Black Nights. Tom 2. Część 1 - ebook
Black Nights. Tom 2. Część 1 - ebook
Początek światowej trasy koncertowej Black Nights i Love To Death zdecydowanie nie zaczął się dobrze. Aurora jest na granicy załamania nerwowego i tylko krok dzieli ją od ponownego zanurzenia się w ciemność. Vale również mierzy się z własnymi problemami, które dotąd odsuwał od siebie, stawiając trudności Aurory na pierwszym miejscu. Mimo miłości, pożądania i wzajemnej fascynacji ich związek wkracza w trudny okres. Co okaże się silniejsze? Pragnienie powrotu do życia czy coraz szybszy pęd do samozniszczenia?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-571-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wokół mnie robi się coraz głośniej. Kakofonia dźwięków powoduje, że chcę zatkać uszy, odciąć się, ale wtedy czuję szarpnięcie za ramię i chwilę później delikatny dotyk czyichś rąk na twarzy i szyi.
Boję się patrzeć, bo zamknięte powieki stanowią jedyną barierę między mną a straszną rzeczywistością, z którą nie jestem w stanie się skonfrontować. Próbuję się wyrwać, szarpię się i płaczę żałośnie. Słyszę, że ktoś stara się mnie uspokoić, mówiąc wyważonym, stonowanym głosem, ale szok powoduje, że nie rozróżniam słów. Jestem bezdenną pustką i mrokiem, bo wszystko, co było we mnie dobre, zostawiam przy zimnym ciele Vale’a, żeby nie czuł się samotny. Biorę głęboki oddech i pozwalam, by rozłożona kartka spadła mi pod nogi. Otwieram oczy i zerkam na nią ostatni raz, obserwując, jak litery mokną i rozpływają się w zimnym deszczu.
Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni. Kim byłem ja, kim będziesz ty?
– Aurora? Aurora! Jezu! Co się stało?! – Coraz głośniejszy głos wwierca mi się w uszy, więc niechętnie podnoszę ciężkie powieki i zamieram.
Tuż nade mną nachyla się Vale, blady i spanikowany, ale poza tym zdecydowanie cały i zdrowy. Żywy. Oddycham głośno, wypuszczając ze świstem zatrzymane w płucach powietrze. Nadal mam przed sobą jego piękne, martwe i pozbawione zieleni oczy. Rozglądam się przerażona, bo bardzo powoli dochodzi do mnie, że po raz kolejny sen zamienił się miejscami z rzeczywistością. Ulica i szpital zniknęły, a ja siedzę w łóżku w swoim pokoju hotelowym.
– Kochanie, wszystko dobrze? Nie mogłem cię dobudzić! Strasznie płakałaś! – Vale dotyka mojego rozgrzanego policzka i przygląda mi się z niepokojem.
– Miałam koszmar – odpowiadam cicho, wpatrując się w niego zachłannie.
– Co ci się śniło? Chcesz o tym pogadać?
– Nie! Zdecydowanie nie. Chcę zapomnieć, i to jak najszybciej! – mamroczę i próbuję wygrzebać się ze splątanej pościeli.
Vale podaje mi rękę i bez słowa przygarnia do siebie, zamykając w kojących i czułych objęciach. Zanurzam się w jego trosce i ciepłym spojrzeniu, ale po chwili znowu nurkuję w mrok snu, z którego się jeszcze nie otrząsnęłam. Czuję się paskudnie, okropnie boli mnie głowa, a całe ciało jest napięte i odrętwiałe. Chciałabym odciąć się od tych nieprzyjemnych doznań. Marzę o xanaxie albo kilku mroźnych łykach wódki, ale zostawiam tę myśl dla siebie, bo nie sądzę, żeby została dobrze przyjęta.
– Długo spałam? Co z Davidem? Nie dzwonili ze szpitala?
– Spokojnie. – Vale uśmiecha się słodko i całuje mnie w czoło, odgarniając mi włosy na plecy. – Spaliśmy jakieś dwie godziny, nikt się nie odzywał, więc myślę, że nie było pogorszenia. Na pewno by nas poinformowali, gdyby coś się zmieniło.
– Dobrze. W takim razie wezmę szybki prysznic i może pojedziemy do chłopaków, co?
– Jasne! Tyle że proponuję kąpiel, bo jesteś strasznie spięta i wydaje mi się, że musisz to trochę wyleżeć. W tej sytuacji pośpiech nie jest wskazany. – Vale dotyka mojego karku, a ja wzdycham, gdy zaczyna sprawnie ugniatać spięte mięśnie.
– Sama nie wiem.
Chociaż perspektywa relaksu w gorącej wodzie jest naprawdę kusząca, chcę jak najszybciej wyjść z tego pokoju i na własne oczy przekonać się, że David żyje, a sen był tylko snem i nie stanie się nic złego. Muszę się upewnić, że to nie było moje przeznaczenie.
Vale chyba zauważa moje wahanie, bo zaczepia ramieniem o mój bark i znowu przyciąga mnie do siebie. Gdy wtulam się w niego, dopada mnie świadomość, jak bardzo bolesna byłaby jego strata.
Znowu wracam myślami do snu i do uczucia nieskończonego smutku. W jednej chwili wszystko przestało mieć sens. Mimo że staram się nad sobą zapanować, wspomnienie jego śmierci wyciska mi z oczu łzy, których nie umiem powstrzymać. Zaczynam płakać, coraz głośniej wciągając powietrze do nagle zaciśniętych płuc.
– Hej? Co się dzieje? Martwisz się o Davida? – Piękne oczy, po równo wypełnione zielenią i zmartwieniem, badawczo wpatrują się w moją twarz.
– Nie tylko o to chodzi – wyduszam, spazmatycznie łapiąc drżący oddech. – To przez ten koszmar. Śniło mi się, że miałeś wypadek.
– Wypadek? Jaki? – pyta zaciekawiony i sadza mnie sobie na kolanach.
– Jak szedłeś do mnie, potrącił cię samochód.
– Zawsze uważam, przechodząc przez jezdnię, jestem bardzo zdyscyplinowanym i świadomym zagrożeń przechodniem – mówi żartobliwie, ale milknie, widząc moją minę. – To było coś poważnego?
– Tak.
– Jak bardzo?
– Bardzo.
– Zginąłem?
Potakuję.
– Jak to się stało?
Zaczynam opowiadać, ale chociaż bardzo się staram niczego nie pominąć, dość szybko orientuję się, że wielu szczegółów już nie pamiętam.
Gdy dochodzę do momentu, w którym pojawia się tajemnicza pielęgniarka, Vale unosi brwi zdziwiony.
– Przecież ona naprawdę była w szpitalu! Tego na pewno sobie nie wymyśliłaś, razem ją mijaliśmy i ja też ją widziałem.
– Masz rację. Oglądałam się za nią, bo wydawała mi się znajoma.
Mówię mu, jak wyglądała kobieta ze snu, i zamieram, bo olśnienie spływa na mnie właśnie w tej chwili.
– Już wiem, do kogo ona jest podobna! Pamiętasz, opowiadałam ci o śnie, w którym wylosowałam znak zapytania?
– Trudno zapomnieć coś takiego. – Vale się wzdryga.
– Ta pielęgniarka wygląda jak hostessa, która w tamtym śnie prowadziła stoisko z losami.
– Nie sądzisz, że to wszystko jest bardzo metaforyczne i mocno ze sobą połączone? No wiesz, losowanie, znaki zapytania, ta sama dziewczyna? Twój mózg przerabia jakieś naprawdę popieprzone tematy. – Kręci głową z niedowierzaniem. – Może, pomijając szpital, gdzieś już się widziałyście? Kojarzy ci się coś? Gdzie mogłaś ją wcześniej spotkać?
Zastanawiam się przez chwilę, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Wzruszam ramionami.
– Mam nadzieję, że nie przewidujesz przyszłości. – Vale parska, widząc moją zdziwioną minę. – Chociaż to bardzo użyteczne wiedzieć, co się wydarzy, chciałbym jednak jeszcze trochę pożyć. – Puszcza do mnie oko i uśmiecha się z przekąsem. – Może warto obgadać to z Johnem przy najbliższej okazji? Ja jakoś nie czuję się na siłach, żeby ogarnąć ten temat. – Czochra się po włosach i robi przepraszającą minę. – Mam nadzieję, że się nie gniewasz?
– No, co ty! To tylko dziwny sen, nie mam się o co gniewać.
Vale wpatruje się we mnie intensywnie i uśmiecha się, ale mam wrażenie, że nie do mnie, a do swoich myśli.
– Nie o sam sen chodzi, wiesz? Ja też miewam koszmary, po których boję się znowu położyć. – Zerka na mnie. – Bardziej mnie martwi to, co się z tobą działo, jak śniłaś. Byłaś nie do obudzenia. Krzyczałaś, jakby cię obdzierali ze skóry, mało nie dostałem zawału! Mówiłem do ciebie, przez chwilę nawet miałaś otwarte oczy, ale nie było cię tu, nie widziałaś mnie. Przestraszyłem się jak cholera.
– Wyobrażam sobie. Masz rację, może John pomoże mi dojść, o co w tym wszystkim chodzi, zwłaszcza że… – Milknę, bo wraca do mnie szczegół, który zmroził mi krew.
– Zwłaszcza że co?
– Koszmary mają to do siebie, że łączą w sobie wszystkie lęki – mówię cicho. – Nie dość, że zginąłeś przeze mnie i na moich oczach, to jeszcze okazało się, że miałeś w ręce wiadomość, która była dla mnie.
– Co było w tej wiadomości?
Widzę, że Vale jest zaintrygowany, i przełykam ślinę, szybko rozważając, czy chcę o tym mówić.
– To była kartka, w zasadzie wyglądająca jak ta z mojego snu o stoisku z losami – mruczę. – Był na niej znak zapytania, a w środku coś napisano.
– Mhm.
– Ostatnie zdanie, które usłyszałam od Cyrusa przed jego śmiercią, tyle że w trochę zmienionej formie.
Vale zerka na mnie niepewnie, być może myśli, że żartuję. Widzę, jak jego grdyka porusza się w górę i w dół, gdy przełyka ślinę.
– Wiesz, co? Masz naprawdę niesamowity umysł. Przerażający i fascynujący jednocześnie. Nic dziwnego, że piszesz takie dobre teksty!
Parskam śmiechem w odpowiedzi na ten dziwaczny komplement.
– Nie zazdroszczę ci koszmaru, robi mi się zimno od samego słuchania o tym. Nie chciałbym tego widzieć. – Vale uspokajająco gładzi mnie po plecach, a ja lekko potakuję. – Tym bardziej proponuję przyjemną, odprężającą kąpiel, a potem zmienimy chłopaków w szpitalu. Muszą być zmęczeni, przyda im się odpoczynek po kilku godzinach na tych niewygodnych krzesłach.
– Niezły plan. – Kiwam głową, jeszcze nie do końca spokojna, ale z całą pewnością mocniej zakotwiczona w realności. – A ty, co? – pytam, widząc, jak Vale zaczyna się rozbierać, nucąc pod nosem.
– Jak to co? Idę z tobą do wanny, myślałem, że to oczywiste. Nie przepuszczę takiej okazji, zwłaszcza że ostatnio nie mamy dla siebie za dużo czasu. Zbyt wiele kryzysów, zbyt mało przyjemności. Złe proporcje, bardzo złe. – Wybucha szalonym śmiechem i zrzuca z siebie koszulkę. – Nie tylko tobie przyda się chwila relaksu. Chyba że masz coś przeciwko?
– Żartujesz? – Ruszam brwiami. – Nic nie wydaje się bardziej przywracające do życia niż ty. Nago.
– Mów mi tak jeszcze, a za moment na własne oczy zobaczysz, jak powstaję z martwych. – Sugestywnie zerka na swoje krocze.
Chichoczę i idę pierwsza do łazienki, słuchając melodii, którą zdążył w między czasie wymyślić. Odkręcam wodę i wołam go, bo raptem zrobiło się cicho, ale nie odpowiada. Odwracam się i widzę jego zgrabny, nagi tyłek, zachęcająco wypięty w moją stronę. Vale pochyla się nad marmurowym blatem, zawzięcie coś notując.
– Co robisz? – Zaciekawiona zerkam mu przez ramię, ale zabiera mi zeszyt sprzed oczu i czule przytula go do nagiej piersi.
– Nic ci na razie nie pokażę, ale twój sen mnie zainspirował i mam pomysł na nową piosenkę. Muszę to zapisać, bo nie darowałbym sobie, gdybym zapomniał. Będę musiał potem wrócić do siebie po gitarę, mam tę muzykę w głowie i chcę ją nagrać. – Uśmiecha się pięknie.
Bardzo zadowolony z siebie wysuwa figlarnie język i dotyka górnej wargi.
Gdy głodnym wzrokiem przesuwa po moim nagim ciele, widzę, jak jego twarz się zmienia, i zakładam, że nie myśli już o nowym kawałku. Podchodzi powoli i uśmiecha się zmysłowo. Całuje mnie lekko w ucho, a potem tuż nad obojczykiem. Jestem świadoma, że się ze mną drażni, dając mi zaledwie namiastkę przyjemności. Robi to z pełną premedytacją, bo doskonale wie, jak bardzo jestem niecierpliwa. Przygryzam usta i jęczę rozczarowana, gdy z szerokim uśmiechem, patrząc mi w oczy, po raz kolejny przenosi się na inną część ciała i zaczyna wszystko do nowa.
– Vale!
– Mhm? – Unosi głowę znad mojej piersi i spogląda na mnie wzrokiem niewiniątka. – Mówiłaś coś?
– Czy możesz… – Sama nie wiem, o co proszę, bo sposób, w jaki mnie dotyka, powoduje, że trudno mi się skupić.
– Co mogę? Wreszcie zacząć czy skończyć? – Chichocze psotnie i widzę, jak błysk rozbawienia miga w jego pociemniałych oczach.
– Nie wiem… Nieważne – mamroczę i przymykam powieki.
Poddaję się jego działaniom i gdy opiera mnie o ścianę, jednocześnie przesuwając dłonią po wewnętrznej stronie uda, zapominam, co miałam na myśli kilka sekund temu.
– Nie przejmuj się. Chodź, zajmę się tobą, kochanie – mruczy mi uwodzicielsko do ucha i lekko ciągnie za rękę, prowadząc w stronę sypialni.
– Mieliśmy się kąpać – protestuję słabo, bo od jego zapachu i ciepłej bliskości kręci mi się w głowie.
– Myślę, że kąpiel będzie jeszcze bardziej przyjemna i odprężająca, jeśli przedtem porządnie się zmęczymy.
Uśmiecham się pod nosem i kiwam głową. Vale ma tak zmysłową minę, że zgodziłabym się nawet, gdyby zaproponował mi teraz wspólne prasowanie.
– Przekonałeś mnie.
Chcę poczuć się żywa, a co może być bliższe życia niż seks?
Gdy po pewnym czasie w końcu docieramy do łazienki, przyznaję mu rację, że kąpiel po miłości to idealna kolejność. Ciepła woda koi napięte mięśnie, jest mi błogo i przyjemnie. Staram się utrzymać ten stan jak najdłużej, ale wciąż od nowa odtwarzam sen, który zatrzymał mi serce. Patrząc na beztroskiego i nadal lubieżnego Vale’a, próbującego właśnie zdmuchnąć pianę z moich piersi, czuję narastający ucisk w brzuchu. On żartuje, wygłupia się i robi wszystko, żeby poprawić mi nastrój. Widzę, jak się stara, i nie mam serca powiedzieć mu, że nadal jestem przerażona i niespokojna.
Myślałam, że wszystko, co złe, zostawiłam już za sobą, ale od kilku dni czuję, jak znajomy mrok i pustka zbliżają się i coraz mocniej mnie otulają. Świadomość, że po raz kolejny mogę ulec nałogom i dawnym przyzwyczajeniom, obezwładnia mnie i paraliżuje, a jednak jest w tym też coś perwersyjnie kuszącego i zachęcającego.
Spoglądam na Vale’a i wiem, że nie zdaje sobie sprawy z walki, którą toczę sama ze sobą. Uśmiecham się więc szeroko, wsłuchana w jego niski głos, mając w głowie myśl, że wcześniej czy później go stracę.
*
Wchodząc do szpitala, mam ciarki na całym ciele i nie jestem w stanie opanować wszechogarniającej paniki. Vale trzyma mnie mocno za rękę, jakby wyczuwał, że mam ochotę uciec. Mimo że bardzo się staram, nie mogę się uspokoić. Biorę głębokie oddechy, chociaż zdaję sobie sprawę, że tylko pogarszam sytuację, bo jestem o krok od omdlenia. Próbuję przypomnieć sobie metody wyciszania się, których uczył mnie John. Szkoda, że jedyne, co mam teraz w głowie, to leki, kokaina i wielka, zmrożona butelka wódki. Przełykam głośno ślinę i zaciskam ręce w pięści. Nałóg to wierny pies, a za mną chodzi ogromne stado. Całe szczęście, w końcu docieramy na siódme piętro i bez sił opadam na najbliższe krzesło.
– Hej, co ci jest? Źle się czujesz? – Tom siada przy mnie zaniepokojony.
Prawdopodobnie wyglądam naprawdę słabo, bo za chwilę zjawiają się też Michael i Chase. Stają nade mną z pytaniem w oczach.
– Nic takiego.
Mam ochotę się upić do nieprzytomności, taki drobiazg.
– Powiedzcie lepiej, jak z Davidem? Rozmawialiście z lekarzem? – Staram się wziąć w garść i uśmiecham się blado.
Chociaż nie jest to łatwe, tłumaczę sobie, że są teraz ważniejsze rzeczy niż moje obecne, gówniane samopoczucie.
– Nic się nie zmieniło. – Tom wzrusza ramionami. – Chciałbym mieć lepsze informacje, ale na razie pozostaje nam czekać.
– A co z dalszą trasą? Wiadomo już coś? Wytwórnia zawiesi koncerty?
Pytanie Chase’a napędza kolejną falę lęku, rozbijającą się z wściekłym rykiem w mojej głowie.
– Nie mam pojęcia. Tonny ma dzisiaj spotkanie z Goldmanem i podejmą ostateczne decyzje. Obecnie gaszą pożar, który wybuchł po tym, jak zdjęcia nieprzytomnego Davida trafiły do sieci.
– No tak. Muszą dbać o dobry PR. – Wzdycham i kręcę głową z niedowierzaniem.
Chcę powiedzieć coś jeszcze, gdy drzwi windy rozsuwają się z cichym sykiem i ze środka wychodzi Travis. Zobaczywszy nas, niepewnie macha ręką i przyspiesza.
– Jak David? – pyta zamiast przywitania i omiata nas zaniepokojonym spojrzeniem.
– Nadal beznadziejnie. – Tom bawi się zapalniczką, zerkając na niego z dziwnym wyrazem twarzy, bez sympatii w oczach. – Wytrzeźwiałeś?
– Uhm, nie. Daleko mi do tego, ale stwierdziłem, że chcę tu być. Trzącha mnie po prochach i za jakiś czas na pewno będę miał paskudnego kaca, ale dam radę, to nie jest teraz istotne.
– A Judah? – Rozglądam się po poczekalni.
Jeżeli się tu pojawi, zabiję go gołymi rękami. A potem pójdę się napić.
Travis wzrusza ramionami.
– Nie wiem, gdzie jest, jeśli o to pytasz. Prawdopodobnie upił się i leży w jakimś klubie. – Zerka na zegarek. – Zdaje się, że o tej porze ochrona już go szuka, bo na pewno nie wrócił na noc do hotelu.
– Czyli wszystko po staremu – stwierdzam z lekkim zdziwieniem.
– On się nie zmienił, ale ty owszem. – Travis zerka na mnie z błyskiem w oku. – Słyszałem, że się ogarnęłaś. To prawda?
– Staram się. – Unikam jego wzroku, bo mam wrażenie, że doskonale wie, jak daleko mi w tej chwili do bycia ogarniętą.
– Szkoda! – Parska cichym śmiechem. – Imprezy z tobą były nieziemskie, ale rozumiem, miałaś dosyć. Cieszę się, że lepiej ci bez tego całego syfu. – Mruga do mnie i przenosi wzrok na Chase’a, który siedzi kilka krzeseł dalej, wpatrzony w rozświetlony ekran telefonu.
Widzę, jak Travis przełyka ślinę, wstaje i przysiada się do niego. Obserwuję z fascynacją, jak Chase podnosi się gwałtownie, kręci głową, ale Travis łapie go mocno za rękę i z powrotem sadza na miejsce. Zaczynają rozmawiać i mimo że jestem ogromnie ciekawa, co z tego wyniknie, nie chcę być wścibska, więc odwracam się do Vale’a.
– Pójdziesz ze mną do Davida?
– Jasne! – Wstaje i podaje mi rękę.
Uwielbiam w nim to, że jest szarmancki w ten swobodny, niewymuszony sposób. Idziemy ramię w ramię, gdy z jednego z korytarzy wychodzi pielęgniarka z mojego snu.
Zatrzymuję się gwałtownie i już chcę się odwrócić, żeby uciec, gdy zdecydowany uścisk dłoni Vale’a przytrzymuje mnie w miejscu.
– To ona? – pyta cicho, nie spuszczając z niej wzroku.
Dziewczyna zauważa nas i znowu czuję na sobie jej czarne, przeszywające spojrzenie. Podchodzi coraz bliżej i wpatruje się we mnie zachłannie.
– Przepraszam, widziałam was wcześniej, ale nie miałam odwagi zagadać. – Uśmiecha się lekko i widzę, jak na jej policzkach wykwita mocny, krwawy rumieniec. – Wybacz, Auroro, nie powinnam była się tak na ciebie gapić, ale jestem twoją największą fanką i jak cię zobaczyłam wczoraj w nocy, nie mogłam się powstrzymać! Teraz jest mi strasznie głupio, bo pewnie wyglądałam jak totalna wariatka, nie mogłam od ciebie oderwać oczu! Jesteś nieziemsko piękna! – Chichocze i rumieni się jeszcze bardziej.
– W porządku, eee, dzięki – bąkam zaskoczona, bo nadal mam w głowie jej słowa ze snu i na razie nie potrafię sobie wytłumaczyć, że to nie działo się naprawdę. – Mogę cię o coś zapytać?
– Oczywiście! Pytaj, o co tylko chcesz!
– Czy poza tym razem kiedykolwiek ze mną rozmawiałaś?
Widząc zdziwienie malujące się na jej twarzy, już wiem, jaka będzie odpowiedź.
– Nie. Nigdy nie miałam okazji, chociaż marzyłam o tym setki razy! Byłam na wielu waszych koncertach, kilkanaście razy nawet w pierwszym rzędzie, mam twoje podpisy na wszystkich płytach, ale nie było szansy na spotkanie z tobą.
– A czy to ty opiekujesz się naszym przyjacielem?
Być może powinnam się przymknąć, ale nadal prowadzę swoje małe śledztwo.
– Tak, razem z Donną. Zmieniamy się. Niestety, nie mogę udzielać żadnych informacji, musicie zaczekać na lekarza. – Patrzy na mnie przepraszająco.
– Spokojnie. Nie o to mi chodzi. W porządku. To wszystko.
Nie wiem, do czego zmierzam. Czuję się coraz bardziej głupio.
Vale stoi z boku, bez słowa przysłuchując się tej dziwnej rozmowie. W żaden sposób nie próbuje mnie powstrzymać, pewnie zakłada, że mam w tym przepytywaniu jakiś cel.
– Nie chcę was zatrzymywać, ale czy mogę prosić o autograf? Wiem, że to nie na miejscu, ale może już nigdy nie będę miała okazji. – Zerka na niego onieśmielona, a on kiwa głową.
– Jasne. Gdzie mamy podpisać? I dla kogo? – Posyła jej jeden ze swoich zawadiackich uśmiechów i widzę, jak dziewczyna wpatruje się w niego z zachwytem.
– Destiny1. Mam na imię Destiny.
Gdy słyszę jej imię, przełykam głośno. Vale rzuca mi kontrolne spojrzenie, jednocześnie podpisując jedną z kartek, które trzyma w rękach.
Po chwili wyciąga je w moją stronę. Pielęgniarka chciwie śledzi ruch mojej ręki i gdy oddaję jej notes, uśmiecha się szeroko.
– Bardzo wam dziękuję i mam nadzieję, że wasz przyjaciel z tego wyjdzie! Nie takie rzeczy tu widywałam, będę trzymać kciuki i oczywiście zajmę się nim najlepiej, jak potrafię!
Chyba chce dodać coś jeszcze, ale głośny dźwięk pagera wybija ją z rytmu i zniecierpliwiona wyciąga go z kieszeni. Odczytuje wiadomość i wzdycha przeciągle.
– Przepraszam! Muszę lecieć, nie zatrzymuję was dłużej!
Odchodzi szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie.
– Jest prawdziwa – mamrocze Vale, ruszając brwiami. – Nie wymyśliłaś jej sobie. Być może jej twarz mignęła ci gdzieś na koncertach, ale tak czy inaczej, to niesamowite! A nie przyśniły ci się przypadkiem jakieś numery?
– Co? O co ci chodzi?
– Nie? – Jego przystojną twarz rozświetla szeroki uśmiech, gdy zdziwiona kręcę głową. – Na pewno? Szkoda, moglibyśmy zagrać w PowerBalla2. Chociaż nadal nie chcę umierać, być może jednak masz nieodkryty talent do przewidywania przyszłości. Warto sprawdzić.
– Masz tyle pieniędzy, że nie wydasz ich do końca życia.
– Nie znasz moich możliwości, kochanie! Wolę się zabezpieczyć, bo gdybym jednak planował imprezować na całego, powinienem mieć na to odpowiednie środki. A teraz chodź ze mną. – Łapie mnie za rękę i lekko dotyka mojego policzka. – Zabiorę cię na kawę i ciastko do tej kawiarni po drugiej stronie ulicy.
Vale informuje Morgana, dokąd się wybieramy, i już po chwili wychodzimy ze szpitala z dyskretną obstawą, podążającą kilka kroków za nami. Cały czas myślę o tym, co powiedział Vale. To imprezowanie na całego, nawet jeśli jest żartem, i tak wydaje mi się zastanawiające. Przychodzi mi do głowy, że być może nie tylko ja się maskuję i nie mówię wszystkiego. Zerkam na jego spokojną twarz i próbuję dostrzec zapowiedź kłopotów w wesołym spojrzeniu, ale po chwili rezygnuję. Powiedział kiedyś, że każdy ma jakieś tajemnice. Może w tym momencie tak powinno zostać.
Daję się poprowadzić, a gdy przechodzimy przez ulicę, którą widziałam w swoim śnie, ściskam go mocno za rękę, wyczekując najgorszego.
Vale uśmiecha się uspokajająco, jakby chciał mnie zapewnić, że nic się nie wydarzy.
Gdy bezpiecznie docieramy na drugą stronę, oddycham z ulgą i opadam na najbliższe krzesło, pozwalając Vale’owi zająć się zamawianiem dla nas napoi i jedzenia. Cieszy mnie, że o tej porze jest mało osób, a te, które siedzą w pobliżu, nie zwracają na nas uwagi.
Co prawda nie rzucamy się w oczy, bo oboje z Vale’em mamy na głowie kaptury, ale tak czy inaczej, jest mi lepiej z myślą, że przez chwilę nie muszę się przejmować, że ktoś będzie chciał autograf lub zdjęcie.
– Proszę, twoja kawa.
Aromat dociera do moich nozdrzy, jeszcze zanim Vale stawia przede mną parującą filiżankę.
– Dzięki! Nikt cię nie rozpoznał?
– Kelnerka wcisnęła mi do ręki kartkę z dziesięcioma cyframi, ale nadal mam nadzieję, że to numery do losowania, a nie jej numer telefonu. – Wybucha śmiechem i siada obok mnie.
– Vale!
– No, co? Pytałaś, to ci powiedziałem. Nie martw się, nie będę dzisiaj dzwonił. Jutro to zrobię! – Uchyla się przed moją pięścią i śmieje się jak szalony.
Nie mogę się powstrzymać i chociaż nadal jest mi źle, na chwilę zaraża mnie swoją radością. Przedrzeźniamy się i ten czas z nim pozwala mi na moment zapomnieć o ostatnich dwóch dniach.
– Jak myślisz, co będzie dalej z koncertami? – Niski głos Vale’a wyrywa mnie z zamyślenia.
Wzruszam ramionami, zapalając papierosa.
– Nie mam pojęcia. Wiele razy próbowałam przewidzieć, co zrobi wytwórnia, ale nie jestem w stanie zrozumieć ich sposobu myślenia. Tonny ma się dzisiaj z nimi spotkać.
Vale kiwa głową w zamyśleniu. Wpatruje się gdzieś w dal, a ja z przyjemnością obserwuję jego piękny profil i lekki uśmiech błąkający się po pełnych ustach. Chcę powiedzieć, jak bardzo martwię się Davidem, snem i tym, co będzie dalej, ale Vale odwraca się i całuje mnie tak, że wszystkie myśli ulatują mi z głowy i obserwuję, jak wzbijają się wysoko w niebo. Zarzucam mu ręce na szyję i mruczę z rozkoszy.
Nigdy nie mam dosyć.
Właśnie się w nim zatapiam, gdy głośny, suchy trzask przywołuje mnie do rzeczywistości. Otwieram oczy i zauważam wycelowany w nas wielki aparat. Niewiele myśląc, zeskakuję z kolan Vale’a i zanim ochroniarze zdążą zareagować, rzucam się na fotografa i mocno go popycham. Jest tak zdziwiony moim atakiem, że bez większego wysiłku udaje mi się wyrwać mu aparat z rąk. Mam ochotę go zniszczyć, ale zaciskam zęby, otwieram małą klapkę z tyłu i wyciągam film.
– Co jest, kurwa?! Zostaw to, wariatko!
Facet czerwienieje na twarzy i podejrzewam, że za chwilę mi go odbierze, gdy drogę zastępuje mu Vale. Jest od niego wyższy, co zdecydowanie stopuje wkurzonego paparazzo.
– To żadna wariatka. Dla ciebie to jest pani Black. Brzydko tak robić zdjęcia bez zapowiedzi. My też mamy prawo do prywatności. A teraz proszę – wyciąga mi aparat z zaciśniętych rąk i wciska go facetowi – to chyba jest twoje. Zdjęcia wywołamy i zostawimy sobie na pamiątkę, na pewno zrobiłeś świetne ujęcia, dzięki! – Uśmiecha się uprzejmie, ale ja słyszę w jego głosie niewypowiedzianą groźbę.
Zdaje się, że fotograf też ją wyczuwa, bo klnąc pod nosem, kopie ze złością w nasz stolik i odchodzi. Zerkam na Vale’a, który spokojnie wraca na miejsce i jak gdyby nigdy nic dopija kawę. Jestem pod wrażeniem, jak dobrze umie radzić sobie w takich sytuacjach. Moim pierwszym i zazwyczaj jedynym pomysłem jest agresja, a on załatwia wszystko urokiem osobistym i poczuciem humoru.
– Chodź, wracamy do szpitala! – Gdy widzi, że mam pustą filiżankę, zgarnia mnie do siebie i tarmosi żartobliwie po włosach. – A następnym razem przyhamuj trochę, pitbullu, bo będę musiał wpłacać za ciebie kaucję, a przecież wiesz, że muszę odkładać kasę na przyjemności, skoro ty nie chcesz podać tych numerów.
Wybucham śmiechem i patrzę na niego, jakbym go widziała po raz pierwszy od dawna. Motyle w moim brzuchu wypierają lęk i znowu przez chwilę jest mi lekko i dobrze. Kocham go. To przerażające, ale tylko tyle wystarczy, żebym była szczęśliwa.
------------------------------------------------------------------------
1.
1 Destiny (ang.) – przeznaczenie.
2.
2 PowerBall – gra polegająca na typowaniu liczb, oferująca jedne z najwyższych wygranych wśród gier tego typu w USA.