- W empik go
Błękit i Serce - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Błękit i Serce - ebook
Zbiór wierszy o miłości, Bogu i ojczyźnie. Wiele z nich odnosi się do osobistych przeżyć autora. Nie zabraknie również kilka tekstów odnoszących się do otaczającej nas rzeczywistości.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-513-3 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do Alicji…
Wędruję po szczęście niepoznane
płynę z deszczem wraz ze śniegiem
może Bóg sprawi by moje serce pijane
zakotwiczyło się nad spokojnym brzegiem
Abym mógł zmęczony usnąć po żegludze
przykryty twoją piersią jak paltotem
poczuć twej skóry zapach kiedy się obudzę
a kiedy znowu zasnę poczuć tęsknotę
Obdarowany takim szczęściem będę w niebie
ciebie nagą sobie przywłaszczę
i jeśli będziesz chciała włożyć coś na siebie
będę twoim jedynym płaszczem!Apel
Wy oligarchy, tłuste koty
chciwi do szpiku kości
powiedzcie nie dla despoty
a tak dla wolności
Wy kapitaliści parszywi
nie miłujcie tylko ropy
tej zdrady nie wybaczą wam żywi
ani umęczone dzieci Europy
Wy zazwyczaj kłamliwi politycy
prawdę nieście na sztandarach
bo jak nie to poznacie gniew ulicy
która nigdy nie zapomni o ofiarach
Wy hieny, przyjaciele kata
żadna kara was nie ominie
bo dzisiaj serce całego świata
bije na walecznej Ukrainie
Wy obywatele każdej ziemi
obudźcie się nim zrobią to kaci
Przestańcie być głusi i niemi
widząc krew swoich braci
Wy nędzne marionetki krętaczy
złóżcie broń i padnijcie na kolana
bo dziś miłość — miłość znaczy
a Ukraina znaczy NIEPOKONANA!Apokalipsa
Kiedy spłynie na mnie błękit
duchem przeszłych pokoleń
wypędzi moje najgorsze lęki
czyniąc znak krzyża na czole
Wyrzeźbi ciszę anielskim dłutem
ręką renesansowego artysty
a tym myślom co mrokiem skute
nada znowu kształt przejrzysty
I ożywi każdy nerw mojego ciała
każdy krok harmonią wyścieli
a gdyby straszliwa burza się zerwała
duszy od mego ciała nie oddzieli
I tylko błękit wypełni mi serce
a źrenice szczęście otumani
myśl przed słowem gniewnym wyświęcę
bym już nigdy nikogo nie zranił
Kiedy światłość przeze mnie przeleci
niebios najświętsze błyskawice
w jednej chwili boży żar roznieci
trawiąc ogniem miłości ziemskie ulice
Nie będzie końca tej apokalipsy radosnej
rozpętanej w moje dobre imię
lecz zanim człowiek przywita wiosnę
musi stawić czoła srogiej zimie
Więc kiedy błękit na mnie spłynie
uwalniając od codziennych trosk
dostanę to co bliźniemu sam uczynię
bo tylko człowiek odpowiada za swój los!Autoportret
Nie szwendam się po garażach
nigdy karku nie zginam
codziennie sobie przypominam
że samotność mnie przeraża
Nie słucham władców świata
nie odczuwam przed nimi strachu
sam nie skocze z wysokiego dachu
bo wiem nie potrafię latać
Nie znam się na polityce
nie uważałem nigdy na historii
to że jestem idiotą w teorii
nie oznacza że również w praktyce
Mówię kiedy ktoś naprawdę słucha
myśli na wiatr nie roztrwonię
gdy będzie trzeba złożę dłonie
i pomodlę się w imię ojca syna i ducha
Zazdrosny nie będę w żywocie
dam odetchnąć płucom zmęczonym
nie poddam swej wiary uczonym
wolę z Bogiem topić się w błocie
Nie popalam sobie papierosów
więc z ust mi nie śmierdzi
nawet Księżyc może to potwierdzić
że nie dostałem szczęśliwego losu
Ale nie poddam się tej fortunie
wytoczę wojnę jak będzie trzeba
tym co pławią się w błękicie nieba
i śpią na bursztynowej łunie
Jestem tylko człowiekiem bywam omylny
błędy są wpisane w moje ślady
Choćbym poznał datę naszej zagłady
to dalej będę naiwny oraz silny
Jeśli ktoś mi to kiedyś wypomni
na stracenie wyda moją wolę
tylko jednego nie będę mógł przeboleć
tego że świat o mnie zapomni
Myślę o śmierci — jak ją widzę?
Samotnie gdzieś pośród ciszy
gdzie nikt mojej tęsknoty nie usłyszy
za tymi których kocham i nienawidzęBez Ciebie tak pusto
Bez Ciebie ciemność zwycięża
w każdym moim geście
i choćby ludzi tłum nagle stężał
bez Ciebie pusto jest w tym mieście
Chodniki od Twych kroków nabrzmiałe
dziś puchną samotności stukotem
i tam gdzie jeszcze wczoraj serce miałem
teraz tylko dziura wypełniona błotem
Pomniki Twych ust zastygłe w ciszy
tęsknoty wiatr ciągle targa
a ja czekam aż ktoś mój żal usłyszy
zetrze zakurzony ból na wargach
Bez Ciebie gubię się wśród starych kamienic
słysząc jak naśmiewa się ze mnie Bóg
A te wszystkie okna jak tysiące szubienic
czekają tylko aż przekroczę ich próg
Bez Ciebie plac wolności zastygł
w ponurej defiladzie jednakowych dusz
ich spojrzenia niczym drut kolczasty
oplatają mnie całego wszerz i wzdłuż
Straszliwa jesień która mnie dopadła
rozciąga się mrocznym dywanem upokorzeń
a wstyd wylewa się z przepitego gardła
sprawia, że coraz ciemniej jest na dworze
I kiedy wszystkie latarnie dogasną
wprawiając całe miasto w osłupienie
w tych ciemnościach moje usta wrzasną
że bez Ciebie śmierć jest wybawieniem!Bądź!
Patrz! Jak rozrywają moje serce na pół
i posyłają precz na koniec świata
Patrz! Jak niebo z hukiem spada w dół
i mój nędzny żywot przygniata
Usłysz! Moje oczy jak drżą pełne miłości
pragnąc twych oczu złocistych dróg
Usłysz! Jak bez ciebie tonę w ciemności
i z pomocą nie przychodzi mi Bóg
Przyjdź! Gdyż bliżej jest mi do piekła
i już czuję zapach diabelskich łąk
Przyjdź! Bo dopadła mnie febra wściekła
i nie czuję nic pośród cierpień i mąk
Bądź! Jeśli ojczyzna mnie zawiedzie
i wzrokiem wilczym przegryzie tętnice
Bądź! Kiedy żyć pozostanie mi w biedzie
a umrzeć pod samotnym Księżycem!Błękitne niebo
Dziś błękitnego nieba jest za mało
deszczem rakiet iskrzą się chmury
znaczą niewinną krwią Ukrainę całą
mordercy co stalinowskie noszą mundury
Mordują wolność przez Boga zesłaną
przemocą chcą niewinność zniszczyć
lecz nie złamią wiary w miłość ubraną
która rodzi się wśród ruin i zgliszczy
Nie wyrwą z serc nadziei ostatecznej
choć może naiwnością dziecka woła
na ofiary spadnie tylko życie wieczne
a na barbarzyńców diabelska smoła
I w schronach, piwnicach i w metrze
hymn Ukrainy z ust dzieci słychać
oczyści on z rosyjskiego brudu powietrze
i znów wolnością Ukraina będzie oddychać!Powstańczy maraton
Biegnę do ciebie Ojczyzno moja
choć droga nie jest prosta
Pędzę po niemieckich wybojach
po spalonych miastach i mostach
Z wolna zastyga za mną Pomorze
hitlerowskie dopadły je mrozy
żadnych nie oszczędzają stworzeń
zmieniając wolność w śmierci obozy
Przebiegłem już austriackie i ruskie burze
słysząc płacz świętego ducha
chciałby abyśmy znowu byli przedmurzem
lecz nikt go nie wysłuchał
Brak mi tchu, zatrzymuję się w Krakowie
gdzie Frankonia Wawel obsiadła
aż w grobach przewracają się królowie
nie mogąc wypluć żalu z gardła
Kolejnym przystankiem będzie stolica
tam podobno nadzieja się rodzi
w cierpieniu, bólu i krwawicach
którą udźwignąć muszą młodzi
Jestem już na miejscu moja Ojczyzno
Czterdziesty czwarty! Warszawa poległa!
Zakrzepnie w nas na wieczność krwawą blizną
próba wydarcia wolności z niemieckiego piekłaBoże…
Miłosierny mój Boże
uczyń me serce pustkowiem
gdzie spokój niczym orzeł
poszybuje w chmurach powiek
Spraw aby ocean ciszy
wylał się na moje usta
harmonię w piersi wyszył
delikatną jak jedwabna chusta
Wyznacz arkadom mych źrenic
miejsce wiecznego spoczynku
niechaj sztorm się zmieni
w zwykły wicher wśród budynków
Mój wieczny Panie Dobrotliwy
zabierz ode mnie ból wiekuisty
chcę jeszcze raz być szczęśliwym
bez łez i myśli nieczystych
Ty jedyny masz taką moc sprawczą
bez niej już nie daję rady
Miłość jest trudna, śmierć zbyt wybawcza
bym wcisnął je w moje ślady!Być dla Ciebie
Zostawiam te słowne pomniki
w tym dniu porannie brzydkim
wiedz że dla wszystkich jestem nikim
ale dla ciebie chcę być wszystkim
Nie tworzę poezji miliardom
tworzę ją tym którzy w nią uwierzą
nie spojrzą na mnie z pogardą
w serce nienawiścią nie uderzą
Zrozumieją algorytm moich myśli
udźwigną ten ciężar jak Atlas niebo
zanim o śmierci ktoś z nich pomyśli
pójdą w dal za miłości potrzebą
Nie zatrzymam ich — słuchaczy
ja wskażę jedynie kierunek
a Bóg na pewno im wybaczy
ten niespłacony za grzechy rachunekBłękitność
Chciałbym kiedyś Boże odejść w błękitność
gdzie zórz porannych stosy płoną
i nim kwiaty tęsknoty po mnie zakwitną
ześlij ludziom niepamięć nieskończoną
Ześlij im chwile te ode mnie weselsze
niech nie zawierzają zdradliwym uściskom
niech to będzie jak godziny pierwsze
jak wtedy gdy stali nad moją kołyską
Chciałbym zniknąć w przestrzeni białej
gdzie pustką wybrukowane drogi
gdzie moja dusza mija się z ciałem
nie zaznając nigdy ziemskiej trwogi
Nie mieć już tej straszliwej tęsknoty
do tych twarzy stale uśmiechniętych
nie czuć nieprzeniknionej głuchoty
i nie widzieć już powiek łzą ściśniętych
Chciałbym się oddać pod twoją opiekę Boże
mych smutków objętość Tobie zwrócić
i niechaj twoja łaska z nieba im pomoże
by z mojego powodu nie musieli się smucić
I niech nigdy nie noszą już bólu i rozpaczy
nad granitowym blaskiem mojego imienia
nie daj nikomu wpaść w obroże cierpienia
bo rzeczą ludzką jest błądzić ale też wybaczyć!Samotność
Piszę w sekrecie te pisma nieznane
z których kiedyś srebrny pył
opadnie na twoje oczy wciąż zaspane
przypominając żem tutaj żył
Milczeniem wskrzeszam wczorajszy byt
ażebyś wdzięczna była
uwierzyła w nieuchronnej śmierci mit
i razem ze mną ożyła
W otchłań strącam przeszły żal i gniew
pragnąc jeno wieczności
spiętrzając w morze własną szczerą krew
umrę sam z nie-miłości
I ostanie się mojego serca krzykliwość
w niewdzięcznym bezkresie
bo kiedy patrzę wstecz na ciebie szczęśliwą
widzę moją samotną jesień!Najważniejsze!
Oczy moje łzawią niewyrażonym żalem
kiedy wypływam na ocean wspomnień
gdy otulały mnie jej uśmiechu fale
dzisiaj już wiem nie przypłyną do mnie
Choć dusza wierzga pamięcią rozjuszona
pragnie tylko zachłysnąć się ciszą
ujrzeć jak sny spokojnie się kołyszą
jak każda jej chwila jest błogosławiona
Moje dłonie drętwieją bólem bezkresnym
kiedy piszę te bladosłowne pomniki
gdy na przemian staję się jutrzejszy i ówczesny
wiedząc że dla niej zawsze jestem nikim
Choć serce pożera boleść przenikliwa
choć wysycha morze pięknych chwil
a jej łódź odpłynęła na setki mil
najważniejsze to że jest szczęśliwa!Czekałem na Ciebie…
Czekałem na Ciebie wieki
czas nawlekałem na palce
tęczą zdobiłem powieki
byś żyła w nich jak w bajce
Czekałem na Ciebie lata
tęsknotę wieszałem na niebie
Bóg mnie z ciszą wyswatał
a ja chciałem tylko Ciebie
Czekałem na Ciebie miesiące
mrok chowałem w kieszeń
codziennie ogrzewałem słońce
ciepłotą erotycznych uniesień
Czekałem na Ciebie całe dnie
duszę do ziemi przywiązałem
by nagle nie odleciała ode mnie
bo wciąż na Ciebie czekałem
Dzisiaj już nie czekam na Ciebie
inna na moje serce miłość nawleka
tylko ta tęsknota zawieszona na niebie
wciąż na Ciebie czeka!Dla Ciebie nie istnieje
Klnę, bo świt purpurowy nastał
jakby niebo wczoraj umarło
jakby mrok w moje ciało wrastał
i miejsca na uśmiech zabrakło
Milczę, bo Tobie na tym zależy
jakbyś z piekła nosiła stroje
jeśli kiedyś przestanę wierzyć
to nigdy w szczęście Twoje
Drżę, bo strach powoli zwycięża
jakby bez skrzydeł mógł latać
jakby samotności ogromny ciężar
codziennie mnie przygniatał
Umieram, bo odeszłaś gniewna
jakbym stracił wszystek szczęścia
jakby przeszła burza nieulewna
i wyrwała drzwi do Twojego serca!Do Beaty
Może jeszcze nie dał nam Bóg
w lustrze wody się zobaczyć
a przecież jednym gestem by mógł
wspólną ścieżkę nam wyznaczyć
Przecież nasze jasne serca
wspólnym rytmem mogłyby bić
nie szukałbym już dla siebie miejsca
wiedząc że mam dla kogo żyć
Mógłby sprawić że nasze dłonie
splotą się w wiecznym uścisku
że nawet najgorszy świata koniec
będzie pełen miłości i błysku
Mogłabyś w moją duszę wpłynąć
na jedno słowo z niebios poczęte
nie musiałbym w nicość przeminąć
poznając przy Tobie szczęście niepojęte
Ty — mogłabyś, ja — bardzo bym chciał
a Bóg może wszystko umożliwić
i już nigdy z nas by się nie śmiał
że osobno pogubieni a razem szczęśliwi!Do Boga
Pozwól zgasić moje źrenice
i w firmament spłynąć
Niech ogłoszą świata dzwonnice
że mój czas właśnie minął
Pozwól duszę wyrwać z ciała
i spocząć na dachu nieba
Niech wybrzmią wszystkie działa
że mnie tutaj nie potrzeba
Pozwól dłonie w całość spleść
i poszukać miejsca w chmurze
Niech po Ziemi rozniesie się wieść
że jestem już na górze
Pozwól serce zamknąć na zawsze
i usnąć na ławce z gwiazd
Niech zapomną w ziemskim teatrze
że kiedyś błądziłem wśród miast!Do Elżbiety
Dobrze że mnie kochasz Elżbieto
twoją miłością zaspokajam głód
Dobrze że mnie kochasz Kobieto
twoja miłość to największy cud
Przywitałaś mnie pocałunkiem porannym
jak wita się kochanka
niech wiedzą wokół wszystkie panny
że będę twój tego poranka
Dobrze że mnie kochasz Elżbieto
wtulam się w twoje dłonie
dobrze że mnie kochasz kobieto
niech ta miłość wiecznie płonie
Pożegnałaś mnie pocałunkiem chłodnym
jak żegna się zmarłego
niech wie cały ten świat głodny
żem syty żarem serca twego
Dobrze że mnie kochasz Elżbieto
twoje słowa są dla mnie karmą
dobrze że mnie kochasz kobieto
bo nie umarłem na darmo!Do Ojczyzny
Dopóki będę za Ciebie umierał
proszę Cię wolności mi nie żałuj
resztki życia z ziemi pozbieraj
na pożegnanie jak syna w czoło ucałuj
Zanim pierwsza kula przeszyje serce
otrzyj moją twarz z krwawicy
wiedz, że dla Ciebie wszystko poświęcę
Choćbym skonał na szubienicy
I dopóki będę za Ciebie życie oddawał
błagam Cię wyszyj mi wieczny sen
niech Twój ciepły głos do mnie przemawia
niech mi będzie niczym tlen
Zanim wybrzmią złowieszcze armaty
zgaś mnie w swoich ramionach
ten ogromny ból rozłóż mi na raty
bo w całości go nie pokonam
Dopóki będę umierał w Twoje dobre imię
zachciej dać mi szczęście aksamitne
wtedy wrócę do życia jak wiosna po zimie
i radością szczerą znów zakwitnę
I zanim ostatnia kula rozerwie duszę
ześlij w moje ciało błyskawice
wtedy jednym gestem mury skruszę
by mogła miłość wrócić na Twoje ulice!Schizy
Stęskniony gór w pokoju pustym
półmartwym powietrzem od Słońca
otulony jestem na cztery spusty
i wraz z chłodem wyczekuję końca
Twych oczu miraże w myśli stukocą
dymiąc na ścianie spokojnie tkwią
Zawsze uciekają niespokojną nocą
i zawsze pachną zakrzepniętą krwią
Nadgarstki puchną już od miesięcy
sny się nie śnią a bo i po co mają
Przecież na tym świecie bydlęcym
najszczęśliwsi są ci co umierają
Odeszłaś, zapomniałaś, zostawiłaś
szczęście, żal, serce, uśmiech i czas
Tęsknota moja twój zapach zabiła
a twoja obojętność uśmierciła nas
Siedzę i tęsknię, wspominam i się boję
raz płynę z prądem a raz pod prąd
Tak bez niczego drętwieje serce moje
tak bez niczego wstanę i wyjdę stąd…Do przyjaciół
_Wy, którzy życie moje rozerwaliście na strzępy_
_odpuszczam wam, nie chowam do was urazy_
_choć żerujecie na moich błędach jak pustynne sępy_
_ja nadstawiam drugi policzek na wasze kolejne razy_
_
_
_Wy czarne kruki, wszelaką mądrością nakarmione_
_plujecie jadem na czyste dusze wy rozumów zjadacze_
_to przez takich mędrków serca człowiecze są wystrzępione_
_i zamiast dobro wytwarzać to szykują palące kartacze_
_Nie winię was bo jakże mógłbym przyjaciół obarczać winą_
_lecz trzymam się teraz od waszego uniwersum z daleka_
_nie szykując zemsty a spokojnie leżąc sobie pod Iawiną_
_bo w końcu jestem człowiekiem i będę czekał na człowieka_
_W cieniu tak jak przez całe życie bo tam moje miejsce_
_gdy się zjawi nie wzgardzę nim jak tłum uczonych gawiedzi_
_wysłucham, zrozumiem, otworzę przed nim swoje serce_
_bo tak mnie nauczono by być człowiekiem_
_wśród niedźwiedzi!_Dygoty
Nos czerwony mam od przepicia
chmielowy poranny zastrzyk
jak mam wrócić znów do życia
kiedy każdy z pogardą patrzy
Trzęsą się ręce, lekkie mdłości
zawroty głowy nie dają zasnąć
jak wytrwać w tej pustej miłości
gdy pozwoliłem twe drzwi zatrzasnąć
W ustach smak mam bełkotu
ktoś w oddali _esperal blues_ zanucił
jak wyczekać Twojego powrotu
skoro Ty już nigdy nie wrócisz
Hałas coraz większy dookoła
nogi słabe, serce się kołysze
jak mam Ciebie z tłumu zawołać
kiedy nie chcesz mnie już słyszeć
Kwiat niepamięci znowu wyrośnie
podlewany codziennie płynem złotym
jakoś zrobiło się tutaj nieznośnie
czy to już śmierć? czy tylko dygoty?Granice
Proszę Cię najdroższa zmysły moje głaszcz
niech już nigdy nie zaznają spokoju
Zdejmij z siebie niewinności płaszcz
i usiądź w moim niewidzialnym pokoju
Ujarzmij moje nienasycone źrenice
pozwalając im rozebrać twoje oczy
chociaż ten jeden raz przekroczmy granice
których jeszcze nikt nie przekroczył
Nie pozwól wystygnąć moim spojrzeniom
i zdewaluować się mym najgorętszym myślom
nie daj mi odejść nie poddawszy się pragnieniom
i nigdy nie pozwól by to urojenie prysło!Do obywatela!
Nie obchodzi Cię Polska
jej każdy wydany sąd
w Twoich oczach jest taka obca
jakbyś wpłynął na nieznany ląd
Nie obchodzi Cię Polska
gdy jej słońce słabiej świeci
zsyłasz na nią liczne wojska
łatwo zmanipulowanych dzieci
Nie obchodzi Cię Polska
jej zakrwawione dłonie
jeszcze niedawno była beztroska
dzisiaj w Twoich donosach tonie
Nie obchodzi Cię Polska
jej źrenice wystrzępione
nie pomoże codzienna chłosta
każdy patrzy w inną stronę
Nie obchodzi Cię Polska
mogę tylko załamać ręce
tak jak uczyniła to Matka Boska
widząc Narodu rozdarte serce!Gwiazdo Polarna
Gwiazdo Polarna co na niebie świecisz
oświeć moje serce na wieki
niech światłość twoja przeze mnie przeleci
jak życie przez martwe powieki
Niech odnajdę drogę do wieczności
niech w końcu stanę na jej szczycie
choćbym miał przed sobą wielkie ciemności
tobie ufam, tobie ufam nad życie
Proszę cię najpiękniejsza świata ozdobo
uchroń mnie od złego w te dni powszednie
Chciałbym być przy tobie najlepiej z tobą
abym potrafił do końca żyć bezbłędnie
Gwiazdo Polarna chciałbym abyś ożyła
zeszła na ziemię tak jak byłaś tu przedtem
chciałbym abyś znowu mnie przytuliła
i do snu wiecznego uśpiła jednym szeptem
Wędruję po szczęście niepoznane
płynę z deszczem wraz ze śniegiem
może Bóg sprawi by moje serce pijane
zakotwiczyło się nad spokojnym brzegiem
Abym mógł zmęczony usnąć po żegludze
przykryty twoją piersią jak paltotem
poczuć twej skóry zapach kiedy się obudzę
a kiedy znowu zasnę poczuć tęsknotę
Obdarowany takim szczęściem będę w niebie
ciebie nagą sobie przywłaszczę
i jeśli będziesz chciała włożyć coś na siebie
będę twoim jedynym płaszczem!Apel
Wy oligarchy, tłuste koty
chciwi do szpiku kości
powiedzcie nie dla despoty
a tak dla wolności
Wy kapitaliści parszywi
nie miłujcie tylko ropy
tej zdrady nie wybaczą wam żywi
ani umęczone dzieci Europy
Wy zazwyczaj kłamliwi politycy
prawdę nieście na sztandarach
bo jak nie to poznacie gniew ulicy
która nigdy nie zapomni o ofiarach
Wy hieny, przyjaciele kata
żadna kara was nie ominie
bo dzisiaj serce całego świata
bije na walecznej Ukrainie
Wy obywatele każdej ziemi
obudźcie się nim zrobią to kaci
Przestańcie być głusi i niemi
widząc krew swoich braci
Wy nędzne marionetki krętaczy
złóżcie broń i padnijcie na kolana
bo dziś miłość — miłość znaczy
a Ukraina znaczy NIEPOKONANA!Apokalipsa
Kiedy spłynie na mnie błękit
duchem przeszłych pokoleń
wypędzi moje najgorsze lęki
czyniąc znak krzyża na czole
Wyrzeźbi ciszę anielskim dłutem
ręką renesansowego artysty
a tym myślom co mrokiem skute
nada znowu kształt przejrzysty
I ożywi każdy nerw mojego ciała
każdy krok harmonią wyścieli
a gdyby straszliwa burza się zerwała
duszy od mego ciała nie oddzieli
I tylko błękit wypełni mi serce
a źrenice szczęście otumani
myśl przed słowem gniewnym wyświęcę
bym już nigdy nikogo nie zranił
Kiedy światłość przeze mnie przeleci
niebios najświętsze błyskawice
w jednej chwili boży żar roznieci
trawiąc ogniem miłości ziemskie ulice
Nie będzie końca tej apokalipsy radosnej
rozpętanej w moje dobre imię
lecz zanim człowiek przywita wiosnę
musi stawić czoła srogiej zimie
Więc kiedy błękit na mnie spłynie
uwalniając od codziennych trosk
dostanę to co bliźniemu sam uczynię
bo tylko człowiek odpowiada za swój los!Autoportret
Nie szwendam się po garażach
nigdy karku nie zginam
codziennie sobie przypominam
że samotność mnie przeraża
Nie słucham władców świata
nie odczuwam przed nimi strachu
sam nie skocze z wysokiego dachu
bo wiem nie potrafię latać
Nie znam się na polityce
nie uważałem nigdy na historii
to że jestem idiotą w teorii
nie oznacza że również w praktyce
Mówię kiedy ktoś naprawdę słucha
myśli na wiatr nie roztrwonię
gdy będzie trzeba złożę dłonie
i pomodlę się w imię ojca syna i ducha
Zazdrosny nie będę w żywocie
dam odetchnąć płucom zmęczonym
nie poddam swej wiary uczonym
wolę z Bogiem topić się w błocie
Nie popalam sobie papierosów
więc z ust mi nie śmierdzi
nawet Księżyc może to potwierdzić
że nie dostałem szczęśliwego losu
Ale nie poddam się tej fortunie
wytoczę wojnę jak będzie trzeba
tym co pławią się w błękicie nieba
i śpią na bursztynowej łunie
Jestem tylko człowiekiem bywam omylny
błędy są wpisane w moje ślady
Choćbym poznał datę naszej zagłady
to dalej będę naiwny oraz silny
Jeśli ktoś mi to kiedyś wypomni
na stracenie wyda moją wolę
tylko jednego nie będę mógł przeboleć
tego że świat o mnie zapomni
Myślę o śmierci — jak ją widzę?
Samotnie gdzieś pośród ciszy
gdzie nikt mojej tęsknoty nie usłyszy
za tymi których kocham i nienawidzęBez Ciebie tak pusto
Bez Ciebie ciemność zwycięża
w każdym moim geście
i choćby ludzi tłum nagle stężał
bez Ciebie pusto jest w tym mieście
Chodniki od Twych kroków nabrzmiałe
dziś puchną samotności stukotem
i tam gdzie jeszcze wczoraj serce miałem
teraz tylko dziura wypełniona błotem
Pomniki Twych ust zastygłe w ciszy
tęsknoty wiatr ciągle targa
a ja czekam aż ktoś mój żal usłyszy
zetrze zakurzony ból na wargach
Bez Ciebie gubię się wśród starych kamienic
słysząc jak naśmiewa się ze mnie Bóg
A te wszystkie okna jak tysiące szubienic
czekają tylko aż przekroczę ich próg
Bez Ciebie plac wolności zastygł
w ponurej defiladzie jednakowych dusz
ich spojrzenia niczym drut kolczasty
oplatają mnie całego wszerz i wzdłuż
Straszliwa jesień która mnie dopadła
rozciąga się mrocznym dywanem upokorzeń
a wstyd wylewa się z przepitego gardła
sprawia, że coraz ciemniej jest na dworze
I kiedy wszystkie latarnie dogasną
wprawiając całe miasto w osłupienie
w tych ciemnościach moje usta wrzasną
że bez Ciebie śmierć jest wybawieniem!Bądź!
Patrz! Jak rozrywają moje serce na pół
i posyłają precz na koniec świata
Patrz! Jak niebo z hukiem spada w dół
i mój nędzny żywot przygniata
Usłysz! Moje oczy jak drżą pełne miłości
pragnąc twych oczu złocistych dróg
Usłysz! Jak bez ciebie tonę w ciemności
i z pomocą nie przychodzi mi Bóg
Przyjdź! Gdyż bliżej jest mi do piekła
i już czuję zapach diabelskich łąk
Przyjdź! Bo dopadła mnie febra wściekła
i nie czuję nic pośród cierpień i mąk
Bądź! Jeśli ojczyzna mnie zawiedzie
i wzrokiem wilczym przegryzie tętnice
Bądź! Kiedy żyć pozostanie mi w biedzie
a umrzeć pod samotnym Księżycem!Błękitne niebo
Dziś błękitnego nieba jest za mało
deszczem rakiet iskrzą się chmury
znaczą niewinną krwią Ukrainę całą
mordercy co stalinowskie noszą mundury
Mordują wolność przez Boga zesłaną
przemocą chcą niewinność zniszczyć
lecz nie złamią wiary w miłość ubraną
która rodzi się wśród ruin i zgliszczy
Nie wyrwą z serc nadziei ostatecznej
choć może naiwnością dziecka woła
na ofiary spadnie tylko życie wieczne
a na barbarzyńców diabelska smoła
I w schronach, piwnicach i w metrze
hymn Ukrainy z ust dzieci słychać
oczyści on z rosyjskiego brudu powietrze
i znów wolnością Ukraina będzie oddychać!Powstańczy maraton
Biegnę do ciebie Ojczyzno moja
choć droga nie jest prosta
Pędzę po niemieckich wybojach
po spalonych miastach i mostach
Z wolna zastyga za mną Pomorze
hitlerowskie dopadły je mrozy
żadnych nie oszczędzają stworzeń
zmieniając wolność w śmierci obozy
Przebiegłem już austriackie i ruskie burze
słysząc płacz świętego ducha
chciałby abyśmy znowu byli przedmurzem
lecz nikt go nie wysłuchał
Brak mi tchu, zatrzymuję się w Krakowie
gdzie Frankonia Wawel obsiadła
aż w grobach przewracają się królowie
nie mogąc wypluć żalu z gardła
Kolejnym przystankiem będzie stolica
tam podobno nadzieja się rodzi
w cierpieniu, bólu i krwawicach
którą udźwignąć muszą młodzi
Jestem już na miejscu moja Ojczyzno
Czterdziesty czwarty! Warszawa poległa!
Zakrzepnie w nas na wieczność krwawą blizną
próba wydarcia wolności z niemieckiego piekłaBoże…
Miłosierny mój Boże
uczyń me serce pustkowiem
gdzie spokój niczym orzeł
poszybuje w chmurach powiek
Spraw aby ocean ciszy
wylał się na moje usta
harmonię w piersi wyszył
delikatną jak jedwabna chusta
Wyznacz arkadom mych źrenic
miejsce wiecznego spoczynku
niechaj sztorm się zmieni
w zwykły wicher wśród budynków
Mój wieczny Panie Dobrotliwy
zabierz ode mnie ból wiekuisty
chcę jeszcze raz być szczęśliwym
bez łez i myśli nieczystych
Ty jedyny masz taką moc sprawczą
bez niej już nie daję rady
Miłość jest trudna, śmierć zbyt wybawcza
bym wcisnął je w moje ślady!Być dla Ciebie
Zostawiam te słowne pomniki
w tym dniu porannie brzydkim
wiedz że dla wszystkich jestem nikim
ale dla ciebie chcę być wszystkim
Nie tworzę poezji miliardom
tworzę ją tym którzy w nią uwierzą
nie spojrzą na mnie z pogardą
w serce nienawiścią nie uderzą
Zrozumieją algorytm moich myśli
udźwigną ten ciężar jak Atlas niebo
zanim o śmierci ktoś z nich pomyśli
pójdą w dal za miłości potrzebą
Nie zatrzymam ich — słuchaczy
ja wskażę jedynie kierunek
a Bóg na pewno im wybaczy
ten niespłacony za grzechy rachunekBłękitność
Chciałbym kiedyś Boże odejść w błękitność
gdzie zórz porannych stosy płoną
i nim kwiaty tęsknoty po mnie zakwitną
ześlij ludziom niepamięć nieskończoną
Ześlij im chwile te ode mnie weselsze
niech nie zawierzają zdradliwym uściskom
niech to będzie jak godziny pierwsze
jak wtedy gdy stali nad moją kołyską
Chciałbym zniknąć w przestrzeni białej
gdzie pustką wybrukowane drogi
gdzie moja dusza mija się z ciałem
nie zaznając nigdy ziemskiej trwogi
Nie mieć już tej straszliwej tęsknoty
do tych twarzy stale uśmiechniętych
nie czuć nieprzeniknionej głuchoty
i nie widzieć już powiek łzą ściśniętych
Chciałbym się oddać pod twoją opiekę Boże
mych smutków objętość Tobie zwrócić
i niechaj twoja łaska z nieba im pomoże
by z mojego powodu nie musieli się smucić
I niech nigdy nie noszą już bólu i rozpaczy
nad granitowym blaskiem mojego imienia
nie daj nikomu wpaść w obroże cierpienia
bo rzeczą ludzką jest błądzić ale też wybaczyć!Samotność
Piszę w sekrecie te pisma nieznane
z których kiedyś srebrny pył
opadnie na twoje oczy wciąż zaspane
przypominając żem tutaj żył
Milczeniem wskrzeszam wczorajszy byt
ażebyś wdzięczna była
uwierzyła w nieuchronnej śmierci mit
i razem ze mną ożyła
W otchłań strącam przeszły żal i gniew
pragnąc jeno wieczności
spiętrzając w morze własną szczerą krew
umrę sam z nie-miłości
I ostanie się mojego serca krzykliwość
w niewdzięcznym bezkresie
bo kiedy patrzę wstecz na ciebie szczęśliwą
widzę moją samotną jesień!Najważniejsze!
Oczy moje łzawią niewyrażonym żalem
kiedy wypływam na ocean wspomnień
gdy otulały mnie jej uśmiechu fale
dzisiaj już wiem nie przypłyną do mnie
Choć dusza wierzga pamięcią rozjuszona
pragnie tylko zachłysnąć się ciszą
ujrzeć jak sny spokojnie się kołyszą
jak każda jej chwila jest błogosławiona
Moje dłonie drętwieją bólem bezkresnym
kiedy piszę te bladosłowne pomniki
gdy na przemian staję się jutrzejszy i ówczesny
wiedząc że dla niej zawsze jestem nikim
Choć serce pożera boleść przenikliwa
choć wysycha morze pięknych chwil
a jej łódź odpłynęła na setki mil
najważniejsze to że jest szczęśliwa!Czekałem na Ciebie…
Czekałem na Ciebie wieki
czas nawlekałem na palce
tęczą zdobiłem powieki
byś żyła w nich jak w bajce
Czekałem na Ciebie lata
tęsknotę wieszałem na niebie
Bóg mnie z ciszą wyswatał
a ja chciałem tylko Ciebie
Czekałem na Ciebie miesiące
mrok chowałem w kieszeń
codziennie ogrzewałem słońce
ciepłotą erotycznych uniesień
Czekałem na Ciebie całe dnie
duszę do ziemi przywiązałem
by nagle nie odleciała ode mnie
bo wciąż na Ciebie czekałem
Dzisiaj już nie czekam na Ciebie
inna na moje serce miłość nawleka
tylko ta tęsknota zawieszona na niebie
wciąż na Ciebie czeka!Dla Ciebie nie istnieje
Klnę, bo świt purpurowy nastał
jakby niebo wczoraj umarło
jakby mrok w moje ciało wrastał
i miejsca na uśmiech zabrakło
Milczę, bo Tobie na tym zależy
jakbyś z piekła nosiła stroje
jeśli kiedyś przestanę wierzyć
to nigdy w szczęście Twoje
Drżę, bo strach powoli zwycięża
jakby bez skrzydeł mógł latać
jakby samotności ogromny ciężar
codziennie mnie przygniatał
Umieram, bo odeszłaś gniewna
jakbym stracił wszystek szczęścia
jakby przeszła burza nieulewna
i wyrwała drzwi do Twojego serca!Do Beaty
Może jeszcze nie dał nam Bóg
w lustrze wody się zobaczyć
a przecież jednym gestem by mógł
wspólną ścieżkę nam wyznaczyć
Przecież nasze jasne serca
wspólnym rytmem mogłyby bić
nie szukałbym już dla siebie miejsca
wiedząc że mam dla kogo żyć
Mógłby sprawić że nasze dłonie
splotą się w wiecznym uścisku
że nawet najgorszy świata koniec
będzie pełen miłości i błysku
Mogłabyś w moją duszę wpłynąć
na jedno słowo z niebios poczęte
nie musiałbym w nicość przeminąć
poznając przy Tobie szczęście niepojęte
Ty — mogłabyś, ja — bardzo bym chciał
a Bóg może wszystko umożliwić
i już nigdy z nas by się nie śmiał
że osobno pogubieni a razem szczęśliwi!Do Boga
Pozwól zgasić moje źrenice
i w firmament spłynąć
Niech ogłoszą świata dzwonnice
że mój czas właśnie minął
Pozwól duszę wyrwać z ciała
i spocząć na dachu nieba
Niech wybrzmią wszystkie działa
że mnie tutaj nie potrzeba
Pozwól dłonie w całość spleść
i poszukać miejsca w chmurze
Niech po Ziemi rozniesie się wieść
że jestem już na górze
Pozwól serce zamknąć na zawsze
i usnąć na ławce z gwiazd
Niech zapomną w ziemskim teatrze
że kiedyś błądziłem wśród miast!Do Elżbiety
Dobrze że mnie kochasz Elżbieto
twoją miłością zaspokajam głód
Dobrze że mnie kochasz Kobieto
twoja miłość to największy cud
Przywitałaś mnie pocałunkiem porannym
jak wita się kochanka
niech wiedzą wokół wszystkie panny
że będę twój tego poranka
Dobrze że mnie kochasz Elżbieto
wtulam się w twoje dłonie
dobrze że mnie kochasz kobieto
niech ta miłość wiecznie płonie
Pożegnałaś mnie pocałunkiem chłodnym
jak żegna się zmarłego
niech wie cały ten świat głodny
żem syty żarem serca twego
Dobrze że mnie kochasz Elżbieto
twoje słowa są dla mnie karmą
dobrze że mnie kochasz kobieto
bo nie umarłem na darmo!Do Ojczyzny
Dopóki będę za Ciebie umierał
proszę Cię wolności mi nie żałuj
resztki życia z ziemi pozbieraj
na pożegnanie jak syna w czoło ucałuj
Zanim pierwsza kula przeszyje serce
otrzyj moją twarz z krwawicy
wiedz, że dla Ciebie wszystko poświęcę
Choćbym skonał na szubienicy
I dopóki będę za Ciebie życie oddawał
błagam Cię wyszyj mi wieczny sen
niech Twój ciepły głos do mnie przemawia
niech mi będzie niczym tlen
Zanim wybrzmią złowieszcze armaty
zgaś mnie w swoich ramionach
ten ogromny ból rozłóż mi na raty
bo w całości go nie pokonam
Dopóki będę umierał w Twoje dobre imię
zachciej dać mi szczęście aksamitne
wtedy wrócę do życia jak wiosna po zimie
i radością szczerą znów zakwitnę
I zanim ostatnia kula rozerwie duszę
ześlij w moje ciało błyskawice
wtedy jednym gestem mury skruszę
by mogła miłość wrócić na Twoje ulice!Schizy
Stęskniony gór w pokoju pustym
półmartwym powietrzem od Słońca
otulony jestem na cztery spusty
i wraz z chłodem wyczekuję końca
Twych oczu miraże w myśli stukocą
dymiąc na ścianie spokojnie tkwią
Zawsze uciekają niespokojną nocą
i zawsze pachną zakrzepniętą krwią
Nadgarstki puchną już od miesięcy
sny się nie śnią a bo i po co mają
Przecież na tym świecie bydlęcym
najszczęśliwsi są ci co umierają
Odeszłaś, zapomniałaś, zostawiłaś
szczęście, żal, serce, uśmiech i czas
Tęsknota moja twój zapach zabiła
a twoja obojętność uśmierciła nas
Siedzę i tęsknię, wspominam i się boję
raz płynę z prądem a raz pod prąd
Tak bez niczego drętwieje serce moje
tak bez niczego wstanę i wyjdę stąd…Do przyjaciół
_Wy, którzy życie moje rozerwaliście na strzępy_
_odpuszczam wam, nie chowam do was urazy_
_choć żerujecie na moich błędach jak pustynne sępy_
_ja nadstawiam drugi policzek na wasze kolejne razy_
_
_
_Wy czarne kruki, wszelaką mądrością nakarmione_
_plujecie jadem na czyste dusze wy rozumów zjadacze_
_to przez takich mędrków serca człowiecze są wystrzępione_
_i zamiast dobro wytwarzać to szykują palące kartacze_
_Nie winię was bo jakże mógłbym przyjaciół obarczać winą_
_lecz trzymam się teraz od waszego uniwersum z daleka_
_nie szykując zemsty a spokojnie leżąc sobie pod Iawiną_
_bo w końcu jestem człowiekiem i będę czekał na człowieka_
_W cieniu tak jak przez całe życie bo tam moje miejsce_
_gdy się zjawi nie wzgardzę nim jak tłum uczonych gawiedzi_
_wysłucham, zrozumiem, otworzę przed nim swoje serce_
_bo tak mnie nauczono by być człowiekiem_
_wśród niedźwiedzi!_Dygoty
Nos czerwony mam od przepicia
chmielowy poranny zastrzyk
jak mam wrócić znów do życia
kiedy każdy z pogardą patrzy
Trzęsą się ręce, lekkie mdłości
zawroty głowy nie dają zasnąć
jak wytrwać w tej pustej miłości
gdy pozwoliłem twe drzwi zatrzasnąć
W ustach smak mam bełkotu
ktoś w oddali _esperal blues_ zanucił
jak wyczekać Twojego powrotu
skoro Ty już nigdy nie wrócisz
Hałas coraz większy dookoła
nogi słabe, serce się kołysze
jak mam Ciebie z tłumu zawołać
kiedy nie chcesz mnie już słyszeć
Kwiat niepamięci znowu wyrośnie
podlewany codziennie płynem złotym
jakoś zrobiło się tutaj nieznośnie
czy to już śmierć? czy tylko dygoty?Granice
Proszę Cię najdroższa zmysły moje głaszcz
niech już nigdy nie zaznają spokoju
Zdejmij z siebie niewinności płaszcz
i usiądź w moim niewidzialnym pokoju
Ujarzmij moje nienasycone źrenice
pozwalając im rozebrać twoje oczy
chociaż ten jeden raz przekroczmy granice
których jeszcze nikt nie przekroczył
Nie pozwól wystygnąć moim spojrzeniom
i zdewaluować się mym najgorętszym myślom
nie daj mi odejść nie poddawszy się pragnieniom
i nigdy nie pozwól by to urojenie prysło!Do obywatela!
Nie obchodzi Cię Polska
jej każdy wydany sąd
w Twoich oczach jest taka obca
jakbyś wpłynął na nieznany ląd
Nie obchodzi Cię Polska
gdy jej słońce słabiej świeci
zsyłasz na nią liczne wojska
łatwo zmanipulowanych dzieci
Nie obchodzi Cię Polska
jej zakrwawione dłonie
jeszcze niedawno była beztroska
dzisiaj w Twoich donosach tonie
Nie obchodzi Cię Polska
jej źrenice wystrzępione
nie pomoże codzienna chłosta
każdy patrzy w inną stronę
Nie obchodzi Cię Polska
mogę tylko załamać ręce
tak jak uczyniła to Matka Boska
widząc Narodu rozdarte serce!Gwiazdo Polarna
Gwiazdo Polarna co na niebie świecisz
oświeć moje serce na wieki
niech światłość twoja przeze mnie przeleci
jak życie przez martwe powieki
Niech odnajdę drogę do wieczności
niech w końcu stanę na jej szczycie
choćbym miał przed sobą wielkie ciemności
tobie ufam, tobie ufam nad życie
Proszę cię najpiękniejsza świata ozdobo
uchroń mnie od złego w te dni powszednie
Chciałbym być przy tobie najlepiej z tobą
abym potrafił do końca żyć bezbłędnie
Gwiazdo Polarna chciałbym abyś ożyła
zeszła na ziemię tak jak byłaś tu przedtem
chciałbym abyś znowu mnie przytuliła
i do snu wiecznego uśpiła jednym szeptem
więcej..