Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Bezpieczna więź - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
19 listopada 2025
3604 pkt
punktów Virtualo

Bezpieczna więź - ebook

To nie jest książka o tym, jak być idealnym rodzicem.

To książka o tym, jak być wystarczająco dobrym – dla dziecka i dla siebie, by zbudować z nim bezpieczną i trwałą więź.

Wychowanie w bezpiecznej więzi to nie to samo co rodzicielstwo bliskości. To żaden nowy trend, tylko najstarsza znana nam mądrość – mądrość ciepłych relacji międzyludzkich.

W tej książce Eli Harwood – terapeutka znana jako @attachmentnerd – pomaga rodzicom odetchnąć z ulgą i udowadnia, że wychowanie w bezpiecznej więzi jest dla każdego.

Z pomocą tej książki:

– przerwiesz pokoleniowe schematy i traumy, żeby stworzyć bezpieczną więź z twoim dzieckiem,

– nauczysz się reagować na trudne emocje z empatią i bez wyrzutów sumienia,

– poznasz konkretne wskazówki, jak budować bliskość i stawiać granice z miłością,

– opanujesz język przywiązania, który pomoże Ci lepiej komunikować się z dzieckiem,

– nauczysz się regulować swoje emocje, by być dla dziecka bezpieczną przystanią,

– zbudujesz dom, w którym emocje są mile widziane, a nie tłumione.

Eli Harwood jest licencjonowaną terapeutką, autorką bestsellerów i cenioną edukatorką z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pomaganiu ludziom w przetwarzaniu traum relacyjnych i rozwijaniu bezpiecznych więzi ze swoimi dziećmi.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68536-44-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Jest mnóstwo dobrych książek i przewodników pomagających w świadomym, mądrym i skutecznym wychowaniu dzieci. Chociaż materiały te są wspaniałe i mogą bardzo pomagać w radzeniu sobie ze szczególnie trudnymi sytuacjami albo etapami rozwoju, klienci często przychodzą do mnie ze skargą, że techniki czy metody opisane w poradnikach „nie działają” i że musieli sięgnąć po inne sposoby, do których wcale nie chcą się uciekać: krzyk, zawstydzanie, kary.

Kiedy zaglądam do książek, które czytali, zwykle znajduję solidne rady dla rodziców. Ale opisane w nich metody działają świetnie _pod warunkiem_, że wcześniej zbudowaliśmy z dzieckiem bezpieczną więź. Badania naukowe o przywiązaniu pokazują jasno: jakość relacji między opiekunem i dzieckiem to najważniejszy składnik wspomagania w nauce, rozwoju i szczęśliwym życiu. Skrótowce ułatwiające utrwalenie i egzekwowanie reguł są pomocne, ale nic na dłuższą metę nie zdziałają, jeśli na poziomie emocjonalnym dzieci nie darzą nas zaufaniem.

Dlatego stworzenie z nimi bezpiecznej relacji to podstawa, jeśli chcemy im pomóc wieść życie dające głębokie spełnienie, poczucie sensu i dobre relacje. Kiedy nasze dzieci czują, że je dostrzegamy, słyszymy, wspieramy i jesteśmy gotowi ukoić ich emocje, praktyczne wskazówki dużo częściej okazują się skuteczne.

Więź z dzieckiem to naprawdę najistotniejszy składnik wspomagania dziecka w rozwijaniu zdolności regulacji, kompetencji społecznych i poczucia bezpieczeństwa. To dzięki nim wyrośnie ono na troskliwego, pewnego siebie, odpornego psychicznie dorosłego.

Bezpieczna więź przynosi korzyści także rodzicom, bo dzięki niej wychowywanie staje się o wiele przyjemniejsze. Zamiast nieustannie walczyć z dzieckiem o władzę, stajemy się dla niego sojusznikami i źródłem wsparcia w niesamowitej przygodzie zwanej życiem. Ta książka:

• Pomoże wam na różnych etapach rozwoju dziecka budować z nim relację.

• Skłoni do refleksji o stylach przywiązania, które rozwinęły się u was w dzieciństwie, i o tym, dlaczego reagujecie w określony sposób, gdy w relacji z dziećmi pojawiają się silne emocje.

• Pokaże, jak zmierzyć się z traumami z przeszłości, związanymi z przywiązaniem albo z lękami, by nie ograniczały one waszej zdolności budowania z dzieckiem spokojnej, opartej na łączności, bezpiecznej relacji.

• Podpowie przykładowe zwroty i praktyczne narzędzia, z których możecie korzystać w określonych sytuacjach z dziećmi, by budować zaufanie i naprawiać relację po konflikcie.

• Pokaże, co zrobić z trudnymi, niewygodnymi tematami, z którymi mierzy się każdy rodzic.

• Zachęci was do (bezpiecznego) odpuszczania kontroli w miarę dorastania i uniezależniania się dzieci.

FAKT 1
Style przywiązania i wychowanie bazujące na więzi to nie nowość

W tym miejscu chciałabym skomentować pewne błędne przekonanie i zaznaczyć, że wychowanie bazujące na więzi to nie jest trend ani coś, co sama odkryłam czy wymyśliłam.

Bliska, oparta na więzi relacja między rodzicem i dzieckiem wynika z instynktu – zarówno naszego, jak i naszych dzieci – który ma chronić młode poprzez bliskość z nami, zwłaszcza w momentach, gdy są lub czują się zagrożone. Praktykują ją wszystkie rdzenne kultury od zarania dziejów. Jest nawet obecna w różnym stopniu jako instynkt u pozostałych ssaków. Chociaż korzystanie z teorii przywiązania jako wychowawczego kompasu może się wydawać nowe w zestawieniu z trendami rodzicielskimi ostatnich kilku stuleci, te „tradycyjne” rodzicielskie porady nie są tak stare, jak nasz instynkt skłaniający do budowania z dziećmi bezpiecznych więzi. Wzorce zachowań postrzegane często jako „tradycyjne” zaistniały całkiem niedawno w historii ludzkości w wyniku wojen, kolonizacji, katastrof ekonomicznych i naturalnych oraz wpływu ludzi, którzy nie mieli dogłębnej wiedzy na temat budowania więzi. (Na szczęście teraz ją mamy).

Na przykład w latach 30. XX wieku doktor John Watson, jeden z twórców behawioryzmu, udzielał rodzicom następującej porady w swojej książce _Behawioryzm_:

„Nigdy ich nie przytulajcie ani nie całujcie, nie pozwalajcie im siadać u siebie na kolanach. Jeśli musicie, całujcie je raz w czoło, kiedy mówią wam dobranoc. Rano podawajcie im rękę na powitanie”. Chyba najlepszą odpowiedzią na to będzie cytat z Homera J. Simpsona: „D’oh!” (i towarzyszące mu pacnięcie w czoło).

Porady o wychowaniu bez więzi, jak te doktora Watsona, szerzyły się na początku XX wieku i splatały z nieprzepracowanymi traumami, z jakimi wiele osób w tamtym czasie musiało się mierzyć.

Wskazówki wychowawcze mające źródło w behawioryzmie przenikały do świadomości społecznej w latach 50. i 60. XX wieku. Równocześnie jednak badacze, tacy jak Harry Harlow i John Bowlby, zaczęli podważać ich słuszność, prowadząc ważne badania na temat relacji między dziećmi i rodzicami oraz długofalowego wpływu różnych form przywiązania w tych relacjach.

Gdy będziecie czytać tę książkę, niektóre z tych pojęć mogą wam się wydać nowe, pamiętajcie jednak, że wzorce bezpiecznego przywiązania mają równie długą tradycję jak instynkty przetrwania i przystosowania. Wiedza o modelach przywiązania została potwierdzona licznymi, złożonymi badaniami, które prowadzono stale od lat 50. XX wieku i powtarzano wiele, wiele razy w różnych kulturach.

Nie dołączacie tutaj do jakiegoś nowego trendu, ale czerpiecie z najstarszej znanej mądrości – mądrości bliskich relacji międzyludzkich. Badania dotyczące przywiązania prowadzone są od siedmiu dekad, ale upowszechnienie wiedzy na ten temat w kulturze i społeczeństwie nastąpiło znacznie później.

Kiedy w 2007 roku zainteresowałam się tematem przywiązania, dostępne materiały były napisane wyłącznie z myślą o kujonach z dyplomem, takich jak ja. Dużo trudnych słów, mnóstwo danych naukowych, niewiele wskazówek co do tego, jak uleczyć rany z przeszłości albo zmienić wzorce przywiązania. Ja zachwycałam się tymi trudnymi słowami, bo dzięki nim czułam, że mogę ufać tym badaniom. Ale też źle mi było z faktem, że te niesamowite prawdy o relacji między rodzicami i dziećmi są niedostępne i niezrozumiałe dla ludzi spoza środowisk badawczych i klinicznych.

Potrzebujemy danych naukowych, by mieć pewność, że nie dołączamy na oślep do jakiegoś internetowego trendu wychowawczego, jednak informacje te powinny mieć przystępną, łatwą do wykorzystania w praktyce formę, byśmy naprawdę mogli zmienić swoje życie na lepsze! Na kolejnych stronach fantastyczna naukowa prawda, jaką odkrywali dla nas wyjątkowi mądrale przez ponad siedemdziesiąt lat, zmieni się w łatwe do zrozumienia słowa i pojęcia, żebyście mogli wykorzystać je w praktyce w swojej rodzicielskiej przygodzie.

Wiem jednak, że niektórzy z was są do mnie podobni i _chcą_ zagłębić się w wiedzę naukową o przywiązaniu. Dlatego mam też coś dla kujonów, których zapraszam do sekcji Kącik Nerda.Jeśli nauka i badania wywołują u was serię ziewnięć i nieodpartą chęć bazgrolenia w zeszycie, pomińcie Kąciki Nerda i przeczytajcie po prostu historyjki, przykłady i wskazówki.

Ta książka ma wam pomóc wspierać dziecko w optymalnym procesie rozwoju, stworzyć z nim głęboką, bezpieczną więź, a także pokazać wam, jak z wykorzystaniem owej więzi można je (a także siebie) przeprowadzić przez te trudne próby, jakie przechodzimy my wszyscy i nasze latorośle.

FAKT 2
Wychowanie w bezpiecznej więzi to nie to samo co rodzicielstwo bliskości

Termin „rodzicielstwo bliskości” ukuł doktor William Sears, pediatra, który stworzył filozofię wychowawczą luźno opartą na wiedzy o przywiązaniu¹, jednak niektóre opisane przez niego korelacje nie mają potwierdzenia w badaniach. W swoich pracach, bardzo popularnych na początku XXI wieku, Sears opowiadał się za określonymi strategiami opieki nad niemowlętami: karmieniem piersią, współspaniem, noszeniem w chuście. Żadne z jego zaleceń nie jest samo w sobie szkodliwe dla dynamiki przywiązania, nie są one też jednak kluczami do bezpiecznej więzi. Najważniejsze jest bowiem bycie w emocjonalnym kontakcie i koregulacja. Nie przejmujcie się, jeśli teraz brzmi to abstrakcyjnie; zanim skończycie tę książkę, będziecie dokładnie wiedzieć, czego potrzeba, by stworzyć bezpieczną więź z dzieckiem.

SŁOWNICZEK NERDA OD PRZYWIĄZANIA

Aby pomóc nam wszystkim zrozumieć, co mówi nauka o wychowaniu dzieci w bezpiecznej więzi i jak to zastosować w życiu, zamieszczam kilka terminów dla kujonów pochodzących ze świata akademickiego, których nie jestem w stanie „odnerdowić”. Jeśli gdzieś w książce natraficie na słowo, którego nie rozumiecie, wróćcie tutaj i zajrzyjcie do słowniczka.

DOSTROJENIE

Umiejętność konieczna do nawiązania kontaktu emocjonalnego, polegająca na tym, że człowiek jest w stanie trafnie wychwycić sygnały emocjonalne innej osoby i przyjąć je w stopniu wystarczającym, by skutecznie zakomunikować empatię.

KOREGULACJA

Proces, dzięki któremu rodzic pomaga dziecku wrócić do spokoju. Termin może też oznaczać proces regulacji emocjonalnej między dwojgiem dorosłych – parą zakochanych albo terapeutą i klientem. Jedna osoba, ta spokojna (spokojniejsza), pomaga tej mniej spokojnej poczuć się dostrzeżoną, wysłuchaną, otoczoną troską i dzięki temu się wyregulować.

ROZREGULOWANY

Niespokojny. Osoba, która krzyczy, rzuca przedmiotami, biega po pokoju i wyzywa wszystkich naokoło, jest rozregulowana. Tak samo jak ktoś, kto ma właśnie atak paniki. Albo ktoś, kto emocjonalnie się wymeldował, jest odcięty, albo wszedł w stan dysocjacji. Ciało niezdolne do równoczesnego spokoju i obecności jest rozregulowane.

NIEDOSTROJENIE

Chwila, w której ktoś błędnie odczytuje (nadinterpretuje) stan emocjonalny drugiej osoby lub wcale go nie odbiera (albo go nie zauważając, albo świadomie lekceważąc).

WYREGULOWANY

Spokojny. Wyregulowany układ nerwowy to taki, w którym mózg nie zalewa ciała nadmiarem emocji, ale też nie jest nadmiernie odcięty od bodźców – wyłączony. To trochę jak z silnikiem samochodu – wyregulowany silnik nie przegrzewa się ani nie dławi. Wyregulowane dziecko czy dorosły sprawnie przetwarza bodźce, nie wybucha emocjami ani się od nich nie odcina.

Uff. Udało się. Przeczytaliście kujońskie słówka. Czujecie się teraz łebscy? Mam nadzieję! Chcę, żebyśmy _wszyscy_ dzielili się tymi słowami z teorii przywiązania i sięgali po nie w osobistym języku rodzicielskim i myśleniu o rodzicielstwie. Słowa te mają swoje źródło w nauce, mam jednak nadzieję, że teraz będą należeć do wszystkich!

WIEK, ETAPY, RÓŻNORODNOŚĆ

Czy wiecie, że w chwili, gdy piszę tę książkę, na planecie Ziemi jest około 8 071 780 714 ludzi?

To całe mnóstwo wyjątkowych historii, okoliczności rodzinnych, tożsamości i sytuacji życiowych. Każde z was ma inną dynamikę, perspektywę i inne potrzeby.

Oto kilka myśli, które pomogą wam rozważyć, jak najlepiej wykorzystać tę książkę w _waszej konkretnej rodzicielskiej sytuacji._

RODZICE MALUCHÓW

Jeśli zaczynacie czytać tę książkę, zanim urodzą się wasze dzieci albo kiedy są jeszcze malutkie, to _robicie coś supermądrego!_ Wspaniałym darem dla was i dla nich jest rozpoczęcie pracy nad wzorcami przywiązania już teraz. W tym przewodniku znajdziecie opisy problemów, których jeszcze nie napotkaliście na swojej rodzicielskiej drodze – ale nie pomijajcie ich. Pomogą wam one wytworzyć sposób myślenia i świadomość, dzięki której pozostaniecie czujni i nie dacie się tak łatwo zaskoczyć, kiedy nadejdzie to, co trudne.

RODZICE TROCHĘ STARSZYCH DZIECIAKÓW

Jeśli zaczynacie tę książkę, gdy wasze dzieci wielkimi krokami zbliżają się do dorosłości – kończą podstawówkę albo są młodszymi bądź starszymi nastolatkami – to _jestem z was strasznie dumna!_ Może kontynuujecie pracę konieczną do podtrzymania bezpiecznej więzi, a może dopiero się o niej dowiadujecie; tak czy owak, dzieci potrzebują widzieć w nas wzorzec bezpiecznego przywiązania na każdym etapie życia.

RODZICE DOROSŁYCH DZIECI

_Jesteście nieoszlifowanymi diamentami!!!_ Fakt, że sięgacie po taką książkę po tym, jak wasze dzieci wyfrunęły z gniazda, oznacza, że jesteście ludźmi o wielkim sercu i wielkiej etyce. Być może czytacie po to, by zrozumieć spojrzenie dorosłego dziecka na jego dzieciństwo, może chcecie wiedzieć, co mogliście zrobić inaczej, a może pomagacie w wychowaniu wnuków i chcecie dać im to, czego nie zdołaliście dać dzieciom. Dobra robota – pokazujecie rodzinie, że nigdy nie jest za późno, żeby się rozwijać i zmieniać, a to niemało.

RODZICE DZIECI NEUROODMIENNYCH

Jeśli macie dziecko z autyzmem, ADHD, wysoce wrażliwe, z zaburzeniami funkcji poznawczych czy zespołem Downa, to macie dziecko neuroodmienne (stosuje się także termin „neuroatypowe”). Oznacza to, że mózg dziecka i proces jego rozwoju nie będzie pod wieloma względami pasował do krzywej rozwoju typowego dziecka. Czytając kolejne strony, zauważycie zalecenia czy pomysły niemające zastosowania do waszej pociechy. Możecie je sobie odpuścić! Znacie swoje dziecko najlepiej na całym świecie, a na pewno znacie je lepiej niż ja!

RODZICE DZIECI, KTÓRE MIERZĄ SIĘ Z PRZEŚLADOWANIEM ZE WZGLĘDU NA TOŻSAMOŚĆ

Jako heteroseksualna, cispłciowa biała kobieta mieszkająca w Ameryce i mająca środki, by zadbać o siebie i rodzinę, chcę zaznaczyć, że książkę tę pisałam ze swojej perspektywy. Bardzo się starałam uwzględnić przy pracy najróżniejsze sytuacje rodziców, na pewno pojawią się jednak pewne luki, niektórych tematów może wam brakować. Rozumiem, że pewne ważne sytuacje, z którymi mierzycie się w świecie, nie są moim udziałem. Wasza rzeczywistość zasługuje na dostrzeżenie. Mam nadzieję, że jak największa liczba z was zagłębi się w teorię przywiązania i że dialog na jej temat wzbogaci się o wasze wyjątkowe głosy i punkty widzenia – to pozwoli trafnie uchwycić zniuansowany obraz ludzkości w tak istotnej i szerokiej kwestii.

RODZICE DZIECI, KTÓRE DOŚWIADCZYŁY TRAUMY PRZEZ DUŻE „T”

Jeśli wy i wasze dzieci musieliście przeżyć traumatyczne wydarzenia, takie jak: przemoc w rodzinie, wojna, zabranie dziecka spod opieki rodziców biologicznych, opieka tymczasowa, adopcja, ubóstwo czy traumatyczna strata (np. śmierć rodzica czy dziecka), to nie tylko staracie się dać dzieciom bezpieczną więź, ale też pomóc im (i sobie samym) uleczyć rany po naprawdę trudnych życiowych doświadczeniach. Wasze wychowanie to wychowanie terapeutyczne. Wasze dzieci będą mieć trudności w sferach, w których dzieci – niemające za sobą tego rodzaju traumy – trudności nie mają. To jest w porządku. Nie ponosicie porażki, po prostu wasze zmagania są o _wiele_ cięższe niż to, na co zasługuje jakakolwiek rodzina. Bądźcie dla siebie i dzieci tak życzliwi i współczujący, jak tylko możecie, a uleczenie przyjdzie dzięki waszym konsekwentnym staraniom o kontakt emocjonalny, dostrojenie i dawanie wsparcia. Możecie po prostu potrzebować czasu. Wychodzenie z dużej traumy wymaga wiele czasu i ogromnej cierpliwości.

JAK CZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ

Nie da się źle czytać tej książki. Można ją czytać na łóżku pod kołdrą albo na rowerku treningowym. Można ją czytać w kawałkach albo od razu od deski do deski. Ale niezależnie od tego, gdzie i w jakim tempie ją czytacie, chcę zasugerować kilka wskazówek zapewniających bezpieczeństwo emocjonalne, by chronić wasze serca i relacje.

Następujących stron i słów nie napisałam po to, byście je wykorzystywali jako broń. Ani przeciw innym, ani też na pewno przeciw sobie samym. Być może natraficie na informacje, które uwypuklą pozabezpieczne wzorce przywiązania, których doświadczyliście w dzieciństwie, albo takie, które nieświadomie przekazywaliście swoim dzieciom. To wzbudzi w was bolesne uczucia. Niezależnie od emocji, jakie się pojawią – gniew, wstyd, ból, strach itd. – chcę, żebyście potraktowali je jako okazję do przećwiczenia sięgania po pokrzepienie i wsparcie ze strony ludzi, którzy was kochają, a nie jako okazję do karania albo obwiniania siebie czy kogokolwiek innego. Rodzice robią, co mogą, z tym, co mają, nie wszyscy mamy taki sam dostęp do bezpiecznych relacji czy leczniczych informacji na tym samym etapie rodzicielskiej przygody.

Kolejne strony to zaproszenie do działania. Najwspanialszym darem, jaki możemy dać naszym dzieciom, jest _nasz własny rozwój_. Kiedy zobaczycie w tej książce coś, co odbierzecie jako wyzwanie, by stać się lepszymi, podejmijcie je! Niech to zachęci was do działania, zabierzcie słowa z książki do swojej codzienności. Być może pierwsze próby zmiany będą się wam wydawać niezręczne albo dziwne, wiedzcie jednak, że wasze usilne starania o wyjście z pozabezpiecznego wzorca przywiązania są czymś pięknym, nawet jeśli z początku czujecie się z tym nieswojo.

Kolejne strony to zaproszenie do przetwarzania treści wraz z innymi. Jeśli mierząc się z międzypokoleniowymi trudnościami, nie będziecie mieć wsparcia, będzie to o wiele bardziej bolesne i uciążliwe. Nie zostaliśmy stworzeni do przeżywania żałoby, przetwarzania bólu i wychowywania dzieci w izolacji. Potrzebujemy innych ludzi, którzy pomogą nam pomóc samym sobie. Poszukajcie terapeuty (albo, jak uroczo mówi moja mama o swojej terapeutce, „przyjaciela do wynajęcia”). Albo znajdźcie grupę przyjaciół równie oddanych temu stylowi wychowania jak wy, albo załóżcie grupę wsparcia/czytelniczą, która wspólnie pochyli się nad tym tekstem.ROZDZIAŁ PIERWSZY
NAJWAŻNIEJSZA LEKCJA

Kilka nocy temu leżałam w łóżku z moimi córeczkami-bliźniaczkami i próbowałam je uśpić, kiedy jedna z nich zaszczebiotała:

– Mamo, jak robotnicy budują dom?

Było to dla mnie zarazem rozbrajające i irytujące. Rozbrajające, bo bliskość ciekawego świata dziecka to coś cudownego, a irytujące, bo moment na dogłębną dyskusję o procesie budowy domu nie był dla mnie idealny.

Ale od obcych ludzi w sklepach nasłuchałam się zwłaszcza jednej nieproszonej rady: „Ciesz się tymi słodkimi chwilami, kiedy dzieci są małe, bo to za szybko mija”. Więc zrobiłam, co mogłam, żeby zaspokoić jej ciekawość, podając podstawowe informacje: „Najpierw robotnicy wylewają fundamenty, żeby dom był stabilny. Potem stawiają belki, które będą go podtrzymywać. Potem powstają ściany, dach i podłoga. A po wszystkim dodaje się całą resztę potrzebną w domu”.

Gdy odpowiedziałam na jej pytanie, uświadomiłam sobie, że jest to idealna metafora wychowania w ujęciu teorii przywiązania. Jeśli dzieci są domami, to nasza więź z nimi stanowi fundament. Im pewniejszy fundament, tym solidniejszy będzie dom i łatwiejsza reszta prac.

JESTEŚ PRZY MNIE BEZPIECZNY

Spośród wszystkich lekcji, jakie przekazujemy dzieciom (a szacuje się, że jest ich około 78 miliardów), jest jedna ważniejsza i wywierająca większy wpływ niż wszystkie pozostałe razem wzięte. To lekcja o tym, jaka łączy nas z nimi więź. Oby komunikat był jasny i pełen empatii: „Jesteś przy mnie bezpieczny/bezpieczna”.

Od dnia, w którym dzieci trafiają w nasze ramiona, uczą się tego, czy mogą na nas polegać, czy będziemy dla nich źródłem kontaktu i wsparcia. Czy zauważamy i reagujemy, kiedy przeżywają ból fizyczny lub emocjonalny? Czy okazujemy radość na ich widok? Czy świętujemy z nimi chwile dumy i osiągnięć, czy pokrzepiamy je w chwilach potknięć i wstydu? Czy do ich trudnych wyborów podchodzimy ze współczuciem i zrozumieniem, czy jesteśmy dla nich przewodnikami?

A przede wszystkim, czy kiedy wpadają w nasze ramiona w chwili, gdy są rozedrgane i wzburzone, dajemy im poczucie ukojenia, uspokojenia, bezpieczeństwa? (To złoty standard bezpiecznego stylu przywiązania). A może przez nasze pozabezpieczne wzorce przywiązania dzieci czują się lekceważone, przytłoczone lub wystraszone w chwilach, gdy są najbardziej wrażliwe

Człowiek to istota, dla której relacja jest niezbędna, dlatego zdolność opiekuna do _nawiązania z nami kontaktu i udzielenia pomocy w wyregulowaniu emocji_ to naprawdę podstawa naszego rozwoju². Właśnie o to chodzi w teorii przywiązania. Kiedy jesteśmy w stanie pielęgnować pozytywną łączność z dziećmi, one są w stanie optymalnie rozwinąć silne poczucie tożsamości, więzi z innymi oraz odporność psychiczną w obliczu życiowych trudności. Badacz stylów przywiązania z uniwersytetu w Minnesocie, doktor Alan Sroufe, ujął to w ten sposób: „Elastyczny, gładko regulowany system opiekun-dziecko to podstawa pewności siebie, dobrej regulacji i odporności psychicznej dziecka”³.

Każda lekcja, jakiej udzielimy dziecku, udzielana jest _w kontekście lekcji o przywiązaniu_. Ludzie uczą się o relacjach, zanim zaczną się uczyć o czymkolwiek innym, i to nasza więź z rodzicami najgłębiej wpływa na zdolność uczenia się innych rzeczy.

Dzieci, którym dane jest doświadczać bezpiecznej więzi, mają o wiele stabilniejsze i bezpieczniejsze ścieżki życiowe⁴. Chociaż da się przekształcić wzorzec pozabezpieczny w bezpieczny na późniejszym etapie życia („dzięki Bożu”, jak mówi moja trzylatka), będzie to wymagało starań o uleczenie ran, a to kosztuje czas, energię, a czasami też pieniądze. Nadzieja jednak w tym, że będziemy w stanie podjąć możliwie najwięcej starań, by już teraz nasze wzorce przywiązania stały się zdrowe i byśmy mogli dać dzieciom bezpieczne doświadczenia z nami – dzięki temu one same nie będą musiały wkładać aż tyle pracy w leczenie własnych zranień.

Brody i bazy

Kiedy moje dzieci były niemowlakami, wszystkie miały jednoznaczne opinie na temat wąsów i bród. Najstarszy syn uważał je za urocze. Nawet preferował ludzi z nieprzyzwoicie rozległym zarostem. Brody bardzo go bawiły, szarpał je i chichotał, jakby brodacz przywdział zarost tylko po to, by go zabawić. Jeśli ktoś miał wąsy, mój synek pozwalał się przytulać niezależnie od tego, jak długo go znał.

Za to moje bliźniaczki to całkiem inna historia. Podejrzliwie odnosiły się do wszelkich zarośniętych osobników. Były przekonane, że wąsy lub broda to jednoznaczny przejaw niecnych zamiarów i biegły do mnie za każdym razem, gdy człowiek z włosami na twarzy choćby zerknął w ich kierunku.

Zarost je denerwował, a instynkt przywiązania kazał im biec do mnie po wsparcie. Po kilku minutach tulenia i czerpania spokoju z mojego układu nerwowego ich ciała także się uspokajały – dziewczynki wiedziały, że są bezpieczne w moich ramionach.

Wąsofobia była szczególnie trudna dla mojego brata, bo miał imponujący zarost, kiedy córeczki były małe. Podczas rodzinnych spotkań mieliśmy pełne ręce roboty. Na zmianę zerkały na brodatego wujka-potwora, biegły na moje kolana i w końcu, zwykle po wielu godzinach, brat zdobywał ich serca wygłupami i przekonywał, że jest fajnym wujkiem, a nie jaskiniowcem-porywaczem.

Bieg moich córeczek między wąsami a moimi ramionami to taniec bezpiecznej więzi: wszyscy ludzie doświadczają tego na początku życia – przemieszczają się między ramionami opiekuna a nowym, ekscytującym, czasami strasznym światem poza tymi ramionami.

Zarost aktywował u córek system przywiązania, sygnalizując niebezpieczeństwo („Ta osoba jest w przebraniu, więc ma złe zamiary!”), potem wywoływał niepokój w układzie nerwowym („Ucieeeekaaaj!”), a potem kierował je w moje ramiona („Znajdź bezpieczną przystań!”).

Później, kiedy dziewczynki już były w moich ramionach, chłonęły moje uspokajające, dostrojone reakcje („Mama nie wydaje się wystraszona!”), po czym ich uwaga przenosiła się ze źródła niepokoju („Brody wyglądają strasznie!”) na ciekawość („Ten brodaty gościu jest całkiem śmieszny”).

Chociaż oczywiście chciałam, żeby moje dzieci w końcu się nauczyły, że zarost niekoniecznie oznacza niebezpieczeństwo, wiedziałam, że w tamtych chwilach chłoną bardziej podstawową lekcję: o tym, _że jestem źródłem bezpieczeństwa i wsparcia emocjonalnego w chwilach rozedrgania i niepokoju._

Innymi słowy, że mogę je skutecznie ochronić i ukoić, kiedy ich układ nerwowy zalewa strach. Byłam też w stanie pojąć, co się dzieje w ich ciałach, i pomóc je wyregulować. Zrozumieć, że ich świat wewnętrzny jest prawdziwy i że jestem dla nich stałym źródłem spokoju i współczucia.

Że mogą być do mnie bezpiecznie przywiązane.

CZYM DOKŁADNIE JEST PRZYWIĄZANIE?

Czy w dzieciństwie bawiliście się w berka? To była jedna z moich ulubionych zabaw.

Pamiętacie wersję tej gry, w której trzeba pobiec do bazy? Tę _ekscytację, gdy się z niej wybiegało,_ i _ulgę, gdy się wracało?_ Znacznie większa i bardziej złożona jest rola bazy, jaką odgrywamy w życiu naszych dzieci. W badaniach dotyczących stylów przywiązania mówi się o bazie na dwa różne sposoby. Po pierwsze, może to być bezpieczna przystań⁵, fizyczne i emocjonalne schronienie, do którego mogą przybiec nasze dzieci po bezpieczeństwo i odpoczynek. Może to być też bezpieczna baza⁶, czyli godne zaufania zaplecze, które daje dziecku pewność siebie, potrzebną, by ruszyć w świat, poza nasze ramiona.

Jeśli na plac zabaw wpadnie tygrys szablozębny, ludzkie dziecko ma większe szanse uniknąć jego kłów, jeżeli ma w pobliżu dorosłego, który pomoże mu uciec albo walczyć. Nawet lepiej, jeśli wspiera je cała rodzina czy wioska.

Relacje są kluczowe dla ludzkiego przetrwania.

Chociaż dziś już mało prawdopodobne jest, że spotkamy za domem tygrysa, fakt, że wyewoluowaliśmy do przywiązania, ma zastosowanie także do zagrożeń we współczesnym życiu⁷. Dane pokazują na przykład, że skuteczniej przezwyciężamy depresję, radzimy sobie z traumą, buntujemy się przeciw opresyjnemu systemowi czy radzimy sobie z rozstaniem, jeśli mamy wsparcie w innych ludziach.

Bliskie, wspierające relacje są niezwykle pomocne w każdej niepokojącej sytuacji, z jaką mierzymy się w życiu.

Badacze stylów przywiązania sądzą, że to właśnie system przywiązania pozwolił nam na rozwinięcie takich złożonych i dużych mózgów. Ludzie rodzą się bardzo bezbronni i zależni w porównaniu do innych zwierząt. Kiedy na świat przychodzi słoń czy żyrafa, młode zaczyna chodzić po kilku minutach od narodzin!⁸ Przyjmuje się, że dzięki potrzebie budowania więzi i związanemu z nią procesowi tworzenia relacji nasze mózgi mają więcej czasu na rozwój i być może właśnie dlatego ludzie mają o wiele bardziej złożony język i umiejętności przetwarzania niż inne ssaki.

Chociaż na wczesnym etapie życia potrzeba budowania więzi ma nam zapewnić bezpieczeństwo, to nie zanika, kiedy jesteśmy już w stanie „zadbać o siebie sami”. Zdrowy rozwój człowieka wiąże się z bliskimi relacjami przez całe życie, dlatego więź jest wzajemna – dziecko przywiązuje się do rodzica, a rodzic do dziecka. W dorosłym życiu tworzymy mnóstwo innych ważnych bliskich relacji, na przykład gdy nawiązujemy przyjaźnie czy się zakochujemy.

My, rodzice, dzięki systemowi przywiązania czerpiemy przyjemność i radość z obecności dzieci, pomimo faktu, że odbierają nam sen, wymiotują na nas, wysysają z nas oszczędności i rozlewają napoje po naszych ulubionych dywanach. Potrafimy przetrwać kołowrotek odpowiadania na ich potrzeby, bo mamy z nimi głęboką więź, jesteśmy tak zaprogramowani, by być blisko nich i chronić je przed krzywdą, kiedy one rozwijają zdolność dbania o siebie. Dzieci karmią nasze serca i ciała więzią, która ma głęboki sens i cel.

Fascynujący paradoks ujawniony przez badaczy przywiązania, dotyczący rozwoju człowieka, jest taki, że kiedy czujemy się bezpiecznie przywiązani do opiekunów we wczesnym dzieciństwie, to w późniejszym życiu stajemy się _bardziej_ niezależni⁹. Im bezpieczniejszej opieki i skuteczniejszej koregulacji doświadcza dziecko, tym większej nabiera pewności i wiary w siebie oraz w nas, a to pozwala mu skupić się na zdobywaniu umiejętności i poznawaniu świata!

Jaki styl przywiązania mieliśmy ze swoimi opiekunami?

Jeśli należycie do około 50% ludzi¹⁰, którzy byli bezpiecznie przywiązani do rodziców w dzieciństwie (ja nie należę), to proces wychowania dzieci w tym samym duchu będzie dla was naturalny, wręcz intuicyjny. W mojej grupie znajomych ze studiów tylko jedna osoba z pięciu dorastała w domu, w którym panował bezpieczny styl przywiązania. Na szczęście ona z nas jako pierwsza miała dzieci, więc mogliśmy ją obserwować, gdy instynktownie okazywała maluchom współczucie i potrafiła nimi pokierować bez reagowania pobudzeniem czy odcinania się od ich emocji – a takie wzorce wynieśli z domu pozostali z naszej paczki.

Niestety, połowa dorosłych wchodzi w rodzicielstwo bez korzyści, jakie daje doświadczenie w dzieciństwie bezpiecznego stylu przywiązania. Zaczynamy rodzicielstwo z pytaniem: „Co ja, u licha, mam tutaj robić?”.

Może mieliśmy rodziców, którzy nieswojo czuli się z emocjami i albo je lekceważyli i ich unikali („Nic ci nie jest, nie dramatyzuj”), albo reagowali silnym lękiem, co nas przytłaczało („O mój Boże! Jedziemy do szpitala?”). Rozwinął się zatem u nas pozabezpieczny, unikający wzorzec radzenia sobie z emocjami. Musieliśmy się nauczyć ignorować i trzymać w środku emocje, bo _nikt_ _wokół_ _nie_ _był_ _w_ _stanie_ _trafnie_ _ich_ _odczytać_ _i_ _skutecznie_ _nas_ _ukoić_.

Albo mieliśmy rodziców, którzy niekonsekwentnie okazywali nam ciepło i reagowali na nasze sygnały. _Czasami_ umieli nas wesprzeć, ale to nie wystarczało, by dać nam poczucie, że są dla nas bezpiecznym źródłem troski. Rozwinął się zatem u nas pozabezpieczny nerwowo-ambiwalentny styl przywiązania. Nauczyliśmy się wypatrywać u innych sygnałów odłączenia, przez co trudno jest nam _ufać i przyjmować krzepiące i kojące reakcje._

Jeszcze inni, dorastając, bali się swoich opiekunów. Innymi słowy, relacje między rodzicami i dziećmi były przesiąknięte przemocą fizyczną, emocjonalną albo seksualną. To potwornie dezorientujące doświadczenie przywiązania. W takiej rzeczywistości dziecko _zawsze_ musi się pilnować, nigdy nie jest pewne, komu może ufać i gdzie może bez obaw się rozluźnić. _Nie ma bezpiecznej bazy, w której można odetchnąć._ Opiekun albo opiekunowie byli źródłem lęku lub zagrożenia, a nie bezpieczeństwa i ukojenia. Rozwinął się u nas zatem styl zdezorganizowany.

Gdy wiemy, jakie wzorce przywiązania dały nam relacje z różnymi opiekunami w dzieciństwie, robimy wielki krok w kierunku stworzenia bezpiecznej więzi z dzieckiem. Dlaczego? Bo kiedy już uda nam się określić wzorce, jakie rozwinęły się u nas w pierwszych latach życia, możemy zacząć pracować nad tym, by zmienić je w bardziej bezpieczne sposoby budowania relacji z dziećmi.

OKIEM RODZICA

Dostrzeżenie wzorców to pierwszy krok do uleczenia

Korzystając z definicji stylów przywiązania, byłam w stanie określić różne typy przywiązania, jakie wykształciłam z różnymi opiekunami – rodzicami, dziadkami, ciociami. Definicje te były szczególnie ważne dla mnie jako rodzica z doświadczeniem traumy międzypokoleniowej. Bardzo pomocne było poznanie narzędzi, które umożliwiły przerwanie błędnego koła przekazywania tych wzorców kolejnym pokoleniom. Teraz czuję się lepiej przygotowana do tego, by wychować dziecko w bezpiecznej więzi, a zarazem łatwiej mi zrozumieć własną relację z rodzicami.

– ANGELA CALDWELL, rdzenna Amerykanka, biolożka, mama

Twoje doświadczenie przywiązania a reagowanie na odczuwane emocje

Gdy wiemy, jak rodzice reagowali na nasze stany emocjonalne, możemy ustalić, jakie wzorce przywiązania rozwinęły się u nas w rezultacie. Co robiliśmy, kiedy byliśmy smutni albo się baliśmy, wstydziliśmy lub coś nas przytłaczało – jak wtedy radziliśmy sobie z reakcjami rodziców?

STYL BEZPIECZNY

Jeśli stale doświadczaliśmy ciepła, otwartości i spokoju ze strony rodziców, to rozwinął się u nas bezpieczny styl przywiązania do nich. Nauczyliśmy się _sięgać po pomoc_ i _ją przyjmować_, kiedy byliśmy zdenerwowani, wystraszeni albo w inny sposób wzburzeni.

STYL UNIKAJĄCY

Jeśli mieliśmy zawsze chłodnych, lekceważących albo niespokojnych rodziców, rozwinął się u nas unikający styl przywiązania. Nauczyliśmy się _unikania_ albo _odwracania swojej uwagi_, kiedy byliśmy zdenerwowani, wystraszeni albo w inny sposób wzburzeni.

STYL NERWOWO-AMBIWALENTNY

Jeśli opiekunowie byli niestali i _czasami_ bywali ciepli i otwarci, ale też dosyć często bywali lękowi lub chłodni/lekceważący, rozwinął się u nas nerwowo-ambiwalentny styl przywiązania. Nauczyliśmy się _sięgać po pomoc_ i _ją odtrącać_, kiedy byliśmy zdenerwowani, wystraszeni albo w inny sposób wzburzeni.

STYL ZDEZORGANIZOWANY

Jeśli nasi opiekunowie byli bardzo niestabilni albo napawali nas lękiem, rozwinął się u nas zdezorganizowany styl przywiązania. Nauczyliśmy się _odcinać_ albo _wybuchać_, kiedy byliśmy zdenerwowani, wystraszeni albo w inny sposób wzburzeni.

Dobra wiadomość jest taka, że niezależnie od tego, jakiego stylu przywiązania doświadczyliśmy w dzieciństwie – bezpiecznego, unikającego, nerwowo-ambiwalentnego czy zdezorganizowanego – badania¹¹ potwierdzają, że możemy podjąć pracę, by nauczyć się być bezpieczną przystanią i bazą dla naszych dzieci. Badacze opisują taką sytuację jako wypracowany bezpieczny styl przywiązania – sami odkryjemy bowiem drogę do sposobów tworzenia bezpiecznej więzi!

Tu przejdę do tematu naszego pierwszego Kącika Nerda (strona 33): opowiem w nim o badaniu, które przemieniło sposób postrzegania ludzkiego rozwoju przez psychologów rozwojowych i psychoterapeutów. W stosowaniu tej metody badania wyszkolił mnie na Uniwersytecie w Minnesocie profesor emeritus Alan Sroufe. Było to niesamowite doświadczenie, które odmieniło moje spojrzenie na dzieci, wychowanie i więzi.

Wzorce przywiązania, jakich doświadczamy w dzieciństwie, to nie diagnoza, nie są to też cechy wyryte w nas jak w kamieniu, ale większość ludzi zabiera wzorce przywiązania z wczesnego dzieciństwa do relacji budowanych w wieku nastoletnim i w dorosłości¹², a potem bezwiednie przekazuje je także kolejnemu pokoleniu.

_Chyba że…_

Chyba że ktoś w systemie rodzinnym jest gotów na leczenie swoich zranień i zmianę wzorca. To właśnie dlatego tak się zakochałam w tych badaniach.

_Wzorce przywiązania można zmienić._

Możemy przejść od stylu pozabezpiecznego do bezpiecznego. Możemy dokonać zmiany w sobie i swojej relacji z dziećmi, co pozwoli nam wejść na drogę łączności i bezpieczeństwa. Super, co nie?

Niezależnie od tego, czy w dzieciństwie doświadczyliście bezpiecznego, unikającego, nerwowo-ambiwalentnego czy zdezorganizowanego stylu przywiązania, możecie się rozwijać, stać się bezpiecznym rodzicem i wychowywać w cudownym poczuciu bezpieczeństwa bobasy, przedszkolaki, a nawet nastolatki! Ta zmiana może nastąpić w naszym dzieciństwie albo w dorosłości. Może do niej dojść, kiedy dziecko wciąż jest w brzuchu mamy albo kiedy ma lat czternaście czy trzydzieści dziewięć. Nigdy nie jest za późno, by nauczyć się bezpiecznego wzorca przywiązania i dać dzieciom niesamowity dar bezpiecznej więzi z rodzicem.¹ William Sears, Martha Sears, _Księga rodzicielstwa bliskości_, tłum. M. Szewczyk, G. Chamielec, Warszawa 2022.

² Alan Sroufe, Dan Siegel, _The Verdict is In: The Case for Attachment Theory_, „Psychotherapy Networker” 35, nr 2 (marzec/kwiecień 2011), s. 34–39.

³ Alan Sroufe, _A Compelling Idea: How We Become the Persons We Are_, Brandon 2020.

⁴ Judith R. Schore, Allan N. Schore, _Modern Attachment Theory: The Central Role of Affect Regulation in Development and Treatment,_ „Clinical Social Work Journal” 36, nr 1 (marzec 2008), s. 9–20; Sandra Pipp, Robert J. Harmon, _Attachment as Regulation: A Commentary_, „Child Development” 58, nr 3 (czerwiec 1987), s. 648–652; Herbert M. Adler, _The Sociophysiology of Caring in the Doctor- Patient Relationship_, „Journal of General Internal Medicine” 17, nr 11 (listopad 2002), s. 883–890.

⁵ Nancy L. Collins, Brooke C. Feeney, _A Safe Haven: An Attachment Theory Perspective on Support Seeking and Caregiving in Intimate Relationships_, „Journal of Personality and Social Psychology” 78, nr 6 (2000), s. 1053–1073.

⁶ John Bowlby, _A Secure Base: Clinical Applications of Attachment Theory,_ London 1988.

⁷ Peggy A. Thoits, _Mechanisms Linking Social Ties and Support to Physical and Mental Health_, „Journal of Health and Social Behavior” 52, nr 2 (czerwiec 2011), s. 145–161; Priya J. Wickramaratne, Tenzin Yangchen, Lauren Lepow, Braja G. Patra, Benjamin Glicksburg, Ardesheer Talati, Prakash Adekkanattu, Euijung Ryu, Joanna M. Biernacka, Alexander Charney, J. John Mann, Jyotishman Pathak, Mark Olfson, Myrna M. Weissman, _Social Connectedness as a Determinant of Mental Health: A Scoping Review_, „PloS One” 17, nr 10 (październik 2022); _Social Support, Life Events, and Depression,_ red. Nan Lin, Alfred Dean, Walter M. Ensel, Cambridge 1986.

⁸ Sandra Markle, _Thirsty, Thirsty Elephants,_ Watertown 2017; David M. Pratt, Virginia H. Anderson, _Giraffe Cow-Calf Relationships and Social Development of the Calf in the Serengeti_, „Zeitschrift für Tierpsychologie” 51, nr 3 (1979), s. 233–251.

⁹ L. Alan Sroufe, _Attachment: The Dyadic Regulation of Emotion_, w: _Emotional Development: The Organization of Emotional Life in the Early Years,_ Cambridge 1996, s. 172–191.

¹⁰ Diana Benoit, Kevin C. H. Parker, _Stability and Transmission of Attachment across Three Generations_, „Child Development” 65, nr 5 (październik 1994), s. 1444–1456.

¹¹ Beatrice Beebe, Frank M. Lachmann, _The Origins of Attachment: Infant Research and Adult Treatment,_ London 2014.

¹² Michael Lewis, Candice Feiring, Saul Rosenthal, _Attachment over Time_, „Child Development” 71, nr 3 (czerwiec 2000), s. 707–720.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij