Być mężem i ojcem. Książka dla niego - ebook
Być mężem i ojcem. Książka dla niego - ebook
Co to znaczy: być dobrym ojcem? Jak zbudować ojcowski autorytet? Kto ma dzisiaj władzę w rodzinie? Do niedawna mężczyźni żyli w poczuciu, że ich rola polega głównie na zapewnieniu rodzinie środków do życia. Dzisiejsi ojcowie stopniowo przejmują odpowiedzialność za dzieci, jednak nie zawsze wiedzą, jak zbudować z nimi silną więź i zdobyć naturalny ojcowski autorytet.
Jesper Juul rozważa najważniejsze dylematy współczesnego męża i ojca. Radzi, jak odnaleźć swoją pozycję w rodzinie i odkryć radość bycia z bliskimi.
Książki duńskiego pedagoga i terapeuty rodzinnego Jespera Juula znalazły uznanie wśród rodziców na całym świecie. ,,Twoje kompetentne dziecko'' należy dziś do klasyki literatury pedagogicznej. Autor przedstawia w niej filozofię wychowania, która opiera się na szacunku dla dziecka, dialogu oraz właściwym przywództwie dorosłych. W swoich książkach Jesper Juul zachęca rodziców do budowania u dzieci autentycznego poczucia własnej wartości (uwaga: to nie to samo, co przesadna wiara w siebie) oraz odpowiedzialności za siebie ‒ dwóch warunków szczęśliwego życia.
Spis treści
OJCOWIE WCZORAJ I DZIŚ Wprowadzenie...4
TATA W CIĄŻY...24
TY I TWÓJ OJCIEC..31
WŁADZA I ODPOWIEDZIALNOŚĆ...39
TWOJA POZYCJA JAKO MĘŻCZYZNY...53
TWOJA POZYCJA JAKO OJCA...63
BYĆ OJCEM, GDY WYCHOWANIE
JUŻ NIE DZIAŁA...71
JAK SOBIE RADZIĆ Z KONFLIKTAMI...77
TWOJE TAJEMNE ŻYCIE EMOCJONALNE...85
JAK MOGĘ BYĆ KIMŚ WARTOŚCIOWYM
DLA MOJEJ RODZINY...89
AGRESJA I PRZEMOC...96
MĘŻCZYZNA JAKO MINISTER MIŁOŚCI...104
RODZINA W CENTRUM...110
PARTNER CZY SŁUŻĄCY? ...118
MIŁOŚĆ TO COŚ INNEGO...126
OJCOWIE RÓWNIEŻ SIĘ BOJĄ...139
DODATKOWY OJCIEC...148
JAK PRZEKONAĆ PARTNERKĘ, ŻE JESTEM
DOBRYM OJCEM...151
CZYM JEST DLA CIEBIE TWOJE DZIECKO...156
OJCOWIE MÓWIĄ...163
POSŁOWIE Spóźnione wyznanie miłości
(Ingeborg Szöllösi)...195
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62445-20-2 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do czasu pojawienia się rodziny, jaką znamy dzisiaj, mężczyźni żyli w poczuciu, że ich rola polega przede wszystkim na zapewnieniu środków utrzymania. Byli wprawdzie głową domu, ale niemal nie angażowali się w jego życie emocjonalne. Taki wzór ojca utrzymywał się bardzo długo: od końca średniowiecza do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Dopiero mężczyźni mojego pokolenia wpadli na pomysł, że mogą stać się integralną częścią wspólnoty i wziąć na siebie odpowiedzialność – uczuciową i egzystencjalną – za potomstwo. My, nowi ojcowie, nie chcieliśmy naśladować naszych ojców. A mimo to nie potrafiliśmy świadomie wypracować własnego wzorca postępowania i roli w rodzinie – ulegliśmy pokusie naśladowania matek. Zaczęliśmy robić to samo, co one: kąpać i karmić dzieci, zmieniać im pieluchy, nosić je na rękach i kołysać, bawić się z nimi i chodzić na spacery. A wszystko to pod ścisłą kontrolą matek.
W ubiegłym wieku ukuto pojęcie nieobecnego ojca: tak nazwano samotnego patriarchę rodziny. W naszej historii było ich wielu. Próbowali odgrywać swoją rolę, przejmując przywództwo w rodzinie, jednak w rzeczywistości byli ciągle nieobecni w domu i nieosiągalni emocjonalnie. Nowa generacja ojców lat sześćdziesiątych nie miała wzorów, na których mogłaby się oprzeć. Dodatkowo silnym ciosem dla mężczyzn tego pokolenia – dla ich osobistej godności – stał się proces industrializacji. Gdy popatrzymy na głowy dawnych rodzin, to znajdziemy w nich nie tylko szczególne poczucie dumy, ale również godność osobistą, która określała ich wartości i pomagała utrzymywać dobre relacje z innymi. Industrializacja zniszczyła tę godność w bardzo krótkim czasie i to nie tylko u prostych pracowników fabryk, ale również u wszelkiego rodzaju urzędników i menedżerów niższego szczebla. Nikt nie oczekiwał od nich, że praca będzie im sprawiała radość i dawała satysfakcję. Ich osobiste myśli i uczucia przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Praca zaczęła służyć tylko do tego, by zarobić pieniądze na rodzinę.
Być może się mylę, widząc związki, które w rzeczywistości nie istnieją, ale dla mnie jest jasne, że odkąd mężczyźni utracili swoje poczucie godności i integralności, rozprzestrzenił się wśród nich pewien wzorzec zachowania, który można określić jako imperatyw posłuszeństwa. Wymóg bycia posłusznym opuścił fabryki i pojawił się w domach, tylko że tutaj posłuszne miały być kobiety i dzieci.
Życie dzieci nie było wtedy łatwe. Nie przewidziano dla nich możliwości podążania własną drogą – większość z nich szła śladami rodziców. Synowie zaczynali pracę tam, gdzie pracowali ojcowie, a córki przygotowywano do roli matki i gospodyni. W tamtych czasach wychowanie w posłuszeństwie miało nawet sens, ponieważ większość społeczeństwa nie mogła liczyć na inne życie i inny sposób utrzymania się. Społeczeństwo industrialne było tak skonstruowane, że znaczenie człowieka jako indywiduum zostało sprowadzone do minimum – dotyczyło to w równym stopniu mężczyzn i kobiet. Pod pewnym względem mężczyźni mieli nawet gorzej, ponieważ kobiety mogły przynajmniej spędzać wiele czasu z dziećmi i przez to budować silniejsze związki uczuciowe. Nie znaczy to, oczywiście, że między kobietami i mężczyznami nie istniały żadne relacje uczuciowe, ale schodziły one na dalszy plan wobec konieczności odnalezienia się w swojej roli i dostosowania do okoliczności życiowych. Nikt nie stawiał sobie pytań o rozwój osobisty.
Dlatego nagła inicjatywa ojców z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, aby aktywnie włączyć się w życie rodziny, była – z punktu widzenia kobiet – jak najbardziej uzasadniona. Bowiem to one ponosiły dotychczas całą odpowiedzialność za rodzinę, co znacznie ograniczało ich indywidualne możliwości. Z drugiej strony, inicjatywa ta okazała się przytłaczającym wyzwaniem nawet dla tych ojców, którzy posiadali wyjątkową motywację i chęć zaangażowania się w to, co nowe.
A jednak dzieci były objawieniem! Kobiety od stuleci doświadczały tego, że bliski kontakt z nimi otwiera nie tylko oczy, ale i serca. Od zawsze miały coś, czego nie znali mężczyźni ani w miejscu pracy, ani w domu: osobistą relację z drugim człowiekiem. Niestety, owa osobista relacja nie uchroniła ich od zamknięcia się w swojej roli. Zamiast rozwijać więź z dziećmi, matki bardzo wcześnie zaczynały je „tresować”, myśląc, że w ten sposób ułatwią im późniejsze odnalezienie się w społeczeństwie. Kobiety rezygnowały ze swej autentyczności, stawały się niewolnicami roli przypisanej im przez społeczeństwo i w większości nie udawało im się odkryć swojej prawdziwej istoty. A dzieciom często brakowało tego, co nazywamy dzieciństwem.
Mimo że matki postępowały tak, jak kazało im społeczeństwo, nie znaczy to, że nie były bliskie swoim dzieciom. Nie bez powodu nazywano je czasem „rodzinnym Czerwonym Krzyżem”, kiedy pocieszały je na boku przed krzyczącym czy nawet bijącym ojcem. To była dla nich jedyna możliwość okazywania nieposłuszeństwa mężczyźnie.
Z kolei dzisiaj obserwujemy, że w wielu związkach żyjących na zasadach partnerskich kobiety mają określone oczekiwania względem mężczyzn. Wiele z nich jest sfrustrowanych tym, że nie doświadczają z ich strony bliskości ani uczuć, na których im zależy. Często żyją w przekonaniu, że mężczyźni coś przed nimi ukrywają, celowo nie dopuszczając do swojego życia wewnętrznego – co traktują jako osobistą porażkę i policzek. Moje doświadczenie mówi mi jednak, że z mężczyznami jest jak ze sklepem: wszystko, co można w nim dostać, leży na półkach. Nie należy zakładać, że na tyłach jest jeszcze ukryty jakiś magazyn z ekskluzywnymi towarami. A jednak kobiety często tak myślą. Mają skłonność, żeby wierzyć, że mężczyźni nie odkrywają przed nimi wszystkich kart. Fakty są jednak inne: dodatkowy magazyn często po prostu nie istnieje. Innymi słowy: współczesny mężczyzna, który jest gotowy na nowo zdefiniować swoją rolę partnera i ojca, musi sięgnąć naprawdę głęboko, żeby znaleźć to, czego potrzebują jego partnerka i dzieci. W tym sensie ojcostwo jest dzisiaj nie tylko prawdziwym darem, ale również wyzwaniem.
Ojcowie często zachowują się niepewnie w kontaktach z dziećmi. Jest to zrozumiałe w sytuacji kogoś, kto nagle staje naprzeciw bezwarunkowej miłości małego człowieka, na którą musi się jakoś otworzyć, a wcześniej miał do czynienia tylko z miłością kobiety – miłością, która idzie w parze zawsze z pewnymi warunkami. Dodatkowo ojcowie mogą czuć się niepewnie wobec synów, kiedy chcą z nimi zbudować autentyczną relację. Utrudnia to fakt, że od pokoleń byli nieobecni w domu, ich miejsce zaś zajęły pewne wyobrażone postacie, które dzieci idealizowały i za którymi tęskniły, albo się ich bały, jeśli były to postacie domowego policjanta i sędziego, po których można było spodziewać się tylko osądu, przywołania do porządku lub kary. Dzieje ludzkości, a w szczególności literatury, są pełne przykładów nieszczęśliwych i nieudanych relacji między ojcami i synami – synami, którzy albo usilnie walczyli o ich uznanie, albo ich szczerze nienawidzili.
Z kolei wiele dziewczynek dorastało z wyidealizowanym obrazem ojców, którzy uczynili je swoimi osobistymi księżniczkami. Musiało upłynąć trzydzieści, czterdzieści albo i pięćdziesiąt lat, zanim córki zrozumiały, jak pusta jest taka relacja z ojcem – i że rola księżniczki wyrządziła im więcej szkody niż pożytku.
Dziś nie tak łatwo ustalić, jaki jest podział władzy w rodzinie. Dawniej na szczycie hierarchii znajdował się ojciec, niżej była matka, a następnie starsi synowie i tak dalej. Jednak w kwestiach rodzinnych i domowych matki miały więcej do powiedzenia, tyle tylko że nie mogły wykonywać swojej władzy w sposób bezpośredni, lecz musiały używać środków pośrednich i manipulacji. W pewnej duńskiej książce z 1928 roku, przeznaczonej dla matek, zostało jednoznacznie opisane, jaką pozycję w domu zajmuje ojciec i co z tego wynika dla pozostałych członków rodziny. Na przykład, gdy po powrocie z pracy mężczyzna siada do kolacji, wszystkie dzieci poniżej piętnastego roku życia muszą znajdować się w swoich pokojach lub w sypialni, ponieważ nie godzi się, by mężczyzna spożywał posiłek w ich towarzystwie. Była to jedna z porad, jakich kobietom udzielali – uwaga! – eksperci. Według nich, dzieci powinno trzymać się z dala od ojców! W gruncie rzeczy od tamtych czasów nie minęło wcale tak wiele lat. Niestety, rozmaici eksperci wciąż odnoszą sukcesy jako autorzy lub autorki poradników. Niektóre amerykańskie znawczynie relacji rodzinnych propagują, na przykład, tak wartościowe myśli, jak ta, że jeśli chcesz uszczęśliwić swego męża, zadowalaj go dobrym jedzeniem i seksem.
Z historycznego punktu widzenia nie powinno więc dziwić, że mężczyźni czują się dzisiaj niepewnie w roli ojca. Mają ubogie doświadczenie, a naprzeciw nich stoją kobiety, które są coraz silniejsze, coraz bardziej samodzielne i wymagające.
Moje pokolenie mężczyzn było pierwszym, które poczuło potrzebę zbliżenia się do dzieci i które doceniło wartość tej relacji. Byliśmy także pierwszymi, którzy zrozumieli, że nie możemy po prostu kopiować własnych ojców ani uczyć się ojcostwa od swoich żon, lecz że potrzebujemy wzorców ze strony innych mężczyzn – równolatków lub starszych – którzy posiadają poszukiwane przez nas przymioty. To samo dotyczy współczesnych mężczyzn, którzy nie mogą wprost wzorować się na swoich ojcach.
Główną siłą i motywacją do praktykowania ojcostwa są same dzieci: ich bezwarunkowa miłość i nieograniczone zaufanie popycha nas do rozwijania własnych umiejętności w tej dziedzinie. Ale szczególne wyzwanie współczesnych mężczyzn nie ogranicza się tylko do zdefiniowania na nowo roli ojca. Wymaga ono także znalezienia swojego miejsca w związku, w którym władza i odpowiedzialność rozkładają się po równo między kobietę i mężczyznę, zaś relacje zostają szczególnie mocno określone przez kobiece wartości. Mówię to, mając świadomość, że dzisiaj trudno już o wartości specyficznie męskie czy żeńskie. Z drugiej strony, większość osób raczej zgodzi się, że podkreślanie znaczenia relacji uczuciowych jest zasadniczo kobiecą cechą, mimo że przynosi korzyści tak kobietom, jak i mężczyznom.
Temat „wzoru ojcostwa” nie zostaje wyczerpany poprzez stwierdzenie, że młody ojciec powinien uczyć się od mężczyzn, których uważa za pozytywny przykład. Często dużo więcej uczymy się z negatywnych przykładów – od ludzi, których za żadne skarby nie chcielibyśmy naśladować. Ale nawet jeśli ograniczymy się tylko do pozytywnych wzorów, nikt nie powinien naśladować ich kropka w kropkę, ponieważ w ten sposób szybko straciłby autentyczność i wiarygodność jako ojciec.
Na młodych ojcach ciąży dzisiaj wielkie brzemię: żądanie, aby stanowili pozytywny wzór dla dzieci. Żądanie takie jest, niestety, niemożliwe do spełnienia. Faktycznie, rodzice są wzorem dla dzieci, ale być tylko pozytywnym wzorem – to niemożliwe. Rodzice – dobrzy czy źli – są zawsze punktem wyjścia i źródłem inspiracji dla dzieci. Z biegiem czasu większy wpływ mają jednak na nie rówieśnicy.
Młodzi rodzice często żywią lęk, że w swoim ojcostwie czy macierzyństwie mogliby stać się podobni do własnych rodziców. Wszyscy mamy skłonność, żeby powtarzać zachowania rodziców, nawet jeśli w swoim czasie sprawiały nam one ból, a na poziomie intelektualnym są, według nas, godne krytyki. Naśladujemy ich tak czy siak. Ów mechanizm naśladownictwa można wyjaśnić faktem, że w rodzinie, w której dorastaliśmy, położono podwaliny pod to, co uważamy za miłość do drugiego człowieka. Dlatego sposób, w jaki kochali nas nasi rodzice, stał się częścią nas samych. Przyswoiliśmy sobie ich zachowania, ponieważ dopóki nie skończyliśmy dwunastu lat, byli dla nas paradygmatem najlepszego rodzica na świecie. Żadne dziecko nie podważa sposobu okazywania miłości przez matkę lub ojca ani nie powątpiewa w ich zdolność kochania. Dzieci powątpiewają zawsze tylko w siebie: gdy ojciec objawia jakieś destrukcyjne zachowania, zawsze obwiniają siebie. Pytają wtedy: co zrobiłam lub zrobiłem złego, że mój ojciec tak się zachowuje? W ten sposób może nawarstwiać się w nich poczucie winy, któremu przewodzi myśl: mój tata tak się zachowuje, bo jestem złym dzieckiem.
Sposób, w jaki ojciec kocha syna – na przykład fakt, że go krytykuje albo że karze go fizycznie, lub że w potrzebie zawsze pozostawia matce – odbija się później na jego sposobie postępowania. Tylko w jeden sposób można zneutralizować ów wczesny wpływ na dziecko: przez bliską i odpowiedzialną relację między ojcem i synem. Gdzie młody ojciec może się czegoś takiego nauczyć? Po prostu traktując poważnie swoje dziecko. Sama silna wola nie wystarczy, żeby przezwyciężyć naturalną skłonność do powtarzania schematów zachowania swojego ojca. Może się to udać tylko wtedy, gdy pozwolimy zainspirować się własnemu dziecku. Dzięki temu krok po kroku mamy szansę oddalić się od schematów postępowania przejętych od rodziców i rozwinąć swoje własne, odpowiednie dla siebie i swojej rodziny.
Niestety, partnerka i matka naszego dziecka nie jest w stanie nam w tym pomóc – nawet gdy widzi, że nasze zachowania mają charakter destrukcyjny i szkodzą dziecku. Kobieta nie ma głębszego wpływu na mężczyznę, ponieważ mężczyźnie trudno jest przyswoić sobie jej krytyczny punkt widzenia. Łatwiej mu zaakceptować propozycję alternatywnych sposobów reakcji i zachowania, jeśli pochodzą one od innego mężczyzny. Dlatego uważam, że bardzo ważne jest, by mężczyźni mieli swoje własne, męskie środowisko. Przy czym nie chodzi mi o spotkania z kolegami, na których każdy próbuje udowodnić innym, jaki jest cool i jak bezproblemowe życie prowadzi, ale o spotkania, w czasie których rozmawia się szczerze o swoim życiu.
Po ponad czterdziestu latach pracy z parami i rodzinami uważam, że mogę pozwolić sobie na twierdzenie, iż dla dziecka jest bardzo ważne, by mieć dwoje rodziców, którzy są od siebie bardzo różni. Z powodu naszej tęsknoty za bliskim kontaktem między mężczyznami i kobietami mamy skłonność zapominać, że obie płcie różnią się między sobą: myślą inaczej, mówią różnymi językami i mają różne wartości. Mówiąc krótko: inaczej doświadczają i interpretują rzeczywistość.