- nowość
Biblioteczka starych książek - ebook
Biblioteczka starych książek - ebook
Ośmioletnia Kaja mieszka w małym miasteczku, w którym biblioteka jest sercem lokalnego życia. Jej mama, pełna pasji dyrektorka biblioteki, organizuje tam liczne zajęcia, ale Kaja unika tego miejsca jak ognia. Skrywa bowiem pewien sekret: tak naprawdę wcale nie lubi książek. Lektury, które mama z entuzjazmem przynosi do domu, pozostają nietknięte, a w szkole Kaja umiejętnie ukrywa swoją niechęć do czytania.
Kiedy zostaje wybrana do udziału w konkursie czytelniczym o zimowych opowieściach, jej tajemnica jest zagrożona. Czy dziewczynka znajdzie sposób, by zmierzyć się z wyzwaniem i odkryć w sobie pasję do książek? A może przyjaciele, którzy postrzegają czytanie zupełnie inaczej, pomogą jej zrozumieć magię ukrytą między stronami?
Mądra i ciepła opowieść o zimie, przyjaźni i magii czytania, która pokazuje, że miłość do książek objawia się wiele sposobów.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7954-358-8 |
Rozmiar pliku: | 968 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzieci z klasy drugiej A, w niedopiętych kurtkach, niedbale okręconych wokół szyi szalikach i czapkach zakrywających co najwyżej jedno ucho, wybiegły ze szkoły. W drugiej klasie ci, którzy mieli niedaleko do domu, wreszcie mogli wracać sami. Odtąd powrót ze szkoły stał się najprzyjemniejszą chwilą dnia. Kaja, Antek i Julka mieszkali w tym samym bloku, więc szli razem.
Choć było dopiero popołudnie, chodniki, dachy i drzewa już spały, otulone białymi pierzynkami. Kaja, niebieskooka blondynka z długim warkoczem, podniosła głowę. Płatki śniegu wesoło fruwały, jakby chciały się jeszcze trochę pobawić, zanim opadną.
– Ulepimy dziś bałwana? – spytała, uśmiechając się do siebie. Zabrzmiało to jak słowa piosenki z jej ulubionej _Krainy lodu_.
– Jem obiad, a potem idę na robotykę do biblioteki – odparł Antek.
– Chce ci się?
– No pewnie! Uczymy się sterować robotami – chłopak zademonstrował sterowanie, udając, że trzyma w rękach niewidzialny tablet. – A jak wszystko będzie działać, urządzimy sobie wielką bitwę! Iiiieęęę-tudz-tudz-tudz!
Brzmiało ciekawie. Tylko dlaczego najciekawsze zajęcia musiały odbywać się akurat w bibliotece?
– A ty, Julka? – spytała Kaja.
– Ja też idę do biblioteki. Na angielski.
Biblioteka i biblioteka! Właśnie obok niej przechodzili. W niczym nie przypominała dawnego skromnego budynku. Można by ją raczej pomylić z galerią handlową, gdyby taka istniała w ich miasteczku. Za przeszklonymi ścianami widać było regały pełne książek, ale nie tylko. Na parterze jakiś pan w garniturze wskazywał ręką na duży ekran, a grupka dorosłych, zupełnie jak w szkole, pilnie notowała. Na pierwszym piętrze panie w legginsach i podkoszulkach ćwiczyły aerobik. Bo w bibliotece ciągle coś się działo. I była to zasługa jej dyrektorki – mamy Kai. „W bibliotece może wydarzyć się wszystko” – mówiła w każdym wywiadzie dla lokalnej gazety.
Remont biblioteki trwał kilka lat, a na jego zakończenie najbardziej czekała Kaja. I to wcale nie dlatego, że tak bardzo jej zależało, aby budynek wyglądał nowocześniej. Chodziło o to, że podczas remontu mama pracowała do późna, a Kaja nie lubiła być odbierana ze świetlicy jako ostatnia. Nawet jak w nagrodę za czekanie mama kupowała jej prezenty związane z _Krainą lodu_. W ten sposób Kaja dostała plecak, piórnik, pościel, szczotkę do włosów, bransoletkę, pierścionek, kolczyki, a nawet medalion z Anną, który przynosił jej szczęście.
Choć od uroczystego otwarcia nowego budynku minęło już pół roku, mama wciąż była zajęta organizowaniem zajęć i zdobywaniem funduszy. Tyle tylko, że teraz, zamiast w świetlicy, Kaja mogła czekać na nią w domu.
Oczywiście mogłaby spędzać wieczory na zajęciach w bibliotece. Jednak, choć z opowieści Antka i Julki wynikało, że dzieje się tam dużo ciekawego, Kaja wolała trzymać się z dala od tego miejsca. Skrywała przed mamą pewną tajemnicę. Bała się, że jeśli zapisze się na zajęcia, tajemnica się wyda.
Wiatr poderwał tuman śniegu, zza którego wyłoniła się szczupła kobieta w długim, białym kożuchu i futrzanej czapce na głowie. Wyglądała jak Królowa Śniegu.
– Dobry wieczór! – dygnęła Julka.
– A, to wy, kochani! Dawno was nie widziałam. Ale urośliście!
I Królowa Śniegu ciepło się uśmiechnęła. Dopiero teraz Kaja zauważyła drewniany kuferek w jej dłoni. To była pani Zuza z biblioteki, która, kiedy byli mali, przychodziła raz w tygodniu do przedszkola, żeby czytać im na głos książki.
Zawsze kładła na środku kolorowego dywanu drewniany kuferek, a kiedy wszyscy rozsiedli się wygodnie dookoła, wyjmowała z kieszeni stary klucz. Kaja do dziś pamiętała, jak zgrzytał w dziurce kuferka. Trrrach i… Czary-mary! Pani Zuza machała ręką nad otwartym kuferkiem, jakby chciała zaczarować to, co znajdowało się w środku. A były tam różne przedmioty, na przykład stare guziki albo ziarenka fasoli. Rozdawała je dzieciom i mówiła z tajemniczą miną, że gdy przyjdzie odpowiedni moment, wyjaśni, do czego służą.
Następnie pochylała się nad kuferkiem i ostrożnie, niczym najcenniejszy skarb, wyjmowała z dna książkę z bajkami. Kiedy zaczynała czytać, wydawało się, że baśń wchodzi do przedszkola. Gałęzie trzeszczały, koła turkotały, a wiosła pluskały. Kaja już nigdy później nie poczuła czegoś tak niezwykłego podczas czytania.
– Śpieszę się na zajęcia – powiedziała pani Zuza. – Będę czytać maluchom. Wy to już pewnie sami potraficie?
– No pewnie! Mamy tyyyle lektur – pochwaliła się Julka i zarysowała ręką w powietrzu olbrzymi stos książek.
– To wspaniale. Nie ma to jak samodzielna lektura. Można czytać, kiedy tylko ma się ochotę. No, pędzę do moich dzieciaków.
Pani Zuza pomachała im na pożegnanie i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Antek uderzył się ręką w czoło.
– Przypomniało mi się, że trzeba wypożyczyć _Zaczarowaną zagrodę_! – zawołał.
– Ja już dawno przeczytałam. – Julka podniosła podbródek tak wysoko, że aż czapka zsunęła się jej na oczy.
– Podobała ci się? – spytał Antek.
– Nie wiem.
– Jak to nie wiesz?
– Nie wiem, czy mi się podobają lektury. Podobają mi się szóstki. A ty, Kaja, przeczytałaś już?
Dziewczynka pokręciła głową.
– Na której jesteś stronie? – dopytywała Julka.
– Na żadnej.
– Jeszcze nie zaczęłaś?
– Przecież _Zaczarowaną_ _zagrodę_ mamy dopiero za tydzień! – zaperzyła się Kaja.
– Oj, nie wiem, czy zdążycie! Pani pewnie znowu najpierw zrobi test, a potem będzie plan wydarzeń, czas i miejsce akcji, bohaterowie… – zaczęła wyliczać Julka poważnym tonem.
– Zdążymy, zdążymy. To cześć wam! – zawołał Antek.
Byli już przed blokiem i Antek pobiegł do ostatniej klatki. Julka też już miała się pożegnać, ale coś ją zainteresowało.
– W pokoju Róży pali się światło, a w szkole nie była – zauważyła, wskazując na okno, mieszczące się pod oknem pokoju Kai.
– Pewnie znowu jest chora. Będę musiała pójść do niej z lekcjami – westchnęła Kaja.
– Bez sensu, że musisz tak ciągle do niej chodzić.
– Czemu bez sensu? – spytała Kaja.
– Bo ona jest taka jakaś… dziwna. Nie ma z nią nawet o czym pogadać.
– Jej mama zawsze mnie prosi, żebym przyszła, to idę.
– I jak to możliwe, że ona ma takie dobre stopnie, chociaż prawie w ogóle nie chodzi do szkoły? – drążyła Julka. – Ja nie opuściłam żadnej lekcji od początku roku, a ona ma takie same oceny jak ja.
– A nawet lepsze – zauważyła Kaja.
Julka niechętnie przytaknęła. Kaja, Julka i Róża uczyły się najlepiej w klasie, jednak szóstki Róży wydawały się jakieś lepsze. Kaja czuła, że gdyby istniały siódemki, dostawałaby je tylko Róża.
Julka przez chwilę rozrzucała grudki śniegu czubkiem buta.
– Wiesz co? – powiedziała nagle. – To może, jak pójdziesz do niej następnym razem z lekcjami, nie powiesz jej o jakimś zadaniu domowym... Wtedy choć raz nie dostanie szóstki.
– Ciii, chyba nas widzi – szepnęła Kaja.
Jakaś postać pojawiła się za firanką w pokoju Róży. Kai zrobiło się wstyd za Julkę. Jak w ogóle mogło jej przyjść do głowy coś takiego? Ukrywać przed koleżanką, co było zadane? Wprawdzie sama nie przepadała za Różą, ale mimo wszystko trochę jej współczuła. Wiecznie zakatarzona siedziała w domu, chyba nigdy nie bawiła się na placu zabaw. Podobno jej mama bała się, że jak tylko wyjdzie na dwór, znów się przeziębi. Pewnie dlatego Róża wyglądała tak mizernie, z bladymi policzkami, cienkimi warkoczykami i wielkimi oczami. Na przerwie, gdy każdy dołączał do jakiejś grupki – a to chichoczącej w kącie, a to grającej w karty czy ganiającej się po korytarzu – Róża stała z boku. A po kilku dniach w szkole dostawała kolejne zwolnienie lekarskie.
Kaja popchnęła drzwi wejściowe do klatki. Pomyślała, że Antek i Julka pójdą zaraz na zajęcia do biblioteki, a ona znów będzie się nudzić.2.
W styczniu, gdy już po południu niebo okrywa ziemię szarym kocem, nie ma nic przyjemniejszego niż czytanie dobrej książki z ciepłym kubkiem herbaty w dłoni, a raczej porcelanową filiżanką. Tak uważała starsza bibliotekarka Aldona, która wreszcie znalazła chwilę, by chwycić swoją ukochaną filiżankę za złote uszko i upić maleńki łyk. Niestety, herbata była już zimna.
Zuzanna, druga bibliotekarka na dyżurze, przygotowywała właśnie salę do zajęć z maluchami, więc wszystkie obowiązki związane z wypożyczaniem spadły na Aldonę. Zbliżała czytnik do książek, które zwrócili czytelnicy. Przy okazji przeglądała każdą z nich, sprawdzając, czy strony nie zostały pomięte lub zalane i czy ktoś nie pozostawił w środku notatek albo karty bibliotecznej.
Lubiła otwierać książki i czuła, że one też cieszyły się, że ktoś do nich zajrzał. Dlatego zawsze czule gładziła okładkę. Uważała, że książka jest najpiękniejszym przedmiotem, jaki kiedykolwiek wymyślono. Cienkie strony szeleściły niecierpliwie, a grubsze przyjemnie było trzymać między palcami. I ten zapach, jedyny na świecie zapach książki, który mówił: „Jestem tylko ja i ty. Zanurz się we mnie i zapomnij o wszystkim”.
– Jakby ktoś o mnie pytał, będę przed biblioteką. Muszę zrobić ślady sań na śniegu – zawołała Zuzanna, w biegu narzucając na ramiona biały kożuszek.
– Ślady czego? – zdziwiła się Aldona.
– Sań Królowej Śniegu! Dzisiaj będzie przejeżdżała obok biblioteki!
Aldona pokręciła głową i uśmiechnęła się do siebie. Zuzanna była jeszcze młoda i pewnie dlatego wierzyła, że każdego można zarazić pasją czytania. Aldona miała poważne wątpliwości. Te świecące telefony, które potrafią wszystko i mieszczą się w kieszeni, nie pozwalają dzieciom poznać radości czytania. A jeśli nie pokochają książek, to te pewnego dnia znikną na zawsze. Aldona wzdrygnęła się na samą myśl, jak wyglądałby świat bez książek. Nawet tutaj, w bibliotece, coraz więcej miejsca na półkach zajmowały komiksy, audiobooki i gry planszowe.
Aldona zauważyła, że Zuzanna prawie zderzyła się w drzwiach z pulchną brunetką o zarumienionych od mrozu policzkach, okutaną w bajecznie kolorowy szal. Jej błyszczące ciepłem oczy rozjaśniłyby najmroczniejsze styczniowe popołudnie. Misia od wielu lat przychodziła na prowadzone przez Aldonę spotkania klubu książki o wdzięcznej nazwie „Dzierganie i czytanie”. Panie rozmawiały o książkach, które niedawno przeczytały, piły pyszną herbatę z porcelanowych filiżanek, a jednocześnie dziergały szale, swetry, poduszki, kapy i cokolwiek, co przyszło im do głowy. Misia ostatnie pół roku spędziła za granicą i bibliotekę po remoncie widziała po raz pierwszy.
– Ależ tu się u was zmieniło! – zawołała. – A gdzie stosik z nowościami?
– Dyrektorka nie chce, żebyśmy zaśmiecali piękną, błyszczącą ladę – powiedziała z przekąsem Aldona, zerkając w kierunku drzwi do pokoju dyrektorki. – A ja wolałam mój dawny, zagracony stolik...
– Ładnie tu – przyznała Misia, rozglądając się dookoła. – Ale jakoś tak chłodno...
– To przez tę biel – przytaknęła ochoczo Aldona. – Ponoć dyrektorka bardzo ją lubi. Sama zaprojektowała to wnętrze.
Aldona nie potrafiła się jeszcze przyzwyczaić do nowego wystroju. Wszechobecną biel przełamywało tylko kilka czarnych akcentów: fotele o jajowatym kształcie i płytki na podłodze, układające się w szachownicę. Aldonie brakowało dawnej przytulności i uważała, że książki też jej potrzebują. Czy naprawdę trzeba było zastępować drewniane regały metalowymi? I czego brakowało dawnym, pluszowym fotelom?
Przez lata lubiła zerkać na stare zdjęcia, które kiedyś wisiały nad zagraconym stolikiem. Przedstawiały ją samą w młodości, w towarzystwie dawnych koleżanek oraz dyrektora Pisarka, człowieka, który naprawdę kochał książki. Potrafił rozmawiać o nich godzinami, popijając herbatę z porcelanowej filiżanki.
Dyrektor Pisarek odszedł na emeryturę pięć lat temu i od tego czasu nowa, energiczna pani dyrektor wprowadziła wiele zmian. Zdjęcia wydały jej się zbyt staroświeckie. Teraz, w ich miejscu, nad biblioteczną ladą widniały cytaty: „Kto nie czyta, ten nie potrzebuje wyobraźni” albo „Ludzie przestają myśleć, gdy przestają czytać”. Brzmiały bardzo surowo. Gdyby Aldona wybierała cytaty, zdecydowałaby się na zupełnie inne: „Kiedy pierwszy raz czytam dobrą książkę, to tak, jakbym zyskał nowego przyjaciela” lub „Książki kochają każdego, kto je otwiera, niczego w zamian nie żądając”.
Misia pokręciła się przez chwilę między regałami, wybrała kilka książek i położyła je na ladzie.
– A co się działo na spotkaniach naszego klubu? – spytała.
– Wypróbowałyśmy kilka nowych przepisów na herbatę. Ale widzę, że ty też nie próżnowałaś – dodała, wskazując na fioletowo-różowo-błękitno-pomarańczowy szalik Misi. – Przyjemnie popatrzeć tutaj na coś kolorowego.
Zdjęła z lady wybrane przez Misię książki i zbliżyła czytnik do pierwszego kodu.
– A gdybyśmy tak… – zaczęła Misia. – Nie, może to głupi pomysł.
– Mów, mów, skoro już zaczęłaś.
– Gdybyśmy tak uszyły na naszych zajęciach kolorowe okrycia na te wszystkie czarne fotele.
Aldona westchnęła i pokręciła głową.
– Dyrektorka na pewno się nie zgodzi.
– Skąd wiesz? Spróbować zawsze można.
Aldona nie chciała sprawiać Misi zawodu. Jednak każdy, kto znał dyrektorkę, wiedział, że ta stanowcza perfekcjonistka nie zmienia ot tak swoich decyzji.3.
Izabela Książkiewicz, dyrektorka biblioteki, przeglądała właśnie ankiety przeprowadzone wśród najmłodszych czytelników. Dzieci pisały, że owszem, lubiły książki, ale to było kiedyś, gdy rodzice czytali im je na dobranoc. Odkąd jednak zaczęły czytać same, stało się to przykrym obowiązkiem. Przyjemniej oglądało się telewizję albo grało na telefonie.
Izabela spojrzała na zdjęcie uśmiechniętej dziewczynki w białej koszulce i granatowej spódniczce, która odbierała nagrodę na zakończenie pierwszej klasy. Imię Kaja znaczy „ciesząca rodziców”. I taka właśnie była – wzorowa uczennica. A ile czytała! Raz w tygodniu Izabela wypożyczała dla córki po kilka książek, a ta je błyskawicznie pochłaniała. Zresztą, jak mogłoby być inaczej, skoro nawet nazwisko miała książkowe.
_Dobrze, że moja Kaja tak lubi czytać_, pomyślała Izabela. _Potrzebne są nowe książki dla dzieci. Dużo nowych, ładnych książek. I to jak najszybciej_.
Wszystkie zdobyte fundusze inwestowała dotychczas w remont biblioteki. Teraz trzeba było przewietrzyć księgozbiór, wzbogacić go o nowe, ładne książki, które zachęcą dzieci do czytania. Dyrektorka potrafiła walczyć o każdą złotówkę. Kiedy o bibliotece jest głośno w mediach, zawsze łatwiej przyciągnąć sponsorów.
Plum! Radosny dźwięk powiadomił o nadejściu kolejnego maila, tym razem z biblioteki wojewódzkiej. Tytuł krzyczał: _Konkurs czytelniczy. Ostatni dzień na składanie zgłoszeń_.
Izabela energicznie wyszła z gabinetu.
– Aldona, czy jest jeszcze Zuza? – spytała.
– Przed biblioteką – odpowiedziała Aldona.
– A, i do ciebie też mam sprawę. Przyjdź za chwilę do mojego gabinetu.
Zuzanna rzeczywiście była przed biblioteką. Ale co ona właściwie robiła? Wyglądało to tak, jakby wyznaczała butem tor w głębokim śniegu.
– Zuza! Dobrze, że cię złapałam. Mam sprawę, i to bardzo pilną – oznajmiła dyrektorka.
– Jak zwykle. – Zuzanna przełknęła ślinę. Dyrektorka czasami wymagała rzeczy niemożliwych. Choć często te niemożliwe rzeczy jej się udawały.
– Chcę, żeby nasze miasto dołączyło do wielkiego konkursu czytelniczego dla klas drugich i trzecich.
– I? – dopytywała Zuza, wyrównując ślad.
– Chciałabym, żebyś się tym zajęła. Temat konkursu to: _Zimowe opowieści_. Znajdź trzy książki o zimie, które dzieci będą musiały przeczytać, by wziąć udział w konkursie. Potem trzeba będzie jeszcze wymyślić zadania. Regulaminem sama się zajmę. Ale tytułów tych trzech książek potrzebuję do jutra!
– O, to nie będzie trudne. Znam mnóstwo zimowych historii – odetchnęła z ulgą Zuzanna, która obawiała się, że dyrektorka powierzy jej jakieś niewykonalne zadanie.
– To świetnie. Konkurs musi się odbyć najpóźniej za trzy tygodnie. Żeby wysłać zwycięzcę na etap wojewódzki, trzeba będzie zorganizować nasz miejski etap do końca stycznia.
– Ale, pani dyrektor, czy dzieci zdążą przeczytać trzy książki w tym czasie?
– Zdążą, zdążą. Moja córka czyta po pięć książek tygodniowo.
– To naprawdę mało czasu… Dzieci w tym wieku dopiero od niedawna potrafią czytać samodzielnie.
– Od niedawna czytają, ale czytają, prawda?
– Tak, tylko że w szkole mają też lektury – nie dawała za wygraną Zuzanna. – Obawiam się, że w takim terminie zgłosi się niewielu uczniów. Może nawet za mało, by zorganizować konkurs...
Dyrektorka zmarszczyła brwi i zaczęła przytupywać z zimna. Stała na śniegu w cienkiej garsonce i szpilkach. Przez chwilę Zuzannie wydawało się, że ją przekonała. Ale tylko przez chwilę.
– To wymyśl coś! – Mina dyrektorki mówiła, że to dziecinnie proste zadanie i trzeba być leniem, żeby nie znaleźć rozwiązania. – Na przykład u mojej córki w klasie omawiają teraz _Zaczarowaną zagrodę_. To zimowa opowieść, prawda? A przy tym lektura szkolna, więc nie trzeba będzie jej czytać dodatkowo.
– Może _Królowa Śniegu_? – zastanawiała się Zuzanna. – Ją też znają wszystkie dzieci. Wystarczy, że sobie przypomną.
– O, widzę, że zaczęłaś myśleć. To mamy już dwie książki. Potrzebujesz jeszcze jednej. I pamiętaj, że musi być w dużej liczbie egzemplarzy. Jutro rano chcę mieć na biurku listę, żeby rozesłać ją do wszystkich szkół w mieście. Taki konkurs to promocja dla biblioteki. Znów będzie o nas głośno w mediach, a ja potrzebuję funduszy na nowe książki.
Rozcierając ramiona, skulona wbiegła do środka. Zuzanna zaczęła przeglądać w myślach księgozbiór biblioteki. Książka o zimie, która będzie jednocześnie niezbyt obszerna i w dużej liczbie egzemplarzy? Nic nie przychodziło jej do głowy.