Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Burgundczycy. Książęta równi królom - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
22 maja 2024
7688 pkt
punktów Virtualo

Burgundczycy. Książęta równi królom - ebook

1111 lat i jeden dzień historii burgundzkich Niderlandów. Oto epoka pełna bitewnego zgiełku, zdrad, luksusów i obłędu.

Na pograniczu Francji i Niemiec ośmielili się stworzyć władztwo, którego blask rozświetlił mroki średniowiecza. Do wykształconego w ich rezydencjach ceremoniału równać chcieli monarchowie Europy. Bez trwogi ruszyli na krucjatę przeciwko Turkom. Chcieli na swoją korzyść rozstrzygnąć losy wojny zwanej później stuletnią. Czy poddani widzieli w nich dobrych władców? Czy zgubiła ich zuchwałość w dążeniu po królewską koronę? Kim byli książęta Burgundii?

Bart Van Loo tka swoją opowieść gęstym splotem meandrów wielkiej polityki, atmosferą nieprzyzwoicie bogacących się miast, dworskich intryg i upadających rycerskich ideałów. Nasze dzisiejsze wyobrażenie średniowiecza i jego kultury zawdzięczamy książętom Burgundii.

Okazała książkowa uczta.

The Times, Książki Roku

Ekscytująca opowieść o brutalnym, bajecznie bogatym i szalenie ambitnym księstwie.

Simon Sebag Montefiore

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-8985-7
Rozmiar pliku: 16 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nie pojawia się strach

Na poważnych obliczach rycerzy,

Stanowczo i dostojnie,

Nieugięcie i spokojnie

Patrzą sobie w oczy.

Paul van Ostaijen, _Ridderstijd_ (Czas rycerza)
z tomu _Music-Hall_, 1916

Niebo pełne krwawej czerwieni,

ciężkie i rozszalałe groźną ołowianą szarością,

pełne fałszywego miedzianego połysku.

Johan Huizinga, _Herfsttij der middeleeuwen_
(Jesień średniowiecza), 1919

Wypełniony nieuleczalną tęsknotą

zobaczenia króla, dla którego chciałem walczyć,
idę na śmierć

i ten, kto chciał zostać wojownikiem

w najbardziej namiętnym ze wszystkich czasów,

musi teraz w spóźnionych, żywiołowych słowach

opłakiwać stulecia, które pociemniały w mroczne

i ogniste opowieści – o krucjatach

i katedrach.

Hendrik Marsman, _Heimwee_ (Nostalgia)
z tomu _Paradise regained_ (Raj odzyskany), 1927

W drodze na haniebny turniej,

wbity w żelazną zbroję,

słychać, jak cicho śpiewa

o nieistotności rzeczy,

w tym sobie na pierwszym miejscu,

wtłoczonym w chodzący pancerz.

Hugo Claus, _Ridder_ (Rycerz) z tomu _Almanak
_(Almanach), 1982Nie wyglądały zbyt atrakcyjnie. Bladozielone płócienne okładki emanowały ponurą nudą. Po otwarciu książki wkraczało się jednak świat pełen niezwykłych wrażeń i przygód. W wieku czternastu lat pochłonąłem wszystkie sześć tomów _’s Lands glorie_ (Chwała ojczyzny), albumów z lat 1949–1961. W 1987 roku stały się one dla mnie, wraz ze słynną trylogią Thei Beckman o wojnie stuletniej, bramą do wielkiej historii. Zadziałały jak hasło: „Sezamie, otwórz się!”.

_’s Lands glorie_ była pierwszą publikacją Towarzystwa „Historia”. By ją zdobyć, należało wycinać kupony drukowane na opakowaniach żywności – otrzymywało się za nie obrazki, na których odwrocie znajdował się krótki komentarz do przedstawionej sceny. Jeśli jadło się odpowiednie produkty, można było zdobywać wiedzę. Ilustracje wklejało się do zielonych albumów dołączonych do produktów spożywczych. Te albumy stały nie tylko u nas. Wychowały się na nich dwa lub trzy pokolenia Belgów. Nie można przecenić ich wpływu na tamte pokolenia.

Profesor Jean Schoonjans w zwięzłych opisach nie stronił od banałów. Mówił o „porządnych i dzielnych żołnierzach”*¹, ­nazwał damę przebraną za zakonnicę „bystrą monarchinią”² i krytykował „strasznego księcia Alb攳. Nałożył na przeszłość romantyczny filtr. I namawiał nas na nieco dumy. Słowo _glorie_ (chwała) nie znalazło się w tytule bez powodu. Nad stronami albumów unosił się duch XIX wieku.

Na skutek uporczywie belgijskiej narracji historycznej Schoonjansa wydawało się, że nasz kraj istnieje od zawsze, a jego mieszkańcy już dwa tysiące lat temu byli świadomi swojej tożsamości. Czyż nie czytałem w jego książce, że „Belgowie” w 57 roku p.n.e. byli „szczęśliwym narodem⁴”? Niestety potem przyszli Rzymianie. Ta informacja, napisana na dziewiątej stronie, zafascynowała mnie. Niewiele dalej profesor stwierdził, że „Belgowie” odegrali „decydującą rolę w zdobyciu Jerozolimy”⁵. Byłem pod takim wrażeniem, że odłożyłem na bok nawet trylogię Thei Beckman. Fakt, że zdradziłem ją na rzecz szkolnych tekstów Schoonjansa, wydaje się niewytłumaczalny. Ale _’s Lands glorie_ miała inny atut.

Rzeczą, która czyniła tę serię nie tylko atrakcyjną, lecz także niezapomnianą, były ilustracje Jeana-Léona Huensa. Często czerpał on inspiracje z obrazów starych mistrzów – to jego oczami pierwszy raz zobaczyłem dzieło Jana van Eycka czy Rogiera van der Weydena – ale równie łatwo szedł własną drogą. Wypróbowywał nieoczekiwaną perspektywę i zaskakujące kadry, malował twarze umierających ludzi. Jego realistyczny styl zakotwiczył się w mojej pamięci. Kiedy ktoś mówi o Karolu Młocie, Gotfrydzie z Bouillon czy Wilhelmie III Orańskim, pojawiają się oni w mojej głowie w postaci, w jakiej Huens ich kiedyś przedstawił.

Szczyt jego umiejętności znajdował się na piętnastej stronie trzeciego tomu, pod nagłówkiem numer sto osiemdziesiąt dwa: _Nancy_. Zwykle Huens serwował wymowny portret, przejmującą scenę lub szczegół jakiejś bitwy, ale tym razem jego ilustracja wyróżniała się pozorną pustką.

Za każdym razem, kiedy widzę ten obrazek, mam znowu czternaście lat. Patrzę na zimowy krajobraz – drzewo, zaśnieżoną równinę, dwóch uzbrojonych mężczyzn nadchodzących z oddali – tak, jak go wtedy widziałem. Zdumiony pustką tej ilustracji, w większości śnieżnobiałej. Drzewo i mężczyźni byli tylko dodatkami. Z ciekawością przeczytałem komentarz Schoonjansa: „W 1477 roku Karol Zuchwały oblegał miasto Nancy. Zginął w walce, której okoliczności pozostają niejasne. Jego zwłoki, na wpół pożarte przez wilki, zostały odnalezione pod śniegiem”⁶. Spojrzałem ponownie na obrazek i dopiero wtedy zobaczyłem ciemną plamę na śniegu, w cieniu drzewa. Można w niej dostrzec kontury martwego ciała.

Moje oczy musiały przeskakiwać z tekstu na obrazek i z powrotem. Ciągle pojawiały się te same pytania. Kim był Karol Zuchwały? Dlaczego tak go nazywano? Co, u licha, stało się z nim w Nancy? A co z tymi wilkami? Bez względu na to, jak bardzo reszta historii mnie pochłonęła, wciąż wracałem do tej ilustracji. Do wilków, do śniegu, do zwłok… do tajemnicy z Nancy.

Dopiero po trzydziestu latach udało mi się ją całkowicie rozwikłać. Tragiczny upadek Karola Zuchwałego, księcia Burgundii, jest ważnym elementem tej książki, w której szukam nie tylko faktów związanych z tą historią, lecz także tego, do czego Huens i Schoonjans w _’s Lands glorie_ próbowali się na swój sposób dokopać: rodowodu naszych ziem. I nie mam tu na myśli Belgii, bo – mimo dobrych chęci Schoonjansa – najpierw pojawiły się Niderlandy, a dopiero potem Belgia i Holandia⁷.

W końcu w 1987 roku zacząłem czytać kolejne powieści Thei Beckman. Po _Geef me de ruimte!_ (Daj mi miejsce, 1976) połknąłem _Triomf van de verschroeide aarde_ (Triumf spalonej ziemi, 1977) i _Het rad van fortuin_ (Koło fortuny, 1978). Niezliczeni Belgowie – a tym razem także Holendrzy – pochłaniali przygody Marije alias Marie-Claire i jej syna Matthisa. Ich przygody w czasie wojny stuletniej uważam za moje pierwsze wielkie doświadczenie czytelnicze. To było prawdziwe życie: czytanie grubych książek, które tchnęły nowe życie w wydarzenia z dawnych wieków, wchodzenie w czyjąś skórę, drżenie z emocji i napięcia. A na dodatek można się było wiele nauczyć.

Beckman osadziła swoją trylogię w latach 1346–1369. Wprowadziła postacie, które będą mnie prześladować przez wiele lat, takie jak Bertrand du Guesclin, Jan II Dobry, Karol V, Étienne Marcel. Nie mówiąc już o scenerii: bitwy pod Crécy i pod Poitiers, czternastowieczne Paryż i Brugia. Wszystko to pojawia się w książce, którą trzymacie w rękach. Okres od lat, w których rozgrywa się trylogia, do śmierci Karola Zuchwałego stanowi główną treść tej książki.

Niektóre doświadczenia czytelnicze są tak silne, że fermentują przez dziesięciolecia, by w pewnej chwili wyskoczyć z pudełka jak mały diabełek. Któregoś dnia nie mogłem oprzeć się pokusie i zanurzyłem się w otchłań, którą w mojej wyobraźni stworzyły trylogia Beckman i ilustracja numer sto osiemdziesiąt dwa Huensa. Jesteśmy owocami przeszłości – tak jak świat wokół nas.

*

Przez wiele lat spoglądałem przez mur. Mój wzrok niezmiennie kierował się na południe – w stronę Francji. To dzięki wchłonięciu jej kultury stałem się tym, kim jestem. Dopiero znacznie później uświadomiłem sobie, że przez cały ten czas moje stopy stały tutaj – najpierw na piaszczystym podłożu w regionie Kempen, potem na ulicach Antwerpii, wreszcie w glinie Flandrii Zachodniej, a dzięki moim coraz częstszym podróżom na północ także na holenderskich polderach. Wzrok porzucił nagle południowy horyzont i skierował się na grunt pod nogami. Zaczął mnie on intrygować. Jak mogłem przez te wszystkie lata tak bardzo zaniedbać swoje korzenie?

Nasza historiografia pełna jest dzieł wyjaśniających, jak doszło do rozpadu Niderlandów pod koniec XVI wieku. Tak wiele uwagi poświęca się temu bolesnemu podziałowi, że rzadko zadajemy sobie pytanie, co było wcześniej. Jakbyśmy zawsze byli razem.

Zacząłem czytać i odbyłem podróże w czasie do Dijon, Paryża, Lille, Brugii, Gandawy, Brukseli, Mechelen, Delftu, Goudy, Nijmegen i ’s-Hertogenbosch. Widziałem rozkwitające miasta, budzący się indywidualizm i zamierające ideały rycerskie. Schizofrenicznych królów, odważnych książąt i genialnych artystów. Płonące stosy i bankiety, dżumę i turnieje, Joannę d’Arc, Filipa III Dobrego i złote runo. Długie poszukiwania doprowadziły mnie do początków Niderlandów w XV wieku. I co się okazało? Niderlandy to wynalazek Burgundczyków.

Oczywiście z perspektywy geograficznej od niezliczonych lat istniały _lagen landen bi de zee_ (niziny przy morzu)⁸ – jak to ujął kiedyś anonimowy mnich – ale mieszkańcy tych księstw żyli w dużej mierze niezależnie od siebie. Feudalnie podlegały one albo królestwu francuskiemu, albo Świętemu Cesarstwu Rzymskiemu. W późnym średniowieczu niektóre z tych włości zostały jednak połączone i powstała nowa jedność, leżąca między dwoma wielkimi mocarstwami. Książęta burgundzcy – Filip II Śmiały, Jan bez Trwogi, Filip III Dobry i Karol Zuchwały, który zginął pod Nancy – odegrali w tym procesie wiodącą rolę i stali się patriarchami zjednoczonych Niderlandów. Filip II Śmiały położył fundamenty, jego potomkowie rozbudowali dziedzictwo, a wnuk Filip III Dobry miał po raz pierwszy nadać wymiar polityczny krajom wzdłuż dolnego biegu Renu, Mozy i Skaldy, zjednoczonym pod jego władzą.

Wszystko zaczęło się od ślubu Filipa II Śmiałego, księcia Burgundii, z Małgorzatą III Flandryjską, córką flamandzkiego hrabiego. Ich uroczystość weselna, która odbyła się 19 czerwca 1369 roku w Gandawie, wydawała się idealnym początkiem tej książki. Ale już po trzech stronach, by nie komplikować niepotrzebnie tekstu, potrzebowałem piętnastu przypisów wyjaśniających, kim był Ludwik II de Male lub co oznacza pojęcie feudalizmu. Krótko mówiąc, musiałem się rozpędzić, bo inaczej historia zawaliłaby się pod wpływem informacji, które nie każdy czytelnik przecież zna.

A może wystarczyłoby zacząć pół wieku wcześniej? Okazało się, że nie. A więc sto lat? W końcu zarzuciłem wędkę jakieś tysiąc lat wcześniej. A gdyby tak, pomyślałem, tytułem wstępu spróbować opowiedzieć wielką historię średniowiecza z punktu widzenia starożytnych Burgundów – germańskiego ludu, królewskich poprzedników książąt z XIV i XV wieku, którzy po raz pierwszy pojawili się w naszej historii w 406 roku? Ożywienie w alternatywny sposób tej epoki, w dużej mierze mglistej, było dużym wyzwaniem, lecz wysiłek się opłacił. Starzy wojowie nie tylko wskazali drogę do wielu kluczowych momentów historii, lecz także rozwiązali mój problem – czytelnik miał wyruszyć w burgundzką podróż z odpowiednim bagażem.

Pierwsza część księgi obejmuje prawie tysiąc lat (406–1369), następna – jedno stulecie (1369–1467). W części trzeciej omawiam dekadę (1467–1477). Części czwarta i piąta opisują tylko odpowiednio jeden rok (1482) i jeden dzień (20 października 1496 roku).

Książka ma kształt odwróconej piramidy. Szeroko rozpościera skrzydła, początkowo szybko przelatuje wysoko nad średniowieczem, następnie poświęca nieco czasu na dokładniejszą obserwację wydarzeń i w miarę, jak obraz staje się coraz ostrzejszy, powoli, ale nieubłaganie zmierza do uprzednio wybranego punktu końcowego – zapomnianego dnia w Lier, małym miasteczku w dawnym księstwie Brabancji, miejscu, gdzie właśnie 20 października 1496 roku nastąpił zwrot w historii Zachodu.

*

Jak gdyby w podziękowaniu za oddane przysługi, dziesięć lat temu Francja postawiła na mojej drodze życia Francuzkę – żadna Legia Honorowa nie może z tym konkurować. Okazało się ponadto, że moja wybranka pochodzi z burgundzkiej rodziny i spędziła młodość w starym księstwie. Nasze flamandzko-burgundzkie wesele odbyło się sześćset czterdzieści siedem lat po ślubie Filipa II Śmiałego z Małgorzatą III Flandryjską. Posag był mniej okazały, a bankiet nie dorównywał gigantycznym ucztom burgundzkich książąt, ale decyzja o ślubie zapadła mniej więcej w tym samym czasie co zamiar utrwalenia historycznego związku Burgundii z Niderlandami. Moja świeżo upieczona małżonka musiała przyznać, że mimo swego pochodzenia wie niewiele lub nic nie wie o książętach, nie mówiąc już o ich związkach z naszymi regionami. W historii Francji Burgundia była zawsze tylko ubogim krewnym. Ci, którzy znają tę historię, rozumieją dlaczego.

Nasza maleńka córeczka bacznie śledziła cały proces. Od samego początku mówi po niderlandzku i po francusku. Dziś, choć nie zdaje sobie z tego sprawy, kilkadziesiąt razy dziennie przekracza granicę językową. Parę razy w roku podróżuje na południe, a dokładniej – do ojczystej Burgundii. Postanowiłem opowiedzieć córce o mojej nowej książce. Może napisałem ją właśnie dla niej? Czy nie jest pół Francuzką, a pół Belgijką? Flamandką i Burgundką? Krótko mówiąc – idealną czytelniczką powstającej książki?

Kiedy pisałem moją poprzednią książkę, świetnie recytowała bitwy Napoleona, teraz także zadziwia zwiedzających pinakotekę. Zabrałem ją do Muzeum Sztuk Pięknych w Dijon, by zobaczyła portret mężczyzny ubranego na czarno, z wyrazistym spojrzeniem, czarnym chaperonem na głowie i łańcuchem złotego runa na szyi. Zapytałem ją wprost, czy wie, kim jest ten pan. Niespełna czteroletnia dziewczynka odpowiedziała rezolutnie i bez namysłu: „Filip Dobry!”.

Przynajmniej jedna osoba, która rozpozna człowieka z okładki mojej książki, pomyślałem. To najpiękniej zachowany portret rzeczywistego protoplasty Niderlandów, wzorowany na zaginionym oryginale Rogiera van der Weydena. Książęta scalali rozdrobnione Niderlandy poprzez bitwy, małżeństwa i reformy, ale byli również mecenasami sztuki, zleceniodawcami niezapomnianych dzieł Clausa Slutera, Jana van Eycka, Rogiera van der Weydena i Hugona van der Goesa. Opowiadanie historii Burgundczyków jest jak otwieranie skarbca pełnego arcydzieł.

Po napisaniu poprzednich książek miałem ogromną chęć zanurzyć się w końcu w historii Niderlandów. W trakcie pracy zauważyłem jednak, że nie mam innego wyjścia, jak tylko włączyć do swojej opowieści dużą część historii Francji. Przecież Filip II Śmiały, pierwszy z czterech książąt burgundzkich, był najmłodszym synem Jana II Dobrego, króla Francji, bratem Karola V Mądrego i regentem młodego Karola VI Szalonego. Napięcia między Francją a Burgundią (a później Niderlandami Burgundzkimi) były nie do uniknięcia.

Musiałem przyznać, że nie wyszło to tak, jak się spodziewałem. Jeśli chciałem właściwie opowiedzieć historię Niderlandów, musiałem zacząć od tego, czego chciałem uniknąć – od spojrzenia przez mur. Wzrok znów powędrował na południe. Oczy skierowały się na Francję. Dopiero z czasem moja historia ruszyła na północ. Krok po kroku. Kawałek po kawałku. Proces ten doskonale odzwierciedlał moją ewolucję.

Korzenie naszych regionów skrycie biegną na południe. Do tej pory nie mogłem sobie tego wyobrazić, ale moje spojrzenie na południe i moje północne korzenie były skazane na to, żeby kiedyś się ze sobą spotkać.

Bart van Loo

Druy-Parigny (Burgundia), lato 2015

Moorsele (Flandria), jesień 2018

_Uznałem za konieczne umieszczenie na końcu książki nie tylko drzew genealogicznych, lecz także serii miniatur, portretów i fragmentów omawianych dzieł sztuki, uporządkowanej chronologicznie. Lista najważniejszych postaci występujących w książce, z których każda opatrzona jest krótkim biogramem, liczne mapy oraz oś czasu z najważniejszymi wydarzeniami historycznymi uzupełniają posłowie. Może ono okazać się przydatne podczas lektury książki, ponieważ przewija się w niej duża liczba postaci i wydarzeń._

1* Podczas pisania takiej książki można by bez wysiłku wyczarować mnóstwo przypisów. Wydawało mi się to bezcelowe. Chciałem jednak podać pochodzenie przytaczanych cytatów. Są to właściwie wyłącznie świadectwa kronikarzy z tamtych czasów, prawie nigdy nie są to poglądy tego czy innego historyka – wypowiedzi Micheleta, Pirenne’a, Huizingi czy Blockmansa stanowią rzadki wyjątek. Cytowałem oryginalne teksty średnioniderlandzkie tak często, jak to było możliwe, choć czasami decydowałem się na ich tłumaczenie, by były zrozumiałe. Z tego względu teksty ze średniowiecznego języka francuskiego tłumaczyłem standardowo. Oczywiście przeczytałem większą liczbę dzieł niż te wymienione w przypisach. Można je znaleźć w bibliografii zarówno opisowej, jak i wyliczeniowej.
Jean Schoonjans, Jean-Léon Huens, _’s Lands Glorie._ _Vulgarisatie van de geschiedenis van België door het beeld_, Artis Historia, 1949–1961, deel III, s. 9. (Jeśli nie zostało podane inaczej, wszystkie tłumaczenia cytatów pochodzą od autorki przekładu – przyp. red.).

2 Ibidem, s. 23.

3 Ibidem, s. 44.

4 Jean Schoonjans, Jean-Léon Huens, _’s Lands Glorie_…, op. cit., deel I, s. 9.

5 Ibidem, s. 41.

6 Jean Schoonjans, Jean-Léon Huens, _’s Lands Glorie_…, op. cit., cz. III, s. 15.

7 Oficjalną nazwą kraju od 1 stycznia 2020 jest Królestwo Niderlandów, jednak zgodnie z tradycją nadal w użyciu _pars pro toto_ pozostaje Holandia, które to miano określa jedną z prowincji, jak i cały kraj (przyp. red.).

8 Hugo de Schepper, _Belgium dat is Nederlandt. Identiteiten en identiteitenbesef in de Lage Landen_, Breda: Papieren Tijger, 2014, s. 17.Prawią nam stare pieśni o przeszłości cudach:

O bohaterach słynnych, o znojach, o trudach,

O godach i rozkoszy, o łzach i boleści,

O bojach i zapasach – słuchajcie powieści!

autor nieznany, _Pieśń_ _o_ _Nibelungach_,
przeł. Ludomił German, ok. 1200

Albo o tym, jak opowiedzieć o pierwszym tysiącleciu średniowiecza z punktu widzenia Burgundów, i o tym, jak się okazuje, że ten zromanizowany lud germański był bohaterem wszystkich najważniejszych wydarzeń, takich jak wędrówka ludów, upadek cesarstwa zachodniorzymskiego, powstanie chrześcijaństwa, najazdy barbarzyńców z północy i heretyków z południa. Krótko mówiąc, na długo zanim Burgundczycy – dzięki Filipowi II Śmiałemu, Janowi II bez Trwogi i Filipowi III Dobremu – wyłonili się jako protoplaści Niderlandów, Burgundowie odcisnęli już swoje piętno na kluczowych wydarzeniach w historii Europy.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij