- promocja
Bez litości - ebook
Bez litości - ebook
Nie ważne co robisz, bądź najlepszy. To mantra powtarzana przez Larssena w tej niesamowitej książce. Autor daje Ci przydatne narzędzia, żebyś stał się lepszą wersją siebie samego. Larssen pomaga Ci spojrzeć na życie z dystansu i tak pokierować swymi uczuciami, aby zacząć myśleć inaczej. Książka zmotywuje Cię do tego, aby przekraczać swoje granice i pokaże, że nie ma litości, jeśli chodzi o Twój własny rozwój.
Bez litości różni się od innych książek o samorozwoju. Opowiada ona wspaniałą historię o małym chłopcu, który był wiele lat ofiarą bullingu, wiecznym przegranym, a który jednak chciał czegoś więcej od życia i swojej przyszłości. Dzięki tej książce możesz uczestniczyć w podróży Larssena, podczas której stawał się coraz silniejszą i odnoszącą sukcesy osobą. Autor opowiada w niej, jak radzić sobie z kłopotami i pokazuje jak małe modyfikacje mogą zmienić Twoje życie.
“Wszyscy” w Norwegii kupili tę książkę. Biznesmeni, najlepsi sportowcy, studenci i sfrustrowane gospodynie domowe, ponieważ Larssen może pomóc im wszystkim. Wielu wielkich sportowców i biznesmenów używa jego metod dzięki, którym sięga po swoje cele i marzenia. Spotkasz niektórych z nich w tej książce, i również otrzymasz specyficzne rady i narzędzia, które pomogą Ci także to osiągnąć.
Poznaj metodę najbardziej fenomenalnego trenera mentalnego w Norwegii!
Zastanawiasz się, jak uwolnić swój potencjał i osiągać wyniki, których się po sobie nie spodziewasz? Trener mentalny Erik Bertrand Larssen sprawia, że rekiny biznesu, najlepsi norwescy sportowcy i zupełnie zwykli ludzie osiągają swoje cele, zarówno w życiu codziennym jak i zawodowym. Jego metoda odnosi sukces, raz za razem.
Erik Bertrand Larssen był zawodowym żołnierzem, służył w wojskach spadochronowych, ukończył także ekonomię. Uczestniczył w wielu misjach zagranicznych organizowanych pod egidą norweskich sił specjalnych. Ma również duże doświadczenie w biznesie. W 2010 roku założył firmę Bertrand AS i jest obecnie rozchwytywanym mówcą motywacyjnym.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64846-41-0 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Al Pacino w filmie Męska graWPROWADZENIE:
W POGONI ZA SATYSFAKCJĄ
OFICER Z OŚRODKA SZKOLENIOWEGO WOJSK SPECJALNYCH nakreślił na tablicy pionową linię. Na samym jej dole napisał 0, po czym wprowadził kolejne cyfry, tworząc coś w rodzaju podziałki z liczbą 10 u szczytu. Wskazał na czwórkę, mówiąc:
– Wydaje się wam, że potraficie wytrzymać tyle.
Przeniósł palec na dwójkę:
– Waszym matkom wydaje się, że potraficie wytrzymać tyle.
Jego ręka powędrowała w górę, aż do siódemki.
– My, oficerowie, wiemy, że potraficie znieść dużo – posłał nam surowe spojrzenie. – Ale tak naprawdę jesteście w stanie wytrzymać jeszcze więcej – jego palec wylądował na dziesiątce. – Dużo więcej, niż się wam wydaje!
________
Były to pierwsze zdania lekcji rozpoczynającej kurs przetrwania w 1992 roku. Miałem 19 lat, zostałem właśnie przyjęty do Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych i oto brałem udział w kursie przetrwania organizowanym przez wojska powietrzno-desantowe. Były to jedne z pierwszych ćwiczeń, w których uczestniczyliśmy, a ja zaczynałem czuć, że chyba porwałem się z motyką na słońce. Wszyscy pozostali kadeci wydawali się tacy silni i twardzi. A oficer z Ośrodka Szkolenia Wojsk Specjalnych stał teraz przed nami, opowiadając, ile jesteśmy w stanie znieść! Jako studenci kierunku rozpoznania wojskowego w Szkole Podoficerskiej mieliśmy nauczyć się, jak przetrwać w terenie, żyjąc tylko z tego, co daje natura. Grupy rekonesansowe działają za liniami wroga, więc gdyby w czasie operacji coś poszło nie tak, moglibyśmy zostać zupełnie sami. Na wypadek, gdyby któryś z nas został dostał się do niewoli, lecz zdołał uciec, musimy wiedzieć, jak orientować się w terenie bez użycia przyrządów i w jaki sposób przebić się z powrotem do własnych sił. Bałem się, ale równocześnie byłem podekscytowany i nie mogłem się doczekać.
Ten kurs sprawił, że przesunęły się granice mojej wytrzymałości. Nigdy wcześniej nie maszerowałem tak długo, jedząc tak niewiele. Nie wyznaczałem stron świata za pomocą gwiazd. Przez tych kilka dni rozpalałem ogień przy użyciu patyków i kawałka sznurka. Spałem we własnoręcznie zbudowanym szałasie i rozgrzewałem się kamieniami z ogniska. Świadomość, że jestem w stanie znieść dużo więcej, niż mi się wcześniej wydawało, zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Nagle okazało się, że mogę przetrwać tydzień, śpiąc tyle co nic, przepłynąć duży dystans w lodowatej wodzie, że potrafię zdobywać jedzenie w głuszy, a nawet znaleźć chwile radości w czasie długich marszów w środku nocy.
________
Zdanie „Jesteście w stanie wytrzymać dużo więcej, niż się wam wydaje” tkwi we mnie do dzisiaj, niczym wbity w deskę gwóźdź. Użyłem go od wtedy setki razy. Powtarzałem je samemu siebie, ale także wielu innym. Bo chodzi o coś dużo ważniejszego niż to, czego nauczyłem się na kursie przetrwania przez tych kilka jesiennych dni na wschodzie Norwegii w latach dziewięćdziesiątych.
Mam wielką wiarę w człowieka. Wierzę, że możemy wycisnąć z życia więcej, niż jesteśmy świadomi. Możemy żyć intensywniej, odnosić więcej sukcesów i częściej doświadczać fantastycznych chwil. Możemy wciąż się rozwijać i uczyć. Wierzę, że dobrze jest spełniać marzenia. To, o czym marzymy, jest możliwe do osiągnięcia. Niektórym już się udało, inni dokonują tego na naszych oczach. Możemy wypadać lepiej. Mieć więcej z tego, co robimy. Możemy stać się naprawdę dobrzy w przeżywaniu swojego życia. Dla jednych oznacza to osiąganie dobrych wyników na wielu różnych płaszczyznach i trwanie w równowadze. Dla innych – bycie dobrym w niewielu dziedzinach, możliwe, że tylko w jednej wybranej. Możemy być zwycięzcami w swoim własnym życiu. Możemy być najlepsi.
________
Zawsze interesowali mnie ludzie, którzy zwyciężają – ci, którzy są wygranymi według własnej, osobistej definicji, ale i w oczach innych. Co różni ich od reszty ludzkości? Długo pracowałem nad znalezieniem odpowiedzi na to pytanie i ostatecznie doszedłem do wniosku, że różnice są zaskakująco niewielkie. Odkrycie to jest dla mnie bardzo motywujące.
Ludzie, którzy dokonują wielkich rzeczy, mają świadomość tych szczegółowych różnic. Wyrobili sobie dobre nawyki tam, gdzie większość z nas ma złe przyzwyczajenia, i lepiej radzą sobie z podejmowaniem drobnych, lecz właściwych decyzji w codziennym życiu. Tu nie chodzi o talent. Chodzi o wybór. Suma wszystkich tych wyborów może i nie stanowi aż tak wielkiej różnicy z dnia na dzień, ale z czasem, na przestrzeni tygodni, miesięcy i lat, staje się naprawdę znacząca. A ponieważ nie chodzi tu o wrodzone umiejętności, każdy człowiek nosi w sobie ten potencjał. Także Ty.
________
Jedną z podstawowych hipotez, którą przyjmuję w mojej pracy trenera mentalnego, jest przekonanie, że w gruncie rzeczy wiemy, co powinniśmy robić, ale nie jesteśmy w stanie się z tego wywiązywać. Bardzo rzadko zdarza się, że ludzie, których spotykam, nie mają pojęcia, co powinni zrobić, by się lepiej poczuć albo osiągać lepsze wyniki. Większość z nas ma dostateczną wiedzę i dość zasobów, by wprowadzić ją w życie. Mimo to na co dzień wybieramy często najłatwiejsze i najwygodniejsze rozwiązania.
Czego potrzeba, by zmienić tę skłonność?
Jeśli sportowiec wyczynowy wie, że powinien odżywiać się trochę zdrowiej i dawać z siebie trochę więcej podczas treningów albo kłaść się spać zamiast surfować bez celu w internecie w środku nocy, jeśli dyrektor dużej firmy wie, że powinien być trochę bardziej zorganizowany, lepiej planować, popracować nad stanowczością i odrobinę dokładniej przygotowywać się do różnych spotkań – to jaka jest różnica między tymi, którzy robią wszystkie te rzeczy, a tymi, którzy ich nie robią?
O to właśnie chodzi w treningu mentalnym: by skorygować nieco przyzwyczajenia już dziś, ażeby na dłuższą metę osiągać coraz lepsze wyniki – i by być przygotowanym na momenty próby, dawać z siebie wszystko, gdy stawka jest naprawdę wysoka.
________
Co mam na myśli, mówiąc o drobnych codziennych decyzjach? Dokonujemy wyborów od momentu, kiedy rano wstajemy z łóżek, do chwili, gdy kładziemy się spać:
- Czy mam wstać od razu, czy poleżeć jeszcze trochę?
- Czy mam przeznaczyć dziesięć minut na krótką gimnastykę, zanim pójdę pod prysznic?
- Czy zjeść zdrowe śniadanie, czy może kawałek wczorajszej pizzy?
- Czy spędzić chwilę z dziećmi, zanim wyjdą do przedszkola lub szkoły?
- Czy wyczyścić buty, zanim ruszę do pracy?
- Czy siedząc w autobusie, przemyślę jeszcze raz strategię przygotowaną na ważne spotkanie, czy może będę gapił się w okno, pozwalając myślom błądzić bez celu?
- Czy zacznę przygotowywać się do ważnej prezentacji, którą mam za dwa tygodnie, czy też będę to odwlekał?
- Czy zjem zdrowy lunch, czy po prostu kupię sobie coś w McDonaldzie?
- Czy dokończę wypisywanie delegacji, czy zrobię sobie kolejny kubek kawy i będę plotkował z kolegami?
- Jeśli jestem sportowcem, to czy przeznaczę wolną chwilę po lunchu na studiowanie techniki na filmie, czy po prostu pogram na PlayStation?
- Czy będę naprawdę twardy i dam z siebie wszystko na treningu, czy uznam, że wystarczy postarać się na 90 procent?
- Czy zjem coś zaraz po zakończonym wysiłku, czy zaczekam, aż wrócę do domu i trochę odpocznę?
- Czy przygotuję się do następnego obozu treningowego, czy dojdę do wniosku, że „będzie jak będzie”?
- A wieczorem – czy będę siedział do późna, oglądając w telewizji kiepski film, czy może położę się wcześniej, by następnego dnia wstać wypoczęty?
________
Niektórzy ludzie dokonują większej liczby właściwych wyborów niż inni, tak już po prostu jest. Jedni robią to dlatego, że mają świadomość, co oznaczają dla nich takie wybory. Inni działają w ten sposób niemal instynktownie. Wielu ludzi w ogóle nie ma pojęcia, jaka jest wartość takich wyborów.
Człowiek z natury preferuje to, co sprawia mu przyjemność. Chcemy spędzać jak najwięcej czasu w tak zwanej strefie komfortu, czyli w stanie, w którym jest nam dobrze i bezpiecznie i w którym czujemy, że mamy kontrolę nad otoczeniem. Nasze uczucia ciągną nas cały czas do tej strefy, ale jeśli chcesz osiągać lepsze wyniki, to absolutną koniecznością jest, byś regularnie z własnej woli ją opuszczał. Nie uwierzysz, jak bardzo jesteś w stanie poszerzyć swój repertuar pozytywnych uczuć, kiedy tylko odważysz się zaryzykować i naprawdę docisnąć pedał gazu! By się to udało – i aby weszło w nawyk – należy zadać sobie właściwe pytania.
Jeśli jesteś wykończony po długim dniu w pracy i zastanawiasz się: Czy powinienem pójść pobiegać, czy może poleżeć na sofie i pooglądać telewizję?, odpowiedź na to pytanie masz podaną jak na tacy. Jesteś zmęczony, emocje podpowiadają ci, że powinieneś się położyć. To, co mówi rozsądek, nie ma tu znaczenia, bo uczucia zawsze z nim wygrywają. Ale jeśli inaczej sformułujesz to pytanie, możesz osiągnąć zupełnie inny efekt: Czy wolę poleżeć na sofie i być za godzinę śpiący i obolały, czy może lepiej będzie wskoczyć pod ciepły prysznic po małej przebieżce?
________
Pisząc tę książkę, wyznaczyłem sobie trzy cele. Mam nadzieję, że przyczyni się ona do wyostrzenia twojej samoświadomości i zmieni twój sposób myślenia. Mam też nadzieję, że pomoże ci ona zmodyfikować część tych wzorców myślenia, które ograniczają cię w dawaniu z siebie wszystkiego. Wreszcie – mam nadzieję, że ta książka sprawi, że będziesz czerpał z życia większą satysfakcję.
Dobre emocje powstają na różne sposoby. Mogą się pojawić, gdy wczesną wiosną twoją twarz ogrzewa słońce, kiedy kładziesz się w świeżej pościeli albo gdy w późny letni wieczór popijasz na tarasie wino z ukochaną osobą. Nie chcę powiedzieć, że tego rodzaju uczucia nie są ważne, bo oczywiście są, ale trener mentalny nie pracuje z pościelą czy winem.
Gdy mówię o satysfakcji, mam na myśli uczucie, które rodzi się, kiedy wiesz, że to ty sam byłeś najważniejszym sprawcą tego, co udało ci się osiągnąć. Satysfakcja powstaje zawsze pod wpływem czynników wewnętrznych – nigdy zewnętrznych, ma swoje źródło w silnej woli i celowym działaniu – nigdy przypadkowym. Spróbuj pomyśleć o tym w kategoriach różnicy pomiędzy odziedziczeniem miliona a zarobieniem tej samej kwoty ciężką pracą. Albo pomiędzy ukończeniem studiów z przyzwoitym rezultatem a długoletnią sumienną nauką nagrodzoną bardzo dobrą oceną. Lub pomiędzy lawirowaniem przez rok w firmie a daniem z siebie wszystkiego i osiągnięciem najlepszych wyników w historii. Między zadowoleniem z tego, że zostało się powołanym do reprezentacji, a długotrwałym wyciskaniem z siebie siódmych potów, zwieńczonym olimpijskim złotem i narodowym hymnem granym na twoją cześć podczas ceremonii wręczania medali.
SATYSFAKCJA ZAWSZE RODZI SIĘ PO OSIĄGNIĘCIU CELU, DO KTÓREGO PROWADZIŁO ZAMIERZONE DZIAŁANIE, I ZAWSZE JEST POWIĄZANA Z POCZUCIEM WYSOKIEGO POZIOMU KOMPETENCJI.
Jeśli naprawdę coś opanowałeś, jeśli zrobiłeś wszystko, co mogłeś, może nawet musiałeś trochę powalczyć – satysfakcja pojawi się jako forma uznania, które okazujesz sam sobie.
Pogoń za satysfakcją pcha nas do przodu, zarówno na co dzień, jak i w sytuacjach, gdy z kimś rywalizujemy. Dzięki treningowi mentalnemu może ona być większa, możesz też doświadczać jej częściej i intensywniej. Najistotniejsze pytanie brzmi: skąd czerpać satysfakcję? Odpowiedź na nie zależy rzecz jasna od tego, kim jesteś, jakie masz potrzeby i jakie wartości są dla ciebie najcenniejsze.
To pierwsze, co musisz ustalić i co stanowi ważną część przesłania tej książki. Przede wszystkim nastaw się na serię szczerych rozmów z samym sobą. Potem przed dłuższy czas będziesz pracował systematycznie i w skupieniu, ażeby powoli, lecz konsekwentnie wyrobić w sobie nowe nawyki, dzięki którym będziesz w stanie każdego dnia podejmować więcej właściwych decyzji. Nagrodą za przejście całego tego procesu są lepsze wyniki, czy to w sporcie wyczynowym, czy w biznesie, czy też w życiu prywatnym. A także poczucie, że w coraz większym stopniu wykorzystujesz swój właściwy potencjał.
________
Książka podsumowuje wszystkie, jak sądzę, najbardziej efektywne aspekty treningu mentalnego. Zawiera wiedzę, którą zdobyłem w ciągu 25 lat zgłębiania z pasją tego, co odróżnia zwycięzców od całej reszty, czym odznaczają się ludzie, którzy spełniają swoje marzenia i doświadczają satysfakcji.
Nie brak na tym polu bombastycznych teorii. Wielu coachów i trenerów mentalnych jest przekonanych, że znaleźli uniwersalny przepis na osiągnięcie sukcesu. Ja tak nie twierdzę. Nie trzymam się określonego kierunku, szkoły, filozofii ani metody. Nie uważam, że znam na wszystko odpowiedź. Próbuję dopasować się do ludzi, z którymi pracuję, do ich oczekiwań, ambicji i celów.
Ponieważ mam doświadczenia z pracy z różnymi ludźmi w różnych sytuacjach, sądzę, że ta książka może pomóc naprawdę wielu. Liczę na to, że da moim czytelnikom przynajmniej kilka odpowiedzi i całą masę motywacji.
________
Moja codzienna praca trenera mentalnego polega głównie na mówieniu. Prowadzę wykłady i rozmawiam z klientami indywidualnymi. Dlatego próba zebrania moich przemyśleń na kartach książki była dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. To przejście od mowy do pisma – albo też, precyzyjnie rzecz ujmując, od praktyki do teorii – zmusiło mnie do zastanowienia się nad tym, jak właściwie wygląda system, który stosuję. Nie ma tu mowy o jakiejś całościowej filozofii, raczej o poszczególnych, tworzących większą budowlę blokach, które są ważne zarówno w połączeniu ze sobą, jak i indywidualnie. Rozdziały książki zostały dopasowane do poszczególnych etapów pracy z klientami, którzy się do mnie zgłaszają. Uważam, że trening mentalny powinien być szyty na miarę i dlatego napisanie książki, która ma usatysfakcjonować wielu różnych ludzi, było dla mnie szczególnym wyzwaniem.
Książkę podzieliłem na dwie części. Pierwsza z nich dotyczy codzienności, samoświadomości, definiowania celów i wyrabiania dobrych nawyków. W tej fazie najważniejsze są pojęcia takie, jak cierpliwość, nieustępliwość i siła woli.
Druga część odnosi się już bardziej konkretnie do samej sytuacji próby i do narzędzi mentalnych, którymi można się wówczas posłużyć. Gdy stajemy twarzą w twarz z wyzwaniem, to właśnie dzięki nim możemy dać z siebie wszystko i uzyskać optymalne wyniki.
Do powstania książki przyczynili się także moi klienci. Opowiedzieli w niej o tym, jak skupienie się na kwestiach mentalnych związanych z fazą przygotowania, a później z samym wyzwaniem przyczyniło się do osiągnięcia przez nich lepszych rezultatów.
________
Ta książka mówi o tym, jak stać się lepszym. O tym, że możesz znaleźć cel, rozwinąć się, zmienić swoje zachowanie tak, by uwolnić cały swój potencjał i odważyć się spełniać marzenia.
Potrafisz więcej, niż ci się wydaje!
Dasz radę, jeśli chcesz.
Sęk w tym, żeby najpierw ustalić, czego się naprawdę chce.
Oslo, sierpień 2012
Erik Bertrand LarssenJAK ZOSTAŁEM TRENEREM MENTALNYM
PRZED KOSZARAMI we wschodniej części obozu Trandum niedaleko Gardermoen stał w szyku niewielki pluton. Właśnie przestało padać, na żwirze potworzyły się niewielkie kałuże. Zostało nas mniej niż dwudziestu. Cztery tygodnie wcześniej, gdy zaczynaliśmy, było nas 300. Każdy miał na sobie mundur polowy i został wyposażony w podstawowe uzbrojenie. Przed nami stał dowódca jednostki specjalnej i komendant ośrodka szkoleniowego.
Głębokim głosem zaczął nam opowiadać o wyzwaniach, które nas czekały, o kursach i ćwiczeniach, które musimy odbyć, zanim będziemy mogli nazywać siebie spadochroniarzami. Gdy skończył, podszedł do dowódcy jednostki powietrznodesantowej, majora Gråteruda. Zamienił z nim kilka słów, których nie usłyszeliśmy. Potem zbliżył się do pierwszego z nas, stojącego po prawej stronie. Gråterud ruszył za nim, niosąc tacę obciągniętą aksamitem w kolorze czerwonego wina.
Dowódca był już przy mnie, wyprężyłem się, stojąc na baczność.
– Solidnie sobie na to zapracowałeś, Larssen – powiedział, podnosząc z tacy odznakę spadochronową ze skrzydełkami – dowód na to, że ukończyłem z powodzeniem wojskowe szkolenie z zakresu swobodnego spadania i przeszedłem do dalszego etapu. To kamień milowy dla każdego kadeta marzącego o byciu spadochroniarzem.
Dowódca zdjął zatyczkę z kolca odznaki i przypiął mi ją do prawej kieszeni kurtki munduru. Następnie uścisnął mocno moją dłoń, mówiąc „gratuluję”. Przybrałem pozycję „spocznij” i wbiłem wzrok w szyld na budynku przede mną. „OŚRODEK SZKOLENIOWY WOJSK SPECJALNYCH”, głosiły wielkie czerwone litery na białym tle. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ukończyłem wojskowy kurs swobodnego spadania. Zdałem egzamin wstępny i miałem się teraz kształcić na spadochroniarza.
________
Często myślę o tamtej chwili. Był rok 1995, a ja jako jedyny podoficer dostałem miejsce w nowym plutonie spadochronowym. Nie chodziło tylko o to, że ukończyłem kurs i zdałem egzamin, ale też o fakt, że udało mi się to zrobić po raz drugi. Rok wcześniej wylądowałem na trzecim miejscu wśród podoficerów próbujących dostać się do jednostki. Wzięli tylko dwóch najlepszych i dlatego musiałem spróbować jeszcze raz.
Niewielu ukończyło kursy przygotowawcze dla spadochroniarzy dwukrotnie. Z tego powodu czułem się szczególnie dumny, stojąc tam z odznaką przypiętą do piersi. Samo słowo „spadochroniarz” oznaczało dla mnie coś pierwszorzędnego, a zarazem tajemniczego, trudnego – niemal nie do osiągnięcia.
________
Właściwie wcześniej nic nie wskazywało na to, że może mi się udać. Przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum byłem drobnym, niewyrośniętym dzieciakiem, który zazwyczaj trzymał się trochę z dala od innych. Gdy wybierano zawodników do drużyny piłkarskiej, zawsze wskazywano mnie na samym końcu. Nie byłem twardzielem. Właściwie to nie miałem szans, by zostać spadochroniarzem. A mimo to stałem tam w szary deszczowy dzień w Trandum, ze spadochroniarską odznaką na piersi.
________
Zanim trzy lata wcześniej pojechałem na egzaminy wstępne do szkoły podoficerskiej, usłyszałem jasno i wyraźnie, że mi się nie uda. Twardzi, wysportowani chłopcy z mojego liceum byli zdania, że jestem zbyt drobny i niezdarny. W grupie koleżeńskiej też trzymałem się trochę na uboczu. Moja rodzina często się przeprowadzała, więc wciąż musiałem zmieniać szkoły i rzadko miewałem okazję, by się z kimś bliżej zaprzyjaźnić. Tak naprawdę nie mam zbyt wielu dobrych wspomnień z czasów podstawówki i gimnazjum. Mieszkałem na wschodzie Norwegii i miałem zachodni dialekt z gardłowym „r”, zawsze byłem najmniejszy w klasie i nie bardzo potrafiłem zjednywać sobie ludzi. Było mi ciężko. Rodzina bardzo we mnie wierzyła, ale poza domem nie miałem w nikim oparcia. Jako dziecko nie radziłem sobie z tym najlepiej, ale gdy trochę podrosłem, wstąpił we mnie diabeł. Chciałem pokazać, że na coś mnie stać, że jestem twardy i silny.
Przed egzaminem wstępnym do szkoły podoficerskiej ćwiczyłem się w zadaniach, które – jak sądziłem – mogliśmy dostać.
Biegałem po lesie z ciężarkami w dłoniach i plecakiem na plecach.
Trenowałem ustalanie kierunku po zmroku.
Podczas wykonywania najtrudniejszych ćwiczeń rozwiązywałem w myślach zadania matematyczne, by zachować bystrość umysłu, mimo że byłem bardzo zmęczony.
Wspinałem się na stok narciarski z kłodami drewna na plecach.
Chciałem im pokazać – im, a także samemu sobie.
Dziś dużo z tego widzę u sporej części tych, którzy potrafią przesuwać własne granice i osiągać niezwykłe wyniki. Coś sobie kompensują. Poza tym doskonale rozumieją, co to znaczy znaleźć się poza swoją strefą komfortu. Być może dlatego, że często już od dziecka wiedzieli, co to dyskomfort, i przyzwyczaili się do podejmowania coraz większych wysiłków. To, do czego przywykłeś, będzie stanowić dla ciebie o wiele mniejsze emocjonalne wyzwanie. Ten, kto doświadczył braku uznania i poczucia kontroli nad sytuacją, wie, jak żyć z dyskomfortem. Dla odmiany ci, którzy nie napotkali na swej drodze przeszkód, będą najprawdopodobniej dalej żyć z poczuciem komfortu. Brakuje im tej odrobiny dodatkowej motywacji potrzebnej do przekraczania własnych granic. Ale oczywiście nie jest też tak, że aby osiągnąć sukces, trzeba mieć za sobą przykre doświadczenia. Znamy wiele przykładów, które temu przeczą.
________
Przez pierwszy okres w szkole podoficerskiej miałem wrażenie, że znajduję się na przegranej pozycji, ale już podczas tak zwanego „piekielnego tygodnia” uświadomiłem sobie, jak silny faktycznie jestem. Piekielny tydzień to ostatni, decydujący tydzień naboru, w którym młodzi, pełni nadziei ludzie popychani są do tego, co uważają za granice swojej wytrzymałości, zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
Bardzo wielu członków mojej drużyny sobie nie radziło. Wielu musiało się poddać. Do tamtego momentu byłem zupełnie anonimowym chłopakiem, ale w trakcie piekielnego tygodnia udowodniłem moją fizyczną i psychiczną siłę. Przygotowywałem się do wszystkich tych prób, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Byłem gotów. Postanowiłem, że się nie poddam, nawet gdyby musieli mnie w końcu zanieść do karetki. Doświadczenie było zupełnie ekstremalne. Tak bardzo nastawiłem się na powodzenie, że niestraszna mi była nawet śmierć.
Jako sierżant zostałem oddelegowany na północ Norwegii. To tamtejszy dowódca poradził mi, bym spróbował dostać się do spadochroniarzy. W miarę, jak dojrzewała we mnie ta decyzja, zacząłem świadomie trenować, przygotowując się i do tej próby. Obrałem sobie bardzo konkretny cel, a dziś uczenie innych wyznaczania sobie konkretnych celów jest ważnym elementem mojej pracy trenera mentalnego. Wtedy nie bardzo wiedziałem, czym jest trening mentalny, ale rozumiałem, jak ważne jest dobre przygotowanie. Znałem też motto powtarzane często w Ośrodku Szkolenia Wojsk Specjalnych: „sumienność rodzi pewność”.
Z czasem zacząłem wychodzić z bezczelnego założenia, że mi się uda, ale – jak już wspominałem – za pierwszym razem się nie udało. Staliśmy na placu apelowym, byliśmy zupełnie wykończeni, nie mieliśmy nawet pewności, czy to już koniec, czy też może czekają nas kolejne ćwiczenia.
– Nabór został zakończony – oświadczył komendant ośrodka szkoleniowego. – Ci, których teraz wyczytam, zostają przyjęci na dalsze szkolenie – po czym wywołał nazwiska dwóch podoficerów, ale mnie między nimi nie było.
Chwilę potem zostałem wezwany na spotkanie i znów stanąłem twarzą w twarz z komendantem. Próbował mnie pocieszać i dodać mi otuchy, ale ja nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. Pochyliłem głowę, wbiłem wzrok w biurko i rozpłakałem się po cichu. Moje łzy kapały na blat. Byłem kompletnie wycieńczony fizycznie i psychicznie, wiadomość, że nie przeszedłem selekcji, całkowicie mnie załamała. Komendant zakończył swoją przemowę stwierdzeniem, że osiągnąłem bardzo dobre wyniki i że wielu spośród prowadzących nabór oficerów chciało mnie przyjąć, ale po zsumowaniu wszystkich ocen wylądowałem na trzecim miejscu.
– Zachęcamy do spróbowania w przyszłym roku – powiedział komendant, który zresztą nazywa się Harald Sunde i jest dziś szefem obrony Królestwa Norwegii^(). I wtedy, mimo że czułem się tak, jakbym był na samym dnie, odpowiedziałem, że wrócę za rok. Jeszcze to powtórzyłem. Wrócę za rok.
W następnym roku przyjmowali tylko jednego podoficera i miejsce to przypadło właśnie mnie. Był to dla mnie kres długiej podróży. Marzenie, które się ziściło, i dowód na to, że można osiągnąć bardzo wiele, jeśli tylko wierzy się w siebie, nie traci z oczu celu i pracuje nad sobą każdego dnia. Dla mnie, zawsze małego i słabego, sukces ten był czymś naprawdę wielkim. Dał mi dumę, wiarę w siebie i mnóstwo satysfakcji. Już wtedy, nie będąc do końca tego świadomym, stosowałem zasady treningu mentalnego. Odniosłem sukces, bo byłem silny psychicznie.
Służyłem w wojsku w sumie osiem lat. Uczestniczyłem w wielu zagranicznych misjach. Razem z komandosami marynarki wojennej wyjechałem do Bośni, z siłami specjalnymi byłem w Kosowie, Macedonii i Afganistanie. Każdego dnia czegoś się uczyłem i dużo z tej wiedzy wykorzystuję dziś jako trener mentalny – dzięki tamtym doświadczeniom wiem, jak radzić sobie ze stresem, nieoczekiwanymi sytuacjami, strachem i zdenerwowaniem.
________
Zawsze lubiłem rozmawiać z ludźmi o tym, co ich motywuje, o czym marzą i co chcą w życiu osiągnąć. Fascynują mnie jednostki wyjątkowe, ci, którzy uzyskują nieprzeciętne wyniki i umieją w pełni wykorzystać swój potencjał.
Co sprawia, że jedni zdobywają olimpijskie złoto, a inni muszą się zadowolić czwartym miejscem?
Co takiego robią zwycięzcy, czego my, pozostali, nie zdołaliśmy pojąć?
Gdy mój dobry przyjaciel Thomas Peterson polecił mi książkę Anthony’ego Robbinsa Obudź w sobie olbrzyma, bardzo się nią zainteresowałem. Robbins to znany amerykański coach – jak dla mnie może nawet trochę zbyt amerykański. Ale merytorycznie bardzo mocny, co do tego nie ma wątpliwości. Pracował z wybitnymi jednostkami, takimi jak były prezydent Bill Clinton, legenda hokeja Wayne Gretzky i as tenisa André Agassi, a jego książka jest klasykiem dla coachów i trenerów. Gdy ją przeczytałem, uświadomiłem sobie, że to nie jej treść mnie zafascynowała. Przede wszystkim byłem pod wrażeniem, że facet jest trenerem mentalnym z zawodu.
Rany, pomyślałem, naprawdę da się z tego wyżyć?
Tak to bywa gdy ktoś wreszcie dostrzeże szansę w czymś, co zawsze go zajmowało. Jesteś jednocześnie zszokowany i zachwycony, widzisz możliwość, o której istnieniu nie miałeś wcześniej pojęcia. Wraz z tym odkryciem otworzył się przede mną zupełnie nowy świat. Zacząłem czytać na ten temat wszystko, co wpadło mi w ręce. Coaching, trening mentalny, psychologia i różne formy terapii.
________
Miałem już wtedy ukończone studia z zakresu ekonomii biznesu w Wyższej Szkole Handlowej w Bergen i kilka lat doświadczenia zawodowego, między innymi w Finansbanken. Pół roku później poleciałem do Londynu posłuchać, jak Anthony Robbins przemawia przed dużą publicznością. Nie miałem zbyt wiele pieniędzy, ale rozumiałem, że muszę go posłuchać – i się z nim spotkać. Wyczyściłem konto ze wszystkich oszczędności, kupiłem bilety do Londynu w klasie biznesowej i wynająłem apartament na jachcie zacumowanym w pobliżu centrum, gdzie Robbins miał wygłosić swój odczyt. Postawiłem wszystko na jedną kartę, bo czułem, że stanie się coś wielkiego. Jakiś głos podpowiadał mi, że to będzie punkt zwrotny w moim życiu.
Na wykład Robbinsa zgłosiło się 10 000 słuchaczy. Kupiłem najdroższy bilet i miałem miejsce tuż przy scenie. Sam show miał w sobie coś z religijnych ruchów charyzmatycznych, dużo okrzyków typu Alleluja! i oddziaływania za pomocą masowej sugestii. Niespecjalnie mi się to podobało, ale próbowałem je przeanalizować:
Co takiego robi ten człowiek?
Co mówi, że wszyscy ci ludzie chcą go słuchać?
Dlaczego tak wiele silnych jednostek zwraca się do niego o radę?
Gdy show dobiegł końca, posunąłem się do tak wielkiej bezczelności, że poszedłem za kulisy i poprosiłem o chwilę rozmowy. Zdążyłem zadać Robbinsowi tylko jedno pytanie, zanim zostałem wyprowadzony przez ochroniarzy. Odpowiedź, którą mi dał, powtarzam do dziś moim klientom.
Spytałem:
– Jak mam dojść tu, gdzie ty jesteś dzisiaj?
Zmierzył mnie wzrokiem i odrzekł:
– Training, training, training.
________
Siedząc w samolocie lecącym do Norwegii, poczułem, jak silne potrafi być uczucie związane z podjęciem ważnej decyzji. Postanowienie, które wtedy powziąłem, doprowadziło do trwałej zmiany w moim życiu.
Było to dla mnie niemal fizyczne doznanie. Poczucie podjętej decyzji zaczynało się w palcach stóp i promieniowało ku górze. Moje serce wyraźnie przyspieszyło, a całe ciało przeszywał dreszcz na myśl, że teraz to się stanie, teraz się na to odważę! Oto podejmuję decyzję, że będę najlepszym trenerem mentalnym na świecie, pomyślałem. Była to moja pasja od najmłodszych lat, zawsze lubiłem angażować, motywować i inspirować innych, pomagać ludziom docierać do tego, co w nich najlepsze, podążać za marzeniem i stawiać na to, w co wierzą.
Świadomości, że to właściwa decyzja, nie jestem w stanie porównać z niczym, co czułem wcześniej. Nie było miejsca na wątpliwości.
To właśnie między innymi takie chwile pomagam dziś odnaleźć moim klientom. Należy ich szukać, bo to w takich momentach rodzą się decyzje, a ty pojmujesz, że znalazłeś cel, który jest tak ważny, że gotów jesteś zrobić wszystko, aby go osiągnąć. Siedziałem wtedy w samolocie, spłukany, ale niewymownie szczęśliwy. Wiedziałem, że niezależnie od tego, jak to się skończy, nigdy nie będę żałował. I nie mogłem się już doczekać. Miałem ochotę od razu siadać do pracy.
________
Chwile, w których podejmujesz postanowienia, bywają magiczne. Decydujesz się coś zrobić, wprowadzić radykalną zmianę w życiu i nagle widzisz wszystko w zupełnie innym świetle. O takich momentach można kręcić filmy, ale co się dzieje dalej? Co należy zrobić? Jak się zachować, gdy decyzja została już podjęta? Na czym polega kolejny krok?
Byłem w tamtym czasie pracownikiem firmy headhunterskiej Mercuri Urval. Moje obowiązki sprowadzały się głównie do wyboru ludzi na konkretne stanowiska kierownicze, ale zdecydowałem się pójść do moich szefów i zapytać, czy nie mógłbym zamiast tego zająć się pracą nad rozwojem liderów, którzy te stanowiska już objęli. Przełożeni szybko się zgodzili, zostałem nawet wysłany na kurs coachingu, który później okazał się dla mnie bardzo przydatny. Spędziłem w tej firmie jeszcze rok, ale w końcu doszedłem do wniosku, że równie dobrze mogę zacząć pracować na własny rachunek.
Moja historia jest właściwie dość reprezentatywna. Podjąłem decyzję, a gdy człowiek już się na coś zdecyduje, kolejne wybory przychodzą dużo łatwiej. Często stają się naturalnym następstwem naszych działań. Zyskuje się pewność, jasność myślenia i śmiałość, której brakowało nam wcześniej, bo decyzja, którą się podjęło, nakierowana jest na konkretny cel.
W moim wypadku decyzją było wypowiedzenie umowy o pracę i rozpoczęcie kariery samodzielnie.
Moim celem – stanie się trenerem mentalnym.
Gdy wiesz, dokąd zmierzasz, takie wybory są prostsze i przychodzą naturalnie.
________
Ciąg dalszy w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
^() Obecnie funkcję tę pełni Haakon Bruun-Hanssen (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).