Boska Komedia - ebook
Boska Komedia - ebook
Nowe, wyjątkowe, najbliższe oryginałowi tłumaczenie Boskiej Komedii Dantego.
Relacja z najbardziej śmiałej i bogatej podróży w dziejach ludzkości – wędrówki po zaświatach.
Polscy czytelnicy mają do dyspozycji wiele tłumaczeń tego dzieła – pięknych, poetycko porywających, ale pokazujących wyłącznie w przybliżeniu to, co dla samego Dantego-poety było nie mniej ważne od poetyckości: to, co zobaczył, poznał, usłyszał, przeżył w zaświatach Dante-wędrowiec, bohater własnego poematu.
Dante – zdaniem tłumacza – nigdzie nie napisał, że świat, o którym opowiada, był snem, czy przestrzenią wyobraźni. Autor Boskiej Komedii w niemal każdym wersie zaświadcza, że nie jest fantastą, lecz świadkiem, obserwatorem, reporterem. I jeśli wierzyć tej perspektywie, w 1321, roku śmierci Dantego, w którym ukończył dzieło, ludzie żyjący na ziemi dostali od niego jedyne w historii świadectwo wędrówki przez całe zaświaty, od początku do końca.
Jedyny taki przekład Boskiej Komedii, w którym nie są ważne piękne gładkie rymy, lecz sensy i szczegóły znaczące dla „reporterskiej wędrówki Dantego”.
Wydanie wzbogacone jest fotografiami Jacka Poremby.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07728-3 |
Rozmiar pliku: | 3,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
W połowie wędrówki naszego życia
2
znalazłem się w ciemnej dziczy,
3
bo prosta droga była zgubiona.
4
Ach, jak ciężką rzeczą jest mówić, jaka była
5
ta dzicz dzika i surowa, i mocna,
6
która w myśli odnawia strach!
7
Tak jest gorzka, że niewiele bardziej jest śmierć,
8
lecz żeby mówić o dobru, które ja tam znalazłem,
9
opowiem o innych rzeczach, które ja tam dostrzegłem.
10
Ja nie umiem dobrze odtworzyć, jak ja tam wszedłem:
11
tak byłem zaspany w tamtej chwili,
12
kiedy porzuciłem dobrą drogę.
13
Lecz po tym jak ja dotarłem do stóp wzgórza,
14
tam gdzie kończyła się ta dolina,
15
która przeszyła mi serce strachem,
16
spojrzałem wysoko i zobaczyłem jego barki,
17
okryte już promieniami planety,
18
która wszystkich prowadzi prosto po każdej ścieżce.
19
Wtedy uspokoił się trochę strach,
20
który trwał mi w jeziorze serca
21
przez noc, którą spędziłem na takiej udręce.
22
I jak ten, kto z ciężkim oddechem,
23
wyszedłszy z morza na brzeg,
24
odwraca się ku groźnej wodzie i patrzy,
25
tak mój duch, który jeszcze uciekał,
26
odwrócił się wstecz, by znów spojrzeć na przesmyk,
27
co dotychczas nie przepuścił żywego człowieka.
28
Kiedy dałem nieco wypocząć zmęczonemu ciału,
29
podjąłem wędrówkę po pustym wzniesieniu,
30
tak że stopa, co wspiera, była zawsze niżej.
31
I oto, prawie na początku zbocza,
32
ryś zwinny i bardzo prędki,
33
który był pokryty cętkowaną skórą,
34
i nie uciekał mi sprzed oblicza,
35
a wręcz tak mi przeszkadzał w wędrówce,
36
że byłem zwrócony nieraz do powrotu.
37
Czas był to początku poranka,
38
a słońce wspinało się z tymi gwiazdami,
39
które z nim były, kiedy miłość Boża
40
po raz pierwszy ruszyła te piękne rzeczy,
41
tak więc dobrej nadziei były mi przyczyną
42
co do tej bestii o plamistej skórze
43
godzina czasu i słodka pora,
44
ale nie tak, by mnie nie przestraszył
45
widok lwa, który się pojawił.
46
Zdawało się, że on idzie na mnie
47
ze wzniesioną głową i ze wściekłym głodem,
48
aż wydawało się, że drży od niego powietrze.
49
I wilczyca, która wszystkich pożądań
50
wydawała się pełna w swoim wychudzeniu,
51
i wielu już ludzi wpędziła w kłopoty,
52
ona tak bardzo wprawiła mnie w odrętwienie
53
grozą, która biła z jej wzroku,
54
że straciłem nadzieję na wierzchołek.
55
I jaki jest ten, który chętnie zyskuje,
56
aż czas przychodzi, co każe mu przegrać,
57
i we wszystkich swoich myślach żali się i smuci,
58
takim mnie zrobiła bestia bez wytchnienia,
59
która idąc mi naprzeciw, stopniowo
60
spychała mnie tam, gdzie milczy słońce.
61
Kiedy ja spadałem do niskiego miejsca,
62
przed oczami zjawił mi się
63
ktoś, kto przez długie milczenie wydawał się nikły.
64
Kiedy zobaczyłem go na wielkim pustkowiu,
65
„Miserere nade mną – krzyknąłem do niego. –
66
Kimkolwiek jesteś, czy cieniem, czy prawdziwym człowiekiem!”.
67
Odpowiedział mi: „Nie człowiekiem, człowiekiem już byłem,
68
a moi rodzice byli Lombardczykami,
69
mantuańczykami z pochodzenia oboje.
70
Urodziłem się sub Julio, chociaż było późno,
71
i mieszkałem w Rzymie za dobrego Augusta,
72
w czasach bogów fałszywych i kłamliwych.
73
Poetą byłem i śpiewałem o tym prawym
74
synku Anchizesa, który przybył z Troi,
75
po tym jak pyszny Ilion został spalony.
76
Lecz ty dlaczego wracasz do takiego kłopotu?
77
Dlaczego nie wchodzisz na rozkoszną górę,
78
która jest początkiem i przyczyną wszelkiej radości?”.
79
„Więc ty jesteś ten Wirgiliusz i to źródło,
80
które roztaczasz tak szeroką rzekę mowy? –
81
ja mu odparłem z zawstydzonym czołem. –
82
O innych poetów zaszczycie i blasku,
83
niech przemówi za mną długa nauka i wielka miłość,
84
które kazały mi szukać twojej księgi.
85
Ty jesteś moim mistrzem i moim autorem,
86
ty jesteś jedynym, od którego wziąłem
87
piękny styl, który przyniósł mi zaszczyt.
88
Spójrz na bestię, przez którą zawróciłem,
89
obroń mnie przed nią, sławny mędrcze,
90
bo ona sprawia, że drżą mi żyły i przeguby”.
91
„Trzeba ci podjąć inną podróż –
92
odpowiedział, widząc moje łzy –
93
jeśli chcesz uciec z tego dzikiego miejsca.
94
Bo ta bestia, przez którą krzyczysz,
95
nie pozwala innym przejść po swojej drodze,
96
lecz tak przeszkadza im, że ich zabija,
97
a ma naturę tak złośliwą i próżną,
98
że nigdy nie syci pożądliwej chuci,
99
i po posiłku jest bardziej głodna niż przedtem.
100
Wiele jest zwierząt, z którymi się parzy,
101
i jeszcze więcej ich będzie, aż chart
102
nadejdzie, który zada jej śmierć w bólu.
103
On nie będzie się żywił ziemią ani cyną,
104
lecz wiedzą, miłością i cnotą,
105
a jego ojczyzna będzie między feltro a feltro.
106
On będzie wybawieniem tej pokornej Italii,
107
za którą umarli dziewica Kamila,
108
Eurial i Turnus, i Nizos, od ran.
109
On będzie ścigał ją po każdym mieście,
110
aż znów ją zapędzi do piekła,
111
tam, skąd wypuściła ją pierwsza nienawiść.
112
Przez co dla twojego dobra ja myślę i radzę,
113
byś szedł za mną, a ja będę twoim przewodnikiem
114
i poprowadzę cię stąd przez odwieczne miejsce,
115
gdzie usłyszysz rozpaczliwe wrzaski,
116
zobaczysz cierpiące starożytne duchy,
117
z których każdy woła o drugą śmierć;
118
i zobaczysz tych, którzy zadowoleni są
119
w ogniu, bo mają nadzieję, że dołączą
120
kiedyś do zbawionych ludzi,
121
do których później jeśli ty zechcesz wstąpić,
122
przyjdzie dusza godniejsza ode mnie –
123
odchodząc, z nią ciebie zostawię,
124
ponieważ ten cesarz, który rządzi hen w górze,
125
jako że byłem w sprzeczności z jego prawem,
126
nie chce, żeby był dla mnie wstęp do jego miasta.
127
We wszystkich częściach włada, a tam rządzi,
128
tam jest jego miasto i wysoki tron.
129
Ach, szczęśliwy ten, którego tam wybierze!”
130
A ja do niego: „Poeto, ja ciebie znów proszę,
131
przez tego Boga, którego nie znałeś,
132
bym uciekł od tego zła i gorszego,
133
byś zaprowadził mnie tam, o czym teraz mówiłeś,
134
tak bym zobaczył bramę Świętego Piotra
135
i tych, o których mówisz, że tak są smutni”.
136
Wtedy ruszył, a ja poszedłem za nim.PIEŚŃ II
1
Dzień odchodził i ciemne powietrze
2
odrywało zwierzęta, które są na ziemi,
3
od ich trudów, i tylko ja jeden
4
szykowałem się do podjęcia wojny
5
tak wędrówki, jak współczucia,
6
którą odtworzy umysł, co nie błądzi.
7
O muzy, o wzniosły umyśle, teraz mi pomóżcie;
8
rozumie, który zapisałeś to, co ja zobaczyłem,
9
tutaj objawi się twoja godność.
10
Zacząłem: „Poeto, który mnie prowadzisz,
11
wejrzyj w moją cnotę, czy jest ona silna,
12
zanim mnie wystawisz na wysoką wędrówkę.
13
Mówisz, że ojciec Sylwiusza,
14
doczesny jeszcze, do nieśmiertelnego
15
wieku poszedł, i był tam zmysłowo.
16
Jeżeli jednak nieprzyjaciel wszelkiego zła
17
był mu przychylny, myśląc o wzniosłym skutku,
18
który miał zrodzić się z niego, którym był i był jakim,
19
rozumnemu człowiekowi nie wydaje się to niesłuszne,
20
bo on był życiodajnego Rzymu i jego cesarstwa
21
ojcem wybrany w niebie empireum:
22
który i które, chcąc powiedzieć prawdę,
23
zostały ustanowione jako święte miejsce,
24
gdzie zasiada następca wielkiego Piotra.
25
W tej wędrówce, za którą ty oddajesz mu chwałę,
26
poznał rzeczy, które były przyczyną
27
jego zwycięstwa i papieskiego płaszcza.
28
Poszedł tam potem, Naczynie wybrane,
29
by przynieść stamtąd wsparcie dla tej wiary,
30
która jest początkiem drogi zbawienia.
31
Lecz czemu mnie tam iść? Lub kto to dopuszcza?
32
Ja nie Eneasz, ja nie Paweł jestem;
33
mnie godnym tego ani ja, ani nikt inny nie widzi.
34
Dlatego jeśli poddaję się tej wędrówce,
35
obawiam się, czy to wędrowanie nie jest szalone.
36
Jesteś mądry, rozumiesz więcej, niż ja wypowiadam”.
37
I jaki jest ten, co już nie chce tego, czego chciał,
38
i przez nowe myśli zmienia zamiar,
39
aż od rozpoczęcia cały się odrywa,
40
taki ja się stałem na tym ciemnym zboczu,
41
bo w myślach wypaliłem dzieło,
42
które na początku było tak ochocze.
43
„Jeżeli dobrze zrozumiałem twoje słowo –
44
odpowiedział ten cień czcigodnego –
45
twoja dusza jest rażona tchórzostwem,
46
które częstokroć przeszkadza człowiekowi,
47
tak że od zaszczytnego dzieła go odciąga,
48
jak przywidzenie zwierzynę, kiedy się ściemnia.
49
Abyś uwolnił się od tego lęku,
50
powiem ci, dlaczego ja przyszedłem i czego się dowiedziałem
51
w pierwszej chwili, kiedy się tobą przejąłem.
52
Ja byłem wśród tych, którzy są zawieszeni,
53
i wezwała mnie pani błogosławiona i piękna,
54
tak że poprosiłem ją, by rozkazywała.
55
Oczy lśniły jej bardziej niż gwiazda
56
i odezwała się do mnie delikatnie i cicho,
57
anielskim głosem, w swojej mowie:
58
«O mantuańska duszo uprzejma,
59
której sława wciąż trwa na świecie
60
i przetrwa tak długo jak świat,
61
mój przyjaciel, i to nie przygodny,
62
na pustynnym zboczu jest wstrzymywany
63
tak bardzo w wędrówce, że ze strachu zawrócił
64
i boję się, czy nie jest już tak zgubiony,
65
że ja za późno wstałam do pomocy
66
jak na to, co o nim usłyszałam w niebie.
67
Teraz ruszaj i twoim kunsztownym słowem
68
i tym, co jest konieczne dla jego ocalenia,
69
pomóż mu tak, żebym ja była tym pocieszona.
70
Ja jestem Beatrice, co ciebie posyłam;
71
przybywam z miejsca, gdzie pragnę wrócić;
72
posłała mnie miłość, która każe mi mówić.
73
Kiedy stanę przed moim panem,
74
będę mu ciebie często zachwalała».
75
Wtedy zamilkła, a potem ja zacząłem:
76
«O pani cnotliwa, jedyna, dla której
77
gatunek ludzki przekracza wszelką treść
78
tego nieba, które ma najmniejsze kręgi,
79
tak cieszy mnie twój rozkaz,
80
że gdybym już go spełnił, to i tak za późno;
81
nie trzeba ci nic więcej, niż odsłonić mi swoje pragnienie.
82
Lecz podaj mi przyczynę, że się nie wahasz
83
zstąpić tutaj w dół, do tego wnętrza,
84
z rozległego miejsca, gdzie pożądasz wrócić».
85
«Skoro chcesz to wiedzieć do głębi,
86
powiem ci krótko – odrzekła mi –
87
dlaczego nie obawiam się przyjść tutaj, do środka.
88
Bać się trzeba tylko tych rzeczy,
89
które mają moc wyrządzać zło innym,
90
innych nie, bo nie są straszne.
91
Ja jestem zrobiona przez Boga, z jego łaski, taką,
92
że wasza nędza mnie nie dotyka
93
i nie szkodzi mi płomień tego pożaru.
94
Jest w niebie pani uprzejma, która martwi się
95
tą przeszkodą, do której ciebie posyłam,
96
tak bardzo, że twarde prawo łamie tam w górze.
97
Ona wezwała do siebie Łucję
98
i powiedziała: ‘Teraz potrzebuje twój czciciel
99
ciebie, i ja go tobie powierzam’.
100
Łucja, wróg wszelkiego okrucieństwa,
101
wyruszyła i przybyła do miejsca, w którym byłam ja,
102
co siedziałam z pradawną Rachelą.
103
Powiedziała: ‘Beatrice, prawdziwa pochwało Boga,
104
dlaczego nie pomagasz temu, który kochał cię tak,
105
że wyszedł dla ciebie z pospolitej gromady?
106
Czy ty nie słyszysz skargi jego płaczu,
107
nie widzisz ty śmierci, która z nim walczy
108
na rzece, nad którą morze nie ma przewagi?’.
109
Na świecie nigdy nie było osób, które tak szybko
110
robią coś dla siebie, lub żeby uniknąć własnej szkody,
111
jak ja, po tak wyrażonych słowach,
112
zstąpiłam tu z mojej błogosławionej siedziby,
113
ufając twojej szlachetnej mowie,
114
która przynosi zaszczyt tobie i tym, którzy ją słyszeli».
115
Po tym jak mi to wyłożyła,
116
odwróciła oczy lśniące od łez,
117
czym sprawiła, że szybciej przyszedłem.
118
I przybyłem do ciebie, tak jak ona chciała:
119
zabrałem cię sprzed tej bestii,
120
która odcięła ci krótką drogę na piękną górę.
121
Więc: co jest? czemu, czemu stoisz,
122
czemu takie tchórzostwo gościsz w sercu,
123
czemu nie masz żaru i ufności,
124
choć trzy takie błogosławione kobiety
125
troszczą się o ciebie na niebiańskim dworze,
126
a moja mowa wróży ci takie dobro?”
127
Jak kwiatki przez nocny mróz
128
pochylone i zamknięte, kiedy rozjaśni je słońce,
129
prostują się całe, otwarte na swojej łodydze,
130
taki ja się stałem w mojej nadwyrężonej cnocie
131
i taki dobry żar nabiegł mi do serca,
132
że ja przemówiłem jak szczera osoba:
133
„Ach, miłosierna ta, co mi pomogła!
134
I ty uprzejmy, co posłuchałeś szybko
135
prawdziwych słów, które tobie podała!
136
Ty serce przysposobiłeś mi pragnieniem
137
wędrówki twoimi słowami tak,
138
że ja wróciłem do pierwszego zamiaru.
139
Teraz idź, bo u obu nas jest jedna wola:
140
ty przewodnikiem, ty panem i ty mistrzem”.
141
Tak mu powiedziałem, a kiedy ruszył,
142
wszedłem na drogę stromą i dziką.PIEŚŃ III
1
„Przeze mnie się idzie do bolesnego miasta,
2
przeze mnie się idzie do wiecznego bólu,
3
przeze mnie się idzie między zgubionych ludzi.
4
Sprawiedliwość poruszyła moim wzniosłym twórcą,
5
zrobiła mnie Boża moc,
6
najwyższa mądrość i pierwsza miłość.
7
Przede mną nie było rzeczy stworzonych,
8
prócz tych, co wieczne, i ja trwam wieczna.
9
Porzućcie każdą nadzieję wy, którzy wchodzicie”.
10
Te słowa ciemnej barwy
11
ujrzałem napisane na szczycie bramy,
12
na co ja: „Mistrzu, ich sens jest dla mnie trudny”.
13
A on rzekł do mnie, jak domyślna osoba:
14
„Tutaj trzeba porzucić każde wahanie,
15
trzeba, by umarł tu każdy lęk.
16
My przyszliśmy do miejsca, gdzie ja ci mówiłem,
17
że zobaczysz obolałych ludzi,
18
którzy stracili dobro rozumu”.
19
I kiedy swoją dłoń złożył w mojej,
20
z radosną twarzą, czym się pocieszyłem,
21
wprowadził mnie w sekretne rzeczy.
22
Tutaj westchnienia, płacze i głośne wycia
23
rozbrzmiewały w powietrzu bez gwiazd,
24
przez co na początku płakałem.
25
Różne języki, potworne wymowy,
26
wyrazy bólu, akcenty gniewu,
27
głosy mocne i nikłe, a z nimi bicie dłoni,
28
tworzyły zgiełk, który wiruje
29
zawsze w tej ciemnej aurze bez czasu,
30
jak piasek, kiedy tchnie wicher.
31
A ja, który miałem głowę opasaną przerażeniem,
32
powiedziałem: „Mistrzu, czym jest to, co słyszę?
33
I co to są za ludzie, którzy jawią się tak pokonani w bólu?”.
34
A on do mnie: „Tę nędzną postać
35
przyjmują smutne dusze tych,
36
którzy żyli bez hańby i bez chwały.
37
Zmieszane są z tym złym chórem
38
aniołów, które nie były ani zbuntowane,
39
ani wierne Bogu, lecz były dla siebie.
40
Wypędzają je nieba, by nie być mniej piękne,
41
i nie przyjmuje ich głębokie piekło,
42
ponieważ żadnej z nich chwały nie mieliby potępieni”.
43
A ja: „Mistrzu, co jest na tyle ciężkie
44
dla nich, że każe im tak głośno się skarżyć?”.
45
Odrzekł: „Powiem ci bardzo krótko.
46
Oni nie mają nadziei na śmierć,
47
a ich ślepe życie jest tak niskie,
48
że są zawistni o każdy inny los.
49
Świat nie przepuszcza o nich sławy,
50
miłosierdzie i sprawiedliwość nimi gardzą,
51
nie rozmawiajmy o nich, tylko patrz i idź”.
52
A ja, co patrzyłem, ujrzałem proporzec,
53
który wkoło biegł tak prędko,
54
że wydawał mi się niechętny każdemu postojowi,
55
a za nim szła tak długa ciżba
56
ludzi, że ja bym nie uwierzył,
57
iż śmierć tak wielu zniszczyła.
58
Po tym jak tam nie rozpoznałem nikogo,
59
ujrzałem i poznałem cień tego,
60
który z tchórzostwa dokonał wielkiej odmowy.
61
Od razu zrozumiałem i nabrałem pewności,
62
że była to sekta tchórzy
63
niemiłych Bogu i jego wrogom.
64
Ci nieszczęśni, którzy nigdy nie byli żywi,
65
byli nadzy i bardzo ponaglani
66
przez muszyska i osy, które tam były.
67
One siekały im twarze krwią,
68
która, zmieszana ze łzami, u ich stóp
69
była zbierana przez dokuczliwe robaki.
70
A kiedy przypatrywałem się dalej,
71
ujrzałem ludy na brzegu wielkiej rzeki,
72
przez co powiedziałem: „Mistrzu, teraz pozwól mi,
73
bym dowiedział się, kim są i jaka reguła
74
sprawia, że wydają się tak gotowe do przeprawy,
75
jak widzę przez nikłe światło”.
76
A on do mnie: „Te rzeczy będą ci znane,
77
kiedy my wstrzymamy nasze kroki
78
na smutnym brzegu Acheronu”.
79
Wówczas, z oczami zawstydzonymi i spuszczonymi,
80
bojąc się, że moja mowa jest dla niego drażniąca,
81
aż do rzeki powstrzymałem się od mówienia.
82
I oto ku nam nadciąga łodzią
83
starzec, biały od starego zarostu,
84
krzycząc: „Biada wam, dusze nikczemne!
85
Nie miejcie nadziei ujrzeć kiedyś niebo.
86
Ja przybywam, żeby was zabrać na drugi brzeg,
87
do wiecznych ciemności, na upał i mróz.
88
A ty, który tam jesteś, żywy duchu,
89
odłącz się od tych, którzy umarli”.
90
Lecz kiedy zobaczył, że się nie odłączam,
91
powiedział: „Inną drogą, przez inne porty
92
dotrzesz do brzegu, żeby przejść, nie tędy:
93
powinna zabrać ciebie lżejsza łódka”.
94
A książę do niego: „Charonie, nie złość się:
95
tak chce się tam, gdzie się może
96
to, czego się chce, i więcej nie pytaj”.
97
Wówczas ucichły wełniste policzki
98
wioślarzowi z sinego bagna,
99
który wokół oczu miał ogniste kręgi.
100
Ale te dusze, które były zmęczone i nagie,
101
zmieniły barwę i szczęknęły zębami,
102
kiedy tylko usłyszały okrutne słowa.
103
Przeklinały Boga i własnych rodziców,
104
ludzki gatunek i miejsce, i czas, i nasienie
105
ich poczęcia i ich narodzin.
106
Potem cofnęły się wszystkie razem,
107
głośno płacząc, na przeklęty brzeg,
108
który czeka na każdego człowieka, co nie boi się Boga.
109
Charon demon, o oczach jak żagwie,
110
dając im znaki, wszystkie je gromadzi,
111
bije wiosłem każdego, kto przysiada.
112
Jak jesienią opadają liście
113
jeden obok drugiego, aż gałąź
114
widzi na ziemi całe swoje zwłoki,
115
podobnie złe nasienie Adama
116
rzuca się z tego brzegu jedno za drugim,
117
na znaki, jak ptak na wezwanie.
118
Tak odpływają przez ciemną falę,
119
a zanim po tamtej stronie wysiądą,
120
tutaj znowu zbiera się nowy zastęp.
121
„Synku mój – powiedział uprzejmie mistrz –
122
ci, którzy umierają w Bożym gniewie,
123
wszyscy przychodzą tu z każdej krainy
124
i są gotowi przeprawić się przez rzekę,
125
bo spina ich Boża sprawiedliwość,
126
tak że lęk zmienia się w pragnienie.
127
Tędy nigdy nie przechodzi dobra dusza,
128
i dlatego jeśli Charon na ciebie narzeka,
129
możesz już dobrze rozumieć, co znaczy jego mowa”.
130
Kiedy to skończył, ciemne pole
131
zadrżało tak mocno, że ze strachu
132
umysł jeszcze zalewa mnie potem.
133
Ziemia zapłakana wydała wiatr,
134
co rozbłysnął karminowym światłem,
135
które zwalczyło moje wszelkie czucie,
136
i upadłem jak człowiek, którego chwyta sen.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------