- W empik go
Bezdomny z wyboru - ebook
Bezdomny z wyboru - ebook
Zapomnij o swoim dotychczasowym życiu. Tutaj liczy się przetrwanie.
Adam Studnicki to ceniony chirurg plastyczny. Jest współwłaścicielem prywatnej kliniki, ma piękną, kochającą żonę, luksusowe mieszkanie i drogi samochód. Odnosi sukcesy dosłownie na każdym możliwym polu, a mimo to coraz częściej czuje, że czegoś mu brakuje.
Szukając sensu swojego życia, postanawia wziąć udział w ryzykownym badaniu: na trzy miesiące ma porzucić swoją tożsamość i trafić na ulicę jako osoba bezdomna. Bez pieniędzy. Bez wsparcia. Bez kontaktu z rodziną.
Od tej pory jego towarzyszami stają się głód, śmierć i choroby. Brutalny świat, w którym króluje prawo silniejszego, odciska na nim piętno. Czy po takich przeżyciach powrót do normalności jest w ogóle możliwy?
Cześć…
Piszę ten list… A może to zwykła notatka? Niewielki kawałek życia? Strzęp, pozornie nieistotny fragment spójnej i znacznie ważniejszej historii? Czy aby na pewno? Czyż moment naszego życia, który całkowicie zmienia wszystko, nie jest najistotniejszym z wydarzeń? Czyż takiego momentu nie można śmiało nazwać punktem zwrotnym? Zapytasz mnie zapewne, Drogi Czytelniku, dlaczego i dla kogo piszę te słowa? Czy aby na pewno są one przeznaczone dla Ciebie? Proszę, sam to oceń… Jeśli masz ochotę, to pokrótce przedstawię Ci moje życie przed punktem zwrotnym. Zanim stało się to wszystko, co tak bardzo mnie zmieniło. Bezpowrotnie zmieniło…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-305-0 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Piszę ten list… A może to zwykła notatka? Niewielki kawałek życia? Strzęp, pozornie nieistotny fragment spójnej i znacznie ważniejszej historii? Czy aby na pewno? Czyż moment naszego życia, który całkowicie zmienia wszystko, nie jest najistotniejszym z wydarzeń? Czyż takiego momentu nie można śmiało nazwać punktem zwrotnym? Zapytasz mnie zapewne, Drogi Czytelniku, dlaczego i dla kogo piszę te słowa? Czy aby na pewno są one przeznaczone dla Ciebie? Proszę, sam to oceń… Jeśli masz ochotę, to pokrótce przedstawię Ci moje życie przed punktem zwrotnym. Zanim stało się to wszystko, co tak bardzo mnie zmieniło. Bezpowrotnie zmieniło…
Muszę cię jednak ostrzec. Nie wszystko, co tutaj przeczytasz, może Ci się spodobać. Niektóre sceny mogą wzbudzić w Tobie zakłopotanie lub wręcz niesmak. Lecz cóż, takie jest życie. Rzadko nas rozpieszcza, nawet jeśli mamy wszystko. Jeśli tylko majątek można nazwać wszystkim…
Wyobraź sobie, że jesteś czterdziestoletnim mężczyzną żyjącym w jednym z największych miast w Polsce. Nie zdradzę jego nazwy. W tej opowieści wspomnę tylko o jednym polskim mieście. Ale to później. Wykaż się, proszę, cierpliwością. Przejdźmy jednak do naszego bohatera. Ma czterdzieści lat. U jego boku stoi wspaniała żona, kobieta, która jest dla niego wszystkim. Na co dzień prowadzi firmę kosmetyczną. Jej gabinety mieszczą się w kilku punktach. Prestiżowy gabinet kosmetyczny… Najlepszy! Biznes idzie tak dobrze, że kobieta rozważa wejście na większy rynek, poza rodzinną miejscowość. Jej gabinet odwiedzają prawdziwe szychy. Gwiazdy polskiej estrady rozrywkowej, najlepsi aktorzy, biznesmeni, modelki, politycy. Kasa płynie na konto szerokimi strumieniami. A mężczyzna? On też nie pozostaje w tyle. Jest wziętym lekarzem. Wraz ze swoim przyjacielem ze studiów i wspólnej praktyki założył niewielką klinikę. Specjalizują się w chirurgii plastycznej. W wolnej chwili, a nie ma ich zbyt wiele, pracuje też w szpitalu wojewódzkim, gdzie jest cenionym fachowcem. Wraz ze swoją żoną mają piękny dom na obrzeżach miasta. Basen, jacuzzi, kort tenisowy. Kilka samochodów i łajba, którą podpina do pickupa, gdy jedzie ze swoją ukochaną na Mazury. Zagraniczne wycieczki? Czemu nie! Im częściej, tym lepiej. Praca jest jego pasją, ale bez przesady. Trzeba przecież coś mieć z życia. Dzieci? No cóż! W tej kwestii akurat nie wyszło. Przez pewien czas on bardzo chciał. Spędził wiele godzin na przekonywaniu żony, aby mieć dziecko, jednak ona, bizneswoman, nie ma na to czasu. Chce korzystać z życia. W końcu on odpuszcza i idą razem wspólną drogą. Przez moment nawet myślał o adopcji, skoro jego żona nie chciała tracić formy… Jednak z czasem wspólnie doszli do wniosku, że po co mają się opiekować czyimś dzieckiem. Przecież niczego im nie brakuje. Hajs się zgadza! Mają wielu przyjaciół na poziomie. Żyć, nie umierać! No właśnie… Tylko gorzej, gdy przychodzi moment, kiedy przestaje mu już na tym wszystkim zależeć… Kocha swoją żonę. Wciąż jej pragnie. Ale jakby mniej… Za to lubi swoją robotę. Od zawsze właśnie to chciał w życiu robić. Przecież całe świadome życie chciał być lekarzem. „Należy pomagać ludziom” – tak sobie ciągle powtarzał, aż zaczął zarabiać konkretny szmal, a potem otworzył własny gabinet. Rodzice chcieli, żeby został wziętym adwokatem lub sędzią, ale lekarz też ujdzie. Prawda? Przecież znajduje się wysoko na drabinie społecznej. W szkole zawsze musiał być najlepszy. Tak, żeby mama i tata byli z niego dumni. Czwórka to nie ocena… Piątka? O tak, to już co innego! Każda klasa ukończona z czerwonym paskiem na świadectwie. Później najlepszy ogólniak. Matura zdana z wyróżnieniem i studia medyczne. Praktyki za granicą. Zawsze musiał być „the best”. Żona też powinna być idealna. Najlepsza laska, jaką tylko można sobie wyobrazić. I nie chodzi tutaj tylko wygląd. Ona musi być prawdziwą damą. Każdy gest, każde słowo. Wszystko musi być perfekcyjne. Podobnie jak on musi być idealna. Więc dlaczego po tylu latach samych sukcesów przychodzi moment zobojętnienia? Całkowitego wypalenia? Pojawia się moment, w którym przestaje mu zależeć… Tak po prostu. Robi wszystko mechanicznie jak robot. Nawet z żoną robi to tylko z poczucia obowiązku, mimo że wciąż jest boska! Nie ma faceta, który by się za nią nie obejrzał. Oboje o tym wiedzą. Ona oczywiście to wyczuwa, ale nic nie mówi. Ba! Nawet wzorowo udaje orgazm, choć on wie, że to ściema… Pyta siebie: „O co chodzi, do cholery?!”. W końcu jednak przestaje i zaczyna godzić się z tym wszystkim, podobnie jak ona. Przecież mają wszystko! Po co to psuć? Aż w końcu nadchodzi ten dzień.ROZDZIAŁ 1
1.
– Dobrze wyglądasz! – Stojący obok Adama mężczyzna w białym kitlu odwrócił jego uwagę od mycia rąk. – Nieźle cię opaliło, równo. Z roku na rok coraz więcej podróżujecie z Kingą. Nie jesteś już takim pracoholikiem jak dawniej. – Uśmiech z twarzy serdecznego przyjaciela Adama nie schodził ani przez moment.
– Znamy się od czasów studenckich – odparł Adam. – Dobrze wiesz, że nigdy nie byłem pracoholikiem tylko perfekcjonistą. A że bycie niemal idealnym w tym, co się robi, wymaga czasu… No cóż? Są to wymierne koszty, które należy ponieść w drodze do celu. Przecież dobrze wiesz, jak jest, Patryku.
– Na wakacjach też jesteś taki perfekcyjny? – Patryk, podchodząc do Adama, przyjacielsko klepnął go w plecy.
– We wszystkim należy być perfekcjonistą, nawet w wyborze wakacji. Jeśli chociaż na chwilę opuścisz gardę… – Adam nie zdążył dokończyć zdania.
– Otrzymasz cios!… Tak wiem. Znam to na pamięć – zaśmiał się Patryk. – Co dzisiaj masz?
– Standard. Bogata damulka chce sobie poprawić nosek… Dzisiaj będę go przerabiał po raz trzeci… Całkiem tym ludziom odbija. – Adam westchnął z rezygnacją.
– Perfekcja… – Patryk spojrzał na przyjaciela poważnie.
– Chyba raczej perwersja – odparł oschle Adam. – Ale płaci dobrze. W tej robocie tylko to się liczy.
– Jesteśmy najlepsi i właśnie dlatego mamy swoją klinikę. – Patryk nie potrafił ukryć dumy.
– Tak, ale bez kasy twoich rodziców nie mielibyśmy szans ruszyć.
– Od tego są nasi staruszkowie. Aby pomagać swoim pociechom w osiąganiu szczytów.
– W moim przypadku jest inaczej – burknął Adam.
– Wiem, wiem. Nie dąsaj się. Przecież doskonale znam twoją historię. Twoi starzy musieli wziąć kredyt na wiele lat, żebyś mógł ukończyć studia. Później staż… Pierwsze lata w zawodzie nie rozpieszczają…
– Za to teraz żyją sobie spokojnie w willi, którą im kupiłem. Na stare lata nie muszą się martwić o pieniądze. Spłaciłem swój dług wobec nich. W moim domu nie było tyle miłości co w twoim. Kredyt na studia wzięli, bo bali się, że sobie coś zrobię.
– Nie wracajmy do tego. Teraz jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Jesteśmy piękni, młodzi, bogaci i szczęśliwi! Nie wiem, skąd taki zły humor u ciebie? Powinieneś być radosny jak skowronek po takich wakacjach! Gdzie byliście? Na Dominikanie? W Kenii?
– Na Malediwach. Nie udawaj, że zapomniałeś! – Adam zaśmiał się, jednak dało się wyczuć, że gest ten był wymuszony.
– Tracę już rachubę z tymi waszymi wakacjami. Jak tak dalej pójdzie, będę musiał sobie poszukać innego wspólnika!
– Lubię podróżować – skwitował Adam. – Tak jak ty lubisz wydawać zarobiony szmal na nieruchomości.
– Tatuś mnie tego nauczył. – Patryk również zaczął myć ręce. Piana pokryła niemal w całości jego dłonie. – Ja nie mam tak zaradnej żony jak ty. Fajnie sobie to wymyśliliście z Kingą! Ty chirurg plastyczny, ona kosmetyczka.
– To fakt. Uzupełniamy się. Ty też możesz sobie znaleźć swoją własną zaradną Kingę. – Adam spojrzał na przyjaciela z ironicznym uśmiechem, gdyż wiedział, co zaraz odpowie.
– Ja tam wolę moje łanie. Nie umiałbym ciągle z jedną…
– Niektórzy mają swoją jedną, a na boku łanie. I też są zadowoleni.
– No co ty? – Patryk spojrzał na Adama zdziwionym wzrokiem.
– Nie… Nie ja! Wiem, co mam. Ale dla takiego wolnego duszka jak ty, to chyba żaden problem, co?
– Sam nie wiem. – Patryk ponownie spojrzał na swoje dłonie. W tej chwili spłukiwał pianę, która wirowała w umywalce. – Nie lubię kłamać. No chyba, że muszę. Wolę żyć, jak żyję. Wiesz, z najwyższym szacunkiem dla Kingi. Ona świetnie wygląda i długo tak pozostanie, ale latka lecą… A ja mam słabość do dwudziestolatek.
– Nam też latka lecą, stary! Mamy już czterdziechę na karku! Ani się nie obejrzysz, a strzeli nam pięćdziesiątka! Nie będziesz chyba całe życie sypiał z małolatami?
– Jak mi się znudzą małolaty, to zabiorę się za nasze klientki. – Patryk spojrzał na Adama z tym swoim uroczym wyrazem twarzy, jednak po chwili ukazał się na niej szelmowski uśmiech.
– Fuuu! – Adam wybuchnął śmiechem. – Nie psuj mi roboty! Jeśli chcesz, to oddam ci moją dzisiejszą fuchę! Możesz jej grzebać w nosie i gdzie tam tylko chcesz!
– Ha, ha, ha! Ona jest twoją klientką. Ja mam dzisiaj lepsze zajęcie.
– Tak… Znacznie prostsze. Powiększanie ust i wypełnianie policzków. Ja naprawdę nie mogę zrozumieć kobiet. One poważnie nie rozumieją, że największym pięknem jest naturalność?
– Ciiii… – Patryk teatralnie przyłożył palec wskazujący do ust. – Ani słowa więcej, bo jeszcze usłyszą i stracimy interes.
– Dobra – Adam machnął ręką – będę grzebać w nosie, a ty idź modelować usta.
– Do zobaczenia na przerwie! – Patryk śmiał się serdecznie, czym chciał poprawić humor przyjacielowi, gdyż znał go na tyle dobrze, że wiedział, iż coś nie gra. Jednak nie rozumiał dlaczego.
2.
Adam wrócił do domu po osiemnastej. Willa stała pusta. Sprzątaczka skończyła pracę około godziny czternastej, a żona była jeszcze w firmie. Rzucił torbę w kąt, podszedł do regału z winami i nalał sobie lampkę. Włączył telewizor w salonie i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Po kilku minutach przeskakiwania z kanału na kanał zostawił jakiś program muzyczny, gdzie grali hity lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Siedział tak bezczynnie do dziewiętnastej trzydzieści, do powrotu żony. Przez jego głowę przemykało tysiące myśli, jednak żadna nie była konstruktywna. Czuł się przesiąknięty nudą i monotonią życia. Miał wszystko, a zarazem odnosił wrażenie, że nie ma to żadnego znaczenia.
Kinga w końcu wróciła do domu, co nieco ożywiło jego umysł.
– Już jesteś, kochanie? – zaczęła, jak zwykle odkładając torebkę na swoje miejsce.
– Tak, dzisiaj skończyliśmy nieco wcześniej. – Adam odstawił pusty kieliszek na blat i podszedł do żony, aby się przywitać.
– Jak myślisz, zdążymy?
– Pewnie – odparł Adam – przecież kolację mamy umówioną na dwudziestą pierwszą.
– Pytam, czy zdążysz mnie przelecieć przed kolacją? Miałam ciężki dzień i tego potrzebuję!
– Dla ciebie wszystko, kochanie. – Pocałował ją czule w usta. – Nawet jeśli się nieco spóźnimy, będzie to w dobrym tonie.
3.
Do restauracji Szepty Nocy, która była najdroższą w mieście, jak zresztą słusznie ocenił Adam, przyjechali spóźnieni. Ich przyjaciele, Bartosz, ordynator chirurgii Szpitala Wojewódzkiego nr 2, oraz jego żona Paulina, mecenas wziętej kancelarii adwokackiej, zaczęli jeść kolację, nie czekając na Kingę i Adama. Gdzieś w głębi duszy czuli, że się spóźnią.
– No, w końcu się doczekaliśmy! – Bartosz wstał od stołu, aby się przywitać. Paulina poszła w jego ślady. – Co was zatrzymało? Znowu zasiedzieliście się w pracy?
– Można tak powiedzieć! – odparła Kinga z zadowoloną miną.
Usiedli przy stoliku, do którego wkrótce podszedł kelner i przyjął zamówienie.
– Nie brakuje ci pracy na oddziale? – zaczął rozmowę Bartosz.
– Nie – odparł szczerze Adam. – Robota na oddziale się nie opłaca. Zostawiasz serce za marne grosze. Poza tym mam tyle pracy w klinice, że nie mogę nawet wygospodarować już czasu, aby wpadać, jak to do niedawna bywało, na pojedyncze dyżury.
– Przecież w życiu nie tylko pieniądze się liczą – uśmiechnął się z lekkim przekąsem Bartosz.
– Masz rację – zgodził się Adam. – Jednak można pomagać bliźniemu za dobre pieniądze. W takiej sytuacji obie strony są zadowolone.
– Skoro tak uważasz! Jednak gdybyś kiedyś chciał się przysłużyć tej trochę biedniejszej części społeczeństwa, to wpadaj śmiało. W szpitalu ciągle mamy niedobory ludzi.
– Przestańcie rozmawiać o pracy – zaprotestowała Paulina. – Lepiej opowiedzcie, jak było na wakacjach!
– Było wręcz bosko! – Oczy Kingi rozbłysły. – Malediwy są po prostu magicznym miejscem! Te plaże! Czysta i ciepła woda… Przepyszne jedzenie. Najbardziej lubię zachody słońca na plaży.
– I wschody – dodał Adam, dotykając rękę żony. – Jeśli tylko nie zaspaliśmy! – Zaśmiał się chwilę później.
– Słyszałam, że na Malediwach są jedni z najlepszych masażystów na świecie. Musimy się w najbliższym czasie tam wybrać, kochanie. – Paulina zwróciła się do męża, który przewrócił oczami, po czym się uśmiechnął.
– Przecież w tym roku lecimy do Kenii, kochanie!
– Więc następne wakacje powinniśmy spędzić na Malediwach. W ogóle dziwię się, że razem tam nie polecieliśmy. Kiedy ostatni raz byliśmy gdzieś razem na wakacjach? – Paulina spojrzała na Adama z wyraźnym żalem.
– Nie jestem pewny – odparł mężczyzna. – Wydaje mi się, że jakieś dwa, może trzy lata temu.
– No, i jak wam nie wstyd! – Paulina udawała oburzenie, jednak wyraz twarzy zdradzał, że się zgrywa. – Musimy polecieć razem na wakacje!
– Przecież wiesz, kotku – Bartosz zwrócił się do żony – że odkąd Adam pracuje w swoim gabinecie, jest nam trudniej zgrać urlopy.
– To nieprawda – zaprotestował Adam. – Po prostu ostatnio mamy trochę inne upodobania podróżnicze. Jednak obiecuję, że się poprawimy z Kingą i kolejne wakacje zaplanujemy już razem. – Spojrzał na żonę i puścił jej porozumiewawczo oko. Kinga uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, a chwilę potem Adam poczuł jej dłoń na swoim udzie.
Kelner nieco później przyniósł zamówione jedzenie oraz wino. Podczas posiłku rozmawiali na różne tematy, jednak żaden z nich nie dotyczył pracy. Po kolacji Bartosz zamówił jeszcze jedną butelkę wina.
– Nie pij za dużo, kochanie! – Paulina upomniała męża. – Nie mam dzisiaj nastroju do prowadzenia samochodu.
– W najgorszym przypadku wrócimy do domu taksówką – odparł spokojnie Bartosz. – Mam ochotę się dzisiaj napić z moim serdecznym przyjacielem.
– Więc nam też nie pozostanie nic innego, jak zamówić taksówkę. – Kinga z radością uniosła pusty kieliszek, zachęcając Bartosza, aby nalał jej wina.
– Skoro tak zostało postanowione – Paulina nie była zbytnio zadowolona – to niech tak będzie. Ale jutro sam odbierzesz samochód z parkingu.
– Dobrze, kochanie! – Bartosz się roześmiał. – Pójdę pogadać z menedżerem, że nasze auta zostaną przed restauracją do jutra.
– Może ktoś z personelu nas odwiezie? – zaśmiała się Kinga. – Skoro tyle liczą za swoje usługi, to mogliby raz na jakiś czas zawozić stałych klientów do domu!
Przy stoliku dwóch zaprzyjaźnionych małżeństw z każdą kolejną lampką wina było coraz weselej. Jednak w pewnym momencie Adam poczuł się tak samo dziwnie jak w domu, gdy wrócił z pracy po osiemnastej. Jego nastrój spowodował, że przez chwilę się wyłączył z rozmowy i zatopił w myślach. Bartosz zauważył to i aby przywołać Adama do rozmowy, zapytał:
– Pamiętasz Miłosza Frankowskiego? – zaczął.
– Pewnie! – odparł wyrwany z zadumy Adam. – To ten psychiatra?
– Tak! On jest genialny! Jego pomysły wzbudzają powszechne zainteresowanie w gronie naukowym.
– Nie kojarzę go. – Kinga sięgnęła do torebki po swój telefon, aby sprawdzić godzinę.
– Kochanie, Miłosz Frankowski jest jednym z najlepszych psychiatrów w kraju – mówił Adam. – Jako jeden z pierwszych lekarzy w Polsce zaczął stosować na szeroką skalę hipnozę podczas prowadzenia swoich terapii z pacjentami. Bardzo rzadko stosuje farmakologię. Napisał kilka książek na ten temat.
– I to nie wszystko! – wtrącił Bartosz. – Miłosz często współtworzy różnego rodzaju badania, wykorzystując do tego ochotników. Są współfinansowane z budżetu oraz instytucji pozarządowych. Jego badania przyciągają też uwagę uczelni z zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych, które nie szczędzą pieniędzy. Ostatnio przeprowadził eksperyment na stu osobach, które zamknięto na dwa miesiące w dużej hali produkcyjnej. Zostały tam, oczywiście, dobudowane kontenery mieszkalne. Z badanej setki co tydzień wyodrębniał dwadzieścia osób, które pełniły role kierownicze. Po tygodniu zmieniał skład kadry i wymyślał im coraz trudniejsze zadania do wykonania. W tym eksperymencie brały udział osoby, które się znały. Wiesz, kilkunastoosobowe grupki znajomych i przyjaciół. Rozumiesz? Bite dwa miesiące w zamknięciu! Po zakończeniu eksperymentu wszyscy byli ze sobą śmiertelnie pokłóceni.
– Bardzo ciekawe… – westchnęła Paulina.
– Teraz wpadł na istnie nowatorski pomysł! – kontynuował Bartosz. – Chce poddać badaniu pięćdziesięciu ochotników, którzy zgodzą się przez okres trzech miesięcy zostać osobami bezdomnymi!
– Przecież to istne szaleństwo! – Kinga była wstrząśnięta. – Po co komu takie badania? Nie prościej przeprowadzić testy psychologiczne i psychiatryczne na osobach, które już od wielu lat żyją bez dachu nad głową?
– W tym właśnie sęk! – zaśmiał się Bartosz. – Takich badań przeprowadzano już bardzo wiele. Nie sztuką byłoby też zwerbować osoby z niższych warstw społecznych, bo te są przyzwyczajone do trudów życia. Miłosz chce zaangażować do projektu osoby z wyższych sfer. Bogatych i wpływowych ludzi, którzy zgodzą się poniekąd narazić na co najmniej znaczny dyskomfort psychiczny.
– Ten twój przyjaciel faktycznie postradał zmysły! – dosadnie wyraziła swoją opinię Paulina. – Kto normalny zechciałby wziąć udział w takim niedorzecznym eksperymencie?
– A co ważniejsze – wtrąciła Kinga – czemu mają służyć takie badania?
– Na tyle, co Miłosz zdążył mi przedstawić swój plan, to chce zbadać, jaki wpływ na osoby niemające do tej pory styczności z patologią społeczną, której najwyższym stopniem zaawansowania jest bezdomność, będzie mieć przebywanie w tym środowisku przez dłuższy czas. Oczywiście, bez możliwości wycofania się! Będzie to możliwe dopiero po upływie wspomnianych wcześniej trzech miesięcy. Ten aspekt dodatkowo ma mieć oddziaływanie stresogenne.
– Powiedz temu wariatowi, żeby sam sobie wziął udział w tym badaniu! – Paulina wyraźnie nie czuła sympatii do znajomego swojego męża.
– Kochanie, musisz przyznać, że projekty Miłosza są co najmniej oryginalne! – zaśmiał się Bartosz.
– Tak, tylko nie mają żadnego sensu! Po co komu wiedzieć, jak będą reagowały osoby z wyższych sfer na problemy bezdomnych?! Kogo w ogóle to obchodzi?! Badania naukowe mają za zadanie dać odpowiedź na ważne i nurtujące pytania.
– Może chodzi o to, żeby przekonać się, jak będą reagowały osoby bogate, którym w pewnym momencie zawali się życie, a one, chcąc, nie chcąc, trafią do tamtego świata? – wypalił Adam zdziwiony, że wypowiedział swoje przemyślenia na głos.
– Absurd! – zaprotestowała Kinga. – Ludzie bogaci, co do zasady, są zaradni i przebojowi. Takie osoby nigdy nie dopuszczą do tego, aby upaść tak nisko.
– Nie mogę się z tobą zgodzić, kochanie. Czasami jedno wydarzenie może wyrwać nawet najsilniejszego człowieka z korzeniami.
– Ty poważnie bronisz pomysłu tego człowieka? – Kinga spojrzała na męża wyraźnie zdziwiona.
– Uważam, że projekt jest bardzo ciekawy – odparł Adam. – Podam ci nawet przykład, aby to poprzeć. Pamiętasz, gdy przed kilkoma tygodniami jechaliśmy w moje rodzinne strony? Przejeżdżaliśmy obok starej, mocno zaniedbanej willi, na którą od razu zwróciłaś uwagę. Zapytałaś, kto w niej mieszkał.
– Tak, kojarzę! – przyznała Kinga.
– Odparłem wtedy, że gdy byłem dzieckiem, w domu tym mieszkał wysoko postawiony oficer Ludowego Wojska Polskiego. Pamiętam, że był to dobrze zbudowany i elegancki mężczyzna. Wszyscy mieszkańcy naszego osiedla odnosili się do niego z dużym szacunkiem. To, że on mieszkał przy naszej ulicy, również nie było powszechnym zjawiskiem. W czasach PRL-u oficerowie najczęściej mieszkali w wojskowych osiedlach, takich tylko dla mundurowych. W tym przypadku było jednak inaczej. Z relacji rodziców dowiedziałem się, że mój sąsiad był nie tylko żołnierzem, ale przede wszystkim lekarzem. To, nie ukrywam, zmotywowało mnie do nauki obecnego zawodu. Chciałem mieć w przyszłości taką willę! Jednak, gdy rodzice wysłali mnie do liceum z internatem, niemal całkowicie odciąłem się od domu. No i zapomniałem o swoim zamożnym sąsiedzie. Po wielu latach, gdy zobaczyłem niemal całkowicie zrujnowaną willę byłego oficera, nie ukrywałem zdziwienia. Jednak podczas rozmowy z rodzicami kompletnie zapomniałem zapytać, co się stało z naszym sąsiadem.
– Dowiedziałeś się w końcu prawdy? – Na twarzy Pauliny malowało się wielkie zainteresowanie.
– Tak, dowiedziałem się. I to całkiem przypadkowo. Trzy dni temu odwiedził mnie stary znajomy z lat szkolnych. Razem byliśmy w internacie. On po ogólniaku poszedł na politechnikę i został inżynierem. Ma swoją firmę informatyczną. Przejeżdżał akurat przez nasze miasto w interesach i wpadł na kawę. Podczas rozmowy przypomniała mi się stara willa naszego sąsiada. Michał, który przebywa w naszych rodzinnych stronach znacznie częściej niż ja, dobrze zna historię tego oficera. Był to faktycznie lekarz wojskowy w stopniu pułkownika. W armii cieszył się uznaniem, przez co wielokrotnie go nagradzano i awansowano. Po upadku komunizmu w Polsce służył jeszcze przez pewien czas w wojsku, lecz wkrótce odszedł na emeryturę. Wykorzystując swoje znajomości, podjął pracę w pobliskim szpitalu, gdzie pracował przez kolejne lata. Wszystko układało się dla niego pomyślnie. Miał piękną, o wiele lat młodszą żonę i dwie córki, których nigdy nie poznałem. Jak się okazało, jego żona od dawna go zdradzała i na domiar złego za jego plecami wzięła kilka kredytów. Z zadłużenia bohater naszej historii mógłby wyjść bez większych problemów, gdyż świetnie zarabiał, a jego emerytura również nie była niska. Jednak zdrada ukochanej żony była dla niego tak wielkim ciosem, że wyrwało go to z korzeniami. Żona odeszła, zabierając dzieci. W sądzie mógł bez problemu wygrać sprawę, bo przecież do rozstania doszło ewidentnie z winy żony, jednak złamany mężczyzna nie mógł się pozbierać i nie był w stanie walczyć. Zrezygnowany zgodził się na wszystko. Później zaczął się staczać. W amoku pijaństwa zapomniał o pracy i zobowiązaniach kredytowych swojej żony, które na siebie wziął.
– Nie mów mi, że się na to zgodził?! – Bartosz nie mógł w to uwierzyć.
– Tak właśnie zrobił! Nie wiedząc czemu, uwierzył, że żona zdradzała go z jego winy. Pracę również w końcu stracił. W ciągu niespełna dwóch lat zniweczył wszystko. Rodzinę, majątek. Całe jego życie rozsypało się jak domek z kart. Był poważanym człowiekiem, oficerem, lekarzem. A pod koniec życia został bezdomnym, nędzarzem, od którego wszyscy się odwrócili.
– Nie miał innej rodziny, która mogłaby mu pomóc? – zapytała wstrząśnięta Kinga.
– Miał i chcieli mu pomóc – odparł Adam. – Jednak on nie był już tym samym człowiekiem. Odciął się od wszystkich i stoczył na samo dno. Po kilku latach zmarł i został pochowany na cmentarzu komunalnym. Taka historia…
– Taka historia… – powtórzył za Adamem Bartosz.
– Więc uważam, że badania Miłosza mają sens – kontynuował. – Może, gdyby w tamtym czasie były opracowane odpowiednie algorytmy postępowania, które zostałyby przygotowane na podstawie rzetelnych badań, można byłoby uratować pana pułkownika.
Po skończonej opowieści Adama zapadła cisza. Wyraźnie coś się popsuło, pozostał niesmak. Nie trzeba było długo czekać, gdy Bartosz wezwał taksówkę i wraz z Pauliną pojechali do domu. Adam z żoną zrobili to samo. Historia pułkownika była na tyle wstrząsająca, że przyjaciele nie mieli już ochoty na dalsze wspólne biesiadowanie. Można śmiało stwierdzić, że do tej pory nie brali oni pod uwagę jakiejkolwiek możliwości, że coś podobnego mogłoby się zdarzyć któremukolwiek z nich. Niestety, większość żyje w przekonaniu, że gdy są otoczeni majątkiem, nic nie jest w stanie zburzyć ich szczęścia. Pieniędzy mają jak lodu! Zawsze mogą sobie jakoś poradzić… Tak myślą. Jednak to nie działa w ten sposób! Niestety! Ironia losu i równowaga wszechświata, jakby to powiedział mój promotor z czasów studiów.
Wrócili do domu przed północą. Wzięli razem prysznic, po czym poszli spać. Kinga zasnęła niemal od razu, a Adam leżał w łóżku jeszcze przez długi czas, rozmyślając o nowym programie badawczym Miłosza. Nie wiedząc dlaczego, poczuł duży entuzjazm. W końcu pomyślał, że wynika to najprawdopodobniej z ogólnego znudzenia i wypitych kilku kieliszków wina. Doszedł do wniosku, że rano będzie się śmiał ze swoich przemyśleń. W końcu zasnął.