się mazgaić, bo nic z tego nie będzie. Mam już kogoś dla niej, ale w takim stanie nawet na nią nie zerknie. — Jack mówi zrezygnowanym tonem.
— Ogarnie się, daj jej czas. Ile ona może mieć? Sześć, siedem lat? — Lila zastanawia się, patrząc na Emmę.
— To chyba ty powinnaś wiedzieć. — mówi Jack uśmiechając się do kobiety.
— Ile masz lat? — zwraca się z pytaniem do dziewczynki.
Ale Emma patrzy tylko na nich, swoimi pięknymi, dużymi, niebieskimi oczami i nie jest w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
— Dziewczyna nie piśnie, jest w amoku — mówi Jack — masz czas do jutra by ją uspokoić — kontynuuje.
— Dam sobie radę, wiesz przecież.
— Tak…
— Poczekaj tu z nią chwilę. Przyniosę jej coś do jedzenia — Lila wychodzi.
Jack patrzy na Emmę i podchodzi do niej. Zaczyna głaskać ją po policzku.
— Piękna jesteś. Chcesz się pobawić? — szepcze.
— Boje się. — Emmie udaję się wydobyć z siebie głos.
— Daj spokój, nie ma się czego bać — mówi przesuwając dłoń po jej ręce.
— Jack! — woła Lila. — Co ty robisz! Upadłeś na głowę! W taki sposób chcesz by się oswoiła? — krzyczy.
— Nic wielkiego się nie stało — tłumaczy się.
— Bo tutaj weszłam! — niesie tacę z owocami i kładzie na niewielkim stoliku po czym zwraca się do Emmy.
— Jedz. Musisz jeść blondyneczko.
Jack zapala papierosa i oboje wychodzą, zamykając drzwi na klucz. Emma nie czuje głodu. Po długim szlochaniu — zasypia.
Anna i Artur docierają na komisariat policji. Wbiegają na korytarz, po czym szukają funkcjonariusza.
— Dobry wieczór, w czym mogę państwu pomóc? — rozlega się głos mężczyzny w małym biurowym pokoiku.
— Dziecko, nasza Emma, zaginęła, błagam niech nam pan pomoże! — krzyczy Ania.
— Emma, nasza córka sto dwadzieścia centymetrów wzrostu, szczupła, jasne włosy, ubrana w… — Artur zaczyna opisywać córkę.
— Zaraz! Chwileczkę. Proszę niech państwo usiądą i na spokojnie po kolei ustalimy co się stało. — policjant próbuje uspokoić bardzo roztrzęsionych rodziców Emmy.
— Mamy spokojnie siadać, kiedy nasze dziecko jest nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim?! — krzyczy Artur.
— Proszę państwa, ja wszystko rozumiem, ale…
— Gówno pan rozumie! — Artur nie daję dokończyć policjantowi po czym uderza pięścią w biurko.
Ania wyciąga portfel a z niego zdjęcie Emmy, podaje funkcjonariuszowi, mówiąc:
— To Emma — pociąga nosem i wyciera łzy. — Dziś rano nie dotarła do przedszkola. Mąż zostawił ją pod bramą przy ulicy Kasprzykowskiej 15 i… — ucina zaczynając płakać.
— -No jasne! Teraz to wszystko moja wina, tak? — Artur patrzy na Anię gniewnym wzrokiem.
— A czyja?! — wykrzykuje Ania.
— Proszę państwa, ale nie jest to chyba najlepszy moment na kłótnie, prawda? — policjant usiłuje uspokoić małżeństwo. — Mamy już zdjęcie dziewczynki, ale potrzebujemy więcej szczegółów. Na przykład w co była ubrana, kiedy widzieliście ją państwo po raz ostatni? — kontynuuje policjant.
— A czy to ważne?! — krzyczy Artur. — Chyba powinniście ruszyć dupę i zacząć jej szukać! Będziemy tu siedzieć i gadać?!
— Proszę się uspokoić i pozwolić mi państwu pomóc. — mówi funkcjonariusz po czym bierze do ręki słuchawkę telefonu i zawiadamia służby o zaginięciu Emmy.
Artur nie jest w stanie wytrzymać napięcia i wychodzi z komisariatu by zapalić papierosa. Ania wybiega za nim i chwytając go za rękę mówi:
— Artur, proszę…
— Daj mi spokój! — wyrywa się, po czym rzuca papierosa na ziemię, wsiada do samochodu i odjeżdża.
— Widzi tylko przez lusterko samochodu jak Ania coś krzyczy, wymachuje rękami po czym zakrywa twarz dłońmi, upada na kolana i płacze. Artur jedzie przed siebie by przestać myśleć o tym co się wydarzyło. W głębi duszy ma okropne wyrzuty sumienia, ale stara się nie dopuszczać ich do siebie. To miał być wspaniały dzień a zamienił się w najgorszy koszmar z którego najchętniej by się obudził.
— Wszystko w prządku? — pyta policjant łapiąc Anię za ramię.
— Nie, nic nie jest w porządku! — krzyczy. — Odjechał, widzi Pan?! Odjechał. Ona go nigdy nie obchodziła. Zawsze liczyły się tylko pieniądze, więcej pieniędzy. Mówił, że dzięki nim niczego nam nie brakuje, a teraz co?! Przez nie Emma jest nie wiadomo gdzie i… — urywa.
— Proszę być dobrej myśli. Wróćmy na komisariat i opowie mi Pani wszystko na spokojnie jeszcze raz. Naprawdę musimy mieć więcej szczegółów dotyczących Pani córki. Inaczej nie wiemy gdzie i w jaki sposób jej szukać. — przekonuje policjant.
Ania wstaje i razem udają się z powrotem do budynku policji. Opisuje tam ze szczegółami to jak wygląda Emma, w co była ubrana a także cały dzisiejszy dzień. Robi to z przerwami na głośny płacz. Pamięta jak rano zakładała jej ulubioną bluzkę, jak uśmiechnęła się na wiadomość o popołudniowych lodach w jej ulubionym smaku. Jak pomachała jej przez okno, chociaż Emma już tego nie dostrzegła. Czas od kiedy nie ma Emmy wydaje się być dla Ani wiecznością, choć upłynęło siedemnaście godzin odkąd dziewczynka wyszła z domu. Zaczęła nawet przez chwilę zwalać winę na siebie, że to ona jej nie odwiozła, że może nie zrobiła wszystkiego by uratować swoją córkę.
— Dzień dobry, blondyneczko — mówi Lili — dlaczego nic nie zjadłaś? — pyta.
— Boje się — szepcze po czym ponownie zaczyna płakać.
— Przestań już się mazgaić. Dziś, Kochana, twój wielki dzień, poznasz pewnego pana, który chętnie się z tobą pobawi — podchodzi do Emmy i podaje jej talerz z jedzeniem.
— Nie chcę. Chcę do mamy. — mówi zapłakanym głosem.
— Będziesz miała… Powiedzmy tatusia, hm? Może być? — pyta.
Emma kręci głową. Nie chce poznawać nikogo obcego. Bardzo chciałaby wrócić już do domu. Nie ma pojęcia, że plany wobec niej są już bardzo dalekie.
— No dobra, musisz jeść. Tak czy inaczej: MUSISZ COŚ ZJEŚĆ, rozumiesz blondyneczko? — Lila chwyta Emmę za brodę i przekręca jej głową w stronę talerza.
— Mogę wody? — pyta cicho.
— Możesz. Poczekaj tutaj, zaraz przyniosę. — rudowłosa wychodzi, zapominając zamknąć drzwi.
Emma wstaje powoli i zmierza ku otwartym drzwiom po czym wychyla głowę i widzi długi korytarz z kilkoma innymi drzwiami, a na nich numerki. Wcześniejsze krzyki dziecka, ucichły, a na korytarzu zrobił się spokój. Nagle drzwi jednego z pomieszczeń otwierają się, Emma zrywa się wystraszona, mocniej przytula Psotka i stoi tak w bezruchu widząc mężczyznę. Był bardzo dobrze ubrany, czarna marynarka, do tego spodnie w tym samym kolorze, biała koszula, krawat. Był łysy i miał długą brodę. Emma zauważyła tylko jak wychodząc poprawiał pasek i rozporek u spodni. Jej tata, kiedy naprawdę bardzo się spieszył, czasem robił tak samo wychodząc z toalety. Nie namyślając się długo, kiedy mężczyzna zniknął za rogiem korytarza, Emma udała się w kierunku drzwi z których wyszedł mężczyzna. Była przekonana, że znajduje się za nimi toaleta, a jej bardzo chciało się siku. Bardzo ostrożnie złapała za klamkę i uchyliła drzwi, ku jej zaskoczeniu pomieszczenie to nie było toaletą a takim samym pokojem jak jej. Rozglądnęła się, a pod stołem dostrzegła chłopca będącego niewiele starszym od niej. Był zupełnie nagi. Przerażona tym widokiem stanęła w bezruchu. Chłopiec miał kolana podciągnięte do brody i płakał, bardzo, bardzo cicho.
— A co ty tutaj robisz, blondyneczko?! — Lila łapię za ucho Emmę i ciągnie ją do jej pokoju
— Boli — woła.
— Jesteś bardzo ciekawska, a my nie lubimy ciekawskich dziewczynek. — mówi — nie można zostawić cię samej ani na chwilę.
— Ja tylko.. — szepcze Emma.
— Co? Co tylko? — pyta Lila mocniej łapiąc ją ucho.
— Chce mi się siku! — wykrzykuje z bólem.
— Patrz głupia dziewczynko, tu masz kibel, w swoim pokoju! — przekręca jej głowę i puszcza ucho, które zrobiło się mocno czerwone.
Dziewczynka upada na podłogę, a Lila wychodzi trzaskając drzwiami i zamykając je na klucz. Emma ponownie zaczyna bardzo płakać, cicho mówiąc: „Chcę do mamy…”. Nie wie co się dookoła niej dzieje, dlaczego znalazła się w tym miejscu i kiedy wróci do swoich rodziców. Wciąż jest przerażona widokiem nagiego chłopca w pokoju obok. Boi się, że z nią będzie tak samo, zabiorą jej ubranie i, co chyba wydaje jej się najgorsze, jej ulubioną przytulankę. Jest roztrzęsiona, a jej pięknie splecione poprzedniego dnia przez mamę warkocze, dziś są roztrzepane. Wstaje powoli z podłogi i idzie do toalety, a potem siada przy malutkim stoliku i zaczyna jeść. Wie, że musi to zrobić, by przeżyć i wrócić do rodziców.
Tymczasem Ania nie zmrużyła oka przez całą noc. Po złożonym zawiadomieniu na policji, funkcjonariusz odwiózł ją do domu, Artur się nie pojawił. Jeździł w kółko samochodem po ulicach a potem przystanął na parkingu pod ENT Architekt i tam spędził czas do rana. Z jednej strony nie mógł sobie wybaczyć, a z drugiej nie chciał wracać do domu by słuchać oskarżeń swojej żony. Uważał, że oboje ponoszą taką samą odpowiedzialność za to co się stało i są tak samo winni. Był przekonany również, że policja nic nie robi i, że musi na własną rękę zacząć szukać swojej córki. Nie czekając długo chwycił za telefon i zaczął dzwonić do najlepszych detektywów, jasnowidzów, oraz do swoich znajomych i przyjaciół, by mu pomogli. Kiedy obdzwonił już wszystkie osoby, które przyszły mu do głowy, postanowił wrócić do domu.
— Nareszcie jesteś. — usłyszał od Anki kiedy przekroczył próg.
— Jak widzisz. — odpowiedział krótko.
— Gdzie byłeś? — zapytała podchodząc bliżej do Artura.
— Nieważne. — ściąga buty i kładzie się na sofie.
— Nieważne? Powinieneś teraz…
— Co? Co powinienem teraz zrobić? Wszyscy ją już szukają, ja robiłem to przez całą noc, a ty? Ty siedziałaś sobie u tego pożal się Boże policjanta. — wstaje ze sofy po czym idzie na górę.
Ania wybucha płaczem. Jeszcze przed zaginięciem Emmy czuła, że się od siebie oddalają, ale teraz miała tego jeszcze większą świadomość. Nie potrafili ze sobą rozmawiać, Artur coraz więcej pracował. Nawet w trudnej sytuacji, takiej jak teraz, nie potrafili być dla siebie wsparciem. To już nie był ten sam cudowny mężczyzna w którym się zakochała. Ten dzień, kiedy go poznała pamięta bardzo dokładnie. Zepsuł jej się telefon, a Artur pracował wtedy w sklepie elektronicznym w którym naprawiali telefony komórkowe. Wpadli sobie oboje w oko niemalże od razu. Pod pretekstem częstych napraw, Ania przychodziła do sklepu, a Artur nie miał nic przeciwko. W końcu wymienili się numerami telefonów i umówili na pierwszą randkę. Wszystko potoczyło się już później bardzo szybko. Ślub, dziecko, Artur znalazł lepszą pracę i poprosił Anię by to ona zajmowała się domem a on zarabianiem pieniędzy. Na początku Ania akceptowała taki układ. Nie chciała by jej dzieckiem zajmował się ktoś obcy, a na dziadków Emmy liczyć niestety nie mogła. Po pewnym czasie jednak, chciała wrócić do pracy, ale Artur wciąż przekonywał ją, że to nie ma sensu, że lepiej będzie jak zostanie w domu, poza tym on bardzo dobrze zarabia i dodatkowe pieniądze nie są im potrzebne. Nie protestowała, choć w głębi duszy czuła się zamknięta przed światem, taka typowa „złota klatka”. Tylko pozornie. Artur oddalał się od niej, od Emmy, nie chodzili już na wspólne spacery, a zabawa z córką wydawała mu się stratą czasu. Powtarzał ciągle, że ma mnóstwo zabawek które jej kupił, ma tablet, telefon i żadnej z tych rzeczy nie używa i potrzebuje ciągłego zainteresowania jej osobą. Ania próbowała tłumaczyć mu, że to tylko dziecko, a jego często nie ma w domu i dlatego potrzebuje kontaktu z rodzicem, ale Artur był głuchy na to co mówiła. Po pewnym czasie już nie starała się przekonywać go do lepszych relacji z ich dzieckiem. Wzięła na siebie częste spacery, zabawy, wspólne lody z Emmą, a Artur zajął się pracą, która pochłaniała go bez reszty. Dziewczynka natomiast nie odpuszczała i wciąż pytała, kiedy tata wróci, czy zobaczy na jej nowy rysunek, czy posłucha jak pięknie nauczyła się wiersza. I nadszedł w końcu ten ostatni wieczór kiedy prosiła go zabawę, a Artur denerwował się i za każdym razem odmawiał. I choć Ania nie wiedziała co się wydarzy, zaczęła, płacząc, wspominać ten dzień.
— Artur czy możemy porozmawiać normalnie? — Ania wchodzi zapłakana do pokoju
— Normalnie?! Proszę cie, wyjdź i zostaw mnie! — wstaje z łóżka i wypycha Anię z pokoju po czym zamyka drzwi na klucz.
— Artur! Artur! — Ania woła i mocno uderza pięścią w drzwi.
Zrezygnowana siada na schodach i płaczę zastanawiając się gdzie podział się tamten Artur na którym mogła polegać w każdej sytuacji. Ten do którego mogła się wyżalić i przytulić, który rozumiał jej potrzeby. Serce Ani rozerwane jest na milion kawałków. Nagle z głuchej ciszy, która jeszcze dwa dni wcześniej przerywana była głośnym śmiechem, śpiewem Emmy, wyrywa Anię telefon. Zbiega w pośpiechu po schodach i odbiera.
— Halo! Halo! — krzyczy.
— Dzień dobry. Młodszy aspirant Waldemar Świerzewski, Pani Anna Rewel? — rozlega się w słuchawce.
— Tak, zgadza się, macie Emmę? Znaleźliście ją? — pyta wierząc, że jej córka się odnalazła.
— Przykro mi, ale dzwonię w zupełnie innej sprawie — tłumaczy — funkcjonariusz przyjmujący sprawę przeoczył jeden dokument, w którym potrzebny jest Pani lub męża podpis. Czy może Pani przyjechać? — pyta Świerzewski.
— Co? Nie, nie mogę przyjechać. Jak Pan chcę jakiś cholerny podpis to proszę się samemu pofatygować, do widzenia. — Ania mówi zapłakanym głosem po czym się rozłącza.
— Kto dzwonił? — pyta Artur schodząc powoli po schodach.
— Policja. Potrzebują podpis na jakimś dokumencie. — Ania siada przy kuchennym stole.
— No jasne! Czyli dalej nic nie robią, tak?! Żaden nie ruszył dupy żeby znaleźć naszą córkę?! — krzyczy biorąc do ręki kubek z herbatą Ani i rzuca go o podłogę.
Ania zakrywa rękami uszy i zamyka oczy.
— Artur, proszę… — mówi a po jej policzkach płyną łzy.
— Anka, ja tego nie wytrzymuje. Nie jestem ze stali, nie jestem taki, za jakiego mnie uważasz. Chciałem żebyście miały wszystko, żeby niczego wam nie brakowało — wyznaje, siadając na podłodze i opierając się o kuchenną szafkę.
— Ania podchodzi do Artura, chwyta jego twarz dłońmi i przytula się policzkiem.
— Kochaj się ze mną — Artur chwyta Anię za plecy i przyciąga bliżej siebie.
— Co? — pyta zaskoczona.
— Pragnę cię, chcę odreagować, ty na pewno też — mówi zaczynając całować Anię po szyi.
— Tatusiu, pobaw się ze mną — rozległ się ciepły głos małej dziewczynki o imieniu Emma.
— Nie teraz — odpowiedział jej tata. Tata Artur, to wysoki, ciemnowłosy biznesmen, który bardzo dużo pracuje.
— Tatusiu, pobaw się ze mną — ponawia prośbę Emma, która jest już nieco zmęczona, ale wciąż pragnąca zabawy z tatą.
— Emma, nie widzisz, że jestem zajęty? — Artur odpowiada już nieco podniesionym głosem.
— Tatusiu, pobaw się ze mną… — nieśmiało cichutkim głosem Emma próbuje jeszcze raz.
— Emma!!! — tata już tym razem krzyknął.
— Dobranoc… — powiedziała i wyszła z ciemnego pokoju, rozświetlonego jedynie monitorem komputera.
Emma wtuliła się w poduszkę, przytuliła do swojego ulubionego misia — Psotka i zasnęła.
— Chyba nawet nie zauważyłeś, że powiedziała Ci „dobranoc”? — zapytała mama Emmy — Ania.
— Muszę skończyć ten projekt do jutra, a spójrz tylko ile jeszcze mi zostało? Ona wciąż chce zabawy, ciągle jej mało — odpowiedział Artur.
Ania, nie kontynuowała. Poszła do Emmy, by ją uściskać i dać buziaka na dobranoc. Po raz kolejny jednak czuła, że relacja ojciec — córka gdzieś się zatraca i trudno będzie to odbudować. Ona sama nie pracowała, była zależna finansowo od Artura. Była przekonana, że nie może więc nic mu kazać, nie może nalegać na zabawę z Emmą. Wiedziała, że jej mąż dużo pracuje, że zarabia pieniądze, że tak naprawdę nie brakuje im niczego, a jednak…
Do pełni szczęścia brakowało czułości, miłości, zrozumienia i bliskości. Artur oddalił się nieco od swojej rodziny, choć on sam nie widział problemu. Tego wieczoru dokończył projekt, czuł satysfakcje i wiedział, że prezes wielkiej firmy architektonicznej, pochwali go.
Rano wszyscy obudzili się w dobrych humorach, ale jak zwykle w pośpiechu. Artur zaspał nieco i musiał spieszyć się do pracy, a przy okazji zawieźć Emmę do przedszkola.
— Emma! Pospiesz się, ile jeszcze zamierzasz siedzieć nad tym śniadaniem?! — tata nerwowo pyta Emmę
— Artur! To tylko dziecko! — uspakaja go nieco Ania.
— Tatusiu czy dziś się ze mną pobawisz? — Emma zadała pytanie, które zdenerwowało Artura jeszcze bardziej.
— Emma, a ty znów swoje! Dziecko czy ty naprawdę nie masz co robić? Aż tak się nudzisz? — Artur rzucał retoryczne pytania w kierunku Emmy. Dziewczynka nie wiedziała co ma odpowiedzieć.
Ania, przytuliła córkę i obiecała, że jak tylko wróci z przedszkola razem zagrają w jakąś grę planszową a potem zjedzą obiad i pójdą na pyszne czekoladowe lody, które Emma tak uwielbiała.
Artur w pośpiechu zabrał plecak Emmy, swoją teczkę z projektem, dał szybkiego buziaka Ani i wyszedł z córką, po czym odjechali. Ania miała tego dnia jakieś dziwne obawy. Czuła się nieswojo. Nie wiedziała dlaczego, ale winę próbowała zrzucać na karb tego, że wczorajszy dzień zakończył się smutno dla Emmy. Bardzo chciała pokazać Arturowi swój nowy rysunek, czekała na niego cały dzień, będąc pewną, że kiedy wróci na pewno się z nią pobawi. Niestety stało się inaczej. Wszystko przez pośpiech, nowy projekt i chęć awansu. Zapomniał jakby o tym, że ma sześcioletnią córkę, która potrzebuje go.
Emma razem ze swoim tatą dotarli pod bramę przedszkola.
— Pójdziesz sama? — zapytał Artur.
— Dlaczego sama? A ty? — odpowiedziała, wierząc, że tata jednak nie zostawi jej samej.
— Emma, dziś mam ważny dzień w pracy, naprawdę się spieszę. Zobacz, masz dwa kroki do budynku przedszkola, jesteś już dużą dziewczynką. No już bierz plecak i zmykaj.
Emma wysiadła z samochodu, a tata ruszył czym prędzej do pracy. Starała się pomachać mu na pożegnanie, ale on już tego nie widział. Był zbyt pochłonięty i podekscytowany nowym projektem. Wiedział, że zrobił go dobrze, a za jego wspaniale wykonaną prace czeka go awans na wiceprezesa ENT Architekt.
Emma założyła plecak i odwróciła się w stronę budynku. Chciała już ruszyć w jego stronę, gdy naglę zobaczyła podbiegającą do niej kobietę. Miała rude, kręcone włosy, ciemne okulary i szpilki.
— Cześć — powiedziała do Emmy głosem tak miłym i czułym, jakim w zasadzie mówi do niej tylko mama.
— Nie znam Pani. Muszę już iść. Do widzenia. — Emma była nieco przestraszona, nigdy nie była w sytuacji, gdy obca kobieta zaczepia ją samą na ulicy.
W sumie nigdy nie była sama na ulicy. Zawsze, ale to zawsze była z mamą, tatą lub kimś z starszym z rodziny. Zawsze była odprowadzana do szatni, tata lub mama pomagali jej się przebrać. Ten jeden, jedyny raz było inaczej. Emma czuła się zaniepokojona i chciała jak najszybciej znaleźć się w budynku przedszkola.
— Nie bój się, jestem Lila. Jestem przyjaciółką Twojej mamy. Powiedziała, żebym dziś zabrała cie na lody i do kina, chcesz? — kobieta starała się być mocno przekonywująca.
Emma wiedziała co zawsze powtarzała jej mama. By nigdy nie rozmawiała z obcymi i nigdy, nigdzie z nimi nie szła.
— Nie. — odpowiedziała, nerwowo rozglądając się wokół i szukając kogoś, kto mógłby jej pomóc.
— Przecież nie zrobię ci krzywdy. Zobaczysz to będzie fajny dzień. — kobieta o rudych włosach wciąż próbowała namówić dziewczynkę, choć ta nie chciała dać się przekonać.
Emma rzuciła się więc do ucieczki, ale na nic zdały się jej szybkie i zwinne ruchy. Tuż przy chodniku stał czarny samochód z zaciemnionymi szybami, a ze środka wypadł muskularny, wysoki mężczyzna. Łysy i mający mnóstwo dziwnych tatuaży. Zatrzymał dziewczynkę, przyłożył dłoń do ust, tak by nie była w stanie wydobyć nawet pisknięcia. Razem z rudowłosą kobietą wciągnęli Emmę do samochodu i odjechali w pośpiechu. Nikt nie zauważył całej sytuacji. Budynek przedszkola znajdował się dużo dalej od ulicy a przed oknami znajdowało się mnóstwo przeróżnych iglaków, które zasłaniały okna. Emma przez chwilę rzucała się i krzyczała w samochodzie. Jednak otumaniona wstrzykniętą dziwną substancją — zasnęła.
Artur w tym czasie zaczął świętowanie swojego sukcesu. Został wiceprezesem ENT Architekt. Prezesowi bardzo spodobał się jego projekt i go zaakceptował.
Ania natomiast sprzątała cały dom, gotowała obiad i ani się obejrzała a była już dwunasta, czas w którym powinna odebrać Emmę z przedszkola. Dziewczynka niestety była już wtedy bardzo daleko od domu… Gdy tylko się wybudzała, rudowłosa kobieta wstrzykiwała kolejne dawki substancji oszołamiającej. Jedyne co Emma zapamiętała z całej podróży to jej głos, który w kółko powtarzał: „Będzie świetnym towarem, byle tylko była teraz cicho.”Rozdział II
Ania wbiegła na przedszkolny korytarz, nerwowo szukając, wśród tłumu rozkrzyczanych dzieci, swojej córki. Rozglądała się wokół, ale nigdzie jej nie widziała.
— Dzień dobry, przyszłam po Emmę, gdzie ona się chowa? — Ania wchodząc do klasy, pyta nieco rozbawionym głosem panią Zosię, wychowawcę dziewczynki.
— Po Emmę? — z niedowierzaniem odpowiada pani Zosia.
— No tak… po Emmę — Ania jest już nieco przestraszona.
— Emmy przecież nie było dziś na zajęciach. — Pani Zosia jest zmieszana.
— Słucham?! Jak to nie było?!
— Przykro mi, ale Emmy tutaj nie ma, zresztą w ogóle dziś jej nie było proszę pani. — odpowiada ze zdziwieniem pani Zosia.
— To niemożliwe! Jak to nie było?! To gdzie ona jest?! — Ania zaczyna być coraz bardziej zdenerwowana, a ręce zaczynają jej drżeć.
— Ale… Emma miała być dziś na zajęciach? Kto miał ją tutaj przywieźć? — spokojnie pyta pani Zosia.
— Yyyy… Eeee… Mąż! Muszę zadzwonić do męża! Przepraszam. — Ania nerwowo wybiega z budynku i czym prędzej wyciąga z torebki telefon, który upada jej na ziemię. Jest mocno zdenerwowana, nie rozumie całej sytuacji i ma nadzieję, że Artur będzie w stanie jej to wszystko wytłumaczyć. Podnosi telefon, wyszukuje numer i dzwoni. Niestety Artur nie odpowiada, jak zwykle zajęty jest swoimi sprawami. Nowo przyjęte stanowisko, już od pierwszego dnia pochłania go bez reszty. Ma wyciszony telefon i nie zauważa nawet, że Ania dzwoni już dziesiąty raz.
Nie próbując już dłużej dzwonić, mama Emmy wsiada w samochód i rusza czym prędzej do ENT Architekt, by zobaczyć się z Arturem. Przebiega przez pokój sekretarki i wpada wprost do biura prezesa. Jest tam także i Artur.
— Gdzie jest Emma?! — pyta nerwowo Ania.
— Dzień dobry Pani Aniu — wita ją z zaskoczeniem w głosie, prezes ENT Architekt.
— Jak to gdzie jest Emma? A gdzie ma być? W przedszkolu. — odpowiada szybko, uśmiechając się i obracając głowę w kierunku prezesa, Artur.
Prezes odwzajemnia jego uśmiech.
— Artur! Emmy nie było dziś w przedszkolu! Możesz mi to jakoś wytłumaczyć? Przecież to ty ją dziś odwoziłeś! — Ania mówi drżącym głosem niemalże krzycząc.
— Jak to nie było?! O czym ty mówisz? — z twarzy Artura zszedł uśmiech i dało się zauważyć zaniepokojenie.
— No nie było! Boże gdzie ona jest!!!!???? Gdzie jest nasze dziecko?! — Ania nie może uwierzyć w to co się dzieje.
— Anka, ona musi być w przedszkolu! Przecież ją tam zostawiłem! — Artur mówi podniesionym głosem potrząsając ramionami Ani.
— Gdzie ją zostawiłeś?! Bo na pewno nie w przedszkolu! — Krzyczy.
— Wysiadła koło bramy, musiała dotrzeć do przedszkola. A może wróciła do domu? — pyta, szukając możliwych miejsc w których mogła znajdować się Emma.
— Co zrobiłeś?! Wysadziłeś ją koło bramy?! Artur, do cholery! Nie poszedłeś z nią do przedszkola?! — Ania nie wierzy w to co mówi Artur.
— O jej, no spieszyło mi się, a od bramy do przedszkola jest kilka kroków, to duża dziewczynka! — tłumaczy się.
— Duża dziewczynka?! To sześcioletnie dziecko dla którego ty nigdy nie miałeś czasu! Nie miałeś go nawet dziś, by zaprowadzić ją do szatni i upewnić się, że jest bezpieczna! — Ania płacząc wyrzuca Arturowi jego nieodpowiedzialne zachowanie.
— Dobra, musimy zacząć jej szukać. — Artur czym prędzej zabiera marynarkę i teczkę i razem z Anią wybiegają z firmy.
Jadąc bardzo powoli samochodem, rozglądają się wokół, szukają w przeróżnych miejscach, parkach, placach zabaw. Ania w międzyczasie dzwoni do najbliższej rodziny, do przyjaciół, rodziców koleżanek dziewczynki. Nikt jednak Emmy tego dnia nie widział. Wszyscy jednak są przerażeni i włączają się w poszukiwania. Nieuchronnie zbliża się wieczór, jest już półmrok i poszukiwania Emmy bez pomocy policji wydają się być nie możliwe.
— Anka, to bez sensu… Jeździmy w kółko już piętnasty raz. — Artur mówi załamanym głosem uderzając pięścią w kierownicę.
— Boże, gdzie ona jest… — Ania zakrywa twarz dłońmi głośno płacząc.
Oboje ruszają samochodem prosto na najbliższy komisariat policji, by zgłosić zaginięcie ich córki.
Tymczasem porywacze docierają z Emmą na miejsce. Wynoszą ją z samochodu, ponieważ dziewczynka ledwo otwiera oczy, nie jest w stanie stanąć na nogach. Jedyne co dostrzega to bardzo dużo drzew, krzewów. Potem schodzi, trzymana za ręce przez rudowłosą kobietę, po schodach. Jest jej zimno, cała drży. Nie wie co się z nią dzieje, ale nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu, choć wewnątrz ma ochotę krzyczeć. Kobieta rzuca ją na bardzo głośno skrzypiące łóżko. Wewnątrz pomieszczenia panuje półmrok. Nagle drzwi do ciemnego i zimnego pomieszczenia otwierają się. Emma zaczyna coraz lepiej wiedzieć i dostrzega twarz. To mężczyzna. Ma długie włosy związane w kucyk, niebieską koszule i długie granatowe spodnie. Słyszy jak mówi do rudowłosej:
— Jest niezła, ale cena pozostaje bez zmian. — ma gruby, nieco zachrypnięty głos.
— Oj, Jack, popatrz na nią. Jest piękna. To blondyneczka, każdy będzie chciał ją mieć. — mówi kobieta, przesuwając palec po jego policzku.
— Lila — mówi łapiąc kobietę za pośladek — jeśli dostanę coś ekstra, dam więcej.
— Niech będzie — uśmiecha się po czym obje wychodzą.
Zza ściany Emma słyszy krzyki rudowłosej kobiety. Nie wie, co się dzieje, nie wie co robić, jak się zachować. Wstaje z łóżka i rozgląda się po pomieszczeniu, które wygląda bardziej jak dobrze urządzona piwnica. Nie ma w nim okien. Jest łóżko, mały stolik i jedno krzesło. Na betonowej podłodze leży czerwony gruby dywan, nieco zabrudzony. Chciała by zacząć krzyczeć, ale jest przerażona. Powoli zaczyna docierać do niej co takiego mogło się stać. I choć mama bardzo często powtarzała jej, że nie wolno rozmawiać z obcymi bo może wydarzyć się taka sytuacja, nie docierało nigdy do niej, że może spotkać to właśnie ją. Była bardzo mądrą jak na swój wiek, dziewczynką, ale była tylko dzieckiem, które nie wiele jeszcze rozumiało ze świata dorosłych. Bardzo się bała i łzy płynęły po jej rozpalonych policzkach. Otworzyła plecak i wyciągnęła z niego swojego misia Psotka. Przytuliła go mocno do twarzy, a miś po chwili zrobił się mokry od nadmiaru jej łez. Krzyki kobiety ucichły, a po chwili słychać było kroki zmierzające ku pomieszczeniu w którym znajdowała się Emma. Dziewczynce coraz mocniej biło serce z przerażenia, podbiegła do kąta i przytuliła Psotka tak mocno jak tylko się dało. Lila i Jack otworzyli drzwi i rozglądnęli się po pokoju, szukając Emmy.
— O, nasze słoneczko już wstało. — powiedziała Lila po czym podeszła do dziewczynki i pogłaskała ją po głowie. Dziewczynka drżała, a jej oddech był płytki i szybki.
— Nie bój się. Zaraz dostaniesz coś do jedzenia. — dodała, po czym wstała i podeszła do Jacka.
— Dziewczyna musi przestać się mazgaić, bo nic z tego nie będzie. Mam już kogoś dla niej, ale w takim stanie nawet na nią nie zerknie. — Jack mówi zrezygnowanym tonem.
— Ogarnie się, daj jej czas. Ile ona może mieć? Sześć, siedem lat? — Lila zastanawia się, patrząc na Emmę.
— To chyba ty powinnaś wiedzieć. — mówi Jack uśmiechając się do kobiety.
— Ile masz lat? — zwraca się z pytaniem do dziewczynki.
Ale Emma patrzy tylko na nich, swoimi pięknymi, dużymi, niebieskimi oczami i nie jest w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
— Dziewczyna nie piśnie, jest w amoku — mówi Jack — masz czas do jutra by ją uspokoić — kontynuuje.
— Dam sobie radę, wiesz przecież.
— Tak…
— Poczekaj tu z nią chwilę. Przyniosę jej coś do jedzenia — Lila wychodzi.
Jack patrzy na Emmę i podchodzi do niej. Zaczyna głaskać ją po policzku.
— Piękna jesteś. Chcesz się pobawić? — szepcze.
— Boje się. — Emmie udaję się wydobyć z siebie głos.
— Daj spokój, nie ma się czego bać — mówi przesuwając dłoń po jej ręce.
— Jack! — woła Lila. — Co ty robisz! Upadłeś na głowę! W taki sposób chcesz by się oswoiła? — krzyczy.
— Nic wielkiego się nie stało — tłumaczy się.
— Bo tutaj weszłam! — niesie tacę z owocami i kładzie na niewielkim stoliku po czym zwraca się do Emmy.
— Jedz. Musisz jeść blondyneczko.
Jack zapala papierosa i oboje wychodzą, zamykając drzwi na klucz. Emma nie czuje głodu. Po długim szlochaniu — zasypia.
Anna i Artur docierają na komisariat policji. Wbiegają na korytarz, po czym szukają funkcjonariusza.
— Dobry wieczór, w czym mogę państwu pomóc? — rozlega się głos mężczyzny w małym biurowym pokoiku.
— Dziecko, nasza Emma, zaginęła, błagam niech nam pan pomoże! — krzyczy Ania.
— Emma, nasza córka sto dwadzieścia centymetrów wzrostu, szczupła, jasne włosy, ubrana w… — Artur zaczyna opisywać córkę.
— Zaraz! Chwileczkę. Proszę niech państwo usiądą i na spokojnie po kolei ustalimy co się stało. — policjant próbuje uspokoić bardzo roztrzęsionych rodziców Emmy.
— Mamy spokojnie siadać, kiedy nasze dziecko jest nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim?! — krzyczy Artur.
— Proszę państwa, ja wszystko rozumiem, ale…
— Gówno pan rozumie! — Artur nie daję dokończyć policjantowi po czym uderza pięścią w biurko.
Ania wyciąga portfel a z niego zdjęcie Emmy, podaje funkcjonariuszowi, mówiąc:
— To Emma — pociąga nosem i wyciera łzy. — Dziś rano nie dotarła do przedszkola. Mąż zostawił ją pod bramą przy ulicy Kasprzykowskiej 15 i… — ucina zaczynając płakać.
— -No jasne! Teraz to wszystko moja wina, tak? — Artur patrzy na Anię gniewnym wzrokiem.
— A czyja?! — wykrzykuje Ania.
— Proszę państwa, ale nie jest to chyba najlepszy moment na kłótnie, prawda? — policjant usiłuje uspokoić małżeństwo. — Mamy już zdjęcie dziewczynki, ale potrzebujemy więcej szczegółów. Na przykład w co była ubrana, kiedy widzieliście ją państwo po raz ostatni? — kontynuuje policjant.
— A czy to ważne?! — krzyczy Artur. — Chyba powinniście ruszyć dupę i zacząć jej szukać! Będziemy tu siedzieć i gadać?!
— Proszę się uspokoić i pozwolić mi państwu pomóc. — mówi funkcjonariusz po czym bierze do ręki słuchawkę telefonu i zawiadamia służby o zaginięciu Emmy.
Artur nie jest w stanie wytrzymać napięcia i wychodzi z komisariatu by zapalić papierosa. Ania wybiega za nim i chwytając go za rękę mówi:
— Artur, proszę…
— Daj mi spokój! — wyrywa się, po czym rzuca papierosa na ziemię, wsiada do samochodu i odjeżdża.
— Widzi tylko przez lusterko samochodu jak Ania coś krzyczy, wymachuje rękami po czym zakrywa twarz dłońmi, upada na kolana i płacze. Artur jedzie przed siebie by przestać myśleć o tym co się wydarzyło. W głębi duszy ma okropne wyrzuty sumienia, ale stara się nie dopuszczać ich do siebie. To miał być wspaniały dzień a zamienił się w najgorszy koszmar z którego najchętniej by się obudził.
— Wszystko w prządku? — pyta policjant łapiąc Anię za ramię.
— Nie, nic nie jest w porządku! — krzyczy. — Odjechał, widzi Pan?! Odjechał. Ona go nigdy nie obchodziła. Zawsze liczyły się tylko pieniądze, więcej pieniędzy. Mówił, że dzięki nim niczego nam nie brakuje, a teraz co?! Przez nie Emma jest nie wiadomo gdzie i… — urywa.
— Proszę być dobrej myśli. Wróćmy na komisariat i opowie mi Pani wszystko na spokojnie jeszcze raz. Naprawdę musimy mieć więcej szczegółów dotyczących Pani córki. Inaczej nie wiemy gdzie i w jaki sposób jej szukać. — przekonuje policjant.
Ania wstaje i razem udają się z powrotem do budynku policji. Opisuje tam ze szczegółami to jak wygląda Emma, w co była ubrana a także cały dzisiejszy dzień. Robi to z przerwami na głośny płacz. Pamięta jak rano zakładała jej ulubioną bluzkę, jak uśmiechnęła się na wiadomość o popołudniowych lodach w jej ulubionym smaku. Jak pomachała jej przez okno, chociaż Emma już tego nie dostrzegła. Czas od kiedy nie ma Emmy wydaje się być dla Ani wiecznością, choć upłynęło siedemnaście godzin odkąd dziewczynka wyszła z domu. Zaczęła nawet przez chwilę zwalać winę na siebie, że to ona jej nie odwiozła, że może nie zrobiła wszystkiego by uratować swoją córkę.
— Dzień dobry, blondyneczko — mówi Lili — dlaczego nic nie zjadłaś? — pyta.
— Boje się — szepcze po czym ponownie zaczyna płakać.
— Przestań już się mazgaić. Dziś, Kochana, twój wielki dzień, poznasz pewnego pana, który chętnie się z tobą pobawi — podchodzi do Emmy i podaje jej talerz z jedzeniem.
— Nie chcę. Chcę do mamy. — mówi zapłakanym głosem.
— Będziesz miała… Powiedzmy tatusia, hm? Może być? — pyta.
Emma kręci głową. Nie chce poznawać nikogo obcego. Bardzo chciałaby wrócić już do domu. Nie ma pojęcia, że plany wobec niej są już bardzo dalekie.
— No dobra, musisz jeść. Tak czy inaczej: MUSISZ COŚ ZJEŚĆ, rozumiesz blondyneczko? — Lila chwyta Emmę za brodę i przekręca jej głową w stronę talerza.
— Mogę wody? — pyta cicho.
— Możesz. Poczekaj tutaj, zaraz przyniosę. — rudowłosa wychodzi, zapominając zamknąć drzwi.
Emma wstaje powoli i zmierza ku otwartym drzwiom po czym wychyla głowę i widzi długi korytarz z kilkoma innymi drzwiami, a na nich numerki. Wcześniejsze krzyki dziecka, ucichły, a na korytarzu zrobił się spokój. Nagle drzwi jednego z pomieszczeń otwierają się, Emma zrywa się wystraszona, mocniej przytula Psotka i stoi tak w bezruchu widząc mężczyznę. Był bardzo dobrze ubrany, czarna marynarka, do tego spodnie w tym samym kolorze, biała koszula, krawat. Był łysy i miał długą brodę. Emma zauważyła tylko jak wychodząc poprawiał pasek i rozporek u spodni. Jej tata, kiedy naprawdę bardzo się spieszył, czasem robił tak samo wychodząc z toalety. Nie namyślając się długo, kiedy mężczyzna zniknął za rogiem korytarza, Emma udała się w kierunku drzwi z których wyszedł mężczyzna. Była przekonana, że znajduje się za nimi toaleta, a jej bardzo chciało się siku. Bardzo ostrożnie złapała za klamkę i uchyliła drzwi, ku jej zaskoczeniu pomieszczenie to nie było toaletą a takim samym pokojem jak jej. Rozglądnęła się, a pod stołem dostrzegła chłopca będącego niewiele starszym od niej. Był zupełnie nagi. Przerażona tym widokiem stanęła w bezruchu. Chłopiec miał kolana podciągnięte do brody i płakał, bardzo, bardzo cicho.
— A co ty tutaj robisz, blondyneczko?! — Lila łapię za ucho Emmę i ciągnie ją do jej pokoju
— Boli — woła.
— Jesteś bardzo ciekawska, a my nie lubimy ciekawskich dziewczynek. — mówi — nie można zostawić cię samej ani na chwilę.
— Ja tylko.. — szepcze Emma.
— Co? Co tylko? — pyta Lila mocniej łapiąc ją ucho.
— Chce mi się siku! — wykrzykuje z bólem.
— Patrz głupia dziewczynko, tu masz kibel, w swoim pokoju! — przekręca jej głowę i puszcza ucho, które zrobiło się mocno czerwone.
Dziewczynka upada na podłogę, a Lila wychodzi trzaskając drzwiami i zamykając je na klucz. Emma ponownie zaczyna bardzo płakać, cicho mówiąc: „Chcę do mamy…”. Nie wie co się dookoła niej dzieje, dlaczego znalazła się w tym miejscu i kiedy wróci do swoich rodziców. Wciąż jest przerażona widokiem nagiego chłopca w pokoju obok. Boi się, że z nią będzie tak samo, zabiorą jej ubranie i, co chyba wydaje jej się najgorsze, jej ulubioną przytulankę. Jest roztrzęsiona, a jej pięknie splecione poprzedniego dnia przez mamę warkocze, dziś są roztrzepane. Wstaje powoli z podłogi i idzie do toalety, a potem siada przy malutkim stoliku i zaczyna jeść. Wie, że musi to zrobić, by przeżyć i wrócić do rodziców.
Tymczasem Ania nie zmrużyła oka przez całą noc. Po złożonym zawiadomieniu na policji, funkcjonariusz odwiózł ją do domu, Artur się nie pojawił. Jeździł w kółko samochodem po ulicach a potem przystanął na parkingu pod ENT Architekt i tam spędził czas do rana. Z jednej strony nie mógł sobie wybaczyć, a z drugiej nie chciał wracać do domu by słuchać oskarżeń swojej żony. Uważał, że oboje ponoszą taką samą odpowiedzialność za to co się stało i są tak samo winni. Był przekonany również, że policja nic nie robi i, że musi na własną rękę zacząć szukać swojej córki. Nie czekając długo chwycił za telefon i zaczął dzwonić do najlepszych detektywów, jasnowidzów, oraz do swoich znajomych i przyjaciół, by mu pomogli. Kiedy obdzwonił już wszystkie osoby, które przyszły mu do głowy, postanowił wrócić do domu.
— Nareszcie jesteś. — usłyszał od Anki kiedy przekroczył próg.
— Jak widzisz. — odpowiedział krótko.
— Gdzie byłeś? — zapytała podchodząc bliżej do Artura.
— Nieważne. — ściąga buty i kładzie się na sofie.
— Nieważne? Powinieneś teraz…
— Co? Co powinienem teraz zrobić? Wszyscy ją już szukają, ja robiłem to przez całą noc, a ty? Ty siedziałaś sobie u tego pożal się Boże policjanta. — wstaje ze sofy po czym idzie na górę.
Ania wybucha płaczem. Jeszcze przed zaginięciem Emmy czuła, że się od siebie oddalają, ale teraz miała tego jeszcze większą świadomość. Nie potrafili ze sobą rozmawiać, Artur coraz więcej pracował. Nawet w trudnej sytuacji, takiej jak teraz, nie potrafili być dla siebie wsparciem. To już nie był ten sam cudowny mężczyzna w którym się zakochała. Ten dzień, kiedy go poznała pamięta bardzo dokładnie. Zepsuł jej się telefon, a Artur pracował wtedy w sklepie elektronicznym w którym naprawiali telefony komórkowe. Wpadli sobie oboje w oko niemalże od razu. Pod pretekstem częstych napraw, Ania przychodziła do sklepu, a Artur nie miał nic przeciwko. W końcu wymienili się numerami telefonów i umówili na pierwszą randkę. Wszystko potoczyło się już później bardzo szybko. Ślub, dziecko, Artur znalazł lepszą pracę i poprosił Anię by to ona zajmowała się domem a on zarabianiem pieniędzy. Na początku Ania akceptowała taki układ. Nie chciała by jej dzieckiem zajmował się ktoś obcy, a na dziadków Emmy liczyć niestety nie mogła. Po pewnym czasie jednak, chciała wrócić do pracy, ale Artur wciąż przekonywał ją, że to nie ma sensu, że lepiej będzie jak zostanie w domu, poza tym on bardzo dobrze zarabia i dodatkowe pieniądze nie są im potrzebne. Nie protestowała, choć w głębi duszy czuła się zamknięta przed światem, taka typowa „złota klatka”. Tylko pozornie. Artur oddalał się od niej, od Emmy, nie chodzili już na wspólne spacery, a zabawa z córką wydawała mu się stratą czasu. Powtarzał ciągle, że ma mnóstwo zabawek które jej kupił, ma tablet, telefon i żadnej z tych rzeczy nie używa i potrzebuje ciągłego zainteresowania jej osobą. Ania próbowała tłumaczyć mu, że to tylko dziecko, a jego często nie ma w domu i dlatego potrzebuje kontaktu z rodzicem, ale Artur był głuchy na to co mówiła. Po pewnym czasie już nie starała się przekonywać go do lepszych relacji z ich dzieckiem. Wzięła na siebie częste spacery, zabawy, wspólne lody z Emmą, a Artur zajął się pracą, która pochłaniała go bez reszty. Dziewczynka natomiast nie odpuszczała i wciąż pytała, kiedy tata wróci, czy zobaczy na jej nowy rysunek, czy posłucha jak pięknie nauczyła się wiersza. I nadszedł w końcu ten ostatni wieczór kiedy prosiła go zabawę, a Artur denerwował się i za każdym razem odmawiał. I choć Ania nie wiedziała co się wydarzy, zaczęła, płacząc, wspominać ten dzień.
— Artur czy możemy porozmawiać normalnie? — Ania wchodzi zapłakana do pokoju
— Normalnie?! Proszę cie, wyjdź i zostaw mnie! — wstaje z łóżka i wypycha Anię z pokoju po czym zamyka drzwi na klucz.
— Artur! Artur! — Ania woła i mocno uderza pięścią w drzwi.
Zrezygnowana siada na schodach i płaczę zastanawiając się gdzie podział się tamten Artur na którym mogła polegać w każdej sytuacji. Ten do którego mogła się wyżalić i przytulić, który rozumiał jej potrzeby. Serce Ani rozerwane jest na milion kawałków. Nagle z głuchej ciszy, która jeszcze dwa dni wcześniej przerywana była głośnym śmiechem, śpiewem Emmy, wyrywa Anię telefon. Zbiega w pośpiechu po schodach i odbiera.
— Halo! Halo! — krzyczy.
— Dzień dobry. Młodszy aspirant Waldemar Świerzewski, Pani Anna Rewel? — rozlega się w słuchawce.
— Tak, zgadza się, macie Emmę? Znaleźliście ją? — pyta wierząc, że jej córka się odnalazła.
— Przykro mi, ale dzwonię w zupełnie innej sprawie — tłumaczy — funkcjonariusz przyjmujący sprawę przeoczył jeden dokument, w którym potrzebny jest Pani lub męża podpis. Czy może Pani przyjechać? — pyta Świerzewski.
— Co? Nie, nie mogę przyjechać. Jak Pan chcę jakiś cholerny podpis to proszę się samemu pofatygować, do widzenia. — Ania mówi zapłakanym głosem po czym się rozłącza.
— Kto dzwonił? — pyta Artur schodząc powoli po schodach.
— Policja. Potrzebują podpis na jakimś dokumencie. — Ania siada przy kuchennym stole.
— No jasne! Czyli dalej nic nie robią, tak?! Żaden nie ruszył dupy żeby znaleźć naszą córkę?! — krzyczy biorąc do ręki kubek z herbatą Ani i rzuca go o podłogę.
Ania zakrywa rękami uszy i zamyka oczy.
— Artur, proszę… — mówi a po jej policzkach płyną łzy.
— Anka, ja tego nie wytrzymuje. Nie jestem ze stali, nie jestem taki, za jakiego mnie uważasz. Chciałem żebyście miały wszystko, żeby niczego wam nie brakowało — wyznaje, siadając na podłodze i opierając się o kuchenną szafkę.
— Ania podchodzi do Artura, chwyta jego twarz dłońmi i przytula się policzkiem.
— Kochaj się ze mną — Artur chwyta Anię za plecy i przyciąga bliżej siebie.
— Co? — pyta zaskoczona.
— Pragnę cię, chcę odreagować, ty na pewno też — mówi zaczynając całować Anię po szyi.
więcej..