Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Borowi - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Borowi - ebook

Istnieje państwo w państwie. Zarządcy lasów bezkarnie stosują przemoc próbując przejąć moce tajemniczego ludu Borowych. Ludzi różniących się od nas nadzwyczajnymi koneksjami z ... przyrodą. Olga egzystująca w wygodnej stagnacji zostaje postawiona przed koniecznością podjęcia życiowych wyborów. Wraz z Robertem, którego długo uważała za wroga udaje się w misję ratowania życia. Czyjego? Być może również naszego ... Elementy magii w znanej rzeczywistości zaczynają się przenikać tworząc świat, w którym odpowiedzi szukać należy w … lasach Znana i lubiana walka ze złem na tle nowatorskiej koncepcji. Wartka akcja, a w jej tle poważne pytania domagające się odpowiedzi. Jaki jest nasz stosunek do przyrody, do inności, do bezczelnej bezkarności zła? Powieść ekofanstasy „Borowi” to pasjonująca historia o młodej kobiecie, która myślała, że straciła wszystko, ale Natura da jej drugą szansę. Czy zdoła ją wykorzystać? Przekonaj się teraz.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BOROWI

1

Za oknem, sklejone w jeden, ekrany akustyczne. Niezliczone stada mijanych ciężarówek po kilku godzinach jazdy ustąpiły wreszcie widocznej na horyzoncie ciemnej linii lasu. Cel wyprawy nie był dla Olgi wystarczająco zrozumiały. Nie cieszyła jej również obecności w samochodzie. W rewanżu dostała balansującą na granicy grzeczności obojętność współpasażerów. Niespodziewane polecenie wyjazdu spowodowane nieobecnością Piotra sprawiło, że musiała błyskawicznie się spakować i psychicznie nastawić na trzydniowy ubaw w towarzystwie wzajemnej adoracji składającego się ze starannie dobranego grona dyrektorów. Kryterium doboru stanowiło fatalne poczucie humoru i daleko posunięty cynizm. Olga za cud uznawała fakt, że powszechny wśród pasażerów brak kręgosłupa objawia się niezwyczajną sztywnością. Patrzyli na nią z góry – każdy z nich – z różnych wysokości. Hierarchia w zasadzie jej nie obchodziła, wiedziała o niej tyle, że jest w niej najniżej. Skupiła się na wymiernych korzyściach, pomyślała o dodatkowych dniach wolnych, które będą nagrodą za czekające ją męki. Wyłączyła mózg bezpowrotnie tracąc szansę na poznanie kolejnej anegdoty, odpłynęła ….

Z drzemki zbudziły ją nagłe drgania samochodu. Zjechali z asfaltu na morze wertepów, które sprawiły, że auto stworzone dla takich nawierzchni zmieniło się w luksusowy statek – przechyły, szybkie zjazdy ze wzniesień, buksowanie kół w błocie - dosłownie każdy manewr kierowcy wzbudzał głośny aplauz jej towarzyszy.

- Oho, było pite – pomyślała Olga.

Założyła, nie bez zdziwienia, że zaczynają od wizyty w terenie. Zwykle procedura była inna – zakwaterowanie w doskonałym hotelu, konkretna impreza do rana, a na drugi dzień widziane jak przez mgłę prezentacje, na których wyłącznie prelegent był jako tako trzeźwy. Chyba tym razem będzie inaczej…

Wjechali w las, zryte kołami koleiny zmieniły się w łagodny piaszczysty dukt, auto kołysało się, ekipa dyrektorów i Olga kołysała się wraz z nim. Nagły skręt w niemal niewidoczną boczną drogę przerwał ten hipnotyczny stan wzbudzając zaciekawienie Olgi i ekscytację panów. Jeden z nich, prawdopodobnie najsłabsze ogniwo w łańcuchu trunkowych gigantów scenicznym szeptem oznajmił:

- Słyszałem, że w Ośrodku mają otwarty bar w podziemiach i lądowisko dla śmigłowca.

Dyrektorski samiec alfa osadził go w miejscu mówiąc:

– Wszystko zależy od poziomu dostępu, mój stary.

Olga stanowczo wpatrywała się w krajobraz za oknem, w odbiciu szyby widząc jednak dokładnie efekt upokorzenia wywołany wypowiedzianymi słowami.

W ciszy, która zapanowała słychać było jedynie gałęzie uderzające o karoserię – powierzchnia drogi była doskonale utrzymana, ale zachowana gęstwina zdawała się celowo skrywać cel podróży. W końcu wjechali na rozległą polanę. W jej centrum stał imponujący gmach wykonany z drewna. Pełne bale, portyk inspirowany stylem dworkowym, wsparcie dla dachu stanowiły imponujące pnie drzew. Na parkingu widać już było kilkanaście identycznych jak ten którym przyjechali samochodów – wszystkie były lśniące, luksusowe z dyskretnym logo – Narodowe Służby Leśne. Po odebraniu karty dostępu do pokoju odszukała windę, do której wkroczył również Dyrektor Alfa. Zatrzymawszy na niej wzrok stwierdził:

- Pani zrobi dziś pierwszy materiał, pogoda piękna, w sam raz na spacer. Dziś nie ma pani potrzeby być na spotkaniu, wie pani yyyy gradacja dostępu, protokoły yyyy tego jak mu tam - bezpieczeństwa.

Winda zatrzymał się na pierwszym piętrze. Dyrektor Alfa, rzecz jasna, jechał wyżej. Olga wysiadła.

2

Las był przepiękny. Natychmiast po opuszczeniu ukrytego na polanie Ośrodka i wejściu między drzewa otoczył ją jak szalem. Ukoił spokojem. Krawędzie dźwięków pieczołowicie pozbawiono ostrza i zaaplikowano ożywczy zapach. Nic nie drażniło uszu, cisza była iście kojąca. Wiszące między pniami drzew słońce dodało scenerii dodatkowego czaru. Wspaniałe światło złotej godziny zachęcało do pracy. Olga wyjęła sprzęt i zaczęła szukać ustawień, które uchwycą tę wielowymiarową urodę oddając przy tym panującą w kniei atmosferę.

- Sanktuarium – wyszeptała bezwiednie.

Strzeliste, smukłe sosny jak filary katedry, baldachimy liści tworzące drgające od wiatru sklepienie, na którym z każdym ruchem powietrza, jak w kalejdoskopie, zieleń spleciona ze światłem malowała coraz to nowe freski. Odgłosy leśnego życia niczym radosne psalmy.

Zapamiętana w pracy Olga rozejrzała się wokół siebie – potrzebne jej było coś ekstra – serce tej żywej świątyni – ruszyła przed siebie licząc, że coś wpadnie jej w oko. Szła szybko wiedząc, że to w lesie budzi się zmierzch, który następnie wypełza na pola. Jeszcze było jasno i ciepło…

Widok, który ukazał się jej oczom sprawił, że poczuła dreszcz i stanęła jak wryta. Przed nią rozpościerała się ogromna połać wykarczowanych drzew, setki ściętych przy ziemi pni. W swojej ilości i chaotycznym niezorganizowaniu wyglądająca jak pradawna nekropolia, jak pokrzywiony przez czas cmentarz.

- Oto jest - pomyślała – nie serce, lecz ołtarz.

Olga pracowała. Kolejne kadry. Dźwięk spustu migawki w nastałej z nagła ciszy wydawał się nieznośnie głośny. Nie było śpiewu ptaków ani wygłuszonych obecnością kory i liści dźwięków. Las cierpiał w milczeniu i tak też objawiał swą ranę. Oto ofiara dla bezwzględnego bóstwa. Olga czuła, że wie co to za bóstwo i w bezsilnej złości dokumentowała cmentarzysko drzew, do chwili, gdy uznała, że z kadrów zaczęło znikać światło. Spakowała sprzęt i ruszyła w kierunku, w którym mieścił się Ośrodek. Miała do przejścia niemal cały wykarczowany obszar, szybkim krokiem mijała wystające ponad ziemię pnie. W lesie, w świetle dnia, czuła się bezpiecznie, ale teraz klucząc w szarym zmierzchu pomiędzy niezliczonymi kikutami poczuła niepokój wynikający prawdopodobnie z faktu przebywania na otwartej przestrzeni.

Czuła się obserwowana… Mrowienie na karku drażniło zmysły. Zatrzymała się i uważnie rozejrzała wokół – czarna ściana lasu naprzeciw niej zdawała się nieprzenikniona. Poczuła lęk na myśl o tym, że za chwilę będzie musiała się w nią zanurzyć. Spojrzała pod nogi - na ziemi, w słabym świetle odchodzącego dnia dostrzegła leżący u jej stóp przedmiot. Podniosła go, obejrzała pobieżnie - w półmroku trudno było stwierdzić co to jest i do czego służy. Pod palcami poczuła ciepło. Zdziwiona tym niespodziewanym wrażeniem chciała przyjrzeć się bliżej, niestety było już za ciemno.

- Pewnie nagrzał się słońcem leżąc odkryty na gołej, wykarczowanej ziemi – podsunął uprzejmie mózg.

Olga schowała przedmiot do kieszeni. Już późno, więc tyle na dzisiaj – stwierdziła i puściła się biegiem. Ryzykując upadek, skręcenie lub złamanie nogi gnała między drzewami ścigana przez ciemność. Las z każdą chwilą wypełniał się lepkim mrokiem. Chyba zgubiła drogę. Właśnie postanowiła zatrzymać się, poszukać w plecaku latarki i sprawdzić czy jej telefon jest w zasięgu sieci, gdy z dala posłyszała niewyraźne dźwięki. Ruszyła w tym kierunku. Umpa, umpa. Rytm zmienił się w dźwięki, a te, po kolejnych kilku metrach wypełniły się treścią. Olga rozpoznała najnowszy hicior, aktualny numer jeden wszystkich dyskotek.

- Uff - pomyślała i nucąc pod nosem refren skierowała się w kierunku pojawiającego się między drzewami światła.

3

Najchętniej zostałaby w pokoju, była jednak wściekle głodna. Poza tym czuła, że taka izolacja nie będzie dobrze widziana przez przełożonych. Niby nikt nie patrzy, a wszyscy wszystko widzą. Piotr, którego zastępowała opowiadał jej niekiedy o baletach na imprezach firmowych, niezmiennie określając je mianem imponujących maskarad. Olga dałaby sobie rękę uciąć, że brzmiała w tym celowo zastosowana ironia. Z przekory nie wypytywała o szczegóły czując, że Piotr relacjonując podobne wyjazdy również odrywa przed nią jakiś spektakl. Nie rozumiała motywów tego przedstawienia jednak uprzejmie słuchała, a gdy tylko było to możliwe zmieniała temat. Nie lubiła maskarad, nawet imponujących. Nie kręciła jej wizja zabawy polegająca na tym, że każdy udaje. To musi być wyczerpujące. Dziś sama została zaproszona do teatru i w zasadzie nie wiedziała czy czeka ją dramat czy komedia. Z całą pewnością chciała coś zjeść, a to motyw wystarczająco dobry. Szybki prysznic i mała czarna. Za pół godziny będzie z powrotem. Drzwi windy rozsunęły się bezgłośnie, Olga nie wsiadła. Powstrzymał ją przed tym całokształt zastanej w kabinie sytuacji.

– Zajęte - wycharczał koleś, którego wykrzywioną twarz widać było w lustrze.

Podniósł wzroki i spojrzał na nią, łapiąc na moment w lustrzane sidła, zszokowaną twarz Olgi. Nie przerywał, a dziewczyna w czerwonej sukience uniesionej na biodrach, oparta o lustrzaną ścianę nawet nie otworzyła oczu. Jej głowa bezwładnie opadła na jego ramię podskakując rytmicznie.

Olga przyciskiem zamknęła im drzwi

– Ja pierdolę, jednak romans - pomyślała schodząc schodami.

Stanowczo postanowiła wymazać ten obraz z pamięci. Umiała to robić. Rutynowo...

Weszła do ogromnej sali. Widok, który się przed nią roztaczał, choć przyznała to niechętnie, faktycznie okazał się imponujący. Sporo się spóźniła, wyglądało to co najmniej na trzeci akt.

Leśnicy bawili się w najlepsze. Obsługa Ośrodka musiała doskonale znać preferencje Narodowych Służb Leśnych, bo zapewniła uczestnikom rozrywkę na najwyższym poziomie. Ogłuszający tętent emitowany przez ogromne kolumny wprawiał w popłoch organy wewnętrzne. Podwieszona w ciemności kula dyskotekowa zapewniała przetykaną psychodelią intymność.

Leśnicy zatrudniali niewiele kobiet. Obijało się to pijacką czkawką szczególnie podczas imprez. Wyraźnie brakowało partnerek do tańca. Mimo to zaradne chłopaki radziły sobie i to w sposób, który faktycznie można było określić wyłącznie słowem: imponujący. Tańczyli, choć to chyba za dużo powiedziane. Jedyny w swoim rodzaju performance – coś między skomplikowanym układem na otwarcie olimpiady, a zaproszeniem do mordobicia. Rzetelnie można by ocenić to wyłącznie obserwując całość z odpowiedniej wysokości. Być może Leśnicy nakreślali właśnie najlepsze na świecie żywe obrazy. Albo i nie. Raczej nie… Trzymając się mocno za ramiona tworzyli bardzo nieokrągłe koła, które następnie wpadały w pełnej szybkości w konkurencyjne koła kolegów. Moment zderzenia cieszył wszystkich niezmiernie – i tańczących i widownię. Napędzani muzyką, szałem i alkoholem raz po raz tworzyli nowe układy, zmieniali skład osobowy i położenie – koła zderzały się, Leśnicy śmiali się do łez, a podłoga drżała. To dla ciała. Było też coś dla ducha. Wybrańcy, ci, którzy mieli najlepszy refleks i bajer sprawdzali jakie mają szczęście w wyjazdowej miłości zapraszając do tańca nieliczne obecne na sali panie. Tych kilka par na parkiecie dzielnie walczyło o życie. Koniec mógł nadejść w każdej chwili nie tracili więc czasu, W tej chwili większość z nich była już na etapie pierwszej bazy stanowczo ignorując fakt aktualnego tempa muzyki. Falowali sobie a muzom w tak zwanym wolnym tańcu. Na parkiecie istniały dwie rzeczywistości – wkręceni w koła i nieprzytomnie zakochani. Skołowani czy też kołujący Leśnicy zdawali się rządzić na parkiecie zawłaszczając kolejne jego obszary. Dokonanie kolejnych aneksji świętowali wspólnym rykiem, obłąkanym bratem śpiewu. Zaprogramowane na wyjazdowy romans pary zepchnięte zostały pod ściany. Sprawy uległy nagłemu przyśpieszeniu. Pary pragmatycznie uznały, że zaliczyły grę wstępną i czas na resztę. Jedna po drugiej znikały ze sceny. Hipnotyczna, skołowaciała szczęśliwość wygrała. Co za radość!

Olga spostrzegła, że z przeciwnej strony sali wpatruje się w nią jakiś mężczyzna. Wysoki brunet, który w przeciwieństwie do leśnej braci postanowił na wieczór zdjęć mundur i zostać cywilem. Uświadomiła sobie, że jej obecność przy parkiecie uznana może zostać za chęć zatańczenia wolnego tańca w celu odbycia szybkiego stosunku. W pośpiechu przeszła więc do części restauracyjnej. Od kelnera dowiedziała się, że kolacja wydana została już dwie godziny temu, że może zamówić wyłącznie coś z baru i że gorące dania to tylko na poziom minus jeden, gdzie wie pani…

- Jasne, pieprzona gradacja dostępu - dopowiedziała w myślach Olga.

Kupiła dużą paczkę chipsów i butelkę wina zdecydowana pochłonąć tę ucztę w samotności.

4

Stał w korytarzu przy windzie. Ten sam typ, który gapił się na nią przy parkiecie. Zobaczyła go zbyt późno. Do tego, z niechęcią, stwierdziła, że nie wygląda na tak pijanego jak reszta imprezowiczów. Rozejrzała się dyskretnie sprawdzając czy jest jakaś alternatywna droga na jej piętro. Niestety, facet obrał pozycję strategiczną, tak, aby odgrodzić ją również od schodów. Wyraźnie wkurzona podeszła do windy, ale zawahała się widząc wyświetlacz informujący, że kabina jest zaraz za drzwiami. Nie wiedziała czy powinna otworzyć drzwi. Nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Cóż, do czasu… Najwyraźniej uznał jej niepewność za zachętę.

- Chcesz się ruchać mała?

Odczuła ulgę, gdy usłyszała tak zadane pytanie. Nacisnęła przycisk. Drzwi windy otworzyły się Olga weszła do środka. Nieznajomy nie wszedł za nią najwyraźniej jednak czekał na odpowiedź.

- Wypierdalaj - odpowiedziała spokojnie.

- Nie wiesz kim jestem - zaczął.

- Dobrze wiem - odparła wciskając zamykanie drzwi.

Te dwie sekundy, gdy mierzyli się wzrokiem trwały wieki….

5

Weszła do pokoju rozdygotana. Dokładnie zamknęła drzwi. W podobnych chwilach starała się zdusić w zarodku gniew, który sprawiał, że trzęsły jej się ręce. Pełna niewypowiedzianych pretensji żałość zmieniała się w dławiącą gulę w gardle, łzy w oczach i piekącą ciszę. Cisza, która nie powinna mieć miejsca, tak jak nie powinno mieć miejsca zdarzenie sprzed chwili. Nie chciała go i nie zasłużyła na nie, ale – jak tchórz – wybrała tę piekącą ciszę. Wybór niemal bez wyboru biorąc pod uwagę okoliczności, ale piłeczka z decyzją była po jej stronie. Zamiast przerwać zmowę milczenia westchnęła i … zachowała się rutynowo - otworzyła wino. Chciała szybko przywrócić się do równowagi. Po chwili zastanowienia Olga, zaraz po trzej lamce, postanowiła umieścić zdarzenie sprzed windy w kategorii niemiłych, ale nieszkodliwych. Incydent dołączył do dość bogatego zbioru podobnych wspomnień wraz z etykietką _jebać to_.

6

Olga włączyła komputer autentycznie ciekawa efektów wczesnowieczornych kadrów. Miała przeczucie, że to wspaniałe światło, które trafiło jej się tego wieczoru sprawi, że postrodukcja będzie symboliczna. Nie myliła się, obrazy lasu pełne były przetkanego złotem blasku dając dramatyczny efekt, które uwielbiało jej kierownictwo. Udało jej się zrobić również kilka mniej banalnych ujęć. Poczuła satysfakcję, która zniknęła, gdy na monitorze pokazały się zdjęcia z wyrębu. Smutek tej wielkiej pustki, nieobecnej tkanki na żywym ciele lasu robił piorunujące wrażenie. Obiektywnie stwierdziła, że to jedno z jej lepszych zdjęć. Granice okaleczenia uwidocznione zostały bardzo plastycznie, były, niemal trójwymiarowe, udało się jej pięknie uchwycić żywą głębię żywego tła - lasu. Pierwszy plan – morze pni – widniało w tym układzie jak przerażający kontrast. Widok nie pozostawiał złudzeń – rana ta zabliźni się za wiele, wiele lat….

Mimo, że widok był nieznośnie smutny Olga raz po raz wracała do tych zdjęć. Jak do strupa, który się zdziera choć się nie powinno. Jej uwagę zwróciło jedno, szczególnie udane. Tuż przy granicy zieleni zobaczyła coś co ją zaintrygowało. Jakość pliku dawała możliwość dużego powiększenia. Wlała w cyfrowy układ nieco światła – powiększyła całość i po chwili znalazła interesujący ją fragment. Przełknęła ślinę czując jak mrowienie przechodzi przez jej po plecach. Na powiększonym fragmencie zobaczyła mężczyznę. Ukryty w cieniu, praktycznie niewidoczny. Zdradziły go oczy – ciemne i lśniące. To ich blask przyciągnął jej uwagę. Plama twarzy – to wszystko co miała, reszta zatopiona była w cieniu. Po dłuższej pracy nad obrazem Olga była prawie pewna, że mężczyzna nosi coś na szyi. Kształt wydał się Oldze znajomy. Cylindryczny, Niewielki, tak, aby dobrze leżeć w dłoni. W tej właśnie chwili przypomniała sobie o znalezionym w lesie przedmiocie. Swoim kształtem przypominał to co widziała na szyi mężczyzny. Z niedowierzaniem pokręciła głową. Patrząc na monitor nadal nie była pewna czy nie patrzy na ducha. Maksymalnie powiększyła głowę człowieka. Oczy patrzyły badawczo, twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Teraz siedząc w pokoju przy komputerze Olga zrozumiała, że człowiek ten musiał doskonale widzieć ją w lesie… Patrzył wszak wprost w obiektyw.

- Kim on jest do cholery…

Wyszła na balkon, aby złapać oddech. Było cicho, ciepło i ciemno. Najwyraźniej podczas pracy na fotografiami impreza Leśników musiała się skończyć. Otaczające Ośrodek drzewa stały w dostojnym milczeniu. Zamyśliła się - czy on tam jest, ten człowiek? Co robi w lesie? Mieszka tam? Jest sam? Może to jakiś wyrafinowany protest zorganizowany nie przez przypadek przez organizacje ekologiczne na czas zjazdu wierchuszki Narodowej Straży Leśnej? Może to wyraz braku zgody na podobne jak ta znaleziona dziś wycinka? Pytania odbiły się od nieruchomej ściany lasu. Niemy, ale żywy świadek. Las stojący u progu Ośrodka, zaraz za siatką kompleksu był jak kolejna osoba dramatu. Miał swój oddech, swoją temperaturę, wydawał odgłosy – konary strzelały z knykci, krzyki nocnych ptaków naruszały ciszę jak nagłe kaszlnięcia. Olga zaciągnęła się leśnym aromatem. Z zadumy wyrwały ją pochodzące z innego świata odgłosy. Usłyszała szybkie kroki na żwirowej ścieżce. Ktoś pośpiesznie zmierzał w kierunku niskich budynków usytuowanych z tyłu, za hotelem. Olga przywołała przed oczy topografię terenu. Zdaje się sześć niskich, jednopiętrowych, baraków, które obecnie zupełnie ciche i nieoświetlone pojawiły się jak znaczniki ustawione na mapie jej pamięci. Ktoś musiał otworzyć drzwi jednego z nich. Olga usłyszała, że budynek opuszcza w kojarzącym się z wojskiem porządkiem trudna do ustalenia ilość osób. Dotarł do niej zorganizowany, równy odgłos lekkiego truchtu. Żadnych potknięć czy potrąceń mimo absolutnych ciemności. Nie wkroczono na żwirową ścieżkę, słyszała więc tylko charakterystyczny głuchy odgłos ciężkich butów na trawie, ocieranie się tkanin, jakieś drobne odpryski dźwięków, które w tej chwili pozwoliły, z niewielką zresztą pewnością, określić wielkość niewidocznej kolumny. Zdaniem Olgi maszerowało w zorganizowanym szyku, w równym tempie, jakieś kilkadziesiąt osób. Prosto, szybko, bezkolizyjnie. Skierowali się do lasu. Gdy wkroczyli między drzewa uporządkowany układ uległ rozerwaniu. Dźwięki wydawane przez idących zyskały nowy wymiar, stały się bardziej chaotyczne. Dopiero po jakiejś minucie, gdzieś daleko, między drzewami, Olga zobaczyła światełka. Zapalili czołówki, stwierdziła. Szybko próbowała je policzyć, grupa była już jednak za daleko, a światła zbyt ruchliwe. Nie wiedzieć dlaczego powiedziała szeptem:

- Uważaj człowieku z lasu, idą po ciebie.

7

Poranek zastał ją z mocnym postanowieniem porzucenia wszelkiego szaleństwa. Niby plik z obrazem tajemniczego mężczyzny nadal był na dysku jej komputera. Niby była czymś w rodzaju świadka zorganizowanego nocnego wymarszu jakiejś tajnej formacji. Ale przecież to wszystko może nadal nic nie znaczyć, a nawet jeśli znaczy to nie ma z nią związku. Ważne jest bezpieczeństwo i higiena pracy. Zjadła śniadanie w niemal pustej sali. Kac nie brał jeńców. Wczorajsi wojownicy lizali jeszcze rany w pokojach, a niektórzy z pewnością bardzo uważali, aby nie spotkać swojego wzroku w lustrze. Olga wolna od podobnych dylematów wyszła przed budynek. Do prelekcji został kwadrans. Teraz, w świetle dnia, wszystko wyglądało racjonalniej. Równie więc zwyczajnym wydał się jej spacerek w kirunku sześciu baraków. Ruszyła żwirową ścieżką uważnie obserwując budynki, im była bliżej tym bardziej czuła, że popełnia fatalny błąd. Zastanowiła się nad źródłem tego niepokoju, spojrzała przez ramię i stwierdziła, że ktoś się na nią patrzy. Zatrzymała się. Od budynków dzieliło ją zaledwie 50 metrów.

- Powinnam zostać czy iść? – zanuciła w myślach

Olga postanowiła posłuchać intuicji, niechętnie odwróciła się i zobaczyła za imponującym balem wspierającym portalu budynku konkretnego palanta - tego samego typa, z którym odbyła wczoraj przeuroczą rozmowę przy windzie. Czujnie przyglądał się temu co robi. Błyskawicznie podjęła decyzję - zawróciła i zdecydowanym krokiem ruszyła w jego kierunku.

- Dzień dobry - powiedziała z zadowoleniem zauważając zakłopotanie na jego twarzy.

- Dzień dobry - odpowiedział i zamilkł, aby po chwili dodać. - Wie pani mam brata bliźniaka…

- Litości - przerwała mu zdegustowana Olga, nie chcąc ani chwili dłużej słuchać tych bzdurnych tłumaczeń.

W ostatniej sekundzie powstrzymała się przed wyłożeniem mu kawy na ławę. Zamiast tego postanowiła podjąć tę raczej mizerną grę uznając, że dzięki niej może uda jej się czegoś dowiedzieć.

- Co do tego bliźniaka. To zły bliźniak, bardzo zły … – Olga zabawnie zmarszczyła brwi – radzę go więc ze sobą nie zabierać, rujnuje panu reputację. Można mi wierzyć lub nie – kontynuowała zdecydowanym tonem - ale faktycznie spotkałam wczoraj kogoś łudząco podobnego do pana. Jednak – przecież niemożliwe, aby był to pan – kolejny wystudiowany grymas twarzy Olgi stanowił parodię szczerego niedowierzania - to raczej ten bliźniak, a raczej bydlak…

- Najwyraźniej musiała tu zajść jakaś tragiczna pomyłka. Taki sobowtór może narobić człowiekowi kłopotów. Inni zaczynają źle myśleć o bogu ducha winnym oryginale – dokończyła wypowiedź suchym, pozbawionym emocji tonem, a jej twarz była jak wypruta z emocji maska.

- Zapamiętam - odpowiedział równie poważnie, jakby udzielona przez nią rada a raczej reprymenda mogła mieć dla niego jakąkolwiek realną wartość.

Olga uznała zaś temat za zamknięty, ciesząc się tym, że nie dała się nakryć na węszeniu w okolicach tajemniczych baraków oraz tym, że znalazła odwagę na konfrontację z nieznajomym.

- Wchodzi pan - spytała widząc, że na zegarze w lobby dochodzi dziewiąta. Na wykład – dodała wykonując ruch głową w kierunku sali prelekcyjnej.

- Tak, wchodzę – odpowiedział. - Pani również? – nie potrafił ukryć zdziwienia.

- A i owszem - odpowiedziała pokazując na swoją torbę ze sprzętem – będę tworzyć fotorelację z wiekopomnego wydarzenia – dla potomności oraz moich dyrektorów, których jakoś tu nie widzę. - Kto dziś będzie walił ściemę – kontynuowała tonem uprzejmej konwersacji, która z pewnością nie miała tu miejsca.

- Ja - odpowiedział - frajer, który ma brata bliźniaka, prawdziwą świnię - sobowtóra, który któregoś dnia pociągnie mnie na dno.

- O kurwa! – bezgłośnie podsumowała Olga.

8

Sala świeciła pustkami. Zajęte było może trzydzieści krzeseł z dostępnych dwustu. Słuchacze rozstrzeleni byli w tej przestrzeni w odległościach pozwalających na komfort niezbędny do cierpienia w samotności. Obecni przedstawiali różne stadia otępienia – niektórzy spali, drzemali lub medytowali – zamknięte oczy utrudniały ostateczne potwierdzenie. Pozostałe osoby trzymały w rękach pobrane ze stołu butelki wody mineralnej. Z tych lepszych, w szkle, na którym skraplała się zimna rosa. Jeden z siedzących w desperacji przytknął sobie butelkę do czoła, Olga miała wrażenie, że słyszy skwierczenie. Zadanie będzie trudniejsze niż myślała. Zawiesiła na szyi identyfikator i zaczęła ustawiać sprzęt. Ulokowała się w okolicy mównicy. Robiła zdjęcia starając się kadrować tak, aby nie pokazywać pustej sali i bólu na twarzach słuchaczy. Śpieszyła się wiedząc, że ma bardzo niewiele czasu zanim sytuacja wszystkich stanie się wręcz nieznośna. Z doświadczenia wiedziała, że gdy zacznie się wykład będzie jeszcze gorzej.

9

Prowadzący przedstawił się – dr Robert Kochawski z Katedry Biologii i Ekologii Lasów.

-Nieźle – pomyślała - tytuł, a do tego z zapasem odmierzona dawka tupetu i podłości.

Olga jeszcze wczoraj przejrzała agendę. Już wcześniej słyszała również o czym będzie mówił Kochawski. Szok ją ominie - nie będzie musiała kolejny raz zmuszać zdumionego mózgu do ogarnięcia szwindla ubranego w tytuł: _Nowa definicja biomasy szansą na lepszą przyszłość_. Piękny tytuł, który mamił, tworząc eko-miraż, wielokrotnie mijający się z ustalonymi w badaniach faktami. Pamiętała dzień, gdy Piotr opowiedział jej, że o zmianie przepisów dotyczących definicji odnawialnych źródeł energii – ich listę uzupełniono o drewno. Katalog OZE spisano tak, aby wycinkę zdrowych drzew uznać za pozyskiwanie biomasy. Rabunkowe haratanie lasów zrównano z energią pozyskaną z wiatru lub słońca. Teraz będzie można ciąć i ciąć a potem spalać drewno w elektrowniach! Leśnicy zagwarantowali sobie stabilny rynek zbytu, za nic mając fakt, że to akurat paliwo odnawia się dość powoli. Co nam to mówi o samym doktorku ?

Olga zabijała czas snując rozważania. Zatem Kochawski poza tym, że molestuje kobiety w niewybredny i agresywny sposób proponując im seks dorabia sobie na prelekcjach dla leśników, których i tak nic to nie obchodzi. Leśnej braci nie trzeba do niczego przekonywać, oni od zawsze uważają, że mają lasy na własność. Na każdą interwencję z zewnątrz reagują ze świętym oburzeniem…

Olga dyskretnie przemieszczając się po sali zmieniła przedmiot swoich zainteresowań. Zostawiła słuchaczy ich cierpieniom a skupiła się na prowadzącym.

- Ten cały Kochawski – aż prychnęła w myślach z niewypowiedzianej niechęci.- Czy incydent sprzed prelekcji powinien być źródłem jej zakłopotania?

- A gówno – fakt - pozwoliła sobie na kpiące stwierdzenie o waleniu ściemy w miejscu, gdzie wszyscy to wiedzą, ale nikt o tym nie mówi. Ale nie sądziła przecież, że kieruje je do autora wystąpienia. To pech, który niezmiennie jej towarzyszy. Uznała, że szanowny prelegent ma większe powody do wstydu. Jeśli jednak jest osobą taką jak sądziła to pewnie zechce jej odpłacić za tę nadmierną szczerość. Do tej pory miała go za pośledniego zboczeńca, zdesperowanego amatora przygód z terenem łownym w okolicach windy. Sporo się zmieniło. Okazało się, że to branżowa szycha. Myślała intensywnie, nie przerywając pracy. Czuła, że w ocenie dr Kochawskiego popełniła jakiś błąd. Coś jej nie grało - jest jakiś dysonans. Przeanalizowała dostępne jej wersje szanownego doktorka – typ sprzed windy i jego propozycja, facet nieporadnie tłumaczący się ze swojego zachowania, pracownik naukowy, który z niskich pobudek serwuje słuchaczom nieprawdę. Nałożone na siebie obrazy miały nieostre granice i w irytująco niejasny sposób kłóciły się między sobą. Olga zrobiła jeszcze kilka zdjęć, w tym prowadzącemu. Nie uszło to jego uwagi, wyprężył się i zmarszczył brew, zaczął się jąkać. To oczywiście była podpucha – porządnie sfotografowała go już wcześniej, przewidując, że, gdy ją zauważy natychmiast zacznie wpadać w sztuczne pozy. Nie zdziwiła się - jego zachowanie właśnie potwierdziło to o czym przed chwilą myślała. Zna się na tym do cholery - on udaje. Olga postanowiła nie zastanawiać się dlaczego.

- Dobrze ci tak, bój się teraz – pomyślała tylko.

10

Usiadła w pierwszym rzędzie i szybko wpisała nazwisko Kochawskiego w okno przeglądarki telefonu. Chciała dowiedzieć się, czy zanim kilkusetletnie starodrzewia, stały się biomasą doktorek miał może inne poglądy. No więc miał i nawet dość odważnie je głosił…. Ambitny i zaangażowany naukowiec. O co tu chodzi?

- Kurwa, dziewczyno – w myślach przywołała się do porządku. Przecież to proste. Jest tu dla forsy… - W dupie mam jego wcielenia – pomyślała – jest planetem, bo jako naukowiec zna prawdę, ba, stał po jej stronie i rozmienił ją na drobne. Choć to wcale nie musiały być drobne… W grę wchodzi pewnie poważna kasa…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: