- promocja
Blisko, coraz bliżej - ebook
Blisko, coraz bliżej - ebook
W tej historii jest dużo seksu. Seksu, o którym trzeba i warto rozmawiać.
Kobiecość ma wiele twarzy. Każda z nich jest piękna i wyjątkowa. To właśnie ona łączy trzy historie o (nie)zwykłym życiu (nie)zwykłych kobiet. Poznaj Różę, Jagodę i Kamilę.
Róża to nauczycielka biologii, która ma nastoletnią córkę i całkiem uporządkowane życie. Od szesnastu lat żyje w małżeństwie – z pozoru bardzo udanym. Czego jej brakuje, uświadamia sobie, gdy zaczyna mówić głośno o swoim życiu seksualnym. Róża nigdy nie miała orgazmu.
Kamila to wzięta youtuberka i świetna menadżerka marketingu. Sukcesy na polu zawodowym dają jej wiele satysfakcji, której nie znajduje w sypialni. Partner kobiety nie potrafi odpowiedzieć na jej potrzeby seksualne.
Życie Jagody, aktywnej podróżniczki, spełnionej żony i mamy, na zawsze zmienia się przez wypadek samochodowy. Sparaliżowana od pasa w dół, musi na nowo odnaleźć się w codzienności. I choć świetnie sobie radzi na wielu płaszczyznach, w sypialni jej niepełnosprawność staje się dla męża barierą nie do przeskoczenia.
Ta książka powstała z miłości do kobiet. Dasz się zaprosić do… rozmowy?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67176-90-3 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
RÓŻA
Staż małżeński: szesnaście lat
Kwiecień 2018
Przeczucie jej nie myliło. Ledwo Gośka przeprowadziła się do Warszawy, a już dawała się jej we znaki. Róża nie uważała siebie za osobę towarzyską, nie lubiła też specjalnie bywać na mieście, a zwłaszcza w centrum. Bratowa jednak zdawała się nie dostrzegać jej natury i wypisywała do niej SMS-y.
„Spotkajmy się, zapraszam cię na konferencję, musisz być! Tak się cieszę, że jesteś, bo nikogo w stolicy nie znam. Bez ciebie zginę, kochana. A, no i zapraszam na wypasioną kolację w jakiejś fajnej knajpce”.
Gdy zobaczyła tematykę owej konferencji, jęknęła z przerażeniem. Po zastanowieniu odpisała jednak, że będzie. I to wcale nie dlatego, że czuła się zobowiązana.
Jeszcze kilka tygodni temu Róża wolałaby boso stać na mrozie, niż uczestniczyć w wydarzeniu pod tytułem „Bo we mnie jest seks. O kobiecej seksualności i drodze do orgazmu”. Jednak kilka miesięcy wcześniej wydarzyło się coś, co wstrząsnęło w posadach jej światem. Coś, co niczym mały kamyczek albo niewinna kulka śniegu spowodowało lawinę myśli i obudziło pytania, które nigdy, przenigdy wcześniej nie zagościły jej w głowie.
Róża od lat uczyła biologii w jednym z żoliborskich liceów. Właściwie całe jej życie kręciło się wokół tej starej i pełnej zabytków dzielnicy. Tu się wychowała, tu kupili z mężem mieszkanie na kredyt (trafiła im się oferta tak dobra, że niemal niemożliwa), tu od poniedziałku do piątku chodziła piechotą do pracy w tej samej szkole, którą sama ukończyła niegdyś z wyróżnieniem. Tu także mieszkali jej dwie siostry oraz rodzice. Pozostałe rodzeństwo rozproszyło się po całej Warszawie, ale nikt, poza Czarkiem, nie wyjechał poza miasto. Ale jego przypadek był wyjątkowy.
Od pamiętnego wydarzenia Róża nie mogła odzyskać spokoju ducha. Nawet Bogdan zauważył, że żona jest nie w sosie.
– Różuś, a tobie coś jest? – zapytał w piątkowy wieczór, gdy zamiast oglądać serial, odpłynęła dokądś myślami.
– Nie, nie. Wszystko gra. Miałam ciężki dzień w szkole i chyba zaraz idę spać.
– To nie oglądamy? Przełączę.
– Oglądaj dalej! Później mi opowiesz, co się wydarzyło.
Czule cmoknęła męża w czoło i podniosła się z kanapy. Naprawdę chciała położyć się wcześniej i zapomnieć. W życiu nie powiedziałaby mu, co się stało. Postanowiła, że zachowa to dla siebie, choć jej rozsądek krzyczał, by podzielić się z kimś tajemnicą. Im dłużej o wszystkim myślała, do tym dziwniejszych wniosków dochodziła.
Niecodzienna sytuacja miała miejsce w szkole. Zaczęła właśnie zajęcia z klasą 2B, gdy dał o sobie znać pęcherz. Zazwyczaj potrzeby fizjologiczne załatwiała podczas przerw, jak przystało na belferkę z długim stażem, ale tym razem stan zapalny sprawił, że po prostu musiała wyjść.
– Wracam za pięć minut! A wy podzielcie się na czteroosobowe grupy i przejrzyjcie rozdział czwarty – rzuciła do uczniów, którzy głośno rozmawiali ze sobą, nie zwracając na nią szczególnej uwagi.
Sprężystym krokiem udała się do pokoju nauczycielskiego, by wziąć klucz. Ale klucza nie było.
– Kto go znowu nie zwrócił? – sapnęła z niezadowoleniem.
Była gotowa skorzystać z damskiej toalety dla uczniów, ale mijając łazienkę dla nauczycieli, automatycznie szarpnęła klamkę. Jak się okazało, drzwi były otwarte. Pchnęła je bez wahania i wtedy jej oczom ukazał się widok, którego nie spodziewałaby się w najodważniejszych i najstraszniejszych snach.
Tina, jej siostrzenica, uprawiała seks! Dziewczyna opierała się pośladkami o umywalkę. Spódnicę miała zadartą, bluzkę rozchyloną, a spomiędzy jej ud świecił goły tyłek Marcela, sam chłopak poruszał się rytmicznie, choć z wyraźnym wysiłkiem. Zanim Tina dostrzegła zszokowaną ciotkę, upłynęło kilka sekund.
– Ciocia!!! – wrzasnęła w końcu, z całej siły odpychając Marcela.
Chłopak się zachwiał, ale szczęśliwie odzyskał równowagę i wlepił wzrok w Różę, czerwieniąc się mocniej niż dorodny burak. Cała trójka zamarła, aż ona nadludzkim wysiłkiem odzyskała władzę nad głosem.
– Tina! Wyjdź stąd – warknęła.
– Ale ciocia, czekaj, pogadajmy, ciocia…
– Wyjdź, proszę. A ty… – Wycelowała drżący palec w Marcela. – ZAŁÓŻ SPODNIE!
Starała się na niego nie patrzeć, bo chłopak jej siostrzenicy doznał chyba zamroczenia umysłu. Nadal stał półnagi, z penisem na wierzchu. Choć Róża bardzo, ale to bardzo tego nie chciała, pomyślała, że przyrodzenie młodzieńca jest duże. Zaskakująco duże. Niemal natychmiast zaczęła się trząść z obrzydzenia do samej siebie. Błyskawicznie wykasowała obraz z głowy w płonnej nadziei, że nie będzie jej prześladował do końca życia.
Tina podniosła z posadzki koronkowe majtki i wybiegła z płaczem. Tymczasem Marcel zdołał wciągnąć dżinsy, co Róża odnotowała z wielką ulgą.
– I wyrzuć TO! – Wskazała wzrokiem prezerwatywę, która również wylądowała na ziemi.
– Tak, już. – Błyskawicznie sięgnął po gumkę i schował ją do kieszeni. – Proszę pani, bardzo przepraszamy. Błagam, niech pani nikomu nie mówi. Przysięgam na wszystko na świecie, że już nigdy tego nie zrobimy. Nigdy!!! Naprawdę, to był szczyt głupoty, ale się nie powtórzy.
Jego niski, dźwięczny głos rozchodził się echem po przestronnej toalecie. Róża dopiero teraz poczuła, jak szok ustępuje miejsca bezlitosnej fali zawstydzenia.
– Ty też wyjdź – syknęła.
– Ale… Powie pani dyrektorce?! Błagam, nie! A jak nas wyrzuci? Albo wezwie rodziców? Jesteśmy w klasie maturalnej!!!
– Powiedziałam, wyjdź. – Zaschło jej w gardle, ale zdołała jakoś przepchnąć ostatni komunikat. – I nikomu ani słowa, dopóki nie postanowię, co z tym zrobić.
Gdy Marcel opuścił pospiesznie łazienkę, Róża dostrzegła na umywalce zaginiony klucz.
Tego okropnego dnia wyszła z pracy jako ostatnia. Nie mogła się uspokoić ani też podjąć żadnej decyzji. Kolejne lekcje biologii odbębniła, z trudem skupiając się na bieżącym materiale. Na szczęście na jednej z lekcji uczniowie pisali duży sprawdzian, więc po przedstawieniu krótkiej instrukcji Róża nie musiała walczyć o utrzymanie uwagi uczniów, a oni nie mieli szansy na zauważenie jej roztargnienia, więc każdy zajmował się sobą i nikt nie zwracał uwagi na jej rozkojarzenie.
Uczyła w żoliborskim liceum imienia Stefanii Sempołowskiej od ukończenia studiów. Udało jej się złapać wolny etat zaraz po zdobyciu uprawnień, co bez wątpienia było przeznaczeniem. Od dzieciństwa cały jej świat, każda minuta życia kręciła się właśnie wokół Żoliborza – jednej z najlepiej zachowanych dzielnic Warszawy. Musiała tu zostać, niczego mocniej nie pragnęła. Zdarzało się, że całymi tygodniami nie opuszczała granic dzielnicy, bo nie było ku temu powodu. Czuła się bardziej obywatelką tego skrawka stolicy niż całego wielkiego miasta.
Z tego powodu nie zrobiła prawa jazdy. Tylko zmarnowałaby pieniądze, bo wszędzie mogła dojść piechotą: do szkoły, sklepu, do kina, teatru, kościoła. Bogdanowi również zdarzało się chodzić do pracy spacerem: od lat pracował w urzędzie dzielnicy sąsiadującym z pracownią złotniczą teściów. Jednak on w przeciwieństwie do żony czasem siadał za kierownicą, głównie w weekendy, gdy dorabiał w uberze. Przywykli do tego układu, bo pensje w budżetówce nie zawsze wystarczały na wszystko. Bez dodatkowego dochodu nie byłoby ich stać na przykład na wakacje za granicą czy lekcje języka obcego dla córki.
Kiedy wychodziła z pracy, minęła już siedemnasta. Na zewnątrz wciąż było jasno, co trochę poprawiło jej humor. Im bliżej wiosny, tym bliżej lata – pomyślała.
– Ciocia! – Tina poderwała się z ławki i rzuciła na ziemię wypalonego do połowy papierosa.
– Ty palisz?! – Róża złapała się za serce. – Chcesz mnie wpędzić do grobu?
– Palę tylko czasem. Teraz więcej, bo się stresuję maturą – rzuciła dziewczyna nieco lekceważąco, jakby w ogóle nie przejęła się reakcją ciotki. – Musimy pogadać o tym, co się dzisiaj stało.
Róża zacisnęła wargi, poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła przed siebie, mijając bez słowa Tinę.
– Ciocia, czekaj! Nie możemy tego tak zostawić! Muszę wiedzieć, co planujesz. Powiesz matce? – Dogoniła ją i razem skierowały się w stronę placu Wilsona. Były bliskimi sąsiadkami. Róża żyła w niewielkim mieszkaniu, a Tina razem z rodzicami, dziadkami i drugą ciotką w żoliborskiej willi, zlokalizowanej przy zielonym placu Lelewela. Rodzina kupiła dom w samym sercu Starego Żoliborza kilka lat przed wojną. Rodzice Róży bardzo o niego dbali, a jej siostra, matka Tiny, zainwestowała kilka lat temu w pełną renowację wnętrza. Choć Róża uwielbiała to miejsce i zawsze wracała do niego z radością, cieszyła się, że mają z Bogdanem swoje własne gniazdko.
– Tina, nie teraz – próbowała zbyć siostrzenicę, czując, jak zakłopotanie sprawia, że poci się pod wełnianym płaszczem.
– Ciocia, stój! Wiesz dobrze, o co mi chodzi. Jak powiesz mamie, to prędzej czy później o wszystkim dowie się babcia. A wtedy mogiła…
Róża przystanęła gwałtownie i w końcu zdecydowała się spojrzeć dziewczynie w oczy. Przez chwilę w milczeniu mierzyły się wzrokiem.
– Dziecko, co ty wyprawiasz, powiedz? W jakiej stawiasz mnie sytuacji?
Twarz Tiny wykrzywił grymas niezadowolenia.
– Nie dziecko, ciociu. Mam już osiemnaście lat, za kilka tygodni piszę maturę i kończę szkołę.
– I co z tego? – wyrwało się Róży, choć wcale nie chciała tak sformułować pytania.
– Proszę, chodźmy na kawę. Ja stawiam.
To jeszcze bardziej zakłopotało Różę. Dlaczego jej siostrzenica chciała dyskutować o TYM? Róża nie rozmawiała na takie tematy nawet z własną córką. Owszem, powiedziała jej, na czym polega menstruacja, ale seks… Seks należał do najwstydliwszych i najtrudniejszych tematów tabu. Ciekawiło ją, czy jej siostra Ada lepiej poradziła sobie z tymi sprawami. Chyba nie, skoro nie wiedziała, że Tina nie jest dziewicą. I że pali papierosy. I że nie wiadomo, co jeszcze, ale na pewno nic dobrego. Może nawet narkotyków próbowała?
– Myślałam, że nie pijesz kawy – mruknęła.
– Tylko soczek? – Tym razem Tina zachichotała. – Ja już naprawdę nie jestem dzieckiem. Tak jak Hela. Ciocia, zatrzymałaś się w dawnych czasach?
– Hela? – żachnęła się Róża. – Jej w to nie mieszaj. To ledwo nastolatka.
Szły dalej bez słowa, aż w końcu minęły duże skrzyżowanie i dotarły do Bliklego. Tina zamówiła dwa małe cappuccino, a Róża w tym czasie uprzedziła męża, że wróci dopiero na kolację.
– To jak będzie? – Dziewczyna usiadła przy stoliku i wbiła wzrok w ciotkę.
– Jak będzie, jak będzie… A co ma być? Postawiłaś mnie w okropnej sytuacji. Okropnej. Nie rozumiem, czy Marcel aż tak bardzo cię naciskał? Przecież… Masz czas na takie rzeczy. Całe życie. – Zarumieniła się, choć nie było tego widać. Na swoje szczęście nigdy nie oblewała się typowym, czerwonym rumieńcem, jedynie czubki uszu wyglądały, jakby ktoś musnął je różem.
– Marcel? To nie był jego pomysł, tylko mój. – Tina wzruszyła ramionami. Nie wydawała się skrępowana tematem rozmowy.
– Słucham? – Róża musiała odstawić filiżankę, bo jej ręka zaczęła drżeć.
– Myślałam, że będzie fajnie. To znaczy, że będzie jak w filmach, ale było… No nie tak, jak sobie wyobrażałam.
– Tina! Co ty mówisz, przecież to nie zabawa! – wyszeptała oburzona Róża. Jej siostrzenica przewróciła oczami.
– Tak myślałam, z tobą też nie da się o tym gadać. Z mamą tak samo. Przestałam z nią oglądać telewizję, bo jak pokazują jakąś scenę erotyczną, to zmienia kanał. Ona też myśli, że jestem dzieckiem.
– Bo jesteś! Nawet nie skończyłaś szkoły średniej.
– Ciocia, ty uczysz młodzież, a nic nie wiesz. W klasie byłam jedną z ostatnich dziewczyn, które nie miały za sobą pierwszego razu. Uwierz mi, w moim wieku to wcale nie jest tak wcześnie. Poza tym jesteśmy superostrożni. Sama widziałaś. Eee, to znaczy…
– A nie pomyślałaś, że twoje koleżanki mogą kłamać? Naprawdę myślisz, że… każda z taką łatwością wlazła komuś do łóżka?
Róża nie wiedziała, gdzie podziać wzrok. Już dawno nie czuła się tak skrępowana. Marzyła, by stanąć na wysokości zadania, ale świadomość, że jej siostrzenica uprawia seks, odbierała jej resztki pewności siebie.
– Nie. O takich rzeczach mówimy sobie szczerze. – Głos Tiny stał się surowy. Nie dopuszczała do siebie możliwości, że Róża może mieć rację. – Poza tym nikt nikomu nie włazi do łóżka! To brzmi, jakbyśmy miały o to kogoś błagać.
– Tina! – Serce Róży zaczęło walić z przejęcia. Tego było już za wiele. Tina była jej chrześniaczką, ale to nie powód, by wyręczać jej matkę w wychowywaniu. – Dobrze, wystarczy. Wystarczy. Nic nie powiem mamie. Ale uważam, że powinnaś przestać. Skup się na nauce, na studiach, a nie na chłopakach. Myślałam, że Marcel jest bardziej rozważny.
Tinie wyraźnie ulżyło.
– Dzięki. Doceniam bardzo! Gdyby babcia się dowiedziała, musiałabym się szybko wyprowadzać. Nie zniosłabym tego jej gadania. Jej się nie podoba nawet, jak Marcel przychodzi i daje mi buziaka na dzień dobry.
– Już dobrze, dobrze, rozumiem – odburknęła Róża, wykończona wymianą zdań. – Muszę już iść, Tina. Do zobaczenia w szkole.
– Spoko. Ja jeszcze zostanę.
„I chwała Bogu” – pomyślała Róża, niemal wybiegając na zewnątrz. Zaczęła maszerować szybkim krokiem, łapiąc z ulgą świeże powietrze.
Przez całą drogę nie mogła przestać myśleć o jednym. O tym, co naprawdę ją zaskoczyło, bo nigdy nie zadawała sobie podobnych pytań.
Dlaczego Tina w trakcie tej okropnej schadzki w toalecie przybrała tak dziwny wyraz twarzy? Skąd ta obojętność, znudzenie?
Czy gdyby ktoś zrobił Róży zdjęcie podczas stosunku z mężem, wyglądałaby podobnie?Rozdział 2
KAMILA
Singielka
Luty 2017
Na najlepszą przyjaciółkę zawsze można liczyć. Lila zapodała pomysł z imprezą urodzinową w pubie na Starówce i się udało. Frekwencja dopisała, nawet za bardzo. Kamila sama nie wiedziała już, kto został przez kogoś przyprowadzony, a kto wpadł po prostu na piwo w mroźny wieczór. W każdym razie zrobiło się tłoczno.
– Co się tak rozglądasz? Już ci się ktoś spodobał? – powiedziała Lila, która właśnie odebrała z baru drinki i teraz szczerzyła oplecione aparatem ortodontycznym zęby.
– Na razie nie. Znudziło mi się.
– Oj, weź. Twoja rodzina za dużo kładzie ci do głowy.
– Nie tylko rodzina – odparła Kamila z przekąsem.
Lila jęknęła.
– Matko, jesteś za młoda na takie jojczenie. Będzie, co ma być.
– Ty i Misza jesteście razem już trzy lata. Też bym chciała tak mieć.
– I spoko. Byle nie pod presją, że coś musisz. Jesteś młoda, ja też jestem młoda. Dzisiaj ludzie pobierają się po trzydziestce.
– Tak, ale jak będę za długo zwlekać, zostaną mi do wyboru wyłącznie dzieciaci, zblazowani rozwodnicy. – Kamila zaczęła ostrożnie schodzić po schodach, by przedostać się do sali, w której w najlepsze trwała impreza.
– Lepiej przyznaj, że chcesz kogoś przyprowadzić na obiad do domu. I tyle. Nie ma w tym nic złego.
– Chyba tak – przyznała. – Na pewno rodzice byliby mile zaskoczeni. I ciotki tak samo. W święta wpadłam na kawę i szybko miałam dosyć. Głównie słuchania uszczypliwości skierowanych do Arlety. Mnie jakoś dają spokój, ale ona ma przechlapane. Ciotka Magdalena nie może przeżyć, że jej ostatnia córka wciąż nie ma chłopaka.
– A będzie dzisiaj?
– Jasne, ale wpadnie później. Znowu utknęła nad jakimś projektem na ostatnią chwilę.
– To przestań już wspominać święta i zabaw się. To twoje urodziny.
Na ten rok Kamila zaplanowała poważne zmiany w życiu. Koniec z seksem bez zobowiązań. Napisała już do Maćka, z którym sypiała od czasu do czasu, i do Kuby, z którym bawiła się aż za dobrze. Ani jeden, ani drugi nie nadawał się na chłopaka. A na pewno żaden nie dał do zrozumienia, że chciałby czegoś więcej. Było jej to na rękę. Mili chłopcy, całkiem sprawni w łóżku, ale zadufani w sobie i niedojrzali. Nie miała zamiaru ich wychowywać! Potrzebowała kogoś, kto nie myśli wyłącznie o sobie. Kogoś, z kim można by było w przyszłości założyć rodzinę.
Ostatni stały związek zakończyła kilka lat temu. Potrzebowała roku, by się pozbierać po rozstaniu a później stwierdziła, że chce odpocząć od relacji. Przecież w jej sercu nikt nie musiał się panoszyć na stałe. Od tego są aplikacje randkowe, by flirtować i przeżyć miłą przygodę. Albo nie tak miłą, jakby się chciało, bo nie wszystko da się przewidzieć. Nieraz przystojni macho okazywali się beznadziejnymi kochankami.
Już od kilku miesięcy wyraźnie czuła, że pora na zmiany. Powolutku, nieśmiało zaczęła otwierać się na głębszą znajomość. Nie z powodu rodziców czy rodziny. No, może troszeczkę. Ale przede wszystkim dlatego, że chciałaby spędzić następną Wigilię u boku ukochanego. I sylwestra. A w Nowy Rok obudzić się przy kimś, kto zostałby nie tylko na śniadanie. Miałoby to wszystko swoje plusy, na przykład takie, że gdy tylko naszłaby ją ochota na seks we dwoje, nie musiałaby nikogo ściągać, tylko miałaby chłopaka pod ręką. Co ranek, co wieczór, co noc.
I jeszcze jedno. Najważniejsze. Nikt w pracy nie patrzyłby już na nią z podejrzanym uśmieszkiem, nikt nie nazywałby jej w myślach dziwką. Nie miała wątpliwości, że wielu przykleiło jej taką łatkę tylko dlatego, że lubiła seks i nie udawała dziewicy. Smutne, choć nie szokujące. Jako kobiecie bliżej powinno być jej do Najświętszej Panienki niż do Hugh Hefnera. Dowodów na seksizm nie brakowało. Jej kumpel Dawid, który stacjonował w robocie dwa biurka dalej, bezustannie się przechwalał, że „zaliczył nową panienkę”. Większość go za to podziwiała, to znaczy większość facetów w firmie. Choć wątpliwości moralne wzbudzał fakt, że dziewczyny, które zaciągał do łóżka, zawsze miały nadzieję na coś więcej, a on skwapliwie te nadzieje podtrzymywał. Zalatywało chamstwem i bezdusznością, ale w rozmowach kuluarowych koleżanki z pracy śmiały się z tego i podkreślały, że w końcu pojawi się ta, która go usidli. Kamila też się śmiała, choć usłyszała kiedyś przez przypadek, jak Janeczka nazywa ją latawicą. Ją, a nie jego.
– Kama! Tu jestem! – Głos Arlety przebił się przez muzykę i gwar.
– Hejka, wreszcie! – Kamila wyciągnęła ramiona i przytuliła kuzynkę. Arleta była jej wyjątkowo bliska. Jako prawie równolatki na spotkaniach i imprezach rodzinnych zawsze trzymały się razem. Znały się od pieluch.
– Wzięłam taksę. Mogę pić. A jutro wolne, skończyłam wszystkie projekty. Idziemy do baru? – Arleta rozglądała się z ciekawością po pubie. Chłonęła atmosferę miejsca, bo jako zapracowana graficzka komputerowa rzadko wychodziła z domu. Praca zdalna miała swoje plusy i minusy. Plusem był fakt, że nie musiała dojeżdżać z odległej Białołęki, gdzie kupiła mieszkanie.
– Jasne. Idziemy! Stawiam pierwszego drinka.
Na górze było o wiele spokojniej, klienci dopiero zaczynali się schodzić. Kamila wyjęła kartę i zapłaciła za alkohol. Gawędziła z Arletą, ale jej uwagę od razu przykuł chłopak, który przekroczył właśnie próg lokalu. W ręku trzymał różową torebkę z napisem „Happy Birthday”. Nie znała go, ale na pewno wpadł na jej imprezę. Przecież nikt inny nie miał urodzin.
– Sorki, kochana. Idę przywitać nowego gościa, poczekaj tu na mnie.
– Cześć, jestem Kamila. To dla mnie? – Uśmiechnęła się promiennie i wyciągnęła dłoń. Wysoki, szczupły chłopak spojrzał na nią nieco zdezorientowany, ale wręczył jej prezent i odwzajemnił uśmiech. Nie wyglądał jak miłośnik siłowni, raczej jak ktoś, kto sporo czasu spędza na grach komputerowych. Mimo to coś w sobie miał. I był całkiem przystojny.
– Wojtek.
Od razu zauważyła, że rozgląda się niepewnie. „Sierota, nie imprezowicz” – pomyślała. Spodobało jej się to, bo facetów, którzy każdy weekend spędzali w klubach, już dawno odrzuciła. Oto stanął przed nią mężczyzna wyraźnie nieśmiały, zapewne introwertyk. Za to z oczu dobrze mu patrzyło. Skąd się tu wziął? Musiała koniecznie ustalić, kto go ściągnął.
– Stawiam moim gościom pierwszego drinka. Co pijesz?
– Wiesz co, chyba nastąpiła mała pomyłka. Przyszedłem na urodziny mojej szefowej. – Zaśmiał się i chyba lekko zarumienił, choć w półmroku mogła się pomylić.
Kamila zrobiła zaskoczoną minę i błyskawicznie zwróciła prezent.
– Przepraszam! Myślałam, że jesteś czyjąś osobą towarzyszącą! I nie miałam pojęcia, że ktoś jeszcze tu świętuje. Ale mi wstyd! Serio, na co dzień nie jestem taka napastliwa.
– Nie ma sprawy. Śmiesznie wyszło. – Chłopak rozluźnił ramiona. Skoro już wyjaśnili sobie nieporozumienie, ewidentnie poczuł się pewniej.
– W ramach przeprosin muszę ci jednak postawić tego drinka. Albo piwo – wypaliła, starając się ukryć rosnące zażenowanie. – Proszę, pozwól zatuszować jakoś moją nachalność. Wyrwałam ci tę torebkę, jakbym rozliczała każdego gościa z prezentu!
– Czemu nie? Byłoby głupio, gdybym zepsuł ci urodziny. A swoją drogą, wszystkiego najlepszego.
Całą scenę oglądała Arleta, której Kamila, prowadząc Wojtka do baru, posłała znaczące spojrzenie.Rozdział 3
JAGODA
Staż małżeński: dwa lata
Marzec 2014
Jagoda była wykończona, ale czuła się dobrze. Weekend na targach podróżniczych we Wrocławiu okazał się dokładnie taki, jak planowali. Znaleźli tylko kilku zainteresowanych klientów, za to udało się opchnąć ostatnie miejsce na Ekwador. Grupa została zamknięta i można było kupować bilety lotnicze. Nie mogła się doczekać, dawno nigdzie nie leciała, bo Leszek przez cały czas wydawał się za mały, by zostawić go na dwa tygodnie. Jednak teraz, gdy skończył dwa lata, mogła ze spokojem wrócić do podróży. Siedzenie w biurze nie dawało jej tak wiele satysfakcji jak osobista opieka nad turystami w trakcie wyprawy.
Jej szef zostawał we Wrocławiu jeszcze na kilka dni, ale ona spieszyła się do rodziny. Oddałaby wszystko, by zdążyć wrócić, jeszcze zanim Czarek położy małego spać.
– Cześć, słonko. Jak się macie? – Zadzwoniła do męża, gdy tylko wymeldowała się z hotelu.
– Super, wróciliśmy ze spaceru. Lechu wciąga rosół. A ty?
– Właśnie wsiadam w samochód. Za cztery godziny powinnam być, może poczekajcie na mnie z kolacją?
– Poczekamy na pewno. Młody już zapowiedział, że nie pójdzie spać, dopóki nie wrócisz.
Zaśmiała się z czułością.
– Mały spryciarz.
– Przez cały czas o ciebie pyta.
– Cóż, musi się przyzwyczaić, że dwa, trzy razy w roku mama wyjedzie. Sprzedaliśmy cały Ekwador. Jesienią lecę! – pisnęła z radością.
– Wow, no to super. Biznes się kręci, jak widzę – ucieszył się. Gdy Jagoda mogła gdzieś pojechać, rozkwitała. Uwielbiał ją w takim stanie.
– Warto było przyjechać do Wrocka. Szkoda tylko, że muszę wracać samochodem. Tak bym się przejechała na ścigaczu. – Westchnęła.
– Sama sprzedałaś, więc nie jęcz.
– Będę jęczeć, ile mi się podoba – odgryzła się.
– Hm… Może dzisiaj wieczorem pojęczymy razem?
– Mów do mnie jeszcze – wymruczała.
Czarek zniżył ton.
– Weźmiesz długą kąpiel. A później, jeszcze mokra, położysz się na łóżku. Masz wtedy taką wrażliwą skórę. Wystarczy, że cię dotknę, a już jest dobrze… Najpierw będę całował piersi. Jedną dłonią…
– Czekaj, przełączę się na słuchawkę i wsiądę do auta. Jezu, że też jestem tak daleko od ciebie! – Jej oddech przyspieszył na samą myśl, co będą robić, gdy Leszek już zaśnie. Dopiero od niedawna malec zostawał na noc w swoim pokoju. W końcu mogli się oddawać pieszczotom tak jak przed porodem. Tęsknili za niespiesznym seksem. Błyskawiczne numerki pod prysznicem były podniecające, ale zdecydowanie brakowało im bliskości.
– Dobra, dobra – zaśmiał się. – Nie będę cię teraz rozpalał, bo jeszcze za bardzo naciśniesz pedał gazu. Jedź ostrożnie. Czekam.
Jagoda wskoczyła za kierownicę, czując miłe pulsowanie od ud aż po podbrzusze. Żaden facet nie był w stanie podniecić jej tak mocno jak Czarek. Tak było od momentu, gdy się poznali. Nagle teoria o dwóch połówkach jabłka, które idealnie do siebie pasują, nabrała sensu. Czarek był tym facetem, z którym mogła wszystko i któremu bardzo szybko zaufała.
Wypatrzyła go wśród grupy osób, z którymi umówiła się na wspólne latanie. Jagoda kochała latać, mogłaby właściwie w ogóle nie odstawiać ścigacza. Kiedy zakładała swój strój, buty i kask, wydawała się sobie najpiękniejszą kobietą na świecie. Podskórnie czuła, że to właśnie pasja motorowa pozwoli jej spotkać kogoś wartościowego.
Czarek był w grupie nowy, dołączył dzięki koledze. Ich spojrzenia się spotkały, gdy zatrzymali się w trasie na odpoczynek i kawę. Od razu serce zabiło mocniej. Fajny był. Przystojny, błyszczące oczy, totalnie jej typ. Szybko wymienili się numerami telefonów. Flirt od pierwszych słów.
Jagoda była od niego starsza o cztery lata, ale czuła się jak dwudziestolatka. Tym bardziej że wiele osób wciąż myślało, że ledwo skończyła studia. Krótkie włosy, piękna cera, gęste rzęsy – wyglądała dziewczęco, a jednocześnie zadziornie. Najbardziej lubiła ubierać się w koszule w kratę, dżinsy i trampki, co jeszcze podkreślało jej młodzieńczą urodę.
Już dzień po tym, jak widzieli się po raz pierwszy, poszli na kolację. Czarek pojechał na północną Pragę, bo Jagoda zapowiedziała, że chce mu pokazać dzielnicę, w której wynajmuje mieszkanie. A przy okazji zajrzeć do ulubionej knajpy.
– Słabo znam te strony, więc prowadź – poprosił, gdy spotkali się nieopodal Dworca Wileńskiego.
– Urodziłeś się w Warszawie i nie znasz tak ważnej dzielnicy jak Praga? – rzuciła kąśliwie. – Nie wierzę.
Wybuchnął śmiechem.
– Moja rodzina jest z Żoliborza i jako dziecko rzadko zapuszczałem się gdziekolwiek dalej. Nie było ku temu żadnego powodu. I uwierz mi, fakt, że wynająłem mieszkanie na dalekim Ursynowie, wprawił rodziców w niemałe osłupienie. Z jakiegoś powodu uważają, że cała nasza szóstka powinna zostać na starych śmieciach. I częściowo tak się stało.
– Szóstka?! – wybałuszyła oczy, szczerze zdziwiona. Wszyscy tak reagowali, gdy zdradzał, jak liczną ma rodzinę.
– A ty nie masz rodzeństwa?
– Jestem jedynaczką.
– Ciekawe, jak to jest – pokręcił głową. – U nas chata zawsze pękała w szwach. Nawet w tak dużym domu jak nasz trudno było się pomieścić.
– Opowiadaj. Kim jest twoje rodzeństwo? – Jagoda wydawała się zafascynowana.
– Na serio cię to ciekawi?
– Tak! Ja, wyobraź sobie, wychowałam się w pięknym Milanówku. Rodzice wybudowali dom tylko dla naszej trójki, więc na brak przestrzeni nie narzekałam. Całe szczęście zawsze mieli masę przyjaciół, którzy nas odwiedzali, więc nigdy nie czułam też pustki. No, ale mów. Chcę wiedzieć, gdzie dorastałeś.
Czarek rozejrzał się wpierw wokoło. Stare, przybrudzone kamienice tworzyły specyficzny klimat zabytkowego miasta, które trochę podupadło. Ulice wyglądały, jakby ktoś zaraz miał je odnowić po latach zaniedbania. Podobał mu się ten spacer, ale jeszcze bardziej podobała mu się Jagoda. Dawno nie czuł się przy żadnej kobiecie tak swobodnie, jakby znali się od dawna.
– No więc najpierw urodziły się bliźniaczki. Marysia i Ada. Marysia mieszka z rodzicami, nie wyszła za mąż. Jest inspicjentką w Teatrze Narodowym. Ada ma męża i dwie córki. Też mieszkają z rodzicami. Przejęli po nich pracownię złotniczą. – Zerknął na Jagodę, czy aby na pewno go słucha. Słuchała. – Potem jest Beata. Ma własną kancelarię notarialną, męża oraz dwóch synów. Mieszkają na Woli. Dalej jest Róża. Z mężem i córką mieszka na Żoliborzu, blisko rodziców. Uczy biologii w liceum, oczywiście też na Żoliborzu. Potem ja. Pracuję jako project manager w firmie konsultingowej. No i na końcu pozostaje najmłodsza, Arleta. Wyprowadziła się z domu zaraz po maturze, ale mieszka w Warszawie. Jest grafikiem komputerowym – zakończył wywód. – To oczywiście nie wszyscy w naszej rodzinie. Jest sporo ciotek i kuzynów. Mama ma siostrę, a siostra córkę, Kamilę. W sumie też mówimy na nią siostra, jakby było nas siedmioro. Choć oni akurat całe życie mieszkają pod Warszawą. Nadążasz?
– NIESAMOWITE – sapnęła Jagoda.
– Co takiego?
– Taka wielka rodzina. I to na dodatek mająca korzenie w Warszawie. To chyba rzadkość?
– Czy ja wiem? Na pewno nieczęsto ludzie mają aż tyle dzieci. – Zaśmiał się. – Ale uwierz, imprezy to masakra. Przy dużych świętach musimy wynajmować jakąś salę, bo w domu się nie mieścimy przy stole, choć salon jest naprawdę spory. A na weselach trudno zapanować nad listą gości, bo nie wypada kogoś nie zaprosić. Tylko ojciec, szczęśliwie, to jedynak.
– Nie mogę się doczekać, aż ich poznam.
Rzuciła to zdanie, mając świadomość, że trochę na to za wcześnie. Jednak Czarek nie zmieszał się ani nie speszył. Wręcz przeciwnie.
– A ja nie mogę się doczekać, aż im ciebie przedstawię.
Miesiąc później Jagoda rzeczywiście wpadła z wizytą na Żoliborz. Czarek się zastanawiał, czy dom pełen ludzi jej nie przytłoczy, ale poradziła sobie po mistrzowsku. W czasie obiadu, gdy matka zaserwowała nadziewaną roladę z indyka w sosie z leśnych grzybów, jego nowa dziewczyna prowadziła ożywioną dyskusję na temat swojej pracy. A on złapał spojrzenie Róży, która uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem. Ucieszył się, że Jagoda przypadła do gustu jego ulubionej siostrze.
Włączyła audiobooka z najnowszym thrillerem poczytnej pisarki i skupiła się na jeździe. Po chwili jednak wyłączyła książkę, bo jej myśli krążyły wokół podróży i tego, że w końcu przestanie siedzieć w biurze. Znów ruszy w teren. Oczywiście uwielbiała planować i załatwiać sprawy na miejscu, odwozić grupy na lotnisko i kontaktować się z przewodnikami bez ruszania się poza Warszawę. Jednak raz na jakiś czas chciała być tam z nimi, bardzo daleko, w egzotycznych krajach. Wymieniała się z trzema osobami w zespole, każdy opiekował się jakąś wyprawą.
Czarek od początku akceptował jej pracę. Wyjazdy co kilka miesięcy mu nie przeszkadzały, sam nawet raz dał się namówić na Islandię. On nie był typem podróżnika, więc pasował mu układ, w którym ona mogła się realizować zawodowo i nie ciągała go ze sobą na koniec świata. Choć pojechałby za nią wszędzie, to nie ulegało wątpliwości.
Coraz bliżej Warszawy. Zaczęła się zastanawiać, co chłopaki przygotują do jedzenia. Gdy kupili mieszkanie, zaledwie czterdzieści metrów w starym budownictwie, Czarek zaczął więcej gotować. Całe szczęście, bo ona nie lubiła siedzieć przy garach, za to uwielbiała jeść. Może zrobią jej ulubioną zapiekankę z bakłażanem? Chociaż nie, skoro mąż planował nocne igraszki, zapewne postawi na coś bardzo lekkiego, żeby się nie przejeść. Na przykład na swój mistrzowski ryż z warzywami.
Zielone światło, ruszyła. Niemal w tym samym momencie dostrzegła, że kierowca z lewej zignorował czerwone.
Zanim zdążyła krzyknąć, wszystko znikło. Usłyszała huk, metaliczny i jazgotliwy zgrzyt karoserii, choć później była pewna, że to tylko wyobraźnia. Ogarnęła ją ciemność, którą rozproszył dopiero blask szpitalnych jarzeniówek.
Ciąg dalszy w wersji pełnej