Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Blond gejsza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Blond gejsza - ebook

Wczesnym latem 1892 roku w Japonii spadły obfitsze niż zwykle deszcze. Japończycy nazywają tę porę „deszczami śliwy”, gdyż przychodzi ona, kiedy dojrzewające owoce zaczynają kusić nowymi doznaniami. Tak jak dziewczyna, która staje się kobietą.

Dziewczyna taka jak ja.

Odwieczna japońska tradycja związana z pięknem, erotyką i seksem skrywa wiele tajemnic, które poznać mogą tylko nieliczni. Dla cudzoziemców są one w ogóle niedostępne. Kiedy Amerykanin Edward Mallory w obawie przed zemstą groźnego japońskiego księcia Kira-samy musi ukryć piętnastoletnią córkę w Herbaciarni Drzewa Wspomnień, Kathlene wkracza niespodziewanie w zmysłowy świat gejsz.

W czasie kolejnych lat w herbaciarni będącej ekskluzywnym klubem gejsz Kathlene uczy się sztuki uwodzenia i zaspokajania potrzeb mężczyzn. Przygotowuje się także do rytuału „sprzedaży wiosny”, czyli utraty dziewictwa.

Mężczyzną gotowym zapłacić za ten zaszczyt jest bogaty baron Tonda-sama, będący na usługach księcia Kira-samy. Baron podejrzewa, że piękna kandydatka na gejszę jest dziewczyną, której na zlecenie księcia od trzech lat poszukuje. Kathlene skrycie pragnie innego mężczyzny, wie jednak, że baronowi nie wolno się sprzeciwić. Gdyby się na to odważyła, ściągnęłaby śmiertelne niebezpieczeństwo zarówno na dom gejsz, jak i na siebie samą...

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9962-4
Rozmiar pliku: 670 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wczesnym latem 1892 roku w Japonii spadły obfitsze niż zwykle deszcze. Japończycy nazywają tę porę „deszczami śliwy”, gdyż przychodzi ona, kiedy dojrzewające owoce zaczynają kusić nowymi doznaniami. Tak jak dziewczyna, która staje się kobietą.

Dziewczyna taka jak ja.

Powietrze było ciepłe i przesycone wilgocią, lecz te niezwykłe deszcze, jak wiele rzeczy w Japonii, obudziły moje zmysły i pragnienia. Walczyłam ze smutkiem, kiedy nagle wezbrała we mnie dzika radość – to odezwały się moje zmysły, napełniając ciało pożądaniem. Żadna dziewczyna nie pozostałaby na to obojętna. Chciałam iść za głosem pożądania, obudzić swoją kobiecą duszę, kochać i być kochaną.

Miałam piętnaście lat.

Chciałam zostać gejszą.

Podziwiałam te kobiety: ich umysł, odwagę i urodę. Spełniały one marzenia i żyły w zaczarowanym, romantycznym świecie. Codziennie w drodze do szkoły misyjnej przyglądałam się młodym adeptkom tej sztuki, idącym ulicami w swoich butach na koturnach z małymi dzwoneczkami, których pomalowane na biało twarzyczki wyglądały spod różowych papierowych parasolek.

Wieczorem, w drodze do teatru kabuki, gdzie bywałam z ojcem, patrzyłam na jadące rikszami gejsze w oficjalnych czarnych kimonach z wyszywanymi w kwiaty i ptaki pasami obi. Późnymi popołudniami chichotałam, mijając okâsan, ich matkę, siedzącą na wypolerowanej werandzie i palącą fajeczkę z kości słoniowej.

Pełna nadziei i drżąca bardziej z ochoty niż strachu, pragnęłam wejść do tego fascynującego świata seksualnie wyzwolonych kobiet. Chciałam wiedzieć, jak ten świat kwiatów i wierzb może istnieć w społeczeństwie, gdzie nowo narodzone dziewczynki trzy dni po urodzeniu kładzie się na zimnej ziemi, by poznały swoje miejsce.

Pod mężczyznami.

Nie rozumiałam, dlaczego kobiety w tym kraju szogunów i samurajów chodzą ze spuszczonymi oczami, ukrywając uczucia i łzy. Kropki łez na twardej drewnianej poduszce. Tak trwałej jak ich dusze, jeśli chciały przetrwać.

I dobrze funkcjonować.

I kochać.

Zrobiły na mnie takie wrażenie, tak podziałały na moje rozbuchane zmysły, że uznałam, iż jeśli nie wejdę do tego świata, spędzę resztę życia, starając się ukryć uczucia, które we mnie buzowały. Modliłam się do bogów, by znaleźć w sobie odwagę, uwolnić pożądanie i wyzwolić duszę od udręki.

Nie zaznałam jeszcze słodyczy męskiej pieszczoty ani też goryczy utraconej miłości. Moje piersi przypominały rozwijające się pąki, biodra były wciąż szczupłe, niczym biodra chłopca. Mogłam tylko zgadywać, co czeka mnie w tym świecie, gdzie rozkosz jest równoznaczna ze złym losem kobiet. A obowiązek – ich jedyną przyjemnością.

Tak mi się przynajmniej wydawało.

Nie wszystkie moje wyobrażenia były prawdziwe.

Według japońskich tradycji gejsze chroniły od dwustu lat swoje tajemnice tak ściśle, że dzieliły się nimi jedynie ze swymi siostrami. Tajemnice dotyczące tego, jak sprawić, by cera była wiecznie młoda, jakie zioła zmieszać, by mężczyzna zakochał się bez pamięci, jakich użyć zabawek, by przynieść kolejne fale rozkoszy im samym oraz ich kochankom.

Zainspirowana tymi opowieściami wymykałam się do dzielnicy Shinbashi, gdzie słyszałam ich śmiech i niekończące się westchnienia dochodzące zza wysokich ogrodzeń otaczających ich dom. Wyobrażałam sobie te ziemskie rozkosze, których doznawały przez całą noc. Czy ja, obca, mogłabym wkraść się w ich łaski i nauczyć się sposobów zaspokajania mężczyzn?

Oraz siebie.

Czy rzeczywiście mogłabym to osiągnąć?

Z powodu dziwnego zrządzenia bogów, które wiązało się z bólem i smutkiem, udało mi się tego lata wejść do domu gejsz. I to pomimo tego, że miałam długie, złote niczym promienie słoneczne o świcie, włosy i oczy tak zielone, jak zdobiony brokatem jedwab, z którego kupcy szyją lamówki na swe szaty. Stałam się maiko, uczennicą u gejsz w Kioto. A po trzech latach nauki zostałam gejszą niczym wolno rozwijający się, różowy kwiat lotosu.

Wiele lat później osiągnęłam wiek, w którym mogłam przerwać ciszę, nie łamiąc jednocześnie sekretnych praw gejsz. Mogę więc opowiedzieć światu o moim życiu w domu gejsz, o pięknie i gracji, erotycznych fantazjach i ukrytych tajemnicach.

Teraz siedzę w herbaciarni, słucham dzwonków poruszanych wiatrem, na moich ramionach przysiadają motyle, a ja zabieram się do opisania tego wszystkiego na najlepszym ryżowym papierze, przezroczystym niczym skrzydełka ćmy i naznaczonym drobinami srebra i złota. Opowiem o mężczyźnie, którego kochałam, o siostrze gejszy, która zaryzykowała dla mnie życie, o okâsan, która wychowała mnie jak córkę, o ich dotyku, śmiechu i najbardziej intymnych momentach z ich życia.

W tej chwili biorę do ręki pędzelek, zanurzam go w atramencie i przystępuję do relacjonowania niezwykłej, zmysłowej historii jasnowłosej gejszy.

Kathlene Mallory

Kioto, Japonia, 1931 rokCZĘŚĆ PIERWSZA

KATHLENE, 1892 rok

Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłam bladożółte światła

w dzielnicy gejsz Gion, przypominające księżyc.

Czerwone lampiony z czarnymi japońskimi literami

kołysały się na wieczornym wietrze,

wskazując mi drogę do herbaciarni.

Jednak najlepiej pamiętam odległy dzwon z Gionu,

który skłonił mnie do zastanowienia,

czy wszystko w moim życiu jest krótkie

i przemijające.

Nawet miłość.

Pamiętnik młodej Amerykanki

pisany w Kioto w 1892 rokuRozdział 1

Kioto, Japonia

1892

Nie mogłam tego powiedzieć nikomu, nawet bogom, ale byłam przerażona... naprawdę przerażona. Zanim jeszcze znalazłam się w klasztorze, wiedziałam, że będę musiała stamtąd uciec. Mimo że szanowałam zakonnice za ich pobożność i gotowość służenia bogom, sama chciałam być gejszą. Musiałam nią zostać... Czyż zakonnice nie miały wygolonych głów i wyskubanych rzęs, tak że ich oczy wydawały się nienaturalnie wielkie? Ja zachowałam długie włosy, przysięgając sobie, że nie pozwolę ich ściąć. Jeszcze bardziej przeszkadzało mi to, że nosiły zwykłe białe kimona. Biel jest kolorem śmierci. Dlaczego ojciec zabrał mnie do zakonu? Dlaczego?

Czy w ramach jakiejś kary?

Niczego złego nie zrobiłam. Nic złego nie było w tym, że pieściłam siebie, by znaleźć rozkosz, chociaż często potem rodził się we mnie głód, pożądanie, nad którym trudno mi było zapanować. Chciałam kochać i być kochana. Miałam w sobie tyle seksualnej energii, że musiałam coś zrobić, by ją uwolnić.

Ale nie w zakonie.

Nie mogę tam być. Błagam.

Chciałam powiedzieć ojcu, że moim przeznaczeniem jest świat kwiatów i wierzb. Tylko ten i żaden inny. Czyż gejsze nie posiadają przymiotów ducha i ciała? Czy nie czeka ich wspaniały los? Czyż ojciec nie mówił mi, że jestem niczym piękny kwiat, przesadzony na niepewną cudzoziemską glebę? I czy gejsze też nie opuszczają swoich domów, by odnaleźć przeznaczenie?

Nie tak jednak miało się stać.

– Nie grymaś, Kathlene – szepnął do mnie ostro ojciec, ciągnąc mnie przez stację kolejową.

Walizeczka obijała się boleśnie o moje udo. Nie skarżyłam się jednak. Wiedziałam, że poprzez białe pończochy nikt nie zobaczy siniaków, które rano pojawią się na moich nogach.

Rano. Gdzie wtedy będę? I dlaczego jesteśmy w tej chwili na stacji? Co stało się z moim spokojnym światem? I moją szkołą w Tokio, prowadzoną przez misjonarki?

Co się stało?

Deszcz zacinał prosto w twarz. Nie miałam czasu, by przejmować się przyszłością. Zauważyłam, że wokół panuje cisza i że jest pusto, jakby wszyscy zniknęli we mgle. To było dziwne, bo Japończycy nie boją się deszczu i krążą po mieście niczym stado ciekawych wszystkiego myszek. Nie uważają też takiej pogody za złą, bo dzięki niej mają pod dostatkiem ryżu.

Szłam przez stację w butach z czubkami, które mnie cisnęły w palce, żałując, że nie mam na nogach ulubionych sabotów z małymi dzwoneczkami, tych, które ojciec przywiózł mi z Osaki. Moim ciałem wstrząsały kolejne uderzenia bębna obrzędowego, a może działo się to pod wpływem erotycznych pragnień, które dochodziły do głosu w tak dziwnym momencie. Odkąd skończyłam piętnaście lat, coraz częściej myślałam o cielesnych rozkoszach. Gdy kąpałam się w dużej cyprysowej wannie, aż wiłam się z podniecenia, gdy pachnąca cytrynami i pomarańczami woda obmywała moją waginę, dostarczając mi przyjemności.

A w nocy, gdy leżałam naga w łóżku, jedwabny brzeżek pościeli ocierał się o mój wzgórek łonowy, tak że robiłam się wilgotna. Marzyłam o mężczyźnie, który napełni mnie niekończącą się rozkoszą. Marzyłam o dniu, kiedy poczuję wokół siebie jego silne ramiona, jego mięśnie, jego dłonie na koniuszkach moich piersi. Uśmiechnęłam się do siebie. Pomyślałam, że mniszki nie byłyby zadowolone, gdyby mogły poznać moje myśli.

– Gdzie jest ten zakon, tato? – spytałam.

– Niedaleko. W świątyni Jakkowin.

Za blisko.

– Dlaczego wyjechaliśmy z Tokio w takim pośpiechu?

– Zadajesz za dużo pytań, Kathlene – powiedział ojciec, rozkładając swój wielki czarny parasol, który miał nas chronić przed deszczem. – Niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.

– Niebezpieczeństwo? – szepnęłam cicho, chociaż byłam pewna, że ojciec mnie usłyszał.

– Tak, kochanie. Nie chciałem ci mówić o tym wcześniej, ale mam w Japonii potężnego wroga, który chce mnie skrzywdzić.

– Dlaczego ktoś miałby chcieć cię skrzywdzić?

Bawiłam się naddartym palcem mojej rękawiczki. Nie mogłam się powstrzymać. Martwiłam się o ojca. I to bardzo. Jakieś okropne przeczucie podpowiadało mi, że stało się coś znacznie gorszego, niż ta podróż do klasztoru.

– Jeśli już chcesz wiedzieć, to ci powiem, że zdarzyła się straszna tragedia – powiedział ojciec stłumionym przez deszcz głosem. Jego słowa wbijały się w moje serce niczym nóż.

– To znaczy? – odważyłam się zapytać.

– Pewien człowiek stracił wszystko, co mu w życiu drogie, i uważa, że to przeze mnie. – Ojciec rozejrzał się niespokojnie wokół. – Tyle tylko mogę ci powiedzieć.

– Ale cóż takiego mogłeś zrobić?

– Nie przejmuj się tym, co cię nie dotyczy, Kathlene. Jesteś za młoda, żeby to zrozumieć – rzucił ojciec, nie patrząc na mnie, ale szukając wokół jakichś ukrytych wrogów.

Trzymał mnie tak mocno za rękę, że miałam wrażenie, iż zaraz zmiażdży mi kości.

– Boli, tato, puść... – Moje oczy napełniły się łzami. Nie z bólu, ale z troski o bezpieczeństwo ojca.

– Przepraszam, Kathlene, nie wiedziałem...

– Rozumiem – powiedziałam cicho, wciąż zaniepokojona.

Ojciec dalej rozglądał się dookoła. W końcu uznał, że na stacji nie ma nikogo poza starym kolejarzem przy wejściu, i ruszył szybko do przodu.

Musiałam biec, by za nim nadążyć. Ojciec prawie ze mną nie rozmawiał w czasie długiej podróży z Tokio. Spojrzał najpierw w prawo, a potem w lewo, by się upewnić, czy przy nim jestem. Teraz wlókł mnie za sobą, nie przejmując się tym, że jesteśmy przemoczeni i głodni. Wciąż trzymał mnie za rękę, jakby bał się, że mnie zgubi. Pochrząkiwał jak niezadowolony samuraj, i pochylał głowę, by nikt go nie rozpoznał.

To było do niego zupełnie niepodobne. Edward Mallory był olbrzymi, tak że przewyższał wszystkich wokół, mówił tubalnym głosem i nigdy nie zachowywał się cicho. Teraz jednak szedł ulicą tak ostrożnie, jakby zrobiono ją z desek, które skrzypią przy lada dotknięciu.

Ojciec był również bardzo uparty i nigdy mnie nie rozumiał. To jednak brało się stąd, że widywaliśmy się rzadziej, niżbym chciała. Pracował, jak opowiadał wszystkim, dla amerykańskiego banku, który sporo inwestuje w nowym kraju. To Anglicy wybudowali tu pierwszą linię kolejową i ojciec musiał się starać, by nadążyć za konkurencją. Mówił mi, że coraz więcej zagranicznych banków otwiera w Japonii swoje filie i inwestuje w coraz bardziej rozwiniętą sieć kolejową. Zdarzało się też, że wyjeżdżał na dłużej, by się spotkać z członkami rodzin panujących i przedstawicielami rządu. Wypijał wtedy mnóstwo filiżanek parującej zielonej herbaty. Czasami też pijał herbatę ze mną. Łaskotała mnie ona w usta i pobudzała do śmiechu. Ojciec jednak pozostawał poważny. Wątpię, żeby śmiał się z czegokolwiek.

– Trzymaj się mnie, Kathlene – polecił mi surowo. – Diabły księcia są wszędzie.

– Księcia? – To słowo obudziło moją ciekawość. Słyszałam, że ojciec spotykał się z ministrem spraw zagranicznych i innymi dygnitarzami, ale nigdy nie wspominał o księciu. Serce zabiło mi szybciej, a oczy zalśniły, kiedy nagle poczułam, że ojciec cały zesztywniał.

– Zapomnij, że w ogóle mówiłem o księciu, Kathlene. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie.

Nie miałam czasu, by się zastanawiać, o co mu chodzi, bo żołądek mi się ścisnął na widok młodego człowieka, który wybiegł z ciemnej uliczki, ciągnąc rikszę.

Ojciec bardzo ucieszył się na jego widok.

Ja także.

Nie miał na sobie peleryny z nasączonego oliwą papieru, jak inni rikszarze w czasie deszczu, ale był prawie nagi, jakby chciał pokazać swoje wspaniale umięśnione brązowe ciało boga pory deszczowej. Wyobraziłam sobie, że jestem kroplą, która pada na jego usta, by zasmakować ich słodyczy. Zachichotałam. Japończycy uważają całowanie za bardzo nieprzyzwoite i rzadko się całują, ale ja czułam się gotowa, by spróbować tej przyjemności.

Wpatrywałam się we wspaniałe mięśnie jego ramion i silne, równie dobrze umięśnione nogi. Biegł boso, jedynie z kawałkiem materiału przywiązanym do dużego palca. Najbardziej zaintrygował mnie jednak pasek ciemnoniebieskiej bawełny wokół jego torsu. Zachichotałam. Nie był on większy od szmatki.

Ojciec, który zauważył moje zainteresowanie rikszarzem, wyjaśnił mi, że w okolicach stacji jest ich zwykle wielu. Są oni doskonale zorientowani i wiedzą, kiedy do miasta przyjeżdża ktoś obcy, czyje domy mija po drodze, jakie sztuki są grane w teatrze, a nawet kiedy zakwitną wiśnie. Dziś jednak na stacji było pusto, pomijając tego chłopca, który miał tyle odwagi, by wypuścić się w kurs w deszczu.

Zatrzymał się przed nami i ukłonił nisko.

Często słyszałam, jak angielskie damy mówiły, że rikszarze to „bosonodzy, brudni kulisi”. Jednak ten zupełnie nie odpowiadał temu wizerunkowi. Zamknęłam oczy, a moja wyobraźnia poszybowała w mrok. Zapragnęłam czegoś, sama nie wiedziałam czego, ale było to na tyle silne, że aż się poruszyłam z radości. Czułam się tak, jakby niewidzialny duch strącał krople rosy wprost na mój nagi brzuch.

Otworzyłam oczy. Nie potrafiłam ukryć tego, jak bardzo zaciekawił mnie ten chłopak ciągnący wózek na dwóch kołach. Wyciągnęłam szyję, by go lepiej zobaczyć, ale twarz miał ukrytą pod rondem słomkowego kapelusza. Nieważne. I tak w głębi serca wiedziałam, że jest przystojny.

Czekała na mnie jednak większa niespodzianka. Ojciec bez słowa pchnął mnie w stronę wózka z wielkim czarnym dachem. Ze zdziwienia wstrzymałam oddech. Nagle poczułam dziwne podniecenie. Tylko gejsze mogły jeździć rikszami. Przysięgłabym, że poczułam zapach oleju z nasion kamelii, którym namaszczały włosy.

Zamknęłam oczy, oparłam głowę o siedzenie i wyobraziłam sobie, że to ja jestem piękną gejszą. Co zrobiłabym, gdybym spotkała przystojnego chłopca w chwili, gdy moje zmysły oszalały, kiedy krew uderzyłaby mi do głowy, a piersi mi nabrzmiały?

Czy położyłabym się i uniosła nogi, a on ukląkłby między moimi udami, opierając ręce na słomianej macie? Czy też raczej on położyłby się na plecach, a ja usiadłabym na nim okrakiem?

Wciągnęłam świeże powietrze do płuc. Takie myśli wydały mi się romantyczne i zabawne, ale gdy dostrzegłam zdziwione spojrzenie ojca, starałam się przy nich nie uśmiechać.

– Mam problem, Kathlene. Coś jest nie w porządku. Nikt ze świątyni nie wyjechał nam na powitanie. – Potarł policzek, najwyraźniej zastanawiając się nad sytuacją. – Nie mam wyboru. Muszę ufać, że ten chłopiec dowiezie nas na miejsce.

– Ja też mu ufam, tato. – Uśmiechnęłam się, kiedy rikszarz odwrócił się i spojrzał na mnie przeciągle spod swojego słomkowego kapelusza. Oparłam się o tył pojazdu, myśląc o tym, że chłopak ma niewiele więcej lat niż ja. W dodatku jest przystojny.

Ojciec z pewnością nie będzie mnie trzymał w zakonie w nieskończoność. Jednak myśl o tym mnie zmroziła. Poczułam, jak setki małych mrówek przechodzi mi po plecach i jednocześnie parę kropelek zimnego potu spływa mi na szyję.

Jak mam zostać gejszą, skoro będę siedziała w klasztorze? Zakonnice nie przyjmują gości, ich życie upływa na medytacjach i układaniu kwiatów, a nie obserwowaniu przystojnych rikszarzy. Nad naszymi głowami odezwał się grzmot, jakby bogowie chcieli mi przypomnieć, że nie mam wyboru. Zaczynała się ulewa.

Słyszałam, jak ojciec mówi chłopcu, gdzie ma nas zawieźć, a ten skinął głową, a potem skłonił się nam głęboko. Przed odjazdem otworzył jeszcze daszek z ceraty, który miał nas chronić przed deszczem.

– Szybko! Szybko! – krzyknął mój ojciec, a następnie opadł na czarne lakierowane siedzenie.

Chłopiec stęknął, podnosząc dyszle, wszedł między nie i najpierw cofnął się o dwa kroki, po czym ruszył do przodu.

Nie miałam czasu na to, by zastanawiać się nad swoim losem, bo rikszarz skręcił biegiem w uliczkę tak wąską, że nie mogłyby się w niej minąć dwie osoby z rozłożonymi parasolami. Zdziwiło mnie, że nie krzyczy do przechodniów, by usunęli się z drogi. Biegł w milczeniu, a ja wsłuchiwałam się z przyjemnością w jego ciężki oddech. Cały czas próbowałam zobaczyć jego twarz, ale gdy tylko wychylałam się za zasłonkę, ojciec natychmiast wciągał mnie w głąb rikszy.

– Skup się na naszej misji, Kathlene.

– Robię, co mogę, tato, ale przecież nic mi nie chcesz powiedzieć – odważyłam się powiedzieć. Wciąż martwiłam się o jego bezpieczeństwo.

– Nie mogę. Musisz przede wszystkim pamiętać, że jesteś moją córką.

Zła na niego, skrzyżowałam nogi, czując pod butami miękką matę. Wierciłam się w mokrym ubraniu na aksamitnym siedzeniu, próbując znaleźć wygodną pozycję. Chciałam okazać ojcu szacunek, ale bardzo się bałam. Przerażała mnie przyszłość i to, co miała przynieść.

Spojrzałam na niego, wracając myślą do wydarzenia poprzednich dni i zastanawiając się, dlaczego tak nagle opuściliśmy Tokio. Przypomniałam sobie, jak kazał zapakować ryż, marynowane rzodkiewki i paski surowej ryby naszej gospodyni, Ogi-san, żebyśmy mieli jedzenie na całodniową podróż.

Po wyjeździe prawie się do mnie nie odzywał. Chciałam, by mi się zwierzył, co dosyć często robił. Ojciec jednak sam zasznurował usta i zabronił mi odzywać się do obcych.

– Od tego zależy moje życie, Kathlene – powiedział, wkładając prawą dłoń pod płaszcz, jakby skrywał tam pistolet.

Był przystojnym mężczyzną, ale w tej chwili wyglądał zabawnie i trochę dziwnie, taki zgięty w małym wnętrzu rikszy. Jego gładko wygoloną twarz pokrywały kropelki wody. Włosy miał zmatowiałe. Nie wziął kapelusza. Jego elegancki czarny płaszcz lśnił od deszczu. Nawet rękawiczki pokrywały małe wodne perełki, co pobudzało moją wyobraźnię i kazało wierzyć, że cała ta eskapada jest jedynie jakąś grą, której zasad nie rozumiałam. Chciałam wierzyć, że nie stało się nic złego.

Cóż mogło bowiem takiego stać się w tym pięknym zielonym kraju, w którym kwitły śliwy? Małe dzwoneczki wygrywały swoje melodie przy każdym podmuchu wiatru, a liście czerwonych klonów poruszały się w ich takt.

Był to dla mnie łagodny kraj zamieszkały przez łagodnych ludzi. Stanowił moją ojczyznę od momentu, kiedy przyjechałam tu z matką jako mała dziewczynka. Ojciec wiedział, że mama jest słaba i że długa podróż jej nie posłuży, ale nie chciała zostać bez niego w San Francisco.

Dlatego przypłynęła tu ze mną statkiem. Kiedy próbowałam przypomnieć sobie matkę, napłynęły mi do oczu łzy. Było to bardzo trudne, bo zmarła niedługo po przyjeździe, a ja nie miałam z kim podzielić się swoim bólem. Zwłaszcza z ojcem, który starał się nie okazywać uczuć, chociaż wiedziałam, że mnie kocha. Dlatego nie rozumiałam, dlaczego zachowuje się tak dziwnie.

Chciałam go zapytać: „Co takiego zrobiłeś, tatusiu?”, ale trzymałam buzię na kłódkę. Nigdy nie mówiłam do niego: „tatusiu”. Nie zrozumiałby tego. Był moim ojcem – i tyle.

Przytrzymałam się siedzenia, kiedy riksza wjechała na coś w rodzaju małego mostku. Nie mogłam się oprzeć i wyjrzałam na zewnątrz, ale tym razem ojciec nie wciągnął mnie do środka. Westchnęłam zaskoczona i napawałam się świeżym powietrzem. Pomyślałam, że zbliża się wieczór, i patrzyłam z przyjemnością na wzgórza na zachodzie, rzucające czerwonawy cień na własne zbocza i na pola pszenicy ciągnące się szerokim pasmem aż do złotego jeziora.

Duża kropla deszczu spadła mi na nos, więc zaraz ją wytarłam, mamrocząc coś po angielsku i japońsku. Łatwo przechodziłam z jednego języka na drugi, gdyż nauczyłam się obu w tym samym czasie. Cieszyło mnie, że jestem dwujęzyczna, chociaż w kraju ciemnowłosych kobiet czułam się czasami dziwnie z moimi jasnymi warkoczami. Ojciec często zapewniał mnie, że będę tak ładna jak matka, choć nie miał pojęcia o tym, że chcę zostać gejszą. Uśmiechnęłam się do siebie. Wiedziałam, że mama na pewno by to pochwaliła. Wszyscy podziwiali gejsze – ich urodę, styl i charakter.

Ponownie westchnęłam, rozładowując w ten sposób napięcie. Nigdy nie zostanę gejszą, jeśli zamieszkam w klasztorze. Będę skazana na posłuszeństwo, brak uciech, długie modlitwy i samotność w nocy. Piękno i barwy świata kwiatów i wierzb mogłyby dać mi o wiele więcej. Na razie jednak moje marzenie, by zostać gejszą, miało pozostać jedynie marzeniem.

Jechaliśmy tak godzinę, może dłużej, aż powoli zaczęło się ściemniać. Słyszałam krakanie kruków gnieżdżących się w starych sosnach i pomyślałam, że witają mnie w ten sposób w moim nowym domu.

Nie, zaraz, to nie są kruki, ale odgłosy wielkiego gongu połączone z dudnieniem deszczu o ceratowy daszek rikszy. Wstrzymałam oddech, kiedy riksza wjechała w wąską, okoloną drzewami alejkę i nagle zrobiło się ciemniej.

A potem deszcz ustał, jakby z rozkazu samych bogów. Słyszałam szum wody w przydrożnym, porośniętym paprociami rowie, a my jechaliśmy dalej w głąb wzgórz.

Wreszcie droga się skończyła.

Chłopak zatrzymał się i postawił dyszle pojazdu na ziemi. Odetchnęłam głębiej.

– Jesteśmy na miejscu, Kathlene – powiedział ojciec, chociaż nie usłyszałam ulgi w jego głosie.

– W zakonie?

– Tak.

Chciałam stąd uciec. I to jak najdalej.

Kiedy wysiadłam z rikszy, poczułam, że wszystko wokół jest nieruchome, zastygłe w ciszy. Miałam zdrętwiałe nogi i przemoczone buty. Rozejrzałam się dookoła.

Gdzie są ludzie? Zakonnice i zakonnicy kręcą się zwykle koło budynków klasztornych w kapeluszach, które przypominają kosze, mamroczą coś pod nosem, kryjąc twarze, i wyciągają ręce po datki.

Zobaczyłam jedynie prostą czerwoną bramę, za którą znajdowały się strome schody wiodące do niewielkiej świątyni ze szkarłatnymi filarami, podtrzymującymi ciężki dach z szarego metalu. Przed nią znajdowały się setki lampionów, jak również rzeźby niebiańskich psów strażniczych na kamiennych piedestałach.

Wydawało mi się, że zaraz zaczną szczekać, kiedy ojciec ruszył z ponurą miną w górę. Szedł szybko, a ja starałam się za nim nadążyć, gdy nagle zobaczyłam śliczne czerwone kwiaty, rosnące kępami przy schodach. Przyciągały mnie z niezwykłą siłą i przypominały piękne jedwabie, które nosiły gejsze. Oszołomiona ich urodą, pochyliłam się, by je zerwać, gdy nagle...

Wiuuu. Coś przeleciało tak szybko koło mojej twarzy, że na policzku poczułam tylko powiew wiatru. Dotknęłam go ze zdziwieniem i zanim zdołałam się znowu pochylić, w ogrodzie rozległo się uderzenie kamienia o kamień.

Kiedy spojrzałam w tamtą stronę, zobaczyłam, jak głowa psa odrywa się od kamienia i rozbija na ziemi na nieforemne kawałki. A potem usłyszałam głos:

– Nie dotykaj kwiatów!

Przestraszona i wstrząśnięta tym, co się stało, odskoczyłam od kępy kwiatów, a kiedy się rozejrzałam, ze zdziwieniem dostrzegłam rikszarza. Ciszę, która tu panowała, przerwał jego głośny krzyk.

– Dlaczego? – spytałam oszołomiona. – Co się stało?

– Są trujące – wyjaśnił chłopak z ukłonem. Wiedział, że naruszył zasady, odzywając się do mnie pierwszy, ale jednocześnie uratował mi życie.

– Trujące?

Zauważyłam jakieś zamieszanie na niebie. Kiedy zadarłam głowę, dostrzegłam nad nami setki gołębi. Trzepot ich skrzydeł mieszał się z rżeniem koni. Koni? Zakonnice unikają przecież luksusów i chodzą wszędzie pieszo. Skąd tu się wzięły konie?

– Gdybyś dotknęła tych kwiatów, twoje dłonie stałyby się czerwone i zaognione – wyjaśnił chłopak, po czym pochylił się i szepnął mi wprost do ucha: – Wolałbym, żeby to twoje policzki stały się czerwone z namiętności.

– Och! – Odwróciłam się od niego, czując, jak pąsowieję. Poczułam lekkie pulsowanie w dole brzucha, a potem ciepło rozlało się po całym moim ciele, budząc uśpione zmysły.

Zaniepokoiła mnie niegrzeczna uwaga rikszarza, ale jeszcze bardziej moja reakcja. Odnalazłam w sobie coś nowego, co nie wydawało się nienaturalne. Poczułam wszechogarniające pragnienie, by poddać się czystej seksualnej energii tego odkrycia. Bałam się jednak mrocznych uczuć, których nie potrafiłam nazwać. Obawiałam się, że zrobię coś dzikiego i szalonego, o czym nigdy wcześniej nie myślałam.

Zebrałam się na odwagę, by stawić czoło temu pragnieniu, i spojrzałam na wybrzuszenie między nogami chłopaka, czując, jak serce bije mi coraz mocniej, kiedy...

– Wracaj do rikszy, Kathlene! – krzyknął ojciec z rozpaczą w głosie, po angielsku. – Odjeżdżamy!

Zobaczyłam, jak zbiega w dół, przeskakując po dwa lub trzy schodki. Musiało stać się coś okropnego.

– Co się dzieje? – spytałam.

Świeży powiew wiatru przyniósł zapach końskiego potu. Czułam go tak wyraźnie, że miałem wrażenie, iż zwierzęta znajdują się tuż obok. Więc jednak nie wydawało mi się, że słyszę ich rżenie.

Ojciec złapał mnie za ramię, a następnie wepchnął do rikszy.

– Te diabły już tam na nas czekały! Wsiadaj, szybko!

Posłuchałam go, czując, że serce bije mi coraz szybciej. Ojciec krzyknął do chłopca, by skręcił w wąską alejkę. Odsunęłam zasłonkę i wyjrzałam, nie mogąc opanować ciekawości. Zanim ojciec wciągnął mnie do wnętrza rikszy, zobaczyłam kurz przy świątyni, nieopodal schodów.

Ktoś nas ściga.

Chłopiec biegł. Biegł coraz szybciej. Słyszałam, jak dyszy z wysiłku.

– Kto na nas czekał przy świątyni, tato?

Chłopak biegł szybciej, jeszcze szybciej... Chyba sami bogowie dodawali mu sił.

– Jestem pewny, że to diabły księcia. Gdyby tenchłopiec nie spłoszył swoim okrzykiem ich koni, sam nie wiem, co by się z nami stało. – Objął mniei mocno przytulił. Czułam, że drży. – Nie mam pojęcia, jak dowiedzieli się, że zamierzamy tu przyjechać.

Tupot nóg. Szybki oddech. Rikszarz wciąż biegł jak szalony.

– Ogi-san.

Powiedziałam ojcu, że nasza stara służąca musiała usłyszeć, jak ojciec mówił mi, gdzie pojedziemy. Zmarszczył czoło i po chwili skinął głową.

– Ogi-san nie jest zła, tylko słaba. Ludzie księcia znają sposoby na to, żeby rozwiązać język takim ludziom.

– Co się stanie, jeśli nas złapią? – zapytałam.

Skrzywił się tak, jakby w ogóle nie chciał o tym myśleć.

– Zginę, chroniąc ciebie – odparł po chwili.

– Nie złapią nas – odrzekłam pewnym głosem. – Ten chłopak jest szybszy.

– Jak widzę, bardzo w niego wierzysz – powiedział ojciec i wyjrzał za zasłonkę. – Sądzę jednak, że to nie jego szybkość nas uratuje, ale spryt.

– To znaczy?

– Sama zobacz.

Wyjrzałam na dwór i aż westchnęłam ze zdumienia, kiedy okazało się, że zjechaliśmy pod most, gdzie było jeszcze bardziej mroczno niż na drodze. Tuż obok rosły osłaniające nas krzaki.

– Jesteśmy pod...

– Cii – przerwał mi ojciec. – Posłuchaj.

Po chwili usłyszeliśmy ciężki tętent kopyt. Nasi prześladowcy przejechali przez most i pognali dalej.

Naliczyłam trzech, może czterech jeźdźców, którzy krzyczeli, poganiając konie. Dopiero teraz zrozumiałam stare japońskie przysłowie, które mówi, że wszystkie mosty są zakrzywione, bo demony mogą atakować tylko w linii prostej.

Demony ścigały nas tak jak ci ludzie.

Siedziałam cicho w ramionach ojca i wsłuchiwałam się w panującą wokół ciszę. Czułam się bezpieczna, mając go przy sobie. Wiedziałam, że znajdzie jakieś wyjście z tej sytuacji.

Jednak cała ta ucieczka bardzo mnie zmęczyła. Bezpośrednie niebezpieczeństwo już minęło. Kiedy przyszło odprężenie, zaraz przysnęłam na parę minut. Nie poczułam się jednak wypoczęta. Wciąż zastanawiałam się, dlaczego ci jeźdźcy nas ścigali? Dlaczego?

I dlaczego ojciec nie chce mi tego wytłumaczyć?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: