- promocja
- W empik go
Brudny interes. Królowie Nowego Jorku. Tom 1 - ebook
Brudny interes. Królowie Nowego Jorku. Tom 1 - ebook
Nieprawdopodobny romans między przedstawicielką prawa i członkiem jednej z największych rodzin mafijnych w Nowym Jorku!
Jess Montell za dnia pracuje jako kuratorka, a wieczorami dorabia jako barmanka. Ludzi w swoim otoczeniu dzieli wyłącznie na dwie grupy – dobrych i złych. Nie ma nic pomiędzy. Kiedy spotyka Trace’a Westa na meczu hokejowym, nie zna jego imienia ani nazwiska, ale między nimi natychmiast pojawia się chemia, której nie chce i nie potrafi zignorować. Gdy jednak dowiaduje się, kim jest ten mężczyzna, żałuje, że tego nie zrobiła. Okazuje się, że Trace to nie tylko odnoszący sukcesy wilk z Wall Street, ale również dziedzic jednej z największych rodzin mafijnych w Nowym Jorku!
Trace nie pragnął takiego życia, ale nie miał wyboru. Musiał wypełnić swoje obowiązki. A romans z Jess oznaczałby dla niego jedynie kłopoty. Szkoda tylko, że Trace lubi kłopoty. Zwłaszcza gdy są nimi brunetki z ognistym charakterem i nogami do nieba.
Oboje wiedzą, że muszą trzymać się od siebie z daleka, ale czasem tak trudno oprzeć się pokusie... Bez względu na to, jak wielkie stanowi zagrożenie.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-707-9 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Rachel Van Dyken, zdobywczyni pierwszego miejsca na liście bestsellerów „New York Timesa”
„Tijan jest specjalistką w tworzeniu uzależniających, zabawnych i ekscytujących historii, od których po prostu nie można się oderwać!”
– Elle Kennedy, autorka bestsellerów „New York Timesa”
„Jeśli chodzi o tworzenie przepełnionych akcją, intensywnych, emocjonalnych historii, Tijan nigdy mnie nie zawodzi. To, co pisze, wciąga mnie aż do ostatniej strony”.
– Helena Hunting, autorka bestsellerów „New York Timesa”
„Tijan dostarcza rozrywki, ukazuje życie na krawędzi oraz niepokój egzystencjalny. Jej książki nigdy nie zawodzą!”
– Kylie Scott, autorka bestsellerów „New York Timesa”
„_Anti-stepbrother. Antybrat_ autorstwa Tijan to naprawdę mocna pozycja – niepokój egzystencjalny, napięcie i emocjonalne zakończenie sprawią, że nie będziesz mogła się oderwać od książki. Postacie wydają się rzeczywiste i łatwo się z nimi utożsamić. Nie będziesz chciała się z nimi rozstać”.
– J.B. Salsbury, autorka bestsellerów „New York Timesa” i „USA Today”
„Ta książka należy do moich ulubionych autorstwa Tijan. Aż chciałoby się umrzeć za głównego bohatera i zaprzyjaźnić z bohaterką”.
– Katy Evans, autorka bestsellerów „New York Timesa”, o książce _Anti-stepbrother. Antybrat_
„Pięć pełnych pasji gwiazdek! Chemia między Dusty i Stone’em była nie z tej ziemi. Byłam całkowicie pochłonięta od pierwszej do ostatniej strony. Jeśli chodzi o tę historię, Tijan nie tylko zdobyła przyłożenie – ona wygrała Super Bowl!”
– Beth Flynn, bestsellerowa autorka „USA Today”, o _Wrogach_
„Wciągnęło mnie już od pierwszej strony! _Insiders_ to kolejna uzależniająca pozycja autorstwa Tijan”.
– Jennifer L. Armentrout, zdobywczyni pierwszego miejsca na liście bestsellerów „New York Timesa”
„Ta historia jest jak trąba powietrzna napakowana wysokiej jakości suspensem”.
– „Publishers Weekly” o _Insiders_ROZDZIAŁ 1
Jess
Piwo i hokej.
To jest to.
Nie wiedziałam dokładnie, czym jest ziemia obiecana. Niemniej, siedząc na hali hokejowej z piwem w ręku i przyglądając się ubóstwianym, seksownym gwiazdom sportu śmigającym po lodzie, pomyślałam, że jestem tam, gdzie powinnam. Życie było w porządku. Piwo i hokej.
– Muszę się odlać.
Powstrzymałam uśmiech. Sposób wysławiania się mojej współlokatorki, która wyglądała jak prawdziwa Barbie, nie był zbyt elegancki. I kochałam ją za to jeszcze bardziej.
Skinęłam głową. Druga połowa meczu dobiegała końca. Spojrzałam na swoje piwo. Opróżniłam już trzecie.
Podjęłam decyzję. Właśnie wtedy, właśnie tam. Byłam zdecydowana. Ostatnio musiałam wyjaśnić to słowo mojej podopiecznej, i to z najdrobniejszymi szczegółami. Nie wiedziała, co to jest wyznaczanie celów ani co oznacza bycie zdecydowanym. Podobała mi się ta rozmowa. Oczy kobiety były zaszklone, a test narkotykowy negatywny, więc wiedziałam, że to temat ją nudzi. Szkoda. Obie musiałyśmy przetrwać tę rozmowę, choć to nie ona sprawiła, że chciałam się napić. Chodziło raczej o trzech zwolnionych warunkowo, których miałam skontrolować jako kolejnych. To oni wszyscy razem wzięci sprawili, że potrzebowałam tego ostatniego piwa. Następne będzie z kolei powiązane z dwoma wizytami domowymi, które miałam odbyć jutro.
Nie cieszyłam się na nie, ale to była część mojej pracy.
Podążałam tuż za Kelly, kierując się w stronę schodów.
Przyciągała wzrok. Platynowe włosy. Smukłe ciało, prawie jak u modelki. Niebieskie oczy. Barbie, jak już mówiłam. Patrzyli na nią i mężczyźni, i kobiety, co mnie nie dziwiło, szczególnie że niedawno zrobiła sobie cycki. Była moją współlokatorką od czasu studiów. Oddaliłyśmy się od siebie tylko na moment, kiedy zamieszkała z chłopakiem, który następnie został jej narzeczonym, a skończył jako eksmąż. Zdradzał ją, więc dostała od niego przyzwoite odszkodowanie, a ja odzyskałam najlepszą przyjaciółkę. Jeden zero dla mnie. Ale w Kelly najbardziej kochałam to, że była elastyczna. Wróciłam do domu i powiedziałam jej, że potrzebuję drinka, a ona odparła, że wygrała dwa bilety na mecz hokejowy New York Stallions. Doszłam do wniosku, że tak właśnie miało być.
Zerknęła za siebie i zobaczyła, że idę za nią.
W odpowiedzi na jej nieme pytanie podniosłam drinka i wychyliłam go.
Resztę drogi pokonała ze śmiechem. Następnie, zupełnie jak za starych, dobrych czasów (najczystsza prawda), skierowała się do łazienki, a ja do stoiska z piwem.
– Och, ho, ho, ho. Hej, złociutka.
To jowialne pozdrowienie doleciało do mnie z ust jednego z pracowników, dużego, krzepkiego faceta. Musiałam poświęcić chwilę, żeby docenić to, co widzę. Znałam tego gościa. W przeszłości był na zwolnieniu warunkowym. Nie mój rewir, ale stałam na korytarzu kilka razy, kiedy miał zatarg ze swoim obecnym kuratorem. Lubił określać się mianem Jimiego Hendrixa, ale wszyscy mówiliśmy na niego po prostu Jimmy. Wszelkiego rodzaju konflikty nie były mu niestety obce.
Właśnie dlatego często był na warunkowym.
– Jimmy.
Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Schudł trzydzieści kilogramów. Wyłapałam to, bo w pracy musiałam zauważać takie rzeczy, ale w jego przypadku to prawie nie rzucało się w oczy. Facet mierzył sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i ważył sto czterdzieści kilogramów. Obecnie może sto dwadzieścia? Zwróciłam też uwagę na piwo, które serwował.
– Jak się masz?
Podłapał mój ton i uśmiechnął się szerzej.
– Jestem po zwolnieniu warunkowym. Nie musisz się martwić i na mnie donosić. Mam dobre miejsce do życia i robotę. Pracuję w sklepie spożywczym i pakuję zakupy, panno Jess.
To była kolejna rzecz związana z Jimmym. Zazwyczaj zwracano się do mnie „funkcjonariuszko Montell”, ale Jimmy’emu jakoś uchodziła na sucho „panna Jess”. Kilku jego współpracowników obczajało mnie tak, jakbym była jego eksdziewczyną. W ich oczach dostrzegłam, że się zastanawiają. Nie byłam zainteresowana umawianiem się z żadnym z nich.
– Może piwa, panno Jess?
– Uhm… pewnie.
Dziwnie się czułam, przyjmując piwo od byłego warunkowego, ale co tam. Kiedy je nalewał, dostrzegłam, że zainteresowanie jego współpracowników nie zmalało. Sięgnęłam do torebki po telefon i identyfikator. Odznaka pozostała zawieszona na mojej szyi. Nie musiałam jej tutaj nosić, ale wystarczyło, że oni ją widzieli. Spełniła dobrze swoją funkcję. Ich zainteresowanie zastąpiły szydercze uśmiechy.
Wyszukałam dane mojego współpracownika Travisa i wysłałam mu SMS-a.
Ja: Jimi Hendrix już nie jest na warunkowym?
Odpisał prawie od razu.
Dupek z pracy: Nie. A co?
Ja: Tak tylko się zastanawiam, widziałam go. Wygląda dobrze.
Dupek z pracy: Ma kłopoty?
Ja: Nie. Na razie.
Mój telefon znów zabrzęczał, ale już na niego nie spojrzałam, bo nie lubiłam Travisa. Uczucie było odwzajemnione, a nawet więcej niż odwzajemnione. Derek Travis. Odkąd zaczęłam pracować jako kuratorka sądowa, ciągle się mnie czepiał. Nie wiedziałam, dlaczego i jaki miał problem, skoro potrzebowali kobiet w dziale zwolnień warunkowych. Ja po prostu wykonywałam swoją pracę i robiłam to dobrze. Jak dotąd starliśmy się tylko kilkukrotnie. Zapytałam jednak o Jimmy’ego, bo chciałam się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Jeśli chodzi o mnie, temat był zakończony. Nie zamierzałam dać Travisowi żadnego powodu, by założył Jimmy’emu podsłuch, ale warunkowi czasami kłamią, dlatego musiałam zapytać.
– Proszę bardzo, panno Jess.
Zawsze lubiłam Jimmy’ego nawet mimo jego wybuchów i skłonności do konfliktów. Czasami nie radził sobie ze swoim temperamentem, ale zazwyczaj kończyło się to źle dla niego, a nie dla innych. W dziewięćdziesięciu pięciu procentach przypadków nie chciał nikogo skrzywdzić.
– Ile jestem ci winna, Jimmy?
Jego uśmiech był niemal oślepiający. Dwie masywne ręce spoczywały na bokach kasy, a wielka sylwetka była pochylona do przodu i lekko zgarbiona. To był jeden z jego starych nawyków, o czym też pamiętałam. Starał się wyglądać na mniejszego, niż był w rzeczywistości, zazwyczaj po to, żeby inni czuli się przy nim bardziej komfortowo.
– Nic, panno Jess. Ja stawiam.
Zerknęłam na jego współpracowników. Dostrzegłam, że jeden z nich obserwuje nas z nieco zbyt dużym zainteresowaniem jak na mój gust. Pochyliłam się do Jimmy’ego jeszcze bardziej i zniżyłam głos.
– Jesteś pewien, że masz przy sobie gotówkę?
Zaczął się podnosić i otwierać usta. Jego szyja zaróżowiła się jeszcze bardziej. A ja ciągnęłam:
– Bo wiem, że zazwyczaj masz przy sobie tak małą ilość pieniędzy, jak to tylko możliwe. Twoje serce jest po właściwej stronie, ale jeżeli zabraknie ci gotówki w kasie, nie chciałabym, żeby ktoś to zauważył i dał znać twojemu szefowi. Jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. – Moje oczy skierowały się na współpracownika, który próbował podsłuchiwać. Już osiemnasty raz mył ten sam pięciocentymetrowy odcinek lady.
Ramiona Jimmy’ego opadły jeszcze niżej.
– Przepraszam, panno Jess. Ma pani rację.
Powiedział mi, ile jestem mu winna, a ja zapłaciłam. Kiedy zaczął wydawać mi resztę, machnęłam ręką, żeby ją zatrzymał. Włożył ją do słoika z napiwkami, a ja ruszyłam w drogę.
Idąc w stronę schodów, szukałam wzrokiem naszych miejsc. Nie było tam Kelly.
Stwierdziłam, że niedługo sama będę musiała iść do toalety, więc wypiłam łyk piwa i skierowałam się tam, gdzie poszła moja przyjaciółka.
Przy pierwszej kabinie kolejka była zbyt długa. Niemniej, jako lekko podchmielona, zaradna pani oficer do spraw zwolnień warunkowych, wiedziałam, że trochę dalej jest więcej łazienek. Szłam więc przed siebie. Zanim znalazłam drzwi, zdążyłam wypić już połowę piwa. Zauważyłam napis „toalety” i strzałkę, więc skierowałam się w tamtą stronę.
Otworzyłam drzwi, weszłam i… o cholera.
Znalazłam się na klatce schodowej przy wyjściu. Popełniłam błąd.
Odwróciłam się, sięgając do klamki, kiedy usłyszałam tuż nade mną:
– …o tym słyszeć. Nie obchodzi mnie to.
Odsunęłam się i przekrzywiłam głowę. Mężczyzna nie dotarł jeszcze na następne piętro, ale był w połowie drogi na górę. Plecami był lekko odwrócony w stronę schodów. Rozmawiał przez telefon.
– Tak. Tak.
Powinnam już iść. To była prywatna rozmowa, nie moja sprawa.
Nacisnęłam klamkę, żeby wyjść, ale nic z tego. Drzwi były zamknięte.
Utknęłam.
No cóż, przesrane.
Wypiłam piwo. Wkrótce będę musiała opróżnić pęcherz, a ten facet wciąż rozmawiał przez telefon.
– Poczekaj. Ktoś tu jest.
Och, podwójnie przesrane.
Kiedy zaczął schodzić po schodach, odwróciłam się w jego stronę.
– Przepraszam! – zawołałam. – Nie wiedziałam, że te drzwi… – przerwałam, bo dostrzegłam, że wychodzi zza rogu i zmierza w moją stronę. Na Boga, ten mężczyzna był jednym z najprzystojniejszych facetów, jakich kiedykolwiek widziałam.
Miał piękne rysy. Jego oczy były szaroszmaragdowe i tak, nawet z tej odległości uderzyła mnie ich wyrazistość. Jego kości policzkowe były szeroko rozstawione, ale miał tak zarysowaną szczękę, że mu to pasowało. Był nieokrzesany, ale jednocześnie przystojny i seksowny. Jego wzrost oceniałam na mniej więcej metr dziewięćdziesiąt, wagę na jakieś dziewięćdziesiąt kilogramów. Był ubrany naprawdę dobrze, ten garnitur i w ogóle. Miał drogie buty, takie, jakie – jak żartobliwie zakładałam – włożyłby na mecz hokeja koleś z Wall Street. Ujrzawszy mnie, zatrzymał się, ale potem na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech, co trochę mnie zaskoczyło.
To był niemalże miły cios prosto w mostek, który bardziej mnie zszokował, niż obezwładnił.
– Przepraszam na chwilę – powiedział do swojego rozmówcy. Słyszałam, że druga osoba coś mówi, ale on zakończył połączenie i włożył telefon do kieszeni. – Cześć.
Mierzył mnie wzrokiem niczym znudzony kot, gdy natknął się na mysz, z którą może się zabawić.
– Nie chciałam przeszkodzić.
– Wręcz przeciwnie, bardzo dziękuję. – Pokonał jeszcze kilka stopni w dół. – Potrzebowałem pretekstu, żeby przerwać tę rozmowę.
Przesunęłam się do tyłu, dając mu (lub raczej sobie) trochę przestrzeni, podczas gdy on schodził coraz niżej, aż znalazł się na ostatnim stopniu tuż przede mną.
– Szukałam łazienki.
– To jest klatka schodowa – odezwał się niskim głosem. Nadal na mnie patrzył. Wyglądało na to, że nie tylko mnie ocenia, ale też czyta w mojej duszy i cieszy go to, co tam znalazł.
Gdyby był postacią w książce, mogłabym go porównać do wampira. Niemal zaśmiałam się w głos, bo jak bardzo było to komiczne? Denerwowałam się z powodu faceta, który, jak było widać, znajdował się w zupełnie innym progu podatkowym niż ja. Gdybym zachowywała się w tej chwili jak zwykle, nie przejmowałabym się tym ani nie tkwiła tak długo w tym samym miejscu.
Przytaknęłam, a on zszedł na sam dół i stanął naprzeciwko mnie.
– Wiem. Zobaczyłam napis „toalety” i weszłam tutaj. Zapomniałam, że są tu drzwi automatyczne.
– Racja. – Nadal miał na twarzy ten sam uśmiech, a jego oczy błyszczały. – Bo gdybyś zwróciła uwagę na drzwi, dostrzegłabyś napis „wyjście ewakuacyjne”. I wiedziałabyś, że same się zamykają.
Nie miałam zamiaru się rumienić z powodu tego faceta. Nie ma mowy. Poczułam jednak ciepło rozlewające się po moim karku.
– Tak. Mój błąd – powiedziałam chłodno.
Spojrzałam na niego, dając mu do zrozumienia, by się wycofał.
To go chyba jeszcze bardziej rozbawiło.
– Jak masz na imię?
– Nie twój interes – odparłam.
W jego oczach pojawił się żar. Ten facet nie był normalny.
– Pyskata. – Jego ton stał się łagodny. – To mi się podoba.
To sprawiło, że jeszcze mocniej się wzdrygnęłam.
– Słucham? – Przesunęłam się do tyłu, przyjmując postawę obronną, bo od razu zaczęłam planować, jak sobie z nim poradzić, gdyby wykonał jakiś agresywny ruch.
Cofnął się, zupełnie jakby czytał w moich myślach lub wyczuł zmianę nastroju. Żar w jego spojrzeniu osłabł, ale tylko trochę. Wciąż go bawiłam i sama nie wiedziałam, jak się z tym czuję.
– Nie masz pojęcia, kim jestem.
Zmarszczyłam brwi.
– To cię kręci czy co?
Uśmiechnął się i tym razem w jego policzku pojawił się dołeczek.
Boże. Dołeczek. Która kobieta nie miała świra na punkcie dołeczka w policzku? To było niesprawiedliwe. Moje emocje trochę opadły.
Zaśmiał się lekko tym swoim barytonem. Dało się w nim wyczuć pewną zmysłowość.
– Najwyraźniej w twoim przypadku tak jest. Uwierz mi. Jestem tak samo zszokowany jak ty. – Jego spojrzenie się wyostrzyło. – Jesteś tu z kimś?
Wyprostowałam się i odpuściłam bojową postawę. Rozluźniłam się, ale tylko trochę.
– Z moją współlokatorką.
W jego oczach błysnęła kolejna iskra zainteresowania.
– Czy twój współlokatorka jest kimś znaczącym? Czy tylko współlokatorką?
Cholera. Był bezpośredni i szybki.
Gdybym była w barze i miała ochotę na jednonocną przygodę, ta rozmowa miałaby zupełnie inne zakończenie. Lubiłam bezpośrednich facetów… Nawet bardzo.
– To moja najlepsza przyjaciółka. – Widziałam, że szykuje się do zadania następnego pytania, więc dodałam: – I jest hetero.
Pochylił głowę, a jego spojrzenie złagodniało.
– A ty? W kim gustujesz?
Poczułam ucisk w gardle. Nie wiem dlaczego, ale mnie oczarował.
Powoli zbliżył się o krok.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku ani się ruszyć. Nie chciałam.
W duchu byłam wściekła na samą siebie. Serce waliło mi niczym młotem, a gardło wciąż miałam ściśnięte. Moje ciało było rozgrzane, między nogami pojawił się ból.
Co ten człowiek ze mną robił?
Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego.
– W kim pani gustuje, pani… – Przekrzywił głowę na bok, jakby mógł mnie sprowokować do odpowiedzi.
W gruncie rzeczy pragnęłam to zrobić.
Moje usta rozchyliły się z zaskoczenia, ale wtedy jego oczy przesunęły się na moją koszulkę i w ciągu jednej chwili wszystko się zmieniło.
Zniknęło uwodzenie i kuszenie mnie. Stał się oziębły i chłodny.
Zadrżałam, czując jego wycofanie, choć się nie poruszył.
Podążyłam za jego wzrokiem w dół, do mojego mostka. Spod kurtki wystawała odznaka. Kiedy spojrzałam w górę, musiałam łapczywie zaczerpnąć powietrza. Skierował oczy z powrotem na mnie i nie było to przyjazne spojrzenie. Było wrogie. Cały flirt odszedł w zapomnienie.
– Jesteś gliną? – zapytał ostrym głosem.
– Kuratorką sądową.
Jego telefon znów zadzwonił. Wyciągnął go z kieszeni. Nie odzywając się do mnie więcej ani słowem, nacisnął zieloną słuchawkę i odwrócił się, żeby wejść po schodach.
– Hej. Poczekaj chwilę. Chcę się stąd wydostać!
Gdy zniknął za zakrętem, przeszedł mnie dreszcz.
Bum!
Drzwi się otworzyły. Dźwięki z meczu hokeja wdarły się do klatki schodowej, a potem znów ucichły.
Czekałam nadaremnie.
Odszedł.
Co tu się wydarzyło, do cholery?
Poza tym nadal byłam uwięziona.ROZDZIAŁ 2
Jess
– Dziewczyno… – Kelly się roześmiała, otwierając mi drzwi.
Kiedy próbowałam ją poprowadzić do miejsca, w którym utknęłam, ucięłyśmy sobie niezłą pogawędkę. To była skomplikowana gra w „ciepło, zimno”. Kelly zanosiła się od śmiechu, kiedy ja ciągle warczałam: „Zimno, zimno!”. Obie byłyśmy tuż przed trzydziestką i chociaż mojemu pęcherzowi nie było do śmiechu, była to zabawna gra. Zapewne jakaś część nas nigdy się nie zestarzeje.
Wkroczyłam do środka, a dźwięki meczu rozbrzmiały z pełną mocą.
– Wyjaśnij mi jeszcze raz: jak się tam znalazłaś?
Już to tłumaczyłam, więc ją zignorowałam, wyrzucając pusty już kubek po piwie do kosza na śmieci.
– Gdzie jest łazienka?
Pokazała mi ze śmiechem. Minęła już połowa trzeciej tercji, więc było tam pusto.
I brudno. Wszędzie walały się ręczniki papierowe, niektóre zwisały z kosza na śmieci, a wokół niego urosła ich wielka sterta. Pod jedną z umywalek zbierała się woda.
Kelly ruszyła w stronę umywalki, a ja zajęłam pierwszą wolną czystą kabinę, którą znalazłam.
Szóstą z kolei.
– Mówiłaś, że był tam z tobą jakiś facet?
Uśmiechnęłam się.
– Tutaj?
– Wiesz, o czym mówię. Kto to był?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To była cała Kelly. Niedawno się rozwiodła i miała złamane serce, ale w głębi duszy pozostawała romantyczką. Jeśli wspomnę o nim, o jego reakcji na mnie, to zaraz zrobi z niego bogatego Romea.
– Nikt. Myślał, że jestem gliną.
– Dlaczego?
– Zobaczył moją odznakę.
– Czemu nosisz ją na wierzchu?
Skończyłam sikać, spuściłam wodę i wyszłam na zewnątrz. Kelly czekała oparta o ścianę z rękami skrzyżowanymi na piersi. Z jakiegoś powodu czułam się zawstydzona, ale nie wiedziałam dlaczego.
– Spotkałam kogoś, kto był kiedyś na warunkowym, i chciałam odstraszyć kilku jego współpracowników.
Wybuchnęła śmiechem.
Podeszłam do umywalki, umyłam ręce i od niechcenia poprawiłam włosy.
Normalnie byłam w rozsypce, ale dzisiaj bił ode mnie jakiś blask. Skórę miałam bardziej promienną, policzki zaróżowione, a oczy lśniły, co mówiło samo za siebie, bo normalnie były ciemne.
– Nie wierzę ci.
– Co? – Rzuciłam Kelly wymowne spojrzenie, po czym zdjęłam odznakę i włożyłam ją z powrotem do torebki.
Potem przyjrzałam się sobie.
Moja waga była w normie, wzrost też miałam raczej przeciętny. Mierzyłam sto sześćdziesiąt siedem centymetrów. Dbałam o formę i kondycję, bo zważywszy na moją pracę, głupotą byłoby tego nie robić. Poza tym byłam kobietą. Odkąd zdecydowałam się na tę drogę zawodową, w zasadzie poślubiłam pracę. To była konieczność. Musiałam się nauczyć, jak radzić sobie z ciosami i z ludźmi.
Przyzwoita sylwetka.
Niezłych rozmiarów tyłek.
Lubiłam swoje ciało. Podobało mi się, że nie zawiodłoby mnie, gdybym znalazła się w potrzebie, ale wiedziałam też, że rzuca się w oczy. Twarz w kształcie serca, trochę podłużna, ale świeża. Chłopakom zazwyczaj podobał się mój wygląd. Jeden z byłych powiedział mi kiedyś, że to przez moje oczy. Były tak ciemne, że aż jęczał z wrażenia, gdy wchodziłam do pokoju. Mówił, że mam nogi, które niejeden facet chciałby mieć owinięte wokół pasa.
Zdałam sobie sprawę, że Kelly mi się przygląda.
– Co?
Wzruszyła ramionami, a na jej ustach pojawił się tajemniczy uśmieszek. Przesunęła się, opierając jedno ramię o ścianę, po czym uniosła brwi.
– Nic. Chcesz oglądać mecz do końca czy zabieramy się stąd?
– Jaki jest wynik?
– Podczas twojej nieobecności Kansas City zdobyło dwa punkty. To będzie prawdziwy nokaut.
Cholera.
– Dobra, chodźmy stąd.
– Chcesz jechać do domu?
Był czwartkowy wieczór. Jutro czekało mnie dużo pracy. Normalnie byłabym w łóżku przed dziesiątą, ale dziś coś we mnie wstąpiło. Wiedziałam, że to sprawka tego faceta, ale zamierzałam to zignorować.
– Nie, chodźmy do Octavii.
– Fajnie! A może do Katyi?
Pokręciłam głową. Pensja kuratora nie wystarczała mi na pokrycie wszystkich rachunków, więc w każdy piątkowy i sobotni wieczór pracowałam jako barmanka w Katyi na Manhattanie. Nie chciałam iść tam, gdzie pracowałam, chciałam odpocząć, więc Octavia nadawała się idealnie. Choć nie należała do najnowszych klubów, było tam mrocznie, grzesznie i anonimowo.
Dziś wieczorem byłam spragniona tego grzechu. Może to przez tego faceta, którego właśnie poznałam.ROZDZIAŁ 3
Trace
Właśnie zmierzaliśmy do naszego samochodu, kiedy Caleb poprosił nas, żebyśmy się zatrzymali.
– Muszę coś szybko sprawdzić. Przepraszam, panie West.
Ashton stanął obok mnie. Odkąd pamiętam, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i będziemy nimi, nawet gdy obaj odejdziemy z tego świata. Nierozłączni. Tacy właśnie byliśmy.
Ze względu na naszą historię nie musieliśmy rozmawiać. Nie czekałem razem z jakimś zdenerwowanym pracownikiem czy biznesmenem i prawdopodobnie przez tę ciszę usłyszeliśmy śmiech, który dobiegał z głębi hali, spoza głównego wejścia.
To była ona.
Rozpoznałbym jej głos wszędzie. Zaniepokoiło mnie to, jak bardzo byłem na to wyczulony. Obejrzałem się.
Zamarłem i uniosłem wyżej głowę.
– Jesteś gliną?
– Kuratorką sądową.
Na pierwszy rzut oka była intrygująca. Przyglądając się jej, stwierdziłem, że chciałbym ją przelecieć, ale to było też coś więcej. Chciałem ją mieć przez cały weekend. Chciałem widzieć jej ciało wykręcone w różnych pozycjach, sprawić, by doświadczyła różnego rodzaju przyjemności dzięki mojemu penisowi… Problem stanowiła odznaka. Wszystko we mnie zamarło, gdy ją zobaczyłem.
Mówiła, że jest kuratorką, ale była policjantką. Pieprzoną gliną.
Ale gdyby tak zobaczyć ją ponownie, a nawet chociaż jeszcze raz usłyszeć… Jej śmiech przyciągnął moją uwagę.
Pragnąłem jej.
Nie mogłem jej mieć, ale i tak mnie kręciła. To miało stanowić problem.
– Blondynka czy ta ciemnowłosa? – Ashton oczywiście zauważył.
– Ciemnowłosa.
Nadal ją obserwowałem. Dostrzegłem jednak, że Ashton przygląda się jej bardziej badawczo.
– Znasz ją?
– Nie.
Spojrzałem na niego. W tym samym czasie pojawił się Caleb i otworzył tylne drzwi.
– Dowiedz się, kim ona jest.
Wsiadłem. Ashton podążył moim śladem i wyciągnął telefon.
Miał lepsze koneksje. W ciągu godziny poda mi jej imię i nazwisko.ROZDZIAŁ 4
Jess
Tańczenie i picie w Octavii było dobrą decyzją, ale następnego ranka moja głowa miała inne zdanie na ten temat. Kawa, kawa, kawa. Potrzebowałam wszystkich porcji espresso, jakie mogłam wypić, a i tak po sześciu wciąż było mi mało.
Zaparkowałam mojego służbowego sedana. Właśnie wchodziłam do pracy, gdy dobiegł mnie głos:
– A oto i Montell.
Zignorowałam go. Skoro ja go nie widziałam, to on nie mógł widzieć mnie. W tym momencie myślałam jak czterolatka.
Niestety pojawił się obok mnie.
– Wstąpiłaś sobie do U Cleo, co?
Jęknęłam.
– Spadaj, Travis.
– Dlaczego nie przyniosłaś mi nic do picia? Przydałaby mi się kawa. W końcu do późna kryłem twój tyłek.
To było zaproszenie do walki. Zatrzymałam się i stanęłam przed nim.
– O czym ty mówisz?
To był właśnie ten Derek Travis, z którym wczoraj wieczorem esemesowałam. Pracował z nami przez ostatnie trzy lata. Nie mieliśmy ze sobą zupełnie nic wspólnego. Był w porządku wobec innych, to muszę mu przyznać, ale robił wszystko, żeby utrudnić pracę mnie.
Jego złośliwy uśmiech był nie z tej ziemi. Miał na sobie okulary i swój zwykły strój roboczy: spodnie cargo w kolorze khaki i czarną koszulę z długim rękawem pod kamizelką, taką jaką wszyscy nosiliśmy.
– Jeden z twoich podopiecznych naruszył wczoraj zasady zwolnienia warunkowego. Został złapany. Testy wykazały obecność kokainy i metamfetaminy. Nawaliłaś, Montell.
No proszę. Cios poniżej pasa. Nie miałam nic wspólnego z tym, co zrobił mój podopieczny.
– Jak się o tym dowiedziałeś?
– Byłem tu, kiedy go przywieziono. Dowódca zespołu chciał przekazać informacje zarządowi. Właśnie teraz z nimi rozmawia – mówił to bardzo swobodnym tonem, powoli, udając, że patrzy na swój nadgarstek, ten bez zegarka.
Zaklęłam. Ten facet był po prostu… To nie była jego sprawa i lider naszego zespołu o tym wiedział.
Leo powinien był poczekać, aż dam mu znać, co się dzieje.
Wrzuciłam swoje rzeczy do biura i weszłam prosto do gabinetu przełożonego.
– Hej. – Skinęłam mu głową i usiadłam, po czym wzięłam teczkę z aktami, która leżała otwarta na jego biurku.
Leo, czyli Leland Aguila, był nie tylko moim szefem, ale także kimś w rodzaju ojca – mentora. To on był powodem, a właściwie jednym z powodów, dla których przyjęłam tę posadę. Kiedyś potrzebowałam wskazówek. Chciałam, żeby świat znów nabrał sensu. Leo mi to zapewnił. Właśnie z tego powodu nie lubiłam widzieć dezaprobaty w jego oczach. Albo tego, jak marszczył czoło, uwydatniając w ten sposób zmarszczki.
Był sporym mężczyzną, mierzył ponad metr osiemdziesiąt. Ważył sto dwadzieścia siedem kilogramów. Był łysy, bo – jak mówił – ta praca nie pozwalała mu na zapuszczenie włosów, ale utrzymywał dobrą formę. Solidny zawodnik.
Właśnie odkładał swój telefon.
– Co tu robisz?
– Dzwonisz w sprawie mojego chłopaka, tak?
Leo znieruchomiał i przechylił swoją wielką głowę na bok. Jego oczy złagodniały.
– Nie. To zadanie dla ciebie. Masz na to czas. Dlaczego pytasz?
Och.
Wzruszyłam ramionami.
– Travis.
W jego oczach pojawiło się zrozumienie.
– Zignoruj go. Wiesz, jaki jest. Szuka twojej uwagi.
Jasne. Wcale mi się to nie podobało.
Leo uśmiechnął się do mnie i wskazał na drzwi.
– Wynoś się z mojego biura, Montell. Znajdź oficer Hartman i zróbcie wszystko, co na dziś zaplanowałyście.
Zasalutowałam mu szyderczo. Prychnął w odpowiedzi, a ja wyszłam.
Nie musiałam nawet szukać Val. Usłyszałam jej zirytowany głos i skierowałam się prosto w tamtą stronę. Właśnie kończyła rozmowę telefoniczną. Kiedy mnie zobaczyła, odsunęła się razem z krzesłem.
– Gotowa?
Czekały nas wizyty domowe. To nie zabawa.
Przytaknęłam skinieniem głowy.
– Gotowa.ROZDZIAŁ 5
Trace
– Ona pracuje w Katyi? – W głosie Ashtona dźwięczał ledwo powstrzymywany śmiech.
Czytał kopię raportu, który nasz człowiek przygotował po dwóch dniach śledzenia dziewczyny. Ja dostałem go wcześniej, ale fakt, że ona pracuje dla mnie, nadal mnie szokował.
Nieźle zarabiałem. Miałem dobre życie. Spałem z kobietami, kiedy chciałem, ale nie zawsze tak było. W szkole średniej miałem jedną dziewczynę, a na studiach kolejną. Byłem wierny. Tak jak należało. Jeśli one oddawały mi swoje serce i ciało, ja robiłem to samo. Ale dorosłem i „pomoc” mojego ojca w rodzinnym biznesie przerodziła się w jego „spieprzenie”. Mój wujek chciał, żebym przejął stery i naprawił zrobiony przez ojca bałagan.
Byłem tym zmęczony. Wujek był tym zmęczony.
Ta część mojego życia zaczęła coraz bardziej o sobie przypominać i wiedziałem, że nie powinienem mieć kolejnej dziewczyny, nie w tej rzeczywistości. Już i tak funkcjonowałem w dwóch światach i to było po prostu za dużo. Pozostawał więc przygodny seks lub kobiety, które wiedziały, na co się godzą. One dostawały kolację, drinki, wspólną noc, podczas której czuły się ważne, a ja seks bez żadnych zobowiązań. Ich również nie interesowały związki – układ idealny.
Jednak teraz pragnąłem tej dziewczyny i po raz pierwszy od dłuższego czasu rozważałem złamanie swoich zasad.
Dla niej.
Ale tylko na jeden weekend. To było wszystko, na co mogłem sobie pozwolić. Następnie powinienem wybić ją sobie z głowy i ruszyć dalej, wrócić do rutyny. Wtedy wszystko będzie dobrze.
– Masz przechlapane. – Ashton znów zaczął się śmiać.
Rzuciłem mu mroczne spojrzenie.
– Wiesz, że mam broń w szufladzie.
To rozśmieszyło go jeszcze bardziej i pochylił się do przodu, kręcąc głową.
– Chcesz, żeby się dowiedziała, że jesteś właścicielem Katyi?
– Obaj jesteśmy.
To był nasz klub, jego i mój. Ashton również miał swoją rodzinę, podobną do mojej. Katya należała jednak do przedsięwzięć, które nie miało związku z żadną z naszych rodzin. Nie pozwolilibyśmy na to. Gdyby ktoś próbował się tam wepchnąć, wybuchłaby wewnętrzna wojna.
– Tak, tak. Wiesz, o co mi chodzi.
Czy chciałem, żeby wiedziała? Nie.
– Zadzwoń do Anthony’ego. Powiedz mu, co się dzieje. Nie chcę, żeby wiedziała, jeszcze nie teraz.
Gdy Ashton sięgał po swój telefon, mój zaczął brzęczeć. To był nasz detektyw.
Odebrałem.
– Masz coś więcej na jej temat?
– Gra w kręgle.
Zmarszczyłem się.
– Kręgle?
– W każdą niedzielę ona i jej współlokatorka chodzą do Easter Lanes. To dla nich wydarzenie natury niemal religijnej.
To… było pomocne.
– Kiedy się tam wybierają?
– Zwykle docierają tam przed szóstą, grają do ósmej i siedzą do dziewiątej trzydzieści.
Easter Lanes.
– Kto jest właścicielem tego miejsca?
– Molly Easter. Kupiła je od swojego ojca, rozwinęła i dobrze sobie radzi.
– Kto jest jej ojcem?
– Shorty Easter, jego prawdziwe imię to Marcus. Hazardzista. Dużo zawdzięcza rodzinie Ashtona.
Popatrzyłem na przyjaciela. Czując na sobie moje spojrzenie, zerknął na mnie ponownie, unosząc brew.
– Co?
– Coś jeszcze?
– Wróćmy do twojej kuratorki. Jest blisko ze swoim bratem, który siedzi w więzieniu za zabicie ich ojca.
Ta informacja zmroziła mi krew w żyłach. Tego nie było w raporcie.
– Dopiero się dowiedziałeś, tak?
Zawahał się.
– Zanim będę mógł odpowiedzieć, muszę sprawdzić coś jeszcze. Zaufaj mi, chcesz na to poczekać.
– Dobrze. Wróć do mnie z wieściami jak najszybciej.
– Tak zrobię.
– Co się dzieje? – zapytał Ashton w momencie, gdy się rozłączyłem.
Opowiedziałem mu o Easterze, a on prychnął.
– Tak, pamiętam tego gościa. Rodzina trzyma go przy sobie, bo jest zabawny i opowiada dobre historie, ale ma okropne długi.
– Znasz jego córkę?
Zmrużył oczy.
– Zamierzasz nawiązać kontakt z dziewczyną w tej kręgielni?
Westchnąłem.
– Być może będę musiał, ale ty nie przyjdziesz.
– Spotkałem córkę Eastera raz, kiedy byliśmy dziećmi. Ona mnie nie pamięta.
– Nie chcę ryzykować, jeszcze nie teraz.
– Wkładasz tyle pracy w to, żeby zdobyć jakąś dupę, a wystarczy, że machniesz ręką, żeby same przyszły.
Rzuciłem mu wymowne spojrzenie, bo świetnie zdawałem sobie z tego sprawę.
Denerwowało mnie to.