Błękitny dym - ebook
Błękitny dym - ebook
Opowieść o kobiecie, która w imię miłości ma odwagę przeciwstawić się szaleńcowi terroryzującemu jej najbliższych
Życie Reeny Hale naznaczył pożar rodzinnej pizzerii, który widziała jako jedenastolatka. Już wtedy postanowiła, że zostanie oficerem śledczym do spraw podpaleń. Ciężko pracuje, aby spełnić swoje marzenie. Ale pożary towarzyszą jej nie tylko w sferze zawodowej. Osoby bliskie Reenie nagle znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a zagrożenie ma zawsze związek z ogniem. Jest jeszcze ktoś, kogo fascynuje śmiercionośny żywioł…
Nora Roberts - amerykańska autorka powieści, w których są mistrzowsko połączone wątki romansowe, sensacyjne i przygodowe. Jej książki cieszą się ogromną popularnością i wszystkie trafiają na listę bestsellerów "New York Timesa".
Roberts jest jedną z najpopularniejszych pisarek współczesnych.
"The Washington Post Book World"
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8139-964-7 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ogień narodził się w żarze, dymie i blasku. Niczym nadprzyrodzona bestia, torująca sobie szponami drogę z łona, wyrwał się do życia z rechotem, który przeistoczył się w ryk.
I odmienił wszystko w jednej wspaniałej chwili.
Jak owa bestia prześlizgnął się wężowym ruchem po drewnie, żłobiąc potężnymi, usmolonymi palcami wszystko, co było dotąd czyste i jasne.
Ogień miał oczy, czerwone i wszystkowidzące, a umysł tak błyskotliwy, tak kompletny, iż znał na pamięć każdą z otaczających go rzeczy.
On postrzegał tę bestię jako żywą istotę, złocistego, karmazynowego boga, który pojawił się tylko po to, żeby siać zniszczenie, i pochłaniał wszystko, co chciał, bez skruchy i bez litości, z wielką żarłocznością.
Wszystko przed nim padało na kolana jak błagalnicy, oddający mu cześć nawet wtedy, gdy ich pożerał.
Ale to on tego dokonał, on go stworzył. A więc był bogiem ognia. Potężniejszym niż płomienie, sprytniejszym od żaru, bardziej odurzającym niż dym.
Bestia nie istniała, dopóki nie powołał jej do życia.
Patrząc, jak się rodzi, zakochał się w niej.
Blask płomieni igrał na jego twarzy, lśnił w pełnych zachwytu oczach. Wypił łyk piwa, delektując się mrożącym zimnem spływającym przełykiem, podczas gdy skórę oblewały fale żaru.
Czuł podniecające mrowienie w brzuchu, zachwyt przepełniał mu umysł. W miarę jak ogień piął się smugami po ścianach, wyobraźnia podsuwała mu coraz to nowe możliwości.
Ogień był piękny. Ogień był potężny. Ogień był przezabawny.
Patrząc, jak rośnie, rósł sam. Oto dopełniało się jego przeznaczenie, odciskając się piętnem w sercu i duszy.1
_Baltimore 1985_
Dzieciństwo Catariny Hale skończyło się pewnej parnej sierpniowej nocy, kilka godzin po tym, jak na stadionie Memorial Orioles rozgromili Rangersów, kopiąc ich teksańskie tyłki – jak to określił tata dziewczynki – dziewięć do jednego. Jej rodzice rzadko brali wolny wieczór, żeby zabrać całą rodzinę na mecz, ale wtedy zwycięstwo ich drużyny było podwójnie słodkie. Przeważnie wieczorami jedno z nich, a najczęściej oboje pracowali długie godziny w Sirico’s, pizzerii, którą przejęli od ojca matki Catariny. Tam właśnie przed osiemnastu laty spotkali się jej rodzice. Jak głosiła rodzinna opowieść, matka, tryskająca życiem i energią osiemnastolatka, była w lokalu, kiedy do środka wmaszerował dumnie dwudziestoletni Gibson Hale.
– Wszedłem na pizzę – zwykł mawiać – a spotkałem włoską boginię.
Jej ojciec często używał dziwacznych zwrotów, ale Reena bardzo lubiła go słuchać.
Gibson przejął pizzerię po dziesięciu latach, kiedy Poppi i Nuni doszli do wniosku, że już najwyższy czas wyruszyć w świat. Bianca, najmłodsze z pięciorga ich dzieci i jedyna dziewczyna, dołączyła do swego Giba, zwłaszcza że żaden z jej braci nie był zainteresowany prowadzeniem lokalu.
Dziadek Reeny uruchomił pizzerię w baltimorskiej Małej Italii ponad czterdzieści trzy lata temu. Sirico’s była więc starsza nawet od Gibsona, co dziewczynkę niezmiernie zadziwiało. Obecnie jej ojciec, który nie miał w żyłach nawet kropli włoskiej krwi, prowadził Sirico’s razem z żoną – Włoszką z krwi i kości.
W pizzerii prawie zawsze panował duży ruch i było mnóstwo pracy, ale Reena nie miała nic przeciwko temu, nawet jeśli musiała pomagać rodzicom. Jej starsza siostra Isabella skarżyła się, że czasami musi tam pracować nawet w sobotnie wieczory, zamiast iść na randkę lub spotkać się ze znajomymi. Ale Bella nieustannie na coś narzekała.
Najbardziej złościło ją to, że ich najstarsza siostra, Francesca, miała własną sypialnię na drugim piętrze, podczas gdy ona musiała dzielić pokój z Reeną. Własny pokój miał też Xander, ponieważ był jedynym chłopcem, choć najmłodszym z rodzeństwa.
Dzielenie pokoju z siostrą nie przeszkadzało Reenie, a czasami bywało nawet fajne, dopóki Bella nie stała się nastolatką. Doszła wtedy do wniosku, że jest już wystarczająco dorosła, żeby rozmawiać wyłącznie o chłopakach, przeglądać magazyny z modą oraz poświęcać dużo czasu swoim fryzurom.
Reena miała jedenaście lat i dziesięć miesięcy. Oznaczało to, iż za czternaście miesięcy sama zostanie nastolatką. Ostatnio było to jej prawdziwą obsesją, która zdominowała wcześniejsze marzenia – na przykład, żeby zostać zakonnicą lub poślubić Toma Cruise’a.
Owej gorącej i parnej sierpniowej nocy, kiedy Reena miała jedenaście lat i dziesięć miesięcy, w ciemności obudziły ją silne i bolesne skurcze brzucha. Skuliła się w kłębek niczym kuleczka i zagryzła wargi, żeby powstrzymać jęk. Po drugiej stronie pokoju, w ustawionym najdalej jak się dało łóżku, spała Bella. Miała już czternaście lat i bardziej niż młodsza siostra interesowały ją wymyślne fryzury. Teraz lekko pochrapywała.
Reena pomasowała bolący brzuch i pomyślała o tych wszystkich hot dogach, popcornie i cukierkach, które spałaszowała podczas meczu. Mama uprzedzała ją, iż może tego żałować.
Czy jej mama nie mogłaby choć raz się pomylić?
Próbowała złożyć ból w ofierze, jak zawsze mawiały zakonnice, żeby jej cierpienia pomogły jakiemuś biednemu grzesznikowi. Ale wciąż bolało i bolało!
A może to nie od hot dogów? Może to od ciosu w brzuch, jaki zadał jej Joey Pastorelli. Za uderzenie, którym przewrócił ją na ziemię, porwanie bluzki i nazwanie słowem, którego nie rozumiała, znalazł się później w niezłych tarapatach. Pan Pastorelli i Gibson wdali się w kłótnię, gdy jej tata udał się do jego domu, aby „przedyskutować sprawę”.
Słyszała, jak na siebie krzyczeli. Jej ojciec nigdy tego nie robił… no, bardzo rzadko. Za to matka wrzeszczała często, gdyż była stuprocentową Włoszką i miała temperament.
Ale tym razem to on się wydzierał na pana Pastorellego. A po powrocie do domu bardzo mocno przytulił córkę do siebie.
Później poszli na mecz.
Niewykluczone, że ból był karą za to, że cieszyła się, iż Joey Pastorelli zostanie ukarany. I może za to, iż była trochę zadowolona, że przewrócił ją na ziemię i podarł bluzkę, ponieważ później poszli na mecz i na własne oczy widziała, jak Orioles rozgromili Rangersów.
A jeśli doznała jakichś wewnętrznych urazów?
Z ulubionych przez nią i Xandra programów _Emergency_ wiedziała, że to się zdarza, a człowiek może nawet w ich wyniku umrzeć.
Na samą myśl o tym dostała jeszcze silniejszego skurczu, aż do oczu napłynęły jej łzy. Wstała z łóżka – chciała pójść do mamy – a wtedy poczuła między udami wilgoć.
Pociągając nosem, zawstydzona, że mogła sobie zmoczyć majtki jak dzidziuś, cichutko wyszła z sypialni i ruszyła korytarzem do łazienki. Weszła do pomieszczenia z różową wanną i kafelkami, po czym podciągnęła do góry koszulkę z napisem _Ghostbusters_.
Na widok zakrwawionych ud dziewczynkę oblała gorąca fala przerażenia. Umierała. Zadzwoniło jej w uszach. Gdy poczuła kolejny skurcz w brzuchu, otworzyła usta do krzyku.
I wtedy pojęła, co się dzieje.
Nie umieram – pomyślała. To nie żadne wewnętrzne urazy. Miała po prostu okres. Swój pierwszy okres.
Mama już jej wszystko wyjaśniła: o jajeczkach, o cyklach i o stawaniu się kobietą. Obie siostry przechodziły okres co miesiąc, podobnie jak Bianca.
W szafce pod umywalką były podpaski. Mama pokazała jej, jak ich używać, a Reena zamknęła się kiedyś w łazience, żeby wypróbować. Teraz więc bardzo dokładnie się umyła, czując się już kobietą. Sam widok krwi wcale nie wzbudzał obaw dziewczynki, najbardziej trapiło ją to, skąd ona płynęła.
Ale była już dorosła – w każdym razie na tyle, żeby poradzić sobie z czymś, co jak mama powiedziała, jest naturalną, kobiecą sprawą.
Ponieważ całkowicie się wybudziła i stała się prawdziwą kobietą, postanowiła zejść do kuchni i napić się imbirowej oranżady. W domu panował upał: kanikuła – mawiał o takich dniach tato. Poza tym miała tyle do myślenia o tym, kim się teraz stała. Wyszła ze szklanką na zewnątrz i przysiadła na marmurowych stopniach, pijąc napój.
Panowała taka cisza, że słyszała astmatyczne poszczekiwanie psa Pastorellich. Paliły się uliczne latarnie. Wszystko to sprawiało, że czuła się, jakby tylko ona jedna na całym świecie nie spała. Bo przecież tylko ona jedna na całym świecie wiedziała, co stało się wewnątrz jej ciała.
Pociągnęła ze szklanki łyk napoju i pomyślała, jak to będzie, gdy za miesiąc wróci do szkoły. Ile innych dziewcząt dostało tego lata pierwszego okresu?
Teraz powinny zacząć jej rosnąć piersi. Popatrzyła na klatkę piersiową, zastanawiając się, jak to będzie. Co będzie czuła. Człowiek nie czuje, jak rosną mu włosy lub paznokcie, ale może czuje rosnące piersi.
Ciekawe, bardzo ciekawe.
Jeśli zaczną rosnąć teraz, będzie już je miała do czasu, gdy w końcu zostanie nastolatką.
Siedziała na marmurowych schodkach – wciąż jeszcze dziewczynka o płaskiej piersi i z obolałym brzuchem. Jej blond włosy o miodowym odcieniu skręcały się w wilgotnym powietrzu. Podłużne powieki żółtobrązowych oczu robiły się ciężkie. Nad kącikiem górnej wargi z prawej strony miała pieprzyk, na zębach aparat korekcyjny.
Tej parnej, gorącej nocy teraźniejszość wydawała jej się całkowicie bezpieczna, ale przyszłość była mglistym marzeniem.
Ziewnęła i zamrugała sennie oczami. Wstała, zamierzając już wrócić do domu, i wzrokiem pobiegła w stronę Sirico’s, która stała tam, jeszcze zanim urodził się ojciec. W pierwszej chwili błysk światła w wielkim, frontowym oknie wzięła za jakieś odbicie. Ładne – pomyślała.
Ściągnęła usta, z uwagą spoglądając w tamtą stronę, i uniosła głowę ze zdumieniem. To wcale nie wyglądało ani na refleks świetlny, ani na pozostawione przez kogoś przez nieuwagę zapalone światła wewnątrz lokalu.
Zaciekawiona, ściskając w dłoni szklankę, wyszła na chodnik przed domem.
Zbyt zaintrygowana, aby myśleć o tym, że matka dałaby jej w skórę za pałętanie się w środku nocy nawet po ich ulicy, ruszyła chodnikiem.
Serce zaczęło dziewczynce walić jak młotem, gdy do jej omroczonego snem umysłu dotarło, co naprawdę widzi. Z otwartych drzwi frontowych buchały kłęby dymu. A światło, które widziała, to były płomienie.
– Pożar – szepnęła z początku, po czym krzycząc to na całe gardło, wbiegła do domu.
*
Do końca życia już nie zapomni, jak stała ze swoją rodziną i patrzyła na płonącą Sirico’s. Ryk ognia wypluwanego przez rozbite okna i wzbijającego się do góry złocistymi słupami dudnił jej w uszach. Wycie syren, chlust wody lejącej się strumieniami z ogromnych sikawek, ludzkie szlochy i krzyki. Ale nad tym wszystkim górował przerażający huk ognia.
Jej brzuch czuł teraz huk płomieni jak bolesne skurcze. Pulsował zdumieniem i grozą, chłonąc straszliwe piękno pożogi.
Jak jest tam w środku, gdzie weszli strażacy? Gorąco i ciemno? Duszno i jasno? Płomienie przypominały ogromne jęzory, wysuwające się i zwijające znów do środka; zupełnie jakby smakowały tego, którego pożerały.
Kłęby dymu wznosiły się pióropuszami. Łzawiły jej oczy, kręciło w nosie, choć taniec płomieni olśniewał. Wciąż była boso i asfalt parzył jej stopy niczym rozgrzane węgle. Ale nie mogła ruszyć się z miejsca, nie potrafiła oderwać wzroku od szalonego, nieujarzmionego widowiska.
Coś eksplodowało, znów rozległy się krzyki. Strażacy w hełmach i umorusanych sadzą twarzach krążyli w oparach dymu jak duchy. Przypominają żołnierzy – pomyślała Reena. Jakby oglądała wojenny film.
A jednak nawet bijące powietrze strugi wody rzucały urokliwe świetliste błyski.
Zastanawiała się, co się dzieje w środku. Co ci mężczyźni tam robią? Jak się zachowuje ogień? Jeśli toczył wojnę, to czy krył się, żeby ponownie zaatakować znienacka, jasny i złocisty?
Z nieba spadały spopielone drobiny jak czarny śnieg. Jak zahipnotyzowana dała krok do przodu. Matka natychmiast chwyciła ją za rękę i przyciągnęła do siebie, przytulając jeszcze mocniej.
– Stój tutaj – mruknęła. – Musimy trzymać się razem.
A ona chciała tylko popatrzeć. Z uchem przy sercu matki, słyszała, jak ono bije mocno i gwałtownie. Odwróciła głowę i popatrzyła w górę. Chciała zapytać, czy mogą podejść bliżej. Tylko troszeczkę.
Ale w twarzy matki nie dostrzegła żadnego podniecenia. W jej oczach próżno szukała zachwytu, widziała tylko błyszczące łzy.
Była piękną kobietą; wszyscy to mówili. Ale teraz twarz Bianki wyglądała jak wykuta z twardego kamienia, z głęboko wyrytymi liniami. Jej oczy poczerwieniały od łez i dymu. We włosach miała szary popiół.
Obok stał Gibson, obejmując ją ramieniem. Reena ze zgrozą spostrzegła, że i w jego oczach lśniły łzy. Odbijał się w nich blask pożogi, jakby sam ogień dostał się do jego wnętrza.
To nie był film; wszystko działo się naprawdę. Coś, co do nich należało przez całe życie, na jej oczach znikało w ogniu. Poprzez hipnotyzujące światło ruchliwych płomieni dostrzegała czarne smugi na ścianach Sirico’s, widziała warstwę mokrej sadzy pokrywającej schodki z białego marmuru, odłamki potrzaskanego szkła.
Na ulicy i chodnikach stali sąsiedzi; większość ich w nocnych strojach. Z dziećmi na ręku lub obok siebie. Niektórzy płakali.
Nagle Reena przypomniała sobie, że w niewielkim mieszkanku nad pizzerią mieszkał Pete Tolino z żoną i malutkim dzieckiem. Serce jej się ścisnęło, gdy spojrzała w górę i zobaczyła dym bijący z okien.
– Tato! Tato! Pete i Theresa!
– Nic się im nie stało. – Wziął córkę na ręce, gdy odsunęła się od matki, tak jak to robił, gdy była małą dziewczynką, i przytulił twarz do jej szyi. – Nikomu nic się nie stało.
Zawstydzona, wtuliła twarz w ramię ojca. Nie pomyślała wcale o ludziach, nie pomyślała nawet o tych wszystkich rzeczach: o obrazkach na ścianach i taboretach, o serwetach na stołach i wielkich piekarnikach.
Myślała jedynie o ogniu, o jego blasku i ryku, jaki wydawał.
– Przepraszam – chlipała z twarzą wtuloną w nagie ramię ojca. – Przepraszam.
– Już cicho, wszystko doprowadzimy do porządku – odparł chrapliwym głosem, jakby krztusił się dymem. – Ja sam to wyremontuję.
Pocieszona, popatrzyła sponad ramienia ojca na otaczające ją twarze i na pożar. Ujrzała przytulone do siebie siostry i matkę trzymającą na rękach Xandra.
Stary pan Falco siedział na stopniach swego domku i w sękatych palcach przesuwał różaniec. Mieszkająca w sąsiednim domu pani DiSalvo otaczała ramieniem plecy swojej matki. Z ulgą dostrzegła też Pete’a; siedział na krawężniku jezdni z twarzą w dłoniach. Obok żona tuliła dziecko.
Potem dostrzegła Joeya. Stał, kołysząc biodrami, z kciukami wsuniętymi w przednie kieszenie spodni, i gapił się na ogień. Na jego twarzy malowało się jakieś radosne uniesienie, jak na jej świętych obrazkach męczenników.
Mocniej przytuliła się do ojca.
W tej samej chwili Joey odwrócił głowę, spojrzał na nią i szyderczo wyszczerzył zęby.
– Tato – szepnęła, ale w tej samej chwili pojawił się jakiś człowiek z mikrofonem i zaczął zadawać pytania.
Kiedy ojciec postawił ją na ziemi, nie chciała się od niego oderwać. Joey wciąż się na nią gapił i szczerzył zęby. Było to bardziej przerażające niż sam ogień. Ale Gibson popchnął ją w stronę sióstr.
– Fran, zabierz brata i siostry do domu! – polecił.
– Ale ja chcę zostać z tobą. – Reena uczepiła się jego rąk. – Muszę zostać z tobą.
– Wracajcie do domu! – Przykucnął, tak że jego zaczerwienione oczy znalazły się na wysokości twarzy córki. – Już prawie po wszystkim. Dogaszają ogień. Powiedziałem, że wszystko doprowadzę do porządku, i dotrzymam słowa. – Pocałował ją w czoło. – Wracaj do domu. My też tam niebawem wrócimy.
– Catarino! – Matka przyciągnęła ją z powrotem do siebie. – Pomóż siostrom przygotować kawę i coś do jedzenia dla ludzi, którzy nam pomagali. Tylko tyle możemy zrobić.
Przygotowywanie jedzenia to dla dzieci nic nowego. Termosy z kawą, dzbany z mrożoną herbatą, wielkie kanapki. Ale tym razem w kuchni nie było żadnych sprzeczek między siostrami. Bella nieustannie chlipała, ale Fran nie miała o to do niej pretensji. A kiedy Xander oświadczył, że zaniesie jeden dzbanek, nikt nie zwrócił mu uwagi, iż jest za mały.
W powietrzu unosił się odór, który Reena zapamiętała na zawsze. Światła latarni przesłaniała brudna zasłona dymu. Ale dzieci rozstawiły na chodniku przed domem stół na termosy z kawą, dzbanki z herbatą i kanapki. Wsuwały w usmolone dłonie kubki i chleb.
Część sąsiadów wróciła do domów, odgradzając się w ten sposób od dymu i smrodu spalenizny, od unoszącego się w powietrzu popiołu, który osiadał cienką warstwą na samochodach i ziemi niczym brudny śnieg. Nie było już jasnego ognia i nawet z daleka Reena widziała poczerniałe cegły, czarną sadzę i ciemne dziury, które były kiedyś oknami.
Donice z kwiatami na białych stopniach, które wiosną pomagała mamie sadzić, teraz leżały potłuczone, zadeptane, martwe.
Rodzice stali ze splecionymi dłońmi na ulicy przed Sirico’s. Ojciec miał na sobie tylko dżinsy, które wciągnął, kiedy ich obudziła, matka jasnoczerwony szlafrok. Dostała go na urodziny zaledwie w zeszłym miesiącu.
Stali tak jeszcze, nawet gdy wielkie wozy odjechały.
Podszedł do nich mężczyzna w strażackim hełmie i rozmawiał z obojgiem przez dłuższy czas. Następnie rodzice odwrócili się i trzymając się ciągle za ręce, ruszyli w stronę domu.
Mężczyzna w hełmie poszedł w stronę tego, co zostało z Sirico’s. Włączył ręczny reflektor i zniknął w ciemnościach wypalonego budynku.
Wspólnie przenieśli do domu resztki jedzenia i napojów. Reena pomyślała, że wszyscy wyglądają jak ocaleni bohaterowie z wojennych filmów: brudne włosy, zmęczone twarze. Kiedy już schowano jedzenie, matka zapytała, czy ktoś chce spać.
Bella znów wybuchnęła płaczem.
– Jak możemy spać? Co my teraz zrobimy?
– To, co zwykle. Jeśli nie chce ci się spać, idź się umyć. Ja zajmę się śniadaniem. No, idź. Kiedy się umyjemy i coś przekąsimy, nasze myśli będą jaśniejsze.
Jako trzecia pod względem wieku Reena była zawsze trzecia w kolejce do kąpieli. Poczekała więc do chwili, aż usłyszała, że łazienkę opuszcza Fran, a jej miejsce zajmuje Bella. Wtedy wyślizgnęła się ze swego pokoju i zapukała do sypialni rodziców.
Ojciec skończył właśnie mycie włosów, były jeszcze wilgotne. Włożył czyste dżinsy i koszulę. Ale jego twarz wyglądała tak jak wtedy, gdy przechodził ciężką grypę.
– Siostry okupują łazienkę? – zapytał z lekkim uśmiechem, który jednak nie pojawił się w jego oczach. – Tym razem możesz skorzystać z naszej.
– Reena, a gdzie twój brat? – zainteresowała się matka.
– Zasnął na podłodze.
– Ach. – Założyła opaskę na wilgotne włosy. – No dobrze. Idź pod prysznic. Przyniosę ci czyste ubranie.
– Dlaczego ten strażak wszedł do środka, kiedy wszyscy inni już wyszli?
– To inspektor – wyjaśnił ojciec. – Będzie się starał ustalić przyczynę pożaru. Gdyby nie ty, przybyliby znacznie później. Ale najważniejsze, że Pete’owi i jego rodzinie nic się nie stało. Reena, a co ty robiłaś na ulicy w środku nocy?
– Ja… – Zaczerwieniła się po czubki uszu na wspomnienie okresu. – Muszę coś powiedzieć mamie.
– Nie będę się gniewał.
Spuściła głowę i wbiła wzrok w czubki stóp.
– Proszę, to osobista sprawa.
– Gib, czy mógłbyś zacząć przygotowywać wędliny? – zapytała od niechcenia Bianca. – Za chwilę do ciebie dołączę.
– Dobrze, dobrze – burknął i przetarł dłońmi oczy. – Ale ja bym się nie gniewał – powtórzył i zostawił je same.
– O czym nie chciałaś rozmawiać z ojcem? Dlaczego ranisz jego uczucia w tak trudnej chwili?
– Nie chciałam… Obudziłam się, bo… strasznie bolał mnie brzuch.
– Jesteś chora? – zapytała Bianca, odwracając się w stronę córki, i przyłożyła jej dłoń do czoła.
– Zaczął mi się okres.
– Och, moja mała dziewczynko! – Bianca przyciągnęła Reenę do siebie i mocno przytuliła. Zaczęła szlochać.
– Mamo, nie płacz.
– Nie… Ja tylko tak, chwilę. Tyle rzeczy, wszystko naraz. Moja mała Catarina. Tyle strat, tyle zmian. Moja _bambina_. – Lekko się odsunęła. – Dzisiejszej nocy zmieniłaś się i dzięki temu uratowałaś innym życie. Dziękujmy Bogu za to, co zdołaliśmy ocalić, a ze stratami damy sobie radę. Jestem z ciebie bardzo dumna.
Ucałowała Reenę w oba policzki.
– Czy brzuszek ciągle cię boli? – Kiedy dziewczynka skinęła głową, matka znów ją uściskała. – Weź teraz prysznic, a później ciepłą kąpiel w mojej wannie. Od razu poczujesz się lepiej. Czy chcesz mnie jeszcze o coś zapytać?
– Wiem, co robić.
Bianca uśmiechnęła się, ale w jej oczach malował się cień smutku.
– Idź teraz pod prysznic, pomogę ci.
– Mamo, nie mogłam tego powiedzieć przy tatusiu.
– Oczywiście, że nie. Masz rację. To sprawy kobiece.
Sprawy kobiece. Słysząc te słowa, poczuła się kimś lepszym, a ciepła kąpiel sprawiła, że ból ustąpił. Kiedy zeszła na dół, cała rodzina była już w kuchni. Gdy ojciec delikatnie pogłaskał ją po włosach, Reena zrozumiała, że też już wie o wszystkim.
Przy stole panowała posępna atmosfera, cisza wynikająca ze zmęczenia. Ale przynajmniej Bella najwyraźniej – jak na razie – wypłakała już wszystkie łzy.
Ojciec wyciągnął rękę i położył na dłoni mamy. Ścisnął ją i zaczął mówić.
– Musimy zaczekać na wiadomość, że pogorzelisko jest już bezpieczne. Wtedy zaczniemy sprzątanie. Nie znamy jeszcze rozmiaru zniszczeń, nie wiemy też, ile czasu upłynie, zanim ponownie otworzymy naszą pizzerię.
– Będziemy teraz biedni. – Usta Belli zadrżały. – Wszystko zniszczone, a my nie mamy pieniędzy.
– Czy nie miałaś kiedyś dachu nad głową, jedzenia na stole i ubrania na grzbiecie? – zapytała gniewnie Bianca. – Tak się zachowujesz, kiedy spadły na nas kłopoty? Płacz i skargi?
– Cały czas płakała – zauważył Xander, bawiąc się grzanką.
– Nie pytałam cię o to, widzę sama. Wasz ojciec i ja pracowaliśmy codziennie przez piętnaście lat, żeby uczynić z Sirico’s miejsce miłe i ważne w najbliższym otoczeniu. A mój ojciec i matka budowali to miejsce przez więcej lat, niż sobie wyobrażacie. To boli. Ale przecież nie spaliła się rodzina, tylko lokal. Odbudujemy go.
– Ale co my zrobimy? – zaczęła znów Bella.
– Cicho bądź, Isabello! – zgromiła siostrę Fran.
– Chodzi mi o to, co zrobimy najpierw – ponownie odezwała się Bella.
– Sirico’s jest ubezpieczone. – Gibson popatrzył na stojący przed nim talerz jakby zdziwiony, że jest na nim jedzenie. Ale natychmiast sięgnął po widelec i zaczął jeść. – Za te pieniądze wszystko odbudujemy i wyremontujemy. Mamy własne oszczędności. Nie będziemy biedni – dodał, patrząc surowo na średnią córkę. – Ale dopóki nie skończymy, musimy żyć bardzo oszczędnie. Nie będziemy mogli pojechać we wrześniu na weekend na plażę, jak zamierzaliśmy. Jeśli ubezpieczenie nie wystarczy, sięgniemy do naszych oszczędności lub nawet weźmiemy pożyczkę.
– Nie zapominaj też – stwierdziła Bianca – że zatrudnieni u nas ludzie stracili pracę, przynajmniej do chwili, aż ponownie uruchomimy lokal. Niektórzy z nich mają rodziny. Nie tylko nas dotknęło to nieszczęście.
– Pete, Theresa i ich dziecko – odezwała się Reena. – Zostali bez niczego. Bez ubrań, bez mebli. Moglibyśmy im coś dać.
– Tak. To dobrze, że o nich pomyślałaś. Alexander, jedz jajka – dodała.
– Wolałbym kulki kakaowe.
– A ja wolałabym futro z norek i brylantowy diadem. Jedz. Czeka nas wiele pracy. Każdy będzie miał swój zakres obowiązków.
– Ale nikt, absolutnie nikt – oświadczył Gibson, wskazując palcem Xandra – nie wchodzi do środka bez pozwolenia.
– Poppi – bąknęła Fran. – Musimy mu powiedzieć.
– Jeszcze za wcześnie, żeby telefonować do niego z takimi wiadomościami – wtrąciła Bianca, przesuwając jedzenie na talerzu. – Ale wkrótce to zrobię. Zadzwonię też do moich braci.
– Jak mogło do tego dojść? – spytała Bella. – Jak oni to wykryją?
– Nie wiem. To ich sprawa. My musimy poskładać to wszystko z powrotem do kupy. – Gibson podniósł kubek z kawą. – I poskładamy.
– Drzwi były otwarte.
Gibson skierował wzrok na Reenę.
– Co takiego?
– Frontowe drzwi były otwarte.
– Jesteś pewna?
– Widziałam. Na pewno się nie mylę. Było jasno… z okna buchał ogień. Może to Pete zapomniał je zamknąć.
Tym razem to Bianca chwyciła męża za rękę. Ale zanim zdążyła się odezwać, zadźwięczał dzwonek u drzwi.
– Otworzę. – Podniosła się z miejsca. – Mamy dziś przed sobą długi dzień. Kto jest zmęczony, powinien się przespać.
– Skończcie jedzenie – polecił Gibson. – Pozmywajcie naczynia.
Szesnastoletnia Fran wstała razem z nim, obeszła stół i przytuliła się do ojca. Była szczupła i miała dużo wdzięku, a także kobiecości, którą Reena dostrzegała i zazdrościła siostrze.
– Wszystko będzie dobrze. Urządzimy to jeszcze lepiej niż przedtem.
– Cała moja córka. Liczę na ciebie. Na was wszystkich – dodał. – Reeno, pozwól ze mną na chwilę.
Gdy razem wyszli z kuchni, usłyszeli, jak Bella warknęła:
– Święta Francesca.
Gibson westchnął w duchu i poprowadził Reenę do pokoju telewizyjnego.
– Hm, posłuchaj dziecko. Jeśli źle się czujesz, zwolnię cię z kuchennych obowiązków.
W pierwszej chwili chciała podskoczyć z radości, ale poczucie winy wzięło w niej górę.
– Nic mi nie jest.
– Ale jeśli coś… będzie, po prostu powiedz.
Z roztargnieniem poklepał ją po ramieniu i wyszedł przed dom.
Reena patrzyła na ojca. Zawsze wydawał jej się taki wysoki, ale teraz miał przygarbione ramiona. Chciała zrobić to samo, co Fran – objąć go, powiedzieć coś rozsądnego – ale było już za późno.