- nowość
- W empik go
Beztroska. Tom 2 - ebook
Beztroska. Tom 2 - ebook
Drugi tom porywającej trylogii romantasy, która podbija świat.
Paedyn, pogromczyni króla Ilyi, musi się ukrywać. Kai, lojalny Egzekutor, na zlecenie swojego brata, nowego władcy królestwa, wyrusza w pościg za zdrajczynią. Ma ją odszukać i sprowadzić przed oblicze monarchy, który pragnie zemsty. Ściganą i ścigającego czeka starcie nie tylko z siłami natury i czyhającymi na oboje niebezpieczeństwami, ale również – z własną słabością.
Walka między powinnością a pragnieniem, którą będą musieli stoczyć, okaże się walką na śmierć i życie…
Czuję się najszczęśliwsza na świecie, że ta seria wychodzi właśnie teraz, bo jest idealna dla czytelniczek takich jak ja. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej przywiązuję się do bohaterów i jestem pewna, że przez wiele lat o nich nie zapomnę. Paedyn i Kai stali się dla mnie kimś więcej niż postaciami z książki.
Zuzanna Garczyńska, @divergent.library
Jeśli myśleliście, że Bezsilna zafundowała Wam rollercoaster emocji, to poczekajcie na Beztroską. Zalecam przygotowanie zapasów melisy, bo skoki ciśnienia są gwarantowane! Ta historia romantasy zostanie w Waszych sercach na długo. Bardzo polecam – ja bawiłam się wspaniale.
Aleksandra Świderska, @pop.books
Czytajcie dobre książki. Takie, które przeniosą Was w inny świat, wypełnią pustkę i pozwolą przeżyć coś wyjątkowego. Tym właśnie jest dla mnie seria Bezsilna – brutalną, a zarazem genialną wizją fantastycznego świata z barwnymi, rozkochującymi nas w sobie bohaterami. Każdy element tej serii zagrał z moją literacką duszą. Czytajcie Beztroską
i rozkoszujcie się nią.
Natalia Zamecka, @zaczytanapanienka
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8387-361-9 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drodzy Czytelnicy,
Jestem zaszczycona, że czytacie moją książkę! Mam nadzieję, że spodoba Wam się historia i jej bohaterowie tak samo jak mnie! Paedyn i Kai nigdy nie przestaną mnie bawić swoim droczeniem się ze sobą i nieustannym zaprzeczaniem, że jest między nimi uczucie. Mam nadzieję, że ta książka podniesie Was na duchu i będzie miłą ucieczką od rzeczywistości. Na każdą stronę przelałam mnóstwo miłości i do końca swojego życia będę Wam wdzięczna za to, że poświęcacie swój czas, żeby przeczytać moje słowa. Nie mogę się doczekać, żeby pokazać Wam, w jakim kierunku zmierza ta seria – mówię Wam, dalej czeka Was jeszcze szybsza jazda bez trzymanki. Jestem wdzięczna, że mogę dla Was pisać, i mam nadzieję, że będę mogła to robić jeszcze przez wiele lat! Miłego czytania i dziękuję, że wybraliście się ze mną w tę podróż.
PROLOG. KAI
Korytarze były upiornie puste o tej porze.
Tak jak każdego roku.
Szedłem niespiesznie, ciesząc się chwilą spokoju. Choć skradziony spokój był wart niewiele więcej niż stłumiony chaos, który zazwyczaj nosiłem w sercu.
Umyślnie wyrzuciłem tę myśl z głowy i skręciłem w ciemny korytarz. Moje kroki wygłuszał miękki szmaragdowy dywan. Pałac pogrążony we śnie był pokrzepiający, samotność to rzadkość pośród członków rodziny królewskiej.
Książę.
Chciało mi się śmiać z tego tytułu. Często zapominałem, kim byłem, zanim stałem się tym. Najpierw był książę, potem Egzekutor. Najpierw był chłopak, potem potwór.
Ale dzisiaj byłem nikim. Dzisiaj spędzałem czas z kimś, kogo już tu nie było.
Delikatne światło wylewało się spod drzwi kuchni. Na jego widok lekko się uśmiechnąłem.
Jak co rok. Była tu każdego roku.
Lekko popchnąłem drzwi i wstąpiłem w plamę światła rzucaną przez drgające światło świec. W powietrzu wisiał słodki zapach ciasta i cynamonu, otulający mnie ciepłem i wspomnieniami.
– Za każdym razem, gdy cię widzę, wstajesz wcześniej.
Odwzajemniłem uśmiech Gail. Jej fartuch był przyprószony przyprawami, a jej twarz pokryta mąką. Zająłem miejsce na blacie, na którym siadałem, odkąd stałem się na tyle duży, by go dosięgnąć. Odchyliłem się i oparłem na rękach. Dłonie od razu miałem lepkie od miodu.
Znajdowałem pocieszenie w normalności tej sytuacji.
Spojrzałem na kobietę, która praktycznie mnie wychowała. Każdy jej siwy włos przypominał o latach, które poświęciła na znoszenie wybryków książąt. Leniwie wzruszyłem ramieniem.
– Każdego roku mniej sypiam.
Oparła ręce na biodrach i wiedziałem, że walczy z chęcią, żeby mnie zbesztać.
– Martwię się o ciebie, Kai.
– Nic nowego – odparłem wprost.
– Mówię poważnie. – Pogroziła mi palcem, po czym objęła gestem całego mnie. – Jesteś za młody, żeby dźwigać ten ciężar. Mam wrażenie, jakbyście jeszcze wczoraj biegali po mojej kuchni jako dzieci, ty i Kitt…
Wypowiedziała jego imię i urwała, przez co na mnie spadł ciężar podtrzymania umierającej rozmowy.
– Właściwie to właśnie wracam z gabinetu ojca… – Zawiesiłem głos i wypuściłem nosem powietrze. – Z gabinetu Kitta.
Gail pokiwała powoli głową.
– Nie wyszedł stamtąd od swojej koronacji, prawda?
– Nie, nie wyszedł. Za to ja byłem tam tylko na moment. – Przeczesałem palcami zmierzwione włosy. – Właśnie wyznaczył mi moją pierwszą misję.
Milczała przez dłuższą chwilę.
– Chodzi o nią, prawda?
Potaknąłem.
– Zgadza się.
– I masz zamiar…?
– Wypełnić misję? Słuchać rozkazów? Przywlec tu z powrotem Paedyn? – zakończyłem za nią. – Oczywiście. To mój obowiązek.
Znów zapanowała cisza.
– A Kitt pamięta, jaki dzisiaj jest dzień?
Uniosłem wzrok i pokiwałem powoli głową.
– To nie należy do jego obowiązków.
– Jasne. – Westchnęła. – Cóż, w tym roku i tak upiekłam tylko jedną. Domyśliłam się, że do ciebie nie dołączy.
– Nie bądźmy wobec niego zbyt krytyczni.
– W końcu pierwszy raz zdarzyło mu się zapomnieć – dodała i skinęła głową.
Odsunęła się na bok, odsłaniając leżącą obok piekarnika błyszczącą słodką bułeczkę. Zeskoczyłem z blatu i podszedłem do Gail z uśmiechem. Podała mi talerz z wypiekiem, dopiero gdy ucałowałem ją w policzek.
– A teraz uciekaj. – Wygoniła mnie. – Spędź z nią trochę czasu.
– Dziękuję, Gail – powiedziałem cicho. – Za każdy rok.
– I za wszystkie przyszłe lata. – Puściła do mnie oczko, po czym popchnęła mnie do drzwi.
Zerknąłem na nią, na kobietę, która była dla mnie mamą, kiedy królowa nie mogła nią być. Zawsze nas przytulała i nie szczędziła nam uczuć, zasłużonych nagan i upragnionych pochwał.
Nie wiem, kim Kitt i ja bylibyśmy dzisiaj, gdyby nie ona.
– Kai?
Już wychodziłem, kiedy mnie zawołała.
– Wszyscy ją kochaliśmy – wyznała cicho.
– Wiem. – Potaknąłem. – Ona też to wiedziała.
Stopy poniosły mnie do zacienionego korytarza.
Słodka bułeczka leżąca na talerzyku w mojej dłoni bardzo mnie kusiła. Pachniała cynamonem, cukrem i prostszymi czasami. Jednak zmusiłem się do skupienia na znanej drodze do ogrodu, tej samej, którą podążałem z kuchni każdego roku.
Wkrótce stanąłem przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do ogrodów. Nie poświęciłem zbyt wiele uwagi Imperialistom, którzy ich pilnowali, i bezużytecznym pachołkom, którzy obok nich drzemali. Tych kilku przytomnych strażników udawało, że nie widzi wypieku, który niosłem ze sobą w ciemności.
Szedłem brukowaną ścieżką wzdłuż rzędów kolorowych kwiatów, których nie rozpoznawałem w mroku. Gdzieniegdzie stały posągi oplecione bluszczem. W niektórych z nich brakowało sporych kawałków kamienia, bo zbyt wiele razy się przewróciły. Oczywiście nie miało to nic wspólnego ze mną. Pośrodku ogrodu stała szemrząca fontanna, przywodząca mi na myśl duszne dni i młodzieńczą głupotę, przez którą wskakiwaliśmy do niej z Kittem.
Mnie jednak interesowało to, co znajdowało się za ogrodami.
Stanąłem na miękkiej trawie, która niegdyś była wyłożona dywanami na drugi bal podczas Turnieju. Nie pozwoliłem sobie wrócić pamięcią do tamtej nocy. Podążyłem za blaskiem księżyca, który wyciągał swoje blade palce do drzewa.
Wierzba wyglądała urzekająco, a jej liście cicho szeleściły na lekkiej bryzie. Powiodłem wzrokiem po opadających gałęziach. Po każdym korzeniu przebijającym ziemię. Po każdym jej calu, który był piękny i silny.
Odsunąłem zasłonę z gałązek i wszedłem pod drzewo, które odwiedzałem tak często, jak mogłem, a tego dnia zawsze zabierałem ze sobą bułeczkę. Przesunąłem palcami po szorstkiej korze pnia, śledząc znajome bruzdy.
Niedługo potem usiadłem pod wierzbą i oparłem ramię o podciągnięte kolano. Postawiłem talerz na wyjątkowo wielkim korzeniu i wyciągnąłem z kieszeni pudełko zapałek.
– W tym roku nie mogłem znaleźć świeczki. Wybacz. – Zapaliłem zapałkę i wbiłem wzrok w mały płomień tlący się na jej końcu. – To musi wystarczyć.
Wsadziłem ją w słodką bułeczkę i uśmiechnąłem się na ten żałosny widok. Przez chwilę patrzyłem, jak płonie, jak rzuca migoczący blask na potężne drzewo.
A później przeniosłem spojrzenie na puste miejsce obok mnie i przeciągnąłem dłonią po miękkiej trawie.
– Wszystkiego najlepszego, A.
Zdmuchnąłem prowizoryczną świeczkę i wszystko pogrążyło się w ciemności.ROZDZIAŁ 1. PAEDYN
Moja krew będzie użyteczna, tylko jeśli zostanie w moim ciele.
Mój umysł będzie użyteczny, tylko jeśli nie stracę głowy.
Moje serce będzie użyteczne, tylko jeżeli nie pęknie.
Cóż, wygląda na to, że stałam się kompletnie bezużyteczna.
Spojrzałam na deski pod nogami. Wodziłam wzrokiem po wytartym drewnie pokrywającym podłogę mojego domu z dzieciństwa. Na jej widok zalały mnie wspomnienia. Walczyłam z wracającymi do mnie wizjami moich małych stóp stojących na większych, które tańczyły do znajomej melodii. Potrząsnęłam głową, starając się je odgonić, mimo że desperacko pragnęłam zanurzyć się w przeszłości, biorąc pod uwagę, że w tym momencie moja teraźniejszość nie była przyjemna.
…szesnaście, siedemnaście, osiemnaście…
Uśmiechnęłam się, ignorując szczypiący ból.
Mam cię.
Szłam niezgrabnie i sztywno, a obolałe mięśnie naciągały się przy każdym kroku, który stawiałam na pozornie normalnej podłodze. Opadłam na kolana, zaciskając zęby z bólu i przeciągając brudnymi palcami po drewnie. Starałam się zignorować moje splamione krwią ręce.
Podłoga była tak samo uparta jak ja i nie ustępowała. Doceniłabym jej upór, gdyby to nie był tylko cholerny kawałek drewna.
Nie mam na to czasu. Muszę uciekać.
Z mojego gardła wydarł się sfrustrowany krzyk. Zamrugałam gniewnie, patrząc na podłogę, i rzuciłam:
– Mogłabym przysiąc, że jesteś tajną skrytką. Nie jesteś dziewiętnastą deską od drzwi?
Zgromiłam podłogę wzrokiem, zaśmiałam się histerycznie, spojrzałam na sufit i pokręciłam głową, nie wierząc w to, co się dzieje.
– Zaraza, doszło do tego, że gadam do podłogi – wymamrotałam pod nosem. Kolejny dowód na to, że postradałam zmysły.
Choć nie miałam nikogo innego, z kim mogłabym porozmawiać.
Minęły cztery dni, odkąd dowlekłam się do domu z dzieciństwa, nawiedzonego i na wpół martwego. A jednak rany na umyśle i ciele ani trochę się nie zagoiły.
Może i umknęłam spod miecza króla i z uścisku śmierci, ale i tak tamtego dnia coś we mnie umarło. Jego słowa cięły mocniej niż miecz. Król przeszył moją pierś prawdą, pastwił się nade mną, prowokował mnie, a potem z paskudnym uśmiechem na twarzy powiedział mi o przyczynie śmierci mojego taty.
„Nie chcesz się dowiedzieć, kto zabił twojego ojca, Paedyn?”
Przeszedł mnie dreszcz, gdy głos króla odbił się echem w mojej głowie.
„Ujmę to tak: nie spotkałaś Kaia po raz pierwszy, gdy uratowałaś go w tamtej uliczce…”
Jeśli zdrada to broń, to w dniu ostatniej Próby podarował mi ją, wbijając tępe ostrze w moje złamane serce. Wypuściłam drżący oddech, odpychając na bok myśli o chłopaku z szarymi oczami, przeszywającymi niczym miecz, który wbił w pierś mojemu tacie wiele lat temu.
Z trudem podniosłam się i nastąpiłam całym ciężarem na sąsiadujące deski, nasłuchując charakterystycznego skrzypnięcia i bezmyślnie obracając srebrną obrączkę na kciuku. Bolało mnie całe ciało, a kości wydawały się o wiele zbyt kruche. Rany, które otrzymałam podczas ostatniej Próby i walki z królem, zostały opatrzone w pośpiechu. Przez trzęsące mi się ręce i łzy przesłaniające mi świat szwy były niedbałe.
Kuśtykałam z Kopuły w stronę Zaułka Łupieżców. Dotarłam do białej chatki, którą ja nazywałam domem, a Rebelia kwaterą główną, ale powitała mnie pustka. Nie spotkałam żadnych znajomych twarzy w sekretnym pomieszczeniu pod moimi nogami. Zostałam sama, zbolała i zagubiona.
Było tu pusto, a ja w pojedynkę musiałam poskładać swoje pogruchotane ciało, podupadającą psychikę i pęknięte serce.
Drewno wreszcie zaskrzypiało. Uśmiechnęłam się.
Znowu opadłam na podłogę i podważyłam deskę. Moim oczom ukazała się zacieniona skrytka. Pokręciłam głową, mamrocząc:
– To była dziewiętnasta deska od okna, nie od drzwi, Pae…
Zanurzyłam dłoń w mroku i wyczułam palcami rączkę obcego sztyletu. Serce bolało mnie bardziej od ran na myśl o tym, że nie mogę zacisnąć dłoni na stalowej, pokrytej zawijasami rączce sztyletu taty.
Ale wybrałam zemstę ponad sentyment, kiedy rzuciłam ukochanym sztyletem w gardło króla.
Żałowałam jedynie, że znalazł go on i obiecał, że zwróci go dopiero wtedy, gdy wbije mi go w plecy.
Puste niebieskie oczy zamrugały do mnie z odbicia w błyszczącym ostrzu, które uniosłam do światła. Tak się wystraszyłam, że porzuciłam nienawistne myśli. Moja skóra cała była w skaleczeniach i szramach. Z trudem przełknęłam ślinę, kiedy zobaczyłam ranę ciągnącą się wzdłuż szyi, i przesunęłam palcami po poszarpanej skórze. Potrząsnęłam głową i wsunęłam sztylet do buta, skrywając wraz z nim moje przestraszone oblicze.
W skrytce dostrzegłam też łuk i kołczan pełen ostrych strzał. Uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie taty uczącego mnie, jak strzelać, i sękatego drzewa za domem, które służyło nam za cel.
Przełożyłam łuk oraz kołczan przez ramię i przejrzałam resztę broni schowanej pod podłogą. Wrzuciłam do plecaka kilka ostrych noży do rzucania, racje żywnościowe, manierki z wodą i pogniecioną koszulę, po czym z trudem wstałam.
Nigdy nie czułam się taka delikatna i doszczętnie zniszczona. Na samą myśl przepełnił mnie gniew, więc dobyłam nóż z paska przy talii. Korciło mnie, żeby posłać go w podniszczoną drewnianą ścianę przede mną. Przeszywający ból wystrzelił w górę mojej podniesionej ręki przez to, że rana nad sercem naciągnęła się od ruchu.
Przypomnienie. Przedstawienie tego, kim jestem, albo raczej tego, kim nie jestem.
0 jak Zwyczajne Zero.
Zacisnęłam zęby i rzuciłam nóż, który zanurzył się głęboko w drewnie. Blizna piekła, chełpiąc się tym, że zostanie na mojej skórze do końca życia…
„Zostawię ci pamiątkę na sercu, żebyś nigdy nie zapomniała, kto ci je złamał”.
Podeszłam do ostrza, żeby szarpnięciem wyciągnąć je ze ściany. Nagle podłoga zaskrzypiała pod moimi stopami i zwróciła moją uwagę. Mimo że dobrze wiedziałam, że godne pożałowania panele nie są niczym niespotykanym w domach w slumsach, to ciekawość wzięła nade mną górę i kazała mi się schylić i się im przyjrzeć.
Gdyby pod każdą skrzypiącą deską znajdowała się skrytka, nasza podłoga byłaby ich pełna…
Uniosłam drewno, a moje brwi wygięły się w zdziwieniu. Zaśmiałam się gorzko i sięgnęłam w mrok skrytki, o której istnieniu nie miałam pojęcia.
Byłam naiwna, myśląc, że Rebelia to jedyny sekret, który miał przede mną tata.
Moje palce natknęły się na wytartą skórę, która okazała się okładką wielkiej księgi wypchanej papierami, lada chwila mogącymi się z niej wysypać.
Przekartkowałam ją i rozpoznałam niedbałe lekarskie pismo.
To dziennik taty.
Wcisnęłam go do plecaka, chociaż przecież wiedziałam, że nie będę miała czasu, żeby go w spokoju poczytać. Już i tak byłam tu za długo. Zbyt wiele dni poświęciłam na zaleczenie ran, zamartwianie się, czy mnie namierzą, i znalezienie na nowo sił.
Naoczna, która widziała, jak morduję króla, z pewnością już pokazała obraz całemu królestwu. Musiałam uciec z Ilyi, a jeszcze straciłam przewagę, którą on tak łaskawie mi podarował.
Skierowałam się do drzwi, gotowa wyślizgnąć się na ulicę, gdzie będę mogła zniknąć w chaosie Zaułka. Stamtąd miałam zamiar spróbować przebyć Skwarną, żeby dotrzeć do Dor, gdzie Elitarni nie istnieli, a Zwyczajni żyli w spokoju.
Sięgnęłam do drzwi, żeby wyjść na cichą ulicę…
Zamarłam z wyciągniętą ręką.
Cisza.
Było prawie południe, co oznaczało, że główna ulica Zaułka Łupieżców i otaczające ją uliczki powinny być pełne przeklinających handlarzy i piszczących dzieci. Slumsy powinny tętnić życiem i kolorem.
Coś jest nie tak…
Drzwi zadrżały, gdy coś – a raczej ktoś – uderzyło w nie od zewnątrz. Odskoczyłam i obiegłam pokój wzrokiem. Rozważałam danie nura do podziemnego pomieszczenia, w którym odbywały się spotkania Rebeliantów, ale robiło mi się słabo na myśl, że otoczyliby mnie i odcięliby mi drogę ucieczki. Wtedy mój wzrok padł na kominek. Westchnęłam z irytacją pomimo mojego położenia.
Jakim cudem zawsze ląduję w kominku?
Drzwi otworzyły się z hukiem tuż po tym, jak wspięłam się w górę brudnego komina. Nogami zaparłam się o przeciwległą ścianę, a plecy mocno przycisnęłam do drugiej.
Zaharter.
Tylko Elitarny o nadzwyczajnej sile dałby radę tak prędko przebić się przez zabarykadowane i zaryglowane drzwi. Po dudnieniu butów wywnioskowałam, że do mojego domu weszło pięciu Imperialistów.
– Nie stójcie tak bezczynnie. Przeszukajcie dom i przekonajcie mnie, że czasem się do czegoś przydajecie.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz na dźwięk tego spokojnego głosu. Mimo że usłyszałam ostre polecenie, dla mojego ucha było pieszczotą. Zesztywniałam i zsunęłam się nieco w dół pokrytej sadzą ściany.
Jest tutaj.
Po chwili jakiś Imperialista odezwał się szorstkim głosem:
– Słyszeliście Egzekutora. Ruszać się.
Egzekutor.
Ugryzłam się w język, żeby powstrzymać ponury śmiech albo krzyk. Jedno z dwóch, nie byłam pewna. Krew mi zawrzała, bo ten tytuł przypomniał mi wszystko, co zrobił, wszystkie okropności, jakich się dopuścił w cieniu króla. Najpierw wypełniał rozkazy swojego ojca, a teraz brata – przez to, że tego pierwszego się pozbyłam.
Tyle że nie zamierzał mi za to dziękować. Nie, zamierzał mnie za to zabić.
„Może, gdy nie będziesz u mojego boku, odnajdę odwagę. Dam ci fory”.
Faktycznie, bardzo mi pomogły te fory.
Nie mogłam ryzykować, że ktoś usłyszy, jak wspinam się w górę komina, więc czekałam i nasłuchiwałam ciężkich kroków ludzi przetrząsających dom w poszukiwaniu mnie. Próbowałam utrzymać się u góry, ale moje nogi trzęsły się z wysiłku, a twarz krzywiła się przez rozdzierający ból w ranach.
– Sprawdźcie regał w gabinecie. Kryje sekretne przejście – rozkazał oschle Egzekutor. Brzmiał, jakby był znudzony.
Po raz kolejny zesztywniałam z przerażenia. Pewnie wyciągnął tę tajemnicę torturami z jakiegoś Rebelianta. Przyspieszył mi puls, gdy przypomniałam sobie walkę po ostatniej Próbie w Kopule, kiedy Zwyczajni, Zgubni i Imperialiści zwarli się w krwawej bitwie.
A ja nadal nie znałam wyniku tego bezlitosnego starcia.
Kiedy Imperialiści zeszli po schodach do piwnicy, ich kroki przycichły, a wraz z nimi odgłosy szperaniny.
Cisza.
A jednak wiedziałam, że on nadal jest w pokoju. Dzieliło nas kilka kroków. Niemal czułam jego obecność tak, jak niegdyś czułam ciepło jego ciała na swojej skórze, gorąco jego szarych oczu wędrujących po mnie.
Podłoga zaskrzypiała. Zbliżył się. Trzęsłam się z gniewu. Zalewała mnie żądza zemsty, płynęła w moich żyłach i domagała się spłacenia długu krwi. Dobrze, że nie widziałam jego twarzy, bo gdybym zobaczyła te jego durne dołeczki, nie umiałabym odmówić sobie próby wydrapania ich z jego policzków.
Zamiast tego uspokoiłam oddech, wiedząc, że jeśli skonfrontuję się z nim teraz, to przegram, bo moja furia nie wystarczy, żeby zwyciężyć. Ale kiedy wreszcie zmierzę się z Egzekutorem, mam zamiar wygrać.
– Pewnie wyobrażałaś sobie moją twarz, kiedy rzuciłaś tym ostrzem – mówił cicho, brzmiał teraz jak chłopak, którego znałam. Przypomniały mi się wszystkie nasze wspólne chwile, przez co moje serce zaczęło pędzić. – Mam rację, Paedyn? – Oto i on. Gniew wrócił do jego głosu, przekształcając Kaia z powrotem w dowódcę.
Serce próbowało wyrwać mi się z piersi.
Na pewno nie wie, że tu jestem. Skąd mógłby…?
Dźwięk ostrza wyrywanego z rozszczepionego drewna zdradził mi, że Kai wyciągnął mój nóż ze ściany. Usłyszałam cichy świst i niemal widziałam oczami wyobraźni, jak bezwiednie podrzuca broń w dłoni.
– Powiedz mi, skarbie: często o mnie myślisz? – Jego głos był szeptem, jakby mówił mi prosto do ucha. Zadrżałam, bo doskonale znałam to uczucie.
Skoro wie, że tu jestem, to dlaczego jeszcze nie…
– Czy nawiedzam cię we śnie? Nie daję spokoju twoim myślom, tak jak ty moim?
Zabrakło mi tchu.
Wcale nie wie, że tu jestem, a przynajmniej nie jest pewny.
Jego wyznanie wszystko mi powiedziało.
Byłam Zwyczajną, która została wyuczona przez tatę, żeby doskonale udawać Medium. Tata nauczył mnie wyczytywać wszystko z ludzi, zbierać informacje i dokonywać obserwacji w zaledwie kilka sekund.
A miałam więcej niż kilka sekund, żeby rozgryźć Kaia Azera.
Przejrzałam wszystkie jego maski i fasady i dostrzegłam chłopaka, który się pod nimi krył. Poznałam go, zaczęło mi na nim zależeć. Przez zdradę, która nas podzieliła, wiedziałam, że za nic nie przyznałby na głos, że o mnie śnił, gdyby wiedział, że będę spijać te słowa z jego ust.
Westchnął z rozbawieniem.
– Gdzie jesteś, małe Medium?
Chciało mi się śmiać z tego przezwiska, jako że zarówno on, jak i reszta królestwa wiedzieli już, że wcale nim nie jestem. Nie byłam Elitarną.
Byłam Zwyczajną.
Sadza drażniła mnie w nos i musiałam zakryć go dłonią, żeby nie kichnąć. Wróciły do mnie wspomnienia wielu nocy, w które oddawałam się okradaniu sklepów wzdłuż Zaułka. Te eskapady często kończyły się dla mnie w ciasnych kominach.
Ciasno. W potrzasku. Duszę się.
Przebiegłam wzrokiem po cegłach otaczających mnie w ciemności. Komin był tak mały i tak duszny, że z łatwością mogłabym spanikować.
Uspokój się.
Klaustrofobia zawsze znajdowała najgorszy moment, żeby przypomnieć mi o sobie i o tym, jaka byłam w jej obliczu bezsilna.
Oddychaj.
Tak zrobiłam. Brałam głębokie oddechy. Dłoń, którą zacisnęłam na nosie, pachniała metalicznie – zapach był ostry, dojmujący i drażniący.
Krew.
Oderwałam drżącą rękę od twarzy. Mimo że nie widziałam karmazynowych plam na palcach, to mogłabym przysiąc, że je wyczuwałam. Nadal miałam zaschłą krew pod połamanymi paznokciami i nie wiedziałam, czy należała do mnie, do króla, czy…
Gwałtownie wciągnęłam powietrze, próbując wziąć się w garść. Egzekutor był zdecydowanie za blisko. Przechadzał się po pokoju, a deski trzeszczały przy każdym jego kroku.
Byłoby głupio, gdyby złapali mnie przez to, że zaczęłam szlochać. Niemal tak samo głupio, jak gdyby złapali mnie przez kichnięcie.
Nie miałam zamiaru zrobić ani jednego, ani drugiego.
W pewnym momencie Imperialiści wrócili do pokoju.
– Nie znaleźliśmy po niej żadnego śladu, Wasza Wysokość.
Przez chwilę panowała cisza, po czym książę ciężko westchnął.
– Tak jak myślałem. Jesteście bezużyteczni. – Jego kolejne słowo było ostrzejsze od noża, który dalej od niechcenia podrzucał w dłoni. – Wynocha.
Imperialiści nie zwlekali ani sekundy i rzucili się do drzwi, żeby znaleźć się jak najdalej od niego. Nie dziwiłam im się.
Jednak on został i zapanowała kompletna cisza. Znów zacisnęłam dłoń na nosie. Przez zapach krwi i ciasnotę w kominie kręciło mi się w głowie.
Wspomnienia nie dawały mi spokoju – moje ciało pokryte zaschniętą krwią, krzyki, kiedy próbowałam ją zdrapać, a zdołałam jedynie poplamić skórę przyprawiającą o mdłości czerwienią. Od widoku i zapachu krwi robiło mi się niedobrze. Myślałam o tacie, który wykrwawiał się w moich ramionach, o Adenie, która skończyła tak samo.
Adena.
Łzy szczypały mnie pod powiekami, zmuszając do mrugania, póki obraz jej martwego, leżącego w piaszczystej Czeluści ciała nie zniknął sprzed moich oczu. Metaliczny smród krwi wypełniał mój nos. Nie mogłam znieść jej woni, wyglądu, lepkości…
Oddech.
Ciężkie westchnienie wyrwało mnie z rozmyślań. Egzekutor wydawał się zmęczony, być może równie zmęczony jak ja.
– Dobrze, że cię tu nie ma – powiedział cicho, miękkim głosem. Nie sądziłam, że jeszcze usłyszę u niego ten ton. – Bo nadal nie znalazłem w sobie odwagi.
I wtedy mój dom stanął w płomieniach.