Biurowy kochanek - ebook
Biurowy kochanek - ebook
Czy powinna pożądać kogoś, kogo zupełnie nie zna? Eliza jest znudzona swoim życiem i monotonną pracą w biurze. Gdy pewnego dnia spotyka tajemniczego mężczyznę, od razu wie, że dostarczy jej wielu niezwykłych doznań. Mężczyzna, gwałtowny i brutalny biznesmen, w jednej chwili potrafi Elizę wykorzystać, a w kolejnej zostawić samotną, wypełnioną nieokiełznanym pożądaniem. Kobieta zdaje sobie sprawę, że właśnie tego jej brakowało: mocnych wrażeń. Nie wie jednak, że ta relacja wywoła w niej skrajne emocje, które wymkną się spod kontroli. ""Biurowy kochanek"" to niecodzienny erotyk, przesycony gorącym pożądaniem, zakazanymi uczuciami i wyuzdanym seksem, ale też dzikimi uczuciami, nad którymi Elizie trudno zapanować. Czy jednak okaże się na tyle silną kobietą, żeby sobie z nimi poradzić?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67024-46-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Część pierwsza
1. Gra wstępna
2. Winda
3. Rozedrganie
4. Weekend
5. Głos
6. Głęboko
7. Powrót
8. Myśli
9. Numer
10. Decyzja
Część druga
11. Wiadomość
12. Zabieganie
13. Kropla pożądania
14. Zdjęcie
15. Przygotowania
16. Kolacja
17. Śniadanie
18. Ostatni pocałunek
19. Park
Część trzecia
20. Pierwsza wiadomość
21. Druga wiadomość
22. Trzecia wiadomość
23. Czwarta wiadomość
24. Piąta wiadomość
25. Szósta wiadomość
26. Ostatnia wiadomość
Część czwarta
27. Przygotowanie
28. Etap pierwszy
29. Etap drugi
30. Etap trzeci
31. Płacz
32. Weekend
33. Chwila prawdy
34. Informacje
35. Mam dosyć
36. Pomoc
37. Plaża
38. Znamię
39. Zdemaskowanie
40. Od nowa
Epilog1. Gra wstępna
Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przeszedł obok mnie tylko raz i poczułam jego intensywne, niezwykle przyjemne perfumy. Teraz wodziłam za nim wzrokiem i pragnęłam go bardziej i bardziej. Nie omieszkałam odpytać dziewczyn, kto to taki. Michalina wiedziała, że ma na imię Marek i podobno prowadzi jakieś nieoficjalne interesy z naszym szefem, Karolem.
Tajemniczo to zabrzmiało, potęgując moją ciekawość.
Miał na sobie białą, idealnie dopasowaną do umięśnionego ciała koszulę. Jego barki były szerokie, ale nie sprawiał wrażenia typowego mięśniaka. Patrzyłam, gdy bawił się swoim czarnym krawatem. Potrząsał jego końcówką, jakby był dzwoneczkiem albo czymś zgoła ciekawszym, a ja złapałam się na tym, że rozbieram go wzrokiem. Oczyma wyobraźni widziałam, jak wchodzi nagle na stół. Patrząc wprost na mnie, rozpina powoli koszulę, guzik po guziku, ukazując swoje doskonale wyrzeźbione ciało, które mogłoby posłużyć za model nawet Michałowi Aniołowi.
Rozmarzyłam się.
W pewnym momencie dostrzegł mój wzrok, a ja dopiero po kilku sekundach zareagowałam. Speszyłam się i wróciłam spojrzeniem do dokumentów rozłożonych na biurku.
Czułam, że twarz mi płonie.
Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Tym bardziej że cały dzień byłam zmęczona i nie miałam na nic siły. Teraz siedziałam w biurze i jedynie markowałam robotę. Pracowałam ze zmniejszoną wydajnością, zupełnie jakby odcięto mi część przewodów zasilających, przez co działałam na resztach energii. A dzień się właściwie dopiero zaczął.
Dochodziła jedenasta. Ledwo wstałam dziś z łóżka. Dwa razy włączałam drzemkę w budziku, zanim wreszcie podniosłam się i zrobiłam kawę. Do kuchni poszłam nago, bo nie chciało mi się ubierać, a dodatkowo wyjście spod kołdry do zimnego pomieszczenia zawsze mnie otrzeźwiało. Czułam się, jakbym poprzedniego dnia wypiła butelkę wina, a tymczasem nawet nie tknęłam alkoholu. Postanowiłam – skoro mam się tak czuć bez picia, to dziś się napiję. I to dużo. Tak czy siak obudzę się pewnie podobnie wykończona. Choć to pewnie wina wczesnowiosennego klimatu – wciąż było zimo, szaro, bez choćby plamy zieleni na dworze, a w kalendarzu oszukiwali, że nadeszła wiosna. Ktoś to źle wymyślił.
Kawę wypiłam, na wpół śpiąc. Wciąż nie chciało mi się ubierać, choć już drżałam z zimna. Mimo że grzejnik miałam w sypialni odkręcony, to reszta mieszkania była dziwnie chłodna. Ale przynajmniej dobrze to wtedy na mnie działało.
Wybiła siódma.
W końcu wciągnęłam na siebie czarne majtki, krótką spódniczkę, koronkowy stanik i granatową koszulę. Najchętniej jednak z powrotem poszłabym spać.
Pół godziny później siedziałam w samochodzie. Pracę miałam oddaloną o piętnaście minut drogi. Gdy była ładna pogoda, to wolałam skorzystać z komunikacji miejskiej, ale dziś zapowiadali deszcz. Starałam się oszczędzać na paliwie, szczególnie wtedy, gdy poruszanie się autem nie było niezbędne. Dodatkowo nie lubiłam jeździć po mieście, najlepiej by było, gdyby do pracy na przykład woził mnie mój facet.
Zawsze uśmiechałam się do siebie na tę myśl. Cały czas czekałam na księcia z bajki, choć mógł też być z korporacji, który przyjedzie do mnie na białym koniu, choć mógłby to być jakiś fiat albo toyota. Nie byłam wybredna. Przede wszystkim liczyło się śliczne ciało, silny uścisk, zadziorny uśmiech i żądza w oczach, idąca w parze z intelektem i nieprzeciętnym charakterem. Tego pragnęłam.
I zdaje mi się, że na to właśnie teraz patrzyłam.
Znów spojrzałam w kierunku Marka. Już nie był odwrócony w moją stronę. Gadał z szefem, który pokazywał mu jakieś wykresy na tablicy korkowej.
Zastanawiałam się, co taki facet robi w zwykłej hurtowni papierniczej. I myślałam – nie ma szans, żeby ktoś taki spojrzał na mnie, szarą myszkę, która nigdy nic nie znaczyła i pewnie jeszcze długo znaczyć nie będzie. Dlatego darowałam sobie jakiekolwiek fantazje o facecie, który już ani razu na mnie nie spojrzał, a jedynie gadał z moim przełożonym.
Zapatrzyłam się w dokumenty i bezmyślnie zaczęłam przenosić dane z wydruków na elektroniczny arkusz. Miało mi to zająć cały dzień – żmudna, nudna praca, która nie miała większego sensu. Wszystko, co teraz wypełniałam, powinno trafić do archiwum. Zapewne nikt nigdy więcej już na to nie spojrzy, a efektem będą jedynie pościerane klawisze na klawiaturze i mój brak wiary w lepszą przyszłość. Jakby nie można było zrobić kopii wydruku faktur i po prostu zamknąć ich w teczkach. Rozumiałam, że papier nie był trwały, ale czy trwałe było to, co nie miało nawet fizycznej formy? Zamiast tego mogłabym się zająć czymś pożytecznym, co przynosiłoby jakikolwiek efekt, dzięki czemu czułabym satysfakcję z wykonywanej pracy. Tymczasem przepełniało mnie znużenie, obojętność i zastanawiałam się, na jaki kurs mogę pójść, żeby odmienić swoją rzeczywistość. Choć skończyłam rachunkowość i tym właśnie się zajmowałam, to nie czułam najmniejszej satysfakcji.
Westchnęłam głęboko i przeciągle.
– Co jest? – spytała siedząca biurko dalej Michalina, która wykonywała podobną pracę.
– Jakoś nie mam dziś na nic siły.
– Niewyspana?
– Cóż… To też, ale chyba nie o to chodzi – mruknęłam, nie wiedząc, czy powinnam się w tym momencie zwierzać koleżance z pracy. Nie miałam z Michaliną żadnych bliższych kontaktów, ot, siedziałyśmy obok siebie, czasem chodziłyśmy na lunch. Żadnych zażyłości, sekretnych rozmów.
– A o co?
– Po prostu… – Znów westchnęłam. – Jakoś nie mam humoru.
– A, okej, rozumiem.
Nie chciałam brnąć dalej. Już miałam powiedzieć, że ta praca jest marnowaniem czasu, ale wiedziałam, że takie komentarze szybko mogłyby powędrować wyżej. Nawet najlepsza koleżanka z pracy mogłaby donieść do szefa o negatywnych opiniach współpracownicy. Tym bardziej Michalina, która zdawała się być pochłonięta pracą i tylko czyhała na moment, by zająć czyjeś miejsce w biurze, oczywiście na wyższym szczeblu. Choć nie mówiła o tym wprost i zawsze zdawała się być miła, to jednak czasem dawało się wyczuć fałsz w jej słowach. Co było kolejnym minusem, utwierdzającym mnie w przekonaniu, że powinnam znaleźć sobie nową pracę.
– Cholera jasna… – rzuciłam zrezygnowana.
– Co tam? – Michalina znów się zainteresowała.
– Boże, zapomniałam kilku dokumentów i teraz nie mogę zrobić całego zestawienia.
– A gdzie je masz?
– W samochodzie
– To idź po nie.
– Wiem, muszę, ale tak bardzo mi się nie chce. Niczego. Chyba to jednak dlatego, że dziś okropnie spałam. – Skłamałam, bo spałam dobrze, gorzej było po prostu z obudzeniem się.
– No nie wiem, jak ci pomóc…
– Daj spokój, niczego nie oczekuję. Po prostu…
Zamilkłam, bo nagle znów dostrzegłam jego wzrok.