Bulwary nad Sekwaną - ebook
Bulwary nad Sekwaną - ebook
Mijają lata, a Paryż wciąż pozostaje mekką artystów, stolicą mody i miejscem romantycznych spotkań. Podobno tutaj łatwiej się zakochać i łatwiej odnaleźć utraconą miłość…
Paryż dla zakochanych
Gdy Damon Doukakis zostaje szefem agencji reklamowej, szybko orientuje się, że kryzys firmy wynika ze złego zarządzania, a mózgiem wszystkich sukcesów jest Polly, asystentka byłego prezesa. Damon zwalnia wszystkich członków zarządu, czyni Polly swoją prawą ręką i zabiera do Paryża na rozmowy o nowym kontrakcie.
Zaręczyny w Paryżu
Aleksa dostaje prestiżowe zlecenie: ma namalować portret Guya de Rochemont, milionera ze słynnej rodziny bankierów. Zna reputację tego playboya, dlatego próbuje trzymać się na dystans. Jednak urok Guya sprawia, że Aleksa nie jest w stanie dokończyć pracy. Chociaż to może zaszkodzić jej karierze, postanawia zrezygnować ze zlecenia. Spodziewa się awantury, tymczasem Guy zaprasza ją na kolację.
Spotkanie w Paryżu
Milioner Ammar Tannous, po tym jak cudem uratował się z katastrofy lotniczej, zaczął inaczej patrzeć na swoje życie. Zrozumiał, że największy błąd popełnił, porzucając dziesięć lat temu żonę. Odnajduje ją w Paryżu i prosi, by do niego wróciła, lecz głęboko zraniona Noelle nawet nie chce z nim rozmawiać. Ammar jednak nie należy do mężczyzn, którzy przyjmują odmowę.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3140-4 |
Rozmiar pliku: | 802 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Już jest! Przyjechał! Damon Doukakis wszedł do budynku!
Słysząc paniczne krzyki, Polly ocknęła się i uniosła głowę znad biurka. Oślepiło ją wlewające się przez okno światło słońca.
– Co? Co takiego? – Z trudem wynurzała się z mroku snu. Ból głowy, który w ciągu ostatniego tygodnia bezustannie jej towarzyszył, znów ścisnął czaszkę żelazną obręczą. – Chyba się zdrzemnęłam. Dlaczego nikt mnie nie obudził?
– Bo od kilku dni nie śpisz i trudno z tobą wytrzymać. Tylko nie wpadaj w panikę. Robię to za nas obie. Proszę, to cię ożywi. – Młoda kobieta kopniakiem zatrzasnęła drzwi, balansując z dwoma kubkami kawy i muffinem na talerzyku. – Kawa i węglowodany na dzień dobry.
Polly przetarła oczy i natychmiast spojrzała na ekran laptopa.
– Która godzina?
– Ósma.
– Coo? – Zerwała się na równe nogi, zrzucając na podłogę pióra i papiery. – Za piętnaście minut zaczyna się spotkanie. Czy sądziłaś, że wejdę tam i będę mówić przez sen? – Kliknęła „zapisz” i zamknęła dokument, nad którym pracowała całą noc. Gwałtownie wyrwana ze snu czuła, jak drżą jej ręce. Serce biło coraz gwałtowniej, a gardło ściskał lęk.
Sen niczego nie zmienił. Ciężar rzeczywistości był ponad jej siły. Odtąd wszystko się zmieni. To życie, które znała, dobiegło kresu.
– Tylko zachowaj spokój. – Debbie tanecznym krokiem podeszła do biurka, by postawić na nim dwa kubki i talerzyk. – Jeśli tylko wyczuje, że się boisz, zmiażdży cię jak czołg. Tacy są mężczyźni pokroju Doukakisa. Słabość to dla nich sygnał do śmiertelnego ataku.
– Wcale się nie boję – odparła Polly, lecz kłamstwo utknęło jej w gardle.
Bała się. Przerażała ją odpowiedzialność i konsekwencje porażki. A także on – Damon Doukakis. Tylko głupiec mógłby się go nie bać.
– Na pewno sobie poradzisz. Owszem, przyszłość stu osób leży w twoich rękach, ale to nie powinno wprawiać cię w zdenerwowanie.
– Naprawdę mnie uspokajasz, dzięki. – Polly szybko przełknęła łyk kawy i zerknęła na swój BlackBerry. – Zdrzemnęłam się na niecałe dwie godziny i już mam setkę mejli. Czy ci ludzie w ogóle śpią? – Szybko przejrzała pocztę, sprawdzając ważniejsze wiadomości. – Gerard Bonnel prosi, żebyśmy przesunęli nasze jutrzejsze spotkanie na wieczór. Czy możesz mi zamówić późniejszy lot do Paryża?
– Nie lecisz samolotem. Pociąg jest tańszy. Kupiłam ci już bilet na siódmą trzydzieści z St Pancras. Bez możliwości wymiany. Będziesz musiała zabić jakoś czas. – Debbie nachyliła się i oderwała kawałek muffina. – Możesz obejrzeć wieżę Eiffla albo kochać się z jakimś rozkosznym Francuzikiem na brzegu Sekwany, ooh la la.
Polly odpowiadała na mejle i nie podniosła nawet głowy.
– Publiczne uprawianie seksu to przestępstwo, nawet we Francji.
– Na pewno nie tak poważne jak zupełny brak seksu. Kiedy ostatnio byłaś na randce?
– Mam dość problemów, nie włączając w to seksu. – Wcisnęła „wyślij”. – Czy znalazłaś zamówienie na tę promocję w magazynie?
– Oczywiście. Czy ty kiedyś przestaniesz myśleć o pracy? Damon Doukakis zobaczy w tobie swoje odbicie.
– Pozostałe mejle muszą poczekać. – Polly zerknęła na telefon. – A niech to, chciałam jeszcze przejrzeć prezentację. No i muszę się uczesać. Nie wiem, co najpierw…
– Włosy. Wyglądasz jak mohikańska Barbie. – Debbie wyciągnęła z szuflady biurka prostownicę i włączyła ją do kontaktu. – Nie ruszaj się.
– Muszę się jeszcze umalować.
– Nie ma czasu. Ale spoko, wyglądasz świetnie. Uwielbiam cię taką. Genialnie łączysz rzeczy staroświeckie i nowoczesne. – Przeciągnęła prostownicą po włosach Polly. – Te różowe rajstopy są naprawdę super.
Wciąż trzymając głowę nieruchomo, Polly wyciągnęła rękę i wyłączyła laptop.
– Aż trudno uwierzyć, że tata wciąż nie dzwoni. Chcą zdziesiątkować jego zespół, a on znika. Wysłałam mu kilkadziesiąt wiadomości.
– Przecież wiesz, że nigdy nie włącza komórki. Nienawidzi jej. Proszę! – Debbie wyłączyła prostownicę. – Gotowe.
Polly zwinęła włosy i upięła je w niedbały węzeł z tyłu głowy. – Dzwoniłam wczoraj do kilku londyńskich hoteli, pytając, czy nie zatrzymał się tam mężczyzna w średnim wieku z młodą kobietą.
– To raczej kłopotliwe?
– Wyrosłam w kłopotliwych sytuacjach. – Wyciągnęła spod biurka botki. – Damon Doukakis urządzi tu rzeź, jeśli się okaże, że nie ma taty.
– Nadrobimy jego nieobecność. Wszyscy uwijają się od świtu jak pracowite pszczółki. Jeśli ten rekin myśli, że dopadnie tu jakiegoś trutnia, to się rozczaruje.
– Za późno. On już zdecydował, co z nami zrobić. – Panika ścisnęła jej krtań. Miał kontrolny pakiet w firmie jej ojca. Teraz się na nim zemści.
Ale furia skierowana ku ojcu dotknie nie tyle jego, ile bezbronnych ludzi, którzy nie zasługują na to, by stracić pracę. Przygniatał ją ciężar odpowiedzialności. Jako córka właściciela firmy powinna jakoś zaradzić temu, co nastąpi, ale w gruncie rzeczy była bezsilna. Nie miała żadnych praw.
Debbie znów nadgryzła muffina.
– Gdzieś czytałam, że ten facet pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przynajmniej będziecie mieli coś wspólnego,
Po trzech bezsennych nocach Polly zupełnie nie mogła się skupić. Z trudem próbowała otrząsnąć się z otępienia.
– Zrobiłam zestawienia wyników. Oby tylko Michael Anderson poradził sobie z laptopem. Dobrze wiesz, jak to wygląda. Ostatnio wykasował całą prezentację, dlatego tym razem skopiowałam ją na trzech dyskach. Czy pozostali członkowie zarządu już są?
– Stawili się jednocześnie z nim. Ale milczą jak zaklęci. – Debbie z niechęcią wydęła usta. – Nikt z nich nie ma odwagi spojrzeć nam w oczy, od kiedy sprzedali swoje akcje temu demonicznemu Damonowi. Wciąż jednak nie rozumiem, dlaczego ten rekin finansjery chciał wykupić naszą malutką firmę. Uwielbiam tu pracować, ale to chyba oczywiste, że nie jesteśmy w jego stylu.
Polly przypomniała sobie, ile włożyła wysiłku, żeby wprowadzić agencję w dwudziesty pierwszy wiek.
– Nie, nie jesteśmy. – Pokiwała głową.
– Zatem co? Kupił nas dla zabawy? – Debbie przełknęła ostatni kęs muffina i oblizała palce. – A może to taka detaliczna terapia dla miliarderów? Inni kupują sobie buty, a on wyrzuca fortunę na małą agencję reklamową. Zapłacił członkom zarządu masę forsy.
Polly nie odezwała się ani słowem, ale przeszył ją lodowaty dreszcz.
Wiedziała, dlaczego kupił ich firmę, ale nie mogła nikomu o tym powiedzieć. Kilka dni wcześniej Doukakis zmusił ją do milczenia w trakcie mrożącej krew w żyłach rozmowy telefonicznej. Nikomu o tym nie wspomniała. Ta wiadomość nie mogła przedostać się na zewnątrz. Tak uważali oboje.
Zmusiła się, by zwolnić rytm oddechu.
– Nic dziwnego, że zarząd sprzedał swoje akcje. To chciwa zgraja. Tylko niedobrze mi się robi, jak słyszę, że jesteśmy nierentowni, płacąc jednocześnie za ich wystawne kolacje i bilety lotnicze pierwszej klasy. Są jak moskity. Wysysają naszą krew, by wpompować ją w swe tłuste cielska.
– Pol, to ohydne – jęknęła Debbie.
– To oni są ohydni. – Przebiegła w myślach całą prezentację. Czy czegoś nie zapomniała? – Byłabym spokojniejsza, gdybym sama mogła wystąpić.
– I powinnaś to zrobić.
– Michael Anderson nie pozwoli mi otworzyć ust. Boi się, że mogę powiedzieć, kto tu naprawdę pracuje. Przecież jestem tylko asystentką mojego ojca, cokolwiek to znaczy. Mogę najwyżej pilnować, żeby za kulisami wszystko idealnie funkcjonowało. – Była też boleśnie świadoma, że nie ma formalnych kwalifikacji. Zdobywała swoje umiejętności, obserwując, słuchając i zawierzając instynktowi. Wiedziała jednak, że większości pracodawców to nie wystarczy. Przycisnęła rękę do piersi, by uspokoić serce. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby wkraczała na konferencję jako absolwentka Harvardu z dyplomem MBA. – Doukakis ma własną superagencję reklamową. Nie potrzebuje naszego zespołu. Kłapnie tylko zębami i…
– Nie! – Debbie wyciągnęła rękę, otrząsając się z obrzydzeniem. – Dość tych proroctw. I żadnych opitych krwią moskitów. Właśnie zjadłam śniadanie.
– Mówię tylko, że…
– No to nie mów. A jeśli temu rekinowi aż tak zależy na agencji twojego ojca, uznaj to za komplement. Zakładasz, że wszystkich wyrzuci. A może nie? Czy po to kupuje firmę, żeby ją zniszczyć?
Bo chce mieć władzę, pomyślała Polly. Podczas gdy jej ojciec zachowuje się jak beztroski młodzieniec, jego firmę atakuje bezwzględny drapieżca. A ona samodzielnie musi stawić mu czoło.
– Rozchmurz się. – Debbie poklepała ją po ramieniu. – Może ten rekin nie jest taki straszny, jak mówią. Przecież nigdy go nie spotkałaś.
O tak, spotkałam…
Czując, że jej twarz przybiera kolor rajstop, Polly zamknęła laptop.
Spotkała go raz w życiu. W gabinecie dyrektora szkoły. W dniu, w którym wraz z koleżanką zostały wyrzucone z ekskluzywnej szkoły z internatem. Tak się jednak niefortunnie złożyło, że tą koleżanką była siostra Doukakisa. On zaś skierował na Polly cały swój gniew, uznając ją za prowodyra. Na wspomnienie tamtego dnia zadrżała jak liść na wietrze.
Nie, nie miała złudzeń, co ją czeka. Była dla niego wichrzycielką o zdeformowanej osobowości. Kiedy uniesie topór, jej głowa spadnie pierwsza.
Przesunęła dłonią po włosach. Z zemsty za zachowanie ojca domagał się ofiar, to pewne. Gdyby jednak sama złożyła wymówienie, może nie pozbawiłby pracy reszty zespołu? Niech tą ofiarą będzie ona.
Debbie zabrała pusty talerzyk.
– To z kim teraz randkuje twój ojciec? Z tą Hiszpanką, którą poznał na lekcjach salsy?
– Nie, ja… nie wiem. – Kłamstwo z łatwością spłynęło jej z ust. – Nie pytałam. – W zdenerwowaniu graniczącym z paniką chwyciła BlackBerry i wsunęła go do kieszeni sukienki. – To śmieszne. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Damon Doukakis za chwilę zagarnie wszystko, co przez całe życie tworzył mój tata, a tymczasem on się zabawia w jakimś hotelu…
– Uprawiając małpi seks z kobietą zapewne dwa razy młodszą.
– Przestań! Nie chcę nawet myśleć, że mój ojciec uprawia seks, i to z kobietą w moim wieku. – A zwłaszcza z tą kobietą, dodała w myślach. Blokując wszystkie myśli o ojcu, wciągnęła botki. – Czy przygotowałaś kawę i ciastka w pokoju konferencyjnym?
– Jasne. Ale Damon Doukakis będzie wolał pożreć naszą załogę. Przypomina wielkiego białego rekina. – Debbie złożyła ręce w płetwę i zanuciła motyw z filmu Szczęki. – Sunie po gładkich wodach rynku, pożerając wszystko, co wejdzie mu w drogę. My natomiast jesteśmy zaledwie planktonem. Miejmy nadzieję, że zbyt małym, żeby służyć mu za przekąskę.
Polly objęła opiekuńczym spojrzeniem niewielkie akwarium stojące na jej biurku.
– Mów trochę ciszej. Denerwujesz Romea i Julię. Kryją się za rdestnicą. – Jakże pragnęła dołączyć się do tych rybek. Nigdy w życiu nie bała się tak jak teraz. Ostatnio niemal nie sypiała, dniem i nocą przygotowując raport, który mógłby uratować załogę. Nie miała złudzeń co do własnej przyszłości, ale ci ludzie byli jej rodziną i zamierzała stoczyć walkę w ich obronie.
Gdy na jej biurku zadzwonił telefon, podniosła słuchawkę z entuzjazmem skazańca, który rusza w stronę szubienicy.
– Polly Prince… – Rozpoznała nieco niewyraźny głos Michaela Andersona, zastępcy ojca i dyrektora kreatywnego. Pomimo wczesnej pory najwyraźniej był już po drinku. Słuchając polecenia, by się stawić w sali konferencyjnej, mocniej ścisnęła słuchawkę. Przeklęty gad. Wyssał z agencji wszystko, co mógł, a na koniec sprzedał swoje akcje Doukakisowi. Znów ogarnął ją gniew. Gdyby zarząd nie sprzedał swych akcji, sytuację można by opanować.
Trzasnęła telefonem i złapała laptop.
– Powodzenia. – Debbie zerknęła na jej nogi. – W takich butach można skopać komuś tyłek. I naprawdę jesteś wysoka.
– O to mi chodziło. – Kiedy ostatni raz widziała Doukakisa, czuła się przy nim mała pod każdym względem. Teraz spojrzy mu w oczy z tej samej wysokości.
Szła w stronę sali konferencyjnej jak na ścięcie. Niewiele pomagało, że co dwie sekundy zza kolejnych drzwi wysuwały się głowy, by dodać jej otuchy. Pokładali w niej tyle nadziei, a ona wiedziała, jak mało może zrobić. Miała wrażenie, że wyrusza w bój uzbrojona w suszarkę do włosów.
Zatrzymała się przed drzwiami sali konferencyjnej, by zaczerpnąć tchu. Złościło ją, że jest taka zdenerwowana. I nie chodziło tu o zarząd, który zasługiwał wyłącznie na pogardę, lecz o Damona Doukakisa. Wolno wypuściła powietrze z płuc, powtarzając sobie, że dziesięć lat to długi czas. Może zdołał wykształcić w sobie jakieś ludzkie cechy?
Energicznie zapukała, a potem otworzyła drzwi. W pierwszej chwili jej wzrok zarejestrował jedynie zadowolone twarze, niedbale rozstawione filiżanki z kawą i sylwetki w ciemnych garniturach, nieco ociężałe wskutek zbyt obfitych biznesowych lunchów. Typowy męski klub.
Mocno ściskając laptop, zmusiła się, by zrobić krok w przód. Gdy zamknęły się za nią drzwi, ogarnęła spojrzeniem siedzących przy stole mężczyzn. Pracowała z nimi od chwili, gdy w wieku osiemnastu lat ukończyła szkołę, ale żaden nie podniósł głowy, by spojrzeć jej w oczy.
Zły znak, pomyślała ponuro.
Patrząc na członków zarządu, z których każdy z dnia na dzień stał się multimilionerem, widziała stado hien gotowych obgryźć kości. Bez cienia wahania sprzedali jej ojca. A także swoich kolegów. Była tak wściekła, że dopiero po chwili dostrzegła mężczyznę siedzącego u szczytu stołu.
Z arogancką pewnością siebie zajmował miejsce jej ojca, przewodnicząc zebraniu z miną zdobywcy. Nie odzywał się i nie wykonywał żadnych ruchów, ale cała jego postawa tchnęła męską agresją.
Z bijącym sercem położyła laptop na lśniącym blacie. Czując na sobie spojrzenie przepastnych, czarnych oczu, zastanawiała się, jak to możliwe, by pomimo milczenia tchnął takim autorytetem. Wyraźnie dominował nad zebranymi w sali, a oszczędność w ruchach i słowach podkreślała jeszcze aurę władzy, która go otaczała.
Perfekcyjnie skrojony garnitur zgrabnie opływał jego sylwetkę, śnieżnobiała koszula podkreślała opaleniznę twarzy i szyi, a krawat związany w idealny węzeł dopełniał nienagannej elegancji. Uderzająco kontrastował z pozostałymi mężczyznami. Pod jego kosztownym garniturem kryło się bez wątpienia silne, muskularne ciało, rzeźbione ćwiczeniami z równie surową dyscypliną jak ta, którą stosował w życiu zawodowym. Kobiety musiały za nim szaleć. Był stuprocentowym samcem alfa, a także siłą napędową jednego z najbardziej dynamicznych przedsiębiorstw w Europie. W trudnych czasach gospodarczego kryzysu Doukakis Media Group świeciło jak gwiazda, która zwiastowała początki ożywienia.
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, pomyślała ze złością, otwierając laptop. O nie! Nie zwiedzie jej wytworny garnitur ani gładkie maniery. Nic nie zamaskuje prawdziwego oblicza tego człowieka, bezlitosnego w drodze do wyznaczonego celu.
Patrz mu w oczy, Polly. Prosto w oczy.
Trwało to zaledwie ułamek sekundy, lecz nagle poczuła przepływający między nimi prąd. Drżąc, z trudem odwróciła wzrok. Wiedziała, że ten mężczyzna może chcieć ją zastraszyć. Ale nie przewidziała tak silnej zmysłowej reakcji. Wytrącona z równowagi, włączyła laptop w rozpaczliwej nadziei, że Doukakis nie dostrzegł wyrazu jej twarzy.
– Panowie… – przerwała. – Panie Doukakis.
W kącikach jego ust czaił się niemal niedostrzegalny uśmiech rozbawienia, a ona, wbrew własnej woli, nie mogła oderwać wzroku od ich zmysłowego kształtu. Mówiono, że miłosne podboje przychodziły mu równie łatwo, jak transakcje biznesowe. W relacjach z kobietami był tak samo bezwzględny i wyrachowany jak w innych dziedzinach życia. Przyszło jej nagle na myśl, że może dlatego tak gorliwie chronił swoją siostrę. Dobrze wiedział, jacy są mężczyźni.
Ona też to wiedziała. Niepożądana reakcja zmysłów nie zmieni jej opinii.
Kiedy w końcu podniosła wzrok, słowa nagle uwięzły jej w gardle. W chwili krótkiej jak błyskawica uświadomiła sobie, że wiedział. Nieomylnie rozpoznał błysk oczu i drżenie ciała. Przecież działał tak na wszystkie kobiety.
– Panno Prince?
Chłodny, podszyty ironią ton wyrwał ją z odrętwienia. Jeśli miała choć cień nadziei, że zapomniał, jaką rolę odegrała w szkolnych perypetiach jego siostry, bardzo się myliła.
– Jak pan wie, Polly jest córką prezesa zarządu i dyrektora naszej firmy. – Niczego nieświadom Michael Anderson w końcu odważył się przemówić. – Ojciec zawsze zapewniał jej tu jakieś zajęcie.
Sens był taki, że gdyby nie pomoc ojca, nigdzie indziej nie znalazłaby pracy. Sposób, w jaki ją przedstawił, mocno ją zirytował. Ale gniew wyparł inne kłopotliwe reakcje. Z ulgą czując, że znów nad sobą panuje, nacisnęła klawisz laptopa i otworzyła dokument.
– Przygotowałam prezentację, która przedstawia strategię naszej firmy oraz jej perspektywy na przyszłość. W ciągu ostatniego roku pozyskaliśmy sześciu nowych klientów i dane te dotyczą…
– Nie będziemy tego słuchać, Polly – niecierpliwie przerwał jej Anderson. Jej palce zawisły nad klawiaturą. Prezentacja była konieczna. Bez niej pracownicy firmy nie mieli szansy na utrzymanie zatrudnienia.
– Ależ musicie…
– Za późno na to, Polly. – Patrząc porozumiewawczo na kolegów z zarządu, Michael Anderson odchrząknął. – Zdaję sobie sprawę, że jesteś w kłopotliwej sytuacji, ale twój ojciec nie kontroluje już tej firmy. Nawet dziś, słysząc pogłoski o jej przejęciu, nie raczył się zjawić. Potwierdza to jedynie słuszność decyzji zarządu, który postanowił odsprzedać swoje akcje. Doukakis Media Group wyznacza najnowsze trendy. Czas na radykalne zmiany. – Rzucił służalcze spojrzenie w stronę mężczyzny, który siedział w milczeniu u szczytu stołu. – Oczywiście nastąpi reorganizacja. Ogłosimy listę zwolnień później, ale pod nieobecność twojego ojca chciałem powiedzieć ci o tym osobiście. Wiem, że to trudne. – Jego twarz przyoblekła się w wyraz współczucia. – Ale cóż, takie są prawa biznesu.
Polly miała wrażenie, że wkroczyła w jakąś rzeczywistość równoległą. Kręciło jej się w głowie i szumiało w uszach.
– Chwileczkę – powiedziała mechanicznym głosem, który zupełnie nie przypominał jej własnego. – Mówicie o zwolnieniach ot tak, po prostu, bez żadnej dyskusji? Przecież powinniście bronić zespołu. Udowodnić panu Doukakisowi, że jest potrzebny.
– Rzecz w tym, Polly, że nie jest.
– Nie zgadzam się. – Panika ścisnęła jej krtań. – Wyniki, które zdołaliśmy uzyskać, osiągnęliśmy wspólnie. Jesteśmy dobrym zespołem.
– Zostaw nam twój laptop, Polly. – Michael Anderson postukał końcem pióra w blat. – Jeśli ktoś z pracowników pana Doukakisa zechce spojrzeć na tę prezentację, będzie mógł to zrobić.
Wszystkie oczy w sali skierowały się na nią, oczekując, że podda się i wyjdzie.
Firma jej ojca zostanie rozwiązana. Sto osób straci pracę.
– Jeszcze nie skończyłam. – Spojrzała w twarz Michaela Andersona, rozpaczliwie próbując przemówić do jego sumienia. – Musisz ją przedstawić.
– Polly…
– To twój obowiązek. Reprezentujesz tych ludzi. Powinieneś ich bronić. – Wyczerpanie i napięcie ostatnich tygodni sprawiły, że przestała nad sobą panować. – To dzięki ich pracy pławiłeś się w luksusach! Po co w takim razie prosiłeś, żebym przygotowała tę prezentację, skoro nie zamierzałeś jej wykorzystać?
– Niepokoiłaś się o tatę – odparł protekcjonalnym tonem. – Pomyślałem, że może cię to zajmie.
– Potrafię sama znaleźć sobie zajęcie, panie Anderson. Nie było to zbyt trudne, gdyż wszyscy na koszt firmy przesiadywaliście w najdroższych knajpach. – Nie bacząc na to, że pali za sobą wszystkie mosty, okrążyła stół. Z satysfakcją spostrzegła, że w oczach Michaela Andersona pojawiła się konsternacja.
– Co robisz? Widzę, że jesteś zdenerwowana, ale…
– Zdenerwowana? Nie jestem zdenerwowana. Jestem wściekła. Stu twoich pracowników gryzie tam palce z niepokoju. – Wskazała ręką drzwi. – Sto osób drży, czy zdoła utrzymać dach nad głową. A ty nawet nie zamierzasz się za nimi wstawić? Jesteś odrażającym tchórzem!
Anderson poczerwieniał, jakby groził mu wylew.
– Nie będę komentować twojego zachowania, bo wiem, jak trudny był dla ciebie ostatni tydzień. Chciałbym dać ci jednak kilka ojcowskich rad, gdyż własny ojciec najwyraźniej ich skąpił. Bierz swoją odprawę, wyjedź na długie wakacje i starannie przemyśl swoją przyszłość. Masz wprawdzie trudny charakter, ale poza tym jesteś miłą dziewczyną. I piękną. – Z trudem oderwał wzrok od jej nóg. – Przygotowujesz kontrakty tylko z powodu ojca. W każdej innej firmie byłabyś najwyżej sekretarką. Nie żebym miał coś przeciw sekretarkom – dodał pospiesznie, widząc jej zmienioną twarz. – Mówię tylko, że dziewczyna z twoją urodą nie musi spędzać całych nocy nad arkuszami kalkulacyjnymi. Mam rację, panowie?
W pokoju rozległ się szmer akceptacji. Jedynym człowiekiem, który się nie uśmiechał, był Damon Doukakis. Milczał z nieprzeniknioną twarzą, obserwując ich potyczki z odległego końca stołu.
Wściekłość niemal ją oślepiła.
– Nie waż się krytykować mojego ojca! I wypraszam sobie te seksistowskie uwagi. Wszyscy dobrze wiemy, kto odwalał tu całą robotę. Sprzedałeś akcje dla prywatnych korzyści. Teraz jesteś multimilionerem, a my nie mamy pracy. – Bezskutecznie próbowała panować nad głosem. – Gdzie twoje poczucie odpowiedzialności? Wstydź się. Wszyscy się wstydźcie!
– Za kogo ty się masz? – wykrztusił Anderson, otwierając usta z wrażenia.
– Za kogoś, komu zależy na przyszłości tej firmy i ludzi, którzy tu pracują. – Nagle uświadomiła sobie, że jest bezsilna. Jej gniew ostygł. Obróciła się i sztywnym krokiem ruszyła do drzwi. Niech to diabli! Dlaczego nie mogła zachować zimnej krwi jak te nadęte grubasy w garniturach. Zmęczona zawsze łatwo wpadała w złość.
Cisza, która zapadła w pokoju, dzwoniła jej w uszach. Ogarnęła ją skrajna rozpacz. A więc wszystko stracone.
– W porządku, wychodzę. I nie powiem nic więcej. Tylko proszę, nie zwalniajcie wszystkich. – Potwornie zawstydzona swoim zachowaniem zwróciła się do Doukakisa, który wciąż siedział nieruchomo. – Proszę, niech pan nie zwalnia nikogo z mojego powodu.
Czując ze zgrozą, że łzy napływają jej do oczu, zamknęła laptop i zamierzała już wyjść z pokoju, gdy odezwał się Doukakis.
– Chciałbym obejrzeć tę prezentację. Proszę mi ją przesłać – powiedział twardym, stanowczym głosem. Jego wzrok miał śmiertelną precyzję pocisku laserowego. – Chcę zobaczyć wszystko, co przygotowałaś.
Polly oniemiała z wrażenia.
Pierwszy ocknął się Michael Anderson.
– Ona pełni tylko funkcję sekretarki, Damon. Naprawdę nie musisz…
Ale Doukakis go zignorował. Nie odrywał wzroku od Polly.
– Proszę poinformować załogę, że ma trzy miesiące, by udowodnić swoją wartość. W tej chwili zwalniam jedynie zarząd.
W pokoju zawrzało, jakby wybuchła bomba.
Gdy znaczenie tych słów dotarło do Polly, zakręciło jej się w głowie. Nie zamierzał natychmiast zwalniać zespołu. Egzekucja została odroczona.
Wydając dziwny zduszony odgłos, Anderson próbował rozluźnić krawat.
– Nie możesz zwalniać członków zarządu. Jesteśmy motorem firmy.
– Gdyby mój samochód miał taki motor, od dawna byłby na złomie – odparł Damon surowym tonem. – Wykazaliście już swoją lojalność wobec pracodawcy, sprzedając mi udziały. Nie zatrudniam ludzi, których można kupić. Nie chciałbym również być oskarżony o dyskryminację kobiet, co nieuchronnie by mi groziło, gdybym was zatrzymał.
Polly miała ochotę wiwatować, ale Doukakis ciągnął, przedstawiając swoje warunki głosem pozbawionym emocji.
– Przenoszę działalność firmy do mojego londyńskiego biurowca. Mam tam dwa wolne piętra i zespół ludzi gotowych pomóc w przeprowadzce.
Polly poczuła, że radość gwałtownie ją opuszcza.
– Pracowaliśmy zawsze tutaj i…
– Nie zatrudniam nikogo na zawsze, panno Prince. W biznesie liczy się tylko dziś. Mój zastępca, Carlos, przejmie bieżące zarządzanie waszą firmą na najbliższy okres.
– Ależ tę funkcję pełnił Bill Benson przez…
– Zbyt długo – gładko dokończył zdanie. – Przez następne trzy miesiące będzie pracował z Carlosem. Jeśli się sprawdzi, zatrzymamy go w zespole. Nigdy nie rezygnuję z dobrych pracowników. Ale dokonuję wyboru, kierując się oceną ich kompetencji, a nie litością.
Twarz Andersona przybrała dziwny, szary kolor.
– Damon… – wykrztusił. – Ktoś musi cię wprowadzić w nasz system pracy. Wyjaśnić sposób prowadzenia firmy.
– Patrząc na wasz bilans, w ciągu kilku minut zrozumiałem, jak ją prowadzicie. Wręcz fatalnie. Wiem też, kogo zatrzymam, by wykorzystać jego wiedzę na temat pracy zespołu.
Michael wyraźnie odetchnął; na jego twarzy pojawił się uśmiech ulgi.
– Cieszę się, bo przez moment myślałem…
– I dlatego panna Prince będzie ze mną pracować przez następne trzy miesiące.
O nie! Tylko nie to!
– Jestem gotowa odejść, panie Doukakis.
– To nie wchodzi w rachubę. Zamierzam wszystko uporządkować z twoją pomocą. – Jego wypowiedź była celowo niejednoznaczna. Polly zastanawiała się, co chciał uporządkować. Chodziło mu o firmę, czy o relację między jej ojcem i jego siostrą?
– Ale…
– Moi ludzie będą tu za godzinę i zorganizują przeprowadzkę. Ci, którym to nie odpowiada, oczywiście mogą odejść.
– Chwileczkę… – Miała wrażenie, że miażdży ją coś ciężkiego. Desperacko pragnęła znaleźć się jak najdalej od Damona Doukakisa. – Ja rezygnuję…
Utkwił w niej wzrok.
– Jeśli zrezygnujesz, jeszcze dziś po południu zwolnię waszych pracowników.
Jego tłumiony gniew sprawił, że wszyscy obecni niemal się skurczyli.
– Nie! – Zgroza ścisnęła jej krtań. – Nie zasłużyli na to.
– Patrząc na wasz bilans, trudno w to uwierzyć. Nie mam wielkich nadziei, że wszyscy ci ludzie będą dla mnie pracować za trzy miesiące. Nawet na cmentarzu panuje większa aktywność.
Polly z trudem trzymała się na nogach. Pomyślała o Boris Cooper, która przez czterdzieści lat pracowała w dziale wysyłek. Ostatnio owdowiała i regularnie dostarczała korespondencję pod niewłaściwe adresy. Nikt jednak nie chciał sprawiać jej przykrości, toteż po cichu, gdy tego nie widziała, korygowano jej błędy. No i był jeszcze Derek Wills, który nie umiał prawidłowo się podpisać, ale roznosił codziennie dobrą herbatę, by nieco ich ożywić. Gdyby Polly odeszła, nie przetrwaliby trzech tygodni, nie mówiąc o miesiącach.
– W porządku – powiedziała zduszonym głosem. – Zostanę. Ale uważam, że pana zachowanie jest okropne.
– To mało prawdopodobne, by pani opinia o mnie była gorsza niż moja o pani. – Nagle stanął tuż przy niej. Siła jego gniewu omal nie zmiotła jej z nóg. Zastygła nieruchoma. Przerażało ją przenikliwe spojrzenie czarnych oczu i surowa siła tego mężczyzny. Czuła się przy nim mała pod każdym względem. Ale znacznie bardziej przerażały ją inne odczucia, które rozpaczliwie usiłowała ignorować – przyspieszony puls i dziwna słabość nóg.
– Jest pan niesprawiedliwy.
– Życie jest niesprawiedliwe – odparł surowym tonem. – Czy wam się to podoba, czy nie, jesteście teraz częścią mojej firmy. Witam w moim świecie, panno Prince.