Biblioteki - ebook
Biblioteki - ebook
Doskonała lektura dla miłośników książek – fascynująca opowieść o historii bibliotek i ludzi, którzy je budowali, od starożytności po erę cyfrową.
Znane na całym świecie, zazdrośnie strzeżone przez prywatnych kolekcjonerów, budowane przez stulecia i niszczone w jeden dzień, ozdobione złoceniami i freskami albo wypełnione wygodnymi pufami i rysunkami dzieci – historia bibliotek jest bogata, różnorodna i obfitująca w nieoczekiwane zdarzenia.
W książce Biblioteki historycy Andrew Pettegree i Arthur der Weduwen przedstawiają nam antykwariuszy i filantropów, którzy tworzyli wspaniałe księgozbiory, opowiadają o narodzinach i upadku gustów literackich i odsłaniają przed nami tajemnice zbrodni i wykroczeń popełnionych w pogoni za rzadkimi manuskryptami. Poprzez te opowieści autorzy pokazują, że chociaż same księgozbiory są niezwykle kruche i mogą popaść w ruinę w ciągu zaledwie kilku dekad, jednak idea biblioteki okazała się nadzwyczaj trwała i odporna, a każde pokolenie tworzy tę instytucję od nowa.
Przepięknie napisana i oparta na wnikliwych badaniach, książka Biblioteki jest lekturą obowiązkową dla miłośników książek, kolekcjonerów i wszystkich tych, którzy choć raz z rozkoszą zagubili się między regałami.
Recenzje
Odkrywcza… Pettegree i der Weduwen w fascynujący sposób opowiadają o wielkich prywatnych kolekcjonerach i bibliotekach klasztornych, ale największą wartością ich książki jest wnikliwa analiza praktycznej i teoretycznej roli bibliotek w życiu zwykłych ludzi. – „The New Criterion”
Nadzwyczajna, napisana z rozmachem historia bibliotek… Ta książka, przedstawiająca dzieje bibliotek od starożytności po czasy współczesne, jest niezwykle zajmująca i oparta na skrupulatnych badaniach. To doskonały prezent dla bibliofili na całym świecie. – „Sunday Times”
Tam, gdzie są książki, będą też biblioteki – tego możemy być pewni. Znakomita książka Pettegree i der Weduwena, przystępnie napisana, wolna od żargonu naukowego i międzynarodowa w swym charakterze, powinna się znaleźć w każdej z nich. – „The Herald”
Ta książka oferuje czytelnikowi niezwykły wgląd w przeszłość i przyszłość bibliotek uniwersyteckich. – „Times Higher Education”
Znakomite, niemal doskonałe dzieło, opisujące ewolucję tej instytucji od glinianych tabliczek w imperium asyryjskim po dzisiejsze biblioteki cyfrowe. – „Booklist”
Fascynująca wyprawa w głąb ewolucji bibliotek… Lektura obowiązkowa dla wszystkich bibliofilów. – „Publishers Marketplace”
Pełna życia, rzetelnie udokumentowana historia kultury, bogata w fakty fascynujące dla bibliofilów. – „Kirkus”
Czym jest „biblioteka”? Czy jest niemą demonstracją bogactwa i władzy, czy może wyrazem pokornego oddania Bogu? Nieodzownym zasobem społeczności czy marnotrawstwem pieniędzy podatników? W Bibliotekach autorzy z gracją prowadzą nas przez stulecia, aby pokazać, że biblioteki są tym wszystkim (i nie tylko tym), i podarować nam róg obfitości pełen niezwykłych historii z książkami w roli głównej. – Judith Flanders, autorka książki A Place for Everything
Napisana z rozmachem, zajmująca, oparta na dogłębnych badaniach historia nadzwyczajnego i ponadczasowego zjawiska, jakim są biblioteki. – Richard Ovenden, Uniwersytet Oksfordzki
Wszechstronna, ale nie zagmatwana, pełna życia, lecz nie anegdotyczna – ta napisana z rozmachem historia bibliotek pokazuje, jak ważną rolę odgrywała ta instytucja we wszystkich aspektach ludzkiej kultury. W czasach, gdy biblioteki i bibliotekarze okazują się ważniejsi i bardziej odporni niż kiedykolwiek wcześniej, ta opowieść o rozmaitych postaciach, jakie przybierały biblioteki w różnych miejscach i epokach, będzie pouczająca i – w równym stopniu – inspirująca. – Leah Price, autorka What We Talk About When We Talk About Books
O autorach:
Andrew Pettegree jest profesorem historii nowożytnej na Uniwersytecie w St. Andrews, wybitnym znawcą historii książki i mediów, nagradzanym autorem kilku książek na temat kultury informacyjnej. Mieszka w Szkocji.
Arthur der Weduwen jest stypendystą Akademii Brytyjskiej i wykładowcą na Uniwersytecie w St. Andrews. Biblioteki są piątą książką jego autorstwa. Mieszka w Szkocji
Kategoria: | Media i dziennikarstwo |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66420-88-5 |
Rozmiar pliku: | 9,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OPIEKUNOWIE RUIN
Dla holenderskiego uczonego Hugo Blotiusa stanowisko nadwornego bibliotekarza Maksymiliana II, cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego, które powierzono mu w 1575 roku, miało być godnym ukoronowaniem kariery. Kiedy jednak Blotius przybył do Wiednia, aby podjąć nowe obowiązki, zastał przygnębiający obraz zniszczenia. „Jakże zaniedbane i opuszczone wydawało się to miejsce” – napisał z żalem.
Wszędzie widać było pleśń i zgniliznę, szczątki moli książkowych i grube warstwy pajęczyn. Okien nie otwierano od miesięcy. Nie przenikał przez nie ani jeden promień słońca, aby oświetlić te nieszczęsne księgi, które z wolna marniały. A gdy wreszcie je otwarto, wypłynął z nich strumień stęchłego, niezdrowego powietrza¹.
Była to nadworna biblioteka cesarza, Hoftbibliothek – zbiór 7379 tomów (pierwszym zadaniem Blotiusa było ich skatalogowanie). Nie mieściła się w pałacu cesarskim, ale na poddaszu klasztoru Franciszkanów, gdzie znalazł schronienie ów osierocony zbiór, najwyraźniej nieodgrywający żadnej roli w programie kulturalnym cesarza.
Blotius przybył do Wiednia ponad sto lat po wynalezieniu druku – cudu techniki, dzięki któremu radość posiadania książek stała się dostępna dla wielu tysięcy Europejczyków. A jednak pośród wspaniałego rozkwitu kultury literackiej jedna z największych europejskich bibliotek stała się zakurzonym mauzoleum. Nie był to przypadek odosobniony. Słynna biblioteka Macieja Korwina, króla Węgier, jeden z cudów epoki pierwszych wielkich księgozbiorów, uległa całkowitemu zniszczeniu. Bezcenne tomy Kosmy Medyceusza Starszego we Florencji zostały pochłonięte przez inne biblioteki. Wspaniała kolekcja Hernanda Kolumba, syna Krzysztofa Kolumba, miała konkurować z legendarną Biblioteką Aleksandryjską, ale ona też została spustoszona przez czas, potępienie świętej inkwizycji i grabieże króla Hiszpanii.
Biblioteka księcia Federica da Montefeltro, władcy Urbino, kolekcjonera tak wyrafinowanego, iż – jak powiadano – nie pozwolił żadnej drukowanej książce skazić swego wspaniałego zbioru manuskryptów, również popadła w zaniedbanie. Kiedy znany bibliotekoznawca, Gabriel Naudé, odwiedził tę bibliotekę w latach trzydziestych XVII wieku, zastał ją „w tak żałosnym stanie, iż czytelnicy nie mogli żywić nadziei, że cokolwiek w niej znajdą”. Naudé był wówczas wschodzącą gwiazdą, autorem jednego z pierwszych poradników dla kolekcjonerów książek, adresowanego do nabywców z najwyższych warstw społecznych, którzy mogli mu zaoferować intratną posadę architekta swoich księgozbiorów (co też chętnie czynili)². Kwestią, której Naudé nie poruszał w swoich pracach, była niewygodna, ponadczasowa prawda dotycząca bibliotek: jeszcze nigdy w dziejach żadne społeczeństwo nie było zadowolone ze zbiorów odziedziczonych po poprzednich pokoleniach. W tej książce wielokrotnie spotkamy się nie tyle z bezmyślnym niszczeniem pięknych dzieł, nad którym tak często ubolewali autorzy wcześniejszych studiów historycznych, co raczej z zaniedbaniem i opuszczeniem, jakie staje się udziałem bibliotek, gdy książki i księgozbiory reprezentujące wartości i zainteresowania jednego pokolenia nie przemawiają do tego, które po nim następuje. Wiele zbiorów przez lata niszczało na opuszczonych strychach i w zrujnowanych budynkach, choć czasem było to preludium do ich odrodzenia w najbardziej nieoczekiwanych miejscach.
Jeżeli pozostawimy Naudégo błądzącego po omacku wśród wyblakłych wspaniałości włoskiego renesansu i przeskoczymy o czterysta lat do przodu, to przekonamy się, że niewiele się zmieniło – biblioteka nadal przechodzi egzystencjalny kryzys znaczenia, nawet jeśli dzisiaj księgozbiór liczący 7000 tomów wydaje się mniej imponującym osiągnięciem. W naszych czasach biblioteki publiczne borykają się z napiętymi budżetami i wysokimi kosztami utrzymania starych, niszczejących budynków, a jednocześnie usiłują sprostać wyzwaniom związanym z zapotrzebowaniem na nowe usługi i spadkiem zainteresowania dawnymi zbiorami. W trakcie badań prowadzonych na potrzeby tej książki byliśmy naocznymi świadkami walki o Durning Public Library w londyńskiej dzielnicy Kennington, którą samorząd okręgu Lambeth zamierzał przekształcić w zasób społeczności lokalnej (co w istocie oznaczało zaprzestanie finansowania biblioteki i powierzenie jej prowadzenia wolontariuszom). Te plany spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem grupy mieszkańców, którzy domagali się zachowania statusu biblioteki jako instytucji publicznej. Czy ich kampania była przejawem obywatelskiego altruizmu, który zasługuje na uznanie, czy raczej tęsknotą za światem, który przeminął i nigdy już nie wróci? Wykształcona i zamożna część naszego społeczeństwa uważa za rzecz oczywistą, że finansowanie sztuki oraz wspieranie czytelnictwa należą do podstawowych zadań władz publicznych. Tymczasem instytucja biblioteki publicznej – w znaczeniu księgozbioru finansowanego przez państwo, dostępnego bezpłatnie dla wszystkich, którzy chcieliby zeń skorzystać – narodziła się dopiero w połowie XIX wieku, a jej historia stanowi zaledwie drobny ułamek długich dziejów biblioteki. Jeśli z wielowiekowej historii bibliotek wypływa jakikolwiek wniosek, to chyba ten, że biblioteki istnieją tylko dopóty, dopóki ludzie uważają je za przydatne.
Innymi słowy, współczesne biblioteki muszą się przystosować, aby przetrwać – tak jak czyniły to w przeszłości. W ostatnich latach ta sztuka udała się we Francji, w której powstała sieć Médiathèques (co prawda przy dużym udziale finansowania publicznego). Biblioteki uniwersyteckie w odpowiedzi na zapotrzebowanie studentów stały się ośrodkami życia społecznego, a nie tylko miejscami pracy i nauki. Uroczysta cisza, dawniej tak charakterystyczna dla bibliotek, należy do przeszłości. Pod tym względem współczesne biblioteki wróciły do wcześniejszego modelu, zapoczątkowanego w epoce renesansu, kiedy to często bywały tętniącymi życiem przestrzeniami publicznymi, w których książki konkurowały o uwagę z obrazami, rzeźbami, monetami i rozmaitymi osobliwościami.
Historia bibliotek nie jest ani opowieścią o wielowiekowym, gładko postępującym rozwoju, ani też lamentem nad utraconymi księgozbiorami. Powtarzający się cykl tworzenia i rozproszenia, rozpadu i odbudowy okazuje się normą historyczną. Nawet wówczas, gdy biblioteki są cenione i hołubione, trzeba na bieżąco przeglądać ich zbiory i podejmować bolesne decyzje dotyczące tego, które tomy wciąż mają wartość, a których należy się pozbyć. Nader często biblioteki rozkwitały w rękach swoich pierwszych właścicieli, a później stopniowo marniały – wilgoć, kurz i mole z biegiem lat wyrządzają dużo większe szkody niż celowe akty zniszczenia. Ale podobnie jak rozwój i upadek są trwale wpisane w ten cykl, jego nieodłączną częścią jest również odrodzenie. W 1556 roku Uniwersytet Oksfordzki wyprzedał wszystkie meble biblioteczne po tym, jak jego księgozbiór został splądrowany i rozgrabiony. Pięćdziesiąt lat później sir Thomas Bodley założył w Oksfordzie nową bibliotekę uniwersytecką, która nie miała sobie równych przez kolejnych trzysta lat. Po pożarach, które nader często pustoszyły biblioteki, księgozbiory były odbudowywane – z coraz większą łatwością w każdym kolejnym pokoleniu, w miarę jak liczba książek dostępnych na rynku stopniowo się powiększała.
Jest to zatem opowieść pełna niespodziewanych zwrotów akcji. Czym jest biblioteka? Każde pokolenie musi znaleźć własną odpowiedź na to pytanie. Niektóre z bibliotek opisanych w tej książce to zwyczajne, prywatne zbiory, odzwierciedlające indywidualny gust swoich twórców, podczas gdy inne są wielkimi przedsięwzięciami, pomnikami dumy narodowej, a nawet wyrazem dążenia do aleksandryjskiego celu zgromadzenia sumy ludzkiej wiedzy. Niektóre mieściły się w bogato zdobionych pałacach, podczas gdy inne – na przykład księgozbiór Erazma z Rotterdamu – nie miały stałego lokum, lecz wędrowały od domu do domu śladem swoich właścicieli. Podobnie jak same książki podążały krętymi ścieżkami, trafiając do kolejnych księgozbiorów za sprawą wojen, przewrotów społecznych albo lepkich palców bibliofilów, ewolucja biblioteki nie przebiegała liniowo.
Wędrówki książek
Po wspaniałościach wielkiej Biblioteki Aleksandryjskiej, która stała się inspiracją dla kolejnych pokoleń kolekcjonerów, ubogi wkład Cesarstwa Rzymskiego w historię biblioteki wydaje się dość zaskakujący – tak jakby ten wojowniczy naród rozumiał sens budowy akweduktów, ale nie pojmował, do czego służy biblioteka. Wiele wspaniałych księgozbiorów przybyło do Rzymu w wozach należących do zwycięskich generałów – w ten sposób trafiła do tego miasta wielka kolekcja greckiego filozofa Arystotelesa. Obcesowe podejście Rzymian do własności intelektualnej znalazło wielu naśladowców. W pierwszej dekadzie XIX wieku Napoleon zatrudnił francuskiego pisarza Stendhala, aby przeszukał zbiory biblioteczne we Włoszech i w Niemczech i wybrał z nich najcenniejsze dzieła w imieniu francuskiej Biblioteki Narodowej³. Dwieście lat wcześniej, podczas wojny trzydziestoletniej, Szwedzi stworzyli skuteczną procedurę biurokratyczną, aby przywłaszczyć sobie biblioteki zdobytych miast niemieckich. Wiele z tych tomów nadal pozostaje w bibliotece uniwersyteckiej w Uppsali. Tymczasem zgodnie z postanowieniem kongresu wiedeńskiego francuska Bibliothèque Nationale została zobowiązana do zwrotu trofeów Napoleona, co spotkało się z niemałym oburzeniem z powodu ogromnej kwoty, jaką Francuzi przeznaczyli na ponowne oprawienie tych tomów⁴.
Największą zasługą Rzymu, którego biblioteki nie przetrwały upadku cesarstwa zachodniego, była stopniowa rezygnacja ze zwojów papirusu na rzecz pergaminu. Pergamin, wyrabiany ze skór zwierzęcych, był materiałem dużo bardziej odpornym. To na arkuszach pergaminu rzymska wiedza przetrwała kolejnych tysiąc lat w klasztorach chrześcijańskiego Zachodu. Tysiącletnia supremacja rękopisów zaowocowała powstaniem jednych z najpiękniejszych dzieł kultury średniowiecznej. Dzisiaj owe ręcznie pisane księgi są najcenniejszymi skarbami bibliotek, w których znalazły schronienie⁵. W XIV wieku dzieła klasztornych skrybów oraz iluminatorów cieszyły się coraz większym zainteresowaniem na świeckim rynku pięknych książek, które stały się kolejnym sposobem, w jaki przedstawiciele europejskich elit mogli demonstrować swoje wyrafinowanie kulturalne.
Muzułmańscy kalifowie z Bagdadu, Damaszku, Kordoby i Kairu również budowali biblioteki, słynące w całym świecie islamskim ze swoich imponujących rozmiarów. Kalifowie zatrudniali najlepszych kaligrafów i zapraszali do siebie uczonych, którzy wzbogacali ich dwory swoimi talentami retorycznymi. W Persji, Indiach i Chinach kolekcjonowanie przepięknych manuskryptów, wyróżniających się eleganckimi zdobieniami, żywymi barwami i mistrzowską kaligrafią, było ulubioną rozrywką książąt i cesarzy.
Kiedy więc w połowie XV wieku Johannes Gutenberg oraz inni wynalazcy zaczęli eksperymentować z mechanicznym procesem produkcji książek, aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie kościołów, uczonych i kolekcjonerów, musieli pokonać niemałe przeszkody. Drukowane książki Gutenberga olśniewały pierwsze pokolenie czytelników zaawansowaniem technicznym, ale przekonanie wytrawnych kolekcjonerów, że nieefektowne, czarno-białe teksty mogą godnie zastąpić ich przepięknie iluminowane rękopisy, okazało się niezwykle trudne. Nie było też oczywiste, jak można wprowadzić tysiące drukowanych książek do obrotu w całej Europie, co przyprawiało wynalazców druku o dotkliwy ból głowy. Kiedy jednak te początkowe problemy zostały rozwiązane, książka drukowana stworzyła możliwość budowania księgozbiorów dostępnych dla coraz większej liczby potencjalnych czytelników, a jednocześnie zmniejszyła atrakcyjność kolekcjonowania książek jako demonstracji arystokratycznego wyrafinowania.
Druk okazał się ważnym rozwidleniem dróg pod jeszcze jednym względem. Otóż rozmiłowane w manuskryptach kultury Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji nie poszły w ślady Europy – nie zachłysnęły się możliwością masowej produkcji książek drukowanych. W Imperium Osmańskim zupełnie zrezygnowano z druku. Nieszczęsny wenecjanin, który przedstawił Wysokiej Porcie pierwszy drukowany egzemplarz Koranu, został oskarżony o bluźnierstwo. W Chinach pomimo wczesnych eksperymentów z drzeworytnictwem nie przyjęły się metalowe czcionki – przede wszystkim z przyczyn technicznych. Te kultury pozostały wierne drzeworytom i manuskryptom, ale podzieliły się z Zachodem innym zdumiewającym wynalazkiem – papierem. Papier, wytwarzany z kawałków tkanin, był nośnikiem dużo tańszym niż pergamin i okazał się doskonałym towarzyszem prasy drukarskiej. Jednakże bez niemal nieograniczonych możliwości powielania, jakie zapewniała technika drukarska, poza Europą i jej koloniami kolekcjonowanie książek pozostało w dużej mierze przywilejem elit. Przez kolejne trzy stulecia imponujący rozwój bibliotek – publicznych i prywatnych – które służyły coraz szerszym kręgom czytelników, był zjawiskiem ograniczonym do Europy i jej światowej diaspory.
Wzrost liczby właścicieli książek łączył się ze stopniowym upowszechnianiem się umiejętności czytania i pisania. Początkowo była to kwestia konieczności zawodowej, oczywista wśród przedstawicieli profesji wymagających umiejętności czytania: kupców, urzędników, prawników, lekarzy i księży. Tym nowym, ambitnym grupom zawodowym druk zapewnił możliwość posiadania i kolekcjonowania książek. W krótkim czasie ich członkowie zgromadzili księgozbiory liczące po kilkaset pozycji, o czym w erze rękopisów mogli marzyć jedynie przedstawiciele najwyższych warstw społecznych. Demokratyzacja luksusu, dzięki której coś, co dawniej było nader rzadkie i cenne, staje się dobrem szeroko dostępnym, jest zjawiskiem powtarzającym się we wszystkich epokach w historii ludzkości, które często wywierało negatywny wpływ na kolekcjonowanie książek. Arystokrata nie mógł oczekiwać, że jego trzystutomowa kolekcja będzie wzbudzała równie wielki podziw, jak wcześniej, skoro miejscowy kupiec bławatny mógł się pochwalić równie imponującym księgozbiorem. Lepiej kupić rzeźbę, obraz albo lwa. Cesarz Maksymilian II zesłał swoje książki na strych, kiedy przestały być symbolem wyjątkowości i luksusu.
Druk i władza
Opór wobec demokratyzacji luksusu i wtargnięcia kolekcjonerów z niższych sfer do wytwornego świata książek utrzymywał się przez trzy stulecia. Pragnienie gromadzenia wiedzy konkurowało z dążeniem do kontrolowania dostępu do niej lub wykorzystywania jej do „ulepszania” czytelników. Oczywistym przejawem tej niechęci było krytykowanie gustów literackich nowych czytelników – od szesnastowiecznej wojny o literaturę rycerską, przez krytykę powieści, po ganienie kobiecych gustów literackich, a zwłaszcza książek autorstwa kobiet. Sir Thomas Bodley, zasłużenie ceniony za wielkie dzieło, jakim była odbudowa biblioteki Uniwersytetu w Oksfordzie, uparcie twierdził, że nie będzie tolerował w tym zbiorze „bałamutnych książek i czczej pisaniny”, jak nazywał utwory wydane w języku angielskim, a nie po łacinie. Kiedy Uniwersytet Oksfordzki otrzymał w darze egzemplarz słynnego Pierwszego Folio (pierwszego wydanego zbioru) dramatów Szekspira, kilkadziesiąt lat później postanowił go sprzedać. W 1905 roku rząd brytyjski za horrendalną kwotę odkupił dla uniwersytetu egzemplarz tego wydania, żeby nie trafił w ręce amerykańskiego kolekcjonera, Henry’ego Folgera⁶.
W każdym kolejnym stuleciu do grona właścicieli książek dołączali nowi czytelnicy i za każdym razem wybuchały podobne spory, czyniąc z biblioteki arenę polityczną. Czy w nowych, dziewiętnastowiecznych bibliotekach publicznych należy udostępniać czytelnikom wszystkie książki, jakich sobie zażyczą, czy tylko te, które sprawią, że staną się lepsi i bardziej kulturalni? Echa tego zaciekłego sporu rozbrzmiewały jeszcze w wieku XX – w listach lektur „zalecanych”, opracowywanych dla amerykańskich bibliotek publicznych; w uprzedzeniach wobec beletrystyki, tolerowanej wyłącznie w nadziei, że może skłonić czytelników do sięgnięcia po bardziej wymagającą literaturę (tak się nie stało); oraz w potępieniu pewnych gatunków literackich, takich jak romans. W pierwszej połowie XX wieku na angielskiej prowincji biblioteka Boots Booklovers zapewniała schronienie szanowanym kobietom, które pożądały takich grzesznych przyjemności. Jeszcze w roku 1969 były dyrektor działu usług bibliotecznych w londyńskiej dzielnicy Haringey pisał z ubolewaniem: „Nic nie jest bardziej zabójcze dla bibliotek publicznych niż uleganie gustom miłośników «lekkiej» prozy”⁷.
W XV stuleciu wrogość wobec dewaluacji „waluty”, którą wcześniej uważano za elitarną – książek – bardzo skomplikowała historię bibliotek. Pierwszą konsekwencją faktu, że królowie i książęta na pewien czas zrezygnowali z budowania bibliotek, były poważne problemy zbiorów instytucjonalnych. Pierwsze wielkie biblioteki instytucjonalne, takie jak Biblioteca Ambrosiana w Mediolanie, często opierały się na darowiźnie hojnego kolekcjonera, albo też – w wypadku bibliotek uniwersyteckich – na wielu mniejszych darowiznach. Biblioteki instytucjonalne sprzed XIX wieku nie dysponowały budżetem na zakup nowych książek, więc darowizny były podstawą ich rozwoju (nawet jeśli oznaczało to otrzymywanie wielu egzemplarzy tych samych podniszczonych dzieł klasyków).
Losy tych zbiorów pokazują, że historia bibliotek nie jest opowieścią o nieprzerwanym postępie. W ciągu dwóch stuleci po wynalezieniu druku większość księgozbiorów instytucjonalnych podupadła. Na uniwersytetach rezygnacja ze średniowiecznych programów nauczania sprawiła, że duża część starych tomów stała się niepotrzebna. Konflikty czasów reformacji oraz podział europejskich bibliotek na dwa skłócone obozy – protestancki i katolicki – doprowadziły do brutalnej rewizji dotychczasowych zbiorów pod kątem treści heretyckich. Nagłe zamknięcie angielskich bibliotek uniwersyteckich było posunięciem drastycznym i rzadko spotykanym – w innych miejscach instytucjonalne księgozbiory po prostu stopniowo niszczały. W 1603 roku biblioteka uniwersytecka w Kopenhadze liczyła zaledwie 700 tomów, a nowe biblioteki holenderskie – z wyjątkiem biblioteki Uniwersytetu w Lejdzie – radziły sobie niewiele lepiej. Prywatne księgozbiory, zgromadzone przez profesorów, nierzadko były trzy- lub czterokrotnie większe niż kolekcje bibliotek uniwersyteckich, co stanowiło odwrócenie ról, jakie dzisiaj trudno sobie wyobrazić⁸.
Przez większą część XVI i XVII stulecia historia bibliotek postępowała naprzód głównie dzięki prywatnym kolekcjonerom. Książki stały się łatwiej dostępne, a zarazem nieodzowne w życiu zawodowym prawników, lekarzy i duchownych. W połowie XVII wieku wielu z nich mogło się pochwalić księgozbiorami liczącymi ponad tysiąc tomów. W odróżnieniu od renesansowych łowców ksiąg z epoki rękopisów, którzy prowadzili swe poszukiwania w oddalonych od cywilizacji klasztorach, późniejsi kolekcjonerzy znajdowali książki bez większego trudu. Ich korespondencja pełna jest wzmianek o książkach – pożyczali je sobie, dzielili się wiadomościami o nowych tytułach, przesyłali innym własne publikacje (wielu z nich było zarazem autorami) albo polecali sobie książki napisane przez znajomych. W tamtych czasach książki ceniono nie tylko jako źródło wiedzy, lecz także jako wartościowy towar. Dzięki nowinkom rynkowym, takim jak aukcje książek, kolekcjonerzy mogli kupować kolejne tomy, mając pewność, że po ich śmierci rodzina będzie mogła spieniężyć ich zbiory i uzyskać za nie kwotę odpowiadającą ich rzeczywistej wartości. W rezultacie powstało swoiste koło sukcesu: kolekcjonerzy mogli oddawać się swojej pasji, a jednocześnie gromadzić cenne dobra z myślą o swoich spadkobiercach.
Do tej pory historie bibliotek koncentrowały się na wielkich księgozbiorach, zwłaszcza tych, które powstały przed wiekami i przetrwały do naszych czasów, oparłszy się niszczącemu działaniu czasu. Nietrudno zrozumieć dlaczego – te księgozbiory są fascynującą megafauną świata bibliotek. Często mieszczą się w zabytkowych lub nadzwyczaj efektownych budynkach. Któż mógłby się oprzeć perle osiemnastowiecznego austriackiego baroku – kwintesencji świątyni wiedzy? Te budynki jednak były nie tyle świątyniami wiedzy, ile raczej swoistą deklaracją – czy to dumy obywatelskiej i wartości wyznawanych przez nową elitę (biblioteki publiczne w Bostonie i w Nowym Jorku), czy to żarliwej wiary i misji ewangelizacyjnej (siedemnasto- i osiemnastowieczne biblioteki jezuickie). Inne biblioteki upamiętniały sukcesy królewskich faworytów, wyniesionych na szczyty władzy (Bibliothèque Mazarine w Paryżu), albo narzucenie zachodniej kultury krajom pozaeuropejskim (dawna Imperial Library w Kalkucie, która dziś nosi nazwę Biblioteki Narodowej Indii).
Biblioteka była więc symbolem władzy, deklaracją wartości wyznawanych przez naród bądź przez klasę panującą. Kiedy owa władza była kwestionowana, te monumentalne gmachy dotkliwie odczuwały skutki rewolty kulturowej czy intelektualnej. Podczas wojny chłopskiej w Niemczech w latach 1524–1525 siejące zniszczenie zastępy chłopskie uczyniły z bibliotek klasztornych jeden z celów swoich ataków, aby dać wyraz nienawiści do swych panów – majętnych duchownych, którzy bardziej dbali o swoje kosztowności i dochody niż o ludzi odrabiających dla nich pańszczyznę. Czterysta lat później, podczas wojen i niepokojów XX wieku, biblioteki nadal są narażone na ataki wymierzone w ich kapitał kulturowy. Biblioteka publiczna w Dżafnie w Sri Lance była jedną z największych bibliotek Azji – skarbnicą dzieł literatury tamilskiej. Nocą 31 maja 1981 roku została zrównana z ziemią przez bojówki syngaleskie w jednym z najbardziej znanych aktów masowego niszczenia książek z pobudek etnicznych w XX stuleciu⁹. Podobny dramat rozegrał się w 1992 roku w Sarajewie, kiedy to bośniacka Biblioteka Narodowa została celowo zaatakowana przez oblegających miasto Serbów. Cały zbiór, obejmujący półtora miliona książek i rękopisów, spłonął w pożarze.
Niebezpieczeństwa współczesności
W latach 1800–1914 liczba ludności Europy powiększyła się ze 180 do 460 milionów. W Stanach Zjednoczonych nastąpił jeszcze bardziej spektakularny wzrost – z 5 do 106 milionów. Siłą napędową tych zmian była imigracja, dzięki której nowa gospodarka przemysłowa zyskiwała siłę roboczą. Integracja nowych obywateli w społeczeństwie wymagała przede wszystkim zapewnienia im edukacji, co skutkowało zgodnymi dążeniami do wprowadzenia obowiązku szkolnego, przynajmniej w pierwszych latach nauki. Na początku XX wieku w społeczeństwach zachodnich niemal wszyscy obywatele – kobiety i mężczyźni – umieli czytać i pisać. To z kolei dało początek dość radykalnej idei zbudowania sieci bezpłatnych bibliotek publicznych, które miały zaspokajać potrzeby czytelnicze szerokich rzesz obywateli.
Urzeczywistnienie tej śmiałej wizji zajęło sporo czasu. W Stanach Zjednoczonych pionierami w tej dziedzinie były gęsto zaludnione stany Nowej Anglii. W Wielkiej Brytanii momentem przełomowym było uchwalenie w 1850 roku Ustawy o bibliotekach publicznych, która upoważniała władze lokalne do zakładania bibliotek w poszczególnych okręgach. Efekty tych działań na pierwszy rzut oka były imponujące. Do 1914 roku w Wielkiej Brytanii na mocy wspomnianej ustawy powstało ponad 5000 placówek bibliotecznych, które łącznie udostępniały czytelnikom od 30 do 40 milionów tomów rocznie. W roku 1903 Stany Zjednoczone mogły się pochwalić co najmniej 4500 bibliotekami publicznymi, które dysponowały zbiorem około 55 milionów książek. W 1933 w Niemczech było ponad 9000 bibliotek publicznych, a łączna liczba książek dostępnych w amerykańskich bibliotekach przekroczyła 140 milionów¹⁰.
Za tymi imponującymi liczbami kryją się zmagania dużo trudniejsze, niż można by przypuszczać na podstawie tego gwałtownego wzrostu. W uprzemysłowionym świecie XIX wieku, w którym wielu ludzi nadal żyło w biedzie i cierpiało z powodu fatalnych warunków mieszkaniowych i zatrważających warunków pracy, nie wszyscy uważali, że środki publiczne powinny być przeznaczane na finansowanie bibliotek. W Wielkiej Brytanii, w której utworzenie lokalnej rady do spraw bibliotek wiązało się z wprowadzeniem specjalnego podatku, początkowo ten proces przebiegał bardzo powoli. Nawet kiedy zaproponowano wysokość podatku bibliotecznego, agresywna wroga kampania – często finansowana przez potężne lobby piwowarskie – nierzadko sprawiała, że całe przedsięwzięcie kończyło się fiaskiem. Gdyby nie pomoc amerykańskiego przemysłowca szkockiego pochodzenia, Andrew Carnegiego – po obu stronach Atlantyku – rozwój sieci bibliotek z pewnością nie byłby tak szybki. Owe indywidualne pasje i obsesje, a także wielkie przemiany globalne, determinowały historię bibliotek.
Społeczności, rzecz jasna, były dumne ze swoich nowych bibliotek i często zapewniały im doskonałą lokalizację w centrum miasta. Kiedy jednak wstęga została przecięta, a orkiestra przestała grać, trzeba było odpowiedzieć na poważne pytania. Komu ma służyć nowo otwarta biblioteka? Czy dzieci powinny mieć do niej wstęp? A co z tymi, którzy szukają w bibliotece jedynie ciepłego kąta, gdzie mogliby w spokoju przejrzeć gazetę? Sprawę dodatkowo komplikował fakt, że ani Andrew Carnegie, który ufundował wielką liczbę bibliotek w Ameryce i w Wielkiej Brytanii, ani brytyjska Ustawa o bibliotekach publicznych nie określiła zasad zakupu nowych książek. Takie decyzje pozostawały w gestii komisji do spraw bibliotek, na ogół zdominowanych przez tych samych miejscowych prominentów, którzy wcześniej kontrolowali bardziej ekskluzywne biblioteki członkowskie.
Decyzje podejmowane przez owych strażników, dotyczące dostępu do bibliotek oraz ich zasobów, wywołały nowe wojny kulturowe. Rewolucje techniczne w dziewiętnastowiecznym przemyśle drukarskim znacznie powiększyły rozmaitość lektur, jakie można było oddać w ręce neofitów czytelnictwa. Wydawcy zaczęli publikować literaturę przeznaczoną na ten nowy rynek świeżo upieczonych czytelników – książki, które nie miały wychowywać ani edukować, lecz po prostu bawić. A jeśli historie o przygodach, awanturach i bandytach, nieaspirujące do miana wartościowej literatury, boleśnie ugodziły w tradycyjny rynek księgarski, to wydawcy sami byli sobie winni. Za sprawą ich cichego porozumienia z bibliotekami komercyjnymi, zwłaszcza z imperium bibliotecznym Edwarda Mudiego, ceny nowych książek były zbyt wysokie, a co za tym idzie – nikt poza przedstawicielami zamożnej klasy średniej nie miał dostępu do nowej beletrystyki.
Rycina 1. Wyśmiewanie plebejskich gustów czytelniczych było wszechobecne w historii bibliotek. Jak to ilustruje karykatura _Tales of Wonder!_ (1802) autorstwa Jamesa Gillraya, obiektem drwin często bywały gusty czytelnicze kobiet oraz ich zamiłowanie do lekkiej beletrystyki, której aż do XX stulecia większość bibliotekarzy nie traktowała poważnie.
Bibliotekarze i przedstawiciele elity czytelniczej wrzucali do jednego worka popularne opowiadania publikowane w formie gazetowej (_story papers_) i tanie wydawnictwa broszurowe (_yellowbacks_), uznając je za bezwartościowe szmiry. Niełatwo było jednak ustalić, co dokładnie mieści się w tym worku. Historie o rzezimieszkach z przestępczego półświatka bez wątpienia nie miały wartości literackiej, ale thrillery detektywistyczne stawały się jedną z pereł dziewiętnastowiecznej prozy. Liderzy branży bibliotecznej starali się przeprowadzić bibliotekarzy przez te niespokojne wody, publikując listy zaakceptowanych tytułów. Niektóre utwory, takie jak _Szkarłatne godło odwagi_ Stephena Crane’a, w pierwszej chwili wydawały się zbyt niebezpieczne i dopiero po jakimś czasie trafiały do kanonu zalecanych lektur.
Krytycy nowego grona czytelników zyskali niespodziewanych sojuszników wśród elity literackiej XX wieku. Aldous Huxley, George Moore i D.H. Lawrence potępiali gusty literackie pospólstwa¹¹. Szczególnie D.H. Lawrence (który naczytał się za dużo Nietzschego) – podobnie jak T.S. Eliot – był przeciwnikiem powszechnej edukacji: „Zamknijmy wszystkie szkoły. (…) Ogromna większość ludzkości nie powinna się uczyć czytać ani pisać”¹². Jak na ironię. Lawrence pierwszy raz natknął się na Nietzschego w Croydoin Public Library – jednej z wielu placówek bibliotecznych powołanych do życia w celu udostępniania wiedzy masowemu odbiorcy.
Pogarda dla nowych czytelników nie oddawała sprawiedliwości poważnemu zainteresowaniu literaturą przynajmniej części tych odbiorców. Kiedy dziennikarz i publicysta Henry Mayhew przyjrzał się londyńskim straganom z książkami w połowie XIX wieku, odkrył, że wśród ich stałej klienteli było wielu robotników, którzy chętnie kupowali klasyczne dzieła literatury angielskiej – powieści Goldsmitha, Fieldinga i Sir Waltera Scotta, dramaty Szekspira oraz poezje Pope’a, Burnsa i Byrona¹³. Dickens rozumiał nastroje owego wciąż rosnącego rynku i dzięki temu zarobił krocie, a wydawcy czerpali ogromne zyski ze sprzedaży tanich przedruków klasycznych utworów, nieobjętych prawami autorskimi.
Tej grupie czytelników nie brakowało ambicji ani możliwości intelektualnych, ale czasu. Pozwala to zrozumieć, dlaczego dziewiętnastowieczne przepisy, które skróciły dzień pracy, przyczyniły się do ożywienia ruchu bibliotecznego, a także dlaczego biblioteki były szczególnie chętnie odwiedzane podczas wojen i kryzysów gospodarczych. Wojna odbierała ludziom inne rozrywki, co skutkowało zwiększonym zapotrzebowaniem na książki – zarówno wśród żołnierzy, jak i na froncie domowym. Z jednej strony biblioteki nader często znajdowały się na linii frontu wojen przemysłowych XX wieku, z drugiej zaś wojna zaszczepiła w ludziach nawyk czytania – surowiec, bez którego żadna biblioteka nie mogłaby przetrwać.
Okazuje się, że historia biblioteki jest pełna takich paradoksów, płonnych nadziei i mozolnej walki o czytelników. Dziś rozmawiamy o jej przetrwaniu, chociaż śmierć biblioteki zapowiadano niemal równie często, jak śmierć samej książki. Kiedy jednak wiosną 2020 wszystkie biblioteki musiały zamknąć podwoje z powodu pandemii COVID-19, poczucie straty okazało się nader dotkliwe. Nie powinniśmy romantyzować bibliotek, podobnie jak nie czynili tego ich właściciele. Przez sporą część swojej długiej historii biblioteki były przede wszystkim dobrem intelektualnym i finansowym. Tylko najwięksi bogacze mogli sobie pozwolić na traktowanie bibliotek jak kosztownych zabawek, by w ten sposób zaimponować swoim przyjaciołom, nieznajomym i (przy okazji) potomkom. Nie dajmy się zwieść fizycznym pozostałościom tych kolekcji tworzonych na pokaz. Nie pozwólmy, aby efektowna fasada przesłoniła nam istotę rzeczy – niezliczone księgozbiory zgromadzone w prywatnych domach miały równie wielki udział w podtrzymywaniu tętniącej życiem kultury książek, jak biblioteki instytucjonalne. Zapewne nadal tak będzie, jak się wielokrotnie przekonaliśmy w okresach straty i cierpienia. To dlatego biblioteki zawsze odradzały się z ruin w nieustannym cyklu zniszczenia i wielkości. Pragnienie pozostawienia własnego śladu w społeczeństwie jest częścią naszej natury. Nie możemy jednak być pewni, czy to, co zachowamy dla potomnych, będzie równie cenne w oczach tych, którzy przyjdą po nas.
------------------------------------------------------------------------
PRZYPISY:
¹ Cyt. w: Hobson, 1970, s. 143.
² _Advis pour dresser une bibliothèque_, 1627. Naudé, 1950.
³ Zob. rozdział dwunasty.
⁴ Jensen, 2011.
⁵ Godny polecenia wybór tych dzieł można znaleźć w: de Hamel, 2016.
⁶ Zob. rozdział czternasty.
⁷ Stevenson, 1969, s. 148.
⁸ Pettegree i der Weduwen, 2019, s. 172–194.
⁹ Knuth, 2006, s. 80–86.
¹⁰ Kevane i Sundstrom, 2014.
¹¹ W oryginale: _the great unwashed_ – termin autorstwa wiktoriańskiego powieściopisarza i dramatopisarza, Edwarda Bulwera-Lyttona (przyp. tłum.).
¹² Carey, 1992.
¹³ Rose, 1998.