Bluszcz - ebook
Bluszcz - ebook
Beacie Kornickiej z pozoru niczego nie brakuje do szczęścia. Jest wyzwoloną singielką, która za nic ma uczucia innych, a w szczególności mężczyzn. Uwodzi ich, wykorzystuje i porzuca. Do czasu, gdy trafia na Mirka Tymańskiego — mężczyznę, który budzi w niej nieznane dotąd pragnienia. Beata wspina się na wyżyny swojej determinacji, by wreszcie zaznać prawdziwego szczęścia. Snute przez nią intrygi niczym bluszcz plączą ze sobą los wielu osób. Każda z nich ma swój własny cel i przeszłość, która nie da o sobie zapomnieć.
Daj się porwać zmysłowej i pełnej tajemnic opowieści o toksycznej miłości i ludziach, dla których liczy się tylko własne szczęście, nawet jeśli wiąże się ono z cierpieniem najbliższych.
„Bluszcz” to powieść, przy której nie można się nudzić. Autorka snuje intymną intrygę, plącze losy bohaterów, trzymając w napięciu do samego końca. Dasz się porwać tej zmysłowej grze pozorów?
Ewelina Nawara, autorka powieści Melodia serc
,,Bluszcz" przedstawia opowieść między innymi o miłości - wcale nie takiej pięknej i kolorowej - oraz dążeniu do szczęścia w sposób nie zawsze właściwy. Niewolną od tajemnic, intryg i namiętności, zwieńczoną zaskakującym finałem historię Beaty, kobiety, która lubi pogrywać, szczególnie z mężczyznami, czytałam z zainteresowaniem i na pewno nie bez emocji. A czy Wy jesteście gotowi ją poznać?
Katarzyna Ewa Górka, @katherine_the_bookworm
Bluszcz" jest historia, którą każda kobieta powinna przeczytać! Ta książka pokazuje naszą siłę, zmysłowość i przede wszystkim - pomysłowość. Przeczytałam ją w jeden wieczór i już chciałabym więcej! Jeśli szukacie lektury, która zrobi na Was wrażenie i sprawi, że będziecie żałować, że to już koniec - trafiliście idealnie!
Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my
Emilia Kubaszak długo kazała czekać na swój powrót do gry, ale wraca z nową powieścią i po raz kolejny zaskakuje. Ta historia cię zaskoczy, osaczy niczym tytułowy bluszcz i nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Justyna Leśniewicz, Książko, miłości moja
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7995-753-8 |
Rozmiar pliku: | 605 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niewielu jest ludzi na świecie, którym niczego nie brakuje. Patrząc jednak na pięknego jak Adonis faceta, któremu wyrzeźbione mięśnie lekko drgały pod białą obcisłą koszulką polo, Beta utwierdziła się w przekonaniu, że stoi przed nią jeden z nich. Pewnie zamachnął się kijem i zmrużył oczy, obserwując trajektorię lotu piłeczki. Z zadowoleniem stwierdził, że choć dołek miał w odległości prawie dwustu pięćdziesięciu metrów, udało mu się trafić za pierwszym uderzeniem. W opinii innych sprzyjało mu dziś szczęście. W rzeczywistości osiągnięty wynik był rezultatem jego dążenia do perfekcji. Poza tym zawsze osiągał to, co sobie zamierzył.
Obserwowała go przez całą grę. Miał lekki, trochę nonszalancki sposób bycia. Kręciło się wokół niego mnóstwo kobiet, a on adorował je z gracją, choć Beta nie zauważyła, by którejś poświęcił więcej uwagi. Raz po raz spoglądał na telefon, podnosił przepraszająco rękę w stronę pozostałych golfistów i oddalał się, by odbyć krótką rozmowę. Po powrocie dawał dyskretnie znak kelnerowi, by w jego imieniu, w ramach przeprosin za przerwanie gry, przyniósł wszystkim po lampce szampana.
Beta czekała cierpliwie, aż zakończą partię. Podeszła do mężczyzny w momencie, gdy chował do torby ostatni z używanych dziś kijów.
– Świetnie ci poszło. Obserwowałam cię prawie przez godzinę, muszę przyznać, imponujące uderzenia.
Nadal kucał przy swojej torbie i z tej pozycji podniósł wzrok. Najpierw zobaczył długie, zgrabne nogi, potem jego oczy prześlizgnęły się po białej dopasowanej sukience uwydatniającej wspaniałą figurę kobiety. Na końcu spojrzał w twarz, którą odsłoniła, zdejmując duże okulary przeciwsłoneczne. Podniósł się w momencie, gdy wyciągnęła w jego kierunku rękę na powitanie.
– Beata. Dla przyjaciół Beta.
– Zatem szybko zdobywasz przyjaciół – rzucił ze śmiechem, ściskając delikatnie jej smukłą, wypielęgnowaną dłoń. – Mirek.
– Zdradzisz, jak długo trzeba grać w golfa, by osiągać takie rezultaty?
Na jego ustach pojawił się filuterny uśmiech. Z fałszywą skromnością odpowiedział:
– Kilka lat. Miałem dziś dobrą passę, choć bywało jeszcze lepiej.
Lubiła w mężczyznach pewność siebie graniczącą z próżnością. Jeśli dochodziły do tego zgrabny tyłek i szwajcar na przegubie, namierzała cel. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Mirek był materiałem na romans, choć od takiego faceta mogłaby chcieć znacznie więcej.
Godzinę później leżała naga na swoim szalu przerzuconym przez skórzaną kanapę w vipowskim pokoju dla klientów klubu. Strzepnęła popiół z dopalanego papierosa w momencie, w którym Mirek wyszedł spod prysznica. Rzucił okiem na zegarek, zgarnął swoje rzeczy i po chwili był gotowy do wyjścia. Nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona tym pośpiechem. Wstała i nie zadając sobie trudu osłonięcia nagiego ciała, podeszła do okna. Wydmuchała dym przez uchylony lufcik. Pochwyciła spojrzenie Mirka i wzbierające w nim na nowo pożądanie. Rzuciła zmysłowo:
– Nie uważasz, że golf jest jednym z najbardziej erotycznych sportów? Pochylasz się delikatnie, gładzisz grafit kija, bierzesz lekki zamach i uderzasz. – Jej ciało poruszało się przy tym w rytm wypowiadanych słów.
Spojrzał na nią i oblizał wargi. Była niezła w te klocki. Nie miała w sobie ani grama wstydu, zapewne pomagało jej w tym idealne ciało. Nie mógł nazwać jej klasyczną pięknością, ale musiał przyznać, że umiała w siebie zainwestować. Droga bielizna, luksusowe perfumy i permanentny makijaż robiły swoje. Mirek stanął tuż za nią i szepnął w jej włosy:
– Zajmuję się tą grą od dobrych kilku lat. Praktyka czyni mistrza – rzucił lekko, a ona nie wiedziała, czy mówi o golfie, czy też o seksie.
– Lubię się uczyć – wymruczała, następnie zwinnie obróciła głowę i nim się zorientował, zaczęła pieścić językiem jego wargi.
Oderwał się od niej niechętnie. Zabrał ze stołu swój telefon. Gdy uchylił drzwi wyjściowe, dobiegł go jej niski głos:
– Mój numer znajdziesz pod „B”.
Odwrócił się na chwilę i pokręcił z niedowierzaniem głową. Miała tupet.
*
Była pewna, że zadzwoni. Dawała mu trzy dni. Gdy telefon milczał od tygodnia, postanowiła zaaranżować kolejne spotkanie. Trochę ubodła ją cisza z jego strony, nie nawykła do zabiegania o względy mężczyzn. Z reguły to oni łasili się do niej, prosząc o następny raz. Niektórzy potrafili być tak nachalni, że Beta w końcu zaczęła posługiwać się wymyślonym nazwiskiem, by utrudnić natarczywym adoratorom jej namierzenie. Z czasem tak przyzwyczaiła się do niego, że dziwił ją widok napisu Matecka we własnym dowodzie. Dla świata byłą Beatą Kornicką - kobietą, którą wykreowała wiele lat temu i w skórze której czuła się prawdziwą sobą.
Mirek był inny, może to właśnie ten jego dystans tak na nią działał? Przyszła do klubu na kolejną partię golfa. Zaczęli bez niego, co wzbudziło w niej nutę niepokoju. Wyglądała dziś świetnie i żal jej było zmarnować taką okazję. Jednakże tego dnia Mirek się nie pojawił. Podeszła więc do starego znajomego i zapytała słodkim głosem:
– Cześć, Wojtuś. Nie gra dziś z wami ten facet, co ostatnio?
Mężczyzna obrzucił bezpardonowym spojrzeniem sylwetkę Bety. Następnie zawiesił wzrok na wysokości jej biustu, który wylewał się z ciasnego dekoltu sukienki.
– Tymański? – wycedził wolno. – Nie, poleciał w interesach do Bangladeszu czy tam innego Tajwanu.
Przez głowę przeleciało jej retoryczne pytanie, dlaczego kiedyś zadawała się z tym kolesiem? Potem przypomniała sobie o sukience od Wolińskiego, butach od Louboutina i oklaskiwaniu sławnych ludzi w programach telewizyjnych prowadzonych na żywo. Przyznała niechętnie, że ten związek miał jednak jakieś zalety.
– Bangladesz? To chyba dłuższa wizyta?
Spojrzał na nią, kręcąc z niedowierzaniem głową. Celowała coraz wyżej i nie traciła fasonu. Z Wojtkiem umawiała się kilka lat wcześniej. Po rozstaniu on zdążył dorobić się piwnego brzuszka, Beta natomiast wyglądała, jakby czas się dla niej zatrzymał.
– Trzy miesiące – poinformował ją sucho, ściskany żalem swojego mało atrakcyjnego życia towarzyskiego i straconych okazji.
Kiwnęła głową i nie zadała sobie trudu podtrzymywania rozmowy. Bangladesz wystarczył jej za wymówkę dla Mirka. Pamiętała maksymę swojej mamy, która mówiła, że cierpliwi zostaną wynagrodzeni.
Beta zamówiła dwumiesięczny pakiet zabiegów depilacji laserowej. Wykorzystała także dany jej czas na przegląd szafy i zakupy. Nadszarpnęła limit karty kredytowej, szukając luksusowej kreacji w Bazarze Poznańskim. Czuła, że dla Mirka warto się postarać. Wybrała długą, aksamitną, czerwoną suknię z koronkowymi plecami. Łudziła się, że po powrocie Tymańskiego spotka go na charytatywnym koncercie Lions Clubu. Była prawie pewna, że tam będzie. Mężczyźni jego pokroju lubili się pokazywać z dobrej strony. Biznesman musi mieć szlachetne oblicze – ot, złota zasada self-marketingu, na którym znała się jak nikt inny. Jedyny problem tkwił w braku zaproszenia. Usiadła w fotelu, by przeanalizować wpisy w swoim sekretnym notesie. Przesuwała wypielęgnowanym paznokciem pomalowanym lakierem koloru fuksji po liście nazwisk. W końcu postukała palcem w jedno z nich, zastanawiając się jednocześnie nad treścią SMS-a. Postawiła na krótkie, zaczepne pytanie. Odłożyła telefon na szklany stolik, aby już po chwili usłyszeć sygnał nadchodzącej wiadomości. Uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją.2
Kolejne tygodnie Beta spędziła z Larsem – Duńczykiem mieszkającym od kilku lat w Polsce. Pewnej jesieni połączył ich gorący romans, który zakończył się bez określonego powodu. Lars był bajecznie bogaty, dość przystojny jak na jej wysublimowane gusta, a do tego obyty w świecie. Spełniał więc podstawowe kryteria, by znów wziąć go pod uwagę. Oboje nie oczekiwali od siebie więcej aniżeli kilku spotkań w wolne weekendy. Rozstali się w przyjaźni, zostawiając sobie otwartą furtkę. Beta właśnie postanowiła z niej skorzystać.
Lars wydawał się zadowolony z powrotu dawnej kochanki. Miewał romanse, jeden z nich właściwie cały czas trwał, ale czuł do Bety niewyjaśnioną słabość. Ta kobieta dokładnie wiedziała, czego pragnie. Potrafiła być wymagająca, ale warto było spełnić kilka jej zachcianek choćby po to, by złapać zazdrosne spojrzenia swoich ustatkowanych kolegów.
Nie nudziło im się w łóżku, oboje mieli temperament właściwy samotnym trzydziestolatkom. Ponadto Beta świetnie prezentowała się na firmowych bankietach, czarowała jego znajomych, uwielbiała spontaniczne wyjścia na miasto i bosko tańczyła. Umiała sprawić, by facet czuł się przy niej wyjątkowo, a Lars, jak każdy mężczyzna, czegoś takiego potrzebował.
Beta z radością przyjęła informację o tym, że Lars wybiera się na koncert Lions Clubu. Jego firma od lat wspierała fundację zbierającą pieniądze na cele charytatywne. Z niemniejszą satysfakcją przyjęła propozycję, by mu towarzyszyć. Przyjechał po nią punktualnie, Duńczycy chyba mieli tę cechę we krwi. Uznanie w jego oczach utwierdziło ją w przekonaniu, że debet na koncie spowodowany zakupem krwistoczerwonej kreacji okazał się w rzeczywistości dobrą inwestycją. Lars szarmancko otworzył przed kobietą drzwi najnowszego modelu mazdy i pomógł jej wygodnie rozsiąść się w skórzanym fotelu. Z zadowoleniem zauważyła, że podgrzał siedzenie.
Droga do celu upłynęła im w milczeniu. O ile Beta opracowywała w myślach plan uwiedzenia Tymańskiego, o tyle Lars rozpaczliwie próbował skupić się na prowadzeniu samochodu. Mimo najszczerszych chęci jego wzrok uparcie ześlizgiwał się na rozcięcie sukni, które odsłaniało zgrabne uda jego kochanki. Nie mógł nawet przypuszczać, że co prawda Beta tej nocy przeżyje nieziemską rozkosz, jednakże nie będzie ona również jego udziałem.
Zaparkowali w małej uliczce, by pieszo podążyć do restauracji mieszczącej się w centrum miasta. Beta zadygotała z przejęcia, że znów zobaczy Mirka. Lars objął ją ramieniem i spytał po angielsku:
– It’s really cold tonight, isn’t it?
Zanim ustosunkowała się do pytania o pogodę, pomyślała, że nie znała wcześniej nikogo, kto by używał tych krótkich pytań na końcu zdania. Widocznie Duńczycy potrzebowali potwierdzenia na wszystko.
– Yes, it is. But I’m fine – odpowiedziała z uśmiechem, nie siląc się na dalszą konwersację. Zresztą, co miała mu powiedzieć? To nie chłodny wieczór, a emocje wywołały u niej drżenie. Na samą myśl, że dziś spotka mężczyznę, o którym myśli od dłuższego czasu, dostawała dreszczy.
Obsługa przy wejściu do lokalu odebrała od nich płaszcze. Poczęstowali się powitalną lampką szampana i przeszli do sali głównej. Lars dotknął delikatnie pleców kobiety, czując pod koronką jej delikatną, ciepłą skórę. Nachylił się do niej i szepnął do ucha przeprosiny. Następnie odszedł na chwilę, by przywitać się z kilkoma ważnymi osobistościami. Becie było to na rękę. Rozejrzała się po sali w poszukiwaniu Tymańskiego. Lustrowała wzrokiem każdego z odświętnie ubranych mężczyzn, żaden z nich nie był jednak tym wypatrywanym przez nią. Z rozpaczą przechyliła kieliszek i zanurzyła usta w musującym płynie.
– By poczuć smak wytrawnego szampana, trzeba próbować go małymi łyczkami. – Usłyszała tuż za sobą. Uśmiechnęła się lekko i wolno odwróciła w stronę rozmówcy. Mirosław Tymański nachylił się z gracją nad wysokim kieliszkiem. – Należy pozwolić, by bąbelki rozpryskiwały się po podniebieniu, uwalniając aromat najlepszych białych gron.
Beta przywołała na twarz wyraz zainteresowania, by ukryć jak bardzo ucieszył ją widok przystojnego znajomego. Uniosła kieliszek w jego stronę i niemal niezauważalnie skinęła głową. Złożyła usta w mały dzióbek i musnęła czerwonymi wargami alkohol. Następnie rzuciła Mirkowi przeciągłe spojrzenie i powiedziała:
– Nie spodziewałam się, że spotkamy się w takim miejscu. – Kłamstwo zgrabnie wysunęło się z jej ust. Tymański podjął grę:
– A ja po cichu na to liczyłem.
Beta poczuła ulgę. Złapał haczyk, sukienka warta była swej astronomicznej ceny. W tym momencie podszedł do nich Lars.
– Beta. – Ukłonił się swej partnerce, po czym przeniósł wzrok na stojącego obok mężczyznę. – Let me introduce myself. Lars Johansen.
Speszony Tymański chwycił wyciągniętą dłoń i ścisnął ją szybko.
– Mirosław Tymański. Old friend of Beta.
Lars ufnie wyszczerzył ku niemu zęby. Już miał zagadać nowego znajomego, gdy ten wymamrotał słowa przeprosin i oddalił się ku bufetowi.
Kobieta wzruszyła tylko ramionami, zachwycona wyczuciem czasu swego partnera. Duńczyk przyszedł w odpowiednim momencie. Nic tak nie motywuje faceta jak godny przeciwnik. A Larsa zdecydowanie nie należało się wstydzić – dobrze sytuowany obcokrajowiec, władający kilkoma językami, o nienagannym wyglądzie i wspaniałych manierach. Liczyła po cichu, że w Tymańskim siedzi duch rywalizacji, który niedługo da o sobie znać. Nieraz była świadkiem, jak faceci wiedzeni samczym instynktem, walczą o wybrankę tylko dlatego, że pojawiając się u boku innego zyskała dodatkowy walor. Od wieków mężczyźni lubili wygrywać, a ona sprytnie to wykorzystywała. Cały wieczór starała się być jak najbardziej uwodzicielska. Kokieteryjnie szeptała Larsowi do ucha komentarze na temat wydarzeń, które się wokół nich rozgrywały, a podczas wolnych tańców ufnie tuliła się do jego klatki piersiowej. Sączyła z gracją wino, zaśmiewała się z żartów kolegów Duńczyka. Brylowała w towarzystwie, wzbudzając zazdrość pań, które z niepokojem patrzyły na swoich mężów. Ci natomiast chętnie kierowali wzrok ku atrakcyjnej, pewnej siebie kobiecie w czerwieni. Ona zaś wiedziała, co i kiedy robić, by ściągnąć na siebie spojrzenia niemal wszystkich uczestników balu. Szczególnie tego jednego, który stał się od pewnego czasu jej obsesją i bynajmniej nie mógł się poszczycić obywatelstwem Danii.
Tymański czekał, aż Beta zostanie sama. Złapał ją w drodze do łazienki. Widząc go z daleka, upuściła na podłogę kopertówkę od Coco Chanel. Schylił się po nią, muskając dłonią zgrabną łydkę kobiety. Postanowiła działać od razu. Pociągnęła go w stronę ciemnego korytarza. Rzucili się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta. Sięgnęła dłonią do jego rozporka. Nie zdziwiło jej, że oboje są gotowi. Ukradkowe spojrzenia, które rzucali sobie mimochodem przez cały wieczór, wystarczyły im za grę wstępną. Spełnienie nadeszło szybko i niespodziewanie. Mirek po wszystkim odgarnął włosy z jej karku i pocałował szyję tuż za uchem. Po plecach Bety przeszedł dreszcz, pozostawiając pod koronką sukienki gęsią skórkę. Doprowadziła do ładu swój strój i spojrzała w lustro. Następnie włożyła w usta wsuwkę, którą po chwili upięła kosmyk wyślizgujących się z fryzury włosów. Posłała Mirkowi całusa i oddaliła się w kierunku sali. Odprowadził ją wzrokiem nienasyconego kochanka.
Podeszła do Larsa i powiedziała mu, że źle się czuje. Spojrzał na jej rozmyty, nieobecny wzrok i zaproponował powrót do domu. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Gdy opuszczali budynek, śledziła ich para błękitnych oczu Mirosława Tymańskiego.
Lars z żalem wysadził Betę na parkingu przed blokiem. W drodze powrotnej liczył jeszcze na poprawę jej samopoczucia. Chciał, by koniec wieczoru okazał się mniej banalny. Został jednak odprawiony z kwitkiem. Zanim ponownie odpalił silnik, zadzwonił do kochanki, której dotychczas nie poinformował o zakończeniu romansu. Już po godzinie dał upust fantazjom, które męczyły go, odkąd zobaczył Betę w lejącej, czerwonej sukience z koronką na plecach.
Beta rzuciła się na łóżko, gładząc materiał kreacji, która przyniosła jej szczęście. W tej chwili nie liczyło się nic ponad to, że osiągnęła swój cel. Nie zmartwił jej nawet fakt, że w tym stroju widziało ją wielu ludzi, więc nie będzie mogła sobie pozwolić na ponowne założenie go przez najbliższych kilka lat. W konsekwencji oznaczało to jednorazowy występ kosztownego łaszka. Teraz jednak nic nie było w stanie przysłonić blasku tego wieczoru. Czuła niedosyt dotyku Mirka, ale spodziewała się rychłego kontaktu z jego strony. Przez ostatnie miesiące bała się, że już go więcej nie zobaczy. Nie chciała przyznać przed sobą, że już dawno nikt w tak dużym stopniu nie zawładnął jej myślami. Po części usprawiedliwiała to zwykłą ambicją. Zawsze dostawała to, czego chciała. Nauczyli ją tego jej rodzice, którzy ofiarowywali swej długo wyczekiwanej jedynaczce wszystko, co tylko wskazała drobnym dziecięcym paluszkiem. A dalsze lata życia konsekwentnie to potwierdzały. Była szczęściarą, dziewczyną, którą inne chciały naśladować. Choć nie była najładniejsza w klasie, to właśnie ona zostawała królową balów, dostawała główne role w przedstawieniach, podrywała najprzystojniejszych chłopaków. Nie miało dla niej znaczenia, czy byli wolni, czy może też spotykali się z jej najlepszymi przyjaciółkami. Te, mimo że były na nią złe, nie odsuwały się, bo tylko jej aura i blask dawały im poczucie przynależności do elity. Podczas gdy inni pracowali na efekty latami, Beta uśmiechała się i brała. I nikt nie miał jej tego za złe, przynajmniej oficjalnie. Jej się po prostu należało. Choć nie była świętoszką, trzeba jej było oddać, że nie wykorzystywała swojej pozycji do dręczenia słabszych. Potrafiła stanąć w obronie brzydszych dziewczyn, z których ktoś się nabijał, choć czyniła to nie tyle ze szlachetności, co bardziej w geście podbudowania ego. Lubiła myśleć o sobie, jak o pięknej, zdolnej, ale i dobrej dziewczynie. Według swojego zdania spójna, dla innych wewnętrznie sprzeczna Beta intrygowała dosłownie wszystkich.
Zasnęła z obrazem Mirka pod powiekami. Wiedziała, że kiedyś przyjdzie moment, w którym trafi na tego jedynego. Dotychczas wykorzystywała dany jej czas na zabawy i beztroskę. Nie chciała, niczym jej znajomi, harować godzinami i ledwo wiązać koniec z końcem. Wiedziała, jak przyciągać do siebie pieniądze i nie umiała zrezygnować z poziomu życia, do którego przywykła. Cieszyła się, że Tymański nie należy do biedoty. I pierwszy raz musiała przyznać, że zależy jej bardziej niż zwykle.3
Telefon zadzwonił punktualnie o dziesiątej. Wyskoczyła z łóżka i rzuciła się w stronę nowoczesnej ławy – prezentu od architekta, z którym umawiała się, gdy urządzała mieszkanie. Podniosła komórkę i zerknęła na ekran. Z ledwie ukrywanym rozczarowaniem rzuciła do słuchawki:
– Tak, mamo?
– Dzień dobry, kochanie – zaszczebiotała jej rodzicielka. – Opowiadaj!
O Dorocie Mateckiej można było powiedzieć wiele, ale nie to, że interesuje się wyłącznie własnym życiem. Przez lata chodziła na bale charytatywne, jednak, gdy zakończyli z ojcem aktywność zawodową, przestano ich zapraszać. Powód był oczywisty – nie mogli już odpisywać znaczących darowizn od dochodu celem optymalizacji podatkowej swojej działalności gospodarczej, więc przestali łożyć na cele pożytku publicznego. Matka żałowała, że przepadła jej jedna z lepszych okazji do sprawienia sobie sukni od znanego projektanta, nade wszystko jednak ubolewała nad odcięciem od celebryckich plotek. Odkąd Beta zaczęła cyklicznie wkręcać się w coroczne bale, Dorota z regularnością wydzwaniała do niej, głodna szczegółów.
– Mamo, dałabyś chociaż porządnie się wyspać – rzuciła Beta z przekąsem.
– Powstrzymuję się od dwóch godzin! – oburzyła się Matecka.
– Dobrze już, dobrze. Po prostu jeszcze spałam. Od czego zacząć?
– Przyszła Kolecka-Miara?
Matka Beaty miała na myśli swoją odwieczną rywalkę. Odkąd wyszło na jaw, że pan Matecki kochał się w niej w czasach liceum, kobiety szczerze nie znosiły swojego towarzystwa. Kolecka-Miara została dwa miesiące wcześniej wdową i Matecka spekulowała, że nie pojawi się w tym roku na balu.
– Tak, nawet z towarzyszem. Dużo młodszym towarzyszem – dodała Beta, a po drugiej stronie rozległo się pełne niedowierzania i oburzenia sapniecie.
– To ci tupet!
– Może to był jej syn? – rzuciła nieśmiało Beta, próbując nieudolnie pocieszyć matkę.
– Ona ma tylko córkę – odpowiedziała sucho rodzicielka, po czym rzeczowo spytała: – Suknia?
– Biało-czarna garsonka. Moliera lub Paprocki-Brzozowski, nie jestem pewna. Zbyt dopasowana, na brzuchu rozchodziły się guziki.
– To Moliera czy Paprocki-Brzozowski? To chyba duża różnica. Nie poznałaś?
– Nie, mamo, za mało mi rzeczy od nich kupowałaś, nie zdążyłam się nauczyć ich odróżniać – wycedziła Beta, choć złośliwość nie była na miejscu. Jako jedyna kobieta w gronie swoich znajomych mogła pochwalić się ciuchami od najlepszych projektantów już od czasów liceum.
Matecka zignorowała uwagę, po czym przerzuciła się na stały fragment corocznej rozmowy:
– Jacyś mężczyźni? W twoim wieku oczywiście – dodała z emfazą, mając na myśli romanse córki z rówieśnikami ojca.
– Mamo – jęknęła Beta. – Mówiłam ci, że jak ktoś się pojawi, to będziesz wiedziała pierwsza.
Jęk zawodu na linii sprowokował ją do dorzucenia:
– Dobra, był taki jeden. Na bal poszłam z Larsem, tym z Danii, ale szybki numerek zaliczyłam na korytarzu z nieziemskim przystojniakiem, na którego obecnie poluję.
Dorota Matecka umilkła, a potem głośno się roześmiała.
– Wszystko rozumiem, powiesz mi sama, już nie będę pytać. I nie opowiadaj takich głupot, bo jeszcze ktoś ci uwierzy – powiedziała, po czym pożegnała się czule z córką i zakończyła połączenie.
Beata pokręciła z uśmiechem głową, zastanawiając się, czy prawda w jej ustach zawsze brzmi jak kłamstwo.
Do wieczora telefon milczał jak zaklęty. Po podobnej akcji z innymi facetami już dawno zostałaby zasypana bukietami czerwonych róż i zaproszeniem na wieczór. Tymański nie był jednak standardem. Intrygowało ją to i denerwowało jednocześnie. Czekała przecież trzy miesiące, aż wróci ze swych azjatyckich wojaży. Teraz chciała kuć żelazo póki gorące. Nie mogła pozwolić, by Mirek jej się wymknął. Po chwili namysłu postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Szybko wystukała wiadomość.
Zauważyłam dziś rozdarcie na mojej wczorajszej sukni. Czy wiesz, skąd się mogło wziąć?
Chciała go zaintrygować, przypomnieć mu dzikość wczorajszego zbliżenia, chciała wreszcie, by nabrał ochoty na więcej. Tak jak przypuszczała, zareagował na zaczepkę błyskawicznie. Nie była to jednak wymarzona odpowiedź. Powtórnie przeczytała otrzymany SMS:
Napraw ją na mój koszt albo przyślij do mojego biura. Ewentualnie podaj numer konta, prześlę ci pieniądze.
Nie wierzyła własnym oczom… Pierwszy raz w życiu poczuła się jak dziwka. Nie, to nawet nie było to. Beta poczuła się jak tania dziwka łasząca się na kasę za sukienkę, żebrząca o uwagę gościa, który ją zaliczył i najwyraźniej nie szukał dalszego kontaktu. Rzuciła z wściekłością telefonem. Jeszcze nikt nigdy nie potraktował jej w ten sposób. Tymański, świadomie lub nie, wymierzył jej policzek. Zabolało. Czyżby aż tak się pomyliła? Osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Po chwili jednak otrząsnęła się, w końcu żaden mężczyzna od czasów dzieciństwa nie był powodem jej łez. Podniosła komórkę i zadzwoniła do Larsa. Przeprosiła za wczoraj, poprosiła o spotkanie. Wspomniała, że zgubiła poprzedniego wieczoru kolczyki. Nic tak nie poprawia kobiecie humoru jak nowe brylanty.4
Lars poszedł w odstawkę dwa miesiące później. Zdążyła się nim znudzić, choć miała wrażenie, że on sam stara się jeszcze bardziej niż zwykle. Gdyby miał świadomość, że właśnie ta jego nadgorliwość tak ją wystraszyła i zniechęciła, kupiłby o kilka pierścionków i drogich sukienek mniej. Znów rozstali się w przyjaźni, nie padły też żadne słowa z natury swej definitywne, więc podejrzewała, że kiedyś, w przyszłości, wykorzysta jeszcze jego numer telefonu.
Mirka zobaczyła dopiero wczesną wiosną. Właśnie rozglądała się po księgarni w poszukiwaniu ciekawej książki na wyjazd do Singapuru. Biznesman, z którym obecnie się spotykała, otwierał tam nową restaurację i zaproponował połączenie przyjemnego z pożytecznym. Beta potrzebowała wyjazdu, cieplejszego klimatu i oderwania od rutyny dnia codziennego. Jej nowy partner był nudny, ale przekonujący na tyle, by jego żona uwierzyła, że Beta jest przedstawicielem Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Nieświadoma małżonka usilnie prosiła ją na lotnisku, by działała w Singapurze w jak najlepszym interesie jej ukochanego. Ta z kolei odpowiedziała przekornie, że bardzo dobrze zadba o interes partnera. Nieszczęśnik oblał się rumieńcem i ze zdenerwowania przewrócił swoją ogromną walizkę marki Samsonite, co jednak umknęło uwadze mało czujnej żony.
Pod wpływem pogody i ogromnej wilgotności powietrza Beta szybko zamieniła singapurską plażę na klimatyzowane centrum handlowe. Godzinami przesiadywała w kawiarniach, racząc się mrożoną kawą lub lokalnymi przysmakami. Ze zdziwieniem odkryła, że w całym Singapurze nie można kupić gum do żucia. Zapytała o to kelnera o miłej aparycji i kocich ruchach. Nienagannym angielskim oznajmił, że władzom nie podobało się, że zużyte gumy szpecą chodniki i zakazano ich sprzedaży. Jej nowy romans niespodziewanie okazał się mieć zatem wymiar dydaktyczny, no ale nie od dziś wiadomo, że podróże kształcą.
Kolejne dni Beta, zafascynowana tym dziwnym i odmiennym krajem, poświęciła zwiedzaniu i zdobywaniu informacji na jego temat. Prawie nie miała czasu, by roztrząsać ostatnie spotkanie z Mirkiem. Co wcale nie oznaczało, że w ogóle o nim nie myślała.
Miał na sobie lniane spodnie i błękitną koszulę, na którą zarzucił jedynie skórzaną kurtkę. Pomyślała, że ubrał się zbyt lekko, w końcu dopiero pojawiały się pierwsze oznaki wiosny. Musiała jednak przyznać, że jak zwykle wyglądał zabójczo. Kręcił się po dziale z książkami sensacyjnymi, więc obserwowała go przez chwilę znad trzymanej w ręce obyczajówki.
Gdy do Bety podszedł sprzedawca, uśmiechnęła się kokieteryjnie i zmysłowym głosem poprosiła go o pomoc w wyborze dobrej, sensacyjnej powieści. Młodzieniec, oblawszy się wcześniej potężnym rumieńcem, ochoczo zaprowadził ją ku odpowiedniemu działowi i tym sposobem stanęli tuż obok Mirosława Tymańskiego. Beta udawała, że go nie widzi, pochłonięta dyskusją z nadgorliwym ekspedientem. Po chwili odprawiła chłopaka, wymówiwszy się koniecznością przejrzenia zaproponowanych pozycji. Ten skłonił się lekko, zapewnił ponętną klientkę o swojej gotowości do pomocy i nazbyt ochoczo dwukrotnie wskazał palcem miejsce, w którym może go znaleźć.
Beta wzięła do ręki najnowszą powieść Pattersona. Czytała właśnie rekomendację, gdy usłyszała tuż obok upragniony głos:
– Dobry wybór. Dla ciebie, czy na prezent?
Spojrzała w bok, a na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. Pani ze szkolnego kółka teatralnego byłaby z niej niesamowicie dumna.
– Na prezent. Osobiście preferuję powieści psychologiczno-obyczajowe.
Spojrzał na nią z uznaniem. Beta z niechęcią przyznała w duchu, że Mirek prezentuje się świetnie i mimo zniewagi, jakiej doświadczyła z jego strony po balu, nadal czuje do niego ogromny pociąg.
– Książki są seksowne, nie uważasz? – rzucił, z lekkością nawiązując do ich niegdysiejszej rozmowy o golfie. – Bierzesz do ręki, przykładasz palec, przerzucasz stronę, dajesz się ponieść emocjom. Jesteś kim tylko chcesz, niesie cię wyobraźnia.
Popatrzyła na niego spod rzęs. Byli do siebie bardziej podobni, niż przypuszczała. Nie mogła sobie jednak darować wspomnienia o incydencie, który swego czasu tak bardzo ją zranił:
– Tak, choć sporo kosztują. Nieraz mam wybór – nowa książka czy naprawa bardzo ładnej sukni.
Jeśli nawet zaskoczyło go to porównanie, nie dał tego po sobie poznać.
– Nigdy nie przysłałaś rachunku. Choć po cichu liczyłem na sukienkę. Taki fetysz. Pamiątka gorącego romansu.
– Raczej jednorazowej zachcianki.
– Po czyjej stronie? – spytał, dając do zrozumienia, że dla niego nie wszystko jest skończone.
Przez cały czas, kiedy się nie widzieli, obiecywała sobie tysiące razy, że nie da się ponieść emocjom i już więcej nawet na Mirka nie spojrzy. Początkowo wydawało się jej, że go wręcz nienawidzi, z czasem, przynajmniej w teorii, poczuła obojętność. Jednakże teraz, gdy stał tak blisko i niewinnie patrzył w jej oczy, straciła całą pewność siebie. Serce łomotało w klatce piersiowej, oddech uległ spłyceniu. Ten mężczyzna działał na nią niczym magnes. Może to wszystko wyglądało inaczej? Mówił tak swobodnie, jak gdyby nigdy nie chciał jej urazić. Może zbyt pochopnie oceniła tamtą propozycję? Może to była kwestia biznesowej solidności, a nie obelga skierowana pod jej adresem? Dopadła ją chwila zwątpienia, a takie nie zdarzały się często. Nie wiedziała, co zrobić lub powiedzieć, więc obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kasy. Nie zdziwiło jej, że stanął w kolejce tuż za nią.
Gdy poproszono go do stanowiska obok, szepnął do Bety:
– Dziś wieczorem?
– Dziś wieczorem lecę do Singapuru – odparła, ciesząc się, że los zdecydował za nią. W innym przypadku popędziłaby na spotkanie z Tymańskim jak pierwsza naiwna. – Ale… Za dwa tygodnie powinnam mieć ochotę na tradycyjny polski obiad.
Uśmiechnął się do niej szeroko, po czym zapłacił za cztery książki dzierżone pod pachą i opuścił księgarnię, machając Becie na do widzenia. Ona natomiast nie mogła powstrzymać uśmiechu, który kazał myśleć nieszczęsnemu ekspedientowi, że właśnie udało mu się poderwać niezłą laskę.5
Koniec wycieczki do Singapuru był też końcem jej dotychczasowego romansu. Facet wypstrykał się z ciekawych propozycji, prezenty były coraz mniej oryginalne, a seks przyjął oblicze niemalże rutynowego obowiązku małżeńskiego. Nie lamentował, nie błagał. Takie rozstania lubiła najbardziej.
Gdy tylko samolot wylądował na Okęciu, posłała Tymańskiemu wiadomość. Umówili się jeszcze tego samego dnia. Wieczorem poczuła się wyczerpana i znużona, różnica czasu i długa podróż zrobiły swoje. Nałożyła na twarz ekspresową maseczkę odświeżającą, wzięła szybki prysznic. Wyjęła z szafy odpowiednią sukienkę, tak zwaną małą czarną. Nie był to jednak klasyczny wzór. Stroje Kornickiej zawsze miały w sobie nutkę nonszalancji i pazura, więc choć kreacja grzecznie sięgała do kolan, to jej dopasowany krój i głęboki dekolt czyniły ją bardzo seksowną.
Beta spryskała się perfumami. Matka zawsze powtarzała jej, że ich nadużywa, natomiast ona uwielbiała rozsiewać wokół siebie zapach luksusu. Nie szczędziła drogiej mgiełki, która osiadała ciężkim, słodkim zapachem na jej nadgarstkach, włosach czy w zagłębieniu pomiędzy piersiami. Większość flakonów otrzymywała w prezencie, mężczyźni, z którymi się spotykała, nie byli bowiem oryginalni i jeden po drugim, idąc na łatwiznę, dawali jej w prezencie ulubione zapachy. Nie bez powodu starannie eksponowała je na półce w swojej łazience.
Umówili się w modnym poznańskim klubie, zgodnie przyznając, że większe miasto oferuje więcej możliwości. Beta cieszyła się na kolejną wizytę w sercu Wielkopolski, małe miejscowości ją nudziły i ograniczały perspektywy. Poznań oferował trochę bardziej wysublimowane rozrywki, a wiecznie kręcący się po nim studenci ożywiali miejskie noce, dzięki czemu to miejsce sprawiało wrażenie nieustannie tętniącego życiem.
Klub był duży, wypełniony po brzegi ludźmi. Obawiała się, że nie znajdą miejsca, jednak Mirek znał właściciela i już po chwili przyszykowano dla nich dyskretny stolik z dala od parkietu. Tymański odsunął dla Bety krzesło, po czym dał znak kelnerowi, a ten już po chwili zjawił się z szampanem i truskawkami.
– Klasyk – zaśmiała się. – Szampan i truskawki, a potem gorący seks. Nie boisz się, że wystraszysz takim podejściem każdą trzeźwo myślącą i choć odrobinę przewidującą kobietę?
– Żadna jeszcze nie uciekła – odpowiedział z pewnością, a ona przyznała mu w duchu rację. Wcale a wcale nie zmartwiłby ją taki scenariusz.
– Dużo ich było? – spytała niczym nieopierzone pisklę na pierwszej randce.
– Nie wierzę, że pytasz.
– Nie wierzę, że szczerze odpowiesz. Podbudowuję jedynie twoje ego.
Zaśmiał się i kiwnął głową do jakiegoś gościa przy barze. Pomyślała, że musi często tu bywać. Ciekawe z kim? Zamiast tego spytała:
– Często odwiedzasz Poznań?
– Codziennie. Pracuję tutaj.
– Miasto know-how? – zapytała, mając na myśli kontrowersyjne według niektórych mieszkańców hasło promujące stolicę Wielkopolski.
– Może nie Frankfurt ani Singapur – tu uśmiechnął się do niej znacząco i spojrzał na jej opaloną skórę – ale to lepsze niż małomiasteczkowy styl. Biznes się tu trzyma. Blisko Zachodu.
Nie chciała brnąć w temat pracy. Nie mogłaby zrewanżować się żadną ciekawą informacją. Sama tłumaczyła sobie, że jest na kreatywnym bezrobociu. Zarabiała wraz z zarobkami swoich partnerów. Dlatego nigdy nie była sama. To jednak nie oznaczało, że nie była samotna. Zdarzały się momenty, w których coś dławiło ją w gardle. Spotkania klasowe i albumy koleżanek ze zdjęciami ich dorastających pociech najpierw były dla niej zwykłą męczarnią, by w kolejnych latach stać się symbolem upływającego czasu i stagnacji w jej życiu. Pełne współczucia spojrzenia, a także niekończące się pytania matki o kogoś ciekawego na horyzoncie, zaczynały uwierać ją niczym nowe szpilki Versace. Wtedy wszystko ją irytowało – ciężkie zakupy, niewyrzucone śmieci, obluzowany zawias przy kuchennej szafce. W gorszych dniach o płacz przyprawiał ją cieknący kran lub zepsuta spłuczka. I choć lubiła swoje życie, z każdym rokiem rósł w niej irracjonalny strach przed samotną starością w domu opieki.
Chwyciła Mirka za rękaw i pociągnęła na parkiet. To była jej tajemna broń. Wiedziała, że dobrze tańczy. Zmysłowo kręciła biodrami, odchylała głowę, kusząco przeciągała czubkiem języka po wargach. Czuła na sobie spojrzenia, nie tylko mężczyzn, ale również ich zazdrosnych partnerek. Taniec zbliżał, stanowił z reguły preludium do późniejszych namiętności. Mirek chętnie oddał się tej przyjemności, nie pozwolił jednak dominować Becie. Musiała przyznać, że jest niezły. Miał poczucie rytmu i nie robił z siebie parkietowego pajaca. Nienawidziła, gdy faceci za bardzo angażowali się w taniec, przyćmiewając partnerkę. Dopisała kolejny plus do coraz dłuższej listy jego zalet.
Po kilku utworach postanowili wypić drinka. Dwie margarity i podwójne mohito przyjemnie zaszumiały jej w głowie. Tymański nie bawił się w podchody. W pewnym momencie złapał ją za łokieć i przysunął bliżej siebie. Następnie szepnął w jej włosy:
– U góry czeka na nas pokój.
Uśmiechnęła się przyzwalająco. Mirek oplótł ją ramionami i szybkim krokiem ruszyli ku schodom. Po chwili ubrania fruwały w powietrzu, a oni, obdarzając się niecierpliwymi pocałunkami, zbliżali się do łóżka. Po wszystkim przygniótł ją ciężarem swojego ciała. Próbował uspokoić oddech i puls, na co Beta uśmiechnęła się z niemałą satysfakcją. Znów było nieziemsko przyjemnie, lecz ku jej rozczarowaniu wieczór skończył się niespodziewanie szybko. Gdy pierwsza fala zmęczenia minęła, Mirek wstał, ubrał się i powiedział, że chyba czas już wracać. Noc pod poznańską gwiazdą dobiegła końca.
Beta nie dała po sobie poznać, że oczekiwała czegoś więcej. Włożyła szybko swoją sukienkę, wiedziała, że mężczyźni nie cierpią zbędnej zwłoki. I choć nie lubiła wracać z kierowcą, który miał we krwi alkohol, pozwoliła zaprowadzić się do samochodu i posłusznie ruszyła z Tymańskim w drogę powrotną. Mimo że wieczór nie spełnił wszystkich jej oczekiwań, była zadowolona z podarowanego ochłapu. Liczyła, że to dopiero wstęp do ich znajomości. Nie dopuszczała jednak do siebie myśli, że to jej przyjdzie o nią zabiegać.