Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Bogini błędów - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
27 sierpnia 2025
49,99
4999 pkt
punktów Virtualo

Bogini błędów - ebook

Walka o siebie. Spektakularna kradzież. Rodzina bez więzów krwi. Ta historia musi się skończyć z hukiem.

Arabela porzuciła wygodne życie córki wpływowego biznesmena i zanurzyła się w świecie, którego wcześniej nie znała – pełnym ryzyka, niepewności i skrajnych emocji. Po ucieczce do Hiszpanii i związaniu się z grupą złodziei jej codzienność to już nie korporacyjne zebrania, tylko tajne plany, szyfry i poszukiwanie skarbu.

Gdy trop prowadzi ją z Ibizy aż do Wenecji, dziewczyna musi nie tylko zawalczyć o legendarny diament, lecz także chronić swoje zranione serce. W tym czasie Tiago staje przed najtrudniejszym wyborem: zdradzić przyjaciół, by uratować brata, czy po raz kolejny zaryzykować wszystko dla kobiety, którą kocha.

Przeszłość, od której Arabela chciała uciec, wciąż depcze jej po piętach. Gdy dziewczyna znów staje twarzą w twarz ze złodziejem o zawadiackim uśmiechu, serce podpowiada jedno, a rozum – drugie. A kiedy ich ścieżki krzyżują się w Wenecji, płoną nie tylko uczucia…

W trakcie tej niebezpiecznej przygody nie można ufać nawet sobie. To opowieść o dziewczynie, która chciała więcej, i chłopaku, który nie zamierzał już kraść nic oprócz jej serca.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8417-304-6
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Drogi Czytelniku,

miło mi powitać Cię w kontynuacji mojej powieści. Zanim wyruszymy w kolejną niebezpieczną podróż, tak jak poprzednio chcę prosić, byś pamiętał, że wszystko, co tu przeczytasz, jest fikcją literacką. Będziesz miał do czynienia z ludźmi o wątpliwej moralności, którzy nie zawsze postępują uczciwie. Relacje, które nawiązują, również bywają nieodpowiednie. W treści pojawiają się takie zachowania, jak: zażywanie środków odurzających, naruszenia prawa, sceny intymne, przemoc fizyczna i psychiczna. Poruszam również temat zaburzeń psychicznych. Osoby wrażliwe muszą być świadome ich występowania, zanim zdecydują się zapoznać z tą historią.

Przygotowałam dla Was playlistę, która pomoże Wam wczuć się w klimat.

Dziękuję, że jesteście.

Karolina UrbaniecPRÓLOGO

Najważniejszą życiową lekcją zapamiętaną przez dziewczynkę okazała się sierpniowa noc, którą spędziła na półpiętrze, między szczeblami barierki, gdy podglądała dorosłych grających w kości. Nie rozumiała jeszcze zasad. Nie zastanawiało jej, dlaczego rodzice tak bardzo ekscytują się wyrzuceniem kilku pojedynczych oczek ani dlaczego pan Cameron denerwował się, gdy wypadła mu trójka. Podobała jej się jednak atmosfera gry. Moment wyczekiwania, kiedy kości toczyły się po gładkim obrusie. W pamięć zapadła jej zwłaszcza wygrana ojca tuż po tym, jak inni wytykali mu, że cały czas jest na ostatnim miejscu.

W końcu rodzice poszli odprowadzić gości do drzwi, a kuchnia, którą do tej pory wypełniał gwar, nagle stała się dziwnie cicha i pusta. Dziewczynka patrzyła na kości, jakby te postanowiły rzucić na nią urok. Miała ruszyć do swojego pokoju, zanim ktoś przyłapie ją na tym, że wciąż jeszcze nie śpi, ale nie mogła przestać zastanawiać się, jakie to uczucie, gdy bierze się udział w grze.

Ostrożnie zeszła po schodach i zbliżyła się do stołu. Potrzebowała dwóch dłoni, by zebrać wszystkie kości. Wydawały się za duże dla jej dziecięcych rączek. Cztery upadły na obrus, ale piąta złośliwie potoczyła się na ziemię. Dziewczynka jęknęła cicho. Ledwie zdołała podążyć za nią wzrokiem, gdy zguba znalazła się w dużej dłoni ojca.

Felipe podniósł kostkę z ziemi, przyjrzał się czarnemu oczku, które wypadło, i ruszył do stołu, by spojrzeć na pozostałe. Arabela spodziewała się upomnienia za to, że nie śpi, ale z jego ust padło tylko radosne:

– No nieźle, storczyku. Masz już trzy setki!

Odsunął trzy kostki z jedynką na wierzchu, po czym podał jej dwie pozostałe.

– Zapisujesz czy rzucasz dalej?

Dziewczynka zmarszczyła brwi.

– Co to znaczy?

Ojciec spojrzał na nią z rozbawieniem.

– Rzucając kostką, zbierasz punkty. Jeśli wyrzucisz piątkę lub jedynkę, dodajesz je według skali. Pozostałe liczby muszą wypaść jako trzy lub więcej, żeby mogły się liczyć – tłumaczył powoli, ale jej siedmioletni umysł potrzebował chwili, żeby to przetworzyć. – Kiedy wyrzucisz coś, co się liczy, możesz to zapisać albo zaryzykować i rzucać dalej. Jeśli jednak wypadnie coś innego, tracisz to, co miałaś wcześniej.

Przejęła od niego kostki i zastanowiła się przez chwilę.

– Bez sensu.

Felipe zaśmiał się cicho, siadając przy stole naprzeciwko niej.

– Nie, malutka. Musisz podjąć decyzję.

Po chwili wahania rzuciła. Wypadła piątka i czwórka.

– Co teraz?

– Znów możesz rzucić jedną kostką albo zapisać liczbę.

Zachęcona tym, że jej się udało, spróbowała ponownie.

– No i bardzo mi przykro – obwieścił ojciec, gdy wypadła dwójka.

Dziewczynka poczuła złość narastającą w piersi. Nie potrafiła zrozumieć, jak głupi musiał być człowiek, który wymyślił, że liczy się piątka, ale dwójka już nie.

– Mogę jeszcze raz?

– W następnej kolejce.

Felipe zgarnął wszystkie kości i rozrzucił je po powierzchni blatu, by następnie zacząć wybierać te trafione. Córka obserwowała go uważnie, jakby próbowała odnaleźć w jego ruchach jakąś technikę. W końcu poprzednią rozgrywkę udało mu się wygrać. On jednak rzucał, dopóki ostatnia kość nie padła na złą liczbę, i również został z niczym.

– Jak ci się udało wygrać z pozostałymi?

Wzruszył ramionami.

– Oni zapisywali, a ja ryzykowałem – oznajmił, prostując się na krześle. – Przez kilka kolejek nic mi to nie dało, ale później zaczęło się opłacać i ich przegoniłem.

Dziewczynka przytaknęła z zainteresowaniem.

– Jak grać, to o wszystko, Arabelo. – Spojrzał na nią z czułością. – Sęk w tym, by ostatecznie nie żałować wyboru.

Nachylił się, by pocałować ją w czoło, po czym podniósł się z miejsca i wyszedł. Chwilę później do pomieszczenia wróciła jej mama, a ona dostała burę za to, że jeszcze nie leży w łóżku.

Pamiętała o tamtej chwili, kiedy lata później przyszło jej stać przed kolejnym wyborem. Tym razem nie mogła jednak niczego zapisać. W grę wchodziły wygrana albo życie, którego dla samej siebie nie chciała. Nie było niczego pomiędzy. Wiedziała, że musi podjąć ryzyko. Nawet jeśli miałby to być jej największy błąd.CAPÍTULO DOS

Komenda Główna. La Mancha. Hiszpania

Przed rozwaleniem głowy o ścianę celi powstrzymywały go głód nikotynowy i świadomość, że dokonując żywota na podłodze komendy, prawdopodobnie wyświadczyłby komuś przysługę. Z czołem przytkniętym do chłodnych metalowych krat Tiago od godziny obserwował, jak podkomisarz Ortega co jakiś czas wyjmuje z paczki kolejnego papierosa. Niewątpliwie próbował zrobić mu tym na złość. Jakby nie wystarczało samo to, że znajdował się w areszcie, oskarżony o zamordowanie dziewczyny, dla której ryzykował tak wiele. Ktokolwiek był odpowiedzialny za scenariusz zwany jego życiem, umiłowanie do absurdu musiał mieć na poziomie jakiegoś potwornie niespełnionego pisarza.

Po tym, jak funkcjonariusze wpakowali go do radiowozu i zabrali spod zgliszczy miejsca, które przez jakiś czas mógł nazywać domem, próbował wymyślić, jak wykaraskać się z tej sytuacji. Szybko okazało się, że po raz pierwszy w życiu naprawdę zabrakło mu pomysłów. Cały plan, który udało mu się wymyślić, spalił na panewce. Teraz nie było już sposobu, by im się udało. Diaz odnajdzie Vic i Rica, a następnie przejmie zwoje. Arabela i Matías nie znajdą skarbu. Zginą, by uwiarygodnić przestępstwo, w które został wrobiony. W lepszym wypadku Arabela zostanie odesłana do Anglii, gdzie rodzina jej byłego zadba, by zapłaciła za to, co mu zrobiła. A Tiago w tym czasie zgnije na podłodze tej celi.

_I_ _wszystko to będzie moją winą._

Prosił się o to. Mógł przewidzieć, że w którymś momencie szczęście przestanie mu dopisywać, a mimo to szedł w zaparte. Wydawało mu się, że nie musi wybierać. Że może zemścić się na Diazie i równocześnie zatrzymać Arabelę. Czasem mimo swojej nieufności wobec świata wciąż pozostawał niezwykle naiwny.

Dym z papierosa Ortegi mozolnie rozpłynął się w powietrzu, a on pomyślał, że jeśli coś mogłoby mu w tej chwili pomóc pozostać przy zdrowych zmysłach, to właśnie tytoń przenikający płuca. Spojrzał na podkomisarza.

– Dasz jednego? – zagadnął po raz kolejny, mając nadzieję, że zirytowany policjant w końcu przestanie go ignorować i spełni prośbę tylko po to, by w końcu się odczepił. – No weź, Chudy, bądź kolegą…

Policjant odwrócił się ku niemu, dopiero gdy usłyszał przezwisko z czasów szkolnych. Ortega był kilka lat starszy, ale dawniej zdarzyło im się widywać na boisku w Criptanie. Nazywali go Chudy, bo wyglądał jak ten kowboj z _Toy Story_. Tiago wiedział, że go pamięta. Funkcjonariusz spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem, jakby żałował, że zgodził się wziąć popołudniową zmianę tego dnia.

– Co z twoim prawem do zachowania milczenia, Hermes?

Tiago wzruszył ramionami.

– To prawo, nie nakaz, prawda?

Ortega przewrócił oczami. Mimo wszystko zrzucił obute nogi z blatu i skierował się ku osadzonemu. Stanął po przeciwnej stronie krat, wyciągnął z paczki papierosa i wsunął między pręty. Tiago pochwycił go w zęby i czekał, aż funkcjonariusz wystawi w jego stronę ogień. Gdy końcówka bibułki zajęła się żarem, zaciągnął się dymem.

Przymknął powieki, rozkoszując się tym, jak przeżera mu płuca. Zdążył poczuć się niemal sielsko, gdy głos dobiegający z sąsiedniej celi sprowadził go na ziemię.

– Możesz im powiedzieć, że chcę zadzwonić?

Blaise Cameron podniósł się z pryczy ustawionej pod ścianą, patrząc na otoczenie ze zniecierpliwieniem. W zapiętym pod szyję włoskim garniturze wglądał jak oskarżyciel, a nie osadzony. Jedynym, co psuło ten jego wymuskany wizerunek, była paskudna śliwa pod okiem, którą Tiago z dumą uważał za jedno ze swoich najlepszych dzieł. Nabił mu ją tuż po aresztowaniu, gdy w drodze posadzono ich obok siebie. Rzucił się na niego z dziką rozkoszą, wkładając w to całą frustrację i złość, jaka zawładnęła nim w związku z utratą Nory i fałszywymi oskarżeniami.

Kiedy Tiago odwrócił się, by na niego spojrzeć, siniak wydawał się większy. Uśmiechnął się półgębkiem. Cameron nie mówił po hiszpańsku. Bez jego pomocy nie mógł załatwić sobie nawet wyjścia do toalety, a tak się składało, że on nie miał zamiaru niczego mu ułatwiać. Chwycił papierosa w skute kajdankami dłonie i ponownie zwrócił się do Ortegi.

– Pyta, czy jak zrobi ci laskę, to też jednego dostanie.

Funkcjonariusz prychnął, wiedząc już co nieco o jego poczuciu humoru.

– Powiedz mu, że tam, gdzie obaj niedługo traficie, będzie miał do tego okazji od chuja.

Tiago uniósł brwi, bo docenił żart. Niemniej poczuł się odrobinę dotknięty.

– Jestem niewinny. Wiesz o tym – powiedział z przekonaniem.

Ortega dorastał w Criptanie. Tak samo jak wszyscy dookoła wiedział, że Matías był dla Tiaga jak brat. Hermes nie wyrządziłby mu krzywdy. Nawet gdyby poszło o dziewczynę, jak twierdzili świadkowie podstawieni przez Diaza.

– Okaże się, gdy zakończymy śledztwo.

Tiago zaciągnął się po raz kolejny, po czym z niedowierzaniem pokręcił głową.

_Absurd._

Był złodziejem, kanciarzem i oszustem, ale nie mordercą. Każdy, kto znał go choć trochę, mógł to potwierdzić bez zawahania, a jednak za to właśnie pierwszy raz w życiu został aresztowany.

– Co odpowiedział? – spytał Blaise, z jakiegoś powodu łudząc się, że Tiago naprawdę przetłumaczył policjantowi jego prośbę.

– Że możesz pocałować go w dupę.

Zgasił niedopałek o kraty i rzucił go na ziemię, po czym odwrócił się w stronę Camerona. Ilekroć na niego patrzył, wzbierała w nim chęć puszczenia pawia.

Pamiętał wszystko, co Arabela opowiedziała mu ledwie noc wcześniej, gdy ukrywali się wewnątrz wiatraka na Sierra de los Molinos. Że na nią naciskał. Zastraszał. Że próbował zrobić z niej swoją marionetkę. Nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby od niego nie uciekła. Jak bardzo jeszcze mogłaby zostać skrzywdzona. Cameron dalej robiłby z nią, co mu się żywnie podobało, a on nie mógłby pomóc, bo nawet by jej nie poznał.

– Też nie chcę tu być – odparł Blaise tonem negocjatora. – Pomóż mi wykonać telefon, a moi prawnicy dowiodą, że nie mieliśmy z tą chorą sytuacją nic wspólnego.

Na widok kotłującej się w nim desperacji Tiago miał ochotę się roześmiać. Jeszcze do niedawna zdawało się, że Blaise będzie próbował zabić go za to, że zbliżył się do Arabeli, a teraz starał się nakłonić go do pomocy. Zabawne, jak szybko potrafił zmieniać strony, gdy wyczuwał, że pali mu się tyłek.

– Nie jestem zainteresowany – mruknął od niechcenia. – Z przyjemnością poobserwuję, jak próbujesz dogadać się po hiszpańsku.

Uśmiechnął się okrutnie, uświadamiając mu, że jakakolwiek próba zdobycia jego sympatii jest z góry skazana na niepowodzenie. Nie miało znaczenia, że obaj znaleźli się w równie gównianej sytuacji.

– Nie zapominaj, że obaj jesteśmy oskarżeni.

– Ja poradzę sobie w więzieniu. Znam kogo trzeba, ale ty… – Tiago zaśmiał się sucho, czerpiąc satysfakcję z tego, jak nieudolnie Blaise usiłował ukryć przerażenie. – Ty będziesz miał przejebane.

Cameron pokręcił z niedowierzaniem głową.

– Niezły z ciebie pojeb, co?

Tiago lekceważąco uniósł brwi.

– Ze mnie? Nie przypominam sobie, żebym usiłował zabić żonę – zadrwił, choć jego głos przepełniała odraza.

– Gówno wiesz o tym, co się wydarzyło – odparował Blaise, podchodząc bliżej do oddzielających ich krat. – Nie było cię tam. Znasz tylko mały wycinek, który Arabela przedstawiła ci tak, jak chciała. Zawsze lubiła manipulować prawdą… Zresztą w tym aspekcie chyba jesteście siebie warci, co?

Jego wzrok padł na wisiorek wystający spod koszulki Tiaga. Małe serduszko z czarnym kamieniem w środku, które dla popisu zwinął Arabeli niedługo po tym, jak się poznali. Kazała mu je zatrzymać, dopóki nie będzie miała jak odwdzięczyć się za pomoc. To było jednak, zanim dowiedziała się, że zainteresowanie z jego strony nie jest bezinteresowne. W każdym razie nie od początku.

– Wiesz, że dostała go ode mnie?

Tiago zacisnął usta w wąską kreskę, próbując ukryć zaskoczenie. Tym razem to Blaise prowokacyjnie się uśmiechnął.

– I była u mnie po tym, jak uwięził ją Diaz. Prosiła o pomoc, zanim pomogłeś jej zwiać – mówił, choć o tym akurat Tiago wiedział dzięki Ikerowi. Razem ustalili, że to właśnie on przekaże tę informację Diazowi. Mieli nadzieję, że to odciągnie jego uwagę i dzięki temu łatwiej będzie im zaplanować ucieczkę. Niemal im się to udało, choć ostatecznie osiągnęli tyle, że w ramach nauczki Diaz postanowił wtrącić do więzienia Blaise’a razem z nim. – Szkoda, że nie widziałeś, co była w stanie zrobić, żebym ją stamtąd wyciągnął. Mało brakowało, a pozwoliłaby mi się zerżnąć.

Tiago poczuł, jak jego szczęka się zaciska. Trwało to jednak tylko do momentu, w którym przypomniał sobie, że nie może dać sukinsynowi satysfakcji i pozwolić się sprowokować. Musiał jakoś ostudzić złość, którą tamten właśnie wtłoczył mu do żył. Nie chciał słuchać, jak mówi o niej w taki sposób. Trudno było mu wyobrazić ją sobie z kimś takim. Zasługiwała na znacznie więcej, a jednak… Czy mógł uważać, że sam by jej to dał? Też miał swoją szansę, którą nieodwracalnie zmarnował. W końcu Arabela coś do niego czuła. Chciała z nim być i to on swoimi kłamstwami zmusił ją do odejścia. To przez niego ona i Matías musieli uciekać. Należało powiedzieć jej o wszystkim, kiedy była okazja. Przyznać, że z początku pomagał jej, by zdobyć zwoje dla Diaza. Powinien był wprowadzić ją w plan. Zrozumiałaby. On jednak musiał ryzykować. Musiał kręcić i komplikować, bo przywykł do tego, że jeśli coś ma się udać, to nie może być proste. Życie nauczyło go, że nie zdobędzie niczego uczciwie, więc po prostu przestał próbować. Choć czasem niezmiernie tego żałował.

Ujął w dłonie łańcuszek i schował go pod koszulkę. Nie miało znaczenia, skąd pochodził. Dostał go od niej. Tylko to się liczyło. Po ich rozmowie, gdy ukrywali się we wnętrzu wiatraka, nie chciała przyjąć go z powrotem. To dało mu nadzieję, że ostatecznie go nie skreśliła.

– Przyszła do ciebie, bo wiedziała, że twoja chciwość pomoże jej w ucieczce – wyjaśnił chłodno. Miał nadzieję, że jeśli zgasi w Blaisie przeświadczenie, że Arabela mogłaby do niego wrócić, zażegna ten lęk również w sobie. – Na szczęście uprzedziłem fakty.

– A mimo to jesteśmy w tym samym miejscu – rzucił tamten sardonicznie. – Przejrzyj na oczy. Wykorzystywała cię tak samo jak ty ją. Wróci do mnie, jeśli tylko uzna, że to bardziej jej się opłaca.

Tiago odwrócił się, mając dość patrzenia na parszywą gębę Camerona. Potem jednak zaczął się zastanawiać, co Arabela zrobi, gdy się dowie, że Diaz wrobił go w jej zabójstwo. Wróci, by swoją obecnością udowodnić jego niewinność? A może zignoruje to, bo uzna, że zasłużył, i będzie sama kontynuowała poszukiwania? Gdyby był na jej miejscu, właśnie tak by postąpił. Ona jednak była od niego lepsza. Mimo to nie umiał zdusić w sobie przekonania, że dobrzy ludzie pod wpływem zawodu stają się tacy jak cała reszta.

W przestrzeni rozniosło się echo ciężkich kroków. Przez otwarte drzwi wmaszerował komisarz Lunes. Był znacznie starszy od Ortegi i co za tym szło, mniej wyrozumiały dla Tiaga. Rozumiał też angielski, przez co dłuższe znęcanie się nad Blaise’em zostało wykluczone.

– Możesz powtórzyć telefon – rzucił do Camerona, podchodząc do jego celi z kluczami.

Blaise wyszedł na zewnątrz i spojrzał na Tiaga z triumfem. Później przeszedł za biurko, gdzie Ortega podał mu komórkę. Tiago wykorzystał przysługujące mu połączenie na samym początku, by zadzwonić do Victorii. Powiedziała, że ma się nie martwić i wszystkim się zajmą, ale niespecjalnie w to wierzył. Nie mieli pieniędzy na dobrego prawnika, a po tym, co wywinął, wątpił, by babka Arabeli chciała mu pomóc. Sam jednak nie mógł zrobić niczego zza krat. Był całkowicie zdany na nich.

Przeszedł się wzdłuż celi, po czym przysiadł na pryczy i podciągnął kolana, by oprzeć na nich łokcie. W tej pozie obserwował, jak Blaise czeka, aż ktoś po drugiej stronie podniesie słuchawkę. Po kilku sekundach oczy mężczyzny nieco się rozszerzyły, a on sam wyprostował się na krześle, tak jakby rozmówca mógł zobaczyć, że siedzi zgarbiony.

– To ja. Tak, tak, wiem. Pojawiły się komplikacje. – Tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim ktoś po drugiej stronie się wtrącił. Odczekał chwilę. – Tak, znalazłem ją, ale daj wyjaśnić. Tato, posłuchaj…

Tiago poczuł, jak w żołądku ścisnęło go poczucie niesprawiedliwości. To samo, które nachodziło go w dzieciństwie. Zastanawiał się, jak to jest, że ktoś taki jak Blaise ma bogatego ojca, do którego może zwrócić się o pomoc, a on był zdany na los. W czym był gorszy, że nie zasłużył na to, by móc zwrócić się do kogoś „tato”? Przez chwilę słuchał, jak Cameron wyjaśnia ojcu sytuację, odrobinę naciągając fakty, tak jakby nie chciał wyjść na nieudacznika.

– Zostałem wrobiony i potrzebuję pomocy.

Rozpacz w jego głosie sprawiała jednak, że przestał wyglądać jak ten pewny siebie sukinsyn, który dostaje wszystko na skinienie palca. Przypominał raczej dziecko przerażone tym, że sprawiło rodzicom zawód. Tiago wyobrażał sobie, jakie to uczucie.

– Tak, wiem, że to kosztuje, ale posłuchaj mnie, błagam… – Głos mu niemal zadrżał. Nagle przypomniał sobie, że Tiago może wszystko usłyszeć, i zaczął mówić ciszej. – Dlaczego zawsze to robisz? Przyjechałem tu, bo mówiłeś, że mam doprowadzić to do końca. Posłuchałem cię. Znalazłem ją, ale to, co się wydarzyło, nie jest moją winą i… Nie słucham cię? Ciągle cię słucham! Właśnie dlatego ją straciłem! Bo cię słuchałem. Masz mnie za swojego syna czy lojalnego psa, który skacze na komendę? Przecież wiesz, że sam się z tego nie wygrzebię. Nie mogę nawet…

Nagle urwał i przez jego twarz przemknęło coś na kształt rezygnacji. Jakby coś w nim pękło.

_Jego ojciec się rozłączył._

Nie mieli prostej relacji. Tiago wywnioskował to już z urywków rozmowy. Rozjaśniła mu jednak obraz tego, co łączyło Blaise’a z Arabelą. Oboje pozostawali pod kontrolą rodziców. Nawet jeśli nie musieli. Ona próbowała się od tego uwolnić, a on… Niekoniecznie. Gdyby nie to, że Tiago przy pierwszej lepszej okazji z chęcią by go zajebał, mógłby mu odrobinę współczuć. Później jednak przypomniał sobie jego propozycję w zamian za współpracę i uśmiechnął się pod nosem.

– Jak tam załatwianie prawników ojca? – zagadnął, gdy Ortega odprowadzał go do celi.

Blaise nie odpowiedział. Usiadł tylko na swojej pryczy i zaciekle gapił się w ścianę, aż w końcu Lunes oznajmił, że przenoszą ich z komisariatu do aresztu śledczego.CAPÍTULO TRES

Faro. Algarve. Portugalia

Gdy zadzwonił telefon, siedzieli nad basenem, kończąc pizzę. Stół dookoła nich uginał się od talerzy pełnych potraw przyrządzonych przez kucharzy Isabelli, sterty papierów z numerami do prawników, kodeksami prawnymi i konsultacjami mogącymi pomóc Tiagowi. Część z nich zdążył obślinić Tanos, proszącym wzorkiem wpatrujący się w ich talerze. Rico rzucił mu plaster wędzonej szynki, mając nadzieję, że dzięki temu rottweiler nie odgryzie mu ręki, gdy on podniesie tyłek z krzesła. Pies miał destrukcyjną potrzebę zaznaczania terytorium i przypominania Ricowi, że do niego nie należy.

Obserwował zwierzę z nieufnością, słuchając, jak Vic próbuje namówić do współpracy kolejnego mecenasa znalezionego w internecie. Jak dotąd każdy rezygnował, gdy słyszał nazwisko Diaz. Doskonale wiedzieli, jak kończą ludzie, którzy zdecydowali się z nim zadrzeć. Tłumaczenie im sytuacji było syzyfową pracą.

– Od kiedy wszyscy prawnicy to takie przestraszone pizdy? – jęknęła sama do siebie, gdy kolejny odmówił. – Przecież taka sprawa zapewnia rozgłos. Zresztą nie robią tego za darmo.

Podparła głowę dłonią, spoglądając na towarzyszy ciemnymi oczami. Zmęczenie zaczynało dawać się we znaki. Było to widać w każdym jej geście i westchnieniu.

– Nie słyszałem jeszcze, żeby komuś kasa i sława przydały się dwa metry pod ziemią – mruknął Julio, nie odrywając wzroku od kartki, którą trzymał przed sobą. – Chyba że mówimy o mitologii. Tam za przejazd do krainy umarłych przewoźnik przyjmował obole.

Rico nadstawił uszu, zaciekawiony. Wciąż nie odrywał jednak wzroku od psa, jakby toczyli właśnie bitwę na spojrzenia.

– Słaba waluta. Ja bym przyjmował euro – przyznał od niechcenia. – W najgorszym razie przewoziłbym dusze za paczkę szlugów.

Victoria przeniosła na niego zirytowane spojrzenie i wiedział już, co za moment padnie z jej ust: „To nie są żarty, Emilio”. Podobne rzeczy słyszał od niej nieustannie przez ostatnie dni. „Ogarnij się, Rico”, „Nie teraz, Rico”, „Bądź poważny, Rico”. Zupełnie jakby zapomniała, że dzięki śmiechowi od dziecka w naturalny sposób radził sobie z tym, co czuł. Spodziewał się rozbawić nieco towarzyszy, ale odpowiedziała mu jedynie cisza. Dotarli do takiego momentu zniechęcenia, że nic nie mogło rozładować kotłującego się w nich napięcia. Miał wrażenie, że jedyne, co robi od kilku dni, to przeszkadza.

Jego siostra już zaczęła otwierać usta, ale przerwał jej dzwonek leżącego na stole telefonu. Julio, wertujący w tym czasie listę kontaktów matki, był do tego stopnia pochłonięty zadaniem, że omal nie zignorował sygnału. Gdy odbierał, nawet nie przeszło mu przez myśl, że to wyczekiwany telefon od Arabeli i Matíasa. W pierwszej chwili rozmowa przebiegała dość niezręcznie. Trudno było wyjaśnić, że ich przyjaciel trafił za kratki. W dodatku oskarżony o zbrodnie, których zaprzeczenie stanowili oni sami. Z mniejszą bądź większą wprawą Julio streścił im sprawę Tiaga, na co Arabela zareagowała słowami:

– Mamy przejebane.

Później po obu stronach słuchawki zapadła cisza, jakby to stwierdzenie było informacją ostateczną. W końcu jednak Victoria odebrała mu komórkę, by ułożyć ją na środku stołu.

– Musicie wracać. W przeciwnym razie nie mamy co liczyć na to, że uda nam się wydostać Tiaga z aresztu.

– Diazowi właśnie o to chodzi. – W słuchawce rozbrzmiał głos Matíasa. – Chce nas tam ściągnąć, żeby dostać zwoje.

Victoria zmarszczyła brwi, jakby do tej pory przestał już interesować ją skarb, za którym tamci wyruszyli w podróż. Zważywszy na sytuację, w jakiej się znaleźli, całkiem słusznie.

– Więc co chcesz zrobić? Zostawić go tam?

Julio od niechcenia wzruszył ramionami, bawiąc się leżącym przed nim długopisem.

– Zawsze może wytatuować sobie na ciele plan więzienia, który pomoże mu uciec. – Victoria zmroziła go spojrzeniem, ale niespecjalnie się tym przejął. – No co? Kocham _Skazanego na śmierć._ Oglądałem każdy sezon po trzy razy. Wenthworth Miller uświadomił mi, że lubię nie tylko dziewczyny.

Na jego ustach pojawił się ledwie zauważalny uśmiech. Rico poczuł na plecach dreszcz, który przechodzi ludzi, gdy orientują się, że ktoś ma z nimi coś wspólnego. Przypomniał sobie, jak on i pozostali pomieszkiwali w starym kinie. Pewnego razu Tiagowi udało się podpiąć film do projektora. Całą noc oglądali pierwszy sezon. Powiedziałby o tym Juliowi, gdyby nie irytująca nieśmiałość, która nachodziła go w jego towarzystwie. Ubiegł go zresztą dochodzący z telefonu głos Matíasa:

– Skupmy się wszyscy.

Rico niemal potrafił sobie wyobrazić, jak przyjaciel opiera dłonie na skroniach i ucieka wzrokiem w stały punkt, usiłując się skoncentrować. Nie miał wątpliwości, że Matías martwił się o Tiaga. Wiedział jednak, że nie pozwoli, by wszystko poszło na marne. Będzie szukał tak długo, aż znajdzie odpowiednie rozwiązanie.

– Najlepiej byłoby, gdyby nadal uznawali nas za zmarłych – przyznał w końcu nieco ostrożnym tonem. – Wtedy Diaz nie będzie mógł szantażować Tiaga, że przywróci na mnie dług, a nagranie, na którym Arabela… – Zdał sobie sprawę, że dziewczyna znajduje się obok niego.

Victoria nachyliła się nad telefonem. Rico nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział ją tak czujną. Zwykle wyglądała w ten sposób, gdy sądziła, że rozmówca próbuje zrobić ją w chuja.

– Jakie nagranie?

Odpowiedziała im cisza. Vic ściągnęła usta z wściekłości, ciągle jeszcze czekając, ale w końcu straciła cierpliwość.

– Poważnie, kurwa? Znów coś, o czym nie wiemy?!

Odepchnęła telefon w stronę Julia i podniosła się z miejsca, jakby musiała rozchodzić złość, zanim powie coś, czego mogłaby żałować. Rico spojrzał w jej kierunku. Po części ją rozumiał. Ostatnie dni były dla nich mieszanką niepokoju i lęku. Sam również czuł się skołowany. W jednej chwili był w Toledo i próbował zaimponować Juliowi, gdy trafił lotką w środek tarczy, a chwilę później Matías w pośpiechu mówił im, że mają zgarnąć zwoje i zwiewać z miasta.

Na początku żadne z nich nie wiedziało, o co chodzi. Mimo to zaufali jego słowom i wykonali zadanie, jak należało. Dopiero w połowie drogi do Portugalii Tiago zadzwonił, żeby wyjaśnić sytuację. Z tamtego momentu pamiętał jedynie paraliżujący szok oraz przekleństwa Vic. Trudno było mu przyswoić możliwość, że Tiago tak wiele przed nimi zataił. Zdawało mu się, że zna go na wylot, a jednak nie pierwszy raz okazało się, że miewał tajemnice. Były jego częścią na równi z czarującym uśmiechem i smykałką do kłopotów. Do podobnej sytuacji doszło kilka lat wcześniej, gdy Tiago pochopnie podpisał kontrakt z Pacynkarzem. Tak samo jak wtedy, teraz też wpakował ich w kłopoty, z których musieli jakoś się wygrzebać. Wbrew pozorom Rico nie czuł do niego o to żalu. Wiedział, że Tiago nie miał złych intencji. Chciał spłacić swój dług i ich odciążyć. Vic jednak zdawała się kolekcjonować urazy, by później naraz wyrzucać je, gdy robiły się zbyt ciężkie.

Usiłując zachować nieco większą powściągliwość, Julio nachylił się nad telefonem.

– Vic miała na myśli… – rzucił okiem na blondynkę, wciąż drepczącą tam i z powrotem – …że jeśli powinniśmy o czymś jeszcze wiedzieć, to teraz jest dobra okazja.

Słuchawkę wypełnił niepewny głos Arabeli.

– Słuchajcie, chodzi o to, że… Blaise był synem ekswspólnika mojego ojca. Gdy tata dowiedział się, że mam zamiar za niego wyjść, wpadł w szał. W czasie wesela pokłóciliśmy się i doszło do tragedii – mówiła szybko, jakby słowa wywoływały na jej języku gorzki smak, którego natychmiast chciała się pozbyć. Coś w jej głosie sugerowało jednak, że miała czynny udział w tej tragedii. – W miejscu, gdzie zmarł, były kamery. Uznaliśmy to za wypadek, więc Blaise miał pozbyć się nagrania, ale tego nie zrobił. Zatrzymał je. Wtedy nie wiedziałam dlaczego, ale teraz oczywiste jest, że chciał mnie szantażować w kwestii zarządzania Garcia Industries. Gdyby to wyszło na światło dzienne, uznaliby, że miałam coś na sumieniu. Mogliby mnie oskarżyć.

Rico zerknął na siostrę, której złość zdawała się nieco mijać pod wpływem wyznania. Odwróciła się ku nim i powoli wróciła do stolika.

– Przepraszam, że nie powiedziałam prawdy na samym początku. Nie sądziłam, że… – urwała Arabela, ale wszyscy doskonale wiedzieli, co miała na myśli.

Nie sądziła, że się zaprzyjaźnią. Rico pomyślał, że gdyby przypadkiem zaciukał swojego starego, też raczej nie chwaliłby się tym na prawo i lewo. Poza tym Arabela wiele przeszła. Najpierw do pieca dawał jej Matías, a teraz dowiedziała się, że osoba, do której zaczęła się zbliżać, od samego początku ją oszukiwała.

Przez ostatnie tygodnie Rico obserwował, jak z każdą chwilą Arabela i Tiago znaczyli dla siebie coraz więcej. Jak on przypatrywał jej się ukradkiem, a ona próbowała stłumić uśmiech, gdy go na tym przyłapywała. Każda ich interakcja wyglądała autentycznie. Nie mówiąc już o sytuacji, w której zastał ich w jednej sypialni. Pomyślał, że nigdy nie widział dwóch tak bardzo owładniętych sobą osób. A później wydarzyło się to wszystko i Rico sam czuł się jak największy głupiec. Nie był już pewien niczego.

– Teraz to już i tak nic nie zmienia. Ty masz na głowie Blaise’a, a my Diaza – powiedziała Victoria, która ponownie zajęła miejsce przy stole. – Jedziemy na tym samym wózku.

– Raczej na wozie z gównem – mruknął Rico, mając nadzieję, że rozładuje tym trochę napięcie. Nie wiedział, czy udało mu się to osiągnąć na Ibizie, ale w Faro kącik ust Julia uniósł się wystarczająco, by poczuł się lepiej. Na wpół świadomie powiódł wzrokiem po twarzy chłopaka siedzącego naprzeciwko. Po jego kręconych ciemnych włosach, okrągłych oprawkach okularów i pełnych ustach. Zdecydowanie nie powinien myśleć tak wiele o tym uśmiechu. Powinien poświęcić mu chwilę bądź dwie, ale nie tyle, by musieć przyznać przed sobą, że to sprawia mu przyjemność. Zupełnie jak patrzenie w ogień.

Do rzeczywistości przywróciło go rzucone w eter pytanie siostry:

– W takim razie jaki jest plan?

– Musimy wyciągnąć ich obu – oznajmiła Arabela. – I to jak najszybciej.

Matías odpowiedział coś, czego nie wychwycił mikrofon w komórce. Usłyszeli natomiast kolejną odpowiedź Arabeli.

– Jest jedynym, co dzieli firmę mojego ojca od wpadnięcia w sidła Roberta Camerona. Po to przyjechałam tu na początku. By na to nie pozwolić. Nie mogę ot tak o tym zapomnieć.

Rico zmarszczył brwi, zastanawiając się, kim jest Robert. Po chwili w jego głowie zapaliła się żarówka.

_No tak, stary Blaise’a._

Zapowiadało się, że lada moment Matías i Arabela zapomną o połączeniu i zaczną się kłócić, ale w porę przerwał im Julio.

– Chwila, chwila. Chyba coś źle usłyszałem. Jak to „Musimy wyciągnąć ich obu”? Masz na myśli Blaise’a? – Zmarszczył brwi, bo pogubił się w tym, co usłyszeli. – Nie uważam tego za dobry pomysł. W Nowym Testamencie też wyciągnęli z kicia nie tego, co trzeba. Też na „B” i jeśli dobrze pamiętam, nie był to zbyt mądry ruch.

– Mam nadzieję, że mimo wszystko uda mi się dobić z nim targu – oznajmiła Arabela niepewnie, jakby po raz pierwszy odważyła się wypowiedzieć tę myśl na głos. – Zaproponuję mu część ze skarbu w zamian za firmę. Zresztą… Nie ma co się łudzić, że pozostanie w więzieniu. Obawiam się tylko, że jego prawnicy postanowią zwalić całość zarzutów na Tiaga.

– Ale to Blaise ma sensowniejszy motyw – zauważyła Victoria.

Gęsta cisza zdawała się odzwierciedlać przytłaczającą bezradność.

– Potrzebuję czasu, żeby coś wymyślić – oznajmił w końcu Matías. – Zdzwonimy się rano. Bądźcie pod telefonem.

– Janse – odparła Vic. – Trzymajcie się.

Połączenie zostało zakończone.

Przez chwilę w przestrzeni odbijały się jedynie dźwięk filtrowanej w basenie wody i pochrapywanie Tanosa, który zasnął pod ich stopami. Rico przysłuchiwał się temu spokojnemu dźwiękowi, który z jakiegoś powodu wydawał mu się nieodpowiedni. W końcu znaleźli się w potrzasku. Czy świat nie powinien się zatrzymać w oczekiwaniu, aż się uwolnią?

Julio bezradnie rozłożył ręce.

– Czyli co? Czekamy?

Vic zawzięcie pokręciła głową. Wyglądała jak wtedy, gdy zdarzało mu się wracać ze szkoły z siniakiem. Jakby miała sprawić, że za moment ludzkość stanie w ogniu, jeśli ktoś nie odpowie za krzywdę osoby, którą kochała.

– Tiago zachował się jak skończony chuj, ale nie pozwolę mu spędzić w więzieniu ani doby – odparła, rozglądając się po wymiętej stercie papierów. – Ja dalej będę obdzwaniała prawników, a ty spróbuj poruszyć swoje kontakty, dobrze? Trzeba się też zająć organizacją podróży. Musimy jak najszybciej wrócić do Criptany.

Rico poczuł w żołądku nieprzyjemny ścisk, który towarzyszył mu, ilekroć czuł się pominięty. Jako najmłodszy zawsze uchodził za najmniej rozgarniętego. Tego, którym trzeba się opiekować w czasie każdej akcji. Poniekąd rozumiał, skąd takie przeświadczenie. Nie był najbardziej zorganizowany, a mózg zajęty ADHD czasem podsuwał mu żarty w najmniej odpowiednich momentach. Gdy jednak przychodziły chwile takie jak ta, przytłaczało go poczucie bezużyteczności. Chciał pomóc.

– Ja mogę to zrobić.

Z jakiegoś powodu ta propozycja zdawała się wzbudzić w jego siostrze złość. Jakby nie miała ochoty poprawiać po nim błędów.

– Ty?

– Chyba potrafię sprawdzić trasę w GPS-ie i ogarnąć kilka kanapek na drogę. Zresztą to drugie i tak zrobi za mnie Fernando.

Vic patrzyła na niego niepewnie, jakby nawet to zdawało się jej zbyt wielką odpowiedzialnością. Wtedy jednak niespodziewanie wstawił się za nim Julio.

– Przypilnuję go – rzucił.

Gdyby to słowo padło z ust kogoś innego, Rico poczułby się dotknięty. W końcu próbował odciążyć siostrę i pokazać, że kiedy trzeba, potrafi być zaradny. Błysk w oku Julia podpowiadał mu jednak, że może nie powinien odtrącać tej pomocy.

– W porządku. – Dała za wygraną.

Zamierzała powiedzieć coś jeszcze, ale w tej chwili Tanos poderwał się z miejsca i pognał w stronę tarasu, gdzie zza przeszklonych drzwi wyłoniła się jego właścicielka. Stanęła przed nimi w piętnastocentymetrowych szpilkach, jedwabnym kimonie i okularach przeciwsłonecznych.

Babcia Arabeli, a zarazem matka Julia, była kobietą nadzwyczajną. Miała sześćdziesiąt dziewięć lat, umysł jastrzębia i język cięty jak u kobry. Mało tego, była obrzydliwie bogata. Rico poznał ją, gdy porwali ich jej ludzie, po tym jak włamali się do jednego z mieszkań jej obecnego partnera, by dostać kronikę. Od pierwszej chwili sprawiała wrażenie postaci, którą wyróżnia ekstrawagancja. Miała mocne spojrzenie kogoś, kto doskonale wie, jak trudno było mu zapracować na swoją pozycję.

Rico trochę się jej bał.

– Powinniście coś zobaczyć – oznajmiła, po czym nie czekając na ich reakcję, ruszyła do środka. Spojrzeli po sobie i natychmiast podnieśli się z miejsc.

Przeszli przez ścieżkę prowadzącą wzdłuż trawnika, do wnętrza chłodnego od marmurów. W salonie na ogromnej plazmie leciały właśnie wiadomości. W prawym rogu, nad blondwłosą prezenterką wyświetlało się zdjęcie sygnalityczne ciemnowłosego chłopaka. Zielone oczy Tiaga były wbite w obiektyw, a kącik ust – nieznacznie uniesiony, jakby w drwinie widział jedyną szansę na pokazanie, że nie stracił kontroli nad sytuacją. Jakby była jego jedynym sprzymierzeńcem. Nad jego policzkiem, tuż pod okiem, malowała się fioletowa plama.

Rico poczuł, jak przechodzi go zimny dreszcz. Tiago był dla niego jak starszy brat. Zawsze podziwiał to, jak z każdej sytuacji potrafił wyjść bez szwanku. Nigdy nie sądził, że zobaczy go w więziennym kombinezonie. Nie tylko nim wstrząsnął ten widok.

Przez chwilę trwającą nie dłużej niż mrugnięcie sądził, że widział w oku siostry łzę. Wydało mu się to dziwne, bo nie pamiętał, by uroniła przy nim jakąkolwiek, odkąd uciekli z domu ich matki. Ta emocja zniknęła jednak szybciej, niż się pojawiła. Zastąpił ją jakiś przebłysk, świadczący o tym, że na coś wpadła.

– Obrócimy to na naszą korzyść – oznajmiła. – Jeszcze nie wiem jak, ale to zrobimy.CAPÍTULO CINCO

Areszt. Castilla – La Mancha. Hiszpania

Zasypiając, myślał o tym, czy któryś ze współosadzonych nie udusi go we śnie. Szczęśliwie nie dzielił celi z Blaise’em, który dostał prywatny pokój. Jako więzień międzynarodowy był znacznie lepiej pilnowany. Tiago tymczasem wylądował w celi z dwoma innymi facetami.

Jednego z nich znał z widzenia. Ruben był łysym, tyczkowatym rybakiem z mechanicznymi częściami wytatuowanymi na czaszce. Wsadzili go za napad z bronią w ręku i niszczenie mienia. Pracował kiedyś z Matíasem, więc gdy tylko zobaczył Tiaga w progu, kompletnie oszalał. Natychmiast zaczął wypytywać o krążące o nim historie, a potem załatwił kawę i kilka fajek, serwując mu powitanie godne prawdziwej legendy. Gdy dowiedział się, o co go oskarżono, był w szoku, ale Tiago natychmiast wytłumaczył mu sprawę, a on na szczęście uwierzył.

Drugi współosadzony był podstarzałym mężczyzną, wsadzonym za liczne wyłudzenia. Nie wyglądał na groźnego, ale Tiago nie mógł mieć pewności, że nie rzuci się na niego, gdy odkryje, że trafił tu za rzekome zabójstwo przyjaciela i swojej dziewczyny. O ile w ogóle miał prawo wciąż określać tak Arabelę. Sama pewnie miałaby co do tego obiekcje.

Bardziej niż tych dwóch obawiał się ludzi Diaza, których mógłby spotkać na spacerniaku. Byli lojalni wobec szefa nawet w czasie odsiadki, a on z pewnością uprzedził ich, że niedługo trzeba będzie obić komuś buźkę. Kiedy go znajdą, uprzednio odwracając uwagę strażnika, raczej nie uda mu się wywinąć dzięki cwanej gadce i białemu uśmiechowi.

Przez większość czasu siedział na pryczy, grając z Rubenem w pokera. Chłopak zdawał się cieszyć jak dziecko, że w końcu ma się do kogo odezwać. Tiago sam uważał się za gadatliwego, ale przy nim zupełnie wymiękał. Nie miał zresztą ochoty na rozmowy. Wystarczało, że w myślach toczył nieustanne walki. Kiedy zostawał sam, zaczynał łapać go stan, przed którym mniej lub bardziej skutecznie uciekał przez całe życie.

Odkąd pamiętał, miewał gorsze dni. Takie, gdy ogarniała go bezsilność, której nie potrafił zaradzić. Nie rozumiał, skąd się wzięła. Czasem sądził, że przyszła do niego w zastępstwie za to, co odebrał mu Diaz, i zakorzeniła się pod jego skórą, dając o sobie znać tylko od czasu do czasu. Odbierała mu wówczas chęci, apetyt i jakąkolwiek zdolność koncentracji. Przygniatała go do łóżka, każąc zostać pod pościelą, jakby tylko ona stanowiła barierę przed myślami. Zwykle radził sobie z nią działaniem. Zmuszał się do udawania, że nie ma na niego wpływu. Uciekał z jednych kłopotów w kolejne, byle tylko nie musieć zastanawiać się nad tym, co się z nim działo, aż w końcu bezsilność na jakiś czas znikała. Czasem były to tygodnie, czasem – miesiące. Wtedy znów stawał się wersją siebie, którą lubił. Tą towarzyską, pełną humoru, dla której nie było rzeczy niemożliwych.

Teraz jednak został unieruchomiony. Nie miał dokąd uciec. Został sam na sam z mrokiem w głowie, który szeptał, że dla takich jak on istnieje tylko jedna wersja przyszłości. Jedyne, co na niego czekało, to więzienie albo cmentarz.

Nieważne, co by zrobił. Jak bardzo starałby się zmienić przeznaczenie, nic nie mogło go uratować. Nic ani nikt.

Szybko stracił poczucie czasu. Nie wiedział, czy znajduje się w więzieniu od kilku dni, czy tygodni. Zwątpił w to, czy ktoś w ogóle próbował go stąd wydostać. Pewnie wszystkim było bez niego łatwiej.

Któregoś popołudnia, na prośbę Rubena, podniósł się z pryczy, by z nim zagrać. Nie miał na to ochoty, ale rozpaczliwie szukał sposobu na zagłuszenie potwora w swojej głowie. Tasował właśnie karty, gdy ktoś zapukał do drzwi celi. Ruben szybkim gestem schował karty pod poduszkę, jakby więzienny naczelnik nie wiedział, że je ma.

Po chwili w progu stanął krępy oddziałowy. Tiago jak dotąd nie miał z nim wiele do czynienia, ale umiał rozpoznać służbistę. Mężczyzna od pierwszych chwil epatował niechęcią. W dodatku Tiago podpadł mu, gdy w drodze na pierwsze przesłuchanie wyplątał się z kajdanek i włożył je na ręce strażnika. Nauczył się tej sztuczki dawno temu i odtąd obawiał się, że któregoś dnia mu się przyda. Wiedział, że nie ucieknie, ale zrobił to dla zgrywy. Strażnikowi się nie spodobało.

– Torres, masz widzenie – zawołał, jakby co najmniej dowodził żandarmerią, a nie odziałem regionalnego więzienia.

Tiago zeskoczył z pryczy i podchodząc do strażnika, splótł ręce za głową, gotowy na przeszukanie. Mężczyzna mało delikatnie zaczął poklepywać go po ramionach, po czym zszedł niżej, dając fantastyczną sposobność do zakłopotania go. Tiago skorzystał z niej bez wahania. Niewiele rzeczy w tym miejscu mogło zapewnić mu rozrywkę, która pozwalała zapomnieć o bezsilności.

– Schlebia mi to, ale tak przy świadkach?

Strażnik natychmiast się odsunął i spojrzał na niego wilkiem. Po chwili wyciągnął zza paska kajdanki.

– Zamknij się

W tle było słychać śmiech Rubena, ale jemu zdawało się imponować wszystko, co wychodziło z ust Tiaga.

– I żadnych więcej sztuczek – warknął oddziałowy, skuwając mu dłonie.

Tiago przewrócił ostentacyjnie oczami.

– Jestem złodziejem, nie iluzjonistą – mówił, gdy tamten wyprowadzał go na korytarz.

– Oszust to oszust.

Pchnął go w przód, aby przyspieszył. Tiago nagle zatęsknił za Ortegą. Był marudą, ale przynajmniej nie gadał jak ten nudziarz.

– W sumie znam kilka sztuczek, które kobiety uznają za magiczne. Jak nie wierzysz, spytaj swojej matki – prowokował dalej, by nie myśleć o tym, kogo spotka po drugiej stronie szyby podczas widzenia.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij