Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Biała wiedźma - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Biała wiedźma - ebook

Lepiej dobrze zbadaj przeszłość terenu, na którym planujesz zamieszkać.

Senne, niewielkie miasteczko w USA. Nudno, ale spokojnie. Do czasu! Napięcia zachodzące pod powierzchnią szarej codzienności w końcu doprowadzają do gwałtownych wydarzeń w lokalnym barze. Na mieszkańców pada strach. Miejscowy architekt i szeryf próbują rozeznać się w mrocznych relacjach, jakie łączą członków małej społeczności. Problem ma jednak swoje źródło dużo głębiej, w przeszłości osady.

Powieść może przywodzić skojarzenia z serialem "Miasteczko Twin Peaks".

Przypadnie do gustu fanom pisarstwa Stephena Kinga.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-285-5974-1
Rozmiar pliku: 743 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Ponad konarami sosen bezszelestnie przemknął nietoperz. Zatoczył szeroki krąg i niemal prażąc się w płomieniach sporego ogniska, poszybował w granatową ciemność.

Młody mężczyzna z zainteresowaniem obserwował jego obłąkańczy lot. Przez chwilę miał okrutną nadzieję, że skrzydlaty stwór pacnie w środek roznieconego żaru, lecz choć nic takiego nie nastąpiło, na samą myśl o podobnej ewentualności parsknął chrapliwym śmiechem.

Od wielu dni nie czuł się równie dobrze. Może było to zasługą jego wyjątkowych starań, a może urok pełnej żaru i namiętności nocy otworzył przed nim kolejny rozdział romantycznej historii.

Sięgnął po ulubione papierosy i, wyciągając z kieszeni bluzy nieco zmiętą paczkę, zapatrzył się w wielką tarczę księżyca, która zawisła nad nim oraz nad jego niezwykłym dziełem, świecąc niczym pocętkowany plamami ogromny lampion.

Z lubością zaciągnął się wonnym dymem, po czym ponownie pochylił się nad nagim brzuchem dziewczyny i końcem języka zaczął pieścić jej gładką skórę, zlizując słone kropelki potu.

Nie był to aksamitny brzuch jego wybranej, lecz poprzez swoją nagość oraz drżenie ciało dziewczyny było mu w tej chwili bliskie niczym ciało kochanki.

Oślepiająco jasna noc. Delikatny powiew wiatru dobiegający znad trzcinowych szuwarów porastających brzeg niedalekiej rzeki. Sina poświata miesiąca mącona przepływającymi ławicami obłoków. Czuł, że ogarnia go nastrój mistycznej ekstazy.

Dziewczyna wyprężyła się gwałtownie, lecz on nie znosił pośpiechu. Chwile oczekiwania kochał najbardziej. Klęcząc nad jej bujnym młodym ciałem, uniósł głowę i potoczył wzrokiem dokoła. Jego skupioną dotąd twarz rozjaśnił uśmiech szczerej radości. Jeszcze nigdy przy jednym ognisku nie zgromadził tak wielu świadków własnej fantazji. Patrząc na nich, poczuł przypływ dumy.

Leżeli oddaleni od siebie o kilka stóp, nagimi ciałami tworząc pięcioosobowy krąg. Dwie dziewczyny oraz trzech młodych chłopców. Ich twarze i okrwawione ciała zwolna powlekał siny całun śmierci. Pozostała ta jedna, wyjątkowa piękna, jęcząca pod jego ciężarem. Z jej rozwartych nozdrzy dwie krwawe strużki spływały na kneblującą usta taśmę. Płynąca po szyi krew rosiła wygniecioną trawę drobnym deszczem uchodzącego życia, choć naciął ją delikatnie i niezbyt głęboko. Przez blisko kwadrans napawał wzrok powolną agonią, lecz wreszcie postanowił dłużej nie czekać. Zbyt wiele pracy miał jeszcze przed sobą.

Sięgnął po leżący obok nóż. Chwilę później spod samoprzylepnej taśmy rozległ się stłumiony charkot.

- Tak ci się spieszy? – Przerażająco spokojny szept zaszumiał przy uchu konającej. – Dobrze, dołącz do nich. Chętnie bym cię jeszcze posłuchał, ale czas ucieka. Moja strata.

Podniósł się z klęczek, sięgnął po leżącą w trawie bluzkę i staranie wytarł do sucha ostrze noża, w którego klindze złowrogim błyskiem odbiło się sine światło księżyca.ROZDZIAŁ 2

Następnego dnia oboje wstali późno. Adams zapewne obudziłby się wcześniej, lecz tej nocy nie spał sam. U jego boku leżała wtulona w poduszkę Becky, a on nie chciał jej budzić. Nie zasnęli tak od razu. Kiedy chłód nocy spędził ich z werandy, weszli do salonu i zrobili sobie jeszcze po małym drinku. Żadne z nich nie myślało o kolacji. Wreszcie John odstawił pustą szklaneczkę i spojrzał na żonę. Napotkał jej spojrzenie, które powiedziało mu, że wbrew temu co się stało - a może właśnie dlatego - Becky potrzebuje go dzisiaj bardziej niż zazwyczaj, i nagle zdał sobie sprawę, że on też o tym myśli. Kiedy wyszedł ze swojej łazienki na piętrze, zobaczył na dole światło. Blask witrażowej lampy mógł padać tylko z jego sypialni, a kiedy tam dotarł, zobaczył żonę na swoim łóżku.

Leżała na pościeli, niczym nie przykryta i wtedy zrozumiał, czemu nie zgasiła światła. Miała na sobie tylko srebrno - czarne stringi.

Tej nocy byli zajęci sobą dość długo, a Becky wyrabiała z nim takie rzeczy, o których nie tylko jej żydowscy rodzice, ale i on sam nie miał dotąd pojęcia.

Cóż, chyba nie do końca znamy samych siebie, więc czy wiemy wszystko o naszych bliskich?

Słońce coraz natarczywiej zaglądało do okna. Powoli wyciągnął chude ramię spod jej rozgrzanego boku. Postanowił zrobić śniadanie. Zdarzało się to nieczęsto, ale uznał, że właśnie dziś sprawi jej przyjemność. Sobie także. Chociaż gotował rzadko, zawsze kiedy to czynił, czuł się szczęśliwy. Był z tych posiłków bardziej dumny niż z połowy swoich projektów, na które miejscowe „buraki” nanosiły plątaninę zmian i abstrakcyjnych zachcianek.

Zamiast piżamy nałożył czarną trykotową koszulkę bez rękawów. Lubił trykoty. Miał ich spory zapas. Wszystkie dość obszerne, by mogły ukryć spory brzuszek, jaki sobie wyhodował. Spłowiałe dżinsy należały do nielicznych spodni, w które się mieścił. Kiedy Becky chciała mu kupić kilka par nowych, stanowczo odmówił.

- A te wszystkie, które wiszą w garderobie? Jeszcze się w nie zmieszczę, skarbuniu. Muszę tylko nad sobą popracować.

Poczłapał do kuchni. Na okiennej siatce już zaczęły gromadzić się muchy.

- Niedoczekanie wasze – pogroził im palcem. Wyjął z lodówki bekon i pomidory, sięgnął też po jajka. Jakimś cudem nie potłukł wczoraj żadnego. Nawet przy tym żałosnym wypadku w kuchni styropianowy pojemniczek ocalił ich dzisiejsze śniadanie.

Wbił do salaterki cztery jajka i wymieszał je trzepaczką. Chyba ten odgłos obudził Becky, bo zanim bekon podsmażył się na złocisto, pojawiła się w swoim zwiewnym, czerwonym wdzianku, które czasem nosiła zamiast szlafroka. Uroczo odbijało od jej czarnych, krótko podciętych włosów. Mimo że oboje nie byli już młodzi, John miał bardzo niewiele szans, żeby dostrzec siwiznę w jej włosach. Bardzo o to dbała, a on nie miał nic przeciwko temu, żeby wyglądać dziesięć lat starzej od niej.

- Mój miś dobrał się do ula - uśmiechnęła się do niego. Zauważył, że mimo tej nocy, mimo tego uśmiechu, jej zielone oczy były smutne i zmęczone. Tak jak wczoraj na werandzie, kiedy nie rozmawiali o niczym.

Przejdzie jej. - pomyślał. Sam był także w nieciekawym nastroju. To cholernie dołujące, kiedy nagle ktoś mówi ci, że jeden z twoich przyjaciół nie żyje. A kiedy w dodatku tych przyjaciół masz tylko dwóch, dociera do ciebie, że ich liczba zmniejszyła się o połowę. Cholerny, popieprzony świat!

Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej uśmiech.

- Zaraz nakarmię moje pisklątko. – Chyba zabrzmiało to trochę sztucznie.

- Po śniadaniu jedziemy do miasta - ni to stwierdziła, ni zapytała. Skinął głową. - Zaraz po śniadaniu - potwierdził.

***

Drzwi garażu były zawsze otwarte. Nie dlatego, że co chwilę korzystali z samochodu. Przeciwnie. W zasadzie autem jeździła głównie Becky. Wyjeżdżała nim codziennie do pracy. Kiedy wracała, było zwykle dość późno. Samotne powroty oraz codzienne porcje prowiantu, które przywoziła, sprawiały, że samochód był im niezbędny. John nie jeździł wiele, choć chrysler stanowił jego własność - prezent od ojca.

Pan Adams podarował go synowi, kiedy John skończył college. Pamiętał dobrze tamten dzień. Chrysler był wtedy nowiutki, ale rodzice kupili sobie duże volvo i tego samego dnia, wielki czerwony kabriolet zmienił właściciela. Nazajutrz państwo Adams wyruszyli nową limuzyną w szaloną podróż do Kalifornii. Marzyli o tym od dawna. Dojechali jednak jedynie do New Hampshire. Tam, w przytulnym motelu urządzili sobie szampańską noc. Nie co dzień obchodzi się srebrne gody. Rankiem tata Johna miał spore kłopoty z percepcją i dziesięć mil od motelu, podczas ryzykownego wyprzedzania dwóch ciężarówek, udowodnił, że nawet najbezpieczniejsze auto nie daje gwarancji przeżycia, a czołowe zderzenie z niewielkim pickupem też może skończyć się tragicznie.

Na pogrzebie rodzinę prezentowali tylko John i dziadek Janne. Jedynie oni zostali z niewielkiego klanu Adamsów.

Samochód Johna przeżył z nim wiele lat i mimo swojego wieku, miał się całkiem dobrze. Architekt nie zamierzał się go pozbywać. Chociaż jeździł niewiele, czuł osobliwą więź ze swoim pojazdem.

Wóz był towarzyszem wszystkich jego wzlotów i upadków. John dobrze pamiętał z jaką dumą zajeżdżał pod dom Sternów, żeby zabrać ich córkę na pierwszą przejażdżkę. Pamiętał, że kiedy pierwszy raz pocałował Becky (była bardzo nieśmiała i odwracała głowę) - stało się to na przednich siedzeniach chryslera, pachnących rozgrzaną skórą. Pamiętał, jak pełen nadziei jechał swoim autem na rozmowę kwalifikacyjną u Crandla. Chrysler zawiózł jego i Becky do ich nowego mieszkania. Chryslerem pojechali na pogrzeb dziadka Janne. I wreszcie tym samym, wysłużonym już weteranem, Becky odebrała go ze szpitala w Portland. Potem była jeszcze trasa do Cedar Peak. Prowadził, kierując się wskazówkami żony, która przez całą drogę opowiadała mu, jaki to fajny domek na nich czeka.

Zostawili za sobą przeszłość. Zostawili Portland i rodziców Becky, którzy już nigdy ich nie odwiedzili. Johnny widział ich tylko raz, bardzo krótko. Odwiedzili go w szpitalu. Uśmiechali się do niego oboje, ale też oboje prawie nic nie mówili. Jak gdyby mieli mu za złe jego chorobę. Od tej pory wymieniali jedynie grzecznościowe karty świąteczne, a na jakąkolwiek propozycję, by ich odwiedzić, słodka Becky odpowiadała krótko: „Nie” i milczała potem przez dwa, albo trzy dni. Zrozumiał, że nie chce o tym rozmawiać i wreszcie dał spokój. Jedyną rzeczą, którą oprócz góry drobiazgów zabrali z Portland, był ich chrysler.

***

John wszedł do otwartego garażu. Wóz stał na swoim miejscu. Adams spojrzał na stojącą w rogu kosiarkę, na regał z narzędziami ogrodniczymi i na cztery puste kanistry na benzynę, które dotąd nie przydały się ani razu. Pociągnął nosem. Przez zapach suchej trawy ciągle przebijała woń samochodu. Woń silnika i skóry, której nie przyćmiły niezliczone litry rozlanej coli, ani wszystkie torby rozsypanej prażonej kukurydzy. Zapach tych insygniów amerykańskiej młodości pozostał, i dlatego John nigdy dobrowolnie nie rozstałby się z tym autem.

Uruchomił silnik. Rozległo się znajome mruczenie. A niech tam! Smutna okoliczność, naprawdę smutna, ale znowu pojadą razem tą superczerwoną limuzyną.

Becky wsiadła, a on rzucił szybkie, ukradkowe spojrzenie na jej kolana. Nadal nosiła względnie krótkie sukienki i nadal te kolana robiły wrażenie.

Ruszyli. Czerwony chrysler wyrobił bez trudu mały wiraż na podjeździe i wytoczył się przez kamienną bramę wprost na drogę do miasta. John poczuł pierwszy, rześki podmuch, pełen zapachu leśnych ziół i pomyślał, że życie, nawet w tak podłych okolicznościach, ma swoje atuty.

- Becky... - Te jej cholerne, białe kolana.

- John? - Te pieprzone, krótkie sukienki.

- Pamiętasz, jak wiozłem cię tędy pierwszy raz?

- Pamiętam.

- Pamiętasz ten kamień? – zatrzymał wóz przy ogromnym, granitowym głazie. Jak wtedy.

- Pamiętam. – odpowiedziała, odwracając głowię.

Nie potrafił czekać dłużej. Może świat był potworny. Może Ernie nie zasłużył na śmierć. Może to wszystko go przerastało. Wiedział jedno. Chce ją mieć. Tu i teraz. Natychmiast.

Czy w brutalności i okrucieństwie kryje się coś z seksu? - przemknęło mu przez głowę, zanim wszedł w nią głęboko, jak nigdy dotąd. A chociaż zwykle wolała coś innego, tym razem jej ciało zaczęło dygotać rytmicznie razem z jego biodrami i był to jeden z tych wyjątkowych dni, kiedy zwykłe bara-bara staje się esencją doskonałości.

- Jezu! Johnny! Jeszcze!

- Kocham cię Beck. – szepnął i odezwało się jakieś pieprzone alter ego w głowie: - Masz! Masz go do końca!

- Johnny! Kochany! Pragnę cię!

Długo leżeli przy głazie. Patrzył na żonę, a ona patrzyła na niego. Nigdy nie było tak jak dzisiaj. Patrzył na jej białe nogi, na upojny wzgórek łonowy, na kształtną powierzchnię brzucha i pomyślał: „Boże, jestem szczęściarzem!”.

Kiedy ponownie usiedli w wozie, Becky była jakaś inna, jakby weselsza, choć nie powiedziała ani słowa.

Ruszyli. Wzdłuż szosy delikatnie szemrały drzewa. Dzień stał się niemal bezwietrzny. Tak było przez całą drogę do miasta.

***

Szpital w Cedar Peak nie był szpitalem z prawdziwego zdarzenia. Miał tylko trzy oddziały: internę, chirurgię i położnictwo. Ładnie przeszklony budynek był po trosze także jego dziełem. Parę lat temu sporządził projekt. Taki, jakiego chcieli Marion i Donald, a rada miejska zaakceptowała go jednogłośnie.

Donald był doskonałym lekarzem. Obecnie dyrektorem i ordynatorem interny w szpitalu. Młody, lecz doskonały fachowiec, prezentował to, co w tej dziedzinie jest najważniejsze - doskonałość zawodową połączoną z niezwykłym wyczuciem.

***

Kiedy zajechali na szpitalny parking, dochodziła jedenasta. Becky wysiadła pierwsza. Obejrzała swoją sukienkę i kilkoma ruchami otrzepała z niej resztki igliwia oraz listków.

W holu szpitala było chłodno. W zeszłym roku magistrat zafundował budynkowi klimatyzację. Ruszyli na koniec korytarza, skąd wahadłowe drzwi prowadziły na internę. Przy lśniącym biurku, za ekranem komputera, siedziała Rennie Coatch. Niedawno skończyła szkołę i teraz zastanawiała się, czy może jeszcze powalczyć o więcej. Jej okulary w złoconych oprawkach mignęły ostro, kiedy podniosła wzrok znad klawiatury.

- Dzień dobry, pani Adams. Panie Adams – Skłoniła głowę, posyłając mu uwodzicielskie spojrzenie. Nie zwrócił na nie uwagi.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: