- promocja
Black Nights. Tom 1. Część 1 - ebook
Black Nights. Tom 1. Część 1 - ebook
Aurora Black jest gwiazdą rocka. Prawdopodobnie powinna być szczęśliwa i wdzięczna, bo nie każdemu udaje się utrzymać na wyboistej drodze do wiecznej sławy, ale… Nic z tego. Zamiast mieć poczucie spełnienia, Aurora cierpi na depresję i coraz częstsze napady paniki. Sytuacji nie poprawia fakt, że ma też problemy, o których bardzo nie lubi myśleć, za to z wielką wprawą stosuje metodę polegającą na ich zapijaniu. Jedna dziwna noc powoduje, że ta niesforna dziewczyna dostaje drugą szansę i obiecuje zadbać o siebie. Co tu dużo mówić… Aurora naprawdę kiepsko radzi sobie z dotrzymywaniem obietnic. Być może nie wszystko jest jednak stracone, zwłaszcza że pojawia się mężczyzna dostrzegający coś więcej niż jej uroda, sława i trudny charakter.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-113-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z trudem otwieram oczy, niewyraźny obraz powoli wyłania się zza gęstej mgły. Staram się skupić. Rozglądam się, wokół jest pełno ludzi. Spoglądają na mnie z ciekawością. Wygląda na to, że stoję w jakiejś kolejce, ale nie mam pojęcia, jak długo i po co. Nie wiem, jak się tu znalazłam. Czuję, że zaciskam drżące ręce na czymś chłodnym. Okazuje się, że trzymam przed sobą duży, sklepowy wózek. Zerkam do niego, ale nie zauważam nic wartego uwagi ani wyjaśniającego, co tu tak właściwie robię.
Kręci mi się w głowie, więc przymykam zmęczone oczy i raptem patrzę na siebie, siedzącą w gabinecie u mojego psychiatry. Mówię o przeszłości. O tym, co mogłam zrobić inaczej. Wypowiadane cicho słowa potęgują przekonanie, że najlepsze już minęło i nie ma do tego powrotu. Na własne życzenie straciłam coś wyjątkowego. Od wielu lat mam w sobie smutek. Wiem, że to tęsknota za czymś, co nigdy nie miało prawa się dobrze skończyć.
– Halo!
Skrzekliwy głos wyrywa mnie z zamyślenia i otwieram szybko oczy.
– Wypakowuje się pani czy nie?
– Już, już – mruczę cicho.
Nie lubię takich nerwusów. Po co się spieszyć? Życie i tak mija. Zbieram niemrawo zakupy, płacę i już po chwili pcham przed sobą wielki wózek. Tuż przy zjeździe do podziemnego garażu widzę małą budkę, przytuloną do szarej ściany centrum handlowego. Młoda, mocno umalowana dziewczyna zwęszyła ofiarę i już z daleka informuje mnie donośnym głosem, że oddając paragon za zrobione zakupy, mam szansę na wygranie atrakcyjnej nagrody. Chociaż to, co mówi, nie przekonuje mnie ani trochę, to jednak posłusznie daję jej zmięty przed momentem papierek. Hostessa cały czas na mnie zerka. Ja też na nią patrzę, bo ma niesamowicie czarne oczy, które kontrastują z krwiście czerwonym mundurkiem, w który jest ubrana. Wsadzam rękę do wysokiego słoja, mieszam i wyciągam kartkę. Oczekuję oczywiście typowego: „Przepraszam, ale tym razem się nie udało”, lecz ona milczy przez chwilę, a potem zaczyna wyrzucać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
– Gratulacje! Udało się pani! Nareszcie! Bardzo, bardzo, bardzo się cieszymy!
– Słucham?
– Wygrała pani! – Pokazuje mi wielki znak zapytania wydrukowany na czerwonym papierze.
Nic mi to nie mówi. Wygrałam kolejne wątpliwości do końca życia?
– Co wygrałam?
– Zaraz, chwileczkę, już sprawdzam! – Dziewczyna z pięknym uśmiechem wyciąga gruby segregator i szybko przewraca kartki. – Muszę poszukać, bo tego symbolu jeszcze nikt nie wylosował.
– To skąd pani wie, że w ogóle coś znaczy?
– Każda wygrana ma swój znak. Jak coś jest, to znaczy, że na sto procent do tego symbolu przypisana jest nagroda. A mocno się pani spieszy? Bo to może trochę potrwać.
Kręcę głową. Trudno mi zebrać myśli. Nie pamiętam, co miałam dzisiaj w planach. Nie wiem nawet, jaki dziś jest dzień. Nadal nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam, ale stwierdzam, że tym będę się martwić później.
– Proszę pani? Halo?
– Tak? Zamyśliłam się. – Uśmiecham się przepraszająco, starając się sprawiać wrażenie zainteresowanej.
Czekam, aż powie, że dostaję mikser albo młynek do kawy. Chcę już iść.
– To dziwne, ale nadal nie wiem, co pani wygrała. – Dziewczyna wygląda na zawstydzoną. – Przejrzałam wszystkie nagrody i żadna nie ma takiego symbolu jak ten tutaj. Będę musiała zadzwonić do siedziby głównej, ale to dopiero po Nowym Roku, bo rozumie pani… – Patrzy na mnie wyczekująco.
– Tak, tak, dziś jest sylwester. Rozumiem, nie ma sprawy.
Naprawdę dzisiaj jest sylwester?
– Proszę podać swój numer telefonu i obiecuję, że skontaktujemy się z panią zaraz po Nowym Roku, dobrze?
– Jasne. – Podaję ciąg cyfr, który bez mojej świadomości wypływa z zakamarków pamięci. Trochę mnie to dziwi, ale nic nie mówię. Zgarniam z blatu czerwoną kartkę i wpycham ją byle jak do torby, która zwisa mi z ramienia. – Rozumiem, że już mogę iść?
– Tak, teraz może pani wrócić do swoich spraw. – Hostessa błyska olśniewającym uśmiechem i mruży oczy. – Gwarantuję jednak, że jeszcze się spotkamy.
Patrzę na nią zdziwiona i wzruszam ramionami. Podnoszę zakupy i wrzucam wszystko do bagażnika. W ponurym nastroju wyjeżdżam na autostradę. Włączam ulubioną płytę. Muzyka rozlewa się po samochodzie i wali po uszach, aż boli. Daję głośniej. Uśmiecham się, chociaż czuję, że ciężar w piersi robi się coraz większy. Mam miesiąc wolnego, potem będę musiała wziąć się w garść. Po raz kolejny. Tracą do mnie cierpliwość, czuję to. Wszyscy znajomi, mniej lub bardziej jawnie, zazdroszczą mi dawnego życia, ale odwracają głowę, gdy widzą, kim się stałam. Kocham muzykę i jednocześnie nienawidzę tego, co ze mną zrobiła. A może to ja to sobie zrobiłam, nie muzyka? Coraz częściej myślę, że nienawidzę swojego życia. Kiedyś naprawdę świetnie śpiewałam. Byłam pieprzoną gwiazdą rocka, miałam wszystko! Teraz jestem cieniem siebie, wrakiem, mimo że minęło tylko kilka lat. Co się stało w międzyczasie i kiedy to się zaczęło? Cała masa złych decyzji, niewłaściwych miejsc i ludzi. Myślałam, że wszystko będzie trwać wiecznie, że ja będę wieczna, niezniszczalna.
Wchodzę do ciemnego domu, włączam muzykę w salonie i zaczynam powoli tańczyć, rozkoszując się czystym dźwiękiem. Nie ma to jak cholernie drogi sprzęt grający. Skopuję z nóg markowe buty i rzucam kurtkę na wieszak. Ciężką torbę z zakupami opieram o blat i płynnym ruchem wyjmuję z lodówki wódkę. Biorę duży łyk prosto z butelki. Aż mnie zatyka, ale już po chwili znajome ciepło spływa w dół gardła. Prawie zapomniałam, jakie to przyjemne. Miałam nie pić. Miałam być teraz na odwyku. Miałam nie spieprzyć sobie życia… Psychiatra za każdym razem powtarza, że leków nie wolno mieszać z alkoholem, ale co tam! Nie mam nic do stracenia, bo nic nie ma już dla mnie większej wartości.
Na ostatnim spotkaniu był zaniepokojony, wymknęło mi się, że życie nie ma sensu. Zna moją przeszłość. Pytał o myśli samobójcze. Uśmiechnęłam się do niego. To zastanowiło go chyba jeszcze bardziej. Nie chciałam kłamać. Jak wytłumaczyć komuś, że jest ci wszystko jedno, bo masz wrażenie, że najlepsze już się stało? Po co rozmawiać, skoro to i tak niczego już nie zmieni? Czas minął i tyle. Chciał się dowiedzieć, czy mam wsparcie w partnerze. Parsknęłam wtedy śmiechem. Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało, że jestem właśnie z Nim. Że dziewczyna, marząca o szalonej namiętności, wylądowała w ledwo ciepłych objęciach faceta, który od samego początku był jej obojętny. Na romanse nie mam już ochoty, chociaż nadal jestem przecież młoda. Młoda i zużyta. Nie interesuje mnie miłość, jest przereklamowana. Wiem, jak On na mnie patrzy, słyszę, jak zapewnia mnie o swoim oddaniu, ale ja tego po prostu nie czuję. Jeżeli w ogóle kiedykolwiek czułam. Jestem pusta. Uśmiecham się do Niego, a chwilę później blednę, pytając się w myślach, czy to już tak będzie zawsze? Nie rozumie mnie i nawet nie stara się tego zmienić. Gdy mówię coś prawdziwego, śmiesznego, coś od siebie, unosi ze zdziwieniem brwi i zerka na mnie z pytaniem w oczach. Zastanawia się pewnie, czy to dobrze, że pozwalam sobie na swobodę, bo ona bywa w moim przypadku niebezpieczna.
Wytrząsam z opakowania parę tabletek i popijam je alkoholem. Zastanawiam się przez chwilę i dokładam jeszcze kilkanaście z drugiego. Najwyżej. Zgarniam swoją torbę, idę na górę i szeroko otwieram drzwi do garderoby. Przeglądam ubrania, gdy nagle zahaczam palcami o delikatny, lejący materiał. Sukienka, w której byłam szczęśliwa. Obcisła, czarna, prawie do ziemi, ale z wielkim rozcięciem na udzie. Seksowna, jak ja kiedyś. Wsuwam się w nią z przyjemnością i z zimną butelką pod pachą siadam przed toaletką. Zaczynam robić makijaż. Duży łyk i podkład już jest na twarzy. Kiedyś mocno się malowałam, ale On tego nie lubi, więc od jakiegoś czasu jestem pastelową wersją siebie. Uśmiecham się krzywo do swojego odbicia w lustrze i nabieram na pędzelek dużo czarnego cienia do powiek. Łyk wódki i kolejna warstwa. Tuszuję mocno rzęsy i z wprawą rysuję kreski eyelinerem. Z pewnym zdziwieniem stwierdzam, że oczy nabrały dawnego blasku. Cała twarz wygląda jakoś inaczej. Chcę wstać, ale nogi się pode mną uginają i miękko opadam na dywan. Zanoszę się śmiechem. Już dawno nie byłam aż tak pijana. A przecież muszę rozpakować te cholerne zakupy! Trzymając się poręczy, próbuję zejść na dół, ale jestem zbyt oszołomiona i zaczynam odczuwać działanie leków. W połowie schodów zawracam do sypialni. Obraz rozmazuje się, by po chwili wrócić na swoje miejsce. Chichocząc, na wpół po omacku układam kosmetyki, poprawiam rzeczy w szafie. Boże, ale to wyczerpujące!
Ktoś mnie woła, albo tak mi się wydaje, bo przecież nikogo nie ma w domu. Słyszę hałasy z dołu, muzykę, ale inną niż ta, którą włączyłam, i zastanawiam się, co się dzieje. Czy ktoś tam jest?
Zmęczona, opadam tuż obok wielkiego łóżka. Butelka wysuwa mi się z rąk i toczy daleko ode mnie. Obserwuję ją leniwie. Taki może być koniec. Znajdą mnie w sypialni, w starej sukience i z rozmazanym makijażem. Zaczynam się śmiać. Widzę ciemne postaci, które nachylają się nade mną, mówią coś, ale nie rozróżniam słów. Ktoś krzyczy, mocno mnie szarpie, a po chwili czuję delikatne, czułe dotknięcie. Mruczę, próbuję się odsunąć. Nie boję się, niczego się już nie boję. Nagle mój wzrok pada na małą, czerwoną kartkę, która wystaje z rzuconej na podłogę torby. Cholerny znak zapytania. Co wygrałam? Gdybym mogła wygrać drugie życie, zacząć od nowa, cofnąć czas. Wbrew sobie czuję ciepłe łzy, płynące po rozgrzanych policzkach. Jest mi tak słabo, tak dobrze, tak cicho. Przestaję słyszeć muzykę. Ściskając kartkę resztką sił, osuwam się na twardą podłogę i po chwili zapominam, jak się oddycha.Rozdział 1
– Aurora! Aurora! Hej! Jezu, Chase! Zawołaj kogoś, szybko! Biegnij po Morgana! Kurwa!
Ktoś wali mnie mocno po twarzy. Kręci mi się w głowie i z trudem otwieram oczy. Kto do mnie mówi? Kto mnie dotyka? Ostatnie, co pamiętam, to powrót do domu. Coś wygrałam. A może to był tylko sen? Próbuję podnieść się na łóżku i sekundę później krzyczę głośno. Jestem w domu, to na pewno. Ale to nie jest mój dom! Leżę na wielkim łóżku z baldachimem, a tuż nade mną pochyla się bardzo niespokojny i bardzo przystojny młody chłopak.
– Aurora, Jezu, ale masz fazę! – Roztrzęsiony, pomaga mi usiąść i dotyka nadgarstka, sprawdzając po omacku puls. – Straciłaś przytomność! Nie wiem, chyba trzeba wezwać lekarza?! Już miałem po niego iść, ale w końcu się ocknęłaś! Całe szczęście, bo myślałem, że dostanę zawału, jak cię zobaczyłem w tym stanie! Nie chciałaś mnie wpuścić i James musiał wywalić zamek! I co ty wyrabiałaś wcześniej w kuchni?!
– Co?! O co chodzi? Co się dzieje?
Zupełnie nie nadążam za tym, co do mnie mówi. Wygląda znajomo, ale to uczucie znika, zanim się nad tym dobrze zastanowię. Łapię się za głowę, która robi się coraz cięższa.
– Jezu, co ty dzisiaj brałaś? I jak dużo tego było? – Chłopak opada na łóżko tuż obok mnie. – Na pewno dobrze się czujesz?
– Nie, właściwie to nie bardzo.
Chcę go zapytać o tyle rzeczy, ale nie wiem, od czego zacząć. Jak on ma na imię? Mam je na końcu języka. Pulsujący ból wykrzywia mi twarz. Widzę mroczki przed oczami, jest mi gorąco i zimno na przemian, oblewa mnie fala strachu. Co się ze mną dzieje i gdzie ja jestem, do cholery?!
– Jesteś biała jak prześcieradło! Proszę, tylko nie mdlej znowu! Leż spokojnie! – Chłopak przygląda mi się z niepokojem. – Zaraz wracam, nigdzie nie idź sama!
Gdy wybiega, nie mam zamiaru go słuchać i z wielkim trudem podnoszę się z łóżka. Zataczam się mocno i przez dłuższą chwilę mam problem ze złapaniem pionu. Mdli mnie, mam paskudne zawroty głowy i tysiąc igieł wbija mi się w mózg, ból jest okropny! Ile czasu spałam? Czy to halucynacje po lekach? Wszystkie myśli rozpierzchają się, gdy staję przed dużym lustrem. To nie jestem ja. To znaczy wróć, owszem to jestem ja, ale w zdecydowanie lepszej i przede wszystkim młodszej wersji. Wszystkie ślady po latach niedbania o siebie zniknęły jak po dobrym detoksie, oczy wydają się większe i bardziej błyszczące, policzki są naturalnie zaróżowione, co już od lat mi się nie zdarzyło. Dotykam się. Skóra jest gładka i sprężysta, a ciało szczupłe, mocne i wysportowane. Włosy wiją się w dzikich, jasnych falach, opadając na plecy. Wyglądam świetnie i naprawdę młodo. Mocny makijaż, chociaż trochę rozmazany, tylko dodaje mi uroku. Mam na sobie swoją starą, czarną sukienkę, cała reszta jednak nie wygląda tak, jak to zapamiętałam. Zerkam w dół. Gołe, opalone nogi i ciężkie, czarne buciory, które sięgają do połowy łydki. Co się stało? Poruszam się na próbę. Co ja tu robię? Dlaczego tak wyglądam? Robiliśmy imprezę. Zaraz, my? Jacy my?
Migawki z życia rozbijają się i mimo że to wszystko jest znajome, niczego nie rozpoznaję. Rozglądam się po pokoju. Jest ogromny, mocno zabałaganiony. Na nocnym stoliku stoi prawie pusta butelka wódki i popielniczka zapełniona wypalonymi papierosami. Druga butelka leży na podłodze. Wszędzie walają się damskie ubrania, bielizna, buty i kosmetyki. Należą do mnie, wiem to. Wsłuchuję się w odgłosy płynące z korytarza. Jest głośno, nawet bardzo, dźwięk bez trudu przebija się przez ściany. Ostry rock. Drzwi do pokoju raptownie się otwierają i za chłopakiem, który mnie obudził, wchodzi starszy mężczyzna. Kiwa mi głową na powitanie.
– Dobry wieczór, Auroro!
Patrzę na niego bez słowa. Jego też na pewno już gdzieś widziałam.
– Auroro, powiedz mi, czy wiesz, kim jestem? – pyta powoli, podchodząc bliżej.
– Znam cię, ale jednocześnie nie mam pojęcia, kim jesteś! – Przyglądam mu się przez chwilę. – Tak samo jak ciebie! – Wskazuję palcem na chłopaka, który niespokojnie kręci się po pokoju.
– Jak to mnie nie znasz?! Nie wiesz, kim jestem?! Przecież to niemożliwe! – Wygląda na przerażonego.
– Nie jestem nawet pewna, czy w tej chwili wiem cokolwiek o sobie. Boli mnie głowa! Źle się czuję! – jęczę i opadam na łóżko.
Mężczyzna podskakuje i szybko wyjmuje z torby małą latarkę. Dokładnie ogląda moją twarz i świeci mi po oczach.
Marszczy brwi, chyba coś jest nie tak. Automatycznie zakładam, że jest lekarzem. Jak się tu znalazł tak prędko? Był tutaj cały czas czy ten chłopak go ściągnął?
– Auroro, czy wiesz, gdzie się teraz znajdujemy? – pyta mnie spokojnie.
– Nie bardzo.
– Spróbuj się zastanowić, to ważne.
– Nie wiem, naprawdę! Wydaje mi się, że to moja sypialnia, ale niczego nie pamiętam, rozumiesz?! Wszystko mi się miesza!
– Spokojnie! A co jest ostatnią rzeczą, którą pamiętasz?
– Ocknęłam się w jakimś sklepie, ale nie wiem, jak się w nim znalazłam. Przyjechałam do domu, byłam sama. Wzięłam leki i popiłam je alkoholem. Byłam ubrana w tę sukienkę. To jedno się zgadza. Ale na pewno nie wyglądałam tak, jak teraz.
– To znaczy?
Jego spokój, w przeciwieństwie do nerwowego zachowania chłopaka, pozwala mi się przynajmniej częściowo skupić.
– Byłam starsza, to znaczy, tak mi się wydaje. Nie wiem o ile, na pewno o dobrych kilka lat. Sama już nie wiem, może to był tylko sen? Chciałam się zabić. A może właśnie tak zrobiłam?
– Uhm, rozumiem. A czy wiesz, jaki mamy miesiąc? Rok?
Staram się skupić. Zaraz, coś mi świta, hostessa mówiła o Nowym Roku.
– Sylwester. Grudzień! Nie, przecież jest lato, do cholery! Co się dzieje? Nic nie rozumiem! To mi się przyśniło?! Dlaczego nie pamiętam, co robiłam wcześniej?!
Lekarz otwiera szeroko oczy, ale w żaden inny sposób nie odnosi się do moich słów. Pociera twarz.
– Auroro, zaczekaj, proszę. Zaraz do ciebie wrócę, dobrze?
Spogląda na chłopaka, kręci głową i szepcze mu coś do ucha. Wyciąga telefon, szybko wybiera numer i słyszę, jak mówi komuś, że zaraz będzie. Chłopak dokądś wychodzi, a mnie na moment ogłusza jazgot dobiegający zza drzwi.
– Auroro, obawiam się, że musimy pojechać do szpitala. Wydaje mi się, że niezbędne jest wykonanie badań. Jesteś splątana, bardzo niepokoją mnie twoje zachowanie i utrata pamięci, mam nadzieję, chwilowa. Oczywiście, może mieć to związek z twoim stylem życia, ale tak czy inaczej wolałbym to dokładniej sprawdzić, bo nie wygląda to dobrze.
– Z moim stylem życia? – Unoszę wysoko brwi. – A co konkretnie masz na myśli?
– No cóż, picie i inne używki w ostatnim czasie zdecydowanie wymknęły ci się spod kontroli i być może to spowodowało twój obecny stan, bo ewidentnie nie jesteś sobą.
Przymykam oczy i znowu próbuję zbadać, co pamiętam. Jak przez mgłę widzę siebie zataczającą się po kuchni. Ludzie próbują mnie zatrzymać, mówią coś do mnie, ale macham ręką i idę przed siebie. W ręku trzymam butelkę wódki.
Obraz urywa się gwałtownie. Jęczę głośno, bo wygląda na to, że nie jestem w stanie odróżnić rzeczywistości od tego, co się dzieje wyłącznie w mojej głowie. Przed chwilą byłam przekonana, że robiłam zakupy na sylwestra! Dałabym sobie za to uciąć rękę! Wygrałam los na loterii.
Lekarz uspokajająco gładzi mnie po ramieniu.
– Spokojnie, wszystko zaraz sprawdzimy. Teraz musimy tylko zadbać o to, żebyś mogła stąd bezpiecznie wyjść.
Wyraz zdziwienia chyba na długo zagości na mojej twarzy. Wyjść bezpiecznie? A co mi grozi? O czym on mówi?
– Dobrze, no to chodźmy. Na co czekamy?
Uśmiecha się do mnie szelmowsko. Mrużę oczy. O co chodzi?
– Auroro, musimy to zrobić dyskretnie. Chyba nie chcesz kolejnego skandalu, o którym wszyscy będą jutro mówić i pisać?
Zgadzanie się wydaje mi się najłatwiejszym wyborem, więc posłusznie kiwam głową. Drzwi do pokoju otwierają się z hukiem i wchodzi trzech wielkich facetów, którzy spoglądają na mnie z niepokojem.
– No i jak? Jest okej? – pyta najwyższy z nich.
Jego też znam, automatycznie się uśmiecham, coś mi mówi, że go uwielbiam, ale nie mam pojęcia dlaczego. Zerka na mnie.
– Nie rób nam więcej takich numerów, dobra? Prawie zszedłem na zawał, jak Tom powiedział, że trzeba cię szybko zawieźć do szpitala! No wystraszyłem się jak nie wiem co! Ma być wszystko z tobą dobrze, jasne?
– Okej.
Chyba jest rzeczywiście zmartwiony.
– Postaram się, chociaż nie wiem, co konkretnie obiecuję.
– Ha, ha, ha, cwaniara, jak zawsze! – Wybucha śmiechem. – No, chodźmy w takim razie!
Zasłania mi widok i rozglądając się, pierwszy wysuwa się na korytarz. Dwóch pozostałych ochroniarzy staje po moich bokach tak, że nie widzę praktycznie niczego poza nimi, ale i tak korzystam z okazji i rozglądam się. Dom jest naprawdę ogromny. Jest strasznie głośno, wszędzie tłoczą się ludzie. Zauważają mnie i w sekundzie robi się wielkie zamieszanie. Uśmiechają się, krzyczą coś. Ktoś do mnie podbiega, woła mnie po imieniu, ale facet idący przede mną zdecydowanie odciąga go na bok. Przepychają mnie przez tłum, który ewidentnie mnie rozpoznaje. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Próbują złapać mnie za rękę. Wołają, żebym została z nimi. Mam déjà vu. Byłam na tej imprezie. Gdy nasz dziwaczny pochód zbliża się do drzwi wyjściowych, oglądam się za siebie. Czuję, że w tym zamieszaniu ktoś na mnie patrzy. Ja nie mogę mu się przyjrzeć tak, jakbym tego chciała, chociaż zatrzymuję się na chwilę. Co gorsza, jego twarz jest częściowo zanurzona w gęstym, papierosowym dymie, ale zanim zostaję wyprowadzona na zewnątrz, notuję w mojej dziurawej pamięci, że patrzą na mnie najbardziej niesamowite zielone oczy, jakie w życiu widziałam.
*
Ta impreza niczym nie różni się od setek innych, na których byłem. Nie wiem, dlaczego Michael i chłopaki tak się upierali, żeby tu dzisiaj być.
Wokół mnie kręcą się fani Black Nights i czuję się nieco zagubiony. Otacza mnie horda nakręconych facetów, którzy czekają na nią. Przyznaję, ja też chyba trochę na nią czekam. Chcę się przekonać, czy to, co o niej mówią, jest prawdą. Daleko mi do oceniania kogokolwiek i wiem, że to nie moja sprawa, ale ta dziewczyna ciekawi mnie bardziej, niż jestem gotów przyznać. Michael, mój najlepszy kumpel, pokazał mi kilka ich ostatnich koncertów i do teraz zastanawiam się, jak ona zdołała zaśpiewać cokolwiek, będąc w takim stanie. Ma rewelacyjny głos i niechętnie przyznaję, że nawet ledwo trzymając się na nogach, śpiewała idealnie, ale to zachowanie… Rozbieranie się na scenie, ciągi alkoholowo-narkotykowe i bójki to absolutnie nie moja bajka. Niestety, jest jedną z atrakcyjniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziałem. Niestety, bo mimo niewątpliwej urody, to ostatnia dziewczyna, z którą chciałbym mieć do czynienia. Jak ją nazwali ostatnio w prasie? Piękna demolka. Pasuje idealnie! Aurora Black. Od pewnego czasu podejrzewam, że Michael się w niej podkochuje i dlatego nas tu dzisiaj przyciągnął. Idealna sposobność, żeby ją oficjalnie poznać, bo mimo że jesteśmy w jednej wytwórni, nie było jak dotąd okazji. Z rozmyślań wyrywa mnie przyjemny damski głos. Podnoszę głowę i uśmiecham się do ładnej blondynki, która siada obok mnie z drinkiem w ręku.
– Vale? – pyta ze zdziwieniem w głosie.
Tak, wiem, ja też się nie spodziewałem, że tu będę.
– Vale Blaze z Love To Death?
– Hej! – Uśmiecham się miło i podaję jej rękę. – To ja we własnej osobie. A ty jesteś…? – pytam.
– Hanna. Co tu robisz, Vale?
– Szczerze? Sam do końca nie wiem. Mamy przerwę w koncertach, chłopaki chcieli się trochę zabawić, no i jesteśmy. – Czochram się po włosach. Zawsze czuję się trochę niezręcznie, rozmawiając z kimś, kogo nie znam. – A co ciebie tu sprowadza?
Zastanawia się przez chwilę, kusząco nawijając włosy na palec.
– Wygrałam zaproszenie na tę imprezę, poznałam już chłopaków z zespołu i czekam na Aurorę.
– Lubisz Black Nights?
Głupie pytanie, oczywiście, że lubi, inaczej by jej tu nie było.
– Jasne, uwielbiam ich! – Ekscytacja zabarwia jej policzki na subtelny róż. – Uwielbiam zwłaszcza Toma i Davida! No i oczywiście Aurorę. Jest świetna!
– Mhm.
– Znasz ją?
– W jakim sensie?
– No, czy znasz ją osobiście? – Ciekawość wyziera z jej ładnej twarzy.
– Nie, nie zostaliśmy sobie nigdy oficjalnie przedstawieni. Całe szczęście – mruczę cicho.
Mam zamiar coś dodać, gdy słyszę niepokojące krzyki, dobiegające z piętra. Nie brzmi to dobrze. Widzę, jak Chase, gitarzysta Black Nights, zbiega po schodach i po chwili wraca z ich ochroniarzem, Morganem.
– Przepraszam, kochanie – mówię do Hanny. – Zobaczę, co tam się dzieje, dobrze? Może potrzebna jest pomoc. Dziękuję za rozmowę, było mi bardzo miło!
– Ach, Vale! – Wzdycha zarumieniona. – To ja dziękuję, nigdy bym nie pomyślała, że i ciebie tu spotkam. Marzenia się spełniają, jak widać. I to podwójne!
Macham jej i szybko ruszam na piętro. Dwa wielkie karki stoją przed drzwiami jednej z sypialni. James i Ben. Całe szczęście, wiedzą, kim jestem, poza tym znamy się od dawna, więc nie przeganiają mnie, chociaż nie zapraszają też do środka.
– Hej, co się dzieje? – pytam.
– Coś z Aurorą, Tom kazał czym prędzej wezwać lekarza.
– Co się stało?
Nie znam jej, ale i tak niepokój rozlewa się po moim ciele i robi mi się zimno.
Nie słyszę już odpowiedzi, bo nagle drzwi się uchylają i widzę bladego jak papier Toma. Jest totalnie spanikowany, a że ja jestem dobry w uspokajaniu ludzi, idę prosto do niego.
– Tom?
– Vale, co ty tu robisz? Zresztą nieważne! Jest źle! Bardzo źle! Czekam na lekarza! Jest nieprzytomna! Ledwo oddycha!
Słysząc to, przepycham się obok Bena i wchodzę do pokoju. Na wielkim łóżku leży drobna postać. Nachylam się nad nią i aż mnie zatyka. Owszem, widziałem ją kilka razy, ale nigdy z bliska i nigdy w takim bezruchu. Patrzę i mam idiotyczne skojarzenie z bajkami Disneya, które kiedyś czytałem swojej siostrzenicy przed snem. Aurora wygląda jak Śpiąca Królewna. Długie, falowane, prawie białe włosy otaczają śliczną, delikatną twarz. Jestem zaskoczony i zmieszany. Nie wiem, co ja sobie myślałem? Że będzie miała na czole jakieś znaki, że jest kompletną świruską? Przykładam delikatnie rękę do szyi, wyczuwam słaby puls. Oddycha płytko, jest blada i spocona. Tom, który stoi obok, woła ją raz po raz, szarpie za ramię, ale ona nie reaguje. Gdy dotykam jej policzka, gwałtownie rusza głową i słyszę głuchy pomruk, który zupełnie nie pasuje do tego, jak niewinnie teraz wygląda. Zapomniałem, że ma bardzo niski i mocno schrypnięty głos, od którego przechodzą mnie teraz ciarki. Przeczesuję ręką włosy i bezradnie odsuwam się od łóżka, bo kobieta jest w takim stanie, że nie mogę jej pomóc. Tu potrzebny jest lekarz. Wycofuję się na korytarz, zamykam cicho drzwi i wracam do chłopaków. Michael jest przerażony, gdy mówię mu, co widziałem w sypialni. Nie chcę, żeby robił sobie nadzieję, bo obawiam się, że Aurora Black nie będzie dyspozycyjna tej nocy.
Czas mija, a ciężar w mojej piersi jest coraz większy. Martwię się stanem dziewczyny, której nie znam i której chyba nawet nie lubię. Żeby się uspokoić, bezmyślnie bawię się pustą butelką po piwie. Zamieram, gdy widzę, jak kilkanaście minut później ochroniarze wychodzą z jej sypialni i, co dziwne, ona jest z nimi. Nie mogę oderwać wzroku od drobnej sylwetki, która dosłownie znika w potężnych objęciach Morgana. Aurora rozgląda się na boki, jakby nie wiedziała, gdzie jest. Ma przerażająco pusty wyraz twarzy, a ja zastanawiam się, jak to możliwe, że daje radę iść sama. Wyglądała tak słabo. Gdy przechodzi obok, zatrzymuje się, odwraca w moją stronę i mierzy mnie długim, przeciągłym spojrzeniem. Jej źrenice są tak nienaturalnie wielkie, że nie jestem w stanie stwierdzić, jaki ma kolor oczu. Wygląda jak nie z tego świata, białe włosy i niemal czarne oczy tworzą niesamowity kontrast. Patrzymy na siebie, nie mogę oderwać od niej wzroku. Dopiero gdy dym zasłania mi pole widzenia, mrugam, a ona znika, jakby nigdy jej tu nie było.
*
– Imię i nazwisko. – Otyła, zaspana pielęgniarka patrzy na mnie wyczekująco.
– Eeee…
Co ja mam jej powiedzieć? Wiem, jak się nazywam, i jednocześnie towarzyszy mi poczucie, że to w ogóle nie o mnie chodzi. Patrzę błagalnie na starszego mężczyznę, z którym przyjechaliśmy do szpitala. Po drodze przypomniałam sobie, że ma na imię Phil i jest moim osobistym lekarzem.
– Przecież wiesz, kto to jest. Gladys, pozwól, ja się tym zajmę – mruczy i bierze od niej formularz. – I proszę, pamiętaj o podpisanej klauzuli, dotyczącej zachowania poufności i tajemnicy. – Spogląda na nią znacząco.
– Chyba żartujesz?! Gdybym opowiadała o wszystkich razach, kiedy jej pomogliśmy, byłabym milionerką, a jak widzisz, nadal pracuję tutaj! – Kobieta parska, mierząc mnie złym wzrokiem.
Chyba mnie nie lubi. Nie wiem, jak się zachować, ale Phil pocieszająco klepie mnie po ręku i jak gdyby nigdy nic dalej wydaje jej dyspozycje. Wchodzimy do gabinetu. Pytam szeptem jednego z osiłków, którzy okazują się moimi osobistymi ochroniarzami, dlaczego na korytarzu w ogóle nie ma ludzi. Szpital jest ogromny, podobnie jak miasto, przez które właśnie przejechaliśmy, niemożliwe, żeby był pusty. Największy z nich, Morgan, wybucha śmiechem. Dwóch pozostałych, Ben i James, patrzą na mnie, jakbym raptem zaczęła mówić po chińsku. A może właśnie mówię? Już niczego nie jestem pewna.
– Dzieciaku, czy ty wiesz, co ty mówisz? Jesteś pieprzona Aurora Black, gwiazda rocka, więc jak przyjeżdżasz do szpitala, to szpital zamyka dla ciebie całe pieprzone piętro! I już!
Nagle robi mi się gorąco. To już było, ale w innym życiu, w innym czasie. A może to nadal ten sam czas, tylko ja jestem inna? Kręci mi się w głowie i zaczynam zdecydowanie zbyt szybko oddychać. Ostry ból w klatce piersiowej dosłownie zwala mnie z nóg. Gdyby nie to, że Morgan stoi tuż obok, upadłabym na podłogę, widać jednak, że jest dobry w swoim fachu, bo miękko ląduję w jego przerośniętych ramionach. Słyszę, że krzyczy. Chcę być przytomna, naprawdę próbuję, ale głos, który mnie woła, oddala się coraz bardziej i nic już nie mogę na to poradzić.