Brudny układ - ebook
Brudny układ - ebook
Dwudziestosiedmioletnia Livia Collins postanawia zacząć nowe życie po bolesnym rozstaniu i przeprowadziwszy się do Nowego Jorku, zamieszkuje u swojej przyjaciółki. Niespodziewanie idzie na rozmowę o pracę i poznaje swojego przystojnego oraz wpływowego szefa. Od pierwszego spotkania zaczyna rodzić się między nimi ogromna chemia, ale wraz z rozwijającym się romansem pojawia się też coraz większe zagrożenie. Czy Nowy Jork będzie dla niej odpowiednim miejscem, w którym znajdzie szczęście? Kim tak naprawdę jest Harvey Davis? Jakie tajemnice skrywa? Czy Livia odkryje prawdę i w jaki sposób to wpłynie na jej życie? „Brudny Układ” to fascynująca historia, która wprowadza w świat mrocznych sekretów. W pierwszym tomie serii czytelnicy poznają Livię, która staje w obliczu szeregu trudności, w tym zdrady, intryg i niebezpieczeństw zagrażających jej życiu. Dynamiczna i emocjonująca powieść wciąga w świat pełen napięcia. To idealna propozycja dla miłośników powieści erotycznych i sensacyjnych, którzy poszukują czegoś oryginalnego i wyjątkowego.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-392-8 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– O mój Boże, Livia! Tak bardzo się stęskniłam! W końcu będę miała cię tylko dla siebie! No, przynajmniej do momentu, kiedy nie znajdziemy ci jakiegoś faceta! – krzyczała i przytuliła mnie do siebie tak mocno, że już sama nie wiedziałam, czy moje policzki są tak czerwone ze wstydu, czy z braku powietrza. – Gdzie reszta walizek? – zapytała, rozglądając się po otoczeniu, a ja zmarszczyłam brwi na znak, że nie rozumiem pytania.
– To są wszystkie moje walizki, Gabs – oznajmiłam z irytacją.
– Spakowałaś całe swoje życie w dwie walizki? – zapytała zaskoczona.
– Cóż, biorąc pod uwagę brak pracy, a co za tym idzie, również pieniędzy, co zresztą skłoniło mnie do zmiany, jak już wspomniałaś, całego mojego życia, nie powinnaś być więc zdziwiona liczbą moich walizek. – Uśmiechnęłam się.
– Dobrze, że zgodziłaś się przyjechać – powiedziała Gabrielle, troskliwie mnie przytulając i klepiąc po głowie. – Dam radę to naprawić.
Typowa Gabi – pomyślałam, przewracając oczami.
Znałyśmy się od dwudziestu lat. Poznałyśmy się, gdy byłyśmy jeszcze dziećmi i mieszkałyśmy w Australii przez kilka lat. Ja wróciłam do Polski, a Gabrielle przeprowadziła się z rodzicami do Nowego Jorku. Ukończyła prawo i teraz była jednym z najlepszych obrońców w mieście. Ja zaś pracowałam w korporacji finansowej. Mimo że starałyśmy się spotykać co roku na wakacjach, dorosłe życie wzięło nas mocno w szpony. Obydwie skupiłyśmy się na karierze, co spowodowało, że widziałyśmy się tylko raz w tygodniu przez Zoom.
– Dawaj te walizy, idziemy do samochodu – powiedziała Gabrielle, a ja podniosłam jedną z nich.
– Co ty robisz? – zapytała, patrząc na mnie z dezaprobatą.
– Przenoszę rzeczy do samochodu.
– Będzie z tobą więcej pracy, niż myślałam – westchnęła, kręcąc głową. – Patrz i ucz się. – Odsłoniła już i tak głęboki dekolt. – Przepraszam? – zaczepiła wysokiego, przystojnego blondyna o intensywnie zielonych oczach. – Mam na imię Gabrielle, a to moja przyjaciółka Livia. Mamy kłopot z walizkami, a patrząc na twoje piękne, wyrzeźbione ciało – dotknęła jego mięśni – podejrzewam, że nie będziesz miał problemu z przeniesieniem ich do samochodu, prawda?
– Absolutnie nie. – Uśmiechnął się, błyszcząc intensywnie białymi zębami.
Podniósł walizki dumny jak paw i ciągnął je za nami na parking. Patrząc na całą sytuację, ledwo udało mi się podnieść szczękę z podłogi, ale nie chciałam tracić więcej czasu i poszłam za przyjaciółką.
Doszłyśmy do parkingu podziemnego, gdzie na poziomie A stał złoty mercedes-benz GLE 300. Gabrielle otworzyła bagażnik, a mężczyzna o imieniu Garrett, lekko zdyszany, wsadził moje torby do środka. Podziękowałam mu najpiękniej, jak potrafiłam, i skierowałam się do środka, gdy usłyszałam, jak Gabrielle podaje naszemu pomocnikowi swój numer.
– Czyli co, szykuje się randka?
Na samą myśl o spokojnym odpoczynku prawie podskoczyłam na kremowym, skórzanym fotelu.
– Żartujesz? Podałam mu fałszywy numer.
– Dlaczego to zrobiłaś? Przecież ewidentnie ci się spodobał.
– To, że z nim flirtowałam, nie znaczy, że mi się spodobał. Potrzebowałyśmy pomocy z walizkami. – Uruchomiła silnik.
– Dalej traktujesz facetów w taki sposób?
– Kochanie, pierwsza zasada brzmi: zacznij traktować faceta przedmiotowo szybciej, niż zrobi to on. – Ostentacyjnie założyła okulary przeciwsłoneczne i ruszyła.
Dopiero teraz miałam chwilę czasu, żeby przyjrzeć się mojej najlepszej przyjaciółce. Po tylu latach wciąż przyprawiała mnie o zachwyt. Była przepiękną kobietą o ciemnobrązowych oczach, które idealnie kontrastowały z jej ciemniejszą skórą i filipińskimi rysami twarzy. Urodę odziedziczyła po mamie, która właśnie stamtąd pochodziła. Czarne, długie i pofalowane włosy opadały lekko na ramiona. Ubrana była w marchewkową, idealnie dopasowaną koszulę, a do tego opiętą krótką spódniczkę. Całość dopełniały skórzane, wysokie obcasy, złoty breitling otoczony diamentami i ciemnopomarańczowa szminka na ustach.
Tymczasem spojrzałam na siebie w lustrze i dostrzegłam kontrast między nami. Moje niebieskie oczy były tak podpuchnięte, że nawet makijaż nie zdołał mnie ratować, a blond włosy spięte w niesforny kucyk po wielogodzinnej podróży sprawiły, że wzdrygnęłam się na widok swojego wyglądu. Ubrana byłam w szary sweter, odkrywający lekko prawe ramię, i jeansowe spodenki. Całość uzupełniłam białymi trampkami. Nie wiedziałam, jak mogło mi się wydawać, że ten strój jest sexy. Przewróciłam oczami.
– Jesteśmy na miejscu.
Z zamyślenia wytrąciła mnie Gabi.
– Nawet nie myśl o wyciąganiu walizek z samochodu.
– To jak znajdą się w twoim mieszkaniu? – zapytałam zdezorientowana.
– Livia, mieszkam w penthousie, tutaj jest coś takiego jak bagażowiec. Zbieraj swój seksowny zadek, idziemy w końcu pić.
Wyszłyśmy z windy do przepięknego penthouse’u. W przedpokoju ściany były pokryte mozaiką ze szlifowanego szkła w odcieniu brązu, a podłogi jasnym marmurem. Na ścianie wisiał obraz w stylu glamour, a salon skupiał się wokół szklano-brązowego kominka. Z okien roztaczał się piękny widok na Central Park i Central Park South. Na kanapie i fotelach w odcieniach pudrowego różu i delikatnego beżu leżało wiele poduszek, a w środku znajdował się marmurowo-złoty stolik kawowy.
– Nie sądziłaś, że będzie to aż taki wysoki standard, co? – Uśmiechnęła się przyjaciółka i szturchnęła mnie w ramię, widząc moją minę.
– Na kamerce wyglądało to nieco inaczej niż na żywo. Nie wiem, jak chodzi się po chmurach, ale idąc po tym białym dywanie, chyba mogę się domyślać.
– Zbieraj szczękę z podłogi i chodź dalej. Mam jeszcze w zanadrzu kilka pokoi.
Przyjaciółka zaprowadziła mnie do jadalni, skąd roztaczał się wspaniały widok na Manhattan. Była połączona z kuchnią, znajdowały się w niej ogromny ciemnobrązowy stół i krzesła z chromowanego złota. Kąty pokoi dekorowały złote mozaiki, na podłodze leżał puchowy, marmurowy jasnoszary dywan.
– O mój Boże, ile wydałaś na ten żyrandol? – zapytałam, gdy zauważyłam ogromny, okrągły wiszący żyrandol ze złotymi podłużnymi kryształami.
– Naprawdę? Tylko to cię interesuje? – Brunetka się uśmiechnęła.
Przeszłyśmy do kuchni, która była w całości zabudowana bezramowymi szafkami wykonanymi z stali, szkła i orzecha. Pośrodku stała wielka wyspa z marmurowym blatem i ciemnymi, tapicerowanymi krzesłami barowymi. Na wprost znajdowały się szklana, zabudowana lodówka, dwa piekarniki ustawione jeden na drugim i wbudowany telewizor.
Z prawej strony zobaczyłam kolejny zapierający dech w piersiach widok.
– Czy zawsze musisz mieć tyle alkoholu? – zapytałam, widząc mnóstwo butelek wina w szafce.
– Przygotowałam się na twój przyjazd.
– Nie udałoby się kupić tego wszystkiego w jeden wieczór.
– Nie doceniasz mnie.
Zaczęłyśmy się śmiać, po czym wróciłyśmy do salonu.
Przeszłyśmy przez długi korytarz do sypialni, która była jasna i przestronna. Na ścianach położono jasne kasetony z drewnianymi ramkami, a na podłodze jasny dywan. W sypialni znajdowało się duże drewniane łóżko z lakierowanymi szafeczkami nocnymi po obu stronach, a nad nimi przymocowano lampki. Na wprost łóżka stała garderoba z markowymi butami, torebkami i ubraniami, a obok było przejście do łazienki. Ta była podłużna, ale dobrze wyposażona, z dwiema umywalkami, prysznicem i dużą wanną z widokiem na panoramę miasta.
– To jedyna sypialnia z tarasem, chyba nie muszę mówić, do kogo należy?
Zignorowałam jej uwagę i dalej z podziwem przeglądałam zawartość sypialni.
– Ciasna, ale własna, jak to mówią – powiedziała brunetka.
– Łazienka też tylko twoja? – zapytałam z przekąsem.
– Oczywiście, ty masz w swoim pokoju.
– Mam swój pokój? – zapytałam ironicznie.
– Nie, będziesz spała na kanapie. – Wzruszyła ramionami. – Idę zrobić nam drinki, a ty myszkuj dalej.
Kiedy Gabrielle wyszła, ruszyłam do kolejnego pokoju.
Zbliżyłam się do jednego z trzech dużych okien i zobaczyłam, że obie mamy panoramę na rzekę Hudson. Okna pokrywały czarne-białe zasłony. W mojej sypialni były panele ścienne, drewniane łóżko z pikowanym zagłówkiem, poduszki, szafki z lampkami nocnymi oraz lustrzana komoda. W garderobie mieściły się szafki z półeczkami, a w łazience komoda z niebieską mozaiką jako blatem, wielka wanna z panoramą miasta, piękny biały storczyk, patyczki zapachowe i dozownik z mydłem. Kończąc zwiedzanie mieszkania, udałam się do salonu, gdzie Gabs już siedziała ze szklanką alkoholu w ręku.
– Ktoś tu ma obsesję na punkcie marmuru? Przedpokój, moja łazienka, twoja łazienka.
– No i co z tego? Przecież marmur robi wrażenie. – Podała mi różowy płyn. – Musisz nadrobić.
– Ile ty wypiłaś, kiedy mnie nie było? – Uśmiechnęłam się podejrzliwie.
– Tyle, żebyś musiała nadrobić. – Odwzajemniła mój uśmiech. – No, to opowiadaj, co słychać w twoim życiu?
– Rozstałam się z Randym.
– No, to akurat nic nowego – skomentowała bez zaskoczenia. – Chcę znać szczegóły.
– Oczywiście, że chcesz mnie dręczyć – westchnęłam.
– Livia, rozpoczynasz nowe życie. Chcę, żebyś weszła w to jak w nowy początek. Bez rozpamiętywania i bez emocji, które zatruwają ci życie. Co jest najlepszym lekarstwem?
– Wygadanie się? – zaproponowałam.
– Bardziej chodziło mi o nawalenie się, ale wygadanie też może pomóc. – Stuknęła kieliszkiem o mój i popatrzyła na mnie wymownie. – Łyk i mów.
– Czy ty przypadkiem nie pijesz za dużo? – zapytałam ironicznie.
– Tak, to akurat zaleta Nowego Jorku. – Uśmiechnęła się. – Nie przerywaj, opowiadaj dalej.
– Dobrze, rozstałam się z Randym, ale…
Miałam zamiar kontynuować, lecz Gabrielle mi przerwała.
– Liv, nie chcę słuchać cnotliwych opowieści o tym, jaka byłaś beznadziejna. Popatrz na siebie. Jesteś piękna, mądra, ambitna i seksowna. No, może nie teraz – dodała z uśmiechem. – Mam tyle luster w domu, że serio, nie ma szans, żebyś się nie zobaczyła.
Przytaknęłam i wzięłam łyk cosmopolitanu.
– Od początku wiedziałam, że to kawał chama i że nie będziecie mieli dobrego życia.
– Mówisz mi to po to, żebym czułam się gorzej? – zapytałam, czując się zirytowana.
– Nie, mówię ci to, żebyś nie rezygnowała ze swoich marzeń i przede wszystkim ze swojego życia – odparła stanowczo. – Przez prawie osiem lat siedziałaś w firmie, w której cię zadręczali i nie doceniali. Harowałaś dla nich jak wół, a oni nawet nie potrafili ci dać awansu, na który zasługiwałaś. A wszystko po co? Po to, żeby móc zarabiać kasę, bo on jako artysta zarabiał marne grosze. Utrzymywałaś go. Miałaś wszystko na swojej głowie, a on cię zdradził, jak tylko zaczęły się problemy.
– To co proponujesz? – zapytałam trochę przytłoczona.
– Przede wszystkim, nie bój się wychodzić z domu i eksplorować miasto. To może brzmieć banalnie, ale poznawanie nowych miejsc naprawdę może ci poprawić humor.
– Oczywiście, że chcę to robić, ale chyba nie o to chodziło w naszej rozmowie – powiedziałam, wpatrując się w nią z podejrzliwością.
– No tak, masz rację. – Uśmiechnęła się. – Chciałam cię trochę zmotywować do zmiany. Ale nie ma co ukrywać, że widzę w twoim życiu potencjał na wiele więcej.
Wiedziałam, że przyjaciółka ma rację, musiałam puścić przeszłość i skupić się na przyszłości.
– Wiesz co? dobrze, że mnie tu ściągnęłaś. Nowy Jork oferuje mnóstwo możliwości. Mam tylko ogromną nadzieję, że uda mi się znaleźć tutaj pracę i zacząć od nowa.
– Co do pracy… Masz mnie, a ja mam znajomości. – Uśmiechnęła się podejrzanie.
– Co masz na myśli?
Odstawiłam kieliszek, jakby czekając na bombę, która zaraz wybuchnie.
Znałam Gabs i jej miny, dlatego byłam pewna, że czymś mnie zaskoczy.
– Masz jutro rozmowę kwalifikacyjną – wydukała w końcu.
– Co?!
Akurat tego się nie spodziewałam.
– Livia, moje uszy są dość istotne w mojej pracy, nie psuj tego. – Masowała ucho. – Masz rozmowę.
– Niby gdzie?
– Wilson Davis Company.
Popatrzyłam na nią, mrugając.
– Bankierzy inwestycyjni, Livia. Lepiej wygoogluj informacje, bo lubią, gdy kandydaci przychodzą przygotowani.
– Ale ja nie mam doświadczenia w tego typu pracy – wyjąkałam.
Zaczęłam czuć się niepewnie, więc wypiłam cały kieliszek na raz.
– Lepiej? – zapytała przyjaciółka.
Kiwnęłam głową.
– Rozumiem, że to dla ciebie trudne – westchnęła. – Rozmowę masz jutro o drugiej. Zdążymy zrobić zakupy. A teraz słuchaj. Wilson Davis to firma prowadzona przez dwóch wspólników. Harveya Davisa i Edwarda Wilsona. Zajmują się największymi firmami w Nowym Jorku i doprowadzają do ich fuzji.
– Gabi, ja nic nie wiem o inwestycjach. Zajmowałam się klientami biznesowymi, a nie przejęciami firm – mówiłam przygnębiona.
– Jako prawnik czasami współpracuję z bankierami inwestycyjnymi. Dolej cosmo, bo przed nami długa noc. Nie dam rady uczyć cię na trzeźwo.
– Po pijaku to też nie jest dobry pomysł. – Uzupełniłam nasze kieliszki.
– Na pewno będzie dobrze. Musisz tylko uwierzyć w moje możliwości.
– Chyba swoje możliwości. – poprawiłam ją.
– Swoje, moje, przede wszystkim drinków. – Stuknęłyśmy się szkłem i zabrałyśmy do nauki.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Kiedy odwróciłam się na drugi bok, dotarło do mnie, że jest już południe.
– O mój Boże, Gabrielle! – krzyknęłam i zaczęłam zbierać się z łóżka.
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Opuchlizna zeszła, ale po całonocnej nauce z Gabs dalej nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie. Zaczęłam nalewać wody do wanny i starałam się oszacować, ile czasu mam na przygotowania, szczególnie że gdy zajrzałam do garderoby, zobaczyłam nienaruszone walizki.
– Mają bagażowego, ale rozpakować walizki już muszę sama? – zapytałam, jakby ktokolwiek miał mnie usłyszeć.
– Służba przychodzi trzy razy w tygodniu, ale nie ruszą twoich ubrań – odpowiedziała przyjaciółka, a ja podskoczyłam z przerażenia.
– Myślałam, że śpisz – powiedziałam.
– Livia, jestem jednym z najlepszych obrońców w Nowym Jorku, nie mam czasu na spanie – odparła z uśmiechem.
– Jakim więc sposobem jesteś zawsze taka świeża? – zapytałam.
– Po prostu jestem piękna. Piękni ludzie tak mają. Z ciebie też taką w końcu zrobimy. Idź się kąpać, a ja poszukam ci jakichś ubrań. – Zaśmiała się.
Szukałam właściwej riposty, ale dotarło do mnie, że nie mam na to zbyt dużo czasu. To była moja najszybsza kąpiel w życiu, więc po dziesięciu minutach byłam już gotowa.
– Okej, mam plan – zaczęła przyjaciółka, pokazując mi swoje propozycje stroju. – Ta – wskazała na elegancką, satynową srebrną koszulę – i to na dół – wysunęła czarną spódnicę przed kolano. – Dodatki dobierzemy za chwilę.
– Trochę się bałam, powierzając ci wybór stroju na rozmowę kwalifikacyjną, ale spisałaś się – powiedziałam i podeszłam do toaletki, którą, jak się okazało, miałam w garderobie.
Zaczęłam się malować.
O pierwszej byłam gotowa. Ostatni raz spojrzałam w lustro. Już nie pamiętałam, kiedy tak atrakcyjnie wyglądałam. Skórzana spódnica z zamkiem z tyłu idealnie dopasowała się do mojej sylwetki, podkreślając moje kształty, a satynowa, prosta koszula wyglądała bardzo elegancko. Do tego Gabs dodała mi złoty, krótki naszyjnik z perełką, którego użyłam jako chokera, a długie blond włosy lekko pofalowałam lokówką. Niebieskie oczy delikatnie pomalowałam na różowo-złoto, a usta obrysowałam szminką o malinowym odcieniu różu. Całość dopełniały srebrne szpilki. Doszlifowałam jeszcze brwi i pokazałam się przyjaciółce.
– Będą idiotami, jeśli cię nie zatrudnią, Livia. Wyglądasz cudownie!
– Nie sądziłam, że to powiem, ale miałaś całkowitą rację z tym strojem.
– Jeśli chodzi o stroje, nie ma lepszych ode mnie.
– Ale to rozcięcie z tyłu… – Zerknęłam w lustro z niepewnością.
– Jest eleganckie, seksowne i pełne gustu, Livia.
– Okej, okej. Już się tak nie złość.
Stałam na Wall Street przed jednym z największych, przeszklonych wieżowców w okolicy. Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła i nie wiedziałam, czy bardziej jestem bliska wymiotom czy ucieczce. Głos w mojej głowie ciągle powtarzał, że to nowe życie, czysta karta, poradzę sobie, co sprawiało, że nie wiedziałam, co bardziej mnie martwiło – głosy w głowie czy to, że nie wierzyłam w ani jedno słowo.
– Dobra, Livia. Teraz albo nigdy – powiedziałam do siebie i upewniłam się, czy nikt tego nie słyszał.
Mimo faktu, że co chwilę ktoś mnie mijał, wydawało się, jakby mówiąca do siebie kobieta nie była dla nich niczym dziwnym.
Wzięłam głęboki oddech i na lekko chwiejnych nogach wkroczyłam do środka. Podeszłam do recepcji i zapytałam o firmę, w której miałam mieć rozmowę. Minęłam fontannę, weszłam do windy i wcisnęłam przycisk sześćdziesiątego piątego piętra. Gdy wysiadła, znalazłam się w luksusowym wnętrzu wypełnionym wielkimi błękitnymi kanapami i dużą liczbą gabinetów za szklanymi drzwiami. Podeszłam do białej recepcji, a zielonooka kobieta o dbale zrobionym rudym koku przywitała mnie śnieżnobiałym uśmiechem. Miała jasną cerę i turecką urodę.
– Dzień dobry, mam na imię Livia Collins, byłam umówiona na rozmowę z…
– Pan Harvey już na panią czeka. Proszę za mną – przerwała mi w połowie zdania.
Nowojorczycy są zdecydowanie zbyt wyrywni – pomyślałam.
Przeszłam z nią przez długi korytarz, aż trafiłam do gabinetu mojego przyszłego szefa. Pani idealna zapukała dwa razy, po czym otworzyła drzwi. Weszłam i rozejrzałam się po gabinecie. Był raczej w ciemnych barwach. Na środku stało ciemne mosiężne biurko, a na nim sterta papierów i otwarty laptop. Po prawej stronie stały dwa fotele i kanapa z ciemnej skóry, a pośrodku stolik z alkoholem. Wzdłuż ściany mieścił się duży regał z ogromną liczbą książek. Wchodząc, zauważyłam, że ktoś stoi przed biurkiem. Był to przystojny mężczyzna o czarnych, idealnie ułożonych włosach.
– Panna Collins? – Dotarł do mnie jego męski głos.
Spojrzałam na niego i z jakiegoś powodu zamarłam. Miał ciemny zarost, ubrany był w czarny garnitur i białą koszulę.
Wyglądał bardzo seksownie, przez co nie mogłam się skupić na tym, co chciałam powiedzieć.
– Livia Collins? – powtórzył, a ja wciąż nie mogłam wymyślić konkretnej odpowiedzi. – Wszystko w porządku? – Podszedł do mnie tak blisko, że jego cudowne perfumy otoczyły moje nozdrza.
Poczułam skurcz żołądka. Całe szczęście po chwili doszłam do siebie.
– Pan Davis, jak miewam? – Uśmiechnęłam się tak słodko, jak tylko mogłam, modląc się jednocześnie, żeby zapomniał o moim małym zawahaniu w głosie.
– Witaj, Livio, miło cię poznać. Usiądź, proszę. – Wskazał mi fotel, na którym usiadłam, kładąc swoją kopertówkę obok siebie.
Brunet usiadł na fotelu naprzeciwko mnie i spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
– Chcesz coś do picia? – zapytał, wskazując na dzbanek z wodą.
– Nie, dziękuję – odpowiedziałam.
– Dobrze, to przejdźmy do sedna. Widziałem twoje CV i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Wykształcenie, doświadczenie i znajomość języków obcych, to wszystko sprawia, że jesteś bardzo cenną kandydatką. Oczywiście, jeśli pracowalibyśmy w bankowości.
Super, ledwo weszłam, a już mam ochotę uciec. Ciekawe co będzie dalej – pomyślałam.
– Dziękuję, starałam się stworzyć jak najlepsze CV – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Chciałbym cię poznać nieco lepiej. Powiedz mi, dlaczego chcesz pracować w naszej firmie? – zapytał, spoglądając na mnie swoimi niebieskimi oczami.
– To jedna z najlepszych firm w swojej dziedzinie, z bardzo dobrym wizerunkiem. Chciałabym mieć szansę pracować z takimi specjalistami jak pan i poznać od podszewki całą branżę – odpowiedziałam.
– Bardzo dobrze, ale czy to wszystko? Czy nie ma czegoś więcej? – dopytywał się.
– Chciałabym mieć możliwość rozwoju, zdobyć nowe doświadczenia i wiedzę, a co najważniejsze, pracować z ludźmi, którzy są najlepsi w swoim fachu – dodałam.
– To bardzo dobre odpowiedzi, Livia. Wydajesz się ambitną i pracowitą osobą, ale jak już wspomniałem, nie pracujemy w bankowości.
– Mimo wszystko chętnie podejmę się wyzwań, które przede mną stoją – odpowiedziałam zdecydowanie. – Czy jest coś, o co chciałby pan zapytać? Albo może jakiś aspekt mojej kariery powinnam panu wyjaśnić? Mówię tutaj o pracy w banku.
– Jesteś Polką? Czy tylko tam mieszkałaś?
Chyba nie do końca zrozumiał moje pytanie, bo co moja narodowość miała do kariery?
– Tak, jestem Polką. Zwłaszcza jeśli chodzi o temperament.
Boże, Livia, dlaczego to powiedziałaś? – warknęłam na siebie w myślach.
Moja odpowiedź sprawiła, że zaczął się intrygująco uśmiechać, a cała jego uwaga skupiła się tylko na mnie. O Boże, chyba poczułam motyle w żołądku.
Ogarnij się, kobieto! – próbowałam przywołać się do porządku.
– Dlaczego w takim razie masz amerykańskie nazwisko?
– Mój ojciec pochodził z Ameryki. Tu się urodziłam; gdy miałam trzy lata, przeprowadziliśmy się do Australii, trzynaście lat później moja babcia poważnie zachorowała, więc wróciliśmy do Polski, a od wczoraj mieszkam tutaj.
– Światowa dziewczyna z ciebie.
– Jest jeszcze mnóstwo krajów, w których mam zamiar zamieszkać – zażartowałam.
– Co w takim razie zrobić, żeby zatrzymać cię w Nowym Jorku? – Spojrzał mi głęboko w oczy.
– To akurat bardzo proste. – Pochyliłam się w jego stronę. – Wystarczy dać mi tę pracę.
Harvey roześmiał się i odchylił na fotelu.
– To bardzo przekonujący argument, panno Collins. Jest tylko jeden zasadniczy problem. Jesteśmy firmą z dużym doświadczeniem i zajmujemy się…
– Samymi Gigantami na rynku, wiem. Odrobiłam pracę domową – przerwałam mu.
– Z pewnością jest pani pilną uczennicą, ale nie mogę zatrudnić kogoś bez doświadczenia. Kredyty i fuzje to zupełnie inne ścieżki finansowe. Nie mogę ryzykować przyszłością firmy.
– Rozumiem, panie Davis. Pomimo tego, że nie mam doświadczenia w fuzjach, nadal uważam, że jestem odpowiednią kandydatką na to stanowisko – odpowiedziałam.
– A dlaczego pani tak uważa? – Oparł ręce na biurku wyraźnie zaintrygowany.
– Przede wszystkim, jak już wspomniałam, szybko się uczę, jestem profesjonalna, punktualna, a w razie potrzeby bez problemu zostanę po godzinach. Moja kariera w bankowości opierała się wyłącznie na sukcesach. – Wstałam z fotela i po raz ostatni spojrzałam na niego z góry. – Pana strata. – Uśmiechnęłam się zalotnie, po czym udałam w stronę wyjścia.
– Panno Collins, jest pani pilną uczennicą, tak?
Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczęłam analizować, co chciał mi przekazać tymi słowami.
– Owszem. – Odwróciłam się.
– Nie sądzę, żebym pozwolił ci wstać. – Zmarszczył brwi i gestem pokazał mi miejsce, z którego właśnie uciekłam.
– Nie sądzę, żebym potrzebowała na to pozwolenia, panie Davis. Naprawdę nie rozumiem. Powiedział pan, że nie zatrudni na to stanowisko osoby bez doświadczenia.
– Nie zatrudnię osoby bez doświadczenia na to stanowisko. Ale ma pani w sobie coś… intrygującego. To oczywiście jest niezbędne do tego typu pracy.
– Mam? To znaczy… oczywiście, że tak. – Uśmiechnęłam się i usiadłam na fotelu przed nim, po czym podniosłam nogę tak, aby lekko odsłonić udo. – Co w takim razie ma mi pan do zaoferowania?
– Z tego, co wiem, to ja prowadzę rozmowę kwalifikacyjną i to ja powinienem zadać to pytanie – powiedział wyraźnie rozbawiony.
– Ale to pan powstrzymał mnie przed wyjściem z gabinetu.
– Mogę panią przeszkolić na to stanowisko. Przez jakiś czas będzie pani moją prywatną asystentką, aby wdrożyć się w temat. Kiedy stwierdzę, że jest pani gotowa, dostanie pani awans.
– Chciał pan powiedzieć osobistą asystentką.
– Nie, chciałem powiedzieć właśnie to, co powiedziałem. Czy taki układ pani odpowiada? – zapytał, całkowicie zmieniając ton, jakbym rozmawiała z inną osobą.
– Co konkretnie należałoby do moich obowiązków? – Zmrużyłam oczy i z jakiegoś powodu przygryzłam wargę.
Czyżby jego stanowczość tak mnie kręciła?
– To, co zwykle robią asystentki. Miałaby pani chodzić ze mną na spotkania biznesowe, przygotowywać dokumentację, robić kawę, załatwiać lunche. Pełna dyspozycyjność. – Podszedł do mnie i usiadł na fotelu obok.
– Co ma pan na myśli, mówiąc „pełna dyspozycyjność”?
– Nie wiem, jak wyglądała praca w twoich podrzędnych bankach, ale jeśli chodzi o bankiera inwestycyjnego, praca może czasami trwać cały dzień i całą noc. Mogę cię więc zawołać do pracy, o której godzinie zechcę i w jaki dzień zechcę. Jeśli trzeba, będziemy pracować przez cały tydzień i sypiać w biurze, dopóki nie doprowadzimy fuzji do końca. Właśnie to miałem na myśli i muszę wiedzieć, czy takie warunki ci odpowiadają?
Rany, facet potrafił zachęcić do pracy, nie ma co.
Widząc mój wyraz twarzy, Harvey tylko pokręcił głową.
– Przemyśl moją propozycję i daj mi znać do końca dnia. – Podał swoją wizytówkę, wstał z miejsca i podszedł do biurka. – Niestety muszę zakończyć naszą rozmowę, ponieważ mam jeszcze inne spotkania, ale czekam na odpowiedź.
– Nie potrzebuję zastanowienia. Biorę tę pracę.
Zauważyłam jego triumfalny uśmiech i nagle zalała mnie fala niepewności.
– Widzimy się w poniedziałek o dziewiątej.
– Na to wygląda – odpowiedziałam, uśmiechając się i żegnając z nim.
W drzwiach minęłam wysokiego blondyna o niebieskich oczach. Widząc mnie, uśmiechnął się pogodnie, a ja dzięki informacjom znalezionym w Internecie doskonale wiedziałam, że był to Edward Wilson, drugi wspólnik firmy. Podeszłam do windy, wcisnęłam guzik, a całe napięcie zaczęło mnie opuszczać. Wizja nowej pracy poprawiła mi humor i otworzyła nowe możliwości. Byłam pewna jednego – Nowy Jorku, jestem na ciebie gotowa.
*