- W empik go
Bez nich ja nie mam po co żyć, ja żyję tylko dla nich... - ebook
Bez nich ja nie mam po co żyć, ja żyję tylko dla nich... - ebook
Nie zawsze jest tak, że każdemu w życiu się układa. Nie każdego stać na przyjemności, nie każdy potrafi poradzić sobie, tak jak zrobiłem to ja. To, co piszę, nie jest dla mnie łatwe, szczególnie ze świadomością, że kiedyś będą to czytali moi znajomi, dzieci czy wnuki. Każdy w życiu ma swoją historię, każdy inną, ale na pewno ciekawą - być może moja nie była zbyt ciekawa, ale mimo wszystko chciałbym ją opowiedzieć.
"Bez nich ja nie mam po co żyć..." to trudna historia wychowanka domu dziecka, poszukującego własnej tożsamości. Opowieść o uzależnieniach, odpowiedzialności i wtrwałości.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-467-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie zawsze jest tak, że każdemu w życiu się układa, nie każdego stać na większość przyjemności, nie każdy potrafi poradzić sobie w życiu, tak jak zrobiłem to ja. To, co piszę nie jest dla mnie łatwe, lecz jeszcze trudniej, gdy ma się świadomość, że kiedyś będą to czytali moi znajomi, a tym bardziej dzieci czy wnuki. Każdy w życiu ma swoją historię, każdy inną, ale na pewno ciekawą, być może moja nie była za ciekawa, ale chciałbym ci ją opowiedzieć. Książka mam nadzieję, będzie dobrą lekturą, dla wszystkich ciekawych mojego życia, mojego barwnego życia…. Może dzięki niej nie popełnią błędów moich rodziców.
Zacznę opowiadać od momentu, kiedy najdalej sięgam pamięcią.
Zawsze ojciec wraz z rodziną opowiadali, że moja matka zostawiła mnie, gdy miałem dwa lata, mój brat niespełna trzy miesiące. Mojemu bratu ciągle wmawiano, że matka go biła i że nawet kiedyś uderzyła go z „liścia” w buzię. Ja byłem mały, ale na tyle duży, że pamiętam tę opowieść. Dalej nie chciałem w to wierzyć, przecież dzieci zawsze idealizują rodziców. Zawsze miałem w głowie to, że matka jest osobą pomocną i kochającą, jak matki moich kolegów. Swojej matki jeszcze nie znałem, gdyż nie utrzymywałem z nią kontaktów, dlaczego? Tego nie wiem, mój ojciec nigdy mi tego nie wyjaśniał, zawsze mówił, że matka nas zostawiła. Czasem mnie i brata odwiedzała prababcia (ur. 1917r. ) mająca obecnie 99 l. Moje babcie zmarły i nawet nie zdążyłem ich na tyle poznać, żeby móc je wspominać. Pamiętam jak pewnego razu, było to w Mikołajki, moja prababcia przyniosła nam pod okno do domu paczki na Mikołaja. Nie wpuściliśmy jej z bratem do domu, bo ojciec nam na to nie pozwolił, chociaż jego nie było w domu. Ojciec nie lubił tej babci, ona starała się nam pomóc. Dlaczego był przeciwko niej, również tego nie wiem. Może dlatego, że była to babcia mojej matki, z którą się rozwiódł. Jedyne wspomnienie z dzieciństwa, jakie mam pozytywne z ojcem, to jak przychodziłem czasem na stajnię, gdzie pracował z końmi, wtedy wsadził mnie i brata na konia i oprowadzał po stajni, to były dobre wspomnienia z dzieciństwa.
Jak każdy maluch edukację zacząłem od przedszkola. Gdy wracałem z przedszkola, ha ha sam przecież nie wracałem, a mianowicie odbierała mnie babcia, potem szliśmy do jej domu na obiad, tam się bawiłem i tam przychodzili koledzy lub ja po sąsiedzku chodziłem do koleżanki Ady, z którą utrzymywałem bardzo dobre kontakty. Obchodziłem kiedyś swoje urodziny, oczywiście wtedy się dowiedziałem, że tort jest od mojej matki, której jeszcze nie pamiętałem. Całe przedszkole się bawiło wspólnie ze mną, przy mnie nie było ani ojca, ani matki tylko prababcia. Gdy już skończyło się przedszkole, nadszedł apel końcowy pożegnalny. Dyplomy, nagrody i wówczas zabrakło na nim rodziców. Każda uroczystość, jaka się odbywała, była bez nich. Jeśli był to dzień matki, to tak czy siak pamiętam tylko babcię, która w tamtych chwilach zastępowała mi matkę, i zawsze była obecna w moim życiu.
Nadszedł czas, kiedy poszedłem do pierwszej klasy podstawówki. Pamiętam, że na rozpoczęcie roku, pojechałem z ojcem, ale było by za fajnie, gdyż on i tak mnie zostawił w szkole i sam gdzieś poszedł. Po szkole oczywiście mnie odebrał i wiadomo, jak to po pójściu pierwszy raz do szkoły, dziecku włącza się głupawka i wtedy ojcu coś nie pasowało — musiałem dostać lanie. Pamiętam, to czasem bardzo bolało, płakałem, ale ojciec i tak miał to gdzieś, kwitując słowami: „zamknij… Będziesz zaraz szorował du.. o podłogę” i tak dostawałem kolejne razy. Jeśli chciałem obejrzeć bajkę, to wszystko działo się bardzo podobnie. Jedyne bajki, które oglądałem to były dobranocki.
Wzór mojej rodziny był bardzo nietypowy, gdyż na stałe mieszkał z nami brat ojca i było nas w domu czwórka chłopa. Jako małe dzieci często spaliśmy z ojcem. Pamiętam do tej pory, że jak kładłem się spać, bo zazwyczaj spałem u ojca w nogach, a mój brat koło niego, to chowałem sobie lusterko pod łóżko, żeby wieczorem patrzeć na telewizor. Było to bardzo straszne, bo zawsze bałem się, że zobaczy to wujek lub sam ojciec. Zawsze, gdy ojciec był pijany mogłem właśnie liczyć na tego wujka, bo ten czasem mnie i brata bronił przed uderzeniami ojca, który nie miał zahamowań. Pamiętam, że wujek zawsze był bardziej za bratem. Praktycznie cała rodzina była za nim, bo ja zawsze wolałem babcię i ja nie dawałem wiary słowom ojca, że niby matka mnie biła, że mnie nie kochała, nie dałem się buntować: ojcu, wujkowi, czy ciotkom.
W drugiej klasie podstawówki, w moim życiu działo się dużo. Babcia zaproponowała mi, żebym poszedł z nią do matki. Byłem bardzo niechętny, ale zgodziłem się oczywiście. Musiałem się zapytać ojca, który i tak by nie wyraził na to zgody. Więc przekombinowałem i spytałem, czy mogę jechać z babcią do miasta. Było to bardzo trudne, gdyż bałem się reakcji ojca i jego gniewnych odpowiedzi. Najtrudniejsze było rozpoczęcie rozmowy z ojcem, coś mnie przed tym powstrzymywało, nieokreślone lęki przed nim. Zawsze odpowiadał, że tak ale takim głosem, jak by go to bardzo denerwowało. Czasem potrafił odpowiedzieć, że nie, wtedy byłem bardzo zły i czasem odpyskowałem, ale nie kończyło się to dla mnie dobrze, bo zazwyczaj był pijany po pracy… i kolejne lanie. Najłatwiej wychodziło mi pytanie, gdy był pijany. On był odwrotnością innych pijaków, gdyż pił tak dużo, że jak był trzeźwy to był bardzo nerwowy, jeśli był pijany to czasem siedziałem z nim i jego pijanymi kolegami i rozmawiałem. To był właśnie czas, żeby z nim normalnie porozmawiać.
Następnego dnia, miałem z babcią jechać do matki, ojciec o niczym nie wiedział. Gdy już tam dojechaliśmy, matka wypytywała co tam u mnie słychać. Podczas spotkania z nią, dowiedziałem się, że mam brata, tylko że po innym ojcu. Nie było to łatwe, bo ja już miałem jednego brata Patryka, którego miałem na co dzień i to on zawsze był ze mną w trudnych chwilach. A jak mogłem kogoś innego nazywać swoim bratem skoro go jeszcze nie znałem? Z matką praktycznie nie miałem o czym rozmawiać, czas zleciał bardzo szybko. Wtedy dostałem od niej buziaka i powiedziała, że ona nie chciała mnie zostawić, tylko to „moja rodzinka” ją do tego zmusiła, że już nie dawała rady z moim ojcem wytrzymać. Jakoś się nie przejąłem jej słowami, gdyż traktowałem ją jak dopiero co poznaną osobę. Spotkanie szybko dobiegło końca, gdy wychodziłem, pamiętam że bardzo dziwnie się czułem, bo moja matka, którą dopiero co poznałem, była dla mnie bardziej miła, niż mój ojciec którego znałem znacznie dłużej, a wiadomo że dziecko bardziej pokocha osobę, która da mu ciepło i miłość, której nie doświadcza u najbliższych. Po dłuższym czasie postanowiłem, że powiem mu, o mojej wizycie u matki. I tak się stało, gdy mu o tym powiedziałem, był bardzo wkurzony, ale o dziwo mnie nie uderzył, tylko wypytywał, i wypytywał, bo jak zawsze był pijany i dlatego nic mu nie przeszkadzało. Teraz tak myśląc, ciekawe co by zrobił, gdyby był trzeźwy……… Potem już z babcią jeździłem do matki praktycznie co tydzień. Będąc u niej, nigdy się nie dogadywałem z jej facetem, podobnie jak z moim ojcem. Nie mieliśmy wspólnych tematów, rozmów, taka dziwna prawidłowość. Nigdy nie chciałem wracać do domu, do pijanego ojca, bo wiedziałem, że jak zwykle zrobi jakąś niepotrzebna awanturę, i oberwę jak zawsze. Ale mój dom był u ojca, a nie u matki.
Kolejnym okresem były przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej. Za wszystkie medaliki, książeczki, różaniec zapłaciła babcia, gdyż każdorazowo pytając ojca o pieniądze on odpowiadał, że nie ma i wyzywał księży, że biorą pieniądze. Ciągle narzekał, ciągle mu coś nie pasowało. Na odbiór medalików, czy książeczek też ze mną nie pojechał, jechała ze mną ciotka, gdyż mój kuzyn Mariusz również szedł ze mną do komunii. Na niektóre spotkania jeździłem z ciocią Krysią. Nawet teraz, gdy wracam do nagrania z komunii to widzę ciotki, ale nie widzę tam rodziców. Jakie to było ciężkie dla dziecka komunijnego, nie do końca rozumiejącego dla czego tak jest. Kolejną osobą wspierającą mnie podczas komunii, była moja chrzestna Ewelina, którą osobiście zaprosiłem. Zaprosiłem również chrzestnego, który już mi zapowiedział, że nie przyjdzie, bo nie ma czasu, bo dużo pracuje. Nadmienię, że mój chrzestny również lubił sobie wypić, nigdy nie otrzymałem od niego żadnych życzeń, o prezencie nie wspominając, na spotkania przed komunijne jeździłem z tatą przyjaciółki Aleksandry, która również przygotowywała się do komunii. Parę dni przed moją uroczystością, wiem, że ojciec wziął kredyt z banku. Nie wiem, jaka była to suma, ale pamiętam, że jak kupowaliśmy dla niego garnitur, to pani w sklepie powiedziała mu żeby, nie nosił takiej gotówki przy sobie. Dzień komunii zbliżał się nieuchronnie, wszystkimi przygotowaniami zajmował się ojciec, wujek Stefek i ciotka Krysia. W dzień komunii przyszli: ciotka Krysia z mężem, ich syn Krzysiek, mój kuzyn Wiktor z siostrą, rodzina od strony ojca. A ja czekałem na babcię. Nie chciała przyjść, dobrze że kuzyn Krzysiek po nią poszedł. Akurat tego dnia, u babci była ciocia Ola z Kalisza. Przyszli na moją komunie, ale pamiętam, że z dużą niechęcią, bo się nie dogadywali z rodziną od strony ojca. Osoba która była najbardziej zadowolona z tego, że mam komunię była moja chrzestna Ewelina, pamiętam że dostałem od niej rower, od cioci Krysi również dostałem rower, od kuzynki wieże i rolki. W taki oto sposób stałem się szczęśliwym właścicielem dwóch rowerów, z których się bardzo cieszyłem. Spotkanie wszystkich dzieci komunijnych, też bardzo mnie bolało, bo z każdym z nich stał ojciec i matka, a u mnie tę matkę, zastępowała moja chrzestna i to był kolejny czas, kiedy mojej matki ze mną nie było, choć było to dla mnie bardzo ważne. Podczas uroczystości w kościele, obok mojego ojca, stała chrzestna. Ojciec w czarnym garniturze i eleganckich ciemnych okularach. Pamiętam, uważałem, że bardziej wyglądał jak mój ochroniarz niż ojciec. Po komunii wszyscy pojechaliśmy do domu, tam odbywało się przyjęcie komunijne, obiad był przygotowany przez moją kuzynkę Miecię. Wszyscy siedzieli, rozmawiali, każdy ze mną rozmawiał, nawet ojciec, ale najważniejszej osoby jakiej brakowało, to matki która wcale nie miała do mnie daleko, a jej i tak nie było. Czasami myślę sobie, że jak ktoś mieszka bardzo blisko, to jest mu bardzo daleko do nas. Dzień komunii minął bardzo szybko, potem jeździłem na biały tydzień z ciotką lub koleżanką zależy, komu bardziej pasowało, bo przecież mój ojciec „bardzo ciężko pracował”.
Po komunii wszystko zaczęło się dziać gorzej i gorzej. Ojciec, który zawsze wracał z pracy pijany, czasem wieczorem zdarzało mu się być trzeźwym, wpadał w szał i często dostawałem, bo jako dziecko zadawałem bardzo dużo pytań, a taki byłem ciekawski. Dla każdego człowieka jest to normalne, że dziecko zadaje bardzo dużo pytań, ale najwidoczniej mój ojciec nie należał do tej grupy. Zawsze mnie o wszystko obwiniał, na zadawane pytania często odpowiadał krzykiem, ale to tylko jak był trzeźwy, jak był pijany albo, chociaż po paru piwach, to mogłem z nim normalnie rozmawiać, nawet parę godzin. Taki dziwny paradoks pijaka…..
Kiedyś będąc na przystanku, czekając na autobus szkolny chłopaki ze starszych klas przynieśli gazetę, w której był opisany mój „kochany tatuś”, który jechał pijany na rowerze i został zatrzymany przez policję. Podali, że miał we krwi ponad trzy promile alkoholu i jechał pijany na rowerze, było mi zwyczajnie wstyd za ojca, bo wszyscy się ze mnie i z mojego brata śmiali. Komentowali, że mamy ojca pijaka, który jest bardzo sławny. Sensacja, szybko rozeszła się po wsi, a my musieliśmy słuchać docinek kolegów. Nie o taką sławę ojca nam chodziło….
Po pijackim incydencie mojego ojca, było jeszcze gorzej. Ojciec dostał nadzór kuratora. Kurator odwiedzał nas, raz w miesiącu. Była to kobieta i pamiętam, że bardzo mnie z bratem lubiła, czasem przywoziła nam jakieś ciuchy, rzeczy, nawet paczki mikołajkowe. Zawsze, zadawała pytania, jak się uczymy czy chodzimy do szkoły. Takich pytań nawet nie zadawał ojciec, pytała czy tato pije? Kochany tatuś zawsze mówił, że mamy odpowiadać, że nie pije, a jak pije to tylko bezalkoholowe piwo. Okłamywaliśmy ją ale udawało się nam to może przez rok. Czasem pani kurator natrafiała na bałagan w domu, ojca często nie było, bo wiedział że będzie kurator na wizycie. Kolesie pokroju mojego ojca również mieli nadzór tej samej pani kurator i wieść gminna o jej bytności we wsi szybko się rozchodziła. Ojciec unikający spotkania z miłą panią, szkolił nas co mamy jej mówić. No to mówiliśmy, że tato jeszcze nie wrócił z pracy, a my zaraz idziemy do babci. Kurator już wtedy coś podejrzewała, bo strasznie dużo wypytywała, a jak wiadomo dziecko 12- letnie nie umie jeszcze kłamać, a tym bardziej mój młodszy brat. Zawsze ukrywaliśmy prawdę, choćby nie wiem co. Chociaż kurator przyjeżdżała sprawdzać czy ojciec pije, to i tak bardziej była zainteresowana nami niż ojcem, pytała czy mamy co jeść, sprawdzała lodówkę, czy mamy poukładane rzeczy w szafce. Jak wracał do domu ojciec to darł się na nas, dlaczego jej pokazywaliśmy lodówkę, twierdził, że ona nie ma prawa zaglądać do lodówki, nawet gdy on uciekał przed nią z domu to my i tak go broniliśmy, dlaczego? Sam tego nie wiem, bo jakoś myśleliśmy, że tak ma być. Nawet najgorszy ojciec, zawsze jest ojcem i trzeba się go słuchać. ….Tak wtedy uważaliśmy …
Kiedyś przesadził, uderzył mnie tak mocno w policzek i pobił, że na całym ciele, miałem siniaki. Bardzo mnie to zraniło, nie wiedziałem co mam zrobić, uciekłem wtedy do babci, ona powiedziała, że jak będę w szkole to mam o tym powiedzieć pani. I zrobiłem tak, jak Babcia powiedziała. Poszedłem do szkoły, do pani pedagog i powiedziałem, że tato mnie pobił. Wtedy pojechała ze mną pani do ojca, a on był pijany, zawiozła nas do babci, przespaliśmy z bratem jedną noc u babci, ale jak wróciliśmy do domu to wtedy dopiero zaczęło się piekło. Dostałem od ojca lanie za poskarżenie się w szkole, cały czas mi wypominał: „idź się poskarż do szkoły, może tam ci dadzą jeść, tam wszyscy będą za tobą, tam nikt cię nie będzie bił, a tu wychowuję cię ja i masz się słuchać”. Pamiętam, że nawet wujek był przeciwko mnie, cała rodzina od strony ojca mówiła o tym, że poszedłem się poskarżyć w szkole na ojca. O całym zdarzeniu, również się dowiedziała pani kurator. Zawsze przyjeżdżała i zadawała jeszcze więcej pytań niż zwykle. Czasem przyjeżdżała dwa razy w miesiącu, ojciec zazwyczaj był w pracy, a ja byłem u babci. Ja zawsze chodziłem po szkole do babci, brat wolał wujka więc chodził do domu, ale potem przychodził do babci i u niej byliśmy do wieczora, potem wracaliśmy do domu jedliśmy kolację. Każdy osobno tj. totalna dowolność. Umiałeś sobie zrobić jedzenie to jadłeś, a wspólne posiłki były czymś nierealnym. Potem dobranocka i szliśmy spać i tak było codziennie, czasem jak ojciec miał jakieś głupie zagrywki, to musiałem do domu wracać po szkole i nie mogłem iść do babci, a ona potem przychodziła i się pytała czemu nie przyszedłem. Babcia była na tyle kochana, że zawsze gdy nas nie widziała to musiała się z nami spotkać, jednak nigdy się nie dogadywała z ojcem.
Sięgając pamięcią jeszcze jak chodziłem do podstawówki, o 9:30 przyjeżdżał autobus, i wtedy moja babcia przynosiła mi kanapki do szkoły i ciepłą herbatę w butelce. Czasem jak jechała do miasta wcześniej, to kanapki i herbatę wsadzała do skrzynki na listy, i stamtąd sobie ją wyciągałem. Za mleko w szkole też płaciła mi babcia i zawsze dawała mi na „bułkę” do szkoły. Było to dwa lub pięć złotych, jak potrzebowałem na wycieczkę, to też dostawałem od babci, bo jak pytałem ojca o kasę to czasem mi dał, ale jak dawał to z wielkimi pretensjami, nigdy mu nie pasowało, że biorę od niego pieniądze. Bratu pieniądze dawał wujek, ja od niego dostałem pieniądze tylko wtedy gdy zobaczył, że ja widzę, że daje mojemu bratu. Babcia nigdy taka nie była, zawsze mówiła, że jak daje jednemu to i drugiemu też trzeba dać. Jeśli to były moje urodziny, to mój brat również dostawał coś od niej, czy na odwrót. Rodzina od strony ojca zawsze była za bratem, gdyż on zawsze z wujkiem, zawsze za ojcem. A ja byłem zawsze za babcią, która była od strony matki, za mną również i za moim bratem była ciocia, która przyjeżdżała do babci z Kalisza — mojej babci córka. Zawsze przywoziła kolorowanki, słodycze i zawsze bardzo cieszyliśmy się, że ciocia przyjedzie. To ciocia nauczyła mnie, że kolorowankę się maluję, najpierw od konturu, a potem całym kolorem. Pamiętam że, pomalowałem jej takiego motylka, którego sobie wkleiła do pudełka na okulary. Ciocia po paru dniach odjeżdżała i znów wszystko wracało do normy, znów szkoła, babcia, dom i spanie i tak na okrągło. Życie moje miało szare barwy …………….
Następny okres w moim życiu był bardzo trudny. W czwartej klasie podstawówki, ojciec tak dużo pił, że kuratorka nie raz zastawała go pijanego, ale nie był na tyle pijany, żeby mogła to poznać. Jak to mówi przysłowie: „kłamstwo ma krótkie nogi”. I tak się też stało, przyjechała pani kurator, ojciec był tak pijany, że nie wiedział co mówi. Wówczas kuratorka zabrała nas do babci, a do ojca wezwała policję. Wszystko się działo bardzo szybko, kilka nocy spędziliśmy u babci, nawet kilkanaście. Potem jeździliśmy do sądu do Świdnicy i tam nas wypytywali o mojego chrzestnego- wnuka mojej babci, brata mojej matki. Pytali, jaki on jest czy chcielibyśmy u niego być, jaka jest dla nas babcia. Pamiętam, że rozwiązywaliśmy różne testy, najpierw ja a brat siedział z babcią, potem się dowiedziałem, że nasz wujek Krzysiek wziął nas do rodziny zastępczej. Ja się bardzo cieszyłem, nie dlatego że będę u wujka, a tylko i wyłącznie, dlatego że będę bliżej babci. Babcia nas zawsze budziła do szkoły, jedliśmy rano śniadanie, robiła nam kanapki do szkoły, po szkole wracaliśmy i czekał na nas obiad.
Czasem szedłem do Pani Agnieszki, ona miała gospodarstwo, w którym były: kozy, kury, gęsi. Z biegiem czasu pozwoliła mi do siebie mówić na „ty” i tak zostaliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Agnieszka nauczyła mnie nawet, dojenia kozy, co sprawiało mi ogromną frajdę. Kiedyś jak wyjechała z mężem na wakacje. Wtedy wraz z rówieśnikami zajmowaliśmy się całym gospodarstwem, a mleko, które wydoiliśmy próbowaliśmy sprzedawać. Agnieszka zawsze służyła mi pomocą, mogłem jej się wyżalić, zawsze pogadałem, czasami spędzałem u niej bardzo dużo czasu i kończyło się to tym, że przychodziła po mnie babcia. Agnieszka czasem zabierała mnie na jakieś wycieczki, potem uczyła jeździć konno i jakoś ten czas mi u niej mijał, bardzo dużo chwil i miłych wspomnień mam z tego okresu. Z bratem dostaliśmy od Agi kozę, nazwaliśmy ją Wera, była bielusieńka, zawsze się nią z wielka przyjemnością zajmowaliśmy. Nawet w chlewiku dostała od nas specjalne posłanie — łóżko, żeby mogła na nim spać. Jednak zawsze było na nim pełno kozich odchodów i musieliśmy je wyrzucić. Jak coś się trudnego działo w naszym życiu, to zawsze pytaliśmy się naszej przyjaciółki o radę. Mój ojciec znał Agnieszkę, bo gdzieś kiedyś się poznali. Razem interesowali się końmi, Aga nawet chciała żeby ojciec kiedyś poprowadził jej jazdy konne, ale on nigdy nie miał na to czasu. Wcześniej nie napisałem, ale mój ojciec bardzo dobrze znał się na koniach, szkolił konie za granicą w Niemczech i we Włoszech. Jak był młodszy był Mistrzem Polski w WKKW (Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego).
Jak byliśmy już w rodzinie zastępczej u wujka, to nawet zabraliśmy ze sobą kozę, zabraliśmy wszystko. Jak szliśmy w odwiedziny do ojca, to brat chciał tam iść ale ja z bardzo dużą niechęcią. Ojciec dostał od pani kurator nakaz leczenia się z alkoholizmu. Chodził na te spotkania do jakiegoś tam klubu, przy kościele Anonimowych Alkoholików, ale czy to mu dawało jakieś rezultaty? no nie wydaje mi się. Wiem, że jak wracał, to był po nich bardzo spokojny. Musiał mieć założony taki notesik, w którym otrzymywał wpisy, że był na spotkaniu. Dziś wydaję mi się, że chodził tam tylko i wyłącznie po to aby zdobyć podpisy i wywiązywać się z kuratorskich zaleceń.
Będąc u wujka pamiętam, że zaczynaliśmy żyć normalnie, jak typowa rodzina mieszkająca na wsi. Z czasem wujek otrzymywał na nas pieniądze, bardzo to podniosło standard naszego życia. U wujka zaczęły się pojawiać coraz to nowsze rzeczy: kino domowe, lustrzanka, telewizor, remont domu i różne inne rzeczy. Nie dość, że dostawaliśmy pieniądze od babci, to jeszcze od niego, ale dostawaliśmy je na przykład, za posprzątanie, za przyniesienie węgla i za różne rzeczy, niby takie małe przekupstwo, ale dużo pracy robiliśmy z chęcią, nie tak jak u ojca, że musieliśmy robić wszystko. Często zdarzało się, że musieliśmy sprzątać bałagan, po jego libacjach alkoholowych, zbierać butelki po wódce, po piwie. Brat mojego ojca nie zawsze posprzątał, bo czasem pracował, był na rencie chorobowej z powodu wypadku na oko, ale pracował żeby mi i bratu było lepiej. Dorabiał sobie też podczas różnych prac remontowych.
U wujka Krzyśka było nam bardzo dobrze, ale na pewno wiem, że brat wolałby być z tym drugim wujkiem, bratem ojca, ale widocznie tak musiało być. Mieliśmy wszystko, co chcieliśmy, nikt na nas nie wywierał presji, nie bił, nie krzyczał. Wtedy mieliśmy spokojny dom.
Komunia mojego brata również odbyła się u babci. Babcia zrobiła obiad, przyszli wszyscy zaproszeni, był nawet ojciec ale „mamusi” nie było… Jak zwykle nie znalazła dla nas czasu. Zapewne znów była chora, zawsze jak się działo jakieś ważne wydarzenie dla nas, to jej jedyna wymówką było to, że jest chora, że ma operacje na coś tam, że jest jej bardzo ciężko, że chce tam być, ale z nami być nie może. Zawsze miała czas dla swoich „nowych dzieci”, a my byliśmy dla niej tylko na telefon i tyle było jej matczynej miłości do nas.
Jakoś po komunii brata, postanowiliśmy że zabierzemy z babcia mojego brata Patryka do matki, ale on nie chciał tam iść, więc okłamaliśmy go, że idziemy tylko do miasta. Gdy już weszliśmy do bloku, w którym mieszała matka, Patryk nie chciał wejść do jej mieszkania. Miał ogromny żal do matki, ale po krótkim czasie wszedł i się przywitał jak z obcą osobą, nawet nie chciał z nią rozmawiać. Jak już wróciliśmy do domu to powiedział, że nie chce tam nigdy więcej jechać.
Wracając pamięcią do lat dzieciństwa, pamiętam że tylko raz się pokłóciłem z babcią i jej powiedziałem, że jej nienawidzę, że lepiej byłoby gdyby nie żyła, straszne ją zwyzywałem, ale po krótkim czasie zacząłem płakać i ją przeprosiłem i bardzo mocno ukochałem, bo wiedziałem że nie chce jej stracić. Przecież tylko ona się o nas troszczy i pomyślałem wówczas, co by było gdyby jej nie było? Mieliśmy wszystko, każda chwila była jakoś zaplanowana, nawet pograliśmy sobie na komputerze, który dostaliśmy z bratem od naszego sąsiada.
Nasi sąsiedzi byli dla nas bardzo hojni, zawsze od nich coś dostawaliśmy, nawet mieliśmy od nich Internet, za który nie płaciliśmy. Jak coś się zepsuło to zawsze mogliśmy liczyć na ich pomoc. Pamiętam jak z sąsiadem Grześkiem, kiedyś budowaliśmy igloo, jeździliśmy autem i różne inne rzeczy robiliśmy. Mieliśmy naprawdę cudownych sąsiadów.
Nasz wujek Krzysiek, u którego byliśmy, pracował na stadninie, i od tamtego okresu zaczęło się dziać tak, że czasem do domu wracał pijany, i co to oznaczało dla nas, mnie i brata? Znowu powtórka z koszmaru, który przeżywaliśmy z ojcem pijakiem tylko z tą różnicą, że nasz wujek w porównaniu z ojcem, który jak się napił to był spokojny, to wujek po wypiciu był nerwowy. Wówczas siedzieliśmy u babci, a on na górze i tylko czasem zeszedł na dół po kolację. Ale wtedy mieliśmy z bratem kupę śmiechu, bo on robił zawsze głupie miny, czasem spadał z krzesła i wtedy z bratem śmialiśmy się, bo wiedzieliśmy, że nas babcia obroni jak by się coś stało. Potem wujek szedł spać i było już po wszystkim, następnego dnia już był z powrotem tym samym wujkiem.