- promocja
- W empik go
Breaking Apart - ebook
Breaking Apart - ebook
Kłamstwa z czasem zlewają się z prawdą, a zaufanie znika w ciemności zrodzonej z oszustw.
Życie Nessy Bennet nigdy nie było usłane różami. Odkąd sięgała pamięcią, jej rodzice borykali się z problemami finansowymi. Aż pewnego dnia postanowili wyjechać za granicę w celach zarobkowych, zostawiając córkę pod opieką cioci.
W ten sposób osiemnastolatka zamieszkała pod jednym dachem ze znienawidzoną kuzynką Natalie. Dziewczyny nigdy nie potrafiły znaleźć wspólnego języka, zbyt się od siebie różniły. Jednak z czasem Nessa, próbując przetrwać, zaczyna stawać się częścią imprezowego życia dziewczyny i kompletnie się w tym zatraca.
Otrzeźwienie przychodzi wraz z zimnym spojrzeniem pewnego chłopaka Xandera Pace’a. Ma on w sobie coś takiego, co sprawia, że po kręgosłupie dziewczyny przebiegają dreszcze. Nessa nie potrafi przestać o nim myśleć, chociaż bardzo by chciała.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-681-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogi Czytelniku, Breaking Apart to pierwszy tom dylogii „Apart”, w której poznacie stworzone przeze mnie uniwersum. Powieść, jak i cała seria, porusza ciężkie tematy, dlatego jest przeznaczona dla osób dojrzałych emocjonalnie. Przed sięgnięciem po moje książki należy zapoznać się z poniższym ostrzeżeniem.
Ta książka zawiera treści dotyczące znęcania psychicznego i fizycznego, zażywania narkotyków, stosowania manipulacji oraz wspomnienia gwałtu, które dla niektórych czytelników mogą być szokujące, niepokojące lub nieodpowiednie. Jako autorka nie zamierzam gloryfikować ani bagatelizować tych tematów, ale przedstawiam historię z perspektywy bohaterów, którzy bezpośrednio doświadczyli bądź byli świadkami tych trudnych sytuacji.
Należy pamiętać, że niektóre zachowania bohaterów przedstawionych w tej książce są toksyczne i nie należy ich naśladować.
Stań pod ringiem i zostań częścią tego, co nieuniknione.PLAYLISTA
Use Somebody – Kings of Leon
Secrets – OneRepublic
Set Fire to the Rain – Adele
Sweet Nothing – Calvin Harris, Florence Welch
Gangsta (Harley Quinn & Joker Flashback Version) – Kehlani
Apologize – Timbaland, OneRepublic
You – Sidi
Nothing Breaks Like a Heart – Mark Ronson, Miley Cyrus
Part Of Me (Radio Edit Version) – Chris Cornell
Rompe – Daddy Yankee
Purple Lamborghini – Skrillex, Rick Ross
Gasolina – Daddy Yankee
Skyfall – Adele
Delirious (Boneless) – Steve Aoki, Chris Lake, Tujamo, Kid Ink
Fire Meet Gasoline – Sia
Him & I – G-Eazy, Halsey
Way Down We Go – KALEO
The Heart Wants What It Wants – Selena Gomez
Apartment – BOBI ANDONOV
Tourner Dans Le Vide – Indila
RUNRUNRUN – Dutch Melrose
Umbrella – Rihanna, JAY-Z
Windows Down – Big Time Rush
Goodbye – Feder, Lyse
Sober – G-Eazy, Charlie Puth
Rolling in the Deep – Adele
Haunted – Beyoncé
One Of The Girls – The Weeknd, JENNIE & Lily Rose DeppPROLOG
Jedna osoba może nie wnieść do naszego życia kompletnie nic albo zmienić je tak, że nawet my nie będziemy w stanie poznać samych siebie. Nosimy w sobie cząstkę tej osoby do końca naszych dni. Większą bądź mniejszą, ale zawsze jakąś. To właśnie ten mały kawałek czasem okazuje się wystarczający, żeby rozbić nawet najtwardsze szkło tego świata.
On był odłamkiem, który rozbił mnie i zostawił w kawałkach, których nie dało się pozbierać.
Ona była odłamkiem, który zarysował mnie i sprawił, że od szkła znowu odbiło się światło.ROZDZIAŁ DRUGI
Nessa
Nie mogłam jej nie podejrzewać. Nie byłam głupia i zazwyczaj takie momenty nie kończyły się dobrze w filmach. A ja ufałam im bardziej niż samej sobie.
– Ziemia do Nessy. Rusz tyłek, skarbie. – Pstryknęła palcami, unosząc przy tym perfekcyjnie narysowane brwi. Czasem się zastanawiałam, czy przystawia do nich linijkę podczas makijażu. Potem przypomniało mi się, jak pewnego razu kłóciła się z Natalie o to, czy dwa metry były poniżej jej nosa.
– Czego ode mnie chcesz, skarbie? – Wydęłam wargi tak, żeby przypominały jej, naśladując przy tym ton głosu Jenny.
Wkurzyło ją to, oj, jak ją to wkurzyło. Zdradziła ją drgająca powieka, a przecież przy swoich podnóżkach nie mogła okazać słabości. Dziewczyny stały obok niej i zaczęły szeptać coś do siebie nawzajem. Jenna poczerwieniała ze złości i posłała im wściekłe spojrzenie, a one momentalnie się zamknęły. Niesamowite jest to, jak je wytresowała.
– Trzymaj się z dala od Xandera, dobrze ci radzę – wycedziła przez zęby, przekrzywiając głowę.
Czy ona mi właśnie zagroziła?
– A to niby dlaczego? – wdałam się w dyskusję.
– Bo on jest mój – powiedziała, wstając ze stołu. Podeszła bliżej i założyła ręce na piersiach. Nasze oczy były teraz na tej samej wysokości. Jej powieka nadal niekontrolowanie drgała, co sprawiało mi całkiem sporą satysfakcję.
– A wie o tym? – odgryzłam się, co nie spotkało się z zadowoleniem oponentki.
Koleżaneczki Jenny w tym samym momencie głośno wciągnęły powietrze, po czym zasłoniły usta dłońmi. Ona sama ścisnęła dłoń w pięść, a ja już wiedziałam, co się szykuje. Zanim zdążyła porządnie się zamachnąć, odsunęłam się w bok. Dziewczyna głośno ryknęła i złapała mnie, wbijając tipsy w moje ramiona. Bez dalszego analizowania zrobiłam to samo. Jenna próbowała pociągnąć mnie za włosy, ale w dzieciństwie biłam się z kuzynką na tyle często, że nie robiło to na mnie wrażenia.
Podparłam się bardziej na jej ramionach, co nie okazało się dobrym ruchem. Jenna wykorzystała okazję i uderzyła mnie z koślawej pięści w skroń.
– A masz!
Nie chciałam jej oddawać. Naprawdę bardzo tego nie chciałam, ale moja dłoń jakoś sama się tak…
– To za bycie suką! – Chlasnęłam jej z otwartej dłoń w twarz.
Rozmowy w salonie nawet na chwilę nie ucichły, zresztą tak samo jak muzyka. Wręcz przeciwnie, kilka osób zaczęło nas podburzać, krzycząc jakieś losowe słowa.
Ale reszta? Reszta jak gdyby nigdy nic dalej imprezowała. Czy to dla tych ludzi codzienność?
Jenna przyłożyła dłoń do twarzy, robiąc przy tym trzy kroki do tyłu. Oddychałam nieco głośniej, rozglądając się dookoła. Jej koleżanki stały jak wryte. Zamiast podejść bliżej, żeby jej pomóc, odsunęły się na bezpieczną odległość. Były w szoku, zresztą tak jak i ona. Widocznie nigdy jeszcze nie dostała wpierdolu. To jej szczęśliwy dzień.
– Ty szmato! – wydarła się nagle. Już miała się na mnie rzucić, ale ktoś złapał ją od tyłu i przytrzymał. Wierzgała nogami, uderzała i drapała, ale chłopak jej nie puścił.
– Uspokój się, kurwa – powiedział ze zdenerwowaniem Scott.
Zdmuchnęłam włosy z oczu i dopiero wtedy byłam w stanie sprawdzić, czy nic mi nie zrobiła. Na szczęście uderzenie nie było mocne, więc czerwony ślad powinien dość szybko zniknąć.
Podziękowałam Scottowi skinieniem głowy, gdy tylko złapaliśmy kontakt wzrokowy.
– Pamiętaj, co ci powiedziałam – prychnęła, kiedy Scott wyprowadzał ją w stronę kuchni. Przy takiej suce słowo „wyprowadzał” pasowało wręcz idealnie.
Nie miałam jednak zamiaru odpowiadać na jej zaczepki. Ruszyłam bez słowa w stronę schodów, nawet nie oglądając się za siebie. Wbiegłam na górę, starając się zrobić to tak, żeby nikt nie poszedł w moje ślady. Nie chciałam, żeby ktoś nieproszony szwendał się po piętrze. Wystarczyło mi, że na dole było pełno nawalonych ludzi, a poza tym przygód w moim pokoju też ostatnio nie brakowało.
Do tego ta Jenna. Nie wiem, co jej odbiło. Poczuła konkurencję, bo Xander zapytał mnie o jebany otwieracz? Zresztą chyba umknął mi moment, w którym zaczęli ze sobą chodzić. Może tylko coś sobie ubzdurała? Chyba że Xander naprawdę był zajęty, co unieszczęśliwiłoby mnóstwo dziewczyn. Nie pozwoliłby sobie na utracenie takich możliwości.
Tu na górze korytarz był pomalowany na biało, a na ścianach ciotka umieściła kilka złotych akcentów w postaci ramek na zdjęcia. Poustawiała też pełno innych bibelotów, bez których wypad do Ikei nie mógłby się nazywać udanym. Wiem coś o tym, bo ostatnio spędziłyśmy tam praktycznie cały dzień, przy czym chyba z połowę tego czasu wybierała głupi zegar. Kiedy nie patrzyła na mnie, wymknęłam się do części obiadowej. Uwielbiałam te klopsiki. Zawsze brałam je w zestawie z frytkami. W sumie to klopsiki były głównym powodem, dla którego zgodziłam się na te zakupy.
Podłoga przy moim pokoju trochę skrzypiała, więc z całych sił starałam się stawiać jak najlżejsze kroki.
Ciocia Alice przygotowała ten pokój specjalnie na mój przyjazd, żebym nie czuła się tutaj jak obcy. Poza tym sama dobrze wiedziała, jakie stosunki panowały między mną a jej córką. Chciała nas rozdzielić, żebyśmy nie pozabijały się już pierwszego dnia.
Po otwarciu drzwi od razu zwróciłam spojrzenie w stronę dziury w ścianie. Pieprzony Ryan… I to dosłownie. Dziura wyglądała jak odciśnięty tyłek i dwie ręce po bokach. Trochę coś na kształt głowy misia.
Jezu, moje misie musiały to oglądać.
Zatrzasnęłam drzwi, popychając je stopą. Podeszłam bliżej łóżka i sięgnęłam po Pana Miodka siedzącego między poduszkami. Był ze mną, odkąd pamiętam. Znowu zwisał mu smutno guzik z miejsca, gdzie wcześniej było niebieskie oko. Kiedy się zgubiło, zastąpiłam je guzikiem, którego zszywałam już niezliczoną ilość razy. Ale, jak można się domyślić, krawcowej ze mnie nie będzie.
– Jak można tak splamić oczy małego misia? Dobrze, że mnie tak nie musiałeś oglądać – szepnęłam do samej siebie, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
– Zawsze rozmawiasz z pluszakami?
Słysząc za plecami męski głos, podskoczyłam w miejscu, prawie upuszczając przy tym pluszaka. Obróciłam się, dobrze wiedząc, kogo ujrzą moje oczy. Tak jakoś wcale mnie to nie cieszyło.
– Xander? – Chciałam powiedzieć coś więcej, ale się powstrzymałam, żeby czasem go nie zwyzywać.
– Nie dość, że gadasz z misiami, to jeszcze nie rozpoznajesz ludzi – zapytał bardziej, niż powiedział. – Ciekawy przypadek.
Zwróciłam uwagę na to, jak dziwnie zmarszczył nos, kiedy wypuścił powietrze. Przy następnym wdechu poczułam gryzący dym w płucach i dopiero wtedy dotarło do mnie, że to nie było, kurwa, samo powietrze.
– Czy ty właśnie palisz w moim pokoju? – Wrzuciłam misia z powrotem między poduszki na łóżku i od razu podeszłam bliżej źródła smrodu.
Xander minimalnie przechylił głowę na bok, jakby był zainteresowany moim następnym ruchem. Stał w progu oparty o drzwi, które na sto procent dopiero co zamykałam.
Jak on tu wlazł, do cholery?
Czy w tym domu każdy ma jebany klucz do mojego pokoju?
– Palę tam, gdzie mam ochotę, Bennet – odpowiedział powoli, jakbym nie rozumiała, co mówi. Wypuścił dym, dmuchając prosto na moją twarz. Skrzywiłam się, bo ten zapach należał do tych nietolerowanych. Ale za to lubiłam zapach benzyny i korektora.
Zakaszlałam, wymachując dłonią, by odgonić dym sprzed nosa. Kiedy tylko się rozpłynął, Xander wypuścił z ust kółko z dymu. Pieprzone kółko, które rozbiło się prosto na moim nosie. Tego było za wiele.
– Jeśli myślisz, że robisz na mnie wrażenie, będąc tym typem, który pali marlboraski i udaje twardziela, to się mylisz – powiedziałam, splatając dłonie na piersiach. Dodawało mi to trochę odwagi, a przy nim potrzebna mi była dawka wielkości ciężarówki. Z tak niewielkiej odległości różnica wzrostu odbierała mi naprawdę sporo odwagi.
Xander uśmiechnął się szyderczo, po czym wyrzucił papierosa na podłogę i, nie odrywając wzroku od moich oczu, wdeptał go. Następnie odepchnął się od drewnianych drzwi i nachylił w moją stronę. W porównaniu do zazwyczaj dzielących nas ponad trzydziestu centymetrów teraz dzieliła nas już tylko ich mała cząstka. Xander i jego, nie żebym sprawdzała, metr dziewięćdziesiąt cztery.
– Myślę, że już dawno zrobiłem na tobie wrażenie. Ale udawaj dalej, Bennet. Wiem, co widzi Pan Miodek, kiedy wieczorami próbujesz nie myśleć o mnie przed pójściem spać – powiedział to na tyle cicho, że nawet z tej odległości nie poczułam na twarzy ciepła jego oddechu.
Co za kutas. I skąd niby ten kutas miałby wiedzieć, jak nazywa się mój ukochany pluszowy miś?
Już chciałam wydusić z siebie wiązankę w jego stronę, a przede wszystkim zapytać, dlaczego wparował do mojego pokoju, ale poczułam swąd spalenizny. I to dość intensywny.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam w kierunku, z którego dochodził gryzący zapach. I, o chuju złoty, ten papieros wcale nie wylądował na podłodze i wcale nie został zdeptany na tyle, żeby przestał się palić. Dziura w dywanie dawała o sobie znać poprzez unoszący się plastikowy smród.
Wszystko w tym domu było drogie, ale ciotka musiała akurat kupić dywan, który fajczył się szybciej niż moje szare komórki podczas matmy.
– W zestawie do szlugów nie było pieprzonej popielniczki?! – krzyknęłam wściekła, ale Xander już mi nie odpowiedział, bo sobie, kurwa, poszedł. Tak po prostu.
Nie dość, że ten dupek palił w moim pokoju i wypalił dziurę w dywanie, to jeszcze wyszedł bez słowa i zostawił mnie z tym samą.
– Mama nie nauczyła cię mówić „przepraszam”?! – wykrzyczałam za nim, mimo że byłam pewna, że nawet mnie nie słyszał i już dawno był na dole.
Złapałam szybko za butelkę z wodą, którą zawsze trzymałam przy łóżku. Otworzyłam ją jeszcze szybciej, niż ją wzięłam i wylałam całą zawartość na dymiące się miejsce.
Podbiegłam do okna i otworzyłam je, żeby wpuścić do pokoju trochę powietrza. Dopiero wtedy mogłam odetchnąć z ulgą.
No, powiedzmy, bo teraz miałam dziurę w ścianie i w dywanie. Zajebiście.
Głowa mnie już bolała od tej muzyki i krzyków z dołu. Spotkanie z Xanderem, który z każdym tygodniem coraz bardziej sobie ze mną pogrywał, również nie pomagało.
Pomyślałam sobie, że należy mi się coś na odprężenie. Dosłownie cokolwiek, co nie było powiązane z kimkolwiek siedzącym w naszym salonie. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to kąpiel. Zawsze, gdy się stresowałam albo odczuwałam potrzebę odcięcia się od świata, to właśnie kąpiel była moją formą relaksu. Uwielbiałam gorącą wodę, sól do kąpieli i telefon leżący w widocznym miejscu, najlepiej z włączonym filmem.
Z tą myślą wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, żeby wszystko na pewno dobrze się wywietrzyło.
Mój pokój jako jedyny z całego budynku nie miał dołączonej prywatnej łazienki, więc pozostało mi udać się do Natalie, gdzie zazwyczaj korzystałam z przywilejów dużej wanny.
Popchnęłam drzwi, robiąc to po cichu, mimo że też tu teraz spałam. Nie czułam się jednak zbyt komfortowo, wchodząc tu podczas jej nieobecności, niezależnie od tego, ile nocy bym tu spędziła.
Natalie była przyzwyczajona do przepychu, mnóstwa dupereli na półkach i ustawianiu markowych pudełek po designerskich zakupach na szafie. Mnie z kolei kompletnie to przytłaczało. W moim rodzinnym domu nigdy się nie przelewało, ale też nie było na tyle źle, żebym nie mogła sobie pozwolić na jakieś pomniejsze dekoracje. Większość rzeczy i tak kupowałam na pchlim targu, żeby zaoszczędzić pieniądze na inne rzeczy.
Raz dorwałam trzy gliniane doniczki za niecałego dolara. Kupiłam je z zamiarem posadzenia w nich roślin, ale cóż… Okazuje się, że kaktusy też mogą uschnąć.
Rozejrzałam się po pokoju, żeby upewnić się, czy na pewno jestem w nim sama. Różowy kolor gryzł w oczy, bo był dosłownie wszędzie. Ściany, poduszki, futrzany dywan, zasłony. To wszystko było w różnych odcieniach różu. Nie żebym miała problem z tym kolorem, ale przydałoby się tu coś na przełamanie. Nie mówię tu o jej garderobie, w której ciuchy ułożone były alfabetycznie względem marek.
Kiedy mi o tym powiedziała, nie zadawałam więcej pytań.
Na moje szczęście w sypialni nie było żadnych nieproszonych gości. Zsunęłam ze stóp kapcie i złapałam za klamkę od drzwi łazienki.
Pomieszczenie utrzymane było nawet w moim stylu, w stonowanych kolorach. Nie to co sypialnia dająca po oczach z kilometra. Na co dzień było tu dość jasno, ale teraz, gdy światło było wyłączone, a rolety w oknach zasłonięte, kompletnie nic nie widziałam.
Rozejrzałam się za włącznikiem, mrużąc oczy, żeby lepiej widzieć. Badałam dłonią kafle i kiedy w końcu udało mi się go znaleźć, a ja z powrotem się obróciłam, myślałam, że oszaleję. Pieprzony Ryan Turner zasnął na stojąco z fiutem w ręce. Stał nad toaletą, opierając głowę o kafelki, a z ust leciała mu stróżka silny.
– I to zrobiło mi dziurę w ścianie? – powiedziałam, spoglądając w dół, jednak szybko odwróciłam wzrok. Pokręciłam głową, wzdrygając się na ten widok.
Widocznie nawet głupia kąpiel nie była mi dzisiaj dana, więc wyszłam z łazienki, pamiętając, żeby porządnie trzasnąć drzwiami. Niech wpadnie do tego kibla i to najlepiej tym pustym łbem.
Skierowałam się prosto na dół i już było mi wszystko jedno. Ile może znieść człowiek w jeden wieczór? Jedyne, co mi pozostało, to napić się i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie żebym nad tym bardzo ubolewała.
Minęłam jakiegoś bladego chłopaka, który wyglądał, jakby miał zaraz zwrócić obiad z wczoraj prosto na biblioteczkę ciotki Alice. Przez to, że zapomniałam o włożeniu kapci, które zostały na górze, wdepnęłam w jakąś kałużę.
Boże, oby to był żółty szampan, bo rzygów już bym chyba nie wytrzymała.
Podeszłam do lodówki w poszukiwaniu jakiegoś piwa. Otworzyłam drzwiczki i dokładnie w tym samym momencie usłyszałam szkło przesuwane po blacie obok. Wyjrzałam zza drzwi, po czym na moje usta wpłynął szeroki uśmiech. Właśnie przyjechał skierowany w moją stronę napełniony kieliszek. Zanim zdążyłam spojrzeć wyżej, podjechały jeszcze trzy kolejne. Podniosłam wzrok, jeszcze szerzej uśmiechając się na widok Riki.
– Wyglądasz, jakbyś tego potrzebowała – powiedziała, puszczając mi oczko. No i miała rację.
Sięgnęłam po kieliszek i wypiłam go jednym haustem. Gardło paliło, ale mimo to uznałam, że popicie sokiem jest dla słabiaków. Właśnie dlatego popiłam szota szotem.
– Natalie będzie miała rano ciekawą niespodziankę w postaci Turnera modlącego się nad jej kiblem – wypaliłam, próbując nie krzywić się na cierpki smak alkoholu w ustach.
– Chyba nie chcę znać szczegółów – zaśmiała się lekko. Pokiwałam głową, przyznając jej rację. Bo szczegóły naprawdę nie były duże w tym przypadku.
Zaczęłam mówić o jakiś bzdurach, chcąc podtrzymać konwersację, ale uwaga Riki już dawno skupiła się na czymś innym. A dokładniej to na kimś innym.
– Gdyby tylko… – wyszeptała pod nosem. Szybko jednak się poprawiła, chyba się orientując, że czekam na odpowiedź z jej strony. – Wybacz.
Obie sięgnęłyśmy po kieliszki i stuknęłyśmy się szkło o szkło.
– Jeśli chcesz, to mogę jakoś odciągnąć Xandera na bok – zaczęłam, przecierając usta.
Rika oderwała wzrok od Scotta i spojrzała na mnie, biorąc przy tym głęboki wdech. Jej nos marszczył się zupełnie tak jak nos jej brata podczas palenia.
Muszę się przypomnieć o rachunek za dywan.
– Byłabym bardzo wdzięczna, ale nie wiem, jak miałabyś to zrobić. Oni wiecznie siedzą razem, zwłaszcza na imprezach – stwierdziła ze smutkiem.
Może i ja też nie wiedziałam, jak to zrobię, ale nie mogłam patrzeć na to, jaka jest smutna.
– Daj mi jego numer – wypaliłam nagle, improwizując. Rika spojrzała na mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. – Numer Xandera – doprecyzowałam.
Choć dalej bardzo zdziwiona, to zrobiła to, o co ją poprosiłam. Nie miałam konkretnego planu, ale od zawsze byłam pewna, że kiedyś przyda mi się umiejętność dyskutowania z pracownikami call center. Z jednym ziomkiem gadałam na tyle długo, że przez chwilę byłam bliska sprzedania mu starego dysku zamiast kupna paneli fotowoltaicznych.
Schowałam się na schodach tak, żebym nie rzucała się zbytnio w oczy osobom bawiącym się na dole. Wyjęłam telefon z kieszeni szarych dresów i wybrałam kontakt o nazwie Marlboro Enjoyer, bo tak właśnie podpisałam Xandera. Nazwa w punkt.
Pomyślałam sobie, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Wkurzę Jennę dzwonieniem do jej kochasia i tym samym pomogę Rice.
Przyglądałam się, jak Xander sięga po telefon i przymyka powieki, żeby odczytać cyfry na ekranie. Modliłam się, żeby tylko odbierał od obcych numerów. Zwrócił się do swojego przyjaciela i powiedział mu coś na ucho. Niestety nie miałam umiejętności czytania z ruchu warg, więc musiałam obejść się bez tego.
Ucieszyłam się prawie tak bardzo, że prawie spadłam ze schodów. Mój plan ewidentnie działał, bo Xander niedługo potem zniknął za ścianą. Nie miałam go już w polu widzenia, ale przynajmniej w końcu odebrał telefon.
– Tak, słucham – powiedział, jak to on, bez emocji. A ja robiłam wszystko, żeby czasem nie powiedzieć: „nie mów «słucham», bo cię wyrucham”. Kunszt mojego humoru upewnił mnie w tym, że chyba przesadziłam z ilością szotów.
– Dzień dobry, dzwonię z firmy – nie przemyślałam faktu, że powinnam była przygotować jakąś nazwę przed tym, jak zadzwoniłam. Rozejrzałam się na szybko po salonie w poszukiwaniu zaczepki – Browarex.
Genialna nazwa firmy, powinnam to opatentować.
– Ach, tak… W jakiej konkretnie sprawie? – Usłyszałam drobny szmer w słuchawce.
– Mam dla pana świetną ofertę – znowu urwałam i jedyne, co na tamten moment przychodziło mi do głowy, sprawiło, że zacisnęłam dłonie w pięści i z całych sił próbowałam się nie zaśmiać – dywanów. Tak, nasze dywany są wspaniałej jakości, nie są takie plastikowe, które łatwo uszkodzić. Zwłaszcza przy użyciu czegoś, co się pali.
Przez chwilę w słuchawce panowała głucha cisza, ale cierpliwe czekałam na odpowiedź. Ważne, że chociaż czymś go zajęłam, a to, że był pijany i nie wiedział, co odpowiedzieć, było mi na rękę. Miałam więcej czasu na wymyślenie dalszej części planu.
– Następnym razem postaraj się bardziej. – Usłyszałam nagle za sobą głos Xandera. Podskoczyłam w miejscu, a telefon wypadł mi z ręki i zaczął spadać po schodach.
– O co ci niby chodzi, Pace? – zapytałam, udając zdziwioną, ale jego mina mówiła, że mi nie wierzył. Zaśmiałam się nerwowo, przełykając ślinę.
– Darujmy to sobie, dobra? – Wyglądał na lekko zdenerwowanego.
– Ale co?
Xander przetarł twarz dłonią, kompletnie załamując się moim stanem fizycznym. Psychicznym pewnie też.
– Skąd niby wiedziałeś, że to ja? Przecież to nie ja. – Próbowałam jakoś wybrnąć, ale po pijaku to wcale nie było takie proste.
– Pomyślmy… – Zaczął kiwać głową – Rzadko jakaś firma dzwoni do ludzi o drugiej w nocy, żeby zaproponować kupno dywanu. Choć Browarex brzmi bardzo autentycznie, to jednak raczej spasuję – powiedział. Już chciał się odwrócić, ale ja nie mogłam dać za wygraną. Kątem oka widziałam, jak Jenna i jej koleżanki przyglądają się naszej rozmowie, więc złapałam go za nadgarstek, żeby czasem mi nie uciekł.
– W takim razie skorzystaj z innej oferty – dodałam, nawet nie wiedząc, skąd wzięłam taki pomysł.
A nie, chwila, przecież nie było żadnego pomysłu.
– Na przykład jakiej? – Wbił wzrok w moją twarz, unosząc brew.
Znów przełknęłam ślinę, czując, jak pocą mi się ręce. Zaraz mi się wyślizgnie.
– Łóżkowej?
Mina Xandera była lustrzanym odbiciem mojej. Przyglądał mi się, skanując dogłębnie zmiany na mojej twarzy. Ponownie spojrzałam w stronę Jenny, jednak szybko zwróciłam wzrok z powrotem na chłopaka. Ten nawet nie drgnął, dalej się we mnie wgapiając. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
Nie żebym oczekiwała od niego zgody na moją propozycję, ale w sumie to chyba właśnie tego oczekiwałam. Jeśli nie uda mi się zemścić w ten sposób na Jennie, to chociaż wykupiłam trochę czasu dla Riki.
– Okej. – Wzruszył lekko ramionami i minął mnie na schodach, idąc w stronę mojego pokoju.
Okej?