Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Brat - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 października 2023
Ebook
41,50 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
41,50

Brat - ebook

Pewnego deszczowego dnia policja odnajduje zwłoki brutalnie zamordowanej kobiety, już drugie w ciągu kilku dni. W obu przypadkach nogi ofiar zostały ze sobą zszyte, a ich ciała – porzucone w rzece przepływającej przez Norrköping. Szybko staje się jasne, że morderstw dokonał ten sam sprawca. Kim jest i dlaczego zależy mu, by jego ofiary wyglądały jak syreny? I czy kolejną porwaną kobietę spotka taki sam los?

Zespół śledczych z Janą Berzelius na czele odkrywa powiązania ze zbrodnią sprzed lat. Jej sprawca, Simon Norell, może okazać się kluczem do rozwiązania zagadki. Najpierw jednak ktoś musi nawiązać z nim kontakt. Jedyną osobą, której może się to udać, jest Danilo Peña, osadzony wraz z Simonem w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.

Brat to pełna napięcia powieść o mierzeniu się z brutalną przeszłością, o sile relacji między rodzeństwem oraz o odkupieniu. To już piąta część serii o prokuratorce Janie Berzelius, kolejna, która osiągnęła międzynarodowy sukces.

Jeden z najlepszych kryminałów, jakie kiedykolwiek czytałam.

Anna Jansson, pisarka

Szczęśliwi ci, którzy jeszcze mają twórczość Schepp przed sobą…

„Göteborgs-Posten”

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8230-663-7
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

W opuszczonej maszynowni wyraźnie słychać ogłuszający szum rzeki. Z torbą przerzuconą przez ramię przedostaję się do białych i szarych rur. Za nimi kryje się wejście do długiego, wąskiego tunelu. Idę nim aż do pierwszego rozgałęzienia. Takich tuneli jest więcej, prowadzą do wielu kryjówek, ale ta, do której zmierzam, jest najlepsza.

Poprawiam torbę na ramieniu, skręcam w prawo i przyspieszam kroku. Po moim ciele przebiega dreszcz ekscytacji, gdy dłonią dotykam drzwi przed sobą. Sprawnie schodzę po metalowych schodach i zapalam zasilane bateriami lampy ustawione na podłodze w zimnym betonowym pomieszczeniu. Szaroniebieskie światło ledwie je oświetla, jednak dostrzegam kobietę unoszącą się w dużym zbiorniku z wodą.

Przednia ściana jest ze szkła, sufit i boczne ze stali. Nie spuszczając wzroku z kobiety, odkładam torbę na wilgotną podłogę, podchodzę do zbiornika i przyciskam dłonie do szyby. Przez chwilę przyglądam się kobiecie, jej rozłożonym ramionom, bladej twarzy i okalającym ją włosom.

Spogląda na mnie zdziwiona, jakby dopiero teraz odkryła, kim tak naprawdę jestem.

Szybko się poddała, na górze zbiornika nadal była jeszcze niewielka luka z powietrzem, woda wciąż spływała z rury powyżej jej głowy.

Podchodzę do zardzewiałego pokrętła i aż muszę się zaprzeć, by odciąć dopływ wody. W pomieszczeniu zapada cisza.

Czerwony przycisk znajduje się na ścianie pod schodami. Wduszam go i woda ze zbiornika zaczyna opadać z taką siłą, że aż czuję wibracje pod nogami.

Po kilku minutach mogę już otworzyć szczelne drzwi i dostać się do kobiety. Jej ciało jest tak ciężkie, że nie mogę jej unieść. Wlokę ją po posadzce do stołu ulokowanego po drugiej stronie pomieszczenia.

Z trudem wciągam ją na chropowaty i poplamiony blat. Rozbieram, układam porządnie i odsuwam mokre włosy z jej twarzy.

Pot spływa mi po karku, gdy rozchyliłam jej nogi i patrzę na krocze. Nadszedł ten długo wyczekiwany moment. Wyciągając z torby maszynkę do golenia, czuję rosnącą ekscytację. Metodycznie i dokładnie zaczynam usuwać ciemną kępkę włosów.

Potem wyciągam skalpel.

Ostrze miękko wbija się w skórę pachwiny, przecinając tkanki i błony. Krew wypływa z rany na podłogę.

Powoli nacinam wewnętrzną stronę uda, w dół ku kolanu, aż do kostki.PONIEDZIAŁEK
1

W sali terapii regionalnego zakładu psychiatrycznego w Vadstenie zapadła cisza. Słychać było jedynie uparte uderzenia kropli deszczu o szybę.

Danilo Peña i pozostali zaspani pacjenci siedzieli na krzesłach ustawionych w kole. Danilo przesunął po nich wzrokiem, a potem znów spojrzał na Annie Rosvall. Rudowłosa psycholożka założyła nogę na nogę. Spódnica sięgała jej ledwie za kolano, a bluzka nieco rozchylała się na piersi. Mimo twarzy lalki jej spojrzenie było intensywne, tak jakby próbowała się czegoś doszukać w pacjencie.

– Miał pan więc siedem lat, gdy zmarli pańscy rodzice? – zapytała, mając nadzieję, że opowie coś więcej.

– Tak – potwierdził, przeklinając w duchu porę sesji.

Nienawidził terapii grupowej, a opowiadanie o swoim życiu o tak wczesnej godzinie było dla niego istną torturą.

– Co takiego się wydarzyło? – zapytała psycholożka.

– Nie mówiłem już?

– Odkąd pan się tu pojawił, prawie nie powiedział pan słowa – stwierdziła Annie.

– No właśnie! – rzuciła siedząca na prawo od Danila kobieta. – Wyduś to z siebie. Co się wydarzyło?

Nazywała się Sophie Engman i miała dwadzieścia pięć lat. Z wylewającym się ze spodni brzuchem i rozjaśnionymi włosami wyglądała jak wata cukrowa. Danilo wiedział, że została skierowana do zakładu psychiatrycznego ze względu na powtarzające się próby samobójcze w poprzednich ośrodkach, w których spędziła większość swojego życia. Ostatnim razem podłożyła ogień i dwoje pracowników domu opieki doznało poważnych obrażeń.

Westchnął.

– To był… wypadek, że tak to ujmę.

Wcale nie miał ochoty mówić im prawdy o tym, że jego rodzice zostali zastrzeleni na jego oczach, gdy był jeszcze dzieckiem.

Siedział ukryty w kontenerze razem z matką i ojcem oraz pozostałymi rodzinami. Przez Atlantyk zmierzali do Szwecji, w nadziei na lepsze życie. Niestety potem było już tylko gorzej.

Gdy statek dotarł do lądu, czekało na nich trzech mężczyzn. Spośród całej grupy wybrano szóstkę dzieci, w tym jego, a pozostałych zamordowano. Dzieci wywieziono na wyspę u wybrzeży Norrköpingu, gdzie wyszkolono je na płatnych morderców, których zadaniem była ochrona narkotykowego syndykatu. Nauczono ich technik walki, posługiwania się bronią oraz zabijania – zarówno z jej pomocą, jak i bez niej. Dostały też nowe imiona. Imiona, które wyryto im na skórze, tak by przypominały im o tym, kim się stali i kim już na zawsze pozostaną.

Hades, bóg śmierci, to imię zostało wyryte na jego karku i Danilo nie miał zamiaru go ukrywać. Nie obchodziło go też, co przydarzyło mu się w dzieciństwie. Zostawił to już za sobą, a wszystkich ciekawskich idiotów, dopytujących o znaczenie skaryfikacji, odsyłał do diabła.

– I to wtedy… – Annie spojrzała w notatki – …to wtedy trafił pan do rodziny zastępczej?

– Coś w tym stylu – przytaknął Danilo, odwracając wzrok w stronę ciężkiego od deszczowych chmur nieba za oknem.

– Było tam więcej dzieci?

– Początkowo tak, ale potem zostałem tylko ja i ona – kontynuował Danilo, patrząc znów na psycholożkę.

– A więc masz siostrę? – zapytał mężczyzna siedzący naprzeciwko.

Większość pacjentów na lekach psychotropowych tyła, ale Nils Andersson był wyjątkiem. Wyglądał jak przecinek i trzęsły mu się ręce. Ten niepozorny mężczyzna cierpiał na omamy słuchowe, które doprowadziły do tego, że pociął własną matkę, by uciszyć tykający w jej brzuchu zegar. Schizofrenia została już jednak opanowana i za kilka dni pacjent miał zostać przeniesiony na oddział otwarty.

– Nie jesteśmy rodzeństwem – syknął Danilo.

– Oczywiście, przepraszam – powiedział Nils, uśmiechając się nerwowo do siedzącego obok czwartego w ich grupie pacjenta, Simona Norella ze zwisającą dolną wargą i masywnymi pięściami spoczywającymi na kolanach.

– Ale to ktoś, z kim pan dorastał? – zapytała Annie, przechylając głowę.

Danilo się wyprostował.

– Tak, ale nic nas już teraz nie łączy – wyjaśnił.

– Ma pan z nią kontakt?

– Nie mam kontaktu z nikim z mojego dzieciństwa.

– Jak ma na imię? Chciałby pan nam o niej opowiedzieć?

Danilo potrząsnął głową. Nie chciał wymówić jej nazwiska – Jana Berzelius. Nie chciał zdradzić psycholożce ani nikomu innemu w grupie, że również na jej karku widniało imię: Ker. Bogini śmierci. W przeciwieństwie do niego zrobiłaby wszystko, żeby je ukryć. Dosłownie wszystko. Co mu bardzo pasowało.

Jako jedyni przeżyli na wyspie. Wspólnie postanowili uciec, ale po drodze się rozdzielili. Ona uległa wypadkowi, a gdy się obudziła w szpitalu, nie miała pojęcia, kim jest, co oznacza imię na jej karku i co do tej pory przeżyła. Niedługo później została adoptowana przez prokuratora generalnego Karla Berzeliusa i z biegiem czasu, gdy dorosła, poszła w jego ślady i zaczęła pracę w prokuraturze.

Potem jednak pojawiły się sny i wspomnienia oraz chęć dowiedzenia się, kim była przed adopcją. Któregoś dnia stanęła w progu mieszkania Danila. W markowym płaszczu, z prostymi długimi włosami i garścią pytań.

Na samą myśl aż się uśmiechnął. Całą sobą reprezentowała wszystko to, co jemu nigdy nie było dane. Wszystko dostała na jebanej srebrnej tacy. A jemu pozostała przemoc i powoli tracił już rachubę, ile osób przez lata zginęło z jego rąk.

– O czym pan myśli? – zapytała Annie.

– O niczym – odparł krótko.

– Rozumiem – przytaknęła psycholożka, a jej spojrzenie nieco przygasło.

Wiedział, czego chce. Odpowiedzi, opisów i wyjaśnień. Proste. Ale nie miał nic do powiedzenia. Nigdy nie rozmyślał nad przeszłością. Wyłączył uczucia, jak tylko jego stopa dotknęła brzegu wyspy.

– O czymś jednak musisz myśleć – powiedziała z irytacją w głosie Sophie.

– Sophie. – Annie westchnęła.

– Ale Danilo zawsze to robi.

– Niby co? – zapytał Danilo.

– Unikasz odpowiedzi. Za każdym razem.

– A niby skąd to, kurwa, wiesz? – zapytał Danilo, zaciskając pięść.

Sophie przewróciła oczami.

– Nic nie czujesz, nie masz zdania, o niczym nie rozmyślasz…

– Zamknij się! – rzucił Danilo tak ostro, że Nils aż podskoczył na krześle.

– Spokojnie, spokojnie – przerwała psycholożka. – Proszę, aby wszyscy na chwilę wstali i zrobili kilka głębokich wdechów.

– Niby po co? – zapytała Sophie.

– Żeby znaleźć siłę na dalszą rozmowę. Wiesz, jak to działa, Sophie. Dopóki nie skończymy, to ja i tylko ja zadaję pytania.

***

Charles Olsson jechał szybko czarnym rowerem górskim, przecinając zimny deszcz. Dotarcie do Nory nie zajęło mu dużo czasu. Mieściła się zaraz obok rzeki przepływającej przez Norrköping.

Nie miał pojęcia, do czego służyła wcześniej. Teraz ukrywali tu wódkę i papierosy, a nazwa wzięła się stąd, że pomieszczenie znajdowało się pod ziemią, niczym królicza nora.

Kevin był już na miejscu. Przynajmniej Charles tak zakładał, bo niebieski rower kolegi z klasy leżał w mokrej trawie przy krzakach, które prawie całkowicie zakrywały wejście do Nory. Kevin miał tyle lat co Charles, ale był co najmniej dziesięć centymetrów wyższy i dziesięć kilo cięższy. Plus miał mocne pięści, których chętnie używał, zdobywając poważanie na szkolnym podwórku. Charles robił wszystko, by mu nie podpaść, dlatego też nie mógł odmówić, gdy ten poprosił o dostarczenie nowej paczki papierosów.

Porzucił rower tuż obok Kevinowego, odchylił gałęzie zasłaniające wejście do Nory i zawołał do środka:

– Halo?

Odpowiedziało mu echo.

Niechętnie zdjął mokry plecak, wrzucił go przez otwór, a następnie zszedł po metalowej drabince.

Uderzył go zatęchły zapach wilgoci i brudu. Na dole było dziwnie cicho, dochodził go jedynie szum rzeki. Kurwa, ależ tu ciemno, pomyślał.

– Kevin? – zawołał Charles.

Znów echo.

Jego głos brzmiał teraz inaczej. Słychać w nim było strach. Strach przed ciemnością. Szybko wyciągnął telefon i poświecił nim po ścianach, podłodze i tunelu przed sobą. Czego się jednak spodziewał? Wampirów? Duchów?

Potrząsnął głową, sam się sobie dziwiąc, podniósł plecak i ruszył przed siebie. Dopiero teraz zauważył, że drzwi na końcu stały otworem.

Podszedł do nich i poświecił telefonem w pomieszczeniu. Nikogo w nim nie było. Przyszło mu do głowy, że ktoś jeszcze mógł się tu jednak znajdować. Ktoś obcy. Przeszły go ciarki. Żeby tylko znaleźć te fajki i jak najszybciej zniknąć z tej dziury.

Na podłodze pod ścianą zauważył zardzewiałe pudełko po pierniczkach, pochylił się nad nim i zaczął w nim grzebać.

Zapalniczka, nożyczki i…

Usłyszał za sobą cichy odgłos.

Zatrzymał się w pół ruchu, włosy podniosły mu się na karku.

Wolno odwrócił głowę w stronę drzwi. Podniósł wzrok i aż krzyknął, gdy zobaczył twarz.

– Kurwa, aleś mnie przestraszył!

Kevin roześmiał się, odsłaniając nierówne zęby.

– I o to chodziło – rzucił. – Co tak siedzisz na podłodze?

– Szukam fajek.

– No chyba nie myślałeś, że będą leżeć w tym pudełku? Przecież wtedy każdy głupek by je znalazł. Zawsze je chowam na rurze przy suficie. Chodź, pokażę ci.

Charles odetchnął z ulgą, gdy ponownie wspięli się po metalowej drabince. Podnosząc z mokrej trawy rower, postanowił, że to już ostatni raz. Nigdy więcej tam nie zejdzie.

Szprychy w kołach dźwięczały lekko, gdy zjeżdżali w dół, w stronę rzeki. Ramię w ramię przez most Dragbron w stronę starej dzielnicy przemysłowej.

Gdy dotarli do zgliszcz po spalonej restauracji Kopparhammaren, skręcili w stronę wody. Tuż przy brzegu Kevin puścił rower na ziemię i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Otworzył ją, wyjął z niej dwa papierosy i podał jednego Charlesowi.

– Proszę – powiedział. – I dzięki za pomoc.

– Przecież i tak na nic się nie przydałem – odparł Charles i drżącymi palcami wsadził papierosa do ust.

Nie miał odwagi się przyznać, że nigdy wcześniej nie palił.

– Wiem – przytaknął Kevin, zapalając mu papierosa. – Ale mam nadzieję, że jeszcze się przydasz.

– Kiedy? – zapytał Charles.

– Gdy zaczniesz dla mnie sprzedawać.

Charles wiedział, że powinien się czuć zaszczycony zleceniem, ale wcale tak nie było. Niechcący zaciągnął się za mocno. Żołądek od razu zrobił woltę. Chłopak natychmiast rzucił rower i przechylił się w stronę rzeki.

Kaszląc i powstrzymując wymioty, zauważył coś dziwnego. Kilka metrów od niego na wodzie unosiła się jasna piłka.

Nie, nie piłka, pomyślał i zmrużył oczy.

– Co jest z tobą, kurwa? – zapytał stojący za nim Kevin.

Charles nie odpowiedział. Gapił się na wodę.

Teraz był już pewien.

To nie piłka. Tylko głowa.

***

Jana Berzelius wchodziła po schodach do biura prokuratury, które znajdowało się na siódmym piętrze brązowego budynku w centrum Norrköpingu. Ciemne włosy falowały jej na plecach, a czarna skórzana aktówka ciążyła w dłoni.

Gdy doszła na drugie piętro, zauważyła jasnowłosego mężczyznę w obcisłych spodniach i zielonej sportowej kurtce, stojącego plecami do niej. Zatrzymała się w pół kroku.

Czyżby to był Per?

Mężczyzna się odwrócił. Jana opuściła ramiona, gdy zauważyła, że to tylko kurier próbujący się dostać do biura rachunkowego.

Z ulgą uśmiechnęła się do niego.

– Pani tutaj? – zapytał kurier.

Pokręciła głową.

Mężczyzna zaklął pod nosem i zbiegł ze schodów.

Jana ruszyła wolnym krokiem w górę, nie przestając myśleć o Perze. Były prokurator to jedyna osoba, z którą kiedykolwiek utrzymywała jakiś kontakt i którą naprawdę lubiła. Spotykali się po pracy, wspólnie jedli i rozmawiali. Powoli sprawiał, że się przed nim otwierała, dopuszczając go do swojego zaplanowanego w szczegółach życia, w którym tak dobrze do tej pory się czuła. Udało mu się ją nawet namówić na spróbowanie jego ulubionej dyscypliny sportu – tenisa.

Jednak przed ośmioma miesiącami Per zerwał z nią kontakt, a ponieważ Jana doskonale wiedziała, że wina leżała po jej stronie, nie mogła przestać myśleć o tym, co do tego doprowadziło.

W tym samym czasie Per zrezygnował z pracy w prokuraturze i zatrudnił się w jednym z najlepszych biur adwokackich w mieście. Nieraz widziała go w tłumie w sądzie, on pewnie też ją zauważał, ale nigdy ze sobą nie rozmawiali, nawet się nie witali.

Ona przez całe swoje dorosłe życie pracowała jako prokuratorka. Było oczywiste, że pójdzie w ślady ojca, nigdy nie zaakceptowałby innej ścieżki jej kariery. O dziwo, zawsze lubiła swoją pracę, mimo że sama jej nie wybrała.

W końcu dotarła na siódme piętro i weszła do biur prokuratury.

– Jana?

Podniosła wzrok i zauważyła przełożonego w grafitowym garniturze, stojącego kawałek dalej na korytarzu.

– Muszę z tobą porozmawiać – rzucił Torsten Granath z poważnym wzrokiem.

– O czym?

– Najlepiej będzie, jak przyjdziesz do mnie.

– Daj mi chociaż chwilę, żebym się rozpłaszczyła – powiedziała.

– Widzimy się za dwadzieścia minut.

***

Z kubkiem ciepłej kawy w dłoniach komisarz Henrik Levin wyglądał przez mokrą szybę kuchennego okna domu w dzielnicy willowej Smedby. Ulicą przejechało kilka samochodów z zestresowanymi ludźmi w drodze do szkoły i pracy. Ich twarze są równie pochmurne jak ta kwietniowa pogoda, pomyślał Henrik, odwracając się do najmłodszego syna Vilgota, walczącego w dziecięcym krzesełku ze swoją kanapką.

Chwilę później dotarły do niego głosy Felixa i Vilmy, przekomarzających się, kto pierwszy zbiegł ze schodów. Zwrócił im uwagę, żeby się nie kłócili. W tym samym momencie Vilgot rozlał mleko na podłogę. Jego twarz aż się rozpromieniła, gdy zamoczył na wpół nadgryzioną kanapkę w białej kałuży na stoliku doczepionym do krzesełka.

Henrik z westchnieniem odstawił kubek z kawą, oderwał kilka kawałków papierowego ręcznika z rolki, wytarł rozlane mleko i wyrzucił papier do kosza na śmieci.

– Mógłbyś dziś zabrać Vilgota do przedszkola? A ja zawiozę Felixa i Vilmę do szkoły.

Emma weszła do kuchni, by zabrać przygotowany wcześniej w pudełku obiad z wczoraj. Dopiero co przyzwyczaił się do nowego rozkładu dnia żony, która po roku pobytu na macierzyńskim właśnie wróciła do pracy. Miała teraz na sobie czarne spodnie, wełniany sweter, upięte wysoko włosy i makijaż. Lubił ją taką: w roli pedagożki szkolnej.

– Oczywiście – odparł.

– Nie wiem, jak załatwisz odwożenie dzieci do szkoły, gdy ja będę na konferencji – kontynuowała Emma, sięgając po pudełko z posiłkiem leżące na górnej półce lodówki.

– Nie będzie cię tylko dwie noce. Nie myśl o tym, dam sobie radę. O której jedziesz w środę?

– Pociąg mam o drugiej po południu.

– No to mogę cię podwieźć na dworzec.

Emma uśmiechnęła się, podchodząc do niego.

– Będziemy siedzieć na szkoleniu całymi dniami, więc pomyślałam, że spacer na stację dobrze mi zrobi.

Odłożyła pudełko z jedzeniem, objęła go, przycisnęła swoje usta do jego i powiedziała, że będzie za nim tęsknić.

– Ja za tobą też – szepnął Henrik.

Emma szybkim ruchem przejechała dłonią po jego ramieniu i bliźnie, pamiątce po wydarzeniach na budowie w dzielnicy Ljurafältet, które rozegrały się zeszłej jesieni. Henrik został postrzelony, gdy usiłował uratować porwanego chłopca. Nawet nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby kula trafiła w klatkę piersiową.

Niedługo później zarezerwował dla rodziny wycieczkę do Tajlandii, podczas której zrozumiał, że możliwe jest odcięcie się od pracy i spędzanie czasu na kąpielach w morzu, jedzeniu i seksie z Emmą, gdy dzieci pójdą już spać.

Uśmiechnął się na samą myśl, jak dobrze im było razem, jacy byli szczęśliwi. Przekonywał samego siebie, że została mu jedynie ta sprawa z martwą kobietą znalezioną dwa dni temu w rzece. Potem zwolni, więcej czasu poświęci rodzinie. Przekroczył już czterdziestkę, poza tym już dawno obiecał to Emmie.

Odsunął kosmyk włosów z jej czoła i zapytał:

– Co chciałabyś dostać na urodziny?

Emma pokręciła głową.

– Nie miałam jeszcze czasu, żeby o tym pomyśleć.

– Ale twoje urodziny są za mniej niż dwa tygodnie. Musisz mi jakoś pomóc, a przynajmniej dać jakąś wskazówkę, co mógłbym ci kupić.

– Nic mi nie musisz kupować. Nadal cieszę się z tej bransoletki, którą dostałam w zeszłym roku – powiedziała Emma, przesuwając po niej palcami. – Wystarczy mi, że spędzimy ten dzień wspólnie, całą rodziną.

– No dobrze – przytaknął Henrik.

– Muszę lecieć, spotkanie z personelem świetlicy środowiskowej niedługo się zaczyna, a mój szef raczej nie będzie zachwycony, jeśli się spóźnię – powiedziała Emma, wyciągając z szafki reklamówkę i pakując do niej pudełko z jedzeniem.

Henrik podszedł do Vilgota, nadal zajętego rozmoczoną kanapką.

– Chodź, bąku. Dzisiaj jedziesz z tatą – powiedział, podnosząc syna z krzesełka.

W tym samym momencie usłyszał dzwonek telefonu. Na ekranie wyświetlił się numer przełożonego. Henrik przycisnął aparat do ucha.

– Gdzie jesteś? – zapytał Gunnar Öhrn.

– W domu.

– Chciałbym, żebyś pojechał do Kopparhammaren. Od razu.

– Po co? – zapytał Henrik, balansując z Vilgotem na jednej ręce i z telefonem w drugiej. – Coś się stało?

– Dostaliśmy zgłoszenie o kolejnym ciele w rzece.

Henrik spojrzał znacząco na Emmę. Westchnęła, odebrała od niego Vilgota i powiedziała:

– Chodź, bąku. Dziś pojedziesz z mamą.2

– Ma pan jeszcze siłę?

Danilo nie odpowiedział psycholożce. Powiódł spojrzeniem po pozostałych pacjentach znajdujących się razem z nim w sali terapii zakładu psychiatrycznego: Nilsie, Simonie i Sophie. Te terapeutyczne bzdety trwają już stanowczo za długo, pomyślał. W sumie nie miał problemu z tym, by spędzać ten czas z Annie, była naprawdę piękną kobietą. Przynajmniej biorąc pod uwagę obecne warunki. Pełne usta, intensywne spojrzenie, rude włosy i to ciało… Nie miałby nic przeciwko temu, by zedrzeć z niej ubranie, poczuć jej kształty, sprężystość, piersi.

Nie lubił natomiast, gdy się uśmiechała. Ciepło i ze zrozumieniem, tak jakby naprawdę próbowała do niego dotrzeć. Ale czy aby na pewno?

Co by powiedziała, gdyby spędziła w jego głowie choć minutę i dowiedziała się o wszystkich morderstwach, które popełnił?

– Wspominał pan wcześniej, że jako dziecko doświadczył różnego rodzaju przemocy – powiedziała Annie. – Czy byłby pan skłonny opowiedzieć nam, kiedy po raz pierwszy się z nią zetknął?

– Sporo o niej wiem – przyznał Danilo. – Nie mam jednak ochoty o tym mówić.

Sophie prychnęła, ale psycholożka to zignorowała.

– Dlaczego nie? – zapytała.

– Gorszy dzień, tak jak w przypadku Simona – podsumował Danilo.

Wyrośnięty mężczyzna natychmiast podniósł rękę, tak jakby chciał się uszczypnąć w ramię, ale się powstrzymał. Danilo niejednokrotnie widział u niego ten ruch.

– Ostatnim jednak razem był na tyle silny, żeby nam opowiedzieć, jak traktował go jego własny ojciec.

Simon uszczypnął się w ramię, kiwając wolno głową, tak jakby wracał myślami do tamtych chwil.

– Tata mawiał zawsze, że piwnica jest moim miejscem na ziemi i… bił mnie, bo nie byłem taki…

– Jeśli jeszcze raz usłyszę, że to twoja wina, to chyba się porzygam, serio. Bo to nie była twoja wina – powiedziała Sophie.

Od jej głosu Danila rozbolała głowa. Każde jej słowo brzmiało tak, jakby ktoś drapał czymś ostrym o tablicę kredową. Zdusił to jednak w sobie i nic nie powiedział. Annie też się powstrzymała od komentarza, rzuciła jej jedynie zmęczone spojrzenie.

– No co? – żachnęła się Sophie. – On uważa, że to jego wina, że był bity i prześladowany i że nauczyciele nic z tym nie zrobili, a ja…

– Proszę, abyśmy wszyscy nieco się uspokoili – przerwała jej Annie. – Nils, podaję to pytanie dalej do ciebie.

Mężczyzna siedzący naprzeciwko Danila spojrzał na nią rozkojarzonym wzrokiem.

– Czy mógłbyś opowiedzieć o tym, kiedy po raz pierwszy doświadczyłeś przemocy?

– A muszę?

– Człowiek często powtarza błędy, których się nauczył. Ludzie doświadczeni przemocą w dzieciństwie sami już jako dorośli bywają przemocowi.

– Z tym że ja nie do końca pamiętam, co się stało – wyznał Nils, patrząc przepraszająco na psycholożkę.

– Ja natomiast tak – rzuciła Sophie. – Pamiętam dokładnie.

– Dobrze – powiedziała Annie, odwracając się w jej stronę. – Ile miałaś wtedy lat?

– Z dziesięć. Dostałam od ojca dwa króliki. Myślał, że to dwa samce, aż jeden z nich się okocił. Sześć sztuk. Z matką musiało być jednak coś nie tak, bo któregoś dnia poodgryzała im łapki. Leżały tak potem całe we krwi. Tata uderzał nią o ścianę, aż złamał jej kark, a potem wsadził młode do worka i zmusił mnie do tego, żebym je utopiła.

Sophie umilkła i obciągnęła rękawy swetra, starając się ukryć blizny od żyletek i przypalenia od papierosów.

– To już na zawsze pozostało w mojej głowie – dodała.

– Często o tym myślisz? – zapytała Annie.

– Tak – przytaknęła Sophie. – Ale pierwszy raz…

– O tym mówisz?

– Na terapii grupowej? Tak.

– Jak się z tym czujesz?

– Nie jest to… łatwe.

– Rozumiem – powiedziała Annie. – Zdaję sobie sprawę, w jakiej was stawiam sytuacji. Pomysł na terapię grupową na tym oddziale jest nowy i dość odważny. Nie ma też pewności, że czas, który na nią poświęcamy, przyniesie zamierzone rezultaty, ale chciałabym dać nam szansę. Każde z was ma w sobie coś, czego chce się pozbyć. Ważne, by móc dzielić z innymi swoje najskrytsze uczucia.

– Tyle że najwięcej z nas wszystkich gadam ja – pożaliła się Sophie, ponownie obciągając rękawy swetra.

– Tak, wiem. Mam dla was na jutro zadanie. Chciałabym, by każde z was opowiedziało mi jakiś swój sen. Od początku do końca, dobrze?

– Ale ja przecież niedługo wychodzę… – zaoponował Nils.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Ważne jest jednak, żebyś mimo ogromnego postępu w ciągu tych dwunastu lat, które tutaj spędziłeś, nadal trenował rozmowę o sobie i swoich uczuciach przed innymi.

– No rozumiem, rozumiem – przytaknął Nils.

– Simon?

Mężczyzna skinął głową.

– Dobrze, a ty, Sophie?

– Jeśli chodzi o mnie, to OK. Ale Danilo też się musi zgodzić, inaczej nie ma to sensu i możemy sobie to wszystko odpuścić, co nie? Nils, Simon?

Spojrzenia wszystkich skierowały się na niego i Danilo zrozumiał, że nie pozostaje mu nic innego, niż się zgodzić.

– Niech będzie.

***

– Zamknij za sobą drzwi – powiedział Torsten, nie patrząc na nią.

Jana weszła do gabinetu szefa na końcu korytarza. Pomieszczenie było duże, z ogromnym biurkiem i wieloma zdjęciami żony, ich dzieci i wnuków.

Siwowłosy mężczyzna stał z rękami założonymi za plecami i wzrokiem skierowanym przez okno na sklepy przy Drottninggatan. Do emerytury zostało mu jedynie kilka lat i mimo że wciąż starał się wykazywać zaangażowanie, to Jana dobrze wiedziała, że praca już go znudziła i coraz więcej czasu spędzał na rozciągających się niedaleko polach golfowych.

– Ciężki poranek – zaczął Torsten.

– Najlepiej powiedz od razu, dlaczego mnie wezwałeś – rzuciła Jana.

Przełożony odwrócił się do niej z uśmiechem podobnym do tego, jakim rodzic obdarza przekorne dziecko. Najwyraźniej bawiło go, że Jana nie ma ochoty na pogawędki, tylko od razu przechodzi do rzeczy.

– Dobrze – przytaknął i usiadł za biurkiem. – No więc jeden z twoich oskarżonych zawnioskował o zwolnienie go z odbywanej kary.

– Zdarza się – odparła Jana.

– Tak, ale to pierwszy raz w przypadku tego oskarżonego.

Jana zmarszczyła czoło.

– O kim mowa?

– O Danilu Peñi.

Torsten zamilkł, tak jakby się spodziewał, że Jana coś powie. Jednak ona mogła jedynie myśleć o mężczyźnie, który wchodził do jej życia i z niego wychodził, niszcząc wszystko dookoła. Chęć zabicia go znów w niej zapłonęła.

– Danilo Peña został skierowany do zamkniętego zakładu psychiatrycznego bez możliwości wcześniejszego zakończenia leczenia – skomentowała Jana z nadzieją, że nie widać po niej, jak bardzo wali jej serce.

– Racja – potwierdził Torsten, pochylając się nad biurkiem. Grafitowy garnitur napiął mu się na plecach. – Nie mieliśmy okazji wcześniej o tym porozmawiać, ale nie wydaje ci się to dziwne, że nie został skazany na więzienie?

Coś w tonie jego głosu sprawiło, że Jana się spięła.

– Pan Peña zdążył się już odwołać ze skutkiem odmownym we wszystkich instancjach – odpowiedziała najbardziej neutralnym głosem, na jaki było ją stać.

– No tak, ale się nie poddaje. Teraz już sąd administracyjny zadecyduje, czy nadal ma przebywać w zamkniętym zakładzie, czy nie. A ty jako jego oskarżyciel masz złożyć oświadczenie, czy zgadzasz się, czy też odrzucasz jego wniosek.

– Cóż mogę powiedzieć? Jeśli dostał już odmowę we wszystkich…

– Jana – przerwał jej Torsten, odchylając się na krześle. – Nie musisz mi się tłumaczyć.

Prokuratorka spuściła wzrok.

– Nie chcę się wtrącać, ale wiem, że sprawa Peñi była burzliwa, a jego zachowanie przed procesem wzbudziło w tobie wiele emocji.

Jana pokręciła głową.

– Nic mnie z nim nie łączy.

– Nie to miałem na myśli, chodziło mi o to, co się stało z Perem Åströmem. Że Peña mu groził.

Jana podniosła wzrok i przełknęła ślinę.

– Ostrzegałam Pera, ale mimo to postanowił pominąć wymóg obiektywizmu i dalej ciągnąć tę sprawę.

– Znów mi się tłumaczysz – powiedział Torsten, uśmiechając się. – To było pewnie dla ciebie trudne, ale musisz wiedzieć, że uważam, iż postąpiłaś słusznie, zgłaszając mi w tym przypadku konflikt interesów. Nie twoja wina, że Per zrezygnował z pracy, to była wyłącznie jego decyzja.

To akurat nieprawda, pomyślała Jana. Per odszedł przez nią. Gdyby nie Danilo, nigdy by się to nie wydarzyło. Tak bardzo chciała to wyjaśnić, niestety było to niemożliwe. Nikomu nie mogła wyjawić, że dzielili z Danilem krwawą przeszłość.

Danilo doskonale zdawał sobie sprawę, że Jana zrobi wszystko, by zachować to w tajemnicy. Wiedział też, ile znaczy dla niej Per. Wykorzystał to, gdy został oskarżony o przemyt narkotyków na dużą skalę, porwanie, próbę zabójstwa i pobicie.

To Perowi przydzielono jego sprawę i to on miał ją prowadzić. Danilo zrozumiał, że ryzykuje długoletnią odsiadkę w więzieniu i groźbami oraz przemocą próbował przekonać go do porzucenia sprawy. Per nie wziął jednak jego pogróżek na poważnie. Mało tego, odebrał je jako prywatną potwarz i jeszcze bardziej zafiksował się na doprowadzeniu Danila przed oblicze sprawiedliwości i wymierzeniu mu surowej kary.

Per nie miał jednak pojęcia, do czego zdolny był Danilo.

Skąd miał to niby wiedzieć?

Nikt nie miał o tym pojęcia.

Nikt poza nią.

Gdy Danilo oznajmił, że zabije Pera, wiedziała, że nie żartuje. Chcąc ratować mu życie, wykorzystała fakt, że proces stał się dla niego zbyt osobisty. Zgłosiła w jego przypadku konflikt interesów i sama przejęła prowadzenie sprawy.

Per nie zrozumiał jej powodów i poczuł się zdradzony. Bolało ją, że nigdy nie będzie mogła wyjawić mu prawdy.

To się nie skończy, dopóki nie zemści się na Danilu. Zniszczył jej życie. I nigdy już nie pozwoli mu zrobić tego ponownie. Nigdy.

Torsten odchrząknął.

– Miałem na myśli, że o wiele logiczniejsze wydawałoby się, że Danilo zostanie skazany na długoletnie więzienie – powiedział.

– O to też wnosiłam.

– Wnosiłaś o krótkoterminowy pobyt w więzieniu, Jano. Stanowczo za krótki, jeśli o mnie chodzi, a teraz, gdy myślę o tym procesie, to…

Zamilkł, spojrzał na nią poważnym wzrokiem.

– W żaden inny sposób nie mogłam już wpłynąć na wynik postępowania – wyjaśniła Jana.

Torsten ponownie odchylił się na krześle, tak że skórzane obicie aż zaskrzypiało.

– Co do ciebie nie mam żadnych wątpliwości.

– Co je w takim razie wzbudza? – zapytała.

– Czy to był właściwy wyrok.

***

Przestało padać, ale zimne powietrze podwiewało znoszoną już przeciwdeszczową kurtkę Mii Bolander. Trzydziestodwuletnia aspirantka policji wytężała wszystkie zmysły, stojąc na drewnianym pomoście przy szczątkach spalonej restauracji Kopparhammaren.

Z tego miejsca mogła swobodnie obserwować szaroniebieską wodę spływającą z tamy na moście Bergbro zmierzającą dalej w stronę Bråviken i przysłuchiwać się jej.

Po obu stronach rzeki rozpościerały się charakterystyczne, otynkowane na żółto budynki przemysłowe, niegdyś mieszczące fabryki przędzy i papieru, a obecnie zamienione na biura i restauracje.

Mia zdawała sobie sprawę z obecności uzbrojonych w telefony gapiów zebranych przy taśmie odgradzającej. Specjalnie zablokowali teren jak najdalej od nabrzeża. Teraz nawoływali ją dziennikarze, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Odwróciła się w stronę wody i skupiła na głowie unoszącej się na powierzchni.

Ponton z nurkami cumował tuż obok Mii. Siedziało w nim trzech mężczyzn, starannie i bez pośpiechu sprawdzając cały sprzęt. Miała ochotę krzyknąć, by ich pospieszyć, wiedziała bowiem, co woda czyni z ciałem i jak katastrofalne skutki ma to dla ewentualnych śladów.

Niecierpliwie sięgnęła po telefon. Przesunęła palcami po ekranie, najchętniej włączyłaby Tindera – na samą myśl o tym się zawstydziła. Jak coś takiego mogło jej, do cholery, przyjść do głowy w takim momencie? Nie powinna pisać z Antonym, na pewno nie teraz, z unoszącym się przed nią w wodzie ciałem. Później. Powtarzała to sobie raz za razem, a mimo to i tak stała tu teraz z telefonem w dłoni.

– Jesteś pewna, że to Frida Norberg?

Henrik przystanął obok niej, trzęsąc się z zimna. Jak zwykle miał na sobie dżinsy i niebieską puchówkę. Mii przeszło przez myśl, że kolega jest wciąż zamyślony, poważny i wręcz przygnębiony, tak jakby jego umysł detektywa zawsze był włączony.

– Całkowitej pewności nie mamy, ale cholernie bym się zdziwiła, gdyby to nie była ona – odparła Mia, wkładając telefon do kieszeni.

Henrik kiwnął wolno głową.

– Kto ją znalazł?

– Taki chłopaczek, czternaście lat, Charles Olsson – powiedziała Mia, nie spuszczając wzroku z pontonu z nurkami, którzy właśnie skończyli przegląd sprzętu.

Jeden z nich skinął głową i zaraz potem zanurzył się w wodzie.

Powoli podpływał do martwej kobiety. Zanim jednak zdążył do niej dotrzeć, głowa przechyliła się na bok i ciało zniknęło pod powierzchnią.

– Nie możemy jej zgubić – rzucił Henrik i ruszył pędem po pomoście.

Mia ruszyła za nim, wbijając wzrok w wodę w poszukiwaniu kobiety, ale bez skutku.

– Tam! – krzyknęła nagle i wskazała palcem na taflę.

Głowa ponownie pojawiła się na powierzchni, wraz z nurkiem. Mężczyzna podniósł kciuk w stronę kolegów w łodzi, a następnie podholował ciało tak, by można je było wyciągnąć z wody.

Mia pochyliła się i zajrzała do pontonu, gdy ten dopłynął do brzegu.

Martwa kobieta leżała na plecach. Miała bladą twarz, a włosy poprzyklejały się jej wokół tatuażu na szyi i ramieniu. Duże podłużne otarcia widoczne były na całym nagim korpusie.

Mia spojrzała niżej i wciągnęła głęboko powietrze.

Skóra między nogami kobiety była zszyta od krocza aż do kostek.

To nie może być prawda, pomyślała Mia i potrząsnęła głową. To nie może być prawda.

Już wcześniej widziała coś podobnego.

***

Jana siedziała w gabinecie w prokuraturze ze wzrokiem wbitym w biurko. Po rozmowie z przełożonym ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie. Nie podobało jej się, że podawano w wątpliwość jej pracę, ale w głębi duszy wiedziała, że Torsten ma rację.

Wyrok Danila był niewłaściwy.

Zdecydowała się w jego wypadku wnieść o najniższy możliwy wymiar kary, tak by jak najszybciej móc się na nim zemścić po jego wyjściu z więzienia. Proces zakończył się jednak zupełnie inaczej, niż zakładała.

Danilo wykazywał wprawdzie psychopatyczne cechy, z pewnością jednak nie był psychicznie chory. Mimo to skierowano go do zamkniętego zakładu psychiatrycznego bez możliwości przedterminowego zakończenia leczenia i Jana nie była w stanie zmienić wyroku sądu.

Wszystko zostało już postanowione i zaplanowane.

Drgnęła, gdy do gabinetu wszedł Oscar Nordvall. Spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy, całkowicie nieświadomy tego, co Jana myśli o ludziach, którzy wchodzą bez pukania.

Dwudziestosześcioletni prokurator wyglądał jeszcze jak chłopiec, z jasnymi oczami i gęstymi, niedającymi się ułożyć włosami. Był nowy w prokuraturze. Do tej pory Janie udawało się dość skutecznie unikać jego dociekliwych pytań dotyczących ich służbowych obowiązków.

– O co chodzi? – zapytała, przyglądając się białej poszetce wciśniętej z rozmachem do górnej kieszeni marynarki Oscara.

– Chciałem tylko o coś zapytać – wyjaśnił prokurator, wodząc wzrokiem po czarnych segregatorach perfekcyjnie ustawionych na półkach.

– O co? – Jana ponowiła pytanie, tłumiąc irytację.

Uśmiech zniknął z twarzy Oscara.

– No więc przenoszę się tu do pokoju obok i gdy otworzyłem jedną z szuflad w biurku, znalazłem notatnik. Nie był podpisany, ale ponieważ wcześniej gabinet należał do Pera Åströma, to zakładam, że jest jego.

– Nie rozumiem pytania – odparła Jana, demonstracyjnie podnosząc telefon.

Przez to, że był wyciszony, przegapiła dwie rozmowy i esemesa od Henrika z informacją, że przy Kopparhammaren znaleziono kolejne ciało i że w komendzie policji niedługo odbędzie się odprawa, na której powinna być.

Oscar nie załapał znaczenia gestu.

– Wiesz może, czy należy do Pera? – zapytał i wyciągnął w jej stronę czarny notatnik.

Jana rzuciła na niego okiem, wstając z krzesła.

– Skąd niby miałabym to wiedzieć?

– Byliście chyba blisko?

Jana spojrzała na niego ostro i podniosła aktówkę.

– Sam go możesz zapytać – powiedziała, mijając go w drodze do wyjścia.

– Masz jego numer? – zawołał za nią Oscar.

– Już nie – rzuciła Jana.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: