Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Bobek. Poważny królik o niepoważnym imieniu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 grudnia 2024
Ebook
29,99 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bobek. Poważny królik o niepoważnym imieniu - ebook

Pewne rzeczy mogą w naturalny sposób być nieoczywiste, co czyni je ciekawszymi, pozory mogą mylić, a cel wcale nie musi znajdować się na końcu drogi. Ta historia jest też jak lustro – każdy odnajdzie w niej coś, co odzwierciedli jego własną drogę. A nuż… znajdzie się w niej jakiś klucz do waszych rozterek? Pewnego ranka Billy staje oko w oko z gadającym królikiem, który śnił mu się minionej nocy. Nie wiedzieć jak i dlaczego stał teraz przed nim jak żywy, domagając się pilnego powrotu do swojego świata. Poszukiwania odpowiedzi zamieniają się w niezwykłą, pełną humoru, magii oraz wątków kryminalnych przygodę. Czy znajdą to czego szukają? A może znajdą o wiele więcej?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397366329
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Pewnego majowego wieczoru, pod niewielką szkołą na obrzeżach niewielkiego miasta, zgromadził się tłum rodziców. Podzieleni na mniejsze grupki, żywo dyskutowali na różne tematy, niczym najlepsi znajomi, choć pewnie niejeden starał się nie zdradzić po sobie, że nie podziela toku myślenia drugiego. Tylko nieliczni nie angażowali się w rozmowy, krążąc wokół grupy w pojedynkę, w bezpiecznej odległości. Gwar rozmów ucichł, gdy na parking zaczęły wjeżdżać, jeden po drugim, trzy duże autokary, otaczając wszystkich specyficzną mieszanką zapachu spalin i rozgrzanych opon. Zapiszczało, syknęło, drzwi w każdym otworzyły się i na parking zaczęły wybiegać jeszcze bardziej rozgadane, najwyraźniej zadowolone z wycieczki dzieciaki. Niektóre w emocjach głośno trajkotały o swoich wrażeniach, zanim jeszcze dobiegły do rodzica. Zrobiło się hałaśliwie i tłoczno jak w ulu. Pani Molly stała dłuższą chwilę na palcach, na pobliskim krawężniku, próbując dostrzec swojego syna ponad głowami brzęczącego tłumu. Billy wyszedł jako przedostatni. Za nim był już tylko nauczyciel. Chłopiec pojawił się jak zwykle sam, z miną, która nie wyrażała ani zadowolenia z wycieczki do słynnej Osady Pierwszych Ludzi, ani też zdegustowania. Trudno było wyczytać, czy zalicza ją do udanych, czy do straty czasu. _Czy tym razem było ciekawiej niż na poprzedniej? Może chociaż nic przykrego go nie spotkało?_ – zastanawiała się Molly. Wyminął tłum szerokim łukiem, nie żegnając się z nikim. Plecak zwisał mu bezwładnie na łokciach, jakby trzymał go od niechcenia. Molly ścisnęło w żołądku.

– Cześć skarbie. – Wyciągnęła dłoń, żeby wesoło poczochrać mu fryzurę na powitanie, ale najchętniej przytuliłaby go tak mocno, jak potrafi. Billy zrobił unik. Podał jej rękę i zaczął iść bez słowa w stronę auta. – Powiesz, jak było, co widziałeś, co robiliście? – pytała, próbując rozkręcić rozmowę o jego wrażeniach, ale miała złe przeczucia.

– Och, no w porządku było... – zaczął z naciąganym entuzjazmem Billy, żeby nie wzbudzić u mamy żadnych podejrzeń. – Wiesz, jak zwykle, czyli nic powalającego, ale było dość ciekawie i oczywiście męcząco, bo jak pewnie się domyślasz, to był olbrzymi teren. Fajnie, że w wielu domkach coś się działo. Byli tam ludzie przebrani w stroje z dawnych epok i odtwarzali sceny, jak się wtedy żyło. Zobaczyliśmy na przykład, jak dmuchano szklane koraliki nad ogniskiem, albo na czym polegała praca garncarza i kowala. Próbowaliśmy też prostych potraw z tamtych czasów. Smakował mi twarożek z pokrzywą… – na tym urwał swoją wypowiedź, jakby sobie o czymś przypomniał.

– Ktoś jeszcze się skusił?

– Nie.

Molly czekała na coś więcej niż skąpą garść suchych ogólników, ale przez całą drogę do domu nie odezwał się już na temat wycieczki. Wiedziała, że coś się znowu stało, ale czuła, że nie może naciskać.

Wieczorem, gdy przyszła go przykryć do snu, powiedział jej nieśmiało, że znowu koledzy mu dokuczali. Zgłosił się na ochotnika do dmuchania szkła i podobno, ich zdaniem, wyglądał jak rozdymka. Potem dokuczali z powodu tego, że miał pokrzywę na zębach, bo spróbował tej dziwnej dla wszystkich papki. Starał się zrobić to tak, żeby reszta klasy nic nie widziała. Niestety akurat Tim i Fred, najbardziej złośliwe istoty, jakie zna Billy, nie omieszkali zwrócić uwagi wszystkich na to, jak je. Żartowali, że pewnie się zatruł i lepiej obok niego nie siadać w drodze powrotnej, bo niewątpliwie narobi w spodnie. Na koniec śmiali się z niego, gdy rozmawiał z kierowcą autokaru o procesach zachodzących w silniku i średnim spalaniu na sto kilometrów. Nic nie rozumieli, ale snuli głośno wizje, że szczytem jego możliwości jest w przyszłości praca kierowcy autobusu. Jakby tego było mało, poszli o krok dalej. Między siedzeniami krążyła karteczka ze zrobionym przez nich rysunkiem, przedstawiającym, jak Billy z głupią miną prowadzi traktor ze śmierdzącym obornikiem. Znalazł ten rysunek na podłodze, wysiadając przed szkołą. Do Osady jechał w parze z jedną dziewczynką z klasy. Molly przez ułamek sekundy się ucieszyła, ale zaraz dodał, że podróżowała z nim, bo spóźniła się i wsiadła do autokaru na ostatnią chwilę. Tylko obok niego było wolne miejsce. Koleżanka była miła, podzieliła się z nim chrupkami, ale Molly wiedziała, o co chodzi. W trakcie zwiedzania najpewniej też chodził gdzieś z tyłu grupy, o co nawet nie dopytywała. W drodze powrotnej jechał już obok pani Pills, swojej wychowawczyni, kilka godzin patrząc przez okno na umykające krajobrazy.

– Wiesz mamo, czasem wolałbym chyba, żeby częściej mi dokuczali, niż przez większość czasu udawali, że jestem powietrzem.

Mama pocałowała go w czoło, by wiedział, że nie jest sam, a już na pewno, że nie jest powietrzem, ale z trudem tłumiła w oczach łzy. Słowa na chwilę ugrzęzły jej w gardle, zupełnie jakby nagle splątały się w supeł i teraz potrzebowała chwili, żeby go rozplątać.

– Jesteś bardzo dzielnym i mądrym chłopcem Billy, wiesz? – Spojrzała mu prosto w oczy, przeczesując jego przydługą grzywkę i zatrzymała na chwilę dłoń na jego policzku. – Też czasem lubię pograć w gry komputerowe – kontynuował Billy – ale oni rozmawiają głównie o tym i prawie o niczym innym. Dla nich liczą się tylko te gry, przepychanki na korytarzu i piłka pod każdą postacią, i tak w kółko! To jakiś obłęd! – mówił coraz głośniej Billy, jakby dał w końcu ciału przyzwolenie na zrzucenie z siebie narosłego napięcia. – W ogóle nie da się z nimi rozmawiać, mamo. Za każdym razem, kiedy zacznę mówić o czymś nowym, czego się dowiedziałem, czuję się, jakbym ich zanudzał. Kiedyś na przerwie powiedziałem do Alfiego, który usiadł niedaleko mnie, że chmury wyglądają jak pociąg z westernu. Spojrzał w górę i stwierdził, że on tam widzi tylko coś na kształt płynącej waty i chwilę później sobie poszedł. Nie mają wyobraźni! – podsumował Billy i pokazał obiema rękami gest, jakby miała mu wybuchnąć głowa. – Nie patrzą w niebo, nie słuchają muzyki, nie chcą się bawić po lekcjach na dworze, a w ptaki przeważnie rzucają patykami. To już prędzej z dziewczynami da się więcej pogadać, ale one i tak wolą swoje towarzystwo i w ogóle czasem dziwnie się zachowują. – Myślę – zaczęła mama – że wiele z tych dzieci nie wie, co traci, za to ty na razie chyba tracisz niewiele. Nie żałuj osób, które cię nie rozumieją. Czasem warto poczekać na tego jednego, wartościowego przyjaciela, niż na siłę budować słabe znajomości, które i tak w chwili próby się wykruszą, jak każda słaba konstrukcja. Jestem pewna, że taki ktoś, kto nadaje na tych samych falach co ty, jest już niedaleko i wkrótce go poznasz – przekonywała, starając się go pocieszyć.

*

>Kilka dni później, w piątkowe popołudnie, wiosna na dobre zawitała do miasta. Po długiej i szarej zimie Billy był spragniony słońca jak ryba wody. Przy tak pięknej pogodzie źle znosił dłuższe przebywanie w zamknięciu, w czterech ścianach, więc tuż po szkole rzucił plecak zaraz za drzwiami wejściowymi, zawołał Kulkę i krzyknął do mamy, że idzie z psem na spacer. Kulka była małym, śnieżnobiałym pieskiem rasy West Highland Terrier i stała się jego najlepszym przyjacielem. Od sześciu lat, czyli od początku szkoły, byli niemal nierozłączni. Jedyne chwile rozłąki zdarzały im się w wakacje, gdy Billy wyjeżdżał na obozy letnie. Raz próbował nawet przemycić Kulkę w plecaku podręcznym. Wyciął dziury na powietrze, zapakował karmę zamiast swoich przekąsek na drogę, ale pies wiercił się w środku tak bardzo, że wszystko wydało się jeszcze nim przekroczyli próg domu.

Cała okolica na powrót okrywała się zielenią.

Zmierzali więc do pobliskiego parku, gdzie mogliby w pełni skorzystać z uroków przyrody. Zwykle o tej porze prawie nikogo tam nie ma. Ludzie są jeszcze w pracy i kiedy jest ciepło, Billy może bez skrępowania tarzać się z Kulką po trawie. Na miejscu spuścił ją ze smyczy. Pobiegła radośnie w stronę leżących na ziemi szyszek i przyniosła mu jedną, oczekując, że zaraz zacznie się zabawa w rzucanie i przynoszenie. Wtedy kątem oka dojrzała w oddali wiewiórkę, która nieśmiało stawiała przednie łapki na trawie, wciąż trzymając się tylnymi pnia sosny. Kulka bez zastanowienia rzuciła się pędem w jej kierunku, zostawiając po sobie jedynie wyplutą szyszkę. Billy już chciał ją przywołać, gdy nagle coś zaszeleściło za tym drzewem i niespodziewanie rozległa się seria wybuchów petard. Pies zaczął biec w jego stronę, ale wtedy wybuchły kolejne, pomiędzy nimi. Chłopiec zamarł. Zdążył tylko zobaczyć jeszcze, jak spanikowana Kulka z uszami po sobie śmignęła niczym błyskawica w stronę krzaków, za którymi już kończył się park. Billy pobladł i ruszył biegiem za nią. Wołał ją długo, zaglądał pod każdy krzak, pod każdą ławkę w parku, ale nigdzie nie było po Kulce śladu. W końcu zaczął wypytywać mijanych ludzi, czy nie widzieli małego, białego i przestraszonego pieska. Niestety, nikt jej nie kojarzył. Po godzinie bezowocnych poszukiwań musiał pogodzić się z myślą, że Kulka, jego Kulka, zaginęła.

Ach, jaki był zły na te petardy. Nie! Właściwie był zły na kogoś, komu w ogóle przyszło do głowy odpalać je w parku i to bez żadnej nawet okazji! Złość mieszała się ze zmartwieniem i zalewała wyrwaną dziurę w sercu, które piekło niczym rana posypywana solą. Tak źle nie czuł się chyba nigdy wcześniej. Nawet wtedy, gdy skradziono mu ukochany rower pod sklepem.

Wszedł do kuchni w butach, trzymając w dłoni

zwisającą bezwładnie żółtą smycz. Gdy Molly na niego spojrzała, oczy wypełniły mu się ciężkimi łzami. – Billy! Co się stało? Gdzie Kulka?

– Nie wiem – wykrztusił z siebie, po czym rzucił się w ramiona mamy i rozpłakał się, jak dawno mu się nie zdarzyło. Bardzo się zmartwiła. Przerwała od razu swoje zajęcia i najpierw zadzwoniła do taty. Poprosiła, żeby wracając z pracy, rozglądał się, czy gdzieś po okolicy nie biega Kulka. Potem obdzwoniła wszystkie okoliczne schroniska i weterynarzy. Tego dnia do żadnego nie trafił mały, biały West, więc poleciła Billemu znaleźć najlepsze zdjęcie Kulki i po chwili drukowali już pokaźny plik ogłoszeń o zaginięciu psa.

– Ubieraj się, rozwiesimy to we wszystkich głównych miejscach. Na pewno się znajdzie.

Billy doceniał starania mamy. Takie zorganizowane działanie nawet trochę mu pomogło opanować rozpacz. Coś robił, przestał czuć wyłącznie bezsilność. Na nowo zakiełkowała w nim nadzieja. Okleili ogłoszeniami okoliczne przystanki, witryny sklepów i wejścia do ważniejszych budynków, w tym szkolne. Gdy przymocowali ostatnią kartkę, pogładził tęsknym ruchem ręki pyszczek wesołego psa spoglądającego ze zdjęcia. Rozejrzał się dookoła, jakby Kulka miała wyłonić się nagle zza rogu. Chciał, żeby tak było i cała ta akcja okazała się zbyteczna, ale tak się nie stało. Znowu posmutniał. – Zrobiliśmy, co mogliśmy na ten moment. Teraz możemy tylko czekać. Może ktoś ją przygarnął, a jutro zobaczy na ogłoszeniu, że jej szukamy, i zaraz do nas zadzwoni. – Mama przerwała gęstniejącą ciszę, kładąc dłoń na jego ramieniu. – A jak coś jej się stało? Biegła na oślep! – Myślę, że jest mądrym psem i omijała ruchliwe ulice szerokim łukiem. Teraz musimy wracać do domu, tata na pewno już jest. Żeby trochę osłodzić ten przykry dzień, możemy jeszcze po drodze wstąpić do cukierni, jeśli masz ochotę – zaproponowała mama.

– Przyda się trochę cukru. Dziś było bardzo gorzko. Tylko szybko, bo może tata ją znalazł – westchnął Billy, chowając taśmę klejącą w kieszeni plecaka.

Niestety, w domu nie przywitał ich merdający ogonek. W nocy Billy długo nie mógł zasnąć. Zawsze spała z nim Kulka, a bez niej łóżko wydawało się tak nieznośnie wielkie i niewygodne. Wiercił się i nie mógł znaleźć sobie miejsca ani uspokoić lawiny myśli. Mama z tatą już dawno spali, dom spowiła głucha cisza. Czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek i nawet rozważał, czy nie zakraść się do rodziców, ale finalnie uznał, że chyba jest już na to za duży. Sięgnął po dodatkową poduszkę z krzesła i przytulił ją, jakby to była Kulka. Za oknem pogoda zdawała się odzwierciedlać jego stan ducha. Po pięknym dniu nadciągnęły nocą silne wiatry, niosąc ze sobą niemal namacalny niepokój. Dopiero około pierwszej w nocy, wykończony i przytłoczony wydarzeniami minionej doby, Billy zaczął powoli zapadać w sen, wsłuchując się w niespokojny szum drzew na dworze.

*

Znalazł się w lśniącym, czerwonym wagoniku kolejki górskiej, który sunął na jednej linie nad piękną, zieloną doliną. W tle rozciągało się różowe niebo. Początkowo czuł się szczęśliwy i wolny, zupełnie jak w wakacje. Wyglądał przez okna, podziwiał strome zbocza i kontemplował majestat gór. I nagle, w dole zobaczył Kulkę, biegnącą doliną równo z wagonikiem. Zaczął ją wołać i stukać nerwowo w szybę, ale Kulka go nie słyszała. Stan błogości prysł w sekundę niczym bańka mydlana. Natychmiast jak żywe pojawiły się wspomnienia z parku i gwałtownie skoczył mu poziom adrenaliny. Musiał złapać Kulkę i ją uratować! Krzyczał jej imię, próbował się wydostać, ale na próżno. Wagonik sunął dalej w bliżej nieokreślonym kierunku. Znów ta bezsilność. Kulka odbiła w bok i zniknęła wśród wysokich drzew. A była tak blisko… Nagle sen zmienił się i Billy biegł co tchu leśną ścieżką. Przez korony dziwnych drzew, które zdawały się kłębić jak chmury, przyjemnie przedzierały się promienie słońca. Widać było kraniec lasu i zdaje się, że właśnie tam zmierzał. Dookoła panowała głucha cisza. W głowie słyszał tylko swój szybki oddech. Zastanawiał się, w jakim celu biegnie, gdy niespodziewanie coś uderzyło w niego z impetem z prawej strony i wpadł do głębokiej dziury pełnej mchu i idealnie czerwonych poziomek. Potarł nieco obolałe kolano i bez chwili wahania podjął próbę wydostania się. Jednak ściany dołu były na tyle piaszczyste, że mimo usilnych starań z powrotem spadał na dno.

– Hej, jesteś cały? – nagle ktoś zawołał nad jego głową. Billy spojrzał do góry, ale pod światło zobaczył tylko znikający za krawędzią zarys postaci.

– Tak, pomożesz mi się stąd wydostać?! – krzyknął zdezorientowany do nieznajomego.

– Musisz chcieć zobaczyć wyjście!

– Nie ma tu przecież żadnego wyjścia!

– Bo utkwiłeś w takim przekonaniu. Pozbądź się go. – Ale niby jak?

– Wyobraź sobie wyjście i uwierz, to zobaczysz – wyjaśnił pewny tego, co mówi, głos.

Brzmiało to dość niewiarygodnie, ale Billy nie miał za bardzo innych opcji. Nic przecież nie tracił, więc zamknął oczy, wziął głębszy wdech i wyobraził sobie schody na jednej ze ścian tej wielkiej dziury. Po kilku sekundach je otworzył i… No, i nic. – To nie działa! – krzyknął do góry.

– Oj, odrzuć rozsądek, tu wszystko przecież jest możliwe. A skoro tak, to uwierz, że to wyjście już tam jest.

Billy ponownie zamknął oczy i wyobraził sobie schody ze zbitego piasku, skupiając się na emocjonalnym trwaniu w absolutnej pewności, że one tam są. Nie, że się dopiero pojawią, bo za tak sformułowanym oczekiwaniem stała przecież myśl, że przed chwilą ich nie było. W ślad za tym od razu wkradał się wyraźny obraz gładkiej ściany bez schodów, a nie o to przecież chodziło. Równolegle umysł przekonywał chłopca, że to głupie, bo nic samo z niczego się nie pojawia. Uciszył więc rozsądek i skupił się na samym odczuwaniu pewności, że te schody po prostu już tam są – od samego początku. Poczuł zapach lekko wilgotnej ziemi, z której były zrobione, ujrzał ich fakturę, a nawet sterczący z jednego ze stopni korzonek. Widział każdy najdrobniejszy szczegół, a im więcej ich sobie wyobrażał, tym bardziej był przekonany o ich niepodważalnym istnieniu. Gdy był już gotowy, otworzył oczy. Ku własnemu zdumieniu ujrzał, że na wprost niego znajdowały się dokładnie te schody, które przed chwilą sobie wyobrażał! Billy, nie mogąc do końca zrozumieć, co tu się stało, ale szczęśliwy, że się powiodło, wydostał się po nich prędko na powierzchnię. Chciał podziękować tajemniczej postaci za radę i wtedy zobaczył przed sobą stojącego na tylnych nogach lazurowo-białego królika z tęczowymi oczami i śmieszną, skórzaną kamizelką bez zapięć. Przypominała piłkę do koszykówki. Uszy królika były niezwykle długie, z tym że prawe stało na baczność, a lewe było oklapnięte. Pomiędzy nimi dało się zauważyć niewielką, czarną kępkę. Całe futerko było nieco rozczochrane. Obie łapki były białe, co sprawiało wrażenie, jakby miał zintegrowane z futrem rękawiczki. Był nieduży, sięgał chłopcu ledwo pod kolano. Wyglądał na bystre i przyjazne stworzenie. – Widzę, że znalazłeś moje poziomki – zagaił królik. – Twoje poziomki? – zapytał nieco zaskoczony Billy. – Szukałem ich od rana. Coś mi je spłoszyło i właśnie za nimi biegłem, kiedy na mnie wpadłeś.

– Ach, to byłeś ty! Myślałem, że to ty wpadłeś na mnie. – Ująłbym to inaczej. Ja jestem stąd, a ty jesteś gościem, więc to ty wpadłeś na mnie – odparł królik przekonany o swojej racji.

– Zaraz, to zdaje się jest mój sen, więc nie jestem gościem. – Billy już miał się zacząć wykłócać, ale zdał sobie sprawę z tego, że ta przepychanka słowna donikąd ich nie zaprowadzi. – Ech, dobrze. Uznajmy, że oboje na siebie wpadliśmy. A więc ścigałeś uciekające poziomki… – zawiesił na moment głos, trawiąc całą tę historię, jednak uznał, że to musi być tutaj coś normalnego. – To tak, no to są tutaj. – Spojrzał za siebie do dołu, w którym przed chwilą się znajdował. – Słuchaj, ja też coś zgubiłem. Nie widziałeś może białego, niedużego pieska? – Chyba nie, ale jeśli coś zgubiłeś, musisz to odnaleźć – powiedział królik, jakby to było zupełnie proste. – Dostałeś przygodę do przeżycia! – dodał z lekkim podekscytowaniem. – Jak to dostałem przygodę?

– Przecież każdy to wie. Skąd ty się urwałeś? Nie byłoby snów, gdyby nie przygoda na drodze, która prowadzi do puenty. Puenta jest tylko na końcu snu, tak? Cały sen dzieje się na drodze do niej i dzięki tej drodze robimy te różne fajne rzeczy, które robimy, i przeżywamy różne emocje i mamy rozmaite myśli o tym, co się dzieje. To dzięki temu istniejemy. Wieczne stanie w puencie byłoby strasznie nuuudne. Nie sądzisz? Nic by się nie działo, więc po co byłby sen? – Jaka znowu puenta? Zgubiłem psa.

– Dzieciaku, we wszystkim, co się tu dzieje, jest ukryta jakaś pomocna złota myśl. Trzeba przejść przez pewien ciąg wydarzeń, żeby ją w nich odnaleźć i dojść do celu. – Widząc brak zrozumienia, ciągnął dalej: – Nie znajdziesz przecież psa, stojąc w miejscu, prawda?

– Racja – przyznał Billy i zamyślił się nad jego słowami. Dziwny był to królik. Niby głupiutki, ale intrygująco inteligentny. Nagle jego tęczowe spojrzenie przeniosło się na coś za plecami chłopca.

– Na mnie już pora. – Królik skinął głową w stronę poziomek i zrobił powolny krok w ich kierunku. – Miło było poznać. Nie wpadaj już na nikogo.

Billy zaintrygowany, co też takiego dzieje się za jego plecami, odwrócił się i ku swemu zdumieniu zobaczył, że nie było już żadnej dziury w ziemi. Poziomki sunęły po ściółce w głąb lasu, niczym falujący dywan. Coś szturchnęło go w łydkę i ujrzał, jak za nimi pędzi lazurowy futrzak, wykrzykując do poziomek różne polecenia. Krzyknął za nim, chciał go jeszcze o coś zapytać, ale nagle ziemia się zatrzęsła. Zrobiło się nieznośnie głośno. Drzewa zaczęły się składać jak kartki w książce i sen się rozmazał. Za oknem jego pokoju przejeżdżał wóz straży pożarnej na sygnale, robiąc przy tym okropny hałas na całą okolicę. Billy uchylił odrobinę powieki, ale jego świadomość wciąż była zawieszona między snem a jawą. Spojrzał półprzytomny na uciekające po suficie niebieskie światła i ponownie zasnął, nieświadomy, że z kąta pokoju obserwuje go para przerażonych tęczowych oczu.ROZDZIAŁ II

Rankiem Billego obudził przyjemnie słodki zapach gofrów, dochodzący z dołu. Przeciągnął się na łóżku i spojrzał w stronę okna. Przez szparę w zasłonach przedzierało się jaskrawe słońce. Wtedy przypomniał sobie o parku, petardach i znikającej w krzakach Kulce. Błyskawicznie popsuł mu się humor. Zasłonił twarz dłońmi, nabrał ciężko powietrza i próbował pozbierać myśli, patrząc przez palce w sufit, gdy zdało mu się, że usłyszał coś pod biurkiem. Przekręcił powoli głowę w tamtą stronę i obserwował w napięciu przez szparę między palcem wskazującym a kciukiem. Początkowo nie działo się nic niepokojącego, więc uznał, że tylko się przesłyszał, ale gdy kosz na śmieci lekko się poruszył, otworzył szerzej oczy i powolnym ruchem naciągnął kołdrę pod samą brodę. Kosz drgnął jeszcze raz i Billy dostrzegł wtedy sterczącą zza jego krawędzi niebieską kępkę futra. Zakrył się cały, szybko oddychając. Przed oczami mignął mu urywek snu, jak krzyczy za jakimś znikającym w oddali niebieskim stworzeniem. _Nie, to niemożliwe!_ – pomyślał. – To był tylko sen, uspokój się Billy, tam nic nie ma. To na pewno jakiś pluszak, coś się na niego przewróciło i dlatego się przesunął. To był tylko sen – zaczął w kółko powtarzać sobie pod nosem, tłumacząc sytuację.

Kontrolnie wyjrzał spod kołdry jeszcze raz, ale zamiast rozwiać wszelkie wątpliwości, zetknął się nos w nos z lazurowym, jak najbardziej realnym, futrzakiem. Krzyknął głośno i cofnął się gwałtownie w przeciwną stronę. Spadł za łóżko, robiąc sporo hałasu. Królik, również przestraszony, odskoczył na drzwi za jego plecami.

– Billy?! Wszystko gra?! – zawołał z dołu tata.

Billy ciężko dysząc, rozejrzał się spanikowany po pokoju. Napotkawszy przerażone spojrzenie królika, zrozumiał, że nic mu nie grozi. W zasadzie, o cokolwiek tu chodzi, najwyraźniej oboje znaleźli się w podobnym położeniu. Zaczął się uspokajać, a ciekawość zastępowała miejsce strachu.

– Tak, wszystko w porządku! Spadłem tylko z łóżka! Zaraz zejdę! – odpowiedział tacie, nie spuszczając intruza z oka. – Jak to się stało? Jesteś jakąś zjawą? – spytał, bo wciąż nie dowierzał własnym oczom.

– O, co to, to nie! – żachnął się królik, a chłopcu opadła szczęka. – Mogę być zjawiskowy, ale jestem jak najbardziej prawdziwy! – powiedział królik z lekkim oburzeniem. Po czym wyprostował się i nadął jak balon. Chłopiec wstał i szybkim ruchem odsłonił zasłony. W powietrze wzbiło się mnóstwo drobinek kurzu. Źrenice królika zwęziły się od gwałtownej porcji światła, która padła na jego pyszczek.

– Słuchaj dzieciaku, nie wiem, co tu się dzieje, ale – przerwał – to już chyba nie jest sen! – dokończył wysokim szeptem, przykładając łapkę do pyszczka, jakby to był sekret. Billy pokręcił głową, początkowo nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

– Czyli jednak postradałem rozum… – skwitował chłopiec, łapiąc się za czoło.

– O nie, nie. Taka nie będzie tego puenta. Czuję, że mi się to mocno nie zgadza, a nigdy wcześniej tak nie miałem. – Puenta! No jasne! Jesteś tym królikiem od poziomek, już wszystko pamiętam!

– Tak, właśnie! Goniłem moje poziomki, a gdy mnie zawołałeś, wszystko, co znam, zniknęło! Poziomki pewnie uciekły na Niedościgniony Kraniec Światów, a ja znalazłem się w tym ciemnym i obcym miejscu, obserwując, jak sobie leżysz i smacznie śpisz. Co za marnotrawstwo! – lamentował. – Sugerujesz, że to ja coś zrobiłem?! – obruszył się Billy. – A kto? To najwyraźniej był twój sen i… Yyych! – Królik przerwał nagle. Złapał się za policzki i wbił swój tęczowy wzrok prosto w chłopca mówiąc – Ty wiedziałeś, że śnisz! – No, chyba wiedziałem, ale to się czasem ludziom zdarza. Czytałem o tym.

– To, to się zdarza, ale prze-prze rzadko! – Królik wystrzelił palcem w powietrze i zaczął chodzić nerwowo od lewej do prawej. – Tak, to musi być to – podsumował, pogrążając się w swoistej analizie.

Billy nic z tego nie rozumiał.

– Odeślij mnie z powrotem – wypalił nagle futrzak, jakby tu chodziło o nadanie paczki.

– A jak niby mam to zrobić?!

– Pociągnąłeś mnie za sobą na Jawę, to teraz na pewno umiesz odesłać mnie do Snu. – Nachylił się gwałtownie w stronę chłopca.

– Słuchaj... królik – zaczął Billy poważnym tonem, robiąc krok w tył. – Ja nie mam pojęcia, jak się tu znalazłeś. Świadomie cię tu nie ściągałem! Sam chyba do końca jeszcze w to nie wierzę, że gadam z niebieskim zwierzakiem, który na dokładkę nie istnieje… Albo istnieje w mojej głowie. Możliwe, że oszalałem. Sam nie wiem, ale mniejsza o to. Nie znam się na tym! Nie znam żadnych technik czy zaklęć, czy czegokolwiek, czego oczekujesz!

Królik wpatrywał się w niego badawczo w milczeniu jeszcze dłuższą chwilę, przyswajając to, co powiedział. Wyglądał, jakby zastygł i nawet nie oddychał. Billy również znieruchomiał, czekając na jego reakcję. Z każdą sekundą czuł się coraz bardziej skrępowany nienaturalnie przeciągającą się pauzą i świdrującym go króliczym spojrzeniem. – Chcę tylko do domu! – wyrzucił z siebie nagle futrzak, niczym małe dziecko.

– Co do tego się zgadzamy. Powinieneś tam wrócić. Na pewno jest jakiś sposób…

– Tak, sposób! Może wyobraź sobie, że wysyłasz mnie z powrotem do tamtego lasu ze snu.

Billy uznał, że to dobry pomysł na początek. Od czegoś trzeba było zacząć. Usiadł na łóżku po turecku i zamknął oczy. Przywołał obraz umykających poziomek i biegnącego za nimi królika. W myślach powtarzał, że oddaje go snom, żeby mógł sobie dalej ścigać różne owoce. Zaciskał mocno powieki, jakby to miało dodać mocy jego wizualizacji. – Chyba za mało wierzysz, bo nadal tu jestem – przerwał mu futrzak.

– Obawiam się, że w tym świecie to tak łatwo nie działa, jak w twoim – stwierdził z rezygnacją Billy, jakby zaczynał się poddawać.

– Ech, słyszałem o tym, że świat jawy jest mniej podatny na „wyobraźność”, ale warto było spróbować – powiedział smutno królik.

– Na co?

– Na moc wyobraźni. Świat snu jest o wiele plastyczniejszy pod tym względem.

– Świat snu… – powtórzył za nim chłopiec w zamyśleniu. – A co, jeśli musimy zrozumieć, jak do tego doszło, że wypadłeś z mojego snu, by znaleźć w tej wiedzy jakąś wskazówkę, jak cię odesłać z powrotem?

– Taak, to ma sens! Dostaliśmy przygodę! – Pierwszy raz królik się uśmiechnął.

– „Do puenty prowadzi zawsze jakaś droga, w której zawarta jest złota myśl” – rozwinął Billy.

– Ooo, widzę dzieciaku, że nie na próżno się z tobą gadało w tej dziurze.

– Billy – przedstawił się chłopiec.

Królik patrzył na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Dotarło do niego, że nie wie, czy ma w ogóle jakieś imię. – Jeśli mamy spędzić ze sobą jakiś czas, dobrze, żebym mógł się do ciebie jakoś zwracać.

– Możesz mnie nazwać?

Billy nadął policzki, wypuszczając powoli powietrze. Rozglądał się po pokoju, zerkając raz po raz na królika. – Chrupek? – rzucił na głos, przymierzając do niego imię. – Nie, nie pasuje… Może snack? Jak przekąska… Nie, to głupie – skrytykował. – Biegacz! – krzyknął z entuzjazmem, ale przyjrzał się królikowi i stwierdził, że to też nie to. Po krótkiej chwili Billy dodał od niechcenia: – Zawsze możesz być Bobek. Powiedziawszy to, mimo woli chłopiec się zaśmiał.

– Tylko nie Bobek! – Królik zrobił kwaśną minę. – Dlaczego nie? – zapytał rozbawiony chłopiec. – Dobrze wiesz… Jestem poważnym królikiem, nie mogę kojarzyć się z bobkami!

– Poważny królik z niepoważnym imieniem. Dla mnie super. I też będziesz miał imię na B, tak jak ja – ciągnął wesoło.

Im bardziej królik protestował, tym bardziej Billemu zaczynało się podobać to imię. Musiał jednak wstać. Zwykle rano dość szybko pojawiał się na dole. Rodzice mogą zaraz przyjść, chcąc sprawdzić, czy wszystko u niego w porządku. Kiedy się ubierał, królik nadal argumentował i gestykulował, ale Billy go nie słuchał. Zastanawiał się, gdzie spała jego Kulka tej nocy i czy nic jej nie jest.

– Dobrze, już dobrze. Pomyślę jeszcze... Na razie zostawię cię w tym pokoju. Nigdzie nie wychodź i nie hałasuj. Muszę zejść na śniadanie, bo inaczej zaraz tata albo mama sami po mnie tu przyjdą, a nie mogą cię zobaczyć. Jak wrócę, spakuję cię do plecaka i pójdziemy gdzieś, gdzie są różne książki, także o snach i o umyśle. Może tam coś znajdziemy. Rodzicom powiem, że idę do parku szukać Kulki – mojego psa. – Brzmi jak plan. – Królik przerwał swoje wcześniejsze wywody. – A nie hodujesz przypadkiem jakichś poziomek? Uwielbiam poziomki.

– Przyniosę ci coś.

*

Pół godziny później Billy wślizgnął się z powrotem do pokoju, trzymając w ręku stary, pusty plecak z dziurami na powietrze, ale nigdzie nie widział futrzaka. Zajrzał do szafy i pod łóżko, ale tam też go nie znalazł.

– Bobek? Jesteś tu? – Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że może już zniknął, wrócił jakoś do siebie, albo wcale go tu nie było i coś mu się przywidziało.

– Nazwij mnie tak jeszcze raz, a słowo daję, że zostawię ci w nocy ten koszmar na podłodze – ostrzegł królik i wyłonił się zza zasłony.

– Masz jabłko – Billy uśmiechnął się i podrzucił w jego stronę okrągły owoc.

Królik przyczaił się, merdając szybko ogonkiem, i wyskoczył w jego kierunku, niczym odbity z trampoliny. Złapał jabłko w locie i opadł na dywan, robiąc zgrabnego fikołka. – Mam cię, ty, ty…! – futrzak zwrócił się do jabłka. – Wow, to było zupełnie jak z mojego ulubionego filmu akcji! – pochwalił go chłopiec, będąc pod wrażeniem króliczego wyczynu. – A wiesz, że tu jedzenie nie ucieka? – Niemożliwe, serio? – zdumiał się zwierzak. – Może polubię to miejsce – skwitował i wgryzł się z apetytem w soczystą skórkę. – Ha! Jakie to proste.

W trakcie wędrówki do biblioteki z plecaka Billego

dało się słyszeć szybkie chrupanie i ciche mlaskanie. Kilka osób nawet dziwnie na chłopca spojrzało, ale posłał im tylko wielki uśmiech i pędził przed siebie dalej. Biblioteka miejska zajmowała nieduży, zabytkowy budynek z wielkimi, ciężkimi drzwiami, za którymi rozpościerał się obszerny hall spowity ciszą, tylko co jakiś czas przerywaną stukaniem na klawiaturze. Przez rozetę nad wejściem padało światło wymierzone idealnie na blat wielkiego biurka, za którym siedziała uśmiechnięta bibliotekarka w średnim wieku. Billy ją lubił. Zawsze była dla niego miła i cierpliwa. Podziwiał jej olbrzymią pasję do tego miejsca i do książek. Wiedziała wszystko o zbiorach, które się tam znajdowały. Odkąd zajęła miejsce poprzedniej, starszej już pani, w bibliotece powiał wiatr współczesności. Pojawiły się wygodne worki sako i mniejsze pufy, na których można było przeglądać wybrane lektury. Parapety i regały ozdobiły rośliny, lejące się w dół niczym wodospady. Zaczęto też organizować cykliczne warsztaty dla dzieci i młodzieży, które nowa bibliotekarka prowadziła osobiście. Było też zdecydowanie mniej kurzu. Billy szepnął do Bobka w plecaku, żeby teraz był wyjątkowo cicho, i podszedł do uśmiechniętej pani. – Witaj Billy, dawno cię tu nie było. – Bibliotekarka ucieszyła się na jego widok.

– Dzień dobry, och… Nie zgłaszałem się do żadnych projektów w szkole w tym semestrze, może dlatego – wymyślił naprędce. – Rozumiem cię doskonale. Uważam, że za dużo od was wymagają w tych szkołach. Wszystko ciągle pod nieustającą presją i w dużym tempie jak w korporacjach, a jesteście przecież dziećmi. Na pewno przydało ci się trochę odpoczynku od tego.

– Tak, ale koniec roku się zbliża i muszę się z czegoś podciągnąć, więc mam do zrobienia prezentację o… o… śnieniu. – Podrapał się po czuprynie, chcąc ukryć zakłopotanie. – O, to brzmi bardzo intrygująco. A co dokładnie masz przygotować?

– W jakim sensie?

– No o tym śnieniu. Chcesz przejrzeć badania naukowe na temat faz snu? Jakieś książki psychologiczne? Czy bardziej potrzebujesz materiałów z kategorii bajki, baśnie i powieści z motywem snu, ewentualnie symbolikę snów. – Eee, poproszę po kilka książek ze wszystkiego, co pani wymieniła – odpowiedział Billy, zadowolony, że pani sama z siebie podpowiedziała mu, gdzie może szukać tego, czym jest zainteresowany.

– No, dobrze. – Bibliotekarka westchnęła na samą myśl o czekającym ją zaraz zadaniu. – To musi być jakaś bardzo rozbudowana prezentacja, widzę. Na który z przedmiotów, jeśli można wiedzieć?

– Boo… to właściwie jest na konkurs międzyszkolny. Panie od polskiego i od biologii powiedziały, że podciągną mi oceny, jeśli dojdę do finału. Dlatego chcę się przyłożyć najlepiej, jak umiem – zaimprowizował Billy.

– Ach, skoro tak, to już się zabieram do pracy. Bądź tak uprzejmy i poczekaj w kąciku czytelniczym na pufie. Powinnam wrócić najdalej za 15 minut. Czekając na powrót pani bibliotekarki, Billy odsunął suwak w plecaku. Natychmiast w górę wystrzeliła para futrzastych uszu, które niezależnie od siebie kontrolowały otoczenie niczym dwa peryskopy. Na koniec oba ich czubki skierowały się w stronę Billego i plecak odezwał się, udając rozmowę przez radio:

– Kapitanie zgłoś się, kszszszsz, czy dotarliśmy do brzegu? Odbiór.

– Cii, tak, ale schowaj jeszcze uszy. Powiem ci, kiedy możesz wyjść. – Wobec braku reakcji Billy dodał: – Bez odbioru.

Uszy królika natychmiast zanurkowały w głębinach

plecaka, zupełnie jakby miał setki metrów głębokości. Wtedy zza winkla wyłoniła się pani bibliotekarka obładowana książkami po sam nos. Ciężko sapiąc, zsunęła je z ramion na najbliższy stolik. Billy spojrzał lekko przerażony na okazały stos różnych tomów. Niektóre były tak opasłe, że jeszcze w życiu tak grubych nie widział.

– Myślę, że to najciekawsze pozycje w swoich kategoriach. Raczej ich ze sobą nie zabierzesz na raz, więc pozostaje ci tu posiedzieć. Tylko nie trać czasu. Dziś sobota i zamykamy za godzinę – poinformowała miła pani, wyplątując z włosów przekrzywiony wisiorek.

– Dziękuję, dam radę.

Gdy zostali sami, zsunął kilka pufów, tworząc szczelne obwarowanie swojego stanowiska pracy, rozłożył książki okładkami do góry i wypuścił królika. Ten wskoczył na nie jak na scenę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: