Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Burza pod lasem - ebook

Data wydania:
1 lutego 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,00

Burza pod lasem - ebook

"Bez wstępnych ceregieli, niejako z marszu odpiął jej prawą, sięgającą łokcia, skórzaną rękawiczkę i złożył pocałunek na wilgotnym, zaróżowionym przegubie dłoni. Odwijając rękawiczkę powtórzył pocałunek na lewej ręce. Jak dotąd był to zawsze niezawodny gest, symboliczny wstęp do każdej gry miłosnej. W tym właśnie momencie ogarnął go niepokój. Powinien był już czuć dreszcz podniecenia, skurcz w krtani i lędźwiach, znak, iż gotów jest do miłosnego aktu. Nie tak dawno sam widok łydki dziewczęcia wsiadającego do tramwaju wprawiał go w podniecenie. Teraz oto znalazł się sam na sam z ponętną kobietą, która najwyraźniej oczekiwała go w swych mieszkaniu w miłosnych celach, a poczuł się zimny i martwy niczym głaz. Stali na środku pokoju, rękawiczki były zdjęte. Trzymał nadal w ręce jej dłoń. Dama, tak chciał ją nazywać trzydziestoletnia uśmiechała się do niego wyczekująco a z każdą chwilą coraz bardziej ponaglająco, uśmiechała się. Miała mocne, zdrowe zęby, niewielkie szczeliny między siekaczami i bardzo ostrymi kłami, które nadawały jej w sumie ładnej twarzy jakby trochę wilczego wyrazu. Włosy posiadała kruczoczarne, stąd nad jej górną wargą delikatny meszek. Z powodu orientalnej obfitości kształtów, i ciemnej karnacji, również z upodobania do jaskrawych kolorów i świecącej biżuterii nazywano ją w kołach towarzyskich „odaliską”. Rozrośnięta, ciut przyciężkawa, łydziasta w pełni samica. Wielki Boże, jego rycerzyk, jego duma dotąd taki chwat, zdrajca skapitulował, taka katastrofa, zwłaszcza tym razem przy tej ponętnej i obfitej w kobiece doskonałości dramatycznie nie odczuwał w ogóle żadnego pożądania. Może jej gotowość speszyło go Miał lat pięćdziesiąt i coś, lecz nadal prześcigał w biegach, pływaniu i w siodle każdego swego rówieśnika, tym bardziej, że jego umysł pracował z precyzją i szybkością dobrze naoliwionego karabinu maszynowego. Nie mógł więc w żaden sposób doszukać się powodu, dla którego w kwiecie wieku - tak mniemał - miałby zostać impotentem. Przestraszył się tego słowa. Pociągnął ku sobie „odaliskę” tak gwałtownie, że aż krzyknęła, i przycisnął wargi do jej ust. Odwzajemniła się wsuwając mu język między zęby. Stali tak objęci dłuższą chwilę, ona dyszała zwierzęco, on zaś czuł, jak zimny pot spływa mu po plecach. Nagle pojął aż nazbyt jasno, że jeśli nie zaprzestanie miłosnej gry, cały wieczór skończy się dla niego upokorzeniem i wstydem. Uwolnił jej usta, wypuścił ją z objęć i cofnął się."

(FRAGMENT KSIĄŻKI)

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63972-08-0
Rozmiar pliku: 993 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Burza pod lasem

Motto: Cnotliwy obraz nie przesłoni ordynarnej a nawet brudnej myśli.

Fiodor Dostojewski

Jak okrutnie, z jakimi kaprysami ten niemiecki los bywa pokrętny, ba przewrotny, ileż w nim paradoksów a jak wiele przeinaczeń - właśnie nad koleinami niemieckiego losu pogranicza w XX obolałym wieku dumał pogrążony i zasępiony we wspomnieniach w małym cichym powiatowym miasteczku na środkowym Pomorzu w Polsce a jakże Ludowej, skromny bez szczególnych pretensji do życia a tym bardziej broń Boże tym bardziej do swego Stwórcy prowincjonalny ale dobry lekarz - internista doktor Tomasz Lawenda pijąc z nabożeństwem cokolwiek wywrotowym amerykańską baltonowską kawę, co już samo w sobie było jakaś prywatną formą buntu wobec władzy ludowej, bo rozkoszował się zdobyczą kapitalizmu. Po dwudziestu latach jego jedyna siostra Irena odezwała się z Ameryki, list przyszedł jak sygnał radiowy nadany z drugiej planety, przez obcą cywilizację. Siostra list połączyła do paczki, a może było odwrotnie i to serce popędziło kalkulację?

W czułym acz skrupulatnie czujnym (cenzura) liście siostra z hen hen Ameryki skarżyła się, że Niemcy podobnie jak Żydzi stali się narodem wypędzonych, z tą różnicą, że żydowskie wygnanie zostało opisane i opłakane. Rozsądnie Irena wybitnie ezopowym językiem pisała, że trudno jej się żyje w mitycznej Ameryce, że kapitalizm wcale nie jest taki słodki - pewnie świadoma koncesja na rzecz cenzury, i że tęskni, i obce są i chyba do końca życia pozostaną dla niej tamtejsze obyczaje, że bardzo wielu, zdecydowanie zbyt wielu hałasujących murzynów kręci się na ulicach, i że materialnie powodzi się jej dobrze, że dochowała się dwojga dzieci, teraz już prawie dorosłych, czy też całkiem dorosłych - zależy jak na to patrzeć, i że boleje - co za staroświecka ta jej niemczyzna - nad losem tylu ludzi, całych milionów wygnańców, których ta zła wojna (i znów następował ezopowy termin, albo cała eufemistyczna figura, zatem jasne było, że jego siostra ma świadomość dolegliwości komunistycznej cenzury - okoliczności z niej wynikające zmusiły do opuszczenia stron rodzinnych. List od siostry przeczytał parokrotnie i na kilka sposobów, więc również pomyślał refleksyjnie, z czymś co kojarzy się w wisielczym humorem a może z także ze zgodą na niegodziwości tego świata - Jaki ten los bywa przewrotny, Niemców już raz w tym wieku wysiedlano, i to też postępowała Rzesza. Pierwszy raz to się zdarzyło na jesieni 39 i ciągnęło się do wczesnego lata 40 roku, na rozkaz Hitlera i w porozumieniu z władzami trzech krajów bałtyckich przesiedlano głównie etnicznych Niemców z Łotwy i Estonii, niegdyś Inflant a jeszcze potem bałtyckich prowincji imperium rosyjskiego, z powrotem do ojczyzny. Wuj Oskar, wykwintny jak ambasador z wysokości swojej berlińskiej powagi i wszechwiedzy, a najbardziej dobrobytu i koneksji znakomitych, ten który był poniekąd ekspertem od spraw niemczyzny na wschodzie tak podsumował to działanie - kompletna paranoja, zupełna aberracja, przecież Niemcy bałtyccy, po siedmiu wiekach oddzielania od macierzy to zupełnie osobne germańskie plemię, przesiąknięte słowiańszczyzną i duchem twardych chłopskich bałtyckich narodów. Wtedy jak mówili niektórzy z sąsiadów zwaliła się rodzinie Lawendów wówczas Lavendelów na głowę rodzina z obecnego Tartu, a w dobrych czasach niemieckiego Dorpatu stryjenka Edeltraud, ze stryjem Ottonem, zgodnie z polską nomenklaturę. Po niemiecku to będzie prościej, że wuj Otto młodszy i niespokojny brat ojca, młodszy od ojca choć bardziej od niego sparciały i jego egzotyczna żona Niemka bałtycka, coś takiego mieszczańskiego w płaczliwym stylu post biedermeier jak jakaś zacna wczesna figura z kart Buddenbrooków powrócili do starej ojczyzny, tak sobie ciotkę Edeltraud wyobrażał Przesiedleńcy, nie tak do końca, ona w pełni przesiedlona. Bardzo przygnębieni oboje i przygnębione ich walizki. Ledwie, wczoraj rano wyrwali się z wilgotnych baraków z Bydgoszczy. Że tak nie wolno, że Rzesza o swoich zadba, że im przydzieli odpowiednie lokum, że będzie wybór może w Poznaniu? Ale to musi potrwać, jest wojna, są trudności, no to ciotka Edeltraud, która nie ta trudności przeżyła, zaczęła jak to ona w wdziękiem i konsekwentnie, przekonywać tego urzędnika, że oni to znaczy ona i jej mąż te trudności przeczekają u rodziny, bo tak się akurat składa, że blisko, siedemdziesiąt kilometrów stąd mają bliską rodzinę. I, że ta co łatwo potwierdzą właściwe władze posiada dom odpowiedni, to są dobrzy Niemcy i chętnie państwo odciąża w tej mierze. A to się ów urzędnik ucieszył, że jeden kłopot spodnie mu z głowy i nawet załatwił się darmowy przejazd do miejsca, jak zaznaczył tymczasowego pobytu Ciotka Edeltraud która nigdy żadnego urzędnika, obojętnie jakieś narodowości nie ceniła, bo nie było za co szanować, pod drzwiami, w dwójnasób wydatnie, bo po estońsku, (głośno i po estońsku, co jest dla niemieckiego ucha i makabrą i abrakadabrą naraz - aby dokuczyć, tym sapiących za biurkiem umundurowanym durniom) powiedziała do wuja Ottona - Jak nas raz wypuścili, to my się tak łatwo nie damy złapać po drugi raz, co się nam należy weźmiemy a gdzie się zatrzymamy to nasza sprawa, nie mam racji mój ty Ottonku słodki?

Wieczorem, drugiego dnia ich złotowskiego pobytu, kiedy pierwsze łzy powitania już nieco obsychały zeszli się w saloniku aby pogwarzyć. A pora ku temu była sposobna i okoliczności sprzyjające. Otóż cicho, szarówka, deszczyk listopadowy mżył, w rynnach ciurkała melodyjnie deszczówka, zaciemnienie dodawało nastroju sprzyjającego zwierzeniem. Chodniki, jak padło na nie światło latarki przechodnia błyszczały niczym wywoskowany parkiet na balowej sali. Wuj Otto pokurczony, skwaszony, znacznie posiwiały, zmarszczki jakby siedział w pajęczynie gmerał się niczym borsuk w jamie przy nabijaniu fajki. Ciotka Edeltraud (na tę stryjenkę - którą serwował jej raz czy drugi słowiańskim obyczajem, który lubuje się w takich drobnych rozróżnieniach Tomasz prychała) stała przy oknie i za firanek patrzyła z jakaś psią rezygnacją na ulicę przez szparę w kotarze. Sztywna i zakłopotana, w obcym domu, ciasnym sami mężczyźni, komentowała - O, nie to policjant a myślałam że człowiek, dlaczego u was takie zdechłe powietrze, te jeziora muszą być płytkie przez to malaryczne, nie to co u nas, u nas jeziora takie spokojne i ciche, błękitne - poskarżyła się, jakby miała z osiem lat.

Ojciec posapywał i co pewien czas mamrotał - stało się, i tak nie mieliśmy na to wpływu - trącił nogą stolik, kawę rozlał, w innych czasach za nieboszczki matki byłaby awantura.

Ciotka - (stryjenka, taka nomenklaturą posługiwała się matka nieboszczka) - Edeltraud przyjemnie obnosiła te swoje czterdzieści lat, więcej niż ale nie dużo. Szczupła, pachnąca, światowa doskonale zakonserwowana powabem aktorki albo malarki. Przyciemniła włosy, to pewne, ale oczy miała młode. Zielonkawe, nieco skośne, nie do zapomnienia. Mówiło się w rodzinie, cokolwiek też napomykał w listach wuj, że flirtowała z młodszymi, czy tylko flirtowała? Może przyczyna owych zażyłości tkwiła w pragnieniu odgrywania roli matki przez bezdzietną kobietę albo chciała poirytować ślamazarnego męża. Wybaczono, wiadomo tak Niemcom nie łatwo i ten klimat, rzeki na pół roku zamarzają. Po za tym ciotka zawsze była trochę postrzelona, i te środowisko studentów, artystów, profesorów, obcokrajowców zobowiązywało. Pili holenderską kawę, delektowali się, zwłaszcza ciotka z miśnieńskiej porcelany, ostatecznie to była wyjątkowa okazja - Dobrze, że twoja matka nie żyje, biedaczka taka u niej emocje na wierzchu, zresztą wszyscy Słowianie są tacy, to co się teraz dzieje by ją dobiło, nieboszczka zawsze miała słabe serce i była taka egzaltowana, ot powszechna katolicka przypadłość - stwierdziła cierpko poprawiając seledynowy peniuar, przypominając że ona tam, u siebie była wielką damą, albo miała ku temu zadatki. Szlafroczek erotycznie uwypuklał kulę jej brzuszka, ach gdyby nie te lata, no tak lata można by pomyśleć ach co za supozycje! - ciotka Edeltraud jest przy nadziei, nie ciotka Edeltraud nie była przy nadziei. A dodatkowo ten zalotny pieprzyk na dole lewego policzka, kokieteryjnie zachodzący na wargę jakże elektryzuje męskie oko. Znów zamilkli, czekali które pierwsze wybuchnie - Chcecie wiedzieć jak to było? Jak to było? Okropnie. Nikt nie pytał, kazali, nacisk był niesamowity, agitacja, z każdej strony, Rzesza wzywa, ojczyzna was potrzebuje, każdy naciskał, nie było chwili spokoju, pastor, władze, gazety, rodzina, sąsiedzi przychodzili, ci niemieccy namawiali, ci estońscy chcieli majątek za psi gorsz wykupić, ja od razu nie chciałam. Przychodzili urzędowi chcieli kupować jak leci, ci dobrze płacili, tacy różni podstawieni, skąd naraz tyle dolarów i marek mieli? Kto sypnął? Do końca tego nie wiadomo. Estońska władza za nimi stała i nasza też, dogadali się, sprzedali nas. Zgadza się, że Niemką jestem, ale bałtycką Niemka, my bałtyccy Niemcy od trzystu lat my mieszkaliśmy na tej ziemi, tej czy tamtej, Boże już się pogubiłam, ale dla mnie zawsze pozostanie tej - ciotka Edeltraud wytarła chusteczką oczy, popłakała się - ty wiesz trzysta lat co to znaczy? Tu wszystko takie inne, gładkie nawet jesiony jakieś pokraczne a brzozy, żebyś ty widział te nasze brzozy. Płakać się chce - Pod oczy Tomaszowi podsunęła czarno - białą ulotkę z krzykliwym hasłem - Poczytaj sobie, jak nam zabełtano w głowach - Heimatische Birken auch in der Neuen Heimat (Rodzime brzozy w nowej ojczyźnie także), ty coś z tego rozumiesz, w jakiej znowu nowej ojczyźnie? Działy się rzeczy straszne, wiecie jak nas łupili Estończycy? Co tam Estończycy Łotysze byli jeszcze gorsi. Za konia, dobrego konia który kosztuje na rynku nawet 300 łatów łotewscy gospodarze łaskawie płacili ledwo 60 łatów i to z jakimi dąsami. A łotewski łat to tyle co brytyjski funt, nasze obecne dwanaście marek. Myśmy musieli się zgadzać, mieliśmy nóż na gardle, terminy nas piliły. Nasi ludzie na Łotwie i w Estonii wyzbywali się dorobku całych pokoleń za darmo - Wzburzona przechodziła na słowiański miękki akcent, miało się wrażenie, że wstępuje w nią jakaś zwariowana Rosjanka przemawia ze sceny albo o chwilę pamięci doprasza się nieboszczka matka - a my sami przecież bankruci, goli i bosi, no Otto odezwij się, księgozbiór poszedł w estońskie diabły, meble Boże jakie meble w ratach, z całości wzięliśmy za nie za jakieś niecałe 150 marek, mahoniowe i pianino za 70 marek, dobre szafy, dywany, kryształy, porcelana, naszą papugę wziął jakiś Rosjanin profesor gimnazjum klasycznego, dał nawet pięć koron tyle co wystarczy na dwie kawy i dwa ciastka w cukierni, bez napiwku. Nam bliżej było ewakuować się z Rygi, stąd mam te łotewskie informacje. Na statku Poczdam kolejna tragedia bom to był maleńki parowiec i ponad dwa tysiące ludzi napchali, jeszcze nam ze dwie setki kryminalnych więźniów dołożyli, którzy jak się okazało byli oni ci rzezimieszki Niemcami.

Stryj safanduła Otto ożywił się, (tak ściśle biorąc stryj, brat ojca, ale w rodzinie się przyjęło wuj, matka mawiała - ja tych waszych wuj stryj nie rozróżniam, co to urząd spadkowy czy rodzina?) w dobrze utrzymanym granatowym garniturze i lekko wytartych na obcasach półbutach znacząco zakasłał, teraz jego kolej aby się użalić, byle szorstko że się nie certoli - Te nie były najgorsze, wciskali inne, o tamte były paskudne - posłuchaj tak tu stoi: Wer bleibt, ist kein Deutscher mehr (Ten co zostaje nie jest już Niemcem), spędzili, normalnie ustawili pod ścianą jak na rozstrzelanie, bez przerwy nachodzili różni agitatorzy, większość przyjezdnych, straszyli, grozili, cuda obiecywali, złote góry, ojczyzna, naród czeka - ugniatał tytoń z cichą zawziętością - Nie dawali nam wyboru, to był dyktat, stawiali jasno sprawę albo chcesz osiągnąć bezpieczną i szczęśliwą przyszłość w Wielkiej Rzeszy Niemieckiej albo oddzielisz się od swego wielkiego narodu i zdasz się na łaskę innych jako obywatel drugiej kategorii. To było takie straszne, w takim pośpiechu robione. To wezwanie było całkowicie nieoczekiwane, wielu z naszych ludzi wprost zaszokowało. Ja już czułem co się szykuje po gromkiej mowie Reichskanzlerza w Reichstagu z dnia 06X 1939, zapobieżenie przyszłym konfliktom na tle narodowościowym, tak się to nazywało. Ludzie buntowali się, zrywali prenumeratę gazet, nas zmuszono, z obu stron były naciski. U nas w Estonii o tym kto ma wyjechać decydowała nie wola albo przeświadczenie narodowościowe człowieka ale kataster prowadzony przez władze zgodnie z ustawą o określeniu narodowości z 1934 a jak były wątpliwości sięgali do katastru duńskiego z roku. (dramatycznie ściszył głos jakby szykował się do ujawnienia tajnego hasła bankowego) - uważaj z roku 1241, niepojęte co?

Kataster może i solidnie był zrobiony ale u nas nigdy Duńczycy nie rządzili, wystarczyło samo niemiecko brzmiące nazwisko. W Berlinie świadomie skazano nas na głód i poniewierkę. Ty wiesz ile maksymalnie produktów żywnościowych zezwoli wywieź, śmieszne ilości, 50 gramów herbaty, 100 gramów kawy i 100 gramów cukru, wszystko wydzielali. Tytoniu pozwoli zabrać trzy opakowania, wszystkie trzy wypaliłem na statku, jakbyś mi nie załatwił to bym ssał teraz kciuk albo palił brzozowe liście, a skąd je brać o tej porze - rozlana odrobina kawy brunatną strużką wsiąkała w złocisto - złote kruche ciasteczka. Fajka zgrzytała głośno między zębami, wreszcie zapalił, zakrztusił się - A wy wiecie jak dokładnie pamiętam tamto ostatnie niebo, różowo - ciemnoniebieskie, dziwne jak dokładnie - wuj pochylił się, zupełnie jakby chciał schować głowę w swoje wysokie ramiona.

Stryj w kręgu rodziny mówił Reichskanzler, co miało znamionować dystans, nigdy Führer, i tak znacznie ryzykował. On wciąż patrzył na obecne Niemcy, jak na scenerię dla skrupulatnej zacności Buddenbrooków - To może być niebezpieczne, uważaj Otto tutaj są inne obyczaje i surowsze prawa, jest wojna - przestrzegł go ojciec, no tak ale ojciec zawsze był bojaźliwy, nie bojaźliwy - tylko jestem realistą, teraz takie czasy mój Tomaszu - korygował. Dobrze będę się pilnował, ma być wódz to będzie wódz - zgodził się wuj. Ponadto wujowskie oczy blado szare, skrzywdzone deprymowały.

- Psy, nawet takie malutkie, pokojowe wybili, powiedzieli, że ze względów sanitarnych, strzelali prosto w oczy, pieski fikały koziołki, krew bryzgała, szlochy, spazmy, straszny widok, aż jedna grafini się zbuntowała, nie chciała wsiąść na statek, bo nie chcieli ewakuować z nią jej ulubionego konia. W sumie rozumiem ją, ja bym też się opierała, to nienormalne tak pozbawić ludzi wszystkiego z czymś się człowiek zżył. Grobów i duszy nikt na plecy nie zabierze, a nasze piękne kościoły i pałace a inne pomniki niemiecko - bałtyckiej kultury.

- Zaraz ciocię rozumiem, i jej współczuje bowiem jej żal bo tam urodzona, ale wuj, przecież wuj przyszywany, wuj urodził się tu, a nie tam, wuj do Estonii wybrał się aby poszukać lepszego życia i przygód, mówiło się, że tymczasowo jak się tylko dorobi to powróci - prowokował dobrotliwie Tomasz.

Stryj Otto szarpnął się tak gwałtownie, jakby mu pętle na szyję zakładano - Tymczasowo a nie pamiętam. Wyjechałem bo tam była szansa, czego mogłem oczekiwać dobrego tutaj. Bieda zaglądała w oczy, nie śmiej się tak było. Z marnego sklepiku nie wykarmi się siedem gąb, a zresztą teraz nie jest lepiej. Zgadza się, wyjechałem znacznie przed Wielką Wojną, ile miałem wtedy lat piętnaście, tak piętnaście. Wyznam wam że milszy mi był żywot pedla w Dorpacie niż tutaj wysiadywanie po urzędach i wysłuchiwanie jakiej dostąpiłem łaski. Emfatyczny powrót na ojczyzny łono. Najpierw ta podróż morzem, brr zimno i plucha w listopadzie to nie była kuracyjna wycieczka, potem te rozpadające się cuchnące baraki w Bydgoszczy, też zimno, człowiek deptał po człowieku, takie zagęszczenie nic nie było przygotowane, cieniutka zupka i te wrzaski, czy tutaj każdy kto przy władzy musi tak wrzeszczeć.

- No tak ale tam u obcych ludzi wuj był popychadłem, z miotłą ganiał, przed profesorstwem czapkował a teraz w ojczyźnie stał się dumnym pełnoprawnym członkiem wielkiego narodu.

Ciotka - stryjenka Edeltraud opuściła ręce i patrząc na szwagra zapytała dramatycznie - I co teraz z nami będzie? Powiedź coś, zadecyduj!

Ojciec stęknął, podniósł się, z etażerki wziął Biblię, otworzył na chybił trafił i odczytał pierwsze co rzuciło się w oczy - „Usidliłeś się słowami ust twoich, pojmanyś mowami ust twoich”.

Ciotka machnęła ręką - Co ty czytasz, przecież to katolicka Biblia!

- I być może też Słowo Boże - syknął stryj Otto, zanim go małżonka zmiażdżyła spojrzeniem.

Tomasz czuł na wargach cierpko ciepły smak koniaku. A potem, już po domowemu ciotka Edeltraud, zawsze była nader swobodna wycierała się olbrzymim ręcznikiem kąpielowym - Nareszcie poczułam się jak człowiek, tyle brudu off - wyznała z ulgą.

Potem, za dwa dni, kiedy się wygadali, wyżalili, z nagła ciotka Edeltraud zapytała Tomasza całkiem poważnie - Słyszałam Tomaszu, że byłeś na wojnie, tam na wschodzie. Powiedź czy tam widziałeś już wielbłądy?

- Jeszcze nie byłem na wojnie, szczęśliwie ominęła mnie ta rozkosz, ale coś się szykuje, znowu miałem dyscyplinującą rozmowę z przedstawicielem pewnej ważnej instytucji - odpowiedział oględnie i na tym rozmowa się urwała.

Polskość co znaczy dla niego polskość? Polskość to strona pamięci. Jego matka była Polką, przynajmniej jak ją odbierało niemieckie otoczenie, cichą i smutną osobą, wcześnie odeszła, ale jeszcze zdążył zapamiętać aromat jej ciała ciepły jakby woń koniczyny, gorzko - słodki oddech gdy się nad nim pochylała, jej naiwne niebieskie oczy, dźwięczny głos naśladujący gdy mówiła coś po niemiecku pastuszą fujarkę, matka często się modliła. Zawzięcie religijna, „ta, która bywająca z Matką Boską na ty” - jak sykali z pogardą co niektórzy niemieccy sąsiedzi. Raz, niegdyś kiedy miał osiem, siedem lat wzięła go ze sobą na odpust Matki Boskiej Siewnej w drugą niedzielą września do Górki Klasztornej, do sanktuarium Maryjnego Krajny. Dreptał nie wyższy od nie jednego psa z matką w tłumie kościstych rozmodlonych ludzi. Brat matki, wuj, którego zapamiętał jako rosłego mężczyznę o rudo - miedzianej pirackiej brodzie pokazywał jak najlepiej owijać nogi w onucki, tego brata matki Niemcy zabili w 1919 roku. Matka chodziła wraz z innymi katolikami na mszę i opust do kościółka polnego pod wezwaniem świętego Michała we wsi Podróżna. Na każdego 29 września na pamiątkę cudownej mszy odbytej w roku 1870. Jak ludowy przekaz głosił a uczone kroniki potwierdzały w tymże roku we wsi Podróżna wybuchła epidemia cholery, zmarło ponad trzydzieści osób i zmarłoby jeszcze więcej gdy nie patron wsi i tego dnia święty Michał. Ludzie przerażeni znikąd nie widząc ziemskiej pomocy zebrali co się świętemu należy na ofiarę i zamówili przebłagalną mszę w intencji zażegnania epidemii, zwracając o niebiańskie wsparcie, i święty Michał dzielny rycerz pogromca smoka piekielnego chwacko się sprawił i epidemia wygasała.

Złożyła im wizytę pewna znajoma ciotki, pokrzywdzona, jako też repatriantka, pani tęga, wysoka, mocno zbudowana. Już ubrana po domowemu, staroświecko ale to jakoś współgrało ze stanem jej ducha, w aksamitną domową suknię z trenem, który ledwie dotykał podłogi, ozdobioną z przodu falbaną na całej długości. Ten strój przypominał o jej byłej bujność ongiś kształtnego ciała zamkniętego w ciasnym koronkowym gorsecie. Nie tolerowała najlżejszej nawet krytyki pod swoim adresem i zmieniała służące równie często jak śmiałe w stylu kapelusze. W Rewlu taka kucharka służyła już u niej dobrych kilka lat, ale żadna służąca nie utrzymała się dłużej niż parę miesięcy. Jej mąż akceptował ją taką, jaką była: szorstką, porywczą, żywą, dowcipną, wierną, mocną fizycznie, mówiącą ochrypłym głosem i rubasznie niczym wieśniaka. To nie jeden z jej wyjątkowo dobrych dni, choć włosy miała świeżo umyte, puszyste i lśniące, choć już gdzieniegdzie srebrzące się na skroniach, a cerę zaskakująco młodą i jasnoróżową jak dziewczęta z płócien Renoira. Na ramionach dzierżyła srebrnego lisa, który kąsał swój ogon pod jej podbródkiem. Siorbała herbatkę i podpierając brew kciukiem lewej dłoni chrapliwie oznajmiła - Wiecie moi państwo, wczoraj byłam w Brombergu, widziałam na tramwajach wywieszkę Für Polen zugelassen (niem. Dozwolone dla Polaków!), dla mnie to jednak gruba przesada - miała nie proporcjonalną budowę, krótkie nogi i długi stan i dlatego jej nogi w lakierowanych bucikach dyndały tuż nad podłogą, jakby rozpaczliwie szukały twardego oparcia.

Czy to miało jakieś znaczenie, ale Tomasz przespał się z ciotką Edeltraud, raz, ten jeden raz jemu wystarczył. Sama ciotka wystąpiła z taką inicjatywę, żaliła się: ten twój wuj to stary pierdoła, on w ogóle nie jest już mężczyzną, a ja czasem potrzebuje jeszcze mężczyzny, to co mam robić? Zaradź jako mojej biedzie Tomaszu. I Tomasz zaradził, miał potem niesmak w ustach i czul się głupio względem wuja, ale cóż stało się. Ciotka Edeltraud jako osoba energia i przebojowa otrzymała stanowisko pomocy przy buchalterce w mleczarni, gorzej było z wujem Ottonem, który miał ambicje ale nie miał kwalifikacje, ostatecznie poszedł do roboty w piekarni wraz ojcem Tomasza a swoim bratem. Dom był duży a wujostwo wygodni i oszczędni, żeby nie powiedzieć skąpi zamieszkali więc u Tomasza i jego ojca, w sumie taki układ był wszystkim na rękę.

Tak jak się spodziewał się, że się o niego niemiecka siła zbrojna upomni. Upomniała się zaraz po nowym roku. Tomasz otrzymam wezwanie do wojska, został medykiem wojskowym i skierowano go do Generalnego Gubernatorstwa. Trafił do miasteczka o romantycznej i pachnącej nazwie: Wrzosów, służba miała być czasem względnego spokoju, trochę musisz ojczyźnie odsłużyć, z czasem coś się wymyśli - rekomendował najbliższą przyszłość wuj Oskar - Ale dlaczego aż do takiej dziury? bronił się, miał do wuja Oskara zaufanie, jak wuj Oskar utrzymuje, że coś jest konieczne, to tak musi być - Bo z takiej dziury będzie cię łatwiej wyłuskać. Po za tym dowódca Tomasza, major Burnberg został już zawczasu pozytywnie nastawiony wobec pewnego lekko chromującego i zagubionego lekarza, który niejako nieoczekiwanie spadł mu z nieba, i z którego, okrutną prawdę powiedziawszy w zwykłych okolicznościach nie byłoby żadnego pożytku.

Po prostu Tomasz powinien mieć w dokumentach odnotowana służbę wojskową, był przecież porucznikiem rezerwy i lekarzem, znaczne pogorszenie zdrowia powinno mieć miejsce „w trakcie odbywania służby wojskowej”. Z takim uszczerbkiem na zdrowiu w chwale i zgodnie z przepisami będzie przeniesiony w stan rezerwy, a przecież o to chodziło.

W tym Wrzosowie szybko przekonał się, że istnieją światy do pewnego stopnia równoległe, które tylko na pewien czas i przy pewnych okolicznościach przenikają się, stało się tak, że on postać z tego świata pomorskiego przeszedł na krótko do świata małego miasteczka, gdzieś w środku Polski.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: