Brisingr - ebook
Brisingr - ebook
Brisingr to kontynuacja bestsellerowego Eragona. Sukces nie znosi próżni. Po latach hegemonii "Harry'ego Pottera" literatura dziecięca ma nowy hit. Książka opiera się na znanym starszej generacji czytelników archetypie dorastania młodzieńca, jego dojrzewania , poszukiwania nauczyciela i spełnieniu wyznaczonej przez los, czasem fatum, misji. Eragon - bohater Paoliniego , młody wiejski chłopak znajduje niebieski kamień i przynosi go do domu. Ale zanim udaje mu się sprzedać go handlarzowi, z "kamienia" wykluwa się szafirowy smok, Saphira. Smoka próbuje ukraść zły Urgals, który brutalnie morduje wuja Eragona. Chłopcu i smoczycy w ostatniej chwili udaje się uciec. Od tej chwili Eragon poprzysięga zemstę mordercy wuja i wyrusza na wyprawę by uratować świat i stać się ostatnim legendarnym Jeźdźcem Smoków. Eragon jest związany z Saphirą magiczną mocą, psychiczną więzią , która wzmacnia ich wzajemną siłę lecz jest trochę...nieprzewidywalna. Król krainy, w której rozgrywa się akcja - Alagaesii - jest także Jeźdźcem, zaprzedał się jednak ciemnej mocy...W książce znajdujemy wszystko co niezbędne dla nowej generacji fantasy; wspaniałe walki , historyczne bronie, tajemniczy spisek i ... kobieta elf, która pojawia się w snach Eragona.
Wielkie dzieła fantasy sięgają wysoko. Tolkien, popularny Harry Potter i Matrix otworzyły drogę do innego świata, do wizji opartej o Wagnerowski obraz heroizmu i przeznaczenia. Wielkie nowoczesne dzieła fantasy korzystają z mitów, są pełne czarnoksiężników i smoków, dzięki którym oswajają czytelnikowi "nieznane". Nowoczesna klasyka, książki Jorge'a Luisa Borges, Neila Gaimana czy Terry Pratchetta lub choćby Stevena Eriksona kształtują nowy obraz świata , intrygujący i niezapomniany. Paolini zarówno korzysta z najlepszych wzorów wielkiej tradycyjnej fantasy ukształtowanej przez mistrza Tolkiena ale jednocześnie kształtuje nowy obraz, nową całkowicie wizję, nową jakość. Na podstawie książki nakręcono film Eragon.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7480-321-2 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Eragon, piętnastoletni chłopiec z farmy, przeżywa wstrząs, gdy w górach zwanych Kośćcem pojawia się przed nim lśniący błękitny kamień. Eragon zabiera kamień na farmę, na której mieszka wraz z wujem Garrowem i kuzynem Roranem. Garrow i jego nieżyjąca żona, Marian, wychowali Eragona. Nic nie wiadomo o ojcu chłopaka; jego matka, Selena, była siostrą Garrowa. Nie widziano jej od czasu przyjścia na świat Eragona.
Nieco później kamień pęka i ze środka wychodzi maleńki smok. Gdy Eragon dotyka smoczycy, na jego dłoni pojawia się srebrzyste znamię i powstaje nierozerwalna więź łącząca ich umysły i czyniąca z Eragona jednego z legendarnych Smoczych Jeźdźców. Chłopak nadaje smoczycy imię Saphira, po jednym ze smoków z historii wioskowego bajarza, Broma.
Smoczy Jeźdźcy pojawili się tysiące lat wcześniej, po wielkiej wojnie elfów ze smokami, mając za zadanie dopilnować, aby nigdy już nie doszło do podobnego konfliktu pomiędzy dwiema rasami. Z czasem Jeźdźcy stali się strażnikami pokoju, nauczycielami, uzdrowicielami, filozofami naturalnymi i największymi z magów, jako że złączenie ze smokiem ujawnia talent magiczny. Pod ich przywództwem i czujnym okiem w Alagaësii nastał złoty wiek.
Gdy ludzie przybyli do tej krainy, oni także dołączyli do elitarnego zakonu. Po wielu latach pokoju wojownicze urgale zabiły smoka młodego człowieka, Galbatorixa. Oszalały po tej stracie i odmowie starszych przyznania mu drugiego smoka, Galbatorix postanowił doprowadzić do upadku Jeźdźców.
Ukradł innego smoka – którego nazwał Shruikan i zmusił do służby za pomocą czarnych zaklęć – po czym zgromadził wokół siebie grupę trzynastu zdrajców: Zaprzysiężonych. Z pomocą owych okrutnych uczniów Galbatorix wymordował Jeźdźców, zabił ich przywódcę Vraela i ogłosił się królem Alagaësii. Jego uczynki zmusiły elfy do wycofania się w serce sosnowej puszczy, a krasnoludy do ukrycia w tunelach i jaskiniach. Odtąd rasy te rzadko opuszczają swe kryjówki. Obie strony przez ponad sto lat trzymały się w szachu. W tym czasie wszyscy Zaprzysiężeni zginęli.
Tak wygląda napięta sytuacja polityczna, gdy na scenę wkracza Eragon.
Kilka miesięcy po wykluciu Saphiry do Carvahall przybywa dwóch groźnych, insektopodobnych obcych, zwanych Ra’zacami. Poszukują kamienia, będącego jajem Saphiry. Eragonowi i smoczycy udaje się im uciec, Ra’zacowie niszczą jednak dom Eragona i mordują Garrowa.
Eragon poprzysięga wytropić i zabić Ra’zaców. Gdy opuszcza Carvahall, bajarz Brom, świadom istnienia Saphiry, zaskakuje go propozycją towarzyszenia mu w podróży. Brom wręcza Eragonowi czerwony miecz Smoczego Jeźdźca, Zar’roc, odmawia jednak wyjaśnienia, jak go zdobył.
Podczas podróży Eragon dowiaduje się wiele od Broma, między innymi poznaje sztukę walki mieczem i posługiwania się magią. Gdy tracą trop Ra’zaców, kierują się do portu Teirm i odwiedzają starego przyjaciela Broma, Jeoda, który, jak sądzi bajarz, może pomóc im odkryć kryjówkę stworów. W Teirmie dowiadują się, że Ra’zacowie mieszkają w pobliżu miasta Dras-Leona. Eragon wysłuchuje także przepowiedni z ust zielarki Angeli i dwóch niezwykłych rad od jej towarzysza, kotołaka Solembuma.
Po drodze do Dras-Leony Brom wyznaje, że jest agentem Vardenów – grupy buntowników, zmierzającej do obalenia Galbatorixa – i że ukrywał się w Carvahall, czekając na pojawienie się nowego Smoczego Jeźdźca. Dwadzieścia lat temu Brom uczestniczył w kradzieży jaja Saphiry Galbatorixowi. Wówczas to zabił Morzana, pierwszego i ostatniego z Zaprzysiężonych. Na świecie wciąż istnieją jeszcze tylko dwa smocze jaja i oba pozostają w rękach Galbatorixa.
W Dras-Leonie i jej pobliżu spotykają Ra’zaców, którzy śmiertelnie ranią Broma. Tajemniczy młodzieniec imieniem Murtagh przepłasza napastników. Ostatnim tchem Brom wyznaje, że on także był kiedyś Jeźdźcem, a jego smoczyca również nazywała się Saphira.
Eragon i Saphira postanawiają dołączyć do Vardenów. Eragon zostaje jednak schwytany w Gil’eadzie i sprowadzony przed oblicze Durzy, złego i potężnego Cienia, służącego Galbatorixowi. Z pomocą Murtagha ucieka z więzienia, zabierając elfkę Aryę, także będącą więźniem Durzy, ambasadorkę u Vardenów. Arya została otruta i wymaga pomocy medyka.
Ścigani przez oddziały urgali, umykają do siedziby głównej Vardenów w olbrzymich Górach Beorskich, wznoszących się na wysokość powyżej dziesięciu mil. Okoliczności zmuszają Murtagha – który nie chce schronić się u Vardenów – do ujawnienia, że jest synem Morzana. Murtagh jednak odrzucił zły przykład ojca i uciekł Galbatorixowi, by samotnie decydować o swym losie. Mówi też Eragonowi, że miecz Zar’roc należał kiedyś do ojca Murtagha.
Kiedy wygląda już na to, że nie uda im się uniknąć schwytania przez urgale, Eragon i jego przyjaciele zostają uratowani przez Vardenów, mieszkających w Farthen Dûrze, wydrążonej górze, będącej także stolicą królestwa krasnoludów, Tronjheimu. Tam właśnie Eragon trafia przed oblicze Ajihada, dowódcy Vardenów. Tymczasem Murtagh zostaje aresztowany z powodu swego pokrewieństwa z Morzanem.
Eragon spotyka się z krasnoludzkim królem, Hrothgarem, i córką Ajihada, Nasuadą. Bliźniacy, para antypatycznych magów służących Ajihadowi, poddają go próbie. Eragon i Saphira błogosławią także jedno z osieroconych dzieci Vardenów, którzy tymczasem leczą otrutą Aryę.
Pewnego dnia nadchodzą wieści o zbliżającej się podziemnymi korytarzami armii urgali. W bitwie Eragon zostaje rozłączony z Saphirą; musi sam walczyć z Durzą. Durza, silniejszy od zwykłego człowieka, z łatwością pokonuje Eragona, rozpruwając mu ciało od ramienia po biodro. W tym momencie Saphira i Arya niszczą dach komnaty – szeroki na sześćdziesiąt stóp gwiaździsty szafir – odwracając uwagę Durzy, a Eragon przebija mu serce. Wyzwolone spod zaklęć Durzy urgale wycofują się.
Podczas gdy Eragon leży nieprzytomny po bitwie, telepatycznie nawiązuje z nim kontakt istota przedstawiająca się jako Togira Ikonoka – Kaleka Uzdrowiony. Ów nieznajomy nalega, by Eragon szukał go w Ellesmérze, stolicy elfów.
Po przebudzeniu Eragon odkrywa na swych plecach długą bliznę. Uświadamia sobie także, że zabił Durzę jedynie dzięki szczęściu, i rozpaczliwie potrzebuje szkolenia. Pod koniec tomu pierwszego postanawia wyruszyć do Ellesméry, odnaleźć Togirę Ikonokę i zostać jego uczniem.
***
Najstarszy rozpoczyna się trzy dni po tym jak Eragon zabił Durzę. Vardeni dochodzą do siebie po bitwie o Farthen Dûr; Ajihad, Murtagh i Bliźniacy polują na urgale w tunelach pod miastem krasnoludów. Gdy zaskakuje ich oddział urgali, Ajihad ginie, a Murtagh i Bliźniacy znikają. Rada Starszych Vardenów mianuje Nasuadę następczynią ojca na stolcu przywódcy Vardenów. Eragon składa jej hołd jako swej suwerence.
Eragon i Saphira uznają, że muszą wyruszyć do Ellesméry i rozpocząć szkolenie u „Kaleki Uzdrowionego”. Przed ich odejściem król krasnoludów Hrothgar przyjmuje Eragona do swego klanu, Dûrgrimst Ingeitum. To daje Eragonowi pełne prawa krasnoludzkie i upoważnia do udziału w obradach rady.
Arya i Orik, przybrany syn Hrothgara, towarzyszą Eragonowi i Saphirze w podróży do krainy elfów. Po drodze zatrzymują się na popas w Tarnagu, krasnoludzkim mieście. Część krasnoludów przyjmuje ich przyjaźnie, lecz Eragon odkrywa wkrótce, że jeden klan nie darzy sympatią jego i Saphiry. To Az Sweldn rak Anhûin, nienawidzący smoków i ich Jeźdźców z powodu tego, jak wielu członków klanu zginęło z rąk Zaprzysiężonych.
W końcu wędrowcy docierają do Du Weldenvarden, elfickiej puszczy. W Ellesmérze Eragon i Saphira spotykają Islanzadí, królową elfów i, jak odkrywają, matkę Aryi, oraz Kalekę Uzdrowionego: starego elfa Oromisa. On także jest Jeźdźcem. Oromis i jego smok, Glaedr, ukrywali się przed Galbatorixem przez ostatnie sto lat, niestrudzenie poszukując sposobu, by pokonać króla.
Zarówno Oromis, jak i Glaedr cierpią z powodu starych ran, uniemożliwiających walkę – Glaedr stracił nogę, a Oromis, schwytany i złamany przez Zaprzysiężonych, nie potrafi kontrolować silniejszej magii i często nawiedzają go paraliżujące ataki.
Eragon i Saphira rozpoczynają szkolenie, zarówno razem, jak i osobno. Eragon poznaje historię ras zamieszkujących Alagaësię, arkana szermierki i pradawnej mowy, którą posługują się wszyscy magowie. Podczas studiów nad pradawną mową odkrywa, że popełnił straszliwy błąd, gdy wraz z Saphirą błogosławili sierotę w Farthen Dûrze – zamierzał rzec: „Niechaj dobry los i szczęście stale ci sprzyjają i chronią od złego”, a tak naprawdę powiedział: „Bądź ochroną od złego”, kładąc na dziecko klątwę, przez którą będzie musiało chronić innych przed wszelkim bólem i nieszczęściem.
Saphira dokonuje szybkich postępów pod okiem Glaedra. Blizna na plecach Eragona, pamiątka po walce z Durzą, spowalnia jego szkolenie, nie tylko bowiem okalecza go, ale też w nieprzewidzianych chwilach nawiedzają go bolesne ataki. Nie wie, jak ma czynić postępy jako mag i wojownik dręczony konwulsjami.
Eragon zaczyna rozumieć, że darzy Aryę uczuciem. Wyznaje to jej, ona jednak odrzuca go i wkrótce wyrusza do Vardenów.
Elfy urządzają rytuał Agaetí Blödhren, czyli Święto Przysięgi Krwi, podczas którego Eragon zostaje poddany magicznej przemianie: staje się hybrydą ludzko-elfią. W rezultacie jego blizna znika, a on sam dysponuje teraz nadludzką siłą i szybkością elfa. Rysy jego twarzy także ulegają zmianie, wydaje się teraz nieco podobny do elfa.
Na tym etapie Eragon dowiaduje się, że wojna pomiędzy Imperium i Vardenami wisi na włosku i Vardeni niezwykle potrzebują jego i Saphiry. Podczas jego nieobecności Nasuada przeniosła swe wojska z Farthen Dûru do Surdy, królestwa leżącego na południe od Imperium i wciąż zachowującego niepodległość.
Eragon i Saphira opuszczają Ellesmérę wraz z Orikiem, obiecując Oromisowi i Glaedrowi, że gdy tylko będą mogli, powrócą dokończyć szkolenie.
Tymczasem kuzyn Eragona, Roran, przeżywa własne przygody. Galbatorix posłał Ra’zaców i legion żołnierzy Imperium do Carvahall, próbując schwytać Rorana i wykorzystać go przeciw Eragonowi. Roranowi udaje się uciec w pobliskie góry. Wraz z innymi wieśniakami próbuje przegnać żołnierzy. Wielu z nich ginie w walce. Gdy Sloan, miejscowy rzeźnik – nienawidzący Rorana i sprzeciwiający się jego zaręczynom z Katriną, jego córką – wydaje Rorana Ra’zacom, owadopodobne stwory odnajdują go i atakują w nocy podczas snu. Roranowi udaje się wydostać, lecz Ra’zacowie uprowadzają Katrinę.
Roran przekonuje mieszkańców Carvahall, by porzucili wioskę i schronili się u Vardenów w Surdzie. Wyruszają na zachód, w kierunku wybrzeża, w nadziei że stamtąd pożeglują do Surdy. Roran okazuje się świetnym przywódcą i przeprowadza ich bezpiecznie przez Kościec. W porcie Teirm spotykają Jeoda, który opowiada Roranowi o tym, jak Eragon został Jeźdźcem, i wyjaśnia, czego szukali w wiosce Ra’zacowie: Saphiry. Proponuje, że pomoże Roranowi i wieśniakom w dotarciu do Surdy. Dodaje, że kiedy znajdą się bezpiecznie u Vardenów, Roran będzie mógł poprosić Eragona o pomoc w ocaleniu Katriny. Wraz z wieśniakami uprowadzają statek i żeglują w stronę Surdy.
Eragon i Saphira docierają do szykujących się do bitwy Vardenów. Eragon dowiaduje się, co się stało z dzieckiem, które przeklął źle sformułowanym błogosławieństwem. Dziewczynka ma na imię Elva i choć nadal winna być niemowlęciem, wygląda jak czterolatka, a z głosu i zachowania przypomina znużonego życiem dorosłego. Zaklęcie Eragona każe jej wyczuwać ból wszystkich otaczających ją ludzi i próbować im pomóc. Jeśli Elva mu się sprzeciwia, cierpi.
Eragon, Saphira i Vardeni wyruszają na spotkanie oddziałów Imperium na Płonących Równinach, na których wiecznie żarzą się podziemne torfowe ognie. Ku ich zdumieniu, na spotkanie wylatuje im Jeździec na czerwonym smoku. Nowy Jeździec zabija Hrothgara, króla krasnoludów, i walczy z Eragonem i Saphirą. Gdy Eragonowi udaje się zerwać mu hełm, wstrząśnięty odkrywa, że to Murtagh.
Murtagh nie zginął w zasadzce rgali pod Farthen Dûrem. Bliźniacy zaaranżowali wszystko: zdrajcy sami zaplanowali zasadzkę tak, by Ajihad poległ, a oni mogli schwytać Murtagha i przekazać go w ręce Galbatorixa. Król zmusił Murtagha do złożenia przysięgi na wierność w pradawnej mowie. Teraz Murtagh i jego nowo wykluty smok, Cierń, pozostają niewolnikami Galbatorixa. Murtagh potwierdza, że złożone przysięgi nigdy nie pozwolą mu sprzeciwić się królowi, choć Eragon błaga, by porzucił go i dołączył do Vardenów.
Po niewytłumaczalnym pokazie siły Murtaghowi udaje się pokonać Eragona i Saphirę, postanawia jednak ich uwolnić ze względu na dawną przyjaźń. Przed odejściem odbiera Eragonowi Zar’roca, twierdząc, że to dziedzictwo powinno przypaść w udziale jemu, jako starszemu z synów Morzana. Ujawnia również, że nie był jedyny – Eragon i Murtagh to bracia, obaj są synami Seleny i Morzana. Bliźniacy odkryli prawdę, gdy badali wspomnienia Eragona w dniu przybycia do Farthen Dûru.
Wciąż oszołomiony odkryciem prawdy na temat rodziców, Eragon wycofuje się z Saphirą i w końcu spotyka z Roranem i wieśniakami z Carvahall, którzy przybyli na Płonące Równiny, akurat na czas, by wspomóc Vardenów w walce. Roran walczył bohatersko i sam zdołał zabić Bliźniaków.
Eragon i Roran godzą się, mimo roli, jaką Eragon odegrał w śmierci Garrowa. Młody Jeździec przysięga, że pomoże kuzynowi ocalić Katrinę z niewoli u Ra’zaców.Wrota śmierci
Eragon przyglądał się mrocznej kamiennej wieży, będącej schronieniem potworów, które zamordowały jego wuja, Garrowa.
Leżał na brzuchu, ukryty za grzbietem piaszczystego wzgórza porośniętego rzadkimi źdźbłami trawy, ciernistymi krzakami i małymi kulkami kaktusów. Kruche łodyżki zeszłorocznej roślinności kłuły go w dłonie, gdy powoli pełzł naprzód, próbując lepiej przyjrzeć się Helgrindowi, górującemu nad otaczającą go krainą niczym czarny sztylet wbity we wnętrzności Ziemi.
Ukośne promienie wieczornego słońca zasnuwały wzgórze długimi, wąskimi cieniami i daleko na zachodzie oświetlały taflę jeziora Leona, zamieniając horyzont w migoczącą sztabkę złota.
Z lewej strony dobiegał Eragona miarowy oddech jego kuzyna, Rorana, leżącego obok. Zazwyczaj niesłyszalny, ruch powietrza teraz wydawał się Eragonowi, z jego wyostrzonym słuchem, nienaturalnie głośny; była to zaledwie jedna z wielu zmian, jakie zaszły w nim po przemianie, którą przeszedł podczas Agaetí Blödhren, Święta Przysięgi Krwi elfów.
Nie zwracał jednak na to uwagi, skupiony na obserwacji kolumny ludzi, przesuwającej się powoli w stronę podstawy Helgrindu, po pokonaniu pieszo mil dzielących górę od miasta Dras-Leona. Grupa dwudziestu czterech mężczyzn i kobiet, odzianych w ciężkie skórzane szaty, maszerowała na czele kolumny. Ludzie ci poruszali się dość dziwnie, każdy inaczej – kołysali się, podskakiwali, kuśtykali, szurali nogami, kręcili się, wspierali na kijach bądź podpierali rękami, maszerując na zadziwiająco krótkich nogach. Dopiero po chwili Eragon zorientował się, że każdemu z nich brakowało ręki, nogi bądź jednego i drugiego. Ich przywódca siedział wyprostowany w lektyce dźwiganej przez sześciu niewolników o naoliwionej skórze. Eragon pomyślał, że to zdumiewające osiągnięcie, wziąwszy pod uwagę fakt, iż ciało owego mężczyzny – bądź kobiety, nie potrafił określić płci – składało się wyłącznie z torsu i głowy, na której tkwiła wysoka na trzy stopy ozdobna skórzana tiara.
– Kapłani Helgrindu – wymamrotał do Rorana.
– Umieją posługiwać się magią?
– To możliwe. Nie odważę się zbadać góry umysłem, dopóki nie odejdą, bo jeśli istotnie są magami, wyczują mój dotyk, nawet najlżejszy, i odkryją naszą obecność.
Za kapłanami maszerowały dwa szeregi młodych mężczyzn odzianych w złote szaty. Każdy niósł w dłoniach prostokątną metalową ramę z osadzonymi w niej dwunastoma poziomymi prętami, na których wisiały żelazne dzwonki wielkości rzepy. Połowa młodzieńców potrząsała mocno swymi ramami, gdy unosili do kroku prawą nogę, a kiedy dzwonki rozbrzmiewały żałobną kakofonią, druga połowa trzęsła swoimi, stawiając lewe stopy. Żelazne języki uderzały o ścianki żelaznych gardeł, a ich ponury dźwięk odbijał się echem od wzgórz. Akolici krzyczeli do wtóru, jęcząc i wrzeszcząc w ekstazie.
Za groteskową procesją ciągnął się, niczym ogon komety, korowód mieszkańców Dras-Leony. Tworzyła go szlachta, kupcy, handlarze, kilkunastu wysokich oficerów i zbieranina mniej znaczących ludzi: robotników, żebraków i zwykłych żołnierzy.
Eragon zastanawiał się, czy w tłumie podąża także gubernator Dras-Leony, Marcus Tabor.
Dotarłszy na skraj stromego rumowiska otaczającego pierścieniem Helgrind, kapłani zatrzymali się po obu stronach wielkiego głazu barwy rdzy. Kiedy cała kolumna stała już przed prymitywnym ołtarzem, stwór siedzący w lektyce poruszył się i zaczął śpiewać głosem rażącym uszy jak pojękiwania dzwonków. Porywy wiatru co chwila zagłuszały deklamacje szamana, lecz Eragon dosłyszał urywki zdań wypowiedzianych w pradawnej mowie – dziwnie zniekształconej i źle wymawianej – zmieszane ze słowami z języka krasnoludów i urgali, a także frazami z archaicznego dialektu plemienia ludzkiego. To, co zrozumiał, sprawiło, że zadrżał. Kazanie bowiem traktowało o sprawach, o których lepiej nie wiedzieć, złowrogiej nienawiści dojrzewającej przez stulecia w mrocznych jaskiniach ludzkich serc, by wreszcie rozkwitnąć pod nieobecność Jeźdźców; o krwi, obłędzie i ohydnych rytuałach odprawianych pod czarnym księżycem.
Pod koniec owej odrażającej oracji dwóch pomniejszych kapłanów pośpieszyło naprzód i przeniosło swego mistrza – bądź mistrzynię – z lektyki na ołtarz. Wówczas najwyższy kapłan wydał krótki okrzyk. Bliźniacze stalowe ostrza zamigotały niczym gwiazdy, wznosząc się i opadając. Z obu ramion najwyższego kapłana wytrysnęły strumyki krwi, spływające po odzianym w skórę torsie i ściekające na głaz, a z niego na żwir poniżej.
Dwóch kolejnych kapłanów skoczyło naprzód, chwytając szkarłatne krople do kielichów. Gdy napełniły się po brzegi, podali je reszcie członków kongregacji, którzy zaczęli z zapałem pić.
– Gar! – zaklął cicho Roran. – Nie wspomniałeś wcześniej, że ci wstrętni handlarze ludźmi, obłąkani wyznawcy, skretyniali krwiopijcy to także kanibale.
– Niezupełnie. Nie jadają mięsa.
Gdy wszyscy już zwilżyli gardła, służalczy nowicjusze zanieśli najwyższego kapłana z powrotem do lektyki i obwiązali mu rany pasmami białego płótna. Na tkaninie szybko wykwitły mokre, ciemne plamy.
Rany najwyraźniej nie wywarły wrażenia na kapłanie, bo pozbawiona członków postać obróciła się w stronę wyznawców, przemawiając ustami barwy żurawin.
– Teraz naprawdę jesteście mymi braćmi i siostrami, tu bowiem, w cieniu potężnego Helgrindu, skosztowaliście soku z moich żył. Krew wzywa krew i jeśli kiedykolwiek wasza rodzina będzie potrzebować pomocy, róbcie, co tylko w waszej mocy dla Kościoła i dla innych uznających moc naszego Straszliwego Pana... By potwierdzić raz jeszcze i na nowo wiarę pokładaną w Triumwiracie, odmówcie wraz ze mną Dziewięć Przysiąg... Na Gorma, Ildę i Fell Angvarę, przysięgamy oddawać cześć co najmniej trzykroć w miesiącu w godzinie przed zmierzchem i składać w ofierze nas samych, by zaspokoić odwieczny głód naszego Wielkiego i Strasznego Pana... Przysięgamy przestrzegać zakazów zapisanych w księdze Toska... Przysięgamy zawsze nosić nasz bregnir na ciele i na zawsze unikać dwunastu z dwunastu oraz dotyku węźlastego sznura, by nie skaził...
Nagły powiew wiatru zagłuszył dalsze słowa najwyższego kapłana. Po chwili Eragon ujrzał, jak jego słuchacze dobywają niewielkich zakrzywionych noży i kolejno nacinają swe ręce w zgięciu łokcia, namaszczając ołtarz strugami krwi.
Po kilku minutach gniewny wiatr ucichł i Eragon znów usłyszał kapłana:
– ...I wszystko, czego pragniecie i pożądacie, będzie wam dane w nagrodę za posłuszeństwo... Nasza ofiara dobiegła końca. Jeżeli jednak wśród was znajdzie się ktoś dość śmiały, by dowieść prawdziwej głębi wiary, niechaj się ukaże.
Słuchacze zamarli i pochylili się, spoglądając wyczekująco.
Przez długą cichą chwilę zdawało się, że odejdą z niczym. Potem jednak jeden z akolitów wyskoczył przed szereg.
– Ja to zrobię! – wykrzyknął.
Z wrzaskiem radości jego bracia zaczęli wymachiwać dzwonkami w szybkim, gniewnym rytmie. Zgromadzonych opanowało szaleństwo, podskakiwali i krzyczeli niczym obłąkani. Mimo odrazy, którą czuł Eragon, ta muzyka wzbudziła iskrę podniecenia nawet w jego sercu, przemawiając do prymitywnej, brutalnej części jego duszy.
Ciemnowłosy młodzieniec odrzucił złote szaty, pozostając jedynie w skórzanej przepasce, i wskoczył na ołtarz. Spod jego stóp bryznęły szkarłatne krople. Zwrócony do Helgrindu, zaczął dygotać w rytm okrutnych dzwonków. Głowa opadła mu bezwładnie, w kącikach ust wystąpiła piana, ręce wiły się niczym węże. Na skórę wystąpił pot i po chwili młodzian lśnił w promieniach zachodzącego słońca niczym posąg z brązu.
Brzęk dzwonków osiągnął szaleńcze tempo, dźwięki zderzały się ze sobą w obłąkańczym crescendo, gdy młodzian sięgnął do tyłu. Kapłan wsunął mu w dłoń rękojeść osobliwego narzędzia: ostrej klingi długiej na dwie i pół stopy, z mocnym jelcem, łuskową rękojeścią, śladową osłoną i szerokim płaskim ostrzem, które na końcu rozszerzało się wachlarzowato, kształtem przypominając smocze skrzydło. Było to narzędzie zaprojektowane tylko w jednym celu: by rozcinać zbroje, kości i ścięgna równie łatwo, jak pełen wody bukłak.
Młodzieniec uniósł broń, tak że przez moment celowała w stronę najwyższego szczytu Helgrindu. Potem opadł na kolano i, krzycząc niezrozumiale, opuścił ostrze na swój prawy przegub.
Krew bryznęła na skały za ołtarzem.
Eragon skrzywił się i odwrócił wzrok, choć i tak do jego uszu dotarły przeszywające wrzaski chłopaka. Podczas bitwy widywał już gorsze rzeczy, lecz rozmyślne okaleczenie własnego ciała w świecie, gdzie człowiekowi każdego dnia grozi kalectwo, wydało mu się czymś głęboko złym.
Źdźbła trawy zaszeleściły, kiedy Roran poruszył się lekko. Wymamrotał przekleństwo, które zniknęło w gąszczu jego brody, po czym znów umilkł.
Podczas gdy kapłan opatrywał ranę młodego człowieka – zatrzymując krwotok zaklęciem – jeden z akolitów odwiązał dwóch niewolników, którzy dźwigali lektykę najwyższego kapłana. Następnie przykuł ich za kostki do osadzonego w ołtarzu żelaznego pierścienia. Akolici wydobyli spod szat liczne pakunki i usypali z nich stos na ziemi, poza zasięgiem niewolników.
Zakończywszy obrzędy, kapłani i ich orszak odeszli spod Helgrindu w stronę Dras-Leony, znów dzwoniąc i zawodząc. Jednoręki fanatyk, potykając się, dreptał tuż za lektyką najwyższego kapłana.
Jego twarz rozjaśniał błogi uśmiech.
***
– No proszę. – Eragon odetchnął głęboko, gdy kolumna zniknęła za odległym wzgórzem.
– Co takiego?
– Podróżowałem z krasnoludami i elfami, lecz żadne ich uczynki nie były nawet w części tak dziwne jak to, co robią ci ludzie.
– Są równie potworni jak Ra’zacowie. – Roran wskazał ruchem głowy Helgrind. – Mógłbyś teraz sprawdzić, czy jest tam Katrina?
– Spróbuję. Ale bądź gotów do ucieczki.
Eragon zamknął oczy i zaczął powoli rozszerzać granice swej świadomości, przenosząc się z umysłu jednej żywej istoty do następnej, niczym strużki wody wsiąkające w piasek. Dotykał ruchliwych owadzich metropolii, rojnych, ruchliwych i skupionych na własnych sprawach; jaszczurek i węży, ukrytych pośród ciepłych kamieni, różnych odmian ptaków i małych ssaków. Owady i zwierzęta kręciły się bez wytchnienia, szykując się na szybkie nadejście nocy. Niektóre kryły się w norach, inne, żyjące w mroku, budziły się, ziewały, przeciągały i gotowały do łowów i żeru.
Podobnie jak ma się rzecz z innymi zmysłami, zdolność Eragona do wnikania w myśli istot malała wraz z odległością. Gdy fala jego myśli dotarła do podnóża Helgrindu, wyczuwał jedynie największe ze zwierząt, i nawet je bardzo słabo.
Sięgał dalej, ostrożnie, gotów wycofać się błyskawicznie, gdyby musnął przypadkiem umysł ściganych ofiar: Ra’zaców, a także ich rodziców i wierzchowców, olbrzymich Lethrblak. Eragon zdecydował się odsłonić w ten sposób tylko dlatego, że rasa Ra’zaców nie posługiwała się magią i nie wierzył, by jego wrogów wyszkolono jak innych nie-magów, umiejących posługiwać się telepatią. Ra’zacowie i Lethrblaki nie potrzebowali podobnych podstępów – sam ich dech wywoływał odrętwienie u nawet najsilniejszych mężów.
A choć Eragon podczas swych bezcielesnych zwiadów ryzykował zdemaskowanie, on, Roran i Saphira musieli wiedzieć, czy Ra’zacowie uwięzili Katrinę – narzeczoną Rorana – w Helgrindzie. Odpowiedź ta bowiem mogła zdecydować o tym, czy ich misja będzie mieć na celu ratunek, czy też porwanie i przesłuchanie.
Szukał długo i wnikliwie. Gdy wrócił do swego ciała, odkrył, że Roran przygląda mu się z miną zgłodniałego wilka. W jego szarych oczach płonęły gniew, nadzieja i rozpacz tak wielkie, że zdawało się, że lada moment emocje kuzyna mogą eksplodować i wypalić wszystko wokół w niewiarygodnie jasnym rozbłysku, tak silnym, że zdolnym stopić nawet kamień.
Eragon świetnie to rozumiał.
Ojciec Katriny, rzeźnik Sloan, zdradził Rorana Ra’zacom. Gdy ci nie zdołali go złapać, pochwycili śpiącą w sypialni Rorana Katrinę i porwali ją z doliny Palancar, pozostawiając mieszkańców Carvahall na łasce żołnierzy króla Galbatorixa, z rąk których czekała ich śmierć bądź niewola. Nie mogąc ich ścigać, Roran w ostatniej chwili przekonał wieśniaków, by porzucili domy i ruszyli za nim przez Kościec i dalej na południe, wzdłuż wybrzeża Alagaësii. W końcu dołączyli do oddziałów zbuntowanych Vardenów. W drodze przeżyli wiele śmiertelnie groźnych przygód, lecz dzięki tej wyprawie Roran i Eragon znów się spotkali. Eragon zaś wiedział, gdzie mieszkają Ra’zacowie, i przyrzekł pomóc kuzynowi ocalić Katrinę.
Roran wyjaśnił później, że udało mu się dokonać tego wszystkiego tylko dlatego, że potężne uczucie popychało go do czynów budzących lęk u innych, dzięki czemu mógł stawić czoło swym wrogom.
Obecnie podobna gorączka trawiła także Eragona.
Gdyby komuś bliskiemu groziło niebezpieczeństwo, byłby gotów rzucić się w ogień, nie zważając na to, co go spotka. Kochał Rorana jak brata, a skoro Roran miał poślubić Katrinę, w oczach Eragona ona także stała się częścią rodziny. Co jeszcze ważniejsze, Eragon i Roran byli ostatnimi dziedzicami rodu. Eragon wyrzekł się wszelkich związków ze swym bratem krwi, Murtaghiem, toteż z krewnych mieli z Roranem tylko siebie. A także Katrinę.
Lecz nie tylko szlachetne poczucie braterstwa pchało ich do działania – obu przyświecał jeszcze jeden cel: zemsta! Nawet teraz, gdy planowali wydrzeć Katrinę ze szponów Ra’zaców, obaj wojownicy – śmiertelnik i Smoczy Jeździec – marzyli o tym, by zabić nienaturalne sługi króla Galbatorixa. Ra’zacowie bowiem torturowali i zamordowali Garrowa, rodzonego ojca Rorana i przybranego Eragona.
Zdobyte informacje były zatem ważne nie tylko dla Rorana, ale też dla samego Jeźdźca.
– Chyba ją wyczułem – rzekł. – Trudno orzec na pewno, bo jesteśmy daleko od Helgrindu i nigdy wcześniej nie wnikałem w jej umysł, ale mam wrażenie, że jest gdzieś wewnątrz tej ohydnej góry, ukryta w pobliżu szczytu.
– Jest chora? Ranna? Do diaska, Eragonie, niczego przede mną nie ukrywaj! Zrobili jej krzywdę?
– W tej chwili nie cierpi. Więcej nie mogę powiedzieć, bo samo wyczucie jej świadomości wymagało ode mnie wszystkich sił. Nie mogłem nawiązać kontaktu.
Eragon wolał nie wspominać, że wyczuł też drugą osobę. Podejrzewał kto to jest i obawiał się, że jeśli ma rację, czekają go wielkie kłopoty.
– Nie znalazłem natomiast Ra’zaców ani Lehtrblak. Nawet jeśli w jakiś sposób zdołałem przeoczyć Ra’zców, ich rodzice są tak wielcy, że ich moc życiowa winna płonąć niczym tysiąc lamp, podobnie jak u Saphiry. Prócz Katriny i paru innych słabych iskierek Helgrind jest czarny, całkowicie czarny.
Roran skrzywił się, zacisnął pięść i spojrzał gniewnie w stronę skalistego szczytu, który rozpływał się w mroku, spowity wieńcem fioletowych cieni.
– Nieważne, czy masz rację, czy się mylisz – rzekł niskim, głuchym głosem, jakby przemawiał sam do siebie.
– Czemuż to?
– Nie odważymy się zaatakować jeszcze dzisiaj. Nocą Ra’zacowie są najsilniejsi. I jeśli faktycznie przebywają w pobliżu, niemądrze byłoby stawać do walki, kiedy mają przewagę. Zgadzasz się?
– Tak.
– Zaczekamy zatem do świtu. – Roran machnął ręką w stronę niewolników przykutych do zakrwawionego ołtarza. – Jeśli do tego czasu ci biedacy znikną, będziemy wiedzieli, że Ra’zacowie tu są, i postąpimy zgodnie z planem. Jeżeli nie, przeklniemy pecha, który pozwolił im uciec, uwolnimy niewolników, uratujemy Katrinę i odlecimy z nią do Vardenów, nim wytropi nas Murtagh. Tak czy inaczej, wątpię by Ra’zacowie zostawili Katrinę długo samą. Nie, jeśli Galbatorix chce, by przeżyła, żeby móc ją wykorzystać przeciwko mnie.
Eragon skinął głową. Pragnął już teraz uwolnić niewolników, lecz gdyby to zrobił, ostrzegłby nieprzyjaciół, że coś się święci. Jeżeli Ra’zacowie zjawią się na wieczerzę, Eragon i Saphira nie będą mogli interweniować. Bitwa w otwartym polu pomiędzy smokiem i stworami takimi jak Lethrblaki przyciągnęłaby uwagę każdego męża, kobiety i dziecka w promieniu wielu staj, Eragon zaś wątpił, by zdołali przeżyć z Saphirą i Roranem, gdyby Galbatorix odkrył, że przebywają sami w jego Imperium.
Odwrócił wzrok od przykutych do skały mężczyzn. Dla ich dobra mam nadzieję, że Ra’zacowie są akurat na drugim końcu Alagaësii, albo przynajmniej, że nie dopisze im dziś apetyt, pomyślał.
Bez jednego słowa Eragon i Roran poczołgali się z powrotem za niskie wzgórze, za którym się ukryli. U jego stóp ukucnęli, po czym odwrócili się i wciąż pochyleni pobiegli między dwoma rzędami pagórków. Krótkie zagłębienie wkrótce zamieniło się w wąski, wyżłobiony przez powódź parów z osypującymi się ścianami z łupku.
Wymijając karłowate krzaki jałowca, Eragon zerknął w górę i pomiędzy iglastymi gałązkami dostrzegł pierwsze konstelacje, rozbłyskujące na aksamitnym niebie. Gwiazdy wydawały się zimne i ostre, niczym jasne odłamki lodu. Potem znów skupił wzrok na ziemi, gdy wraz z Roranem biegli na południe, do swego obozu.Rozstanie
Rzeźnik siedział skulony pod ścianą po lewej, obie ręce miał przykute łańcuchami do żelaznego pierścienia nad głową.
Poszarpane łachmany ledwie okrywały blade wychudzone ciało. Pod przejrzystą skórą sterczały kości. Eragon dostrzegł też natychmiast sieć błękitnych żył. Od nieustannego tarcia o kajdany na przegubach utworzyły się rany i wrzody, z których wyciekał przejrzysty płyn i krew. To, co pozostało jeszcze z jego włosów, poszarzało bądź posiwiało i opadało w tłustych matowych strąkach na poznaczoną śladami po ospie twarz.
Na dźwięk łoskotu młota Rorana Sloan uniósł głowę do światła.
– Kto to? – spytał drżącym głosem. – Kto tam?
Jego włosy zsunęły się, odsłaniając oczodoły, zapadnięte w głąb czaszki. W miejscu, gdzie winny być powieki, pozostało jedynie kilka strzępów poszarpanej skóry, pokrywającej głębokie dziury. Ciało wokół było posiniaczone i pokryte strupami.
Wstrząśnięty Eragon uświadomił sobie, że Ra’zacowie wydziobali Sloanowi oczy. Nie miał pojęcia, co teraz zrobić. Rzeźnik powiedział Ra’zacom, że Eragon znalazł jajo Saphiry. Co więcej, Sloan zamordował wartownika, Byrda, i zdradził Carvahall siłom Imperium. Gdyby postawiono go przed wieśniakami, z pewnością uznaliby Sloana za winnego i skazali na śmierć przez powieszenie.
Eragon uważał, że rzeźnik powinien umrzeć za swe zbrodnie. Nie tu kryła się niepewność. Wynikała raczej z faktu, że Roran kochał Katrinę, a Katrina, bez względu na czyny Sloana, wciąż musiała żywić uczucia wobec ojca. Patrzenie, jak wiejski trybunał ogłasza publicznie winy Sloana i każe go powiesić, nie byłoby dla niej łatwe, a tym samym nie byłoby łatwe dla Rorana. Podobne przeżycia mogły nawet zasiać między nimi niezgodę i doprowadzić do zerwania zaręczyn. Tak czy inaczej, Eragon był przekonany, że zabranie stąd Sloana doprowadzi do niesnasek pomiędzy nim, Roranem, Katriną i innymi mieszkańcami Carvahall. Wynikłe z tego spory mogłyby odciągnąć wieśniaków od najważniejszego celu: walki z Imperium.
Najłatwiej, pomyślał Eragon, byłoby go zabić i powiedzieć, że znalazłem go martwego w celi... Zadrżały mu wargi, na języku zaciążyło jedno ze słów śmierci.
– Czego chcecie? – spytał Sloan, obracając głowę, by lepiej słyszeć. – Powiedziałem wam już wszystko, co wiem!
Eragon przeklął swoje niezdecydowanie. Nie miał powodu wątpić w winę rzeźnika, Sloan był zdrajcą i mordercą. Każdy prawodawca skazałby go na śmierć.
Ale przecież, niezależnie od innych argumentów, na podłodze przed nim siedział skulony Sloan, człowiek, którego Eragon znał całe życie. Owszem, rzeźnik był człowiekiem godnym pogardy, lecz liczne wspomnienia i doświadczenia, które ich łączyły, zrodziły poczucie bliskości, które dręczyło sumienie Eragona. Atakując Sloana, poczułby się tak, jakby podnosił rękę na Horsta, Loringa czy kogokolwiek ze starszyzny z Carvahall.
I znów zaczął szykować się do wypowiedzenia śmiercionośnego słowa.
Nagle w myślach ujrzał obraz: Torkenbranda, łowcę niewolników, którego spotkali z Murtaghiem podczas ucieczki do Vardenów, klęczącego na pylistej ziemi, i Murtagha, zadającego cios i ścinającego mu głowę. Eragon pamiętał, jak wówczas protestował przeciwko czynowi towarzysza i jak wspomnienie o tym długo nie dawało mu spokoju.
Czyżbym tak bardzo się zmienił, pomyślał teraz, że sam mógłbym zrobić coś podobnego? Jak powiedział Roran: zabijałem, ale tylko w ogniu walki... Nigdy tak.
Obejrzał się przez ramię. Roran rozbił właśnie ostatni zawias drzwi celi Katriny. Upuścił teraz młot, szykując się do rzucenia na drzwi i wepchnięcia ich do środka. Potem jednak najwyraźniej wpadł na lepszy pomysł i spróbował je dźwignąć. Drzwi uniosły się o ułamek cala, po czym zatrzymały i zadygotały.
– Pomóż mi! – zawołał Roran. – Nie chcę, żeby na nią upadły!
Eragon znów spojrzał na nieszczęsnego rzeźnika. Nie miał czasu na bezmyślne dywagacje, musiał wybrać. Tak czy inaczej, musiał wybrać...
– Eragonie!
Nie wiem co jest słuszne, pojął Eragon. Jego własna niepewność świadczyła o tym, że nie powinien zabijać Sloana ani zabierać go do Vardenów. Nie miał pojęcia, co zrobić zamiast tego, musiał jednak znaleźć trzecie wyjście, mniej oczywiste i mniej krwawe.
Unosząc dłoń jak do błogosławieństwa, wyszeptał: „slytha”. Okowy Sloana zabrzęczały gdy ten opadł bezwładnie, pogrążony w głębokim śnie. Upewniwszy się, że zaklęcie zadziałało, Eragon zamknął na klucz drzwi celi i odnowił chroniące ją zaklęcia.
Co ty kombinujesz, Eragonie? – spytała Saphira.
Zaczekaj, aż znów będziemy razem. Wtedy ci wyjaśnię.
Wyjaśnisz? Co? Nie masz żadnego planu.
Daj mi minutę, a będę go miał.
– Co to było? – spytał Roran, gdy kuzyn zajął miejsce naprzeciw niego.
– Sloan. – Eragon mocniej chwycił drzwi. – Nie żyje.
Oczy Rorana się rozszerzyły.
– Jak?
– Wygląda na to, że skręcili mu kark.
Przez sekundę Eragon obawiał się, że Roran mu nie uwierzy. Potem jednak kuzyn sapnął.
– Tak chyba jest lepiej – rzekł. – Gotów? Raz, dwa, trzy...
Razem wyrwali z framugi ciężkie drzwi i odrzucili w głąb korytarza. Łoskot ich upadku powrócił zwielokrotniony, odbijając się echem od kamiennych ścian. Roran bez wahania wpadł do celi oświetlonej pojedynczą woskową świecą. Eragon podążał krok za nim.
Katrina kuliła się na końcu żelaznej pryczy.
– Zostawcie mnie, wy bezzębne potwory! Ja...
Urwała oszołomiona, gdy Roran wszedł w blask świecy. Twarz miała bladą z braku słońca i brudną, lecz w tej chwili jej oblicze rozjaśnił wyraz takiego zachwytu i czułej miłości, że Eragon pomyślał, iż rzadko zdarzało mu się ujrzeć kogoś równie pięknego.
Nie odrywając wzroku od Rorana, Katrina wstała i drżącą ręką dotknęła jego policzka.
– Przyszedłeś.
– Przyszedłem.
Z ust Rorana wyrwał się ni to śmiech, ni szloch. Kuzyn Eragona chwycił ją w objęcia i przycisnął do piersi. Długą chwilę stali tak w uścisku.
W końcu Roran cofnął się i ucałował ją trzykroć w usta. Katrina zmarszczyła nos.
– Zapuściłeś brodę! – wykrzyknęła. Ze wszystkich rzeczy, które mogła powiedzieć, ta była tak nieoczekiwana – a jej głos tak zdumiony – że Eragon zachichotał.
W tym momencie Katrina go dostrzegła. Zmierzyła go wzrokiem, w końcu skupiła się na twarzy. Przyglądała się jej z widocznym zdumieniem.
– Eragonie? To ty?
– Tak.
– Jest teraz Smoczym Jeźdźcem – dodał Roran.
– Jeźdźcem? To znaczy... – Zająknęła się. To odkrycie najwyraźniej nią wstrząsnęło. Zerkając na Rorana, jakby szukała w nim oparcia, przycisnęła go mocniej i odsunęła się od Eragona. – Jak... Jak nas znalazłeś? – spytała Rorana. – Kto jeszcze jest z wami?
– Porozmawiamy o tym później. Musimy uciekać z Helgrindu, nim zbiegnie się tu reszta Imperium.
– Zaczekaj! Co z moim ojcem? Znaleźliście go?
Roran spojrzał na Eragona, po czym znów popatrzył na Katrinę.
– Przybyliśmy zbyt późno – rzekł łagodnie.
Ciałem dziewczyny wstrząsnął dreszcz. Zamknęła oczy i po jej policzku spłynęła samotna łza.
– Niechaj tak będzie.
Podczas gdy rozmawiali, Eragon rozpaczliwie próbował wymyślić, jak się pozbyć Sloana. Choć ukrył swe rozważania przed Saphirą, wiedział, że zdecydowanie nie spodobałby jej się tok jego myśli: zaczynał już dostrzegać początki planu, niezwykle śmiałego, pełnego niepewności i niebezpieczeństwa, ale jedynego możliwego, zważywszy na okoliczności.
Porzucając dalsze rozmyślania, Eragon zaczął działać. Miał mnóstwo do zrobienia i bardzo mało czasu.
– Jierda! – krzyknął, wskazując ręką. W rozbłysku błękitnych iskier i fruwających fragmentów metalowe kajdany okalające kostki Katriny rozpadły się, dziewczyna podskoczyła zdumiona.
– Magia... – wyszeptała.
– Proste zaklęcie. – Kiedy sięgnął ku niej, skuliła się ze strachu. – Katrino, muszę mieć pewność, że Galbatorix bądź jeden z jego magów nie rzucili na ciebie zaklęcia pułapki ani nie zmusili do przysiąg w pradawnej mowie.
– Pradawnej...
– Eragonie – przerwał jej Roran – zrobisz to kiedy rozbijemy obóz, nie możemy tu zostać.
– Nie – Eragon machnął ręką – zrobimy to teraz.
Roran skrzywił się i odsunął, pozwalając kuzynowi położyć dłonie na ramionach Katriny.
– Po prostu spójrz mi w oczy – polecił Eragon.
Przytaknęła i posłuchała.
Eragon po raz pierwszy miał powód do użycia zaklęcia, którego nauczył go Oromis, wykrywającego dzieła innych władających magią. Z pewnym trudem przypomniał sobie słowa zapisane w zwojach w Ellesmérze. Luki w pamięci okazały się tak poważne, że w trzech przypadkach musiał oprzeć się na synonimach, by dokończyć zaklęcie.
Długą chwilę wpatrywał się w błyszczące oczy Katriny, wymawiając frazy w pradawnej mowie i od czasu do czasu, za jej zgodą, oglądając wspomnienia, w poszukiwaniu dowodów, że ktoś majstrował przy jej umyśle. Czynił to najłagodniej jak umiał, w odróżnieniu od Bliźniaków, którzy wtargnęli w jego umysł podczas podobnej procedury w dniu przybycia do Farthen Dûru.
Roran stał na straży, krążąc tam i z powrotem przed otwartymi drzwiami. Z każdą upływającą sekundą jego zdenerwowanie rosło; obracał w dłoniach młot i postukiwał nim o udo, jakby wybijał rytm niesłyszalnej melodii.
W końcu Eragon puścił Katrinę.
– Zrobione.
– Co znalazłeś? – wyszeptała. Splotła ręce na piersi, jej czoło zmarszczyło się z troską, gdy czekała na werdykt. Celę wypełniła cisza, Roran zamarł.
– Nic, prócz twych własnych myśli. Jesteś wolna od jakichkolwiek zaklęć.
– Oczywiście, że tak – warknął Roran i znów chwycił ją w ramiona.
Razem opuścili celę.
– Brisingr, iet tauthr. – Eragon skinął w stronę magicznego światła, wciąż wiszącego pod sklepieniem.
Na jego rozkaz lśniąca kula pomknęła mu nad głowę i tam pozostała, podskakując niczym kawałek drewna na falach.
Eragon szedł pierwszy; przemierzali pośpiesznie mieszaninę korytarzy, kierując się do jaskini, w której wylądowali. Stąpając po śliskiej skale, Eragon wypatrywał pozostałego przy życiu Ra’zaca, jednocześnie wznosząc wokół Katriny mur z ochronnych zaklęć. Za plecami słyszał, jak rozmawia z Roranem, wymieniając serie krótkich zdań.
– Kocham cię... Horst i pozostali są bezpieczni... Zawsze... Dla ciebie... Tak... Tak... Tak... Tak.
W tych słowach tak wyraźnie dźwięczało uczucie i zaufanie jakie do siebie żywili, że Eragon poczuł w sercu bolesną tęsknotę.
Gdy znaleźli się jakieś dziesięć jardów od głównej jaskini i ujrzeli przed sobą słaby blask, Eragon zgasił magiczne światło. Parę stóp później Katrina zwolniła, po czym przywarła do ściany tunelu, zasłaniając twarz.
– Nie mogę. Jest za jasno, bolą mnie oczy.
Roran szybko przesunął się przed dziewczynę, tak by padł na nią jego cień.
– Kiedy ostatnio byłaś na dworze?
– Nie wiem... – W jej głosie zadźwięczała panika. – Nie wiem! Od czasu, gdy mnie tu sprowadzili. Roranie, czy ja ślepnę?
Pociągnęła nosem i się rozpłakała.
Jej łzy zaskoczyły Eragona. Pamiętał ją jako osobę obdarzoną wielką siłą i spokojem. Ale też spędziła wiele tygodni zamknięta w mroku, w ciągłym strachu o własne życie. Na jej miejscu też pewnie nie byłbym sobą, pomyślał.
– Nie, nic ci nie jest. Po prostu musisz znów przywyknąć do słońca. – Roran pogładził jej włosy. – Daj spokój, nie martw się tym, wszystko będzie dobrze... Jesteś już bezpieczna. Bezpieczna, Katrino. Słyszysz mnie?
– Słyszę.
Choć niechętnie niszczył jedną z tunik otrzymanych od elfów, Eragon oddarł z niej pas tkaniny i wręczył Katrinie.
– Obwiąż tym oczy – polecił. – Powinnaś wciąż móc widzieć przez materiał dostatecznie wyraźnie, by nie upaść ani z niczym się nie zderzyć.
Podziękowała mu i zasłoniła oczy.
Znów ruszyli naprzód i wkrótce cała trójka znalazła się w rozsłonecznionej, zbryzganej krwią jaskini – cuchnącej jeszcze gorzej niż przedtem, bo do dawnych woni dołączył gryzący odór ciała Lethrblaki. W tym samym momencie w szerokim tunelu naprzeciwko pojawiła się Saphira. Na jej widok Katrina sapnęła i przywarła do Rorana, wbijając mu paznokcie w ramiona.
– Katrino – rzekł Eragon. – Pozwól, że przedstawię cię Saphirze. Jestem jej Jeźdźcem. Jeśli do niej przemówisz, zrozumie.
– To dla mnie zaszczyt, o smoku – zdołała wyrzec Katrina, zginając kolana w mizernej imitacji dygnięcia.
W odpowiedzi Saphira skłoniła głowę, po czym zwróciła się do Eragona: Szukałam gniazda Lethrblak, ale znalazłam tylko kości, kości i jeszcze więcej kości, w tym kilkanaście pachnących świeżym mięsem. Ra’zacowie musieli jeszcze wczoraj pożreć niewolników.
Żałuję, że nie zdołaliśmy ich ocalić.
Wiem, ale nie możemy chronić wszystkich w tej wojnie.
– No, dalej. – Eragon wskazał gestem Saphirę. – Wsiądźcie na nią. Dołączę do was za chwilę.
Katrina zawahała się, po czym zerknęła na Rorana, który pokiwał głową.
– Nie bój się – wymamrotał. – Saphira nas tu przyniosła.
Razem, omijając truchło Lethrblaki, podeszli do Saphiry, która zniżyła się, przyciskając brzuch do ziemi, by mogli na nią wsiąść. Splatając dłonie tak, by utworzyły stopień, Roran uniósł Katrinę dość wysoko, by zdołała się wciągnąć na górę lewej przedniej łapy smoczycy. Stamtąd, chwytając rzemienie siodła niczym szczeble drabiny, Katrina wdrapała się na sam grzbiet. Roran podążył w ślad za nią, niczym kozica przeskakująca z jednej skalnej półki na drugą.
Eragon poszedł za nimi i obejrzał smoczycę, oceniając powagę najróżniejszych zadrapań, skaleczeń, rozdarć, sińców i ran. By to zrobić, polegał na tym, co czuła, a także na własnych oczach.
Do licha – rzuciła Saphira – oszczędź mi tych zabiegów, dopóki nie znajdziemy się w bezpiecznym miejscu. Nie wykrwawię się na śmierć.
To nie do końca prawda i dobrze o tym wiesz. Krwawisz wewnątrz; jeśli tego nie powstrzymam, może dojść do komplikacji, których nie zdołam uleczyć. A wówczas nigdy nie wrócimy do Vardenów. Nie kłóć się, bo mnie nie przekonasz. To potrwa najwyżej minutę.
Jak się okazało, Eragon potrzebował kilkunastu minut, by przywrócić Saphirze pełnię sił. Jej obrażenia były tak ciężkie, że aby ukończyć zaklęcia, musiał opróżnić z energii pas Belotha Mądrego, a potem zaczerpnąć z własnych zapasów smoczycy. Za każdym razem, gdy zajmował się kolejną raną, Saphira protestowała, gderała że Eragon zachowuje się niemądrze, i pytała, czy w końcu mogliby ruszać. On jednak nie zważał na jej narzekania, ku rosnącemu niezadowoleniu towarzyszki.
Po wszystkim usiadł ciężko na ziemi, zmęczony magią i kłótniami. Wskazując palcem miejsca, w których w jej ciało wbiły się dzioby Lethrblak, rzekł: Powinnaś poprosić Aryę bądź innego elfa, by sprawdzili moją robotę. Starałem się, ale mogłem coś przeoczyć.
Doceniam twoją troskę o moje zdrowie – odparła – ale to nie miejsce na wzruszające demonstracje uczuć. Wynośmy się stąd wreszcie!
Zgoda, czas znikać. Eragon wstał i zaczął się wycofywać w stronę tunelu za plecami.
– No chodź! – krzyknął Roran. – Pośpiesz się!
Eragonie! – zawołała Saphira.
On jednak pokręcił głową.
– Nie, ja tu zostaję.
– Ty... – zaczął Roran, lecz przerwał mu wściekły warkot smoczycy.
Saphira chlasnęła ogonem o ścianę jaskini, wbiła szpony w ziemię, tak że kości i kamienie jęknęły cierpiętniczo.
– Słuchajcie! – odkrzyknął Eragon. – Jeden z Ra’zaców wciąż pozostaje na swobodzie. Pomyślcie też, co jeszcze może kryć się w Helgrindzie: zwoje, mikstury, informacje na temat działalności Imperium. Wszystko to może nam pomóc! Możliwe, że Ra’zacowie przechowują tu nawet jaja. Jeśli tak, będę musiał je zniszczyć, nim przechwyci je Galbatorix.
Nie mogę zabić Sloana – dodał Eragon, zwracając się do Saphiry. – Nie mogę pozwolić, by Roran bądź Katrina go zobaczyli ani by skonał z głodu w swej celi, bądź pojmali go ludzie Galbatorixa. Przykro mi, ale sam muszę się nim zająć.
– Jak wydostaniesz się z Imperium? – spytał Roran.
– Pobiegnę. Jestem teraz równie szybki jak elf.
Koniuszek ogona Saphiry drgnął. Stanowiło to jedyne ostrzeżenie, nim skoczyła w stronę Eragona, wyciągając jedną błyszczącą łapę. Eragon umknął, uskakując do tunelu ułamek sekundy przed tym, nim łapa Saphiry znalazła się w miejscu, w którym stał przed momentem.
Saphira zatrzymała się z poślizgiem przed tunelem i ryknęła sfrustrowana, nie mogąc pójść za nim w głąb ciasnego otworu. Jej masywne ciało niemal zupełnie przesłaniało światło. Kamienne ściany wokół Eragona drżały, gdy smoczyca zaczęła szarpać pazurami i szponami wylot korytarza, odrywając spore kawałki skały. Jej wściekłe warkoty i widok pyska pełnego zębów, długich jak przedramię, wzbudziły w Eragonie nagły strach. Zrozumiał, jak musi czuć się królik przycupnięty w norze rozkopywanej przez wilka.
– Gánga! – zawołał.
Nie. – Saphira oparła głowę na ziemi i z jej gardła wydobył się żałosny skowyt. Patrzyła na niego wielkimi, zbolałymi oczami.
Gánga! Kocham cię, Saphiro, ale musisz już lecieć.
Cofnęła się kilka jardów od tunelu i pociągnęła nosem, miaucząc jak kot.
Mój mały...
Eragon bardzo nie chciał jej smucić, nie chciał też jej odsyłać. Miał wrażenie, jakby się rozrywał na pół. Cierpienie smoczycy przenikało łączącą ich mentalną więź i w połączeniu z jego własnym bólem niemal go paraliżowało. W jakiś sposób zebrał dość sił, by się odezwać.
Gánga! I nie wracaj po mnie ani nie wysyłaj nikogo innego. Nic mi nie będzie. Gánga! Gánga!
Saphira zawyła z wściekłości, po czym niechętnie ruszyła do wylotu jaskini.
– Eragonie, chodź! – zawołał siedzący w siodle Roran. – Nie bądź durniem, jesteś zbyt ważny, by ryzykować...
Hałas i łoskot zagłuszyły resztę jego słów, bo w tym momencie Saphira wystartowała z jaskini. Na tle bezchmurnego nieba jej łuski zajaśniały niczym tysiące jaskrawo błękitnych diamentów. Jest wspaniała, pomyślał Eragon. Dumna, szlachetna i piękniejsza od jakichkolwiek innych żywych stworzeń. Żaden jeleń bądź lew nie mógł się równać z majestatem smoka w locie.
Tydzień – powiedziała. Tyle będę czekać. A potem wrócę po ciebie, Eragonie, nawet gdybym musiała walczyć po drodze z Cierniem, Shruikanem i tysiącem magów.
Eragon stał tam, dopóki nie zniknęła mu z oczu i nie wyczuwał jej już myślami. A potem, z sercem ciężkim jak ołów, wyprostował ramiona i odwróciwszy się od słońca i wszelkiego co jasne i żywe, ponownie zstąpił w pogrążone w mroku tunele.