- promocja
Bez ciebie to nie Święta - ebook
Bez ciebie to nie Święta - ebook
„Jak to: nie przyjedziesz do domu na święta?”
Eloise, zdeklarowana maniaczka Bożego Narodzenia, nie może się już doczekać Świąt. Nie rozstaje się z playlistą z piosenkami Michaela Bublé i organizuje szkolne jasełka. Jej świątecznego entuzjazmu nie jest w stanie ostudzić przystojny sąsiad Jamie, który zachowuje się jak Grinch.
Niereformowalna pracoholiczka Cara – bliźniaczka Eloise – ma na Święta zupełnie inne plany. Zamierza intensywnie pracować, a także dowiedzieć się, jaki sekret skrywa przed nią jej chłopak George – pozornie bez skazy.
Siostry do niedawna były sobie bardzo bliskie, ale odkąd Cara przeprowadziła się do Londynu, wszystko się zmieniło. Eloise nie daje jednak za wygraną. Zapowiada się białe Boże Narodzenie – więc wyglądną na to, że Cara – przy małej pomocy swojej siostry – nie zdoła się oprzeć magii tych cudownych chwil… Czy aby na pewno?
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66873-62-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Potrzebujesz przy tym pomocy?
Eloise fuknęła i obejrzała się przez ramię na gościa spod trójki, który stał okutany w marynarską dwurzędówkę, wełniany szalik i zimową czapkę. Najwyraźniej przygotował się na zimno, włożył nawet skórzane rękawiczki. Widząc jego złośliwy uśmieszek, Eloise wątpiła w szczerość propozycji. Jamie Darcy, jej sąsiad, z naciskiem na _arsey_*.
A w tej chwili wyglądał na co najmniej mocno urażonego tym, że ktoś mu blokuje schody – podzwaniał kluczykami samochodu wiszącymi na końcu palca.
– Radzę sobie – odwarknęła, lekko dysząc. Pociła się pod zimowym okryciem. Cholerna choinka nie zmieściłaby się w jej polo i Eloise musiała pojechać po nią autobusem. Co oznaczało, że taszczyła dwuipółmetrowe drzewko na osiedle pod górę, zarabiając kose spojrzenia, ilekroć złośliwa sosnowa igła dziabnęła kogoś, kto się zanadto zbliżył. Kilka schodów wiodących do frontowych drzwi bloku okazało się dla niej prawdziwą męką.
Jamie odsunął się na bok, obserwując, jak Eloise walczy z każdym stopniem.
– Nie jest trochę za duża jak na mieszkanie?
Wiedział przecież, że wszystkie mieszkania w siedmiu budynkach ciągnących się łukiem przy tej ulicy są jednakowe. Po sześć mieszkań na jeden blok, dwa na kondygnacji. I choć są dość przestronne, dwuipółmetrowa choinka do żadnego z nich nie weszłaby ot tak sobie.
– Ta nie do mieszkania. – Boże, powinna bardziej się przyłożyć do tych zajęć z crossfitu. Albo chociaż w ogóle ćwiczyć. – Do szkoły.
– Aha. A ty utknęłaś z nią, bo…?
– Bo zaproponowałam, że ją dostarczę. Bo niektórzy z nas lubią przed Bożym Narodzeniem robić coś miłego dla innych.
I dlatego, że kiedy dyrektorka poprosiła ją o sprowadzenie choinki, Eloise nie mogła się na to wypiąć i odmówić, zwłaszcza po tym jak narobiła tyle szumu, rozprawiając, jak bardzo kocha święta, po tym jak się wpakowała w jasełka oraz urządziła w porze lanczu zajęcia artystyczne dla dzieci z robieniem świątecznych ozdób i dekorowaniem ciasteczek. Poza tym tylko ona umiała znaleźć prawdziwą choinkę w atrakcyjnej cenie. Niejako sama nałożyła na siebie ten obowiązek.
– Dobra, załapałem aluzję. Przesuń się trochę.
Zanim zdążyła zaprotestować, przecisnął się obok niej. Najwyraźniej odporny na wstające z siatki sosnowe igły, podniósł drzewko, otaczając je ramionami.
Eloise odchyliła się, gmerając w kieszeni płaszcza za kluczami. Otworzyła drzwi mieszkania, żeby Jamie mógł wnieść choinkę do przedpokoju. Rozejrzał się z zaciekawieniem, dostrzegając pomalowane na biało drewniane śniegowe gwiazdki wiszące u sufitu na czerwonym sznureczku, błyszczący łańcuch rozpięty na ścianie oraz rolki papieru prezentowego wystające z pudła, które zostawiła w przedpokoju.
– Wygląda, jakby tu zwymiotował elf.
– W tym roku postawiłam na powściągliwy wystrój – odparowała z kamienną twarzą, choć nie było to kłamstwo. W zeszłym roku całe mieszkanie udekorowała błyszczącymi harmonijkami. Josh ich jednak nie cierpiał, więc po tygodniu jego narzekań podarowała ozdoby szkole.
Oczywiście w tym roku mogła ozdobić mieszkanie, jak jej się podobało.
Ta myśl wciąż boleśnie ją kłuła.
– Tiaa, na to wygląda.
– Dzięki za pomoc – rzuciła nieco oschle, dając mu do zrozumienia, żeby się nie rozglądał po mieszkaniu i jak najszybciej wyszedł.
Gdy w sierpniu zeszłego roku wprowadziła się do tego bloku, Jamie mieszkał tu już od kilku miesięcy. I mimo że byli dla siebie dość uprzejmi, zawsze sprawiał wrażenie, że jest tu tylko chwilowo, że zasługuje na coś lepszego. Nigdy go szczególnie nie polubiła, a szczyciła się tym, że starała się z każdym utrzymywać dobre stosunki. (Musiała, skoro Cara zawsze była w szkole towarzyskim motylkiem, z którym wszyscy się chcieli się przyjaźnić).
– Nie ma sprawy. Ale, hmm, szybkie pytanie: jak właściwie zamierzasz dostarczyć to do szkoły? Albo choćby z powrotem znieść po schodach?
– Ktoś mnie podwiezie. Ktoś z na tyle dużym samochodem, żeby zmieścić drzewko. Pomogą mi.
Jamie skinął głową, posłał jej zdawkowy uśmiech i wycofał się na klatkę.
– Brzmi w porządku. Do widzenia.
– Taa, do widzenia. Jeszcze raz dzięki. – I zamknęła za nim drzwi.
Stres związany z taszczeniem choinki wreszcie spadł jej z barków. Z ciężkim westchnieniem oparła się o drzwi, po czym zrzuciła z nóg buty, a płaszcz i torebkę cisnęła na krzesło, które specjalnie po to zostawiła przy wejściu. Powiesi płaszcz później.
Nastawiła wodę w czajniku i poczłapała do pokoju dziennego, żeby włączyć telewizję. Poskakała po kanałach i zdecydowała się na Film4. Leciała jedna z części _Szybkich i wściekłych_ – nic świątecznego, co by oczywiście wolała, ale przynajmniej to jeden z tych filmów, które bez szkody dało się oglądać od połowy.
Odgłos gotującej się wody ściągnął ją z powrotem do kuchni, najpierw jednak włączyła kolorowe światełka. Miała je rozpostarte na szafce RTV, no i oczywiście był sznur na choince. Jej drzewko, wysokie zaledwie na półtora metra, było trochę łysawe, ale kiedy obwiesiła je błyskotkami, bombkami i wielokolorowymi światełkami (i oczywiście świątecznymi czekoladkami od Cadbury), stało się idealne.
Dokładnie tego potrzebowała: godzinnego posiedzenia przy filmie, z bakaliową babeczką i parującym kubkiem w kształcie bałwanka. Idealnie.
Idealność została jednak przerwana podczas następnej przerwy reklamowej przez dzwonek FaceTime’a. Eloise westchnęła, zlizała sobie z palców ostatnie okruchy świątecznego przysmaku i odstawiła talerz na sofkę, po czym sięgnęła po telefon i odebrała połączenie.
– Cześć, mamo.
Powitała ją dobiegająca skądś melodia _Mele Kalikimaka_** i widok bałwanków chwiejących się na końcach antenek przyczepionych na maminej głowie.
– Dlaczego masz okulary przeciwsłoneczne? – spytała, zanim mama zdążyła się przywitać.
– Ojej, kochanie! Myślałam, że jest ciemno! – Towarzyszący temu chichotliwy śmieszek dał Eloise do myślenia. Czyżby rodzice przed czasem uraczyli się świątecznym baileysem?
Mama zamaszystym ruchem zdjęła okulary.
– Mamy dla was nowinę! Tata właśnie oznajmia ją na FaceTimie Carze. Właściwie to był jej pomysł. Tak jakby. Jej chłopak, George. To on nam podsunął tę myśl.
– O czym ty mówisz?
– Zarezerwowaliśmy sobie wyjazd!
Eloise złowiła własną minę w małym okienku na ekranie komórki: jedno oko zmrużone, brew zmarszczona, górna warga z jednej strony uniesiona w osłupieniu.
– Hmm, dobra. To miło, mamo.
– Na święta!
Eloise nagle usłyszała, jak Mikołajowe sanie rozbijają się o ziemię.
Mama, nieświadoma katastrofy, paplała dalej z prędkością auta wyścigowego, oczy jej błyszczały, na ustach miała promienny uśmiech.
– Wiesz, Cara powiedziała nam, że rodzice George’a zarezerwowali sobie tygodniowy świąteczny wyjazd last minute, żeby złapać trochę słońca, więc my też się rozejrzeliśmy i, kochanie, nie uwierzyłabyś, jaką namierzyliśmy okazję! Tydzień na Teneryfie, all inclusive! Niesamowicie tanio! Wylatujemy dwudziestego trzeciego i wrócimy akurat przed Nowym Rokiem. Nie zniosłabym, gdyby mnie ominął sylwester w pubie u Sandry. Mają tam wystrzałowe imprezy.
„O, taak” – pomyślała gorzko Eloise, usilnie starając się nie wymówić tego na głos. „Uchowaj Boże, żeby cię ominął sylwester w pubie za rogiem, ale same święta możesz sobie spokojnie darować, to w końcu nic wielkiego”. Cara i tak już wszystko spaprała, postanawiając, że przyjedzie do domu w samo Boże Narodzenie zamiast kilka dni wcześniej. I to akurat teraz, kiedy Eloise trochę się bała swoich pierwszych od lat świąt bez Josha i bardziej niż kiedykolwiek nie mogła się doczekać tych kilku dni z rodziną. Szczególnie z Carą. Miała wrażenie, że minęła wieczność, odkąd ostatnim razem spędziły z sobą trochę czasu.
– Tak się cieszę, że ostatnio chodziłam z dziewczynami na fitness, żeby zrzucić te parę kilo na święta. Nawet nie wiem, gdzie bym o tej porze roku dostała kostium kąpielowy i sukienki plażowe, gdybym nie weszła w stare! A tata kupił sobie jedną z tych hawajskich koszul, jasnożółtą z dużymi różowymi kwiatami. Oczywiście wygląda idiotycznie, ale nic go nie mogło powstrzymać!
„I nic was nie powstrzyma przed wyjazdem. Jasne”.
– Czyli… – Eloise przełknęła gulę w gardle. Na ekranie telewizora z powrotem pojawił się Vin Diesel, sięgnęła więc po pilota, by wyciszyć głos. – Czyli święta spędzicie na wyjeździe. A Cara nie dotrze do domu. Więc ja… spędzam Boże Narodzenie samotnie.
– O, nie, nie bądź niemądra! Oczywiście możesz przyjechać do domu, a Cara też będzie, tylko nie od samego rana. I powiedziała, że może pracować zdalnie z domu przez dzień czy dwa, jeśli musi. I zawsze możesz wpaść z wizytą do cioci, wujka i kuzynów.
Do cioci, wujka i kuzynów, którzy mieszkają w odległości godzinnej jazdy samochodem i z którymi zbyt wiele nie rozmawia, a odkąd poszła na studia, widywała ich tylko kilka razy w roku. I na Boże Narodzenie nie pieką nawet indyka, ponieważ „za dużo z tym zachodu”.
Jej mama nadawała nadal: paplała o hotelu („no wiesz, cztery i pół gwiazdki na TripAdvisorze”) i jego druzgocąco zjadliwej recenzji („ale to pewnie jedyny taki przypadek”), i o tym, jak blisko będą plaży, i…
Eloise nie mogła nie dostrzec ekscytacji mamy. Gdzieś w tle, spoza piosenki _Holly Jolly Christmas_ w wykonaniu Michaela Bublé, słabo rozbrzmiewał głos taty przekazującego Carze dokładnie te same wieści z taką samą ekscytacją.
I czemu nie mieliby się cieszyć? Uwielbiali swoje śródziemnomorskie urlopy. No pewnie, że nieco słońca w środku zimy dobrze im zrobi. To nie ich wina, że córka tęskni za rodzinnym domem i że w święta będzie się czuć samotna – nie wolno jej się wygadać.
Przywołała więc na usta uśmiech, zadała mamie wszystkie właściwe pytania i udawała, że jest super – odezwą się do niej na FaceTimie z plaży! Rodzice będą się cudownie bawić! Jasne, że Eloise nie ma nic przeciwko temu! Prześlą sobie zdjęcia ze swoich świątecznych obiadów! Ha, ha!
(Boże, świąteczny obiad – to zawsze była domena taty… Co one, u licha, zrobią? Czy Cara oczekuje, że siostra sama przygotuje wszystkie smakołyki? Nie obejdzie się przecież bez świątecznej pieczeni).
To wszystko wina Cary. Cary i tego cholernego faceta, z którym się spotyka, George’a. Eloise słyszała o nim dotąd same wspaniałości: jaki jest idealny, energiczny i przystojny, lecz teraz prawie go znienawidziła. Zrujnował święta.
Najpierw przyłożyła do tego ręki Cara, kiedy zadzwoniła kilka dni temu, żeby poinformować, że przyjedzie do domu, ale dopiero w Boże Narodzenie po południu. Z tym Eloise mogłaby się pogodzić. Nie byłoby cudownie, jednak spędziliby rodzinnie dużą część dnia. I tak – w przeciwieństwie do ostatnich kilku lat – nie wybiera się na świąteczny wieczór do Josha.
Eloise jakoś zniosłaby, że siostra wystawiła ją w świąteczny poranek.
Ale to?
Boże Narodzenie jest najlepszym czasem w roku. Dla Eloise okres świąteczny zaczynał się już w listopadzie. Tak się nastawiała na to, że wróci do domu i spędzi te kilka dni z rodziną, oglądając to co zawsze na DVD, grając w gry, objadając się…
A teraz okazuje się, że w Boże Narodzenie obudzi się sama. W dużym, pustym domu.
Samotna w święta.
Czy może być coś gorszego?
* Gra słów. _Arsey_ – ang. nieużyty, niechętny do pomocy (przyp. tłum.).
** _Mele Kalikimaka_ – hawajskie „wesołych świąt”, popularna w Stanach Zjednoczonych bożonarodzeniowa piosenka na hawajską nutę.