- W empik go
Bukoliki Wirgiliusza - ebook
Bukoliki Wirgiliusza - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 186 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ty pod strzechą Tityrze buku rozległych konarów leżąc, leśne piosenki na wątłej słomce wymyślasz;
my porzucamy rodzinne strony i drogie te niwy, my uchodzim z ojczyzny! Ty w cieniu niedbale Tityrze leżąc lasy nauczasz brzmieć Amarylli imieniem.
Tę Melibeju swobodę daje nam bóstwo łaskawe.
Dla mnie bowiem on zawsze bogiem zostanie; ołtarze jego z naszej owczarni często zakrwawi jagniątko.
On to bydłu pozwolił błąkać się memu, jak widzisz, mnie zaś na polnej trzcinie grywać samemu do woli.
Jać nie zajrzę, a raczej dziwię się; wszędzie niepokój całe aż dotąd ogarnął pola. Patrzajno! strapiony dalej pędzę me kozy; nawet, Tityrze, tę ledwo wodzę, bo w gęstej leszczynie zroniwszy przed chwilą bliźnięta, trzody nadzieję, niestety! na kamień goły rzuciła:
Pomnę, że klęskę tę często, gdyby nie głowa przewrotna, dęby wróżyły mi gromem tknięte i często mi wrona przepowiadała krakając z pniaka suchego po lewej.
Powiedz jednakże Tityrze, jakież to twoje jest bóstwo?
W mej prostocie sądziłem, że miasto, co Rzymem je zowią, jest Melibeju podobne do tego tu, dokąd pasterze z gór zwykliśmy to naszych owiec młodziuchny przychówek pędzać; wiedząc, że koźlę do kozy, że szczenię do matki zawsze podobne; tak zwykłem z małem zestawiać co wielkie.
Szczyt swój ono jednakże nad inne miasta tak wzniosło, jak wśród giętkich to zwykły krzaków kaliny cyprysy.
Jakiż tak ważny miałeś powód do Rzymu zwiedzenia?
Wolność, która, choć późno, przecież wątłego zoczyła, gdy już bielsza niż dawniej broda pod brzytwą padała.
Przecie zoczyła i przyszła po długim czasie, bo odkąd mię Amarylla posiada, a pierwsza rzuciła kochanka.
Gdyż Galatea dopóki w więzach mię, wyznam, trzymała, anim chudoby nie dojrzał, anim wolności nadzieję miał; choć liczne z zagrody wyszło na sprzedaj mi bydlę i ser tłusty tłoczono dla miasta mało wdzięcznego, nigdym z ciężką pieniędzmi ręką do domu nie wracał.
Zkąd, Amaryllo, dziwiłem się nieraz, smętna wzywałaś bogów, dla kogóż jabłkom wisieć na swoich jabłoniach dałaś? Tityra nie było! Same Tityrze cię jodły, same te źródła i same winne macice wzywały,
Czynić cóż miałem nakoniec? Ni dobyć się mogłem z niewoli, ani też znaleść gdzieindziej równie bogów skutecznych.
Tam Melibeju młodziana ujrzałem owego, któremu sześć dni dwakroć corocznie nasze się dymią ołtarze.
Ten dać pierwszy odpowiedź raczył na moje błaganie;
"paście bydełko jak dawniej chłopcy, hodujcie stadników.
Szczęsny, starcze a zatem włości się twoje ostoją!
I dość wielkie dla ciebie, gołą choć wszystko jest skałą i błotnistą pastwiska trzciną bagno pokrywa.
Ni brzemienne przynęci pasza niezwykła macierze, ani im zgubny zaszkodzi pomór trzody sąsiedniej.
Szczęsny starcze, ty tutaj między znanemi strumyki i przy świętych krynicach chwytać będziesz ustami chłód cienisty. A ztamtąd płotek od granic sąsiada, co wierzbowem wzdy kwieciem pasie pszczoły hyblejskie, do snu często cię swojem Iekkiem znęci brzęczeniem.
Ztąd, gdzie skała wysoka, winiarz ci hucznie zaśpiewa, gdy nieustaną tymczasem gruchać gołąbki chrapliwe, twe pieszczoty, ni jęczeć a wiązu wzniosłego turkawka.
Wpierw w eterze więc zwinne pasać się będą jelenie, lub opadłszy na suszy morze swe ryby zostawi;
wpierw przebywszy obadwa kraje, z ojczyzny wypędzon,
Part się z Araru napije, lub Niemce z potoków Tygrysu, zanim w piersi mej zatrzeć obraz jego się zdoła!
Z nas zaś jedni ztąd pójdziem do Afrów spragnionych krainy,
Drudzy do Scytów przybędziem, gdzie mułem Oax wiruje i do Britanów całym zgoła już światem odległych.
Czyż ja kiedyś, po długim czasie, me niwy ojczyste, chaty i biednej strzechę z darni wzniesioną, czy potem, widząc to moje królestwo, kłosów choć kilka tam ujrzę?
Wojak niezbożny posiędzie nowiny tak pięknie uprawne, barbarzyniec zasiewy. Dokądże nieszczęsnych przywiodła obywateli niezgoda! Otóż dla kogo nasz zasiew!
Szczep Melibeju grusze, w rzędy sadź teraz winnice!
Idźcie, idźcie me kozy, trzodo ty ongi szczęśliwa!
Już ja więcej was potem, ległszy w zielonej pieczarze, przyczepionych do skały cierniem porosłej nie ujrzę, ni też piosenkę zanócę! Kozy pod moją już strażą nie będziecie szczodrzeńca ni gorzkiej łozy skubały!
U mnie jednak tej nocy mógłbyś tutaj wypocząć, pod tą strzechą zieloną. Słodkie znajdziesz owoce, tłoczonego mleczywa i miękich kasztanów obfitość.
Otóż zdala już górą dymią się dachy u wiosek, już i dłuższe z wysokich cienie padają gór szczytów!