Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Bilet do Szkocji - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
27 marca 2024
E-book: EPUB, MOBI
39,99 zł
Audiobook
49,99 zł
39,99
3999 pkt
punktów Virtualo

Bilet do Szkocji - ebook

Szkockie góry, miłość po czterdziestce i duża dawka humoru!

Żegnaj praco, przyjaciele, mieszkanie.

Zbliżająca się do 40-tki Jo Müller zmuszona jest wrócić do rodziców. Jednak los stawia na jej drodze idealną okazję - staż jako ogrodnik w malowniczych szkockich Highlands. Tam spotyka Duncana, przystojnego, ale wymagającego architetka krajobrazu. Zawodowa kucharka, Jo, odważnie wkracza w świat ogrodnictwa, lecz jej braki prowadzą do katastrofy. Czy nieoczekiwane uczucia, które Duncan zaczyna do niej żywić, ocalą jej marzenia?

Idealna dla fanek i fanów Nory Roberts i Nicholasa Sparksa!

Alexandra Zöbeli mieszka z mężem i kapryśnym kotem w Zurychu. Akcja jej powieści rozgrywa się w kraju jej serca, Wielkiej Brytanii. Z dużą dawką humoru i pasji przenosi swoich czytelników do Szkocji, Anglii lub Walii. Wspaniałe krajobrazy i ekscentryczni bohaterowie to cechy charakterystyczne jej opowieści, które zachęcają, by marzyć.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-280-3381-4
Rozmiar pliku: 621 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Kierownik personalny w domu seniora popatrzył na Jo z udawanym współczuciem i po chwili opuścił wzrok na kopertę leżącą przed nim na biurku.

– Naprawdę bardzo nam przykro, Jo. Ale sama wiesz, jak to jest, czasy są ciężkie, a szef zalecił oszczędności. A ponieważ dołączyłaś do naszego zespołu najpóźniej, po prostu będzie fair, jeżeli wybór padnie na ciebie.

Wybór? Jaki wybór? Jo nie miała pojęcia, co jej kierownik miał na myśli.

– Oczywiście obowiązuje nas trzymiesięczny okres wypowiedzenia – kontynuował.

Wreszcie do niej dotarło, o czym mówi. Wcale nie zamierza jej wybrać na pracowniczkę roku. Chciał ją zwolnić.

– Wyrzucasz mnie? – zapytała ze zdumieniem. Spojrzała osłupiałym wzrokiem na szefa kuchni, który znalazł się wraz z nią w niewielkim gabinecie kierownika personalnego. Z powodu różnic w poglądach na temat żywienia starszych osób nie zawsze się dogadywali… Mimo wszystko wciąż tliła się w niej nadzieja, że jej bezpośredni przełożony stanie po jej stronie i się za nią wstawi. Ale on nabrał wody w usta i wlepił pusty wzrok przed siebie.

Personalny wziął w dłonie kopertę.

– Niestety nie mamy innego wyboru. Sytuacja ekonomiczna… A przecież nie możemy oszczędzać na posiłkach dla naszych pensjonariuszy, prawda?

Jo dosłownie zatkało. I tym oto sposobem została bezrobotną. I to właśnie teraz, kiedy Markus już od tak długiego czasu nie może znaleźć pracy!

– Ale przecież musi istnieć jakiś inny sposób… – zaczęła Jo, ale przełożony natychmiast wpadł jej w słowo.

– Jo, spójrzmy prawdzie w oczy! Podchodziłaś do tematu żywienia i budżetu w sposób, który był dla nas po prostu nie do przyjęcia! Większość z moich zaleceń najzwyczajniej w świecie ignorowałaś. Właściwie przestrzegałaś jedynie harmonogramu dyżurów. – Personalny wydał z siebie niezrozumiały jęk, po czym przejechał dłonią po wyżelowanej fryzurze.

A wszystko szło już tak dobrze! I nagle runęło w gruzach. To przez tego zarozumiałego kucharza! Jo poczerwieniała ze złości. Powoli podniosła się z krzesła i wyciągnęła kierownikowi kopertę z dłoni, po czym podarła ją na strzępy na oczach dwóch bufonów.

– Dobrze, panowie. Skoro tak, to chyba możecie się beze mnie obejść także podczas najbliższych najbliższych trzech miesięcy, prawda?

– Jo, przypominam ci, że podpisałaś umowę o pracę. Ciebie także obowiązuje okres wypowiedzenia!

– No to mnie pozwijcie, proszę bardzo! – odpowiedziała Jo z wściekłością. – Tylko żebyście tego nie pożałowali! – zagroziła, wymachując przed nosem kierownika wskazującym palcem. Nie zamierzam ukrywać prawdy przed nikim, kogo mogłoby zainteresować, jak traktujecie swoich pensjonariuszy. Jak funkcjonuje w tym domu opieka kastowa, gdy bogatszym serwujecie delikatne mięso, podczas gdy inni muszą się zadowolić łykowatymi resztkami, których nie są w stanie przełknąć, choćby je nie wiem jak długo przeżuwali. Pewnie kilka osób zainteresuje się tym, ile udaje wam się zaoszczędzić, kupując przeterminowane jedzenie. Uwierzcie mi, będę miała o czym opowiadać!

– Nikt ci w to nie uwierzy – syknął przez zęby szef kuchni.

– Założymy się?

– Takie dyskusje do niczego nie prowadzą. Niech każde z nas zrobi kilka głębszych wdechów i spróbuje ostudzić emocje. Jo, jeżeli praca w ośrodku przez kolejne trzy miesiące ma stanowić dla ciebie aż taką katorgę, pan Huber odprowadzi cię do twojej szafki, gdzie spakujesz swoje rzeczy. Jeżeli takie jest twoje życzenie, proszę bardzo, możesz opuścić ośrodek już teraz, nie będziemy cię tu zatrzymywać na siłę.

Szef kuchni parsknął z poirytowaniem i uniósł ręce w geście bezradności.

– A kto dziś wyda posiłki?

– Mogliście się nad tym zastanowić wcześniej. – Jo odwróciła się na pięcie i wyszła z biura, a za nią pospieszył Huber.

W drodze do szafek spotkali Heidi, która popatrzyła na nich w osłupieniu.

– Co się stało?

Jo potrząsnęła tylko głową i dała jej gestem do zrozumienia, że zadzwoni do niej później. Poznały się z Heidi w ośrodku dawno temu. Kobieta była dziesięć lat młodsza od Jo, która niedawno skończyła trzydzieści dziewięć lat. Mimo różnicy wieku szybko znalazły wspólny język i się zaprzyjaźniły. Każdy mężczyzna opisałby Heidi jako klasyczną dziesiątkę, bo ze swoimi długimi blond włosami, niebieskimi oczami i figurą, o której Jo mogła tylko pomarzyć, doskonale wpasowywała się w obowiązujący kanon piękna. Jak ona to robi? Mimo że jedną ze słabości Heidi było łakomstwo, cieszyła się figurą modelki. Jo wystarczyło, że tylko spojrzała na mus czekoladowy, a ten natychmiast lądował w jej biodrach. Nie to, żeby miała jakąś wielką nadwagę… Ale musiała się ciągle pilnować z jedzeniem i wciąż odmawiała sobie słodyczy, co w zawodzie kucharki wcale nie było takie łatwe. Nagle przyszła jej do głowy myśl, że oto właśnie pożegnała się z miejscem pracy, a tym samym z niebezpieczeństwem konsumowania nadprogramowych kalorii.

No cóż, świetna figura to jednak nie wszystko. Jo przypomniała sobie, że Heidi też miała swoje zmartwienia… Ciągle trafiała na niewłaściwych facetów, a przyciągała ich jak lep na muchy. Jo była zdania, że Heidi po prostu zbyt szybko obdarzała innych zaufaniem.

Jo od dziesięciu lat mieszkała razem z Markusem. O małżeństwie dotychczas nie rozmawiali, ale mieli na to przecież jeszcze trochę czasu.

Jo kroczyła w milczeniu za Huberem.

– Będziesz mi towarzyszył także podczas przebierania się? – zapytała z sarkazmem.

– Muszę tylko dopilnować, żebyś stąd niczego nie wyniosła – oświadczył obojętnym tonem mężczyzna.

– Możesz też przeszukać moje kieszenie i torebkę, jeżeli to cię uspokoi.

Huber miał trudności z trzymaniem nerwów na wodzy. Jo przebrała się, spakowała swoje rzeczy i wychodząc z szatni, otworzyła torbę przed nosem Hubera, a następnie skierowała się do wyjścia.

Zatrzymała się przed przesuwnymi drzwiami i odwróciła do niego, żeby jeszcze coś powiedzieć.

– Wiesz co, nie życzę ci źle, ale mam nadzieję, że gdy będziesz miał tyle lat co pensjonariusze tego domu, też będziesz dostawał jedzenie, którego ani twoje pozostałe zęby nie zdołają pogryźć, ani żołądek – strawić.

Po tych słowach opuściła budynek.

– Głupia krowa – warknął szef kuchni, ale Jo już tego nie usłyszała.

Podeszła do swojego roweru i postawiła na bagażniku torbę, którą wcześniej wypełniła po brzegi swoimi rzeczami z pracy. Niestety torba okazała się za duża i zbyt nieforemna, żeby mogła ją tam przymocować, więc musiała prowadzić rower w drodze do domu.

Ponieważ był dopiero środek marca, a chodnik przykrywał śnieg zmieszany z błotem, droga była dość mozolna. Jo zrobiła sobie przystanek obok kiosku, w którym kupiła gazetę z ogłoszeniami o pracę.Dotarła do swojego trzypokojowego mieszkania, które dzieliła z Markusem, odstawiła rower do piwnicy i wjechała windą na czwarte piętro. Cieszyła się, że Markus pewnie zaraz przytuli ją na pocieszenie. Wygrzebała klucz z czeluści torebki i przekroczyła próg mieszkania.

– Markusie? Gdzie jesteś?

Odstawiła torbę z ubraniem roboczym na blat kuchenny i przeszła do salonu. Wtem dobiegły ją jakieś dziwne odgłosy. Zmierzając w kierunku ich źródła, dotarła pod drzwi sypialni. Powoli zaczynała się domyślać, co tam zaraz zastanie. Ale to, co zobaczyła po otworzeniu drzwi, przeszło jej najśmielsze wyobrażenia. Na łóżku leżał na brzuchu nagi Markus. Głowę miał wciśniętą w poduszkę. Na jego plecach siedziała pulchna domina z pejczem w dłoni, którym raz po raz smagała go po wypiętym tyłku, doprowadzając go do jęków rozkoszy.

Gdyby ta scena nie była tak tragiczna w przesłaniu, Jo pewnie wybuchłaby teraz śmiechem, ale w końcu był to jej facet i, zaraz, czy to nie…?

– Susi?! – zapytała z niedowierzaniem. Zamaskowana domina poderwała się z przerażeniem na równe nogi. Jednym susem odskoczyła od swojego niewolnika i czmychnęła do łazienki.

Markus odwrócił głowę w stronę Jo i popatrzył na nią równie osłupiałym wzrokiem jak ona na niego.

– To nie tak, jak myślisz! – powiedział speszony mężczyzna i w tym samym momencie dotarło do niego, że wybrał bardzo niewłaściwe słowa.

Jo wybuchła nerwowym śmiechem.

– Tupetu ci w każdym razie nie brak!

– Co ty tu w ogóle robisz o tej porze?

Jo podeszła do szafy i stanęła na palcach, próbując dosięgnąć walizki leżącej u góry. Gdy ściągnęła ją na podłogę, w powietrzu uniosła się chmura kurzu. Jo otworzyła szafę i zaczęła wrzucać swoje ubrania do walizki.

– Co ty wyprawiasz? – zapytał Markus – Chyba nie będziesz teraz histeryzować i podejmować jakichś nieprzemyślanych kroków? Chcieliśmy się tylko trochę zabawić z Susi.

Roztrzęsiona Jo odwróciła się do mężczyzny.

– Ależ nie przeszkadzajcie sobie, kontynuujcie, proszę bardzo, tylko beze mnie! Od jak dawna zabawiacie się na podobne sposoby? – Markus posłał jej spojrzenie przepełnione poczuciem winy. – Nie, lepiej nie odpowiadaj! Pewnie wcale nie chcę wiedzieć. I to Susi… Naprawdę musiałeś sobie wybrać naszą sąsiadkę? Nie mogłeś zadzwonić po jakąś dziwkę, skoro tak bardzo tego potrzebowałeś!

– Żeby złapać jakąś chorobę? Dopiero byś mi podziękowała!

Walizka prędko zapełniła się rzeczami Jo.

– Ale ze mnie idiotka! Wierzyłam, że szukasz pracy! A w rzeczywistości utrzymywałam cię, podczas gdy ty pieprzyłeś się z sąsiadką.

– To nie tak! – próbował dalej bronić się Markus. – Nie mogę przecież szukać pracy osiem godzin dziennie. Pozwól mi na trochę zabawy… jeżeli w ogóle jeszcze pamiętasz, co to takiego.

– Nazywasz zabawą lanie cię pejczem po tyłku? Dzięki, daruję sobie.

– No właśnie! Sama widzisz. Musiałem sobie znaleźć kogoś, kto mógł zaspokoić moje potrzeby.

– Tak, sama cię zmusiłam do tego, żebyś zaczął mnie zdradzać i oszukiwać… Mnie i męża Susi! W głowie mi się nie mieści, jakie z was kanalie!

Susi jak na zawołanie wyszła z łazienki, już w ubraniu.

– Przepraszam cię! Ale nie powiesz nic Hansowi, prawda?

Jo spojrzała na kobietę z obrzydzeniem. Nie dalej jak tydzień temu spędzili we czwórkę uroczy wieczór przy raclette. Pewnie tuż wcześniej też to robili. Niedobrze jej się zrobiło na tę myśl.

– Jesteście obrzydliwi!

Jo zamknęła walizkę i przeciągnęła ją z mozołem po podłodze do drzwi. Markus wstał z łóżka i pospieszył za nią nago.

– Porozmawiajmy! – zawołał za nią.

– Porozmawiajmy? – Jo odwróciła się do swojego przyszłego eks. – Teraz ci się zachciało rozmów? Mogłeś to zaproponować wcześniej. Jeżeli o mnie chodzi, możesz jej pozwolić na to, żeby ci wkładała ten pejcz do tyłka tak głęboko, aż ci wyjdzie drugą stroną. Nie chcę was więcej znać.

– Dokąd w ogóle chcesz pójść?

– Wprawdzie nic ci do tego, ale na początku zatrzymam się u rodziców.

– Aha, czyli wielki powrót pod spódniczkę mamy. No tak, przecież masz dopiero trzydzieści dziewięć lat… Dobrze, że wciąż możesz wrócić do mamusi i tatusia.

Oczy Jo zapłonęły gniewem. Odstawiła walizkę na bok.

– Nie waż się tego przedstawiać w taki sposób! W przeciwieństwie do ciebie przynajmniej mam kogoś, na kogo zawsze mogę liczyć. I vice versa! W naszej rodzinie zawsze troszczyliśmy się o siebie nawzajem.

– Tak też można nazwać ciągłe powroty do rodziców – drwił z niej Markus. – Wiesz co, właściwie się cieszę, że się stąd wynosisz. Jesteś taką zaściankową i nudną kobietą!

Susi minęła ich, wymykając się z mieszkania.

– Ach, a ty niby jesteś taki interesujący?

– Przynajmniej nie boję się ryzyka. A ty wciąż posłusznie robisz to, czego inni od ciebie oczekują. Przychodzisz punktualnie do pracy, sprzątasz mieszkanie, gotujesz… A ukoronowaniem tygodnia jest seks w pozycji misjonarskiej podczas niedzielnych poranków. Rzygać się chce!

Jo z trudem walczyła ze łzami.

– Jesteś najbardziej obrzydliwym facetem, jakiego spotkałam w życiu. Nie mam pojęcia, co ja w tobie w ogóle widziałam.

Jo odwróciła się i wyszła z mieszkania.

Gdy znalazła się na chodniku, zadzwoniła po taksówkę, bo nie miała zamiaru znowu taszczyć swojego bagażu przez pół miasta. Poczuła dumę z siebie, że udało jej się powstrzymać nadciągające załamanie w obecności Markusa. W taksówce również się nie rozkleiła. Ale gdy jej mama przyjęła ją z otwartymi ramionami, pozwoliła sobie wreszcie na wybuch płaczu.

– Co za dupek! – skomentował jej tata, gdy usłyszał pokrótce, co się stało. – Najchętniej bym tam pojechał i wybił mu wszystkie zęby.

Ojciec Jo miał już na karku siedemdziesiątkę, ale wiedziała, że byłby w stanie spełnić swoje pogróżki.

– Ale ja byłam głupia! Jak mogłam tego wszystkiego nie zauważyć? – Jo pociągnęła nosem.

Mama trzymała swoją córkę w ramionach, próbując dodać jej otuchy. Po chwili przeszli do kuchni.

– Zaparzę nam herbaty, a ty w międzyczasie opowiesz nam dokładnie, co się stało. A potem się zastanowimy, co dalej. Wiesz, że zawsze znajdzie się u nas miejsce dla ciebie.

– Dzięki! – powiedziała przez łzy Jo.

Gdy już opowiedziała rodzicom o wszystkim, co się wydarzyło tego beznadziejnego dnia, wsparła łokcie na stole i ukryła twarz w dłoniach. Czuła się tak, jakby jej głowa ważyła kilka ton.

– A może faktycznie jestem taką nudziarą, jak twierdzi Markus? Kto w moim wieku wraca w takiej sytuacji do domu, żeby się wypłakać? Może on ma rację…

– A dokąd miałabyś pójść? Przecież po to człowiek ma rodzinę. Trzymamy się razem niezależnie od okoliczności. – Mama pogłaskała Jo po dłoni. – Możesz u nas zostać tak długo, aż znajdziesz sobie mieszkanie i pracę.

– Zostawiłaś jakieś rzeczy w waszym mieszkaniu? Mógłbym tam pojechać z kumplami i je stamtąd zabrać.

Jo wyczytała z twarzy ojca, że chętnie przy tej okazji powiedziałby jej byłemu, jakie ma na jego temat zdanie. Jo potrząsnęła przecząco głową.

– Nie chcę stamtąd nic, co by mi przypominało tego gnojka. Najpotrzebniejsze rzeczy zapakowałam do walizki. – Trochę wbrew woli musiała się uśmiechnąć. – Ale oni razem wyglądali! – Jo pokręciła głową na samo wspomnienie. – Żal mi tylko męża Susi.

– Powiesz mu o nich? – zapytała ją mama, stawiając przed Jo filiżankę z herbatą. Jo upiła łyka.

– Nie, to nie moja sprawa. Niech sami to między sobą załatwią.

Podczas następnych dni rodzice naprawdę rozpieszczali Jo. Pewnego wieczoru wyszła do pobliskiego pubu z Heidi, która zdała jej relację z tego, jak Huber oznajmił swojemu zespołowi, że Jo została zwolniona ze względu na oszczędności w ośrodku.

– Wiesz co? Bez ciebie to już nie jest to samo… Chyba złożę niedługo wypowiedzenie. Tylko najpierw znajdę sobie coś nowego, muszę mieć na czynsz.

– Tak, sama bym tak wolała. Ale skoro już i tak mnie zwolnili, nie chciałam dłużej znosić tego wyniosłego Hubera.

– A znalazłaś już sobie coś nowego?

Jo potrząsnęła głową.

– Wysłałam wprawdzie kilka CV, ale nikt się jeszcze nie odezwał. Nie chcę pracować w miejscu, w którym będę harować do późnej nocy, a to, jak wiesz, jest normą w naszej branży. Nie robię się młodsza…

– Przestań, Jo, tylko mi się tu nie postarzaj!

– Wiesz, Markus z tym jednym miał rację: nudziara ze mnie.

Heidi spojrzała z konsternacją na Jo.

– Oszalałaś?! Nie jesteś żadną nudziarą!

– Jestem, jestem… Kiedy ostatnio zrobiłam coś zaskakującego? Kiedy odważyłam się na coś szalonego? Codziennie o wpół do siódmej wychodziłam do pracy i wracałam po osiemnastej do domu. W weekendy zawsze robiłam zakupy

i sprzątałam mieszkanie…

Heidi uniosła jedną dłoń.

– Stop! Kochana, to, że prowadzisz zwykłe życie pracującej kobiety, jeszcze wcale nie znaczy, że jesteś nudna. Ktoś w końcu musiał przynosić kasę do domu. Jedzenie nie spada z nieba, a czynsz się sam nie płaci. Widzę, że Markus wpłynął na Twoją samoocenę! Co za gnojek

z niego!ROZDZIAŁ 2

Następnego ranka Jo została sama w domu. Zaparzyła sobie kawy i zaczęła bez zapału przeglądać magazyn ogrodniczy swojej matki. Pewien artykuł o ogrodach w Szkocji przykuł jej uwagę. Zdjęcia roślin były naprawdę przepiękne. Po długiej i szarej zimie ta feeria kolorów była jak balsam na jej przykurzoną duszę. Artykuł czytało jej się naprawdę miło i obudził w niej tęsknotę za dalekimi podróżami. Z każdego słowa przebijała fascynacja autora całym krajem. Jo wprawdzie bywała czasem w Anglii i mówiła całkiem nieźle po angielsku, ale nie miała dotąd okazji samej zobaczyć Szkocji.

Na jednym ze zdjęć ujrzała przepiękny ogród na tle granatowego morza. Westchnęła z nostalgią. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz miała okazję wdychać świeże morskie powietrze. Jej zadumę przerwało nagłe brzęczenie telefonu. Gdy po niego sięgała, niechcący potrąciła filiżankę i wylała całą kawę na stół.

– O nie! – Jo jedną ręką złapała zalany magazyn, a drugą sięgnęła po telefon.

– Müller – odezwała się do telefonu, idąc do zlewu po ścierkę, żeby wytrzeć nią gazetę.

– To ja, Markus. Proszę, nie odkładaj znowu telefonu! Chodzi o nasze mieszkanie.

Miał szczęście, faktycznie w pierwszym odruchu zamierzała natychmiast przerwać połączenie, ale jeżeli faktycznie dzwonił z powodu mieszkania, postanowiła go wysłuchać.

– Co się stało?

– Chodzi o płatność czynszu do momentu, aż uda mi się znaleźć coś nowego. – Jo zatkało na te słowa. – Podpisałaś umowę najmu razem ze mną – dorzucił.

– Ale z ciebie padalec! Nie masz za grosz honoru – powiedziała do słuchawki Jo, po czym zakończyła połączenie.

Zaraz potem zadzwoniła do administracji budynku i wyjaśniła pracownikowi, jak wygląda jej sytuacja. Postanowiła jeszcze tego samego dnia wysłać pocztą wypowiedzenie umowy najmu i do zakończenia tego okresu wpłacać połowę czynszu. Reszta była przecież sprawą drugiego z wynajmujących. Pracownik wyjaśnił jej wprawdzie uprzejmym, choć zdecydowanym tonem, że skoro podpisała umowę, odpowiada za całość kwoty. Więc jeżeli Markus nie zapłaci drugiej części, ona także może zostać pociągnięta do odpowiedzialności. No super!

Po tej deprymującej rozmowie jej wzrok padł ponownie na gazetę z artykułem o szkockich ogrodach. Jej uwagę przykuł jeden z akapitów.

_…zrobić sobie rok przerwy? Z radością przyjmiemy Cię na staż. Nauczysz się, jak profesjonalnie dbać o ogród i wykonywać codzienne prace. W przypadku zainteresowania prosimy o kontakt z Lochcarron Garden Estate._

Poniżej był podany adres mailowy oraz numer telefonu. Niestety nie mogła odczytać, o czym była mowa w poprzedniej części artykułu, bo kawa zostawiła po sobie trwałą plamę, a próby usunięcia jej ścierką tylko pogorszały sprawę.

Jo wyjrzała przez okno. To by było naprawdę coś! Popracować przez jakiś czas na świeżym powietrzu, poczuć zapach morza i wreszcie wyjść z kuchni na zewnątrz! Praca w ogrodzie na pewno by jej się spodobała, nawet jeżeli nie miała w niej doświadczenia.

Pomagała wprawdzie czasem rodzicom w ich niewielkim ogrodzie, jednak odkąd się od nich wyprowadziła, nie miała własnego ogrodu. Ale przecież autor artykułu napisał, że podczas rocznego stażu można będzie zdobyć doświadczenie. Nic tam nie było napisane na temat wymogu posiadania doświadczenia. Przecież praca w ogrodzie nie może być aż tak trudna! Może powinna faktycznie odważyć się na taki krok? Z drugiej strony to spory kawałek ze Szwajcarii…

Nie była też pewna, czy poradzi sobie ze zrozumieniem szkockiego dialektu, który uchodził przecież za dość trudny. Ale czy dostanie od losu kolejną podobną okazję, żeby zrobić sobie przerwę od swojego życia, od swojego zawodu? Nic jej tu nie trzymało, nie miała mieszkania ani pracy. Przypomniało jej się znowu, jak Markus zadrwił sobie z szyderczym uśmiechem, że Jo nigdy nie podejmuje ryzyka i jest nudziarą.

Zanim odwaga zdążyła ją opuścić, Jo włączyła komputer rodziców, żeby przyjrzeć się dokładnie kompleksowi Lochcarron Garden Estate. W jego skład wchodził ekskluzywny pięciogwiazdkowy hotel oraz rozległe tereny ogrodowe. Zdjęcia przedstawiały dywany kwitnących na niebiesko wiosennych kwiatów, róż i innych przepięknych roślin, których nigdy przedtem nie widziała. Oprócz części kwiatowej mieściły się tam również ogród warzywny, ziołowy, a także leśny, z którego drewniany pomost wychodził prosto nad brzeg morza. Cała posiadłość wyglądała przeuroczo. W hotelu było piętnaście pokoi, a na jego terenie znajdowała się także elegancka restauracja dla smakoszy i przytulna herbaciarnia, w której popołudniami serwowano ciepłe napoje. Mieścił się tam również niewielki sklepik z kwiatami i prezentami.

Jo oczami wyobraźni zobaczyła siebie, jak pracuje w ogrodzie, a wieczorami przesiaduje nad brzegiem morza. Otworzyła swojego maila i napisała do administracji hotelowej, że byłaby zainteresowana odbyciem u nich rocznego stażu i że mogłaby praktycznie zacząć od zaraz.

Gdy rodzice Jo wrócili z zakupów, najpierw przeprosiła mamę za to, że zniszczyła jej gazetę, a zaraz potem opowiedziała o odpowiedziała na ogłoszenie o stażu.

– Kochanie, czy to trochę nie za daleko? – zapytała ją mama zatroskanym głosem.

– Ale pamiętasz, że Szkoci mówią w tym swoim dziwnym dialekcie? Ledwo ich można zrozumieć – dodał tata.

Dokładnie te same kwestie zaprzątały głowę Jo w ciągu ostatniej godziny.

– No cóż, jeżeli nie będę się potrafiła tam dogadać, to po prostu wrócę. Świat już nie jest tak ogromny, jak kiedyś. – Uśmiechnęła się niepewnie. – Jeszcze nie dostałam od nich odpowiedzi. Może to już dawno nieaktualne, może już kogoś przyjęli.

Ku swojemu zaskoczeniu, dostała odpowiedź jeszcze tego samego wieczoru. Napisali, że faktycznie oferują możliwość odbycia rocznego stażu po zakończeniu edukacji. Stażystom oferowali także pokoje w hotelu dla pracowników. Jo wzięła kilka głębszych wdechów. Zaryzykować? Wciąż słyszała w głowie szyderczy głos Markusa, który twierdził, że jest nudziarą.

– Możesz mnie pocałować! – syknęła i odpisała do administratorki, że z chęcią przyjmie ofertę i zarezerwuje najbliższy możliwy lot do Glasgow.

I w ten oto sposób dokładnie tydzień po wymianie pierwszych maili z administratorką hotelu Jo z dziwnym uczuciem w brzuchu zajęła swoje miejsce w samolocie. Po wylądowaniu w Szkocji udała się z dwiema walizkami na dworzec kolejowy i zakupiła bilet do Oban. Stamtąd kontynuowała podróż autobusem. Na szczęście przystanek znajdował się tuż przy kompleksie hotelowym. Jo spojrzała z zachwytem na okazałą żelazną bramę i wtaszczyła swoje ciężkie walizki na teren hotelu.

Niestety po niedługim czasie się przekonała, że główny budynek wcale nie leży tuż przy wejściu i musi sobie zrobić piętnastominutowy spacer z bagażem zanim wreszcie dotrze na miejsce. Mimo chłodnego marcowego powietrza zdążyła się cała spocić podczas tego spaceru. Wycieńczona, ale zadowolona, że wreszcie dotarła na miejsce, zgłosiła się w recepcji hotelowej.

– Pani Josephine Müller? – Młoda, zadbana kobieta podeszła do niej i wyciągnęła w jej kierunku dłoń. – Och, przeszła pani z tymi ciężkimi walizkami całą drogę na piechotę? Mogliśmy przecież panią odebrać.

Jo uśmiechnęła się.

– Nic nie szkodzi. Przynajmniej mogłam już zobaczyć część ogrodu. Ależ jest piękny!

– Dziękuję. Ja nazywam się Jane Douglas i zaprowadzę panią do pokoju, tam będzie się pani mogła rozpakować i odświeżyć. Dziś wieczorem odbędzie się skromna kolacja na przywitanie, podczas której pozna pani pozostałych praktykantów, stażystów i ogrodników. Kierownik ogrodu niestety nie zdoła do nas dołączyć, ale pozna go pani już jutro.

Pani Douglas poszła przodem. Kobiety wyszły z budynku i wsiadły do niewielkiego pojazdu golfowego.

– Niech pani umieści swój bagaż z tyłu.

Jo posłuchała administratorki, a potem usiadła obok niej.

– Długo tu pani mieszka? – zapytała kobietę.

– Praktycznie od zawsze. Hotel należy do moich rodziców i kiedyś to ja stanę się jego właścicielką.

– Ach! – Nic więcej nie wpadło jej do głowy w odpowiedzi. Droga trwała tylko kilka minut i prowadziła przez kolejne przepiękne tereny. Administratorka w końcu zatrzymała pojazd przed jakimś dużym budynkiem.

– Jesteśmy na miejscu. Tu mieszczą się pokoje naszych pracowników.

Jo wysiadła i ściągnęła na ziemię swoje walizki. Pani Douglas najwidoczniej uznała, że nie musi jej przy tym w żaden sposób pomagać. Nie zapukała też do drzwi wejściowych, tylko po prostu je otworzyła i powiedziała Jo, żeby za nią weszła do środka.

Na parterze mieściła się obszerna kuchnia dla wszystkich mieszkańców oraz przytulny salon z telewizorem i kominkiem.

– Każdy ma tu swój pokój – wyjaśniła kobieta. – Pani pokój mieści się zaraz za kuchnią.

Pani Douglas otworzyła do niego drzwi i wpuściła Jo. Pokój był dość mały, ale mieściło się w nim wszystko, czego potrzebowała Jo. Stał tam stół z krzesłem oraz łóżko z niewielkim stolikiem nocnym, a na nim staromodna lampka w stylu Tiffany. Łazienkę musiała dzielić z trzema innymi pracownikami mieszkającymi na tym samym piętrze.

– Zostawię panią teraz, żeby mogła się pani spokojnie rozpakować. Proszę jutro zajrzeć do mojego biura w celu uzupełnienia formalności. Zaczyna pani pracę jutro o dziewiątej, pozostali praktykanci pokażą pani później, gdzie co jest. Jeżeli będzie pani miała jakieś pytania, proszę się zwracać z nimi do kierownika ogrodu, którego pozna pani jutro. Dzisiejszą kolację wyjątkowo dostarczy hotel, aby, jak już wspomniałam, uczcić pani przyjazd do naszego hotelu. Życzę pani miłego i interesującego stażu w naszych ogrodach.

– Bardzo pani dziękuję.

Gdy pani Douglas opuściła pokój, Jo zaczęła się rozpakowywać, ale zaraz potem do jej pokoju zaczęły docierać odgłosy powracających mieszkańców. Otworzyła drzwi od swojego pokoju i wyszła się z nimi przywitać.

– O, cześć! – Młoda kobieta z ognistorudą fryzurą jako pierwsza zobaczyła Jo. – Musisz być tą nową.

Jo uśmiechnęła się nieśmiało i wyciągnęła do niej dłoń.

– Chyba tak. Jestem Jo. I, eee…, od razu przepraszam za mój angielski.

– Ach, nie musisz za nic przepraszać. Jestem tu już dość długo, a mimo to wszyscy od razu rozpoznają po moim akcencie, że nie jestem Szkotką. Nazywam się Maria i pochodzę z Holandii.

Kobieta zaczęła wskazywać dłonią po kolei na pozostałych i przedstawiła Jo Agnes, Giovanniego i Olava. Większość z nich pracowała tu już od paru miesięcy.

– Liz i Greg jeszcze nie wrócili, poznasz ich później.

– Czy wszyscy pracownicy hotelu mieszkają na jego terenie? – zapytała Jo.

– Nie, nie. Większość mieszka w wiosce. Audrey jest tu tylko w tygodniu. Niedawno zaczęła szkołę, więc mieszka jeszcze z rodzicami i przychodzi tu na praktyki. A ty skąd pochodzisz?

– Ze Szwajcarii.

– I przyjechałaś tu na roczny staż? – zdziwiła się Agnes. – Nie jesteś na to troszeczkę za stara?

Jo mogła wprawdzie poczuć się trochę urażona tym pytaniem, ale w zasadzie tylko ją rozbawiło.

– Tak, pewnie masz rację, z drugiej strony na naukę nigdy nie jest za późno. Po prostu potrzebowałam przerwy od mojego życia. No i wpadł mi w ręce artykuł o tych ogrodach.

Maria uniosła jedną brew.

– Hmm, przerwę? Po kilku tygodniach z naszym poganiaczem niewolników możesz wkrótce potrzebować przerwy od przerwy.

– Ups, jest aż tak źle?

– Gorzej – dodał od siebie Giovanni. – Bardzo chętnie zdradziłbym więcej, ale w tym momencie muszę wziąć gorący prysznic. Pogadamy przy kolacji.

Marie rzuciła w niego jedną ze swoich rękawic ogrodowych.

– Jeżeli ci się wydaje, że pozwolę ci zużyć całą ciepłą wodę, to się grubo mylisz, mój drogi.

Po tych słowach pobiegła do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Agnes zaśmiała się.

– Nie patrz takim przerażonym wzrokiem, Jo. Wystarczy wody dla nas wszystkich. Giovanni jest po prostu prawdziwym koneserem długich, gorących pryszniców i gdy już wejdzie do łazienki, nie da się go stamtąd przepędzić przez najbliższe pół godziny. Chodź, oprowadzę cię w tym czasie po budynku. A może Jane zdążyła ci już wszystko pokazać?

Jo pokręciła głową i ruszyła za Agnes, która dokładnie jej objaśniła, co się znajduje w którym pomieszczeniu. Kuchnia była wspólna, ale nie było w niej żadnego harmonogramu sprzątania. Wszyscy sprzątali po sobie, podobnie było z zakupami – każdy jeździł po nie sam do wsi.

– A jak się tam dostanę? Są tu jakieś rowery?

– Nie jeździsz samochodem? – zapytał Olav, który stanął nagle za kobietami.

– Zrobiłam prawko lata temu, ale nie miałam potem okazji prowadzić. Po prostu nie musiałam tego robić. Poza tym ruch lewostronny mnie trochę stresuje.. Wolępojechać rowerem, jeżeli sklep jest trochę dalej.

– Wydaje mi się, że w szopie z narzędziami widziałam jakiś stary rower.

Drzwi wejściowe otworzyły się i do środka weszła Liz, trzymając za rękę Grega. Aha, czyli są parą. Okazało się, że poznali się właśnie w tym miejscu i pracują tu razem już od pięciu lat. Oboje od razy wzbudzili sympatię Jo.

Podczas kolacji panowała wesoła i dość swobodna atmosfera. Jo natychmiast poczuła się tu dość swojsko, mimo że z pewnością była najstarsza z towarzystwa. Dziwiła się tylko, jak duży musi być ogród, skoro tu zatrudniono aż tylu pracowników. Liz uśmiechnęła się, gdy Jo głośno wyraziła swoje myśli.

– Jest ogromny! Ale zajmujemy się także zwierzętami, które tu żyją. Sami uprawiamy i sprzedajemy większość kwiatów, roślin, warzyw i owoców w sklepie. To akurat należy do moich zadań.

Greg spojrzał z dumą na swoją dziewczynę.

– Koniecznie musisz zajrzeć do naszego sklepu. Liz doprowadziła tę budę do prawdziwej świetności.

– A kierownik faktycznie jest taki surowy? – chciała się dowiedzieć Jo, wyobrażając sobie mężczyznę w typie jej byłego szefa w domu opieki.

Greg popatrzył po twarzach obecnych. Niektóre z nich się zaczerwieniły.

– No, może ujmę to tak: faktycznie jest dość surowy i ma wysokie wymagania…

Marie parsknęła.

– Tak to można ująć. Można też mieć wymagania i wyrażać je w sposób kulturalny, nie obrażając nikogo.

– Po prostu trzeba mieć do niego dystans i nauczyć się jakoś sobie z nim radzić – stwierdziła Liz.

– Może ujmę to tak: nazywa się Scarman, ale bardziej pasowałoby do niego określenie Scary Man… – burknęła Marie. – Duncan potrafi być naprawdę niemiły podczas swoich wybuchów złości. Szkoda że nie słyszałaś jak dziś znowu zbluzgał Audrey. A przecież chodzi dopiero do pierwszej klasy w szkole ogrodniczej. Dobrze pamiętam, jakie głupoty ja robiłam w jej wieku.

Greg spojrzał z rozbawieniem na Audrey.

– Choć mimo wszystko nie powinnaś była otwierać furtki świniom. Mogłaś się domyślić, że natychmiast rozejdą się po świeżo zasianych grządkach warzywnych i zaczną się częstować.

Giovanni roześmiał się.

– Cudownie było patrzyć na Scary Mana biegającego za świniami.

Po kuchni rozległ się donośny śmiech mieszkańców budynku. Nawet Jo zaczęła chichotać na wyobrażenie, jak świnie przekopują pyskami obsadzoną ziemię, nie zważając na szalejącego ze złości kierownika.

– Prawda jest taka, że nie dorastamy mu do pięt – stwierdziła po chwili z poważną miną Liz. – Nie bez powodu udało mu się dwukrotnie zdobyć złoty medal na Chelsea.

– Chelsea? A co to takiego? – zapytała zaintrygowana Jo.

– W jakim świecie ty żyjesz? – zapytał zdumiony Olav. – W Chelsea odbywa się najważniejsza wystawa w naszej branży. Każdy ogrodnik marzy o tym, żeby wziąć w niej udział. – Mężczyzna z dezaprobatą pokręcił głową.

– Ach, o tym mówisz. – Jo udała, że doskonale wie, o co chodzi, i postanowiła przeszukać internet, żeby się doszkolić w tym temacie. Była całkowitym żółtodziobem w tej branży. No ale w końcu przyjechała tu po to, żeby się czegoś nauczyć.

– Po prostu przychodź punktualnie do pracy i słuchaj dokładnie jego poleceń, to jakoś sobie z nim poradzisz – poradziła jej na koniec Liz.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij