- promocja
- W empik go
Bez opamiętania - ebook
Bez opamiętania - ebook
Minęły już dwa lata, a Maja i Kuba wciąż szamocą się z życiem. Każde z nich tkwi w pułapce własnych uczuć i zobowiązań. Małżeństwo Kuby przechodzi poważny kryzys i nawet dwuletni Staś przestaje być wystarczającym powodem, by tkwić w nieudanym związku. Mężczyzna nadal żywi uczucia względem Mai, a kiedy dowiaduje się o poważnych zamiarach Adama wobec niej, postanawia o nią zawalczyć.
Maja coraz częściej dochodzi do wniosku, że nie potrafi wykrzesać z siebie gorącego uczucia, którego oczekuje od niej Adam. Udawanie zaczyna ją męczyć, a pierścionek zaręczynowy od Adama ciąży coraz bardziej. Na domiar złego zaczyna odbierać przerażające anonimy, a jej przyjaciółka boryka się z poważnym problemem…
Zespół The Bricklayers stoi przed wielką szansą, ale zrujnować ją może narastający konflikt między Kubą i Adamem. Dokąd zaprowadzi ich ta rywalizacja? Czy manipulacja, którą odkryje Maja, będzie miała wpływ na jej życiowe wybory?
Historia pełna emocji, piętrzących się problemów i intryg, które mogą zmienić wszystko.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8266-036-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1. Wham! – Last Christmas
2. Mariah Carey – All I want for Christmas is you
3. Frank Sinatra – Santa Claus is coming to town
4. Cicha noc
5. Przybieżeli do Betlejem
6. Train – Shake up Christmas
7. Bing Crosby – White Christmas
8. Bobby Helms – Jingle Bell Rock
9. De Su – Kto wie, czy za rogiem
10. Skaldowie – Z kopyta kulig rwie
11. Dean Martin – Let it snow
12. Ania Szarmach – Coraz bliżej święta
13. Czesław Śpiewa – Żaba tonie w betonie
14. Frankie Valli – Can’t take my eyes off you
15. Breaking Benjamin – Diary of Jane
16. ZHU – Faded
17. Kongos – Something New
18. Twenty One Pilots – Polarize
19. Отава Ё – Про Ивана Groove
20. Twenty One Pilots – Ride
21. Happysad – Taką wodą być
22. Maroon 5 – Girls like you
23. Arctic Monkeys – Do I wanna know
24. Paweł Domagała – Wystarczę ja
25. Republika – Mamona
26. Myslovitz – Peggy Brown
27. KALEO – Way down we go
28. Green Day – American Idiot
29. Nickelback – Never gonna be alone
30. Nickelback – Shakin’ HandsPROLOG
KUBA
Siedzimy przy jednym ze stolików w Murze. Ja, Adam, Piotrek i Jarek – cały nasz zespół. Pieprzeni The Bricklayers. Oprócz nas nie ma nikogo. Dzięki dobrej woli właściciela możemy wykorzystywać bar do prób, gdy jest zamknięty. Główne pomieszczenie znajduje się w piwnicy jednej z kamienic w samym centrum Częstochowy. Jest duże, zamontowana scena pozwala wczuć się w atmosferę koncertu, akustyka jest znośna, a w dodatku nie wydajemy na to nawet złotówki. Nie mogliśmy trafić lepiej.
Nachylamy się w stronę wyciągniętej dłoni naszego wokalisty. Patrzymy na pierścionek. Złoty, wysadzany błyszczącymi kamieniami, które układają się w znak nieskończoności. Jest naprawdę ładny. Mam ochotę go zniszczyć. Fantazjuję, że trafiam go młotkiem, poprawiam prasą hydrauliczną i kończę, używając paleniska kowalskiego.
Zerkam na Adama, który starannie unika mojego wzroku. Jest podniecony swoim zamiarem, a jednocześnie pełen niepokoju. W tej chwili bardzo chciałbym go nienawidzić. Mam prawo. Mimo to nie mogę. Przez ponad dwa lata naszej burzliwej znajomości zdążyłem go polubić. To porządny facet. Dokładnie taki, na jakiego zasługuje Maja. Wiem to, ale nieokiełznana zazdrość i tak skręca mi wnętrzności.
Rozlega się dźwięk zamykanych drzwi. Ktoś wszedł do baru. Słychać kroki na schodach. Jeden, dwa, przy trzecim Adam w popłochu zamyka pudełeczko z pierścionkiem i wpycha je do kieszeni. Cztery, pięć, sześć, siedem i wchodzi ONA. Otulona puchową kurtką, w wełnianej czapce z wielkim pomponem. Policzki ma zaczerwienione, a we włosach ozdoby ze świeżego śniegu. Wygląda pięknie.
Adam rusza w jej stronę, by ją pocałować.
Odwracam wzrok i wgapiam się w kufel z piwem. Żałuję, że jest bezalkoholowe.
– Cześć. Myślałam, że skończyliście – mówi.
Zerkam na nią. Miała nadzieję, że już nas tutaj nie będzie. Oczywiście. Od dwóch lat unika mnie jak ognia. Naiwnie tłumaczę to sobie tym, że jeszcze jej zależy.
Ja też próbowałem tej strategii, ale szybko doszedłem do wniosku, że to wcale nie pomaga. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Skapitulowałem, kiedy wkradła się do moich snów. Teraz czekam na każde spotkanie jak potępieniec. Czuję się jak masochista. Za każdym razem wiem, że będzie cholernie bolało, bo ona jest obok, ale poza moim zasięgiem. Już nie należy do mnie. Nie mogę jej dotknąć ani pocałować. I muszę patrzeć, jak on to robi. Ale nie potrafię odmówić sobie jej widoku. Tak bardzo za nią tęsknię.
Pamiętam, jak ją spotkałem. Byłem wtedy w klubie ze znajomymi. Nie chciałem spędzić kolejnej nocy sam, więc szukałem chętnej do małej przygody. Wtedy ją zauważyłem. Nie przyciągnęła mojej uwagi urodą, choć niczego jej nie brakowało. Zauważyłem ją, bo ciągle wodziła za mną wzrokiem i wcale się z tym nie kryła. Jej spojrzenie było natarczywe, ale przyjemne. Pomyślałem, że pewnie skądś mnie zna. Być może kiedyś ze sobą spaliśmy. Otaksowałem ją uważnie. Blondynka, nos odrobinę za szeroki, ale ładne oczy. Całkiem niezłe ciało, choć dosyć niska i może nieco za mało w dekolcie. Za to tyłek godny uwagi. Myślałem i myślałem, ale nie potrafiłem sobie przypomnieć. W końcu postanowiłem zaryzykować.
Zaczepiłem ją na korytarzu i zapytałem, czy przypadkiem się nie znamy. Trochę się bałem, że dostanę w pysk, i to całkiem zasłużenie, ale ona wcale nie wyglądała na wkurzoną. Na jej twarzy odmalował się tak wielki zawód, że poczułem się jak skończona świnia. Po chwili uśmiechnęła się i przytaknęła. Nie wiedziałem, co robić, więc zaproponowałem jej taniec. Poruszała się dobrze i pozwalała się prowadzić. Zebrałem się w sobie i postanowiłem dowiedzieć się, skąd mnie zna. Zmarkotniała.
– Z klubu studenckiego.
Jestem już w tym wieku, że nieczęsto bywam w takich miejscach, więc od razu sobie przypomniałem.
– To z tobą tak długo tańczyłem? – zapytałem i chyba poprawiłem jej tym humor.
Sam niewiele pamiętałem z tamtego wieczoru, ale Dawid sporo mi opowiedział. Podobno jedna studentka wpadła mi w oko, ale do niczego nie doszło. Dziewczyna przytaknęła, więc to musiała być ona. Dobrze, mogło być gorzej. Alkohol robi swoje i bywało, że w łóżku budziłem się z kobietami, którym normalnie nie poświęciłbym nawet najmniejszej uwagi.
Przyjrzałem się jej i wizja wylądowania między jej nogami wydała mi się całkiem przyjemna. A co mi tam – pomyślałem.
– Mam ochotę się z tobą kochać. Mocno i ostro.
Spojrzała na mnie. Wydawała się zaskoczona i lekko przestraszona.
– Jak chcesz, może być powoli i delikatnie. W sumie ja też tak wolę – dodałem szybko. – Robię dzisiaj za kierowcę, więc pojedziemy samochodem. To jak?
– Jestem tu z koleżanką. Nie mogę jej zostawić.
Nie posłała mnie całkiem na drzewo, więc próbowałem dalej.
– Później możemy tu jeszcze wrócić.
Chyba przegiąłem, bo tylko się zaśmiała i pokręciła głową. Nagle nabrałem wielkiej ochoty, żeby ją pocałować. Pamiętałem, że pali, więc jej to zaproponowałem. Zaprowadziłem ją do małego pokoiku w piwnicy. Byli tam moi znajomi. Gdy zobaczyli, że nie jestem sam, postanowili dać nam chwilę prywatności i wyszli. Usiedliśmy na kanapie. Z całych sił powstrzymywałem się, żeby jej nie dotknąć. Miałem na nią coraz większą ochotę i nie chciałem jej spłoszyć.
– Na pewno nie chcesz jechać do mnie? – zapytałem jeszcze raz, ale szczerze mówiąc, nie liczyłem na wiele.
Wyglądała mi na jedną z tych grzecznych i ułożonych. Zbyt porządną, żeby zniżyć się do przygody na jedną noc. Mogłem się założyć, że marzyła o stałym związku i księciu na białym koniu, który będzie ją wielbił i przenosił przez błotniste kałuże. Nie dla mnie takie historie.
– Dzisiaj na pewno nie.
No tutaj mnie zaskoczyła.
– Więc kiedy? Jutro?
– Nie. – Zaśmiała się. – Mam taką zasadę, że nigdy nie robię tego z nieznajomymi.
Mówiąc „tego”, wydawała się zakłopotana, choć próbowała to ukryć. Było w tym coś naprawdę uroczego. Wywnioskowałem, że albo rzadko dostawała takie propozycje, albo nieczęsto się na nie zgadzała.
– Przecież mnie znasz. Jestem Kuba. – Uśmiechnąłem się szeroko i podałem jej rękę.
– Ostatnio mówiłeś, że Wojtek.
Ożeż kurwa mać! Ale ze mnie idiota. I pomyśleć, że już tak dobrze mi szło…
– Majka – powiedziała. – I nie do końca o to mi chodziło. Miałam na myśli coś w stylu „Nie na pierwszej randce”.
Oho, coś mi tu zaleciało potencjalnym związkiem, ale byłem ciekawy, więc pociągnąłem temat.
– Więc na której?
– Bo ja wiem… – zawahała się – na dziesiątej.
– Czyli musiałbym być twoim chłopakiem?
– Nie. Przecież można spotykać się bez zobowiązań.
No proszę, a jednak nie jest taka porządna, jak mi się wydawało – pomyślałem. Przeanalizowałem wszystkie za i przeciw, przy czym przeciw było naprawdę niewiele.
– Wchodzę w to.
Spojrzała na mnie zmieszana.
– Ale w co?
– Z tego, co zrozumiałem, musisz mnie poznać, tak?
– No tak.
– Więc będziemy się spotykać, a na dziesiątej randce będziemy się kochać. I wszystko bez zobowiązań. Dobrze zrozumiałem?
Wyglądała na porządnie skołowaną. Dziwne, przecież sama to wszystko wymyśliła. Przestałem się nad tym zastanawiać, kiedy skinęła głową.
– Świetnie. Więc nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli jutro zadzwonię?
– Nie, skąd.
– Tylko podaj numer.
– Przecież masz.
A to ci niespodzianka. Muszę zdecydowanie mniej pić…
– Nie mów, że mam twój numer i nawet o tym nie wiem.
– Ostatnio obiecałeś mi kino, więc ci podałam. – Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic wielkiego.
– Tylko kino? Chyba nie byłem w formie. Dobra, to podaj jeszcze raz.
Ledwie wstukałem numer, do palarni wpadła jej całkiem atrakcyjna koleżanka w stanie zaawansowanego odurzenia alkoholem. Dziewczyny chciały już wyjść. Czułem dziwny niedosyt, więc zaproponowałem Mai, żeby została, ale się nie zgodziła. Postanowiłem, że je odwiozę.
Kiedy stanęliśmy przy moim samochodzie, lekko się zawahała. Otworzyłem go, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
– Jesteś taksówkarzem?
– Jak widać. – Uśmiechnąłem się. – A co, żałujesz, że nie zażądałaś dwudziestu randek?
– Nie, nie o to chodzi.
– Spokojnie, żartowałem. Wsiadaj. Dobrze pamiętam, że pod akademik? – strzeliłem.
– Bardzo dobrze. – Posłała mi lekki uśmiech, a ja znowu zastanawiałem się, jak by to było ją całować.
Ta myśl nie dawała mi spokoju przez całą drogę.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała ta druga, gdy zatrzymałem samochód przed wejściem do domu studenckiego.
– Pod akademikiem.
– Spoko. – Zabawnie zmrużyła oczy, patrząc w kierunku wyłączonego taksometru. – Dziękujemy panu. Ile płacimy?
Powstrzymałem śmiech i wskazałem na Majkę.
– Ja się rozliczę z tą panią.
– Jak pan chce. To dobranoc – powiedziała i zabrała się do wysiadania; wyglądała przy tym całkiem zabawnie.
Maja odpinała pasy, jakby ją parzyły.
– Zaprowadzę ją do pokoju. – Zerknęła na mnie. – To ile jestem ci winna?
O słoneczko, bardzo dużo – pomyślałem.
– Dogadamy się. Zaparkuję gdzieś tutaj i poczekam na ciebie.
Zgodziła się. Obserwowałem, jak prowadzi swoją koleżankę pod ramię. Kiedy zniknęły za drzwiami akademika, odpaliłem silnik i ruszyłem na parking. Byłem ciekawy, czy rzeczywiście do mnie zejdzie. Dałem jej kwadrans.
Pojawiła się po niespełna dziesięciu minutach. Zdezorientowana przyglądała się samochodom. Zamigałem światłami, a na jej twarzy pojawił się wyraźny wyraz ulgi. Wsiadła i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
– Wiesz… Tak się zastanawiałem… Żeby nie było niedomówień… – Obserwowałem, jak radość znika z jej twarzy. – Przydałoby się ustalić, co oboje rozumiemy pod terminem „bez zobowiązań”.
Znowu się uśmiechnęła, jakby to pytanie nie było niczym złym.
– Chcesz wiedzieć, co ja przez to rozumiem?
– Bardzo.
– Coś jak związek, ale bez prawa wyłączności. Wiesz, bez zazdrości, wyrzutów i pretensji. Tak jakbyś był moim znajomym, tylko w bardziej bezpośredniej relacji pod względem fizycznym.
Oho, ktoś ma tutaj bardzo złe doświadczenia – pomyślałem.
– Czyli będziemy się spotykać jak kochankowie, tyle że nikogo nie zdradzamy i nie musimy się ukrywać?
Zmieszała się.
– Nie chciałam narzucać jakichś zasad. Jeśli widzisz to inaczej…
– Spokojnie. Mnie to pasuje. – Uśmiechnąłem się. – To może być całkiem ciekawe. Wiesz, jesteś pierwszą dziewczyną, która chce mnie poznać, ale nie chce się wiązać – stwierdziłem. – Zwykle albo chcą związku i wyłączności, albo jednorazowej przygody. Jesteś niezwykłym przypadkiem. – Przyjrzałem jej się.
– Nie jesteś lepszy. Jeszcze żaden facet nie zaproponował mi prosto z mostu, żebym się z nim przespała. No, a już na pewno nie w pierwszych pięciu minutach rozmowy.
– Cóż mogę powiedzieć… – Zaśmiałem się cicho. – Tak już mam.
– I vice versa.
– A skoro rozmawiamy… – Obróciłem się w jej stronę. – Co robisz jutro?
– Pracuję. – Westchnęła ciężko.
– O. A jeśli można wiedzieć, to gdzie?
– W Murze.
– No proszę. Robisz dobre drinki?
– Nikt jeszcze nie narzekał.
– I popatrz, teraz ja żałuję, że nie zażądałaś dwudziestu spotkań. – Zaśmiałem się. – Będziesz tam cały wieczór?
– Tak. Zamykamy o dwudziestej trzeciej, więc skończę gdzieś koło północy.
Niedobrze. Kiedy tak na nią patrzyłem, miałem ochotę jak najszybciej zaliczyć te dziesięć spotkań.
– A poniedziałek?
– Wieczór mam wolny.
– Świetnie. To jak? Może kino, skoro już obiecałem?
– OK.
– I nawet pozwolę ci wybrać film. Pod warunkiem, że to nie będzie jakaś nieśmieszna komedia romantyczna.
– Och, dziękuję. Czuję się zaszczycona.
Zaśmiałem się cicho.
– Dobra, czyli jesteśmy umówieni, tak?
– Dziękuję, że nas podwiozłeś – powiedziała.
Przysunąłem się do niej i złapałem za rękę, którą położyła na klamce.
– Już chcesz uciekać? A płatność?
Pochyliłem się i dotknąłem jej ust. Czekałem. Nie byłem pewny, jak zareaguje. Kiedy tylko się przysunęła, zatopiłem dłoń w jej włosach i pocałowałem ją. Westchnęła, pobudzając do życia mojego przyjaciela w spodniach. Nabrałem ochoty na więcej.
– Na pewno nie chcesz pojechać do mnie? – zapytałem z nadzieją.
– Na pewno.
– Szkoda.
Naprawdę. I wcale nie chodziło mi o sam seks. Było coś jeszcze. Ja po prostu nie miałem ochoty się z nią rozstawać. Patrzyłem na nią i starałem się określić, co takiego w sobie ma, czym różni się od innych. Przecież to całkiem normalna dziewczyna. Powiedziałbym nawet, że dosyć przeciętna. A jednak było w niej coś, czego nie potrafiłem nazwać.
– Jeszcze raz dziękuję.
Pochyliła się i dotknęła ustami mojego policzka. Nie zamierzałem marnować okazji, więc odwróciłem twarz. Byłem zaskoczony, jak wiele przyjemności dał mi ten pocałunek.
Wróciłem do klubu. Towarzyszył mi denerwujący wzwód. Próbowałem szukać chętnej do pomocy w rozwiązaniu tego problemu, ale dziwnym trafem każda potencjalna kandydatka wydawała mi się nieodpowiednia. Wszystko przez obraz młodej studentki plączący się gdzieś z tyłu mojej głowy. Z jakiegoś dziwnego powodu chciałem tej konkretnej dziewczyny i zamierzałem jak najszybciej ją zdobyć.
Zresztą droga do tego celu też była bardzo interesująca. Majka okazała się całkiem ciekawą osóbką, otoczoną licznym gronem przyjaciół płci męskiej. Przez chwilę myślałem nawet, że prowadzi bardzo swobodny tryb życia. Bo skoro zaproponowała mi otwarty układ, to dlaczego nie mogłaby mieć więcej kochanków? To była szalona myśl, ale sposób, w jaki odnosiła się do Piotrka czy Adama, pobudzał wyobraźnię. Szybko się przekonałem, że to tylko pozory, a Majka jest jedną z najporządniejszych, a nawet najbardziej naiwnych osób, jakie znam. I wtedy przestałem się dziwić, że każdy facet z jej otoczenia chciałby ją przygarnąć i rozpiąć nad nią parasol ochronny. A już najmniej dziwiłem się Adamowi, który zakochał się w niej bez pamięci. Rozumiałem go jak nikt inny, choć nie mogłem się nadziwić jego bierności. Znał Majkę ponad rok i tyle samo do niej wzdychał, podczas gdy ona nie zdawała sobie sprawy z jego uczuć. Nie mogłem pojąć, dlaczego nie bierze się do roboty. Początkowo miałem go za tchórza, potem za kompletnego idiotę, a okazało się, że jest i tym, i tym. I niepoprawnym romantykiem na dokładkę. No i dostał za swoje, kiedy pojawiłem się ja. Dałem mu niezłą szkołę życia i nie miałem z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, tak jak on teraz wobec mnie.
Jej zażyłość z przedstawicielami płci męskiej początkowo mnie fascynowała, ale bardzo szybko zaczęła drażnić. Okazało się, że nasze „bez zobowiązań” było trudniejsze do zrealizowania, niż nam się wydawało. Byłem zazdrosny i chciałem oznaczyć swój teren. Starałem się jak mogłem, by nie naruszyć przy tym warunków umowy. Całowałem ją na środku baru albo udawałem jej faceta przed znienawidzoną koleżanką z pracy. Miałem nadzieję, że wszystko się zmieni, kiedy już w końcu ją zdobędę, ale na nadziejach się kończyło.
Z każdym dniem lubiłem ją bardziej, a moje przywiązanie rosło. Trudno mi też było trzymać ręce przy sobie. Nie mogłem się doczekać finalizacji naszej umowy. Nie ratował mnie nawet zimny prysznic.
Pamiętam nasze dziewiąte spotkanie. Odebrałem ją z pracy. Był środek nocy, a ona miała na sobie króciutką spódniczkę. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co pod nią ukrywa. Była tak blisko, a jednocześnie poza moim zasięgiem. Cały mój świat zakręcił się wokół jej nóg i miejsca ich złączenia. Zabrałem ją wtedy do siebie i niemal błagałem o seks. Odmówiła. Nie wiedziałem dlaczego. Byłem pewien, że jest równie podniecona jak ja. Chciałem, żeby była ze mną z własnej woli, więc z bólem serca i opuchniętych jąder odpuściłem. Na szczęście postanowiła nieco nagiąć naszą umowę. Wzięła mojego penisa do ust i było naprawdę świetnie, choć czułem, że była spięta. Postanowiłem nieco ją rozluźnić pieszczotami, ale jednocześnie nie chciałem, żeby przerywała. Tak wylądowaliśmy w pozycji 69. Zadziałało, a dalsza część wieczoru była najlepszym aktem bez penetracji, jaki kiedykolwiek przeżyłem.
Nie żeby ta noc mnie naprawdę zaspokoiła. Stanowiła raczej przystawkę, która tylko zaostrzyła mój apetyt na danie główne. Gdy nadszedł upragniony dzień, byłem podniecony jak nastolatek. To były jej urodziny, a ja nie mogłem przestać myśleć o tym, że po imprezie zabiorę ją do swojego łóżka. Pragnąłem jej jak potępieniec. I gdy byłem już u bram nieba, spuściła na mnie prawdziwą bombę. Okazało się, że jest dziewicą. Miałem być jej pierwszym. Cieszyłem się jak wariat, jednocześnie byłem przerażony. Zawahałem się. Nigdy bym siebie o to nie podejrzewał, ale byłem gotów ze wszystkiego się wycofać. Dzięki Bogu, że nie zmieniła zdania.
Starałem się być delikatny, choć tylko ja wiem, jak trudno mi to przyszło. Tak długo na to czekałem, że chciałem wziąć ją z całą zachłannością, na jaką tylko było mnie stać. Mimo wciśniętych hamulców czułem się jak w niebie. Wtedy zrozumiałem, że już nigdy nie będę miał jej dość.
Pamiętam, jak bardzo była zażenowana, gdy dojrzała na prześcieradle resztki swojego dziewictwa. Poraziła mnie jej niewinność i dotarło do mnie, że oto los sobie ze mnie zakpił. Po śmierci Ilony za żadne skarby nie chciałem nikogo pokochać. Bałem się ponownej utraty i tego nieznośnego bólu, który rozrywał mnie od środka dzień po dniu. Nawet teraz za nią tęsknię, choć minęły lata, odkąd przegraliśmy walkę z rakiem. A tu nagle, zupełnie bez uprzedzenia, zjawiła się ona i niepostrzeżenie wkradła się do mojego serca. Było po mnie.
Od tamtej chwili byłem pewien, że chcę jej tylko dla siebie. Bałem się, że ona może mieć inne plany. Jej poprzedni facet niemal ją zniszczył i skutecznie zniechęcił do związków. Szczęściem dla mnie okazało się jednak, że ona ma podobne odczucia. Tak więc zostaliśmy prawdziwą parą, z klauzulą o wyłączności.
To była idylla. Nawet ojciec, który uważa mnie za nic niewartego śmiecia, nie był w stanie zaburzyć mojego szczęścia. Udało się to dopiero Patrycji.
Poznałem ją kilka miesięcy przed zawarciem układu z Majką. Rudowłosa, atrakcyjna, wysoka, o figurze, która mogła śnić się po nocach, a do tego z prawdziwie ognistym temperamentem w łóżku. Była chętna, więc korzystałem. Zbyt późno się zorientowałem, że oczekuje czegoś więcej. Czegoś, czego nie chciałem jej dać. Wyjaśniłem jej to, a ona pomachała mi przed nosem zdjęciem z badania USG. Miałem zostać ojcem.
Wtedy nie mogłem mieć gwarancji, że dziecko jest moje, ale jeśli tak było, zamierzałem wziąć za nie pełną odpowiedzialność. Chciałem mu dać pełną rodzinę i świadomość, że jest kochane pomimo wszystko. Miało mieć ojca, jakiego mnie zawsze brakowało.
Przede mną było co najmniej siedem miesięcy niepewności. Zacząłem w tym wszystkim szukać miejsca dla Majki. Byłem rozdarty pomiędzy związkiem z nią a potencjalnym zobowiązaniem. Nie mogłem jej niczego obiecać. Nie byłem w stanie dać gwarancji, że za kilka miesięcy nadal z nią będę. Doszedłem do wniosku, że nie mam prawa jej tym obciążać ani niczego od niej wymagać. Postanowiłem wszystko zakończyć i to od razu. Bałem się, że jeśli zacznę to odwlekać, stracę siły i wcale tego nie zrobię.
Zabrałem ją do mieszkania i kochałem się z nią tak, żeby zapamiętać każdy centymetr jej skóry, smak, dotyk i odgłos, który wydawała w łóżku. Później przyglądałem się jej, gdy zasypiała. Resztę nocy spędziłem w kuchni nad butelką wódki. Tak mnie zastała nad ranem. Przyszła do mnie naga i taka piękna, że nie mogłem tego znieść. Kazałem jej się ubrać. Kiedy wróciła, usiadła naprzeciwko. Nie miałem siły spojrzeć jej w twarz.
– Musimy pogadać.
– OK.
Zastanawiałem się, czy powiedzieć jej prawdę. Bałem się, że będzie chciała zostać, a ja nie będę miał sił, żeby ją odepchnąć, więc zdecydowałem się na kłamstwo.
– To nie ma sensu – westchnąłem.
– Co nie ma sensu?
– My. Myślałem, że jestem gotowy na coś poważnego, ale się przeliczyłem. Potrzebuję przestrzeni.
Zapadła cisza.
– Czyli chcesz wrócić do poprzedniego układu? – zapytała, a ja nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.
Była gotowa się dzielić, byleby tylko ze mną zostać.
– Nie. Chyba najlepiej będzie, jeśli w ogóle przestaniemy się spotykać.
– Dlaczego?
– Potrzebuję odmiany.
– Rozumiem. W takim razie już pójdę.
Wstała, zabrała swoje rzeczy i wyszła, jakby nigdy nic, a ja z całych sił trzymałem się krzesła, żeby za nią nie pobiec.
Kolejne dwa miesiące były koszmarem. Próbowałem o niej nie myśleć, ale zupełnie mi to nie wychodziło. Na ulicy reagowałem na jej imię jak wyszkolony pies. Łaknąłem każdej informacji na jej temat. Byłem jak narkoman na odwyku.
Zbliżało się wesele mojej kuzynki, co uznałem za idealną wymówkę, żeby znów się do niej zbliżyć. Powiedziałem Majce, że moja mama nie wie o naszym rozstaniu, co notabene było prawdą, ale nie miało dla mnie aż tak dużego znaczenia, jak jej się wydawało. Dzięki temu udało mi się ją nakłonić, by ze mną pojechała. Miałem ją więc dla siebie na całe dwa dni. I skrzętnie to wykorzystałem.
Udawałem, że wszystkie problemy zniknęły. Byłem tylko ja i ona. Nic więcej się nie liczyło. Było cudownie. Pewnie dlatego powrót do rzeczywistości był taki bolesny.
Tymczasem Patrycja nie mogła się doczekać, aż przedstawię ją rodzicom. W dodatku była wściekła, że to nie ją zabrałem na wielkie, spotkanie rodzinne. Postanowiła zadzwonić do mojego ojca, który nie omieszkał zrugać mnie jak smarkacza. Wtedy nie chciałem tego przyznać, ale miał w tym sporo racji.
Wieczorem, kiedy odwiozłem Majkę do domu, zdobyłem się na szczerość i opowiedziałem jej o sytuacji, w której się znalazłem. Zrozumiała. Tamta noc była naszą ostatnią. Później zaczęła mnie unikać, a ja jej tego nie utrudniałem. Skupiłem się na Patrycji i dziecku.
Kilka miesięcy później, równo dwa lata temu urodził się Staś. Chłopczyk był tak podobny do mnie, że w kwestii ojcostwa nie było wątpliwości. Badania DNA okazały się jedynie formalnością. Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Sprawa nie była taka prosta, jeśli chodziło o jego matkę. Ślub wzięliśmy dwa miesiące po pojawieniu się Stasia i choć lubiłem Patrycję, szybko okazało się, że to zbyt mało.
Kilka dni później dowiedziałem się, że Adam w końcu dopiął swego i zdobył Majkę. Czułem się, jakbym dostał obuchem w głowę, choć przecież mogłem się tego spodziewać.
– Ej, stary. Telefon ci dzwoni. – Jarek szturcha mnie w ramię.
Zerkam na wyświetlacz smartfona i odbieram.
– Gdzie ty, do cholery, jesteś? – syczy Patrycja.
Może jakieś cześć – myślę.
– Mówiłem ci, że dziś mam próbę.
– Pewnie. I urodziny syna. Ale są rzeczy ważne i ważniejsze, prawda?
– Daruj sobie.
– Oczywiście. Może tobie się wydaje, że ze wszystkim doskonale sobie radzę, ale tak nie jest. Zawsze zostawiasz mnie samą. Nawet teraz. Całe przyjęcie jest na mojej głowie. – Zaczyna pochlipywać, a ja wznoszę oczy do sufitu.
– Nie płacz. Już się zbieram. Mam coś kupić po drodze?
– Nie. – Pociąga nosem. – Tylko odbierz tort od pani Ali.
– Dobrze. Za dwadzieścia minut będę.
Coś mówi, ale już jej nie słucham. Podnoszę się z miejsca. Wcale nie mam ochoty wracać do domu, lecz nie mogę zawieść syna. Staram się zapomnieć o humorach Patrycji i skupiam się na Stasiu. Na jego uśmiechu i wesołym „tata”, gdy tylko przekroczę próg. Jak zwykle wbiegnie do przedpokoju swoim lekko pokracznym krokiem i wyciągnie ku mnie tłuściutkie rączki.
– Muszę lecieć.
Klepię Piotrka po ramieniu, a Jarkowi podaję rękę. Zerkam w stronę baru. Majka coś przelicza w kasie, a Adam pilnuje jej niczym cerber.
– Hej, gołąbeczki – wołam, żeby zwrócić na siebie ich uwagę.
Tak naprawdę chcę tylko złapać jej spojrzenie. Potrzebuję czegoś, co pomoże mi przetrwać do następnego spotkania.
– Na razie. – Macham im na pożegnanie i wychodzę.
Staram się nie żałować decyzji podjętej dwa lata wcześniej, ale to cholernie trudne.