Bóg Nasz Pan Jezus Chrystus - ebook
Bóg Nasz Pan Jezus Chrystus - ebook
Nawet użycie pojęcia „geniusz” albo „założyciel religii” prowadzi nas na manowce. Dla Zbawiciela istnieje tylko jedna specjalna kategoria, prosta jak Jego imię: „Jezus Chrystus”, którego treść rozwija się w spotkaniu przez wiarę i w pełnym miłości pójściu za nim. Nasz Pan. Jezus Chrystus – klasyczne dzieło znanego teologa Romano Guardiniego. Ziemska biografia Zbawiciela opowiedziana prostymi słowami przez intelektualistę znającego Ewangelię i języki oryginału na wylot. Zamiast akademickich spekulacji i reinterpretacji proponuje nam pogłębione medytacje nad każdym słowem i świadectwem zostawionym w Dobrej Nowinie. Czytelnik zostaje zmuszony do zastanowienia się nad swoim dotychczasowym stylem obecności w świecie; zrozumie wreszcie, że w zwyczajnych krajobrazach życia, pozostajemy wędrowcami i poza Bogiem nie mamy nikogo. ze wstępu ks. Jana Sochonia Romano Guardini – niemiecki duszpasterz, pisarz i artysta słowa. Ekspert od spraw liturgii na Soborze Watykańskim II. Jego prace teologiczne ustawiane są w jednym szeregu z dziełami takich autorytetów jak Karl Rahner, Hans von Balthasar czy Benedykt XVI. Głęboko utożsamiał się z katolicką wykładnią światopoglądową, nie przyjął godności kardynalskiej, w osobistym życiu konsekwentnie naśladował ewangeliczny styl bycia. Zmarł 1 października 1968 roku. Pozostawił po sobie ogromny dorobek naukowy. Jego dzieła stale tłumaczone są na wiele języków świata.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8079-806-9 |
Rozmiar pliku: | 4,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ten, kto chce mówić o osobie i życiu Jezusa Chrystusa, powinien zdać sobie jasno sprawę z tego, co właściwie zamierza i na jakie granice napotyka tutaj wszelkie zamierzenie.
Idąc za trendem naszych czasów, mógłby on się pokusić o ukazanie psychologii Jezusa – tyle że takowa nie istnieje. Można mówić o psychologii na przykład św. Franciszka z Asyżu – jakkolwiek już w nim, który był tylko człowiekiem, zaczyna się to coś, co jest ponad człowiekiem, ale przez co dopiero prawdziwy człowiek w intencji Bożej jest konstytuowany i co ma na myśli św. Paweł, kiedy mówi, że „człowiek duchowy” nie może podlegać osądowi (por. 1 Kor 2,15). Niemniej jednak można by zapytać – i byłoby to wdzięcznym zadaniem – w czym tkwią źródła tej przedziwnej postaci; jak to się dzieje, że zderzają się w niej tak na pozór sprzeczne siły, które jednak tworzą wyrazistą jedność – i tak dalej. W odniesieniu do Jezusa Chrystusa jest to niemożliwe, a w każdym razie nie można tu wyjść poza pewną, bardzo bliską granicę. Jeśli się pomimo to próbuje, niszczy się Jego obraz. W samej głębi Jego osoby zawiera się bowiem tajemnica Syna Bożego i anuluje wszelką „psychologię” – owa tajemnica, której z łaski płynącym odblaskiem jest to, że chrześcijanin nie podlega osądowi. W gruncie rzeczy można zrobić tylko jedno: ukazywać z coraz to nowych punktów widzenia, jak wszystkie znamiona i istotne rysy tej postaci uchodzą w sferę niepojętości; niepojętości, która jest wszakże pełna nieskończonej obietnicy. Albo też można by się pokusić o „żywot Jezusa”, jaki przecież już niejednokrotnie próbowano napisać. Jednak i coś takiego, ściśle biorąc, również nie istnieje. Żywot św. Franciszka z Asyżu można przedstawić – w mierze, w jakiej i tutaj tajemnica ponownych narodzin oraz działania łaski nie przeciwstawia się wszelkiemu „dlaczego” i „skąd”. W każdym razie można spróbować dostrzec, jak jest on usytuowany w swojej epoce, jak ona go kształtuje i jak on na nią wpływa; jak przyciąga do siebie wszystkie moce tej epoki, staje się całkowitym wyrazem jej życia, a przecież pozostaje w pełni sobą; w jaki sposób poszukuje tego czegoś jednego, w czym może się spełnić; jakie manowce, jakie przełomowe przeżycia, jakie rozmaite stadia spełnienia pisane były tym poszukiwaniom – i tak dalej. Również to możliwe jest w odniesieniu do Jezusa, jakkolwiek w bardzo ograniczonym zakresie. Pozostaje On przecież w pewnym określonym historycznym kontekście i poznanie sił, jakie tam działały, pozwala lepiej zrozumieć Jego samego. Jednakże ani Jego istoty, ani Jego działalności nie można wytłumaczyć na podstawie przesłanek historycznych, przybywa On bowiem z tajemnicy Boga i po pobycie u nas tam powraca (por. Dz 1,22). Można oczywiście stwierdzić w Jego życiu pewne wydarzenia o bardzo istotnym znaczeniu, można rozpoznać w nich pewne zamierzone ukierunkowanie i dostrzec, jak zamysł ten się spełnia; nie sposób jednak wykazać jakiejś „ewolucji” we właściwym sensie tego słowa. Podobnie nie można toku Jego losu i sposobu, w jaki realizuje On swe zadanie, sprowadzić do jakichś „motywów”; ostateczne „dlaczego” pochodzi bowiem z niezgłębioności tego, co nazywa On „wolą Ojca”, i wymyka się wszelkim historycznym wyjaśnieniom. To, co można uczynić, wskazały Ewangelie: ze słów takich jak te, że „Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52), że w pewnym momencie dziejowym „nadeszła pełnia czasu” (Ga 4,4), że zatem wyrósł On z dokładnie znanej chwili historycznej, można mianowicie powziąć przekonanie, że istnieje tu głęboki związek między postacią a historią – i zrezygnować z wyjaśnienia i opisu tego związku sposobem praktykowanym normalnie w historiografii; raczej zatrzymać się w obliczu danego wydarzenia, danych słów, danego czynu, nasłuchując, ucząc się, adorując i okazując posłuszeństwo.
Niniejsze „rozważania” nie roszczą sobie pretensji do wyczerpania tematu. Nie próbują przedstawiać spójnie życia Jezusa, lecz wybierają z niego poszczególne słowa i wydarzenia. Nie zamierzają ukazywać z logiczną konsekwencją Jego postaci, lecz rysują to tę, to inną jej cechę – w miarę tego, jak nabierają one żywego charakteru. Nie jest to rozprawa naukowa z dziedziny historii czy teologii, lecz konferencje duchowe, wygłaszane w ciągu czterech lat podczas niedzielnej liturgii, które nie mają na celu nic innego jak tylko pełnienie wedle swej możności misji zleconej przez samego Pana: głoszenie Jego, Jego orędzia i Jego dzieł.
Autor pragnie wyraźnie powiedzieć, że nie zamierza dawać nic „nowego”: ani jakiegoś nowatorskiego podejścia do osoby Chrystusa, ani jakiejś lepszej teorii chrystologicznej. Nie chodzi tu więc o coś nowego, lecz o to, co wieczne. Gdyby wszakże mijającemu, naszemu czasowi przeciwstawione zostało to, co wieczne, byłoby to prawdziwie coś „nowego”, czystego, płodnego – coś, co ściera pył przyzwyczajenia. Niekiedy Czytelnik natrafi tu być może na pewne myśli, do jakich nie przywykł. Nie mają one żadnych szczególnych ambicji, a jedynie pragną mu pomóc lepiej zastanowić się nad tajemnicą Boga – tą tajemnicą, która
ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród was – nadzieja chwały (Kol 1,26–27).
Wobec niej ludzkie myśli niewiele znaczą. Można z nich skorzystać, można je odłożyć na bok. Istotne jest poznanie, jakie daje sam Chrystus, kiedy „wykłada Pismo, a w nas zaczyna pałać serce” (por. Łk 24,27.32).
W tym miejscu Autor pragnie wskazać na swoją pracę Das Wesen des Christentums (Würzburg, 1958), która rozwija szerzej kategorie istotne dla niniejszego dzieła; ponadto na swoje prace: Die menschliche Wirklichkeit des Herrn (Würzburg, 1958); Die Mutter des Herrn (Würzburg, 1956); Religion und Offenbarung (Würzburg, 1958); Die letzten Dinge (Würzburg, 1956) i Das Bild von Jesus dem Christus im Neuen Testament (Würzburg, 1953); Das Christusbild des Paulus und Johannes (Würzburg, 1961) oraz Wunder und Zeichen (Würzburg, 1959).
WSTĘP
To miłość sprawia takie rzeczy,
czyli Chrześcijański światopogląd
Romano Guardiniego
Teologia dzisiaj – słyszę niekiedy – znajduje się w dosyć słabej kondycji, nie tylko ze względu na roszczenia współczesnej nauki, czy trwały napór procesów sekularyzacyjnych, ale głównie z racji swej wewnętrznej niespójności oraz braku harmonii postulowanych, zwłaszcza o dogmatycznym wymiarze, tez. Jej status jako dyscypliny poprawnie interpretującej treści chrześcijańskiego Objawienia wydaje się pozbawiony metodologicznych podstaw. Powyższe przekonanie nie jest zbyt trudne do odparcia, między innymi dlatego, że dokonania takich heroldów XX-wiecznej teologii, jak Karl Rahner, Edward Schillebeeckx, Hans von Balthasar, Jean Daniélou, Jan Paweł II czy Benedykt XVI, najzwyczajniej temu przeczą.
Do ich grona przynależy również Romano Guardini, którego pisarsko-duszpasterskie dzieło wyrasta z wielowarstwowego pnia, zbudowanego z doświadczeń filozoficznych, literackich, społecznych, a nawet politycznych. Uczestniczył on z widoczną troską we wszystkich ważnych debatach swoich czasów, zwłaszcza dotyczących sprzeciwu wobec totalitarnych wizji rzeczywistości, konieczności zachowania chrześcijańskiego kośćca w modelu poszukującej właściwego oblicza Europy, której włodarze powinni zachować szacunek dla światopoglądu chrześcijańskiego, niesprowadzalnego przecież do niczego, co do tej pory pojawiło się na Ziemi, a promującego ze szczególną siłą wrażliwość na osobowe wymiary życia i żywą więź człowieka z Chrystusem. W Nim znajdują spełnienie wszystkie pluralizmy i różnorodności, tkające krajobrazy ludzkiego istnienia i kultury.
I
Romano Guardini urodził się 17 lutego 1885 roku w Weronie. Niebawem jego ojciec, przyjąwszy stanowisko konsula Włoch, przeniósł się do Moguncji. Tutaj Guardini rozpoczął naukę w gimnazjum humanistycznym; następnie studiował chemię i ekonomię polityczną, by ostatecznie (po pewnych wahaniach i niepokojach duchowych) zdecydować się na studia teologiczne, zakończone przyjęciem święceń kapłańskich. Przeszedł kanoniczną drogę posługi parafialnej, zaangażowany w pracę z młodzieżą, przede wszystkim akademicką, jak i pochłonięty narastającą w Kościele potrzebą odnowy liturgicznej. W tych latach nie zaprzestał studiów, zdobywając kolejne stopnie naukowe. Na podstawie rozprawy poświęconej teologii Bonawentury otrzymał habilitację i został prywatnym docentem na Wydziale Teologii Katolickiej w Bonn. Z powodzeniem łączył wykłady – jako profesor gościnny – na różnych uczelniach ze stałym zaangażowaniem w kwestie duszpasterskie, czego gorliwy wyraz odnajdujemy w jego publicystyce, kaznodziejstwie, pracy wydawniczej, redakcyjnej i ściśle naukowej.
Nie należał do typowo akademickich postaci, lecz prezentował się jako pisarz, teolog, publicysta żywo reagujący na aporie i dramaty współczesności, rozumiejąc, że ochrona i popularyzacja chrześcijańskiego dziedzictwa stanowi niezbywalny wymóg jego pokoleniowej formacji intelektualnej. Chciał nie tyle propagować określony system filozoficzny, ile raczej włączać, przede wszystkim platońsko-augustyński styl myślenia, podbudowany fenomenologią i filozofią wartości, w zbiorowy etos środowisk, którym towarzyszył jako duszpasterz.
Literatura stała się dla niego „narzędziem” umożliwiającym odsłanianie fundamentalnych rysów ludzkiej kondycji, uwikłanej w dramat wolności i odpowiedzialności. Analizy utworów Dantego, Hölderlina, Dostojewskiego, Rilkego dowodzą, że starał się z chrześcijańskiej perspektywy interpretować podstawowe fakty człowieczej egzystencji, w niej właśnie odkrywane i opisywane. Widział w literackim myśleniu jedno z istotnych „miejsc teologicznych”, zasadnie przyjmując, że teologia powinna żyć przed wszystkim w wymiarze codziennej praktyki, otwarta na proces coraz głębszego rozumienia wiary i dzielenia się jej owocami z innymi ludźmi, ale też ma dostrzegać przebłyski sekularyzacji, widoczne coraz bardziej w epoce postchrześcijańskiej. Poezja Rilkego potwierdza tę intuicję, gdyż autor Sonetów do Orfeusza odarł z wymiaru transcendentnego treści chrześcijańskiego Objawienia, sprowadził przeżycie religijne do poziomu terrystycznego (od terra – ziemia) ogołocił je z osobowych relacji z Bogiem, utożsamił ze sobą to, co religijne i to, co estetyczne, niszcząc relacyjną strukturę miłości. Ta swego rodzaju nieuczciwość Rilkego wobec chrześcijaństwa, zdaniem Guardiniego, wypływała z ducha czasów nowożytnych, szczycących się kategorią autonomii odniesionej do natury, podmiotu i całej kultury. Dlatego niemiecki myśliciel podjął intelektualny i duszpasterski dialog z tymi, którzy takiej wizji świata przyklasnęli, a która właściwie zmierzała już ku upadkowi, otwierając bramy ponowożytności.
W latach 30. ubiegłego wieku, kiedy w Niemczech zaczęły dochodzić do głosu idee narodowego socjalizmu, Guardini nie mógł już oficjalnie nauczać; mimo to wykładał prywatnie, gromadząc wokół siebie znaczą część ówczesnych intelektualistów katolickich, sprzeciwiających się nazistowskiej ideologii, poszukujących przeciwwagi w zasadach budujących religijny obraz świata. Lecz w obliczu nasilającej się wrogości, postanowił wyjechać na prowincję, gdzie przebywał do końca wojny. Po kilku latach powrócił do obowiązków nauczycielskich, obejmując pod koniec życia katedrę filozofii chrześcijańskiej na uniwersytecie w Monachium. Doceniany przez wiele środowisk, tak świeckich, jak i kościelnych (papież Paweł VI zachęcał go do przyjęcia godności kardynalskiej, której jednakże nie odebrał), pozostał myślicielem osobnym, głęboko związanym z katolicką wykładnią światopoglądową, próbującym, także w osobistym życiu, naśladować ewangeliczny styl bycia. Zmarł 1 października 1968 roku.
II
Obszarem, w którym rozwijała się i nadal mocno promieniuje myśl Guardiniego, jest teologia, a w niej Chrystus, stanowiący ostatecznie pełny punkt odniesienia we wszystkich sprawach życia, bo przecież świat powstał z Bożego nadania, a ludzka osoba na Jego wezwanie. Rozróżniając kompetencje wiary i rozumu, niemiecki twórca scalał owe porządki na płaszczyźnie prawdy, powiązanej z miłością. Nie skupiał się na teoretycznych jedynie dystynkcjach, lecz tak kierował narracją, by jej treści prowadziły do przemiany tego, co w ludziach duchowo zastygłe, zasklepione w konwencjach czy konfesyjnych przyzwyczajeniach. Swoją myśl wywodził z kontemplacyjnego przeżycia, które było zaczynem wszystkich jego działań pisarskich i duszpasterskich. Teologia bowiem nie jest chłodną spekulacją, co wciąż podkreślał, lecz autentyczną rozmową z żywym Bogiem; rozmową dysponującą własnym duchem, który ją prowadzi.
Chrystologiczny charakter teologicznej procedury wysuwa się tutaj na pierwszy plan, co oznacza, że Guardini oglądał rzeczywistość, mając zawsze na uwadze wydarzenie Wcielenia, kiedy to odwieczny Logos stał się jednym z ludzi, przyjął na siebie ciężar przygodności, biologicznej kruchości. W jego świetle należy rozpoznawać znaczenia i najgłębsze sensy ludzkiej egzystencji, ontycznie (na mocy aktu stworzenia) zjednoczonej z Bogiem. Był jednak świadom, że tego typu perspektywa w czasach ponowożytnych straciła na powadze. Pojawienie się kultury masowej, a zatem i globalnego sposobu życia, sprawiło, że ludzie stali się osobami „bez właściwości”, narażonymi na manipulacje i społeczną jednowymiarowość, tracąc swą duchową niepowtarzalność. Guardini odwoływał się w tej kwestii do ustaleń Ortegi y Gasseta zawartych w jego sławnej książce Bunt mas (1929), podkreślając szkodliwe skutki, jakie przynosi masowość życia, pozbawionego więzi ze sferą prawdy, dobra i piękna, poddawanego nieustannym procesom osłabiającym osobowe przymioty człowieka.
Trudności wzmacnia jeszcze fakt, że europejska nowożytność oczyściła teren ludzkiego doświadczenia z treści religijnych, oddalając Boga poza obszar zainteresowania kultury. Pokusa autonomii stała się na tyle mocna, że doszło do deifikacji człowieka, wkomponowanie go w stan natury, obarczenie koniecznością decydowania o jakości dosłownie wszystkich aktów egzystencjalnych. Fałszując prawdziwe oblicze Boga, nie sposób przyjąć, że to właśnie Bóg Stworzyciel stoi u źródeł istnienia, że dzięki Niemu człowiek jest sobą, w swej najskrytszej istocie, jak to postulowała tradycja chrześcijańska, szczególnie ta o Augustyńskiej barwie. Wyjściem z zarysowanego wyżej kłącza jest ponowne odkrycie osobowego statusu człowieka, wpisanie go w relacyjną więź z Bogiem, który zdolny jest wyprostować wszelkie krzywizny ludzkiego losu, odsłaniać ścieżki prowadzące do osiągnięcia zbawienia.
III
Myśl Guardiniego określa się mianem filozofii „żywego konkretu”, ponieważ jej wyjściowym punktem jest człowiek, zamieszkujący określoną przestrzeń bycia. A ono jest przeniknięte nie tyle sprzecznościami (jak u Hegla), ile przeciwieństwami. Termin „przeciwieństwo” wskazuje na złożoność rzeczywistości, której bieguny (np. uporządkowanie – nieuporządkowane, statyczność – dynamiczność) tworzą twórcze napięcie. Ono własne charakteryzuje ludzkie życie. Nie ma zatem innego sposobu, jak tylko akceptacja tych różnych szeregów przeciwieństw, w szczególności tych kształtujących życiowy światopogląd. Dzięki temu dialog z wieloma sposobami rozumienia, odczuwania świata zyskuje istotną wartość. Być wszak człowiekiem, to być „istotą rozmawiającą” (praca ducha realizuje się w mowie, choć i w milczeniu), poszukującą jedności ponad sferą naturalnych odmienności, co w konsekwencji sugeruje, że afirmacja ludzkiego „ja” spełnia się definitywnie w unii z Bogiem, który również jest Bogiem mówiącym.
Nie chodzi tutaj o człowieka ujmowanego w pojęciach tradycyjnej metafizyki, ale o zwrócenie uwagi na kogoś zanurzonego w istnieniu na sposób osoby. Istota bytu ludzkiego sprowadza się przecież do bycia osobą. Znaczy to mniej więcej tyle, że osoba w ścisłym sensie jest „istotą obdarzoną kształtem, głębią i twórczym duchem, o ile (…) tkwi w sobie samej i sama o sobie stanowi. ‘Osoba’ oznacza, że ja w swoim własnym bycie ostatecznie nie mogę być zawłaszczony przez żadną instancję, lecz należę do siebie”1. Ciało i dusza w człowieku stanowią przeciwieństwa, tworzące żywotną całość. Owa całość przekracza zarówno porządek cielesny, jak i porządek duchowy, będąc ich wyższym napięciem. I to właśnie jest osoba.
Przynależność do samego siebie, panowanie nad sobą, stanowienie o sobie samym, bycie w sobie samym, posiadanie samego siebie – oto niezbywalne, pierwotne wyznaczniki osoby. Należy je pojmować statycznie i dynamicznie jednocześnie, gdyż dopiero w wychyleniu ku drugiemu „ty” budzi się sfera osobowa człowieka, aktualizuje się „ja”. Mamy więc do czynienia z dialogicznym wymiarem osoby, która, podkreślmy, nie może istnieć w gruntownej separacji. Potwierdzeniem tego faktu zdają się być działania zachowujące normy sprawiedliwości i miłości, z ich wszystkimi konsekwencjami. Ale również zasadniczy fakt, że Bóg jest dla ludzi najmocniejszym „Ty”, stanowi ich ontologiczną podstawę. W chrześcijańskiej perspektywie w każdym przypadku ma się ma uwadze „Ty”, pojmowane jako osobowa Trójedyność: Ojca z Synem w Duchu Świętym.
W przedstawionej koncepcji sama relacja stanowi przeto istotę Boga, a w związku z tym człowiek-osoba potrafi przekraczać samego siebie, wychodzić poza własną immanencję, jak również jest w stanie przezwyciężać autonomię w aktach miłości, adoracji, posłuszeństwa, wychylających w stronę boskiego „Ty”. Został bowiem wezwany przez samego Boga, który przedstawia mu się jako jego „Ty”. Dzięki temu wezwaniu człowiek zyskuje własną tożsamość, a przez to boską godność osoby, niezależnie od tego, czy aktywnie współdokonuje swoje osobowe akty, czy też nie2. Oczywiście, człowiek jest świadom swojej ograniczoności, świadom granic indywidualnego bytu; nie dysponuje kosmicznymi gestami, ale właśnie dlatego z głębi tej przygodności odpowiada na Boże wezwanie. Musi jednakowoż dbać o wiarę, gdyż podlega ona ciągłej korozji; wzbudza wątpliwości, dziejąc się w sferze binarnych opozycji: bliskości i oddalenia, słowa i milczenia, zachwytu i obojętności. Dlatego tak ważne bywa doświadczenie religijne, w którym odsłania się źródłowy charakter świata; odkrywamy ślady Boskiej aktywności, które w pełni rozjaśnia chrześcijańskie Objawienie, czyli sam Chrystus.
IV
Nie dziwi przeto, że Chrystus znajdował się w samym centrum religijnego namysłu Guardiniego. Poświęcił Mu niemal całe swoje życie. Przejęty do trzewi cudem Wcielenia, nie potrafił spoglądać na świat inaczej, jak na owoc stwórczej miłości, wywiedziony z Bożej woli. Zachwycała go, właściwie nieuchwytna w opisie, relacja Boga z człowiekiem, o której opowiadają dzieje biblijne. Stąd Pismo Święte wrosło na stałe w jego umysł i serce. Z niego czerpał impulsy, by zbliżać się, wciąż niejako od początku, bez najmniejszych przedsądów, czy nawet zdobyczy metod naukowych, historyczno-krytycznych, do osoby Jezusa Chrystusa, którego nazywał Panem. Nie chciał tworzyć psychologicznego portretu Mistrza, bo to niemożliwe; wyszedł natomiast od mocnego faktu wiary, w świetle której znikają trudności filozoficzne, zastąpione owocującą miłością Boga do swego stworzenia, żyjącego mocą tej nieusuwalnej relacji. Chciał głębiej pojąć Jezusowe zamysły, by móc szlachetniej żyć, zgodnie z logiką wykraczającą poza ludzkie, rachujące widzenie.
Jak Guardini realizował to marzenie? Najpierw poprzez osobistą medytację, wewnętrzne skupienie, ruch myśli, bez przerwy pobudzanych do coraz bardziej wnikliwego namysłu; dalej poprzez niedzielne spotkania z wiernymi w kaplicy św. Benedykta w Berlinie i wygłaszane do nich refleksje. Po kilku latach zebrało się sporo zeszytów z notatkami oraz uwagami, inspirowanymi treściami ewangelicznymi. W ten sposób ukształtował się kościec książki, niebędącej rozprawą naukową, naszpikowaną cytatami z literatury przedmiotu, trzymającą się rygorystycznie prawideł metodologicznych, wypracowanych dotychczas przez biblistów. Otrzymaliśmy prędzej niecodzienną pomoc, dzięki której możemy pogłębić swoją religijną wiedzę, umocnić się na duchowych drogach wiary, wejść w tajemną logikę Jezusowych zamiarów wobec człowieka, ujrzeć w głębi serca Jego postać, lepiej pojąć sens Jego życia; ujrzeć to, co było „od początku”, to, co wieczne.
Niewiele w tej sprawie pomagają racjonale siły intelektu. Guardini, nawiązując do św. Augustyna i Pascala, zwracał uwagę, że dopiero w pełni wiary możliwe staje się dotarcie do rudymentarnych treści Jezusowego nauczania i sensu wydarzeń, których był sprawcą, bądź w których uczestniczył. Należy więc uznać Go za miarę tego, co rzeczywiste i możliwe, i z tak odkrytej perspektywy oceniać świat. Nie oznacza to wcale, że Jezus wiary ma niewiele wspólnego z realnym Jezusem historii; przeciwnie: „wiara ta jest tak przyporządkowana rzeczywistemu Jezusowi Chrystusowi, jak oko barwie, a ucho dźwiękowi”3. Chodzi o to, że w przekazie ewangelicznym mamy do czynienia nie z historią Jezusa, lecz z kerygmatem, służącym celom ewangelizacyjno-misyjnym. Historia pozostaje ważna o tyle, o ile Jezus jest człowiekiem i Bogiem równocześnie. W Nim zazębiają się wskazane rzeczywistości. Mogło się bowiem zdarzyć, że orędzie Jezusa zostałoby przez Żydów przyjęte i wówczas mielibyśmy do czynienia z zupełnie nową odsłoną ludzkiej historii.
Przed światem otwierają się zatem różne możliwości. Ważne, żebyśmy zgłębiając ewangeliczne wydarzenia, nie zastygali w interpretacyjnych szablonach, lecz próbowali widzieć je w całym ich realizmie i historyczno-teologicznym bogactwie. Guardini podsuwa nam czytelniczy materiał, żebyśmy dosłuchali się w nim „żywego Boga”; żebyśmy zrozumieli, że sytuacja wiary jest podobna w każdej epoce dziejów, że Jezus uczynił z ludzkiej historii historię zbawienia, w której rdzeniu kryje się idea miłosierdzia i przebaczenia. Wypełniając wolę Ojca, która była Jego „pokarmem”, tym, czym w naturalnym życiu jest krew, nie poddawał się wyrokom konieczności, lecz realizował prawidła miłości-caritas, nastawionej na szczęście tych, którzy odpowiadają na Boże zawołanie. Z niebywałą wręcz emocją, stylistyczną wirtuozerią, Guardini podsuwa nam do przemyślenia fakt, że Bóg, choć jest Bogiem niezmierzonych kosmicznych światów, przede wszystkim objawia się, jako Bóg ludzkich serc, któremu zależy na losie swoich stworzeń.
Dlatego mamy żyć z przekonaniem, że osnową wszystkich przykazań jest miłość, całkowicie otwarta na Boga. Ważna jest również modlitwa. Dzięki niej kogoś drugiego niejako oddajemy w ręce samego Stwórcy, powierzamy Jego świętej życzliwości i bezinteresowności. Wiemy, że On stworzył świat dla wszystkich, przeto każdy człowiek ma szansę przemiany samego siebie, szansę wejścia w światło Jezusowej łaski, jeżeli tylko tego zapragnie. Dopóki żyjemy na świecie, nie wypada popadać w zgorzknienie i zwątpienie. Jezus oddał za nas własne życie, wszedł w niewyobrażalną otchłań kenozy i z tej bezsiły uczynił królewską drogę ocalenia. Nic już nas nie może duchowo zrujnować, pogrążyć w ciemnościach. Wszak ostatnie słowo w ziemskiej historii należy do Chrystusa, który wisząc na krzyżu, modli się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34).
V
Tę książkę warto czytać wespół z tekstem Ewangelii, wczuwać się w jej podskórny nurt, by w końcu zacząć się modlić. To doprawdy rzadki przypadek, ale tak jest w istocie. Rozważania Guardiniego są na tyle narracyjnie intensywne i poruszające, że konsekwentnie prowadzą do duchowego zamyślenia; powodują medytacyjny zawrót głowy, zmuszają do ponownego umocnienia się na drogach wiary. Ale, jeżeli nawet któryś z Czytelników nie dozna takiego przeżycia, na pewno zostanie zmuszony do zastanowienia się nad swoim dotychczasowym stylem obecności; zrozumie, że w zwyczajnych krajobrazach życia, pozostajemy wędrowcami i poza Bogiem nie mamy nikogo. Jak Abraham, który wyruszył w nieznane, „wbrew nadziei wierząc nadziei”.
Dzieje się – podsumowuje swoje dzieło Guardini – coś nadzwyczajnego i uniwersalnego. Człowiek nawiązuje realny, nie zaś tylko symboliczny, kontakt z Chrystusem, a Ten włącza go jeszcze bardziej intensywnie w społeczność Kościoła. Praca Ducha Świętego przysposabia do uwielbienia Boga, budowania cywilizacji miłości. Bóg wszedł w okowy ziemskiego czasu, ofiarował nam samego siebie, kocha nas (o czym wiemy tylko przez Chrystusa) i chce, żebyśmy osiągnęli główny cel istnienia: niewyobrażalną radość uczestnictwa w absolutnej naturze Boga. Twórczość Romano Guardiniego wyjątkowo dobitnie potwierdza tę imponującą prawdę.
ks. Jan Sochoń
------------------------------------------------------------------------
1 R. Guardini, Koniec czasów nowożytnych – Świat i osoba – Wolność, łaska, los, tłum. Z. Włodkowa, M. Turowicz, J. Bronowicz, Wydawnictwo Znak, Kraków 1969, s. 176. Czytelników bliżej zainteresowanych poglądami Guardiniego odsyłam do opracowań ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego, jednego z najlepszych w Polsce znawców twórczości niemieckiego myśliciela.
2 Zob. szerzej: J. Brejdak, Osoba jako odpowiedź. Guardiniego i Tischnera koncepcja bytu osobowego, w: Romano Guardini, Józef Tischner. Drama der Verantwortung, red. naukowa L. Hagedorn, Z. Stawrowski, Instytut Myśli Józefa Tischnera, Berliner Wissenschafts-Verlag, Kraków-Berlin 2013, s. 186.
3 R. Guardini, Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie, przekł. J. Zychowicz, Biblioteka Frondy, Warszawa 1999, s. 531.