- W empik go
Blemish Hearts - ebook
Blemish Hearts - ebook
Osiemnastoletnia Jennifer Roberts prowadzi uprzywilejowane życie dziewczyny z bogatego domu. Jest popularna w szkole i ma wielu znajomych. Chociaż jedynie dwóch z nich może zaliczyć do grona przyjaciół: Vincenta Younga i Adele Hester.
Ta trójka postanawia zorganizować urodziny Vincenta w domu Jennifer. Na imprezie pojawia się dużo młodzieży ze szkoły w tym zawodnicy drużyny futbolowej, w której gra Vincent. Jednym z nich, na którego Jennifer zwraca szczególną uwagę, jest Tony.
Chłopak od początku okazuje jej niechęć. Przez jakiś czas jej dokucza, jednak gdy w ramach wyzwania dziewczyna musi usiąść mu na kolanach i spędzić w tej pozycji większą część wieczoru, wszystko się zmienia.
Kiedy Tony przesuwa dłońmi po jej ciele, Jennifer pierwszy raz w życiu czuje na skórze dreszcze.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-064-0 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nigdy tak naprawdę do końca nie wiedziałam, czym są uczucia. Zawsze wydawało mi się, że to tylko złudzenie. Skąd miałam wiedzieć, że kogoś kocham?
Dopiero gdy się pojawiłeś, pojęłam definicję słowa miłość. Pokazałeś mi mnóstwo uczuć i wskazałeś wiele życiowych dróg. Nigdy nie pozwoliłeś mi upaść, a ja nie wiedziałam, jak mam ci się odwdzięczyć.
To niesamowite, że przez uczucie nazywane miłością potrafiliśmy odnaleźć się nawet w najciemniejszym mroku. Prawie tak, jakby nasze zmysły były połączone. Nie potrafiliśmy bez siebie żyć. Nasze poplamione serca sprawiały, że zawsze liczyliśmy się tylko my. My i nasze głosy. Nie potrzebowaliśmy nikogo, gdy czuliśmy obok swoją obecność. Wywoływałeś we mnie wiele szczęścia, ale też wiele łez. Jednak to normalne.
Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Dzięki tobie stanęłam na nogi i nauczyłam się żyć. Dziękuję za wszystkie momenty, które z tobą przeżyłam. Byłeś i jesteś niesamowitym człowiekiem o wielkim sercu, choć czasem nie potrafiłam tego docenić. Teraz, z biegiem czasu, wiem, jak było. Naprawdę cię kochałam, lecz nawet nasza historia musiała się kiedyś skończyć, choć była piękna i kolorowa.ROZDZIAŁ 2
JENNIFER
Czasami chciałam zasnąć i nigdy się nie obudzić. Nie byłam samobójczynią, ale te myśli pojawiały się w mojej głowie codziennie rano, gdy musiałam wstać do szkoły. Wtedy nawet krzesło elektryczne wydawało się przyjemnym doświadczeniem.
Nie miałam dziś siły na nic. Nie zrobiłam makijażu, nie wyprostowałam falowanych włosów, a mój ubiór przypominał bardziej piżamę niż strój do szkoły.
Vince rozszerzył oczy, gdy mnie zobaczył, lecz mnie to nie dziwiło. Zawsze chodziłam schludnie ubrana, ale dziś wyjątkowo straciłam resztki chęci i motywacji.
– Boże, co ci się stało? – zapytała Adele, rozszerzając oczy w niedowierzaniu.
Na mojej twarzy pojawiła się obojętna mina.
– Nic mi się dzisiaj nie chce – skwitowałam.
Vincent odjechał z podjazdu mojego domu i włączył nasz ulubiony album muzyczny.
– Nie opłaca się dziś iść do szkoły – rzuciłam swój standardowy tekst, a Vincent i Adie głośno się zaśmiali.
– Czy tobie kiedykolwiek opłacało się tam iść? Gdyby nie my, twoja frekwencja byłaby niższa od zera – odpowiedział brunet.
Wywróciłam oczami na jego słowa. Vincent miał rację – on i Adele pilnowali, żebym pojawiała się regularnie na lekcjach. Nie należałam do osób, którym cokolwiek się chciało, więc w szkole i tak bywałam rzadziej, niż powinnam.
Gdy podjechaliśmy przed budynek liceum, miałam ochotę się rozpłakać. Gdybym mogła, to bym stąd uciekła, ale brak prawa jazdy był moją życiową udręką.
Wyszliśmy wspólnie z samochodu i zaczęliśmy powoli kierować się do wejścia. Po drodze mijaliśmy znajomych, z którymi się witaliśmy. Kiedy znaleźliśmy się przed salą od historii, ponownie miałam ochotę się rozpłakać.
– Przeczuwam, że dziś zrobi nam jakąś kartkówkę – zaczął Vince. – Nie mamy wybitnych ocen u tej wiedźmy, a za chwilę koniec roku.
Vinnie miał rację. Pani Georgia nas nienawidziła. Zdawaliśmy u niej tylko dzięki łutowi szczęścia, choć każdy wiedział, że gdyby nie pieniądze moich rodziców, spędzilibyśmy tu dodatkowe trzy lata, za każdym razem zawalając historię.
Weszliśmy do klasy, gdzie siedziało już kilka osób. Zajęłam miejsce w przedostatniej ławce przy oknie, Adele obok mnie, a Vincent przed nami. Niecałe trzy minuty później do pomieszczenia weszła również nauczycielka. Zaczęła zajęcia od sprawdzania obecności, przy czym komentowała niektórych uczniów ze słabą frekwencją.
– Roberts? – wyczytała moje nazwisko.
– Jestem! – Podniosłam rękę, potwierdzając obecność.
Kobieta na dźwięk mojego głosu zmarszczyła brwi, zdjęła okulary, po czym wbiła we mnie intensywny wzrok.
Patrzyłam na nią zdezorientowana.
– Czym zasłużyłam sobie na twoją obecność, Jennifer? – zapytała z kpiną w głosie.
– Postanowiłam panią odwiedzić – odpowiedziałam jej równie złośliwie.
Kobieta przewróciła oczami, a następnie wróciła do wyczytywania pozostałych nazwisk.
Przez pół godziny nauczycielka rozprawiała o wojnie między Wielką Brytanią a trzynastoma koloniami. Prawie tam zasnęłam, ale Adele poinformowała mnie, że za chwilę koniec lekcji.
– Przygotowałam dla was pracę na ocenę, bo niektórzy w tej klasie nie wiedzą, co to nauka. – Pani Georgia skierowała wzrok ku naszej trójce, a Vince prychnął pod nosem. – Przygotujecie mi na jutro projekt o wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Forma prezentacji dowolna.
Wszyscy zaczęliśmy zbierać się do wyjścia, jednak kobieta postanowiła mnie na chwilę zatrzymać:
– Roberts, nie jesteś moją ulubioną uczennicą, ale nie mam zamiaru usadzać cię z historii w klasie maturalnej. Zrób ten projekt nawet z Hester i Youngiem, żebyście mieli wystarczającą ilość ocen. – Uśmiechnęła się do mnie starsza kobieta.
Kiedy się uśmiecha, jest jeszcze straszniejsza niż normalnie, pomyślałam.
Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam z klasy na korytarz, gdzie czekali na mnie przyjaciele. Zaczęliśmy się kierować przed salę matematyki, modląc się, by nauczyciel nie zrobił nam testu z wielomianów.
***
– Ale mnie wkurwił ten graniastosłup od matmy! – krzyknął oburzony Vince.
Adele głośno się zaśmiała.
– Dramatyzujesz – skomentowała przyjaciółka.
Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na nią z mordem w oczach.
– No chyba ty. Idiota miał dać tylko dodawanie i odejmowanie tych wielomianów, nie było mowy o żadnym mnożeniu!
– Dobra, nie zesrajcie się – przerwałam ich dyskusję. – Dzisiaj będę gadać z rodzicami na temat imprezy urodzinowej.
Przyjaciele nieco szerzej otworzyli oczy. Cóż, ja też bym się zdziwiła. Rzadko rozmawiałam z rodzicami o moich potrzebach, ale nie śmiałabym poprosić o zostawienie rezydencji pod moją opieką na dwa dni.
– Jaka jest pewność w skali od jednego do dziesięciu, że się zgodzą? – zapytał Vince.
– Wydaje mi się, że na minusie – odpowiedziała Adele.
– W takim razie jak masz zamiar ich przekonać? – Vincent ponownie skierował wzrok na mnie.
– Nie wiem, ale coś wymyślę – zapewniłam, a oni się uśmiechnęli.
Reszta zajęć minęła zdecydowanie zbyt szybko. Wiedziałam, że łatwiej będzie przekonać mamę, bo ona mimo wszystko spędzała ze mną więcej czasu niż ojciec.
Zdecydowaliśmy z przyjaciółmi, że wspólnie zrobimy prezentację na historię i porozmawiamy z Marianną Roberts na temat mojej prośby.
– Jennifer? Wróciłaś? – Usłyszałam dobiegający z kuchni głos matki, a chwilę później pojawiła się przy wejściu do domu. – Cześć, dzieciaki.
– Mmm, co tak ładnie pachnie? – zagadał Vince, który podszedł do niej i moment później złożył pocałunek na wierzchu jej ręki.
– Gotuję obiad, dziś dałam wolne pani Cass – wyjaśniła, a Vince skinął ze zrozumieniem głową.
Skierowaliśmy się do kuchni, mama wróciła do gotowania, a my zajęliśmy się robieniem prezentacji. Wkrótce postawiła przed nami talerze z jedzeniem, a ja obserwowałam miny Vincenta.
Chłopak nienawidził szparagów, więc byłam ciekawa, czy się poświęci i zje specjał mojej mamy, by łatwiej było namówić ją na udostępnienie mi rezydencji. Gdy uniósł owinięty makaronem widelec, niemal parsknęłam śmiechem. Prawie wypluł jedzenie, jednak kiedy zauważył na sobie wzrok mojej mamy, krzywo się uśmiechnął.
– Mmm, ciociu Marianno, jakie to pyszne! – zachwalał jej potrawę, a ona odetchnęła z ulgą. Po chwili jednak zaczęła się głośno śmiać.
– Vinnie, skarbie – zaczęła rozbawiona. – Znam cię nie od dziś. Przecież ty nienawidzisz szparagów!
Przyjaciela zamurowało. Rozszerzył oczy na jej słowa, a ona ponownie się zaśmiała.
– Ale dla cioci mogę je polubić. – Uśmiechnął się niezręcznie.
Ja i Adele wymieniłyśmy spojrzenia, a następnie synchronicznie przybiłyśmy sobie dłońmi w czoła.
– Dobra, dzieciaki. – Mama usiadła naprzeciwko nas. – Mówcie, co znowu wykombinowaliście.
– No bo… – zaczął Vince, ale wiedziałam, że to jeszcze nie ten moment, by wspominać o naszej prośbie.
– Chciałam zapytać, czy kupisz mi te perfumy, które ostatnio miałaś, Casablanca Lily – przerwałam mu, a moja matka się uśmiechnęła.
– Masz szczęście, bo dziś składałam zamówienie i przypadkowo dodałam do zakupu dwa flakony.
Odetchnęłam z ulgą, bo niczego się nie domyśliła.
Wróciliśmy do tworzenia prezentacji, co nie szło nam wybitnie dobrze, bo zamiast skupić się na pracy, biliśmy się tortillą po twarzy. Gdy wybiła ósma wieczorem, Adele i Vincent postanowili zbierać się do domów, a przyjaciółka zapewniła, że dokończy naszą pracę na historię.
Nie wiedziałam, jak podejść rodziców w kwestii urodzin Vincenta. Tata był bardzo asertywny, a nasza rezydencja była dla niego szczególnie cenna, więc pewnie nie było żadnych szans, by się zgodzili.
Dopiero godzinę po tym, jak przyjaciele opuścili nasz dom, postanowiłam porozmawiać z rodzicami. Nie miałam problemu ze znalezieniem ich w posiadłości, bo większość czasu spędzali w biurze. Zbiegłam szybko po schodach, a potem zapukałam w drzwi.
– Proszę! – Po drugiej stronie usłyszałam głos ojca.
Weszłam do pomieszczenia, a rodzice unieśli głowy znad laptopów. Mama spojrzała na ojca, który patrzył na mnie ze zdezorientowaną miną.
– Mam do was niemałą prośbę – powiedziałam bezpośrednio i usiadłam na skórzanej sofie znajdującej się za mną. – Jak pewnie wiecie, Vince ma urodziny za cztery dni i pomyślałam, że…
– …że wyprawisz je u nas w domu? – dokończył za mnie ojciec.
Nieśmiało skinęłam głową.
Rodzice posłali sobie spojrzenia, a następnie ponownie skupili uwagę na mnie.
– Zgoda. – Nagle wypaliła matka, a ja aż wstałam z wrażenia.
– Co? – wydukałam zdezorientowana. – I to tyle?
– Jennifer, nie wygłupiaj się – wtrącił ojciec. – Jesteś już duża, a to będzie sprawdzian, czy poradzisz sobie w realnym życiu. Nazwijmy to testem zaufania.
– Lorenzo Roberts, czy ktoś cię podmienił? Kim jesteś i co zrobiłeś z moim tatą? – wymsknęło mi się, a tata zaczął się głośno śmiać.
– Jeśli to tyle, to chcielibyśmy jeszcze popracować. Wróć na górę, Jenny – poprosiła moja matka.
Skinęłam głową i zaczęłam kierować się do wyjścia, jednak zanim wyszłam z ich biura, ostatni raz zerknęłam na rodziców.
– Dziękuję – szepnęłam, po czym cicho zamknęłam za sobą drzwi.