Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Bezlitosny książę. Mroczny Syndykat. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bezlitosny książę. Mroczny Syndykat. Tom 1 - ebook

Byli skazani na porażkę od samego początku…

Massimo D’Agostino jest spadkobiercą mafijnego imperium swojego ojca. To bezwzględny, przerażający i zaborczy mężczyzna. Od lat całkowicie pochłania go żądza zemsty na Riccardzie Balesterim – człowieku, który w przeszłości doprowadził do ruiny rodzinę Massima i przyczynił się do śmierci jego matki.

Emelia Balesteri najbardziej w życiu marzy o wyjeździe do Włoch na studia, dzięki którym będzie wreszcie mogła uciec od mrocznego świata gangsterskich porachunków jej rodziny. W przeddzień wyjazdu ojciec zmusza ją jednak do podpisania kontraktu, którego zawarcie ma go wybawić z finansowych długów. Zgodnie z nim Emelia ma wkrótce zostać żoną Massima D’Agostino.

Zmuszona do zrzeczenia się wolności, dziewczyna zostaje zamknięta w posiadłości Massima. Wie, że jest tylko pionkiem w grze pomiędzy swoim ojcem a mężczyzną, którego ma poślubić. Zdesperowana i pełna nienawiści do przyszłego męża Emelia z coraz większym trudem opiera się jednak fascynacji i pożądaniu, jakie budzi w niej niebezpieczny i mający nad nią pełną władzę Massimo… Wplątana w krwawą mafijną rozgrywkę Emelia musi zdecydować, czy może zaufać komukolwiek, i dotrzeć do prawdy, kto jest prawdziwym potworem w jej historii.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67247-44-3
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Massimo

17 lat temu

– Z prochu powstałaś, w proch się obrócisz… – mamrocze ojciec De Lucca nad grobem mojej matki. Jego poważna twarz pochmurnieje jeszcze bardziej, a ściągnięte brwi mówią, że on także boleśnie odczuwa jej stratę.

Pamiętam, jak opowiadał mi o dzieciństwie mamy. To on udzielił jej pierwszej komunii i dał ślub moim rodzicom. Dla niego jej śmierć też jest zaskoczeniem.

Nikt z nas się tego nie spodziewał. Nie tak szybko ani tak nagle.

Ojciec De Lucca nabiera powietrza, rozgląda się po zgromadzeniu żałobników i kontynuuje:

– Mamy jednak pewną i niezachwianą nadzieję zmartwychwstania do życia wiecznego przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, który zwycięża wszystko. Bóg przyjął dzisiaj jednego ze swoich aniołów… Oddaję ciało Sariah Abrielli D’Agostino z powrotem do ziemi, z której pochodzi, i proszę o błogosławieństwo dla jej pięknej, dobrej duszy.

Ciekawe, czy ojciec De Lucca też nie dowierza, że moja matka się zabiła.

Patrzę przed siebie i zauważam, jak zmienia się wyraz twarzy mojego taty po ostatnich słowach księdza. Łza spływa mu po policzku, a w jego oczach pojawia się błysk, zapewne na wzmiankę o duszy mamy. Już po chwili jednak światło w jego spojrzeniu gaśnie i mój ojciec wraca do bycia złamanym człowiekiem.

Wiem, jak się czuje, bo ja czuję się tak samo, choć mam dopiero dwanaście lat.

Nigdy wcześniej nie widziałem taty płaczącego. Nigdy. Nawet te dwa lata temu, kiedy straciliśmy cały dobytek i wylądowaliśmy na bruku.

Dziadek ściska mnie delikatnie za ramię, a kiedy podnoszę na niego wzrok, posyła mi uspokajające spojrzenie. Wszyscy mnie takim obdarzają, odkąd to się stało. Jedną ręką dziadek dotyka mnie, a drugą Dominica, najmłodszego z nas. Moi dwaj pozostali bracia, Andreas i Tristan, stoją po jego drugiej stronie.

Dominic płacze nieprzerwanie, odkąd powiedzieliśmy mu, że mama już nie wróci. Ma dopiero osiem lat. To niesprawiedliwe, że taki malec musi przez to przechodzić. Dokuczaliśmy mu, że lgnie do mamy jak dzieciak, ale tak naprawdę wszyscy w jakiś sposób do niej lgnęliśmy.

Dotąd brałem udział tylko w jednym pogrzebie: mojej _nonny_. Jako sześciolatek byłem jednak zbyt mały, żeby zrozumieć, czym jest śmierć. Z pewnością nie czułem tego, co teraz: mieszaniny odrętwienia i gniewu, która zdaje się rozrywać mnie na strzępy.

Może to dlatego, że to ja znalazłem mamę w rzece.

Jako pierwszy ujrzałem ją martwą.

To ja pierwszy dowiedziałem się, że nasze ostatnie spotkanie było pożegnaniem, i tak potwierdziłem nasze najgorsze obawy, które pojawiły się, kiedy zniknęła.

Poszukiwania trwały trzy dni. Zobaczyłem ją na brzegu rzeki w Stormy Creek. Jej ciało kołysało się lekko na wodzie pośród trzcin. Nigdy nie zapomnę widoku tej bladej skóry, sinych ust i otwartych, szklistych oczu. Z unoszącymi się wokół głowy jasnymi włosami i tymi łagodnymi, wciąż idealnymi rysami twarzy wyglądała jak lalka.

Nadal krzyczę w środku.

Dorośli powiedzieli, że skoczyła ze skarpy.

Ich zdaniem popełnia samobójstwo…

Twierdzą, że mama się zabiła, ale ja nie mogę w to uwierzyć.

Coś mi tu nie pasuje.

Na skinienie ojca De Lukki tata nabiera garść ziemi i rzuca ją do grobu, wyrywając mnie tym z zamyślenia. Potem klęka na jedno kolano i wyciąga czerwoną różę. Wszyscy mamy po jednej.

– _Ti amo, amore mio_. Zawsze będę cię kochał – mówi.

Moi rodzice nieustannie wyznawali sobie miłość.

Wszyscy się obwiniamy, że nie zdołaliśmy jej uratować, a najbardziej tata. Kiedy wrzuca kwiat do grobu, ojciec De Lucca zaczyna odmawiać modlitwę, a dziadek zachęca moich braci, aby i oni złożyli w grobie swoje róże.

Nie ruszam się z miejsca. Nie mogę się ruszyć. Nie potrafię się jeszcze pożegnać. W ogóle nie chcę tego robić.

Wiem, co będzie dalej. Kiedy stąd odejdziemy, zakopią jej trumnę. Ziemia pochłonie mamę na zawsze. Na tę myśl drżą mi nogi i znów ogarnia mnie ta dziwna słabość.

Ludzie idą w ślady taty, upuszczając na trumnę dalie, lilie i róże. Niektórzy spoglądają przy tym na mnie. Ulubione kwiaty mamy jeden po drugim spadają do jej grobu.

Ściskam różę w dłoni tak mocno, że ciernie wbijają mi się w skórę. Prawie zapomniałem, że trzymam ją w ręku. Spoglądam na szkarłatne plamy krwi na ciemnozielonej łodyżce i liściach.

Nagle czuję na ramieniu czyjąś ciężką dłoń. Podnoszę wzrok i napotykam jasnoniebieskie oczy diabła. Człowieka, który nam wszystko odebrał – Riccarda Balesteriego.

Tata nazywał go kiedyś swoim najlepszym przyjacielem. Zanim stał się potworem, wszyscy mieliśmy go za przyjaciela. Nikt nas nie ochronił tamtego dnia dwa lata temu, kiedy Riccardo wtargnął do naszego domu ze swoimi ludźmi i wyrzucił całą naszą rodzinę na bruk.

Jako dzieci nie zostaliśmy jeszcze wtajemniczeni w interesy, więc nie rozumieliśmy, co się dzieje. Doskonale jednak pamiętam tamtą awanturę. Ojciec błagał Riccarda o zachowanie rozsądku, a mama, płacząc, próbowała wyciągnąć Dominica i Tristana z łóżka. Kiedy próbowałem pomóc, to Andreas odciągnął mnie i uspokoił. A niebieskooki Riccardo mnie wyśmiał.

A teraz ten mężczyzna zjawia się na pogrzebie mojej matki z sardonicznym uśmieszkiem na twarzy.

– Bardzo mi przykro z powodu twojej straty, drogie dziecko – Z jego ust padają słowa podobne do tych, które słyszałem dziś rano w kościele i na cmentarzu, z tym że w przeciwieństwie do tamtych nie brzmią szczerze.

Zanim zdążę coś z siebie wydusić, rozlega się odgłos odbezpieczanego pistoletu. Nie żebym miał przygotowaną odpowiedź. Od czasu, gdy znalazłem ciało mamy w rzece, w ogóle niewiele mówię.

Podnoszę głowę i widzę, że tata wycelował w Riccarda dwa pistolety. Dziadek osłania moich braci, podczas gdy pozostali goście zastygli w przerażeniu. Jedyną osobą, która nie zdradza lęku, jest ojciec De Lucca. Jego poważna twarz twardnieje, gdy Riccardo ściska mnie mocniej za ramię.

– Zabieraj łapy od mojego syna – żąda tata, przechylając głowę na bok.

Dźwięk śmiechu Riccarda przeszywa moje ciało. Dawny przyjaciel mojego ojca ściska mnie za ramię tak mocno, że krzywię się z bólu i uginają się pode mną kolana.

– Liczyłem, że zrobisz scenę, Giacomo – odpowiada Riccardo śpiewnym głosem.

– Powiedziałem, żebyś zabrał łapska od mojego syna. Ale już! – krzyczy tata.

W reakcji na to żądanie Riccardo ściska mnie jeszcze mocniej. Jego palce wbijają się w mój garnitur i głęboko w moją skórę.

– Puść mnie – warczę, szarpiąc się w jego uścisku, ale jest zbyt silny, abym mógł mu się wyrwać.

– Taki brak szacunku na pogrzebie żony – szydzi Riccardo. – Zastanawiam się, co by powiedziała Sariah, gdyby nie leżała sześć stóp pod ziemią. Może to rozczarowanie mężem popchnęło ją do samobójczego skoku? Tak, to musiało być to. Wolała śmierć niż życie z tobą.

Rozwścieczony tata robi krok do przodu. Ani na chwilę nie opuścił broni. Riccardo w odwecie wyciąga swój pistolet, przyciąga mnie bliżej i przykłada mi stalową lufę do skroni.

Krzyczę, upuszczam różę na ziemię i zaciskam zęby. To zatrzymuje tatę. Jego oczy rozszerzają się ze strachu, podczas gdy moja dusza drży z przerażenia. Ten człowiek to wcielony diabeł. Tata zawsze powtarza, żebym nigdy nie lekceważył przeciwnika, bo mogę przez to zginąć. Muszę być gotowy na wszystko. Nawet na śmierć z ręki Riccarda.

Diabeł chwyta mnie za szyję, a po moich policzkach spływają łzy.

– Ty pieprzony psie! – woła tata, ale nie opuszcza broni. – Jak śmiesz tu przychodzić i napawać się naszym bólem? Zabieraj swoje pieprzone łapska od mojego syna!

Riccardo uśmiecha się złośliwie i pochyla zuchwale w stronę wyciągniętych pistoletów ojca. Jest pewny swego, wie, że mój tata go nie zabije..

– Spójrz tylko na siebie! Za kogo ty się masz? Nie możesz mnie zabić i dobrze o tym wiesz.

– Chcesz się przekonać? – warczy tata.

– Głupcze, gdybyś mógł, już dawno byś to zrobił. Nie możesz, bo sam byś zginął. Twoi chłopcy i ojciec też, tak jak i cała rodzina we Włoszech. Zginęliby wszyscy, których znasz. Chroni mnie credo bractwa.

Tata kipi z wściekłości, ale w jego oczach dostrzegam porażkę. Znam to pokonane spojrzenie z ostatnich lat, podczas których złe rzeczy przydarzały nam się jedna za drugą.

– Zostaw nas w spokoju – mówi.

– No właśnie. Tak myślałem. Dobrze wiesz, że gówno możesz mi zrobić. Jesteś bezsilny i bezużyteczny – szydzi Riccardo. – Teraz już naprawdę straciłeś wszystko. Ona była ostatnią dobrą rzeczą, którą ci została.

Kiedy Riccardo spogląda na grób, poprzez łzy dostrzegam w jego oczach przebłysk smutku. W końcu puszcza mnie, odsuwa się i opuszcza broń.

– Zostaw nas w spokoju, Riccardo. Zjeżdżaj. Odejdź, kurwa – mówi tata.

– Przyszedłem złożyć wyrazy szacunku aniołowi, którego nigdy nie powinieneś był mieć. To wszystko – odpowiada Riccardo. – No i może też ujrzeć twoją twarz, kiedy dotrze do ciebie, że teraz już naprawdę zostałeś z niczym.

Po tych słowach Riccardo odwraca się i odchodzi, śmiejąc się okrutnie.

Tata opuszcza pistolety, wkłada je z powrotem do kabury, chwyta mnie i przyciąga do siebie.

– Massimo – szepcze mi do ucha. – Nic ci nie jest?

Przełykam ciężko ślinę.

– Nie – odpowiadam.

Tata odsuwa się, żeby mnie obejrzeć. Zauważa różę, która upadała mi na ziemię, i ją podnosi. Patrzymy na siebie i czuję ból na widok bezbrzeżnego smutku w jego oczach.

– Przykro mi, synku… Przepraszam za to wszystko – mówi.

– Dlaczego on nas tak nienawidzi? – pytam, a moje wargi drżą.

Tato kręci głową.

– Nie przejmuj się nim. Zapomnij, synku. Dzisiaj nie chodzi o niego. – Prostuje się i podaje mi kwiat. – Massimo… Daj matce różę. Już czas. Czas się pożegnać. Przejdziemy przez to. Damy sobie radę. Proszę… nigdy nie myśl, że twoja matka cię nie kochała. Bo kochała całym swoim sercem.

Wiem, że to prawda, ale jakaś część mnie chce wiedzieć, dlaczego mama odeszła bez pożegnania. Tylko że znam już odpowiedź. Życie za bardzo ją przytłoczyło, wszystko straciliśmy, a raczej Riccardo nam wszystko odebrał. To dlatego.

– Daj matce swoją różę, _amore mio_ – powtarza tato, przysuwając kwiat bliżej mnie.

Biorę go do ręki, a z każdym krokiem w stronę grobu moje nogi stają się coraz cięższe. W końcu zatrzymuję się przy dole i wypuszczam różę z ręki, a kiedy spada na trumnę, znów pęka mi serce.

Riccardo miał rację. Tylko mama nam została. I naprawdę była aniołem.

Odwracam się i widzę w oddali niewyraźny zarys sylwetki naszego wroga na ścieżce prowadzącej na parking.

Nazwał mojego ojca bezsilnym i bezużytecznym. Obwinił tatę o to, że moja matka odebrała sobie życie, ale to nie tak. Wszystko, co nam się przydarzyło, to wina Riccarda.

W chwili, gdy to do mnie dociera, poprzysięgam zemstę. Wpatruję się w plecy tego drania i obiecuję sobie, że to naprawię. Nieważne, ile czasu mi to zajmie. Jeśli będę musiał, poświęcę całe swoje życie na odbudowanie z ojcem naszego majątku i zemszczenie się na Riccardzie Balesterim.

Może w tej chwili jesteśmy bezsilni, bezużyteczni i bezradni, ale to nie potrwa długo.

On też wszystko straci.

Już my o to zadbamy.

Wł. babcia .ROZDZIAŁ 1

Emelia

– To nasz ostatni wieczór przed twoim wyjazdem – stwierdza Jacob, rozglądając się po naszej małej loży barowej.

Tak często tu przyjeżdżamy, że ta knajpka stała się naszym drugim domem.

– Wiem – odpowiadam.

Ogarnia mnie fala nostalgii, gdy myślę o tych wszystkich chwilach, które tu spędziliśmy, i naszej wieloletniej przyjaźni. Po raz pierwszy mamy rozstać się na dłużej.

Rzucam w niego żartobliwie kulką serową, a on łapie ją w usta. Oboje wybuchamy śmiechem, a ludzie przy pobliskich stolikach spoglądają w naszą stronę.

– Spakowana? – pyta Jacob, kładąc rękę na stole.

– Co za pytanie – obruszam się, kręcąc głową, bo mój najlepszy przyjaciel nie powinien zadawać mi takich pytań.

Rano wyjeżdżam do Florencji w ramach przygotowań do rozpoczęcia mojego drugiego roku studiów na Accademia delle Belle Arti. Marzę o zostaniu malarką. Odkąd ojciec zarezerwował mi bilet, myślę już tylko o wyjeździe. Zawsze chciałam studiować we Włoszech jak moja mama. Kilka tygodni temu razem z Jacobem skończyłam pierwszy rok studiów na Uniwersytecie Kalifornijskim i w zasadzie od tamtej pory jestem już spakowana.

Gdyby mama żyła, byłaby ze mnie dumna. Te studia to ostatnia rzecz, jaką zrobię, żeby pójść w jej ślady. Zapowiada się wspaniale.

– Przepraszam, palnąłem gafę! –Jacob chichocze, a jego duże brązowe oczy błyszczą radośnie. – Chodziło mi raczej o to, czy jesteś gotowa do wyjazdu… Ale ty chyba już urodziłaś się gotowa.

– Otóż to! – Śmieję się. – Nie mogę się doczekać, choć… będę za tobą tęsknić.

Jestem ogromnie podekscytowana, bo ma mnie uczyć kilku najlepszych profesorów na świecie. Nie zaprzeczę jednak, że cieszy mnie też myśl o ucieczce z Los Angeles i uwolnienie się od nadmiernej kontroli ojca.

Chociaż mają mi towarzyszyć ochroniarze i zatrzymam się u wuja, to jednak po raz pierwszy mam udać się do Włoch bez taty.

– Rozumiem. Mam tylko nadzieję, że twój staruszek nie dostanie zawału – mówi Jacob z uśmiechem.

– Wiem. Ciągle się boję, że zmieni zdanie.

Tak jak wtedy, gdy prawie mi zabronił pójść do college’u. Marzyłam, żeby wyjechać gdzieś na studia, ale tata nie chciał nawet o tym słyszeć. Zdecydowaliśmy się na Uniwersytet Kalifornijski tylko dlatego, że był blisko. Naturalnie nie mogło być mowy o zamieszkaniu na kampusie, więc moje najlepsze przeżycia z tego czasu to zajęcia i spotkania z Jacobem.

To prawdziwy cud, że tata pozwolił mi jechać do Florencji. Zgodził się na to dopiero po moich uporczywych błaganiach i gorących zapewnieniach wujka Leo, że się mną zaopiekuje.

– Trzymam kciuki, żeby tego nie zrobił. Musiałaś się nieźle napocić, aby uzyskać jego pozwolenie, a przecież tak ciężko pracowałaś, żeby dostać się na te studia. – Jacob kiwa głową z dumą.

– Dziękuję.

Niełatwo jest nosić nazwisko Balesteri, a konkretnie być córką szefa mafii. Mój ojciec to wpływowy człowiek i jako taki ma swoich wrogów. Przekonałam się o tym, kiedy kilka lat temu zastrzelono na ulicy mojego kuzyna Portera. Nie mam zwyczajnej rodziny i Jacob też nie. Oboje jesteśmy wystarczająco dorośli i inteligentni, aby wiedzieć, z jakiego właściwie środowiska pochodzimy. Ojciec Jacoba pracuje dla mojego, więc doskonale zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństw, na jakie jesteśmy narażeni w związku z tym, kim są nasi rodzice.

Bardzo kocham swojego ojca i rozumiem, że chce mnie chronić, ale czasami czuję się jak ptak w wielkiej pozłacanej klatce. Wyjazd do Włoch to moja szansa na wolność. Prawdę mówiąc, mam nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, tata da mi więcej swobody i pozwoli na podróżowanie bez stałego nadzoru.

– Twoja matka byłaby przeszczęśliwa i bardzo z ciebie dumna – stwierdza Jacob.

Biorę oddech i kiwam powoli głową, a on sięga przez stół i chwyta moje dłonie. Mama odeszła już trzy lata temu, ale jeszcze się z tym nie pogodziłam. Wciąż prześladują mnie smutek i wspomnienia, jak cierpiała w ciągu ostatnich kilku miesięcy, podczas których pokonywał ją rak.

Nie jestem pewna, co ją właściwie zabiło – wyczerpująca chemioterapia czy sama choroba. Pod koniec już nawet nie przypominała mojej matki, choć nadal czułam jej piękną duszę. Wydała ostatnie tchnienie, patrząc, jak maluję. Nigdy nie zapomnę jej twarzy. Wyglądała na dumną, że przekazała mi miłość do sztuki i że pragnę podążać za marzeniami.

– To wiele dla mnie znaczy, Jacobie.

– Wiem. Będę za tobą tęsknił.

– Ale chyba mnie odwiedzisz, prawda? – pytam z nadzieją.

– Kiedy tylko będę mógł. – Jacob puszcza moje dłonie i posyła mi ten swój łobuzerski uśmieszek.

– No mam taką nadzieję.

– Za nic tego nie odpuszczę. – Zaciska wargi, a ja wpatruję się w niego, podczas gdy zapada między nami niezręczna cisza.

Wspomniał wcześniej w SMS-ie, że chce mnie zapytać o coś ważnego. Mam pewne podejrzenia, o co może chodzić.

Zmienił się, odkąd poszliśmy na studia. Zaczął się zachowywać tak, jakby chciał ode mnie czegoś więcej niż tylko przyjaźni. Udaję, że tego nie zauważam, ale nawet teraz widzę to w jego spojrzeniu.

Może to głupie nie chcieć takiego przystojnego faceta, który zawsze się o mnie troszczy, ale traktuję go jak brata. Nie czuję do niego niczego więcej i nie widzę nas razem.

Poza tym… Bez względu na to, jak bliski jest mi Jacob i jakie więzy łączą nasze rodziny, tata nigdy nie pozwoliłby nam na związek. Co prawda nie powiedział tego wprost, ale oznajmił, że pewnego dnia zawrę aranżowane małżeństwo, tak jak on z mamą, w celu połączenia rodzinnych firm mafijnych. Uraczył mnie tą wiadomością w moje osiemnaste urodziny i była to jedyna dyskusja na tematy biznesowe, jaką kiedykolwiek odbyliśmy. Chociaż oświadczenie mojego ojca rozwścieczyło niepoprawną i pragnącą prawdziwej miłości romantyczkę we mnie, to jednak dobrze go znam i wiem, że stawianie oporu nie ma żadnego sensu. Klamka zapadła. Nie musiał mi nawet mówić, że nigdy nie weźmie Jacoba pod uwagę jako mojego potencjalnego męża. Jestem zdana na niego i nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie, więc nawet gdybym odwzajemniała uczucia przyjaciela, przeciwstawienie się ojcu nie wchodziło w grę.

– Chyba czas przejść do tego, o czym chciałem z tobą porozmawiać, co? – zagaduje Jacob, wiercąc się w miejscu niespokojnie.

– Tak. – Czekam w napięciu, żeby wyznał mi wprost, o czym myśli. Dzięki temu będę mogła być z nim szczera.

– Myślałem… o nas i naszej relacji – zaczyna. – Zawsze świetnie się dogadywaliśmy.

– Tak – odpowiadam, przygryzając wargę. – To prawda.

– Emelio, wiesz, że bardzo cię cenię.

Już mam mu odpowiedzieć, że ja też go cenię jako swojego najbliższego przyjaciela, kiedy drzwi otwierają się z hukiem i do środka wpada Frankie, jeden z ochroniarzy mojego ojca.

W chwili, gdy nasze spojrzenia się spotykają, domyślam się, że coś jest nie tak. Cała się napinam, gdy Frankie podchodzi do nas ciężkim krokiem i oznajmia:

– Musisz jechać ze mną, Emelio.

Spoglądam na Jacoba, a potem znów na Frankiego.

– Co się stało?

– Musimy jechać. To pilne.

Pilne? O Boże. Ogarnia mnie silny niepokój.

– Dlaczego? Czy coś się stało tacie?

Przypomina mi się tamten dzień, kiedy dowiedziałam się, że mama jest chora. Frankie przyjechał wtedy po mnie do szkoły i oznajmił, że miała wypadek samochodowy. Zemdlała za kierownicą. Nic jej się nie stało, ale nigdy nie zapomnę tego, co nastąpiło później. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym straciła jeszcze ojca. Nie zniosłabym tego. Tylko on mi pozostał.

– Proszę, powiedz mi, że nic mu nie jest – jąkam się ze strachu.

– Wszystko z nim w porządku. Chce się tylko z tobą spotkać. Musimy już iść.

Przełykam głośno ślinę.

– Martwisz mnie, Frankie. Proszę, powiedz, o co chodzi.

– Nie, Emelio. – Kręci energicznie głową. – Sprawa jest pilna i to wszystko, co musisz wiedzieć. A teraz chodź – żąda, a mój wzrok pada na jego zaciśnięte pięści. Jego przeszywające spojrzenie przypomina mi, że księżniczka Balesteri nie jest i nie będzie wtajemniczona w tajniki działań swojego ojca, a jego ochroniarz nie ma obowiązku udzielać jej jakichkolwiek wyjaśnień.

Frankie odpowiada przed moim ojcem i oboje wiemy, że gdy tata mówi, że mam się gdzieś stawić, muszę go posłuchać.

Żadnych kłótni, żadnych pytań.

Wstaję. Jacob też. Chciałam zostać z nim trochę dłużej. Nie zdążyliśmy dokończyć naszej rozmowy.

– Przepraszam, Jacobie – mówię, wzruszając lekko ramionami.

– Nie, nie przepraszaj. Mam nadzieję, że nic się nie stało – odpowiada ciepło, ale widzę rozczarowanie w jego oczach.

Czuję się winna, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu chce odbyć ze mną tę rozmowę. Unikam jej z obawy, że moja odpowiedź zniszczy naszą przyjaźń.

– Do zobaczenia we Włoszech.

– No ja myślę – odpowiadam i przytulam go na pożegnanie.

– Masz moje słowo – obiecuje Jacob z uśmiechem, ale w jego oczach widzę wzruszenie, pomieszane z niepokojem i troską.

– _Buonasera_.

– _Buonasera._ – Uśmiecham się lekko.

– Chodźmy już – ponagla mnie Frankie, a kiedy do niego podchodzę, kładzie mi dłoń na plecach i prowadzi w pośpiechu do wyjścia.

– A co z moim samochodem? – Zerkam w stronę parkingu, gdy wychodzimy na zewnątrz.

– Ktoś go odbierze – odpowiada szorstko Frankie.

Prowadzi mnie do bentleya i dostrzegam za kierownicą Gio, zastępcę mojego ojca. Frankie otwiera mi tylne drzwi, a gdy usadawiam się w środku i zapinam pasy, dołącza do Gia z przodu.

Ruszamy, a w moim gardle formuje się gula. Oglądam się za siebie, w stronę knajpki, pod którą stoi Jacob i patrzy, jak odjeżdżamy.

To dziwne, bardzo dziwne, nawet jak na mojego ojca. Nigdy wcześniej mnie tak do siebie nie wzywał.

Kiedy pół godziny później mijamy zjazd prowadzący do naszego domu w Malibu, czuję w sercu ucisk niepokoju. Gdy wychodziłam na spotkanie z przyjacielem, tata był w swoim gabinecie. Nigdy nie wychodzi wieczorami, a już na pewno nie w soboty.

Mijamy budynki Balesteri Investments i wjeżdżamy na autostradę Pacific Coast Highway, a ja cała napinam się ze zdenerwowania.

Myślałam, że mam się spotkać z tatą w jego biurze, skoro nie pojechaliśmy do domu. To jedyne inne miejsce, w którym mógł być. Teraz jednak nie mam najmniejszego pojęcia, dokąd jedziemy.

Po godzinie mijamy przystań na Long Beach i kierujemy się na Huntington Beach.

Wjeżdżamy na ulicę z przepięknymi nowoczesnymi domkami plażowi, które wyglądają jak ze snu. Potem jedziemy drogą, z której widać tylko morze i fale rozbijające się o brzeg. Skręca mnie w środku na widok wielkiej białej ściany, przed którą zwalniamy.

Nie mam pojęcia, gdzie, u licha, jestem ani dlaczego tata czeka tu na mnie o tej porze. Odwiedziłam okolice Huntington Beach tylko kilka razy, i to dawno temu. Braliśmy wtedy udział w imprezach charytatywnych z rodzicami. Nikogo tu nie znam.

Podjeżdżamy do dużej metalowej bramy, która się przed nami otwiera. Przejeżdżamy przez nią i kiedy zauważam dziesięciu przypominających żołnierzy mężczyzn z karabinami maszynowymi, nie mam już żadnych wątpliwości, że ktokolwiek tu mieszka, musi być kimś bardzo ważnym albo mieć wielu wrogów.

Wł. dobrego wieczoru .ROZDZIAŁ 2

Emelia

Gio mamrocze coś pod nosem do Frankiego, który przytakuje i kręci głową. Nie usłyszałam, co odpowiedział, ale obaj mężczyźni mają chyba podobne odczucia do moich. Tata oczywiście też ma ochroniarzy, ale nasz dom nie jest aż tak pilnie strzeżony.

W miarę jak jedziemy wzdłuż długiego podjazdu, pojawia się coraz więcej ochroniarzy. Rozglądam się dookoła i widzę przynależącą do posiadłości plażę. W oddali znajduje się przystań, przy której zacumowano jacht i dwie żaglówki. Dostrzegłam zarys jeszcze innej łodzi, ale z daleka nie potrafię rozróżnić, co to jest.

Przed nami wyłania się okazała rezydencja. Mimo odczuwanego niepokoju jej wyrafinowane piękno zapiera mi dech w piersiach. Zwracam uwagę na śródziemnomorski styl posiadłości lśniącej na tle ciemnego nieba w świetle księżyca i otaczających ją latarni. Czuję się, jakbym zmierzała do jakiejś wytwornej willi na Sycylii, co nie zmienia faktu, że przepełnia mnie lęk. To jedna z tych rezydencji za dziesięć milionów dolarów, o których piszą w gazetach, z malowniczym widokiem na plażę i nieogarnialnym wzrokiem terenem. Łodzie świadczą o tym, że właściciel ma klasę i lubi żeglować.

Ale kim on jest?

Podjeżdżamy bliżej i zauważam stojące na parkingu samochody. Zewsząd wyłaniają się uzbrojeni mężczyźni, wyrywając mnie z zadumy i zachwytu nad pięknem rezydencji.

– Jasna cholera – syczy Gio pod nosem.

– Kurwa, ten facet to nie byle sukinsyn – mamrocze Frankie.

Mój ojciec nie znosi, kiedy mężczyźni przy mnie przeklinają. Boi się, że mnie to skazi. Niepokojenie się o takie bzdury wydaje mi się jednak głupotą, skoro zawsze są jakieś większe zmartwienia. Jak na przykład to, co dzieje się teraz.

– Czyj to dom? – pytam, ale Frankie i Gio nie odpowiadają. Ignorują mnie i patrzą przed siebie.

Zaciskam zęby, żeby zdusić złość. Nie muszą być takimi dupkami. Zadałam im tylko niewinne pytanie. Każdy na moim miejscu byłby ciekaw. Nie chcę jednak znów wyjść na idiotkę, więc rezygnuję z dalszych dociekań. I tak nie mam co liczyć na odpowiedź od tych dwóch gburów.

Zatrzymujemy się i Frankie pierwszy wychodzi z samochodu. Obaj mężczyźni podchodzą do mnie, żeby mnie osłonić, i chwytają mnie za ramiona.

Pozwalam im się prowadzić. Mam nerwy jak postronki, kiedy stają przed nami uzbrojeni ochroniarze i zaganiają nas do domu. Kusi mnie, żeby się rozejrzeć, ale nawet gdybym znalazła się w najpiękniejszej rezydencji na świecie, trudno by mi było w tych okolicznościach się nią zachwycić. To złowieszcze uczucie, które mrozi mi krew w żyłach i powoduje ucisk w klatce piersiowej, mówi mi, że dzieje się coś złego.

– Tędy – odzywa się jeden z ochroniarzy na przedzie, wskazując na pomieszczenie, które wydaje się salonem.

Wchodzimy do środka i oddycham z ulgą na widok taty siedzącego na czarnej skórzanej sofie.

Spogląda na mnie, a po jego pobladłej i zroszonej potem twarzy od razu poznaję, że coś jest nie tak. Jego zwykłą żywiołowość zastąpił niepokój, a bladoniebieskie oczy wydają się zgaszone.

Wygląda na przestraszonego. Ostatni raz widziałam go takim, gdy mama zachorowała. Jego spojrzenie pochmurniało z każdą kolejną nieudaną terapią, która odbierała nam nadzieję na jej wyzdrowienie.

Ale dlaczego teraz? Co się mogło stać?

Wstaje, a ja podbiegam do niego i wpadam mu w ramiona. Kiedy odsuwamy się od siebie, chwyta mnie za dłonie i całuje w czoło.

– Tato, co się dzieje? Czyj to dom?

– Emelio… muszę ci coś powiedzieć. – Jego drżący głos też kojarzy mi się z chorobą mamy, ponieważ mój ojciec to zwykle twardy i niewzruszony mężczyzna.

– Co takiego?

– Pamiętasz naszą rozmowę na temat twojego małżeństwa?

– Tak. – Rozchylam usta i mrużę oczy. Nie rozumiem, do czego zmierza. Oczywiście, że pamiętam tę rozmowę. Spotkanie z Jacobem ożywiło wspomnienie tego wydarzenia i związane z nim emocje.

Spoglądam na tatę i wstrzymuję oddech ze strachu. Odpycham od siebie domysły, dlaczego akurat teraz porusza ten temat. Niespodziewanie sprowadzono mnie do jakiejś obcej rezydencji, gdzie zastałam przerażonego ojca… Doprawdy jeszcze nie wiem, co o tym myśleć.

Odwracam od niego wzrok, żeby rozejrzeć się po salonie, i zaciskam mocno szczęki, żeby powstrzymać szczękanie zębami. Potem znów spoglądam na tatę i zaciskam dłonie. Mocno.

– Czyj to dom, tato?

– Mój. – Dobiega mnie głęboki baryton z odległego kąta.

Odwracam się gwałtownie i mój wzrok pada na najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziałam. Łączy w sobie surową męskość z niespotykanym urokiem, choć nie jestem pewna, czy można nazwać go pięknym. Wygląda raczej na groźnego twardziela z zachwycającą aparycją. Ma przeszywające ciemnoniebieskie spojrzenie, które mnie hipnotyzuje.

Jest wysoki, a jego biała koszula i czarne spodnie podkreślają silnie umięśnione ciało. Prostuje swoje muskularne ramiona, emanując wyraźnie wyczuwalnym i nakazującym posłuszeństwo autorytetem.

Robi na mnie wrażenie swoim wyglądem i siłą, ale to jego spojrzenie najbardziej przyciąga moją uwagę. Patrzy na mnie tak, jakby mógł przejrzeć mnie na wskroś, aż do samego dna mojej duszy.

Wtem staje za nim jakiś starszy mężczyzna, co wyrywa mnie z transu. Są do siebie tak podobni, że musi być jego ojcem. Mają takie same oczy i roztaczają wokół siebie tę samą aurę władzy, tylko ten drugi nie ma aż tak przenikliwego spojrzenia. Wydaje się w tym samym wieku co mój ojciec. Od razu domyślam się, że to ludzie mafii. To nie ulega wątpliwości.

Podchodzi do nas pan Bianchi, prawnik naszej rodziny, z plikiem dokumentów w rękach. Przypominam sobie słowa taty i ogarnia mnie panika.

– No dalej, Riccardo. Oddajemy ci głos. – Młodszy mężczyzna zaskakuje mnie, zwracając się do mojego ojca po imieniu. Tylko przyjaciele tak go nazywają, a ja nigdy go u nas nie widziałam, więc nie może być jednym z nich. – Teraz, kiedy już wszyscy tu jesteśmy, możesz wyjaśnić córce sytuację.

Zerka na mnie z podziwem, co nie umyka mojej uwadze. Przechylam głowę i staram się nie wyglądać na speszoną, chociaż tak naprawdę ogromnie mnie onieśmiela. Mężczyźni zawsze patrzą na mnie w ten sam sposób, w jaki kiedyś patrzyli na moją matkę. Była bardzo piękna i chociaż nie twierdzę, że dorównuję jej urodą, ciągle słyszę, że jestem do niej podobna.

– Emelio, to Massimo D’Agostino i jego ojciec Giacomo. – Mój tata przedstawia mi mężczyzn, wskazując na nich ręką. Zastanawiam się, czy ich nazwisko ma coś wspólnego z D’Agostino Inc., tym koncernem naftowym. Zapamiętałam tę włoską nazwę, bo jest dość nietypowa w tych stronach. Są Włochami, więc może należeć do nich.

Nie zamierzam jednak silić się na uprzejmości i dobre maniery. Wszak nie przyjechaliśmy tu na herbatę. Odwracam się do taty i pytam, patrząc mu prosto w oczy:

– Tato, co robimy w domu pana D’Agostina?

– Za miesiąc wyjdziesz za Massima, Emelio – odpowiada.

– Co? – Otwieram szeroko usta. – Nie… ja… nie. – Kręcę energicznie głową.

– Tak – potwierdza śmiertelnie poważnym tonem.

Mrugam, żeby powstrzymać łzy, które napływają mi do oczu.

– Tato, to chore! Nie mogę poślubić kogoś, kogo nawet nie znam. – Zachłystuję się powietrzem. – Nie tak to miało wyglądać.

Inaczej mi to zaprezentował, gdy mówił o aranżowanym małżeństwie. Obiecał, że będę miała sporo czas na zapoznanie się z mężczyzną, którego poślubię.

– Tato, naprawdę się na to zgodziłeś?

– Tak. Massimo chce cię zabrać już dziś.

Na te słowa czuję, jak lodowaty prąd przeszywa moją klatkę piersiową, i odsuwam się od ojca. Kręci mi się w głowie i mam wrażenie, że zaraz zemdleję.

– Dziś?! – Patrzę na niego zaskoczona. – A co z moim wyjazdem do Włoch? Mój lot jest jutro. Co z moimi studiami?

Wiedziałam, że perspektywa wyjazdu jest zbyt piękna, aby mogła być prawdziwa, ale nigdy nie spodziewałabym się takiego obrotu wydarzeń.

– Nigdzie nie pojedziesz – odpowiada ojciec i moje serce pęka.

– Ale moja sztuka… Proszę, nie zabieraj mi marzeń – zwracam się do niego błagalnie. – Proszę, _papo_.

Papa… Ostatni raz zwróciłam się tak do niego, kiedy zmarła mama. Dosłownie chwilę po tym, jak rozpadłam się z rozpaczy. Teraz znów poczułam się jak tamta bezradna dziewczyna.

– Przykro mi, Emelio. – W jego oczach pojawiają się wyrzuty sumienia, ale to mnie nie uspokaja. Doskonale wie, ile dla mnie znaczy wyjazd do Włoch.

– Tak ciężko pracowałam, żeby dostać się na te studia. Tato, to Accademia delle Belle Arti, do jasnej cholery. Wiesz, że przyjmują tylko najlepszych, i to nie wszystkich! Powiedzieli, że zdałam egzamin celująco.

Tata wyciąga rękę i kładzie dłoń na moim policzku.

– Przykro mi, dziecko. Naprawdę mi przykro, ale tak musi być. Nic nie mogę na to poradzić. – Zaciska usta i łapie moje spojrzenie. – Proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.

– Jak możesz mi to robić?

Opuszcza ręce po bokach ciała i rzuca Massimowi ostre spojrzenie, na które tamten odpowiada lekkim, drwiącym uśmieszkiem. Wtedy dociera do mnie, że w tej całej sytuacji chodzi o coś więcej niż tylko o aranżowane małżeństwo.

– Czy jest pan gotów podpisać kontrakt? – zwraca się do mojego ojca pan Bianchi z dokumentem w ręku.

– Kontrakt? – wtrącam, zanim tata zdąży odpowiedzieć.

– To umowa biznesowa. Jako moja spadkobierczyni musisz ją podpisać – wyjaśnia tata i nagle sytuacja wydaje mi się jeszcze gorsza. Nie wspominał wcześniej o niczym takim.

– Co? Nie rozumiem – szepczę przerażona.

– Jestem gotów, panie Bianchi – mówi tata, ignorując mnie.

Nasz prawnik kładzie dokument na stoliku obok, po czym odsuwa się i zwraca do Massima:

– Proszę podpisać tutaj, panie D’Agostino.

Tamten podchodzi, aby podpisać we wskazanym miejscu. Jest blisko mnie, zbyt blisko. Pod jego wzrokiem wszystkie włoski na karku stają mi dęba. Nie widzę w jego niebieskich oczach żadnego śladu ludzkiej duszy, a jednak zatracam się w głębi tego spojrzenia. To tak jakbym została wciągnięta do czarnej dziury, w której jest tylko ciemność.

Massimo prostuje się i mówi:

– Panie Bianchi, może zrobimy pannie Balesteri ten zaszczyt i przeczytamy najważniejsze fragmenty kontraktu, żeby wiedziała, co podpisuje? – W jego tonie wyraźnie słychać groźbę, która przykuwa moją uwagę. Najwyraźniej próbuje sobie zakpić z taty.

– Tak, oczywiście. – Pan Bianchi kiwa głową, podnosi dokument i rzuca mi współczujące spojrzenie, które tylko podsyca mój strach. – Zgodnie z niniejszą umową od dnia pierwszego lipca dwa tysiące dziewiętnastego roku Massimo D’Agostino zostanie wyłącznym właścicielem Emelii Juliette Balesteri. Riccardo Balesteri przekaże ją wraz z innymi wskazanymi składnikami swojego majątku jako ekwiwalent zaciągniętego długu. Od tej pory będzie należała do Massima D’Agostina, a na mocy zawartego z nim małżeństwa cały jej spadek oraz wszystkie przyszłe powiązane z nią zyski biznesowe będą…

– Przestań! – krzyczę i zamieram z otwartymi ustami. Nic więcej jednak nie daję rady z siebie wydusić, więc patrzę tylko na pana Bianchiego z niedowierzaniem.

Zbiera mi się na wymioty i paląca żółć podchodzi mi do gardła. Mój umysł szaleje, a na całym ciele pojawia się gęsia skórka. Sytuacja jest o wiele gorsza, niż sądziłam.

Odwołanie wyjazdu do Włoch, gdzie miałam spełniać swoje marzenia, zwaliło mnie z nóg, a perspektywa poślubienia zupełnie nieznanego mi mężczyzny jest druzgocąca, ale to… Słowa kontraktu wirują mi w głowie, gdy patrzę kolejno na stojących wokół mnie mężczyzn. Twarz Giacoma jest surowa, pozbawiona emocji, Massimo spogląda na mnie w oczekiwaniu, a Pan Bianchi odwraca wzrok ze wstydem. Przynajmniej on. Wydaje się jedyną osobą, która doskonale zdaje sobie sprawę, że dzieje się coś cholernie niewłaściwego.

Patrzę na tatę i nagle wszystko już rozumiem.

Umowa własności?

Wyłączny właściciel?

Ekwiwalent zaciągniętego długu?

Jezu Chryste.

Sprawy nie ułożyły się tak, jak omawialiśmy wcześniej, ponieważ chodzi tu o coś zupełnie innego. O coś, o czym nawet w naszych kręgach tylko szeptano.

To jakiś koszmar.

– Sprzedajesz mnie! – wykrzykuję piskliwym głosem, który wznosi się o kilka oktaw, kiedy dodaję, cała drżąc: – Papo, sprzedajesz… mnie?

Twarz mojego ojca wykrzywia grymas niezadowolenia. Zaciska szczęki, ale nic nie odpowiada.

To się dzieje naprawdę.

Ojciec sprzedaje mnie jako składnik swojego majątku.

W ramach spłaty jakiegoś długu.

Co się tu dzieje, do cholery?

Z tego, co wiem, mój ojciec jest szalenie bogaty, więc o co tu, do diabła, może chodzić?

– Sprzedajesz mnie, papo? Naprawdę? Jestem twoją córką. Tato, to ja, Emelia. Naprawdę możesz potraktować mnie jak jakąś rzecz i tak po prostu sprzedać? To właśnie miałeś na myśli, kiedy obiecałeś mamie, że będziesz się mną opiekować? – krzyczę, tracąc panowanie nad sobą.

Nigdy wcześniej nie podniosłam na niego głosu, ale nie zamierzam być teraz potulną córką, do której przywykł. To fragment o spłacie długu wytrącił mnie z równowagi. Nie należy mi się nawet żaden spadek, bo on też jest częścią umowy biznesowej.

– Emelio, potrzebuję twojego podpisu – nalega mój ojciec.

– Tato… jak możesz mi to robić? Naprawdę mnie sprzedajesz… – powtarzam chrapliwym głosem, a łzy zalewają mi twarz.

Jak możesz mi coś takiego robić? Jak możesz traktować mnie jak swoją własność? Część majątku.

Instynkt samozachowawczy każe mi szybko odsunąć się od ojca. Niestety, uderzam prosto w ścianę. Nie… to nie ściana. Czyjeś mocne ramiona przytrzymują mnie w miejscu, uniemożliwiając ucieczkę. Podnoszę głowę i widzę Frankiego. Patrzy prosto przed siebie, unikając mojego wzroku. Oczywiście wyczuł moje intencje, ale jak daleko mogłabym uciec?

– Podpiszesz ten dokument, Emelio. – Tata spogląda na mnie groźnie.

– Nie! – krzyczę i gdy tylko wypowiadam to słowo, uświadamiam sobie, że po raz pierwszy w życiu mu się sprzeciwiam.

Tata bierze od Massima długopis i kontrakt od pana Bianchiego, po czym rzuca się w moją stronę. Odciąga mnie od Frankiego z taką siłą, że prawie łamie mi rękę, zachłystuję się powietrzem.

Prowadzi mnie do stolika kawowego jak niesforne dziecko i kładzie na nim kontrakt. Chwyta moją dłoń, żeby włożyć mi długopis między palce, i ściska ją tak mocno, że krzyczę z bólu.

– Będziesz posłuszna – rzuca wściekle, szokując mnie swoją gwałtownością. – Zrobisz, co ci każę, Emelio.

Przez całe moje dziewiętnastoletnie życie nigdy nie zachował się wobec mnie w taki sposób. Nigdy mnie nie skrzywdził ani nie był wobec mnie brutalny. Teraz jednak w jego oczach widzę połączenie desperacji i wściekłości. Nie, wcale nie wygląda na równie przestraszonego jak wtedy, gdy umierała mama. Właściwie to nigdy nie widziałam go tak przerażonego.

– Nie możesz mnie do tego zmusić. – Bezskutecznie próbuję wyrwać mu rękę. Jest za silny.

– Zrób to! – krzyczy.

Nagle ciężka, wielka dłoń ląduje na naszych dłoniach, prawie je zakrywając, i Massimo przykłada tacie broń do głowy.

Cała krew odpływa mi z ciała, kiedy patrzę na lśniącą stalową lufę glocka przyciśniętą do skroni mojego ojca. Robi mi się niedobrze, rozgrywająca się przede mną scena mnie przerasta. Czuję się, jakbym stąpała po cienkim lodzie, który lada chwila pęknie.

Tata nieruchomieje i rozluźnia uścisk. Przełyka głośno ślinę, a jego oczy rozszerzają się ze strachu.

– Może potrzebujesz zachęty, Emelio? – oznajmia Massimo lekko, jakby mówił o pogodzie.

O Boże… On tak na poważnie. Naprawdę jest gotów zabić mojego ojca. Tata sztywnieje ze strachu. Massimo odciąga kurek pistoletu, a ja widzę, że mój ojciec zaraz straci przytomność z przerażenia.

Klik-klak.

Ten dźwięk wypełnia pomieszczenie i podkreśla grozę sytuacji.

Wdziera się w moją duszę.

Wiem już, że nigdy go nie zapomnę.

To dźwięk, który przypomina mi o mrocznym świecie, w którym żyję i przed którym ojciec próbował mnie dotychczas chronić.

A teraz ten bezduszny świat patrzy na mnie oczami pięknego diabła.

Zimne spojrzenie Massima D’Agostina przekonuje mnie, że nie zawaha się pociągnąć za spust.

– Nie, proszę… nie rób mu krzywdy – jęczę błagalnie. – Proszę, nie zabijaj go.

– W takim razie podpisz ten cholerny dokument, _princesca_. Inaczej nie spodoba ci się to, co się stanie – odpowiada.

Jestem bezradna wobec jego groźby. Wszelkie protesty tracą sens. Mogę zrobić tylko jedno i nie ma to nic wspólnego z wyjściem stąd i udaniem się na samolot do Florencji.

Spoglądam na leżącą na stoliku do kawy umowę. Na tle ciemnego polerowanego drewna kremowy papier wydaje się jasny jak żarówka.

Ściskam długopis drżącą ręką i podpisuję się na pogrubionej linii obok swojego imienia i nazwiska.

Ogarnia mnie fala ulgi, gdy Massimo opuszcza broń, ale do oczu napływają mi łzy żałoby po moich pogrzebanych marzeniach i zniszczonym życiu.

– Zabierzcie ją do jej pokoju – rozkazuje Massimo, kiedy cała drżąca się prostuję.

Ktoś chwyta mnie za ramię. Nie wiem kto, przez łzy niczego nie widzę. Jestem odrętwiała. Wychodząc, nie potrafię nawet spojrzeć na tatę.

Nie mam pojęcia, w jakie kłopoty się wpakował. Wiem tylko, że moja droga do marzeń zmieniła się właśnie w coś, co bardziej wydaje się śmiercią.

Bo cóż dobrego może mnie tu czekać?

Zostałam sprzedana.

Wł. księżniczka .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: